sobota, 29 września 2018

Rozdział Ósmy

Ważna informacja; rozdział nie był zbetowany!

Śniadanie przebiegało w normalnej, porannej atmosferze wśród gwarów i hałasu. Tymczasem Hermiona Lestrange, zamiast pochłaniać kolejne książki, dla odmiany przeglądała jedną z czarodziejskich gazet, a mianowicie Proroka Codziennego, jednocześnie jedząc pyszną kanapkę, którą zrobiła sobie chwilę wcześniej. Nagle zmarszczyła brwi i odwróciła się w stronę Gryfonów, uważnie przysłuchując się rozmowom uczniów jej dawnego domu. Przez jej głowę przeszła myśl, że cudownie by było znów siedzieć wśród nich, jednak szybko ją odrzuciła. Wydawało jej się, że usłyszała coś o swoim przyjacielu. Skupiła się na słuchaniu uczniów i dotarło do niej, że prawie cały stół, domu Godryka Gryffindora rozmawiał na jeden temat. Po raz kolejny najgorętsza plotka dotyczyła Harry’ego Pottera. Cóż znowu mogło się wydarzyć? To, co już zdążyła usłyszeć z urywek rozmów, nie napawało jej optymizmem.
– Ej! Posłuchajcie Gryfonów – zwróciła się do przyjaciół, na co ci natychmiast ucichli, zdumieni słowami panny Lestrange.

Do uszu Ślizgonów docierały tylko pojedyncze słowa z rozmów, ale bardzo ich to zainteresowało. Zorientowali się, że coś się wczoraj działo w Pokoju Wspólnym Gryfonów i dotyczyło to ich przyjaciela. Theodor już się podnosił, aby dowiedzieć się od Ginny, co takiego się stało, ale akurat wtedy dostrzegli, że do Wielkiej Sali wszedł Harry Potter.
– Szatan! Ej Szatan! – krzyknął Malfoy przekrzykując gwar, który był bardzo głośny, jak zwykle.
Harry od razu spojrzał się w stronę stołu Slytherinu, gdyż wydawało mu się, że ktoś go woła, jednak wszechobecny gwar trochę zagłuszał głos. Chłopak po chwili zauważył, że przezwisko wypowiedział Draco, który patrzył się w jego stronę i ręką wskazywał mu miejsce obok siebie. Potter nie wiele myśląc, od razu poszedł do Ślizgonów, co ostatnio zdarzało mu się coraz częściej.
– Dobra, a teraz opowiadaj – zarządziła panna Lestrange.
– Też miło cię widzieć, Hermiono – rzekł chłopak na wstępie. – O czym mam wam opowiadać? – zdziwił się młody Potter, nie rozumiejąc, o co chodzi przyjaciółce.
– Cały stół Gryfonów huczy od plotek – wyjaśniła Catherine spokojnie. – Co się wczoraj działo? Słyszeliśmy o tobie, Weasleyu…

– Aa, o tym mówice – powiedział ze zrozumieniem, przypominając sobie wczorajszą sytuację. Jakoś poprzedni wieczór odłożył w niepamięć. – Mała kłótnia z Weasleyem – odparł. – Rano w Pokoju Wspólnym dowiedziałem się od Neville’a, że dostał trochę za mocno i musi jeszcze siedzieć w Skrzydle – rzekł z lekką satysfakcją. Natomiast Ślizgoni wytrzeszczyli oczy.
– Zaraz, jak to dostał za mocno? – zapytała podejrzliwie Hermiona. – Ty się z nim biłeś?! Harry! To jest…
– Nie biłem się z nim, Hermiono – powiedział, chcąc ją uspokoić i nie pozwolić, aby dalej ciągnęła swój umoralniający wywód. – Nie martw się, wyjdzie z tego – dorzucił, gdy ciskała mu gromy z oczu. Widząc jednak zaskoczenie pozostałych, Harry westchnął i zaczął opowiadać, aby nie wyciągnęli dziwnych wniosków.
– Zaczęło się od tego, że rozmawiałem z Ginny – spojrzał się na brązowowłosą, odnotowując sobie w pamięci, że musi porozmawiać z przyjaciółką. – Nott nie patrz się tak na mnie, nie podrywam ci dziewczyny – rzucił w stronę czarnowłosego z rozbawieniem, widząc, że ten posłał mu podejrzliwe spojrzenie. – Więc, jak ona szła już do dormitorium, to Weasley zaczął awanturę…
– Co zrobił! – oburzył się nagle Nott. – Niech ja go… – Ślizgoni zdążyli już zauważyć, że chłopak był bardzo drażliwy, jeżeli chodziło o jego dziewczynę.
– Spokojnie, Theo, wyręczyłem cię – rzekł do czarnowłosego z rozbawieniem. Towarzystwo oprócz zatroskanej i poważnej Hermiony roześmiało się, widząc tę scenę – Poszedłem tam – opowiadał dalej Harry – by jej pomóc. No i zaczęliśmy się obaj kłócić, nie? Nagle jak się Ruda na nas obu wydarła, normalnie nigdy jej takiej wściekłej nie widziałem. Nott, lepiej uważaj, aby nie zajść jej za skórę – rzucił wesoło w stronę Ślizgona. – Dobra, potem – kontynuował – naskoczyła na Weasleya. Pogroziła mu trochę różdżką i ten w końcu jej odpuścił. No, a później, ten idiota chciał rzucić mi zaklęcie w plecy. Nie wiem kto, ale ktoś mnie ostrzegł i chwała mu za to. Też pogroziłem trochę Ronowi, no a ten później chciał znów walnąć mnie jeszcze raz zaklęciem w plecy i w końcu sam oberwał – zakończył opowieść najwyraźniej z siebie zadowolony. – Dostał tylko drętwotą, ale upadł głową na stolik i dlatego wylądował w Skrzydle. Neville był u niego przed śniadaniem, wiem, że jeszcze dzisiaj na pewno Weasley zostanie w u pani Pomfrey, to będzie trochę spokoju – dodał po chwili Harry. – Nie patrz tak na mnie, Hermiono! Nie zamierzałem nic mu zrobić, naprawdę – dodał, widząc, że przyjaciółka patrzy na niego z dezaprobatą. – Jednak McGonagall jakoś się o wszystkim dowiedziała i dostaliśmy obaj szlaban, z tą różnicą, że mój jest tygodniowy – dodał, krzywiąc się lekko na tą myśl. 
– No, no, Potter – powiedział Malfoy z uznaniem. – Wreszcie zachowujesz się jak człowiek – wyszczerzył zęby. Towarzystwo zaśmiało się. Harry miał nadzieję, że może ta sytuacja trochę uspokoi jego dawnego przyjaciela. Jedynie Hermiona, jak zwykle była sceptycznie do tego nastawiona, ale nic nie powiedziała, wysłuchawszy jego wyjaśnień.

***

Wszędzie dookoła znajdowały się szare, twarde skały. Miejsce znajdowało się gdzieś w górach. Te same, gdzie trzy piękne, tajemnicze siostry, zobaczyły w kamiennej misie Lorda Voldemorta.
Naczynie nadal tam było, ale substancja, która wtedy dawała tyle światła, zniknęła. Nie było też ciemno tak jak tamtego dnia, a raczej nocy. W tej chwili słońce świeciło wysoko na niebie. Pięknych sióstr o białych włosach i fioletowych oczach również nie było.
Było pusto i cicho.
Nagle rozległ się trzask towarzyszący teleportacji. Obok kamiennej misy, zmaterializował się Lord Voldemort, a gdy tylko uczynił krok do przodu, jego ciemne szaty zaszeleściły cicho. Czarodziej dokładnie rozejrzał się dookoła, jednak nikogo nie dostrzegł. Musiał czekać, aż kobiety raczą się zjawić. Nad nimi nie miał żadnej władzy ani on, ani nikt inny.
Lord Voldemort z zainteresowaniem zbliżył do kamiennej misy i zaczął mu się przyglądać. Już ją kiedyś widział, wiele lat temu. Wiedział także, jak ona działa, bowiem była to magiczne zmodyfikowana myśloodsiewnia. Użyto na niej prastarej magii, która pamiętała jeszcze czasy tak odległe, że nikt nie wie, jak daleko one sięgały. Trzy siostry potrafiły przyrządzić magiczny wywar, który po użyciu odpowiedniej inkantacji, połączony z magią kamiennej misy, ukazywała wszystko to, co tylko sobie zażyczą. Mogły ujrzeć każdego, o każdej porze, co robi, nawet mogą sprawić, że usłyszą rozmowę. Jedyne, czego nie zdołają ujrzeć, jest przyszłość. Tylko ona, jako jedyna stanowi dla nich zagadkę nie do rozwiązania. Lord do tej pory nie ma pojęcia, skąd wzięła się ich potęga, ale ma świadomość, że nie może lekceważyć tych kobiet, ani nikogo z nachtmagów; rasy, której przewodniczą.
– Tom Marvolo Riddle – rozległ się nagle kobiecy głos. Wtedy też w jednej ze skał ukazały się szare drzwi, które były doskonale ukryte, ponieważ jeśli ktoś nie miał pojęcia o ich istnieniu, to nie potrafił ich dostrzec. Po chwili pojawiły się tam trzy przepiękne kobiety. – Cóż za spotkanie po latach.
– Esther, Slivers i Calisja – odparł Czarny Pan, uważnie lustrując je wzrokiem. – Nic się nie zmieniłyście – dodał, co było dość uprzejme jak na Lorda Voldemorta.
– Czas na nas w żaden sposób nie działa, czyżbyś o tym zapomniał? – zapytała złośliwie Slivers.
– Natomiast ty się zmieniłeś, aż za bardzo, Tom – zauważyła Calisja, ale bez złośliwości. – Gdzie się podział ten przystojny i młody Tom Riddle, co?
– Mam na imię Marvolo, Calisjo – syknął Voldemort, jednak kobieta, do której skierowane było to zdanie, zaniosła się perlistym śmiechem. Wiedziały, że chciał odciąć się od wszystkiego, co łączyło go z mugolami, także i imieniem po swym ojcu.
– Zupełnie jak przed laty – odrzekła z rozbawieniem kobieta, która najbardziej była przychylna Riddle’owi.
– Syczeć, to ty sobie możesz na swoich śmierciojadków, TOM – warknęła w jego stronę kolejna z sióstr, Slivers, kładąc nacisk na pierwsze imię Lorda.
– Uspokójcie się – powiedziała Esther, chcąc załagodzić sytuację i ukrócić dziecinne przepychanki. Wiedziała, że jej siostra czasami była niemożliwa. – W końcu spotykamy się w interesach, na pogaduszki jeszcze przyjdzie czas.
– Chyba on ma w tym interes – warknęła jedna z nich, wrogo patrząc na czarodzieja. Kobieta ewidentnie nienawidziła Lorda Voldemorta i jawnie okazywała swoją wrogość, na co on nie mógł zupełnie nic poradzić. Nie należała do grona jego zwolenników, ba nawet była potężniejsza od niego.
– Slivers – skarciła siostrę, Calisja. – Chyba zapomniałaś o czymś.
– Ah tak, jaśnie pan oświecony Lord Coś-Tam-Tom nam łaskawie pomógł przed laty – zironizowała Slivers. – Same byśmy sobie poradziły! – warknęła.

Esther rzuciła siostrze gniewne spojrzenie, a potem zwróciła się do przybyłego czarodzieja, ignorując jej słowa.
– Wiemy, po co tu przyszedłeś, Marvolo – powiedziała Esther.
– Jak zwykle – mruknął pod nosem, którego nie miał, Czarny Pan. – Dalej mnie szpiegujesz, Esther? – na twarzy kobiety pojawił się znaczący uśmieszek. – Więc? – zapytał wyczekująco. – Co postanowiłyście?
– Doskonale wiemy, że chcesz podporządkować sobie czarodziejską Anglię i zlikwidować mugoli, tylko widzisz, tu pojawia się pewien dość istotny problem – stwierdziła kobieta, wpatrując się w Lorda.
– Obawiam się, że nie rozumiem, Esther – odparł spokojnie Voldemort, zaintrygowany słowami kobiety. Cóż te przebiegłe siostry wymyśliły?
– My także potrzebujemy państwa, dla naszej rasy – zaczęła Calisja. – Pora pokazać, światu, że jednak nas nie wytępili i jaką potęgę osiągnęliśmy przez te lata. Nikt nie powiedział, że to czarodzieje muszą rządzić światem. Nachtmagowie szykują się do wyjścia z ukrycia.’
– I wybrałyście sobie, akurat Anglię?! – prychnął Voldemort.
– Anglię i Irlandię – uściśliła Slivers. – Za naszych czasów, wyspy były jednym państwem, zamierzałyśmy dążyć do tego, aby znów tak było. Chciałyśmy zacząć od Irlandii, a potem zawładnąć Anglią. To był nasz główny cel – wyjaśniła spokojnie kobieta.
– Stwierdziłyśmy, że możemy dojść do porozumienia i się podzielimy. Irlandia będzie nasza, Anglia czarodziejów – zadecydowała kobieta.
– Co chcecie w zamian? – zapytał podejrzliwie Lord i zaczął zastanawiać się nad planami kobiet. Wiele lat temu, nachtmagów zepchnięto w góry, bo było ich zbyt mało, aby przeciwstawić się czarodziejom. Byli potężni, oczywiście, ale jednak istniał sposób, aby ich unicestwić, więc musieli się wycofać. Przez lata jednak mogli rosnąć w siłę. Czy to już ten czas, że wróciła ich dawna potęga? Teraz gdy niemal o nich zapomniano? A może mają tylko wielkie plany, a jednak są zbyt słabe, aby osiągnąć swe cele?
– Do tego jeszcze dojdziemy, aczkolwiek potrzebujemy potężnego sojusznika – odparła Esther. – Mamy świadomość tego, jak wielu ludzi masz po swojej stronie i to nie tylko w obrębie kraju. A nam władze irlandzkie tak łatwo nie oddadzą swego terytorium, będziemy musieli walczyć. Pomoc nam się przyda. Jeśli Irlandia nie będzie miała wsparcia sąsiadów, szybciej padnie – rzekła z zadowoleniem. – Potrzebujemy tego sojuszu. Ty będziesz nieśmiertelny i my mamy wieczność przed sobą, myślę, że układ będzie dobry. To działa oczywiście w obie strony. Poza tym, jeśli nachtmagowie będą chcieli osiedlić się w Anglii, ty im nie przeszkodzisz.
– Pod warunkiem, że nie będą zagrażać czarodziejom – syknął Czarny Pan.
– Nie będą – zapewniła. – Nie zamierzamy wybijać czarodziejów – dodała.
– Zauważ Tom, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, to czarodzieje bardziej zagrażali nam, niż my czarodziejom – wtrąciła Slivers. – Ignoranci, nie doceniają nas! – wykrzyknęła kobieta z szaleńczym błyskiem w oku. – Zobaczysz, że jeszcze wyplenimy tych…
– Nie zapędziłaś się za bardzo, Slivers? – zapytała Calisja ponownie skracając siostrę.

Slivers, była tą, która miała bardziej wybuchowy temperament niż jej pozostałe siostry. Bardzo często mówiła to, co myśli i niczym się nie przejmowała. Nie bała się praktycznie nikogo i niczego. Pogardzała też wszystkim, co w obecnych czasach miało jakikolwiek związek z czarodziejami. Dlatego, była tak wrogo nastawiona do Lorda Voldemorta, mimo faktu, że ten im pomógł wiele lat wcześniej.
– Układ stoi? – zapytała Esther, wyciągając dłoń w jego stronę.
– Mogę się na niego zgodzić – odparł Lord Voldemort, podając swoją. Nie mógł się nie zgodzić, bo tylko w nich widział swoją szansę na nieśmiertelność.

Gdy ich dłonie się zetknęły, stało się coś dziwnego i niesamowitego zarazem. Zerwał się silny wiatr, a wokół ich złączonych dłoni pojawił się cieniutki promień białego, bardzo jaskrawego światła, który po chwili zniknął. To wszystko trwało jedynie kilka sekund, a po krótkiej chwili ustało. Oboje opuścili ręce. Czarny Pan spojrzał na jedną z sióstr z widocznym zdziwieniem.
– Wieczne Przyrzeczenie – stwierdził od razu Lord, rozpoznając ów czar. – Nie wiedziałem, że jest jeszcze praktykowane – dodał, zerkając na nie podejrzliwie. Czarownik jedynie czytał o Wiecznym Przyrzeczeniu, które zawiązuje się samoistnie pomiędzy potężnymi magami.
– Owszem – odpowiedziała Slivers za siostrę. – Musimy mieć pewność, że nie uciekniesz jak tchórz, gdy przyjdzie, co do czego.
– Slivers – rzekła spokojnie Esther, uciszając siostrę. – To jest stara magia z naszych czasów. Każda poważna umowa, stawała się przysięgą. – wyjaśniła Esther.

Kobieta wyszeptała jakieś tajemnicze słowa. Jej oczy na moment zabłysły złotem, a wtedy w jej dłoni nagle zmaterializował się rulon pergaminu. Czarnego Pana zawsze zachwycało to, jak posługują się magią, bez różdżki, tak po prostu. Były niezwykłymi istotami, innymi od czarodziejów. W głębi ducha przyznawał, że nawet lepszymi, choć nigdy nie powiedziałby tego na głos. Wiedział jednak, że nie ma szans, aby stać się jednym z nich.

Kobieta przekazała pergamin Lordowi.
– Myślę, że poradzisz sobie z zabezpieczeniami – rzekła z szatańskim błyskiem w oku.
Gdy tylko Czarny Pan chwycił pergamin w swoje kościste palce, po białowłosych istotach nie było ani śladu. Zniknęły, tak jakby rozpłynęły się w powietrzu. Natomiast Lord Voldemort przeniósł się do dworu Malfoyów, zadowolony, że kolejny raz dostał to, czego żądał. Teraz wszystko mogło się udać. Nikt i nic nie stanie mu na drodze do nieśmiertelności. Nie miał jednak pojęcia, że przebiegłe siostry przygotowały mu pewną niespodziankę.

***

Po swoich ostatnich zajęciach tego dnia, Harry postanowił od razu iść odrobić zadane lekcje, gdyż później może nie mieć na to czasu. W końcu nie wiedział jak długo, będzie siedział na durnym szlabanie, który dostał od profesor McGonagall. Oczywiście zarobił go przez Avery.

Gdy tylko Harry wszedł do biblioteki, rozejrzał się za jakimś wolnym stolikiem. Przy jednym dostrzegł rozmawiające ze sobą Hermionę i Ginny. Uśmiechnął się na ten widok. Cieszył się, że dziewczyny się w końcu pogodziły.

Na historii magii, na której czarnowłosy siedzi z szatynką w jednej ławce, miał okazję porozmawiać z nastolatką i dał jej do zrozumienia, że nie powinna zaniedbywać przyjaźni z rudowłosą. Dziewczyna bardzo się tym przejęła. Była przekonana, że rudowłosa nie będzie chciała jej znać, po tym, jak się dowiedziała, że jej przyjaciółka jest córką śmierciożerców. Wystarczyła jej reakcja Rona i była pewna, że Ginny jest tego samego zdania, co brat. Choć przyznała się, że miała co do tego wątpliwości, gdy dowiedziała się o związku rudowłosej i Notta i sama chciała z nią porozmawiać, ale ciągle to odwlekała. Harry postanowił, że nie będzie im teraz przeszkadzać i ruszył na dalsze poszukiwania miejsca dla siebie. Nagle, wiedziony jakimś dziwnym impulsem spojrzał w stronę działu ksiąg zakazanych. Przez głowę przeszła mu myśl, że być może znajduje się tam jakaś książka zbliżona do tych o czarnej magii, które już posiadał. Harry bardzo żałował, że nie mógł zabrać