piątek, 29 stycznia 2021

Rozdział Siedemnasty

 Avada podeszła do powalonych przeciwników i wycelowała różdżką w każdego z nich. Bardzo korciło ją, aby rzucić na wszystkich jakieś paskudne, torturujące zaklęcie, ale nie mogła zrobić tego przy Gryfonce, której nie ufała całkowicie i musiała przecież zachowywać jakiekolwiek pozory. Może i Weasley była dziewczyną jednego z nich, jednak ona sama nie należała do ich zgrupowania, więc córka Czarnego Pana nie mogła pozwolić sobie na tak ogromne ryzyko tutaj w Hogwarcie.

Maski natychmiast zleciały, ukazując im twarze atakujących. Avada zmarszczyła brwi w zastanowieniu, ponieważ nie kojarzyła ich nazwisk, choć wiedziała, że oni także zostali wylosowani, do zawodów. Tak samo i Catherine, nie potrafiła wymienić nazwisk ich wszystkich, jednak nie miała z tym problemu obecna z nimi Gryfonka, a także Leyliss, którzy przynajmniej kojarzyli uczniów, a z tymi mieli już wcześniej do czynienia.

– Mogliśmy się tego spodziewać – mruknął Leyliss. – White i Kellys, synowie aurorów. Ale ci dwaj? – zastanowił się, zerkając na pozostałych.

– Corner to idiota – stwierdziła Ginny. – Na Merlina, jak mogłam z nim być. Po Ernim bym się tego nie spodziewała, ale obydwaj w zeszłym roku należeli do Gwardii Dumbledore’a i to pewnie dlatego. Wiedziałam, że znam tego Patronusa – dodała, nagle przypominając sobie, dlaczego jastrząb wydał jej się dziwnie znajomy. – Gdzie reszta? – zapytała dziewczyna, mijając oszołomionych uczniów. 

Ślizgoni i Gryfonka przeszli kawałek dalej, rozglądając się za powalonymi przeciwnikami. Ruda czupryna jednego z nich już z daleka była widoczna, nawet pomimo maski na twarzy.

– Wiedziałam, że mój durny brat wziął w tym udział – mruknęła. – Ten obok to Finnigan. Gryfon miał rozcięte ramię, z którego obficie leciała krew, musiał  oberwać jakąś raniącą klątwą. Ginny od razu do niego podeszła i zaczęła mruczeć jakieś zaklęcia. Nie znała się na leczeniu za bardzo, ale potrafiła odwracać skutki prostych, raniących klątw. 

– Eston – stwierdził Leyliss, odkrywając twarz kolejnego. – I Chang – dorzucił. – Tam dalej jeszcze ktoś jest – minęli kolejne ciało i podeszli. 

– To ta okropna przyjaciółka Chang, która wsypała nas w zeszłym roku – stwierdziła Ginny, gdy odeszła od nieprzytomnego Seamusa. – Jeszcze ma ślady po klątwie Hermiony, dobrze jej tak – rzuciła mściwie, dokładnie oświetlając jej twarz. – Idę po Hagrida, a wy ich pilnujcie – zarządziła Ginny.

– Hagrida? Lepiej tutaj sprowadzić Snape’a – zdziwiła się Avada. Półolbrzym nie przypadł jej do gustu. Była kiedyś razem z Harry’m u niego w odwiedzinach, bo nie chciała robić Wybrańcowi przykrości, ale zadecydowała, że nigdy więcej już się nie da namówić. Zaczęła nawet tworzyć listę idealnych wymówek, aby zawsze miała dobry pretekst. 

– Jest najbliżej i dzięki niemu, nikt nas nie oskarży. Nie wiadomo, co powiedzą tamci, jak się obudzą – uznała. – I nie możemy ich tu zostawić na pożarcie dzikim zwierzętom – dodała całkiem racjonalnie.

– Szkoda, należałoby się im – mruknęła pod nosem Avada.

– Weasley ma rację, Snape jest za daleko – zgodził się Leyliss i poparł Wesleyównę, która od razu ruszyła w stronę chatki gajowego. – Aczkolwiek możemy wysłać mu Patronusa – wymyślił, a potem wyczarował swojego obrońcę i powiedział wiadomość, a biały wilk błyskawicznie pognał między drzewami, kierując się do zamku. 

Hagrid i Ginny szybko wrócili na miejsce zdarzenia, a po drodze nauczyciel był już zapoznany z całą sytuacją. Nie mógł uwierzyć w to, że uczniom przyszłoby coś takiego do głowy. Zasadzka na innych i to jeszcze  w Zakazanym Lesie.

– Cholibka, co napadło te dzieciaki, żeby was atakować – zastanowił się mężczyzna. – Catherine, idź po Dumbledore’a – zarządził od razu Hagrid. – Musimy ich przenieść na skraj lasu, wyczarujcie nosze i zabierzcie ich – dodał. 

– Nie uwierzy nam – stwierdziła Ginny do Avady i Leylisa. – Dumbledore zrzuci winę na nas. 

– Jesteś Gryfonką – zdumiał się chłopak. Był pewien, że jej przynależność do domu Godryka Gryffindora zapewni im nietykalność przynajmniej ten jeden raz. 

– Jawnie mu się sprzeciwiłam i odcięłam magiczne więzy od swojej rodziny, a to wszystko dla śmierciożercy, więc mój dom nie ma tutaj żadnego znaczenia. Avada jest córką Voldemorta, a Ty jesteś Ślizgonem, a to już mówi samo za siebie. Powinniśmy stamtąd zwiewać, bo nas obwinią o napaść na nich. 

– Snape do tego nie dopuści – stwierdziła twardo Avada. Ginny miała nadzieję, że jej słowa się ziszczą i rzeczywiście nauczyciel eliksirów zdoła ich wybronić. Brzmiało to paradoksalnie, ale w tej sytuacji Gryfonka musiała zaufać Ślizgonom.

Hagrid i uczniowie, razem z tymi nieprzytomnymi (zabranymi na magicznych noszach) przenieśli się na skraj lasu, gdzie po kilku minutach znalazł się także Severus Snape, a także dość szybko przybył Albus Dumbledore razem z Cathy.

– Jak do tego doszło? – zapytał na pozór spokojnie dyrektor, choć sprawny obserwator mógł dostrzec, że bacznie omiatał wzrokiem całą czwórkę, aby znaleźć choćby cień fałszu na ich twarzach. Nie byl jednak do tego zdolny, bo go tam po prostu nie było. Tym razem Ślizgoni naprawdę byli niewinni, choć dyrektor doskonale o tym wiedział. 

– Byliśmy na błoniach kiedy…

– … i zobaczyłysmy patronusa

– …zaatakowali…

– Leyliss – zagrzmiał Snape, uciszajac wszystkich. – Mów.

– Byliśmy z Avadą na błoniach, wracaliśmy do zamku, kiedy wyleciał z niego patronus. To był srebrny jastrząb  – doprecyzował. – Poszliśmy za nim, bo odnieśliślismy wrażenie, że tego od nas chce. Najpierw zaprowadził nas do zamku, potem na błonia i wreszcie na skraj Zakazanego Lasu, gdzie czekali na nas z zasadzką.

– Ci wszyscy nieprzytomni zaatakowali waszą czwórkę – stwierdził Dumbledore, dokładnie się przyglądając. – Dziesięciu przeciwko czworgu i ich ot tak pokonaliście?

– W zasadzie to zaatakowali tylko mnie i Daniela, panie profesorze – doprecyzowała Avada. – Cathy  i Weasley zobaczyły nas przypadkiem i przyszły nam z pomocą.

– Nadal zadziwiające jest to, że we czworo pokonaliście dziesięć osób – Dumbledore próbował wszystko zrobić tak, aby wina spadła na zaatakowanych. Przy tym świetnie udawał, że jest niezorientowany w sytuacji, choć każdy wiedział, że to wszystko prawdopodobnie z jego polecenia. 

– Albusie, chyba nie sugerujesz, że to oni zastawili zasadzkę? – oburzył się Snape.

– Nie powiesz Severusie, że cię to nie zadziwia.

– Leyliss jest jednym z lepszych uczniów, Potter i Riddle uczyły się w Durmstrangu, gdzie kładzie się nacisk na naukę walk, a Weasley zdaje się, że uczyła się pojedynków w twojej gwardii, pod okiem Pottera, który też jest w tym dobry, co przyznaję bez żadnej przyjemności – bronił uczniów Snape. – Dlatego wcale mnie to nie zadziwia, Albusie.

– Panie profesorze, pokonaliśmy ich sposobem, inaczej nie dalibyśmy rady – wtrąciła się Cathy, aby jakoś wybronić siebie i resztę.

– Co masz na myśli, panno Potter?

– Byłyśmy z Ginny na Wieży Astronomicznej, gdy zobaczyłyśmy, że Avada i Daniel idą za Patronusem do Zakazanego Lasu. Przywołałymy miotły i poleciałysmy za nimi pod zaklęciem Kameleona, a potem ten sam urok rzuciliśmy na nich.

– Dzięki temu oni rzucali zaklęcia na oślep, a my ich pokonaliśmy – dopełniła Ginny.

– Godzinę temu Krukoni się tutaj kręcili, panie psorze – wtrącił nagle Hagrid, coś sobie przypominając. – Wyganiałem ich, gdy wychodziłem z Zakazanego Lasu, bo kręcili się zbyt blisko. Niebezpiecznie jest się kręcić na jego skraju.

– Zabierzmy ich do pani Pomfrey, niech sprawdzi, w jakim są stanie, a gdy się obudzą, także przedstawią swoją wersję. Wy możecie wracać do swoich domów, chyba że również potrzebujecie pomocy medycznej – odpuścił w końcu dyrektor, w ogóle nie odnosząc się do słów Hagrida.

– Zajmę się nimi, dyrektorze – oznajmił Snape, natomiast staruszek nie miał nic przeciwko.

Dumbledore wysłał Patronusa do pielęgniarki, aby mogła być przygotowana, a później przenieśli nieprzytomnych do Skrzydła Szpitalnego.

Snape zabrał pozostałą czwórkę do swojego gabinetu i wszystkich obrzucił surowym wzrokiem. Wyraźnie było widać, że jest rozeźlony.

– Czy ja wam nie mówiłem, że macie unikać kłopotów i trzymać się od tego, co wydaje wam się dziwne? – zagrzmiał. – Doskonale wiecie, że Dumbledore chce się was pozbyć, zwłaszcza ciebie, Avado.

– No w zasadzie, to mi nic pan nie mówił – mruknęła pod nosem Ginny.

– Weasley, nie osłabiaj mnie, jesteś na celowniku tak samo, jak oni i na pewno wiesz dlaczego – rzucił kąśliwie, natomiast Gryfonka już nic nie odparła, a tylko pokiwała głową. Zdawała sobie sprawę, że sytuacja jest poważna i to nie pora na żarty. – Co wam przyszło do głowy, żeby iść za obcym Patronusem i to do Zakazanego Lasu? Chyba nie sądzisz, że Dumbledore uwierzył w twoją łzawą historię o tym, że jesteś aniołkiem, Avado.

– Chyba pan zapomina, że są wśród nas osoby…

– Avado, Weasley jedzie na tym samym wózku – powiedział dobitnie. – Oficjalne deklaracje nie mają w tym momencie żadnego znaczenia.

Zapadła na chwilę cisza, w której Snape i Riddle mierzyli się wzrokiem. Cathy doskonale rozumiała, co jej przyjaciółka ma na myśli i dlaczego podchodziła nieufnie do Gryfonki, ale miała także świadomość, że profesor Snape ma rację. 

Avada w końcu zerknęła na Ginny, nadal będąc rozeźlona, ale w końcu skapitulowała.

– Dobrze, Severusie – oznajmiła twardo, przestając bawić się w oficjalne szkolne tytuły, których była zmuszona tutaj używać. – Dobrze, jak chcesz. Pamiętaj jednak, że jeśli coś się przez kogoś wyda, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, a ja z radością wymierzę ci karę.

– Przecież i tak wiem, że Dumbledore chce się pozbyć dzieci śmierciożerców, którzy w większości przypadków są śmierciożercami – odpowiedziała mu Ginny. – Dobrze też wiem, że kłamiesz Dumbledore’owi, wiem o Harry’m, Hermionie. Myślisz, że Theo też by to przede mną ukrywał? Wyluzuj, Riddle – wtrąciła zirytowana Ginny. – Jawnie się sprzeciwiłam Dumbledore’owi, a to stawia mnie w tej samej sytuacji, co was wszystkich.

– Wy dwie też zachowaliście się nieodpowiedzialnie. Dlaczego nie wysłałyście mi albo komukolwiek innemu Patronusa z wiadomością, że coś się dzieje?

– Nie pomyślałyśmy – mruknęła Cathy.

– Na Merlina, pilnujcie się. Zaraz zaczyna się kolejne zadanie, nie wiem, na czym polega, ale na pewno nie będzie tak bezpieczne, jak test.

– Może my też powinniśmy ich sabotować przed zadaniem. Przecież ktoś może przypadkiem spaść ze schodów – stwierdził Leyliss.

– Macie się wydawać niewinni i się nie podstawiać ludziom Dumbledore’a – stwierdził nauczyciel. Oni i tak będą wszystkie winy zrzucać na was. Czy to jasne?

– Jak słońce – stwierdziła Avada, a reszta przytaknęła.

– Dziesięć punktów za kreatywność dla Potter i Weasley i po dziesięć za każde z was za dobrze rozegraną walkę – dodał na koniec. – Teraz wracajcie do siebie, odprowadzacie Weasley na siódme piętro, tak na wszelki wypadek.

***

Drugie zadanie nadeszło szybciej, niż się wszyscy spodziewali. Leyliss, czy którekolwiek ze śmierciożerców nikogo przypadkiem nie zrzucili ze schodów (celowo również nie), ale ekipa, która przegrała walkę i tak była nieco osłabiona i poturbowana, więc zdecydowanie działało to na korzyść młodocianych śmierciożerców. Oczywiście próbowali wszystko zrzucić na swoje ofiary, ale ich wyjaśnienia były tak absurdalne, że Dumbledore musiał odpuścić i przyznać szlabany swoim rycerzom za zaatakowanie niewinnych uczniów. Przynajmniej taka była oficjalna wersja, bo do uszu Ślizgonów doszło, że te szlabany mieli z Dumbledore’m, nie z woźnym.

W dniu zadania wszyscy uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali, gdzie stoły zniknęły, a za to poustawiano krzesła, natomiast tam, gdzie zwykle znajdował się stół nauczycielski, umiejscowiono ogromny ekran, który zajmował praktycznie całą ścianę. Po bliższym przyjrzeniu się dało się dostrzec, że to nie był żaden mugolski telewizor, czy rzutnik, ale bardziej ściana zrobiona z jakiegoś dziwnego, dymnego tworzywa. Taki czarodziejski odpowiednik kina, co na pewno musiało kosztować wiele skomplikowanych zaklęć.

Na ekranie (Harry wciąż tak nazywał ową rzecz, bo tak było najprościej) widoczne było mnóstwo luster, które skryte było za gęstą, wciąż przemieszczającą się mgłą. Nie widział jednak żadnego ze swoich wylosowanych przyjaciół (tak samo, jak i nieprzyjaciół), którzy zostali zabrani rano przez opiekunów swoich domów.

Nagle na ekranie pojawiło się kilkanaście drzwi, a potem z nich wyszli zawodnicy i wydawało się, wtedy, że to ogromne pomieszczenie i nie widzą siebie wzajemnie, ponieważ nie było w lustrach odbić innych osób.

Drugie zadanie oficjalnie się rozpoczęło.

______________________________

Tak, wiem, że ostatni był w sierpniu, wiem...