czwartek, 25 grudnia 2014

Świąteczna Miniaturka



        Dziś dwudziesty czwarty grudnia, Wigilia Bożego Narodzenia, jedyny taki dzień w roku, gdzie niemal wszyscy się radują. Nawet sam Czarny Pan bardzo lubił te święta, choć mugolskie. Przywłaszczył sobie także stanowisko Świętego Mikołaja i obdarowywał wszystkich wspaniałymi prezentami, o których wszyscy marzyli. Jak Lord Voldemort mógłby się powstrzymać od rozdawania paczek świątecznych?! Czerwone oczy już posiadał, a szkarłat to przecież kolor Świętego Mikołaja! Jego różdżka niczym wór z prezentami, dla każdego miała jakiś podarek. Tu świąteczny Cruciatus, tam świąteczna Avada Kedavra, gdzieś indziej świąteczna Sectumsempra! Czy ktokolwiek inny byłby tak wspaniałomyślny i obdarowywałby wszystkich nie oczekując niczego w zamian? Taaak... Lord Voldemort uwielbiał święta Bożego Narodzenia...

***

        W Wigilijny poranek Harry Potter przebywał razem ze swą siostrą w pokoju i oboje rozmawiali i śmiali się w najlepsze, korzystając z tego iż nadszedł czas beztroski, a nad nimi nie wisi Dumbledore czekający, aż któreś coś zdradzi. Nagle Catherine spojrzała na okno, za którym było biało, bowiem wszystko pokrywał chłodny w dotyku biały puch.
         Pada coraz gęściejszy śnieg  zauważyła nastolatka, a na jej wargach zaigrał uśmiech, natomiast w oczach pojawiły się radosne iskierki. Właśnie wyobraziła sobie. że ten cały śnieg spada na blond czuprynę Dracona Malfoy'a.
Właśnie wtedy drzwi się otworzyły na oścież, a do pokoju wpadł młody chłopak z blond czupryną, zupełnie jak na zawołanie!
        – PADA ŚNIEG! PADA ŚNIEG!  Zaczął śpiewać, niesamowicie się przy tym ciesząc.
         Zamknij się Malfoy!  Ryknęło zgodnie rodzeństwo, chcąc, aby Draco się wreszcie uciszył, bowiem, jego wrzaski nie były niczym przyjemnym dla ucha.
        – DZWONIĄ DZWONKI SAŃ!  Darł się dalej blondyn, nawet nie zwracając uwagi na to, że nie jest tu mile widziany.
        W końcu Cathy podniosła się z fotela, na którym do tej pory siedziała, wyciągnęła różdżkę z kieszeni, a potem wcelowała nią w Malfoya i miotnęła zaklęciem, czym spowodowała, że blondyn znalazł się na korytarzu, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Potem dziewczyna jak gdyby nigdy nic, powróciła na swoje miejsce. Od razu rodzeństwo zaniosło się głośnym śmiechem. Jednakże nie minęła nawet minuta, a drzwi po raz kolejny się otworzyły, a z za nich wychylił się Draco.
        – Jak śmiałaś, Catherine! Za karę powiem Ci coś strasznego! – zagroził konspiracyjnie chłopak.
        Ach tak? Co takiego?  Zapytała młoda śmierciożerczyni. Co ją mogło przerazić? Niewiele rzeczy...
         Nie dostaniesz prezentu! Mikołaj nie istnieje! Wykrzyknął i natychmiast ulotnił się z miejsca zdarzenia, nim którekolwiek zdążyło potraktować go kolejna klątwą.
       –  Coo? Jak to nie istnieje?!  Wykrzyknęła nastolatka zrozpaczonym tonem.  Harry, powiedz, że to nie prawda.
         Spokojnie, Cathy, Malfoy to zwykła kłamliwa fretka – zapewniał Harry, starając się uspokoić siostrę. – Mikołaj istnieje i na pewno coś ci przyniesie. A może chcesz świątecznego Cruciatusa, od Czarnego Pana? 
         Tak!  Wykrzyknęła uradowana dziewczyna, natychmiast zapominając o tym, co dopiero powiedział jej Malfoy.

***

        Także i Hermiona Lestrange tego dnia przebywała swym pokoju. W tymże momencie ubierała choinkę. Zawiesiła już pięknie świecące światełka, a teraz wieszała ładną bombkę w kształcie książki, radośnie przy tym pogwizdując. Wtedy też drzwi do jej małego królestwa zostały z rozmachem otwarte, a do środka wpadł blondwłosy nastolatek.
         Pada śnieg, pada śnieg  zaczął Śpiewać blondyn.
        Dzwonią dzwonki sań - śpiewała dalej, melodyjnie brązowowłosa. Wtedy Malfoy nagle ucichł.
         Stało się coś, Draco?  Zapytała radośnie dziewczyna.
         Rozumiesz mnie!  Wykrzyknął radośnie blondyn.  Nikt mnie dzisiaj nie rozumie, prócz CIEBIE. Nikt nie chciał ze mną śpiewać.... A przecież świąteczne piosenki są takie piękne!
        - One są wspaniałe!  Wykrzyknęła radośnie dziewczyna. - Święta są wspaniałe. Tyle dobrego jedzenia, prezenty...  Rozmarzyła się nastolatka.
        - A ja dostałem już prezent! - Pochwalił się Draco. – Czarny Pan podarował mi świątecznego Cruciatusa!
           Draco, to wspaniale!
          - Ale świąteczna avada kedavra mnie nie trafiła, to chyba przez ten likier, którym poczęstowała go matka –  dodał po chwili. –  Nie mógł dobrze wycelować.
***

          Do rozpoczęcia kolacji Wigilijnej brakowało jedynie kilku minut. W salonie dworu Malfoy'ów zebrali już się wszyscy domownicy, a także zaproszeni goście. W jednym z kątów rozległego pomieszczenia przebywali dwaj Snape'owie. Młodszy z mężczyzn, ewidentnie próbował przekonać do czegoś swego ojca.
          – Ale tatooo! – Zawołał Matt. Są święta!  powiedział, jakby to był najsilniejszy argument.
           Nie założę tej idiotycznej czapki – warknął Snape. – Chcesz żebym jak wyglądał jak jeden z tych kretynów, których uczę?!
          – Ale zobacz, nawet Czarny Pan taką ma – powiedział Matt, a potem wskazał na Lorda Voldemorta, u którego na głowie znajdowała się czerwona czapka, taka sama jaką nosi Święty Mikołaj.
          – MATHEWIE SEVERUSIE SNAPE! – Ryknął nagle Severus.
          – Severusie, co tu się dzieje? – Zapytał spokojnie Czarny Pan, który nagle się przy nich znalazł nie wiadomo skąd.
          – Nic takiego, mój panie – odparł szybko Snape. – Muszę tylko porozmawiać z synem – dodał.
          – Są święta, nie krzycz na syna. Cieszmy się wszyscy! – Zawołał Czarny Pan, a potem zabrał Mattowi świąteczną czapkę, którą trzymał w dłoniach, a następnie wcisnął ją na głowę Severusa. Natomiast Mistrz Eliksirów już sięgał ręką, aby pozbyć się niechcianego przedmiotu na głowie, ale...
    – Ani mi się waż – syknął Czarny Pan, a potem oddalił się, wcześniej obdarowując ich uprzejmym uśmiechem. Natomiast Severus Snape założył ręce na piersi i przybrał naburmuszoną minę.

***

          Wszyscy zasiedli już do stołu. Kolacja Wigilijna trwała w najlepsze. Wszędzie było słychać rozmowy i pobrzękiwanie sztućców. Panowała luźna atmosfera... 
          – Spróbujcie wyśmienitego likieru Narcyzy – zawołał Czarny Pan; który najwidoczniej już z nim przesadził. – Jest wyborny! 
           – Severusie, może udko nietoperza w sosie własnym? – Zaproponowała Bellatrix, wskazując na talerz z potrawą. 
         –  - Wybacz, Bello – odmówił uprzejmie Snape. – Nie jestem kanibalem, wbrew temu, co mówią o mnie pierwszoroczniacy. 
          – Jak uważasz – odparła urażona śmierciożerczyni. 
          – Tatusiu! – Rozległ się radosny pisk Avady. – Co mikołaj przyniesie mi pod choinkę? 
          – A co byś chciała, Avadko? – Zapytał Czarny Pan spoglądając na swą córkę. 
         – Hmm... –Zamyśliła się dziewczyna – tuzin mugoli do torturowania, nie dwa tuziny! I nowe narzędzia tortur! Stare już mi się znudziły. 
          – Jak Mikołaj dostanie świątecznym Cruciatiusem, to na pewno dostaniesz, co tylko zechcesz – zapewnił Lord Voldemort.

***

         Nagle Severus obudził się z głębokiego snu. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że wszyscy zgromadzeni także pogrążeni są we śnie. Jego wzrok spoczął na kilku pustych butelkach po likierze Narcyzy, który tak bardzo zachwalał Czarny Pan. Severus roześmiał się cicho i powiedział do siebie:
          – Muszę wyciągnąć od Narcyzy recepturę na ten likier.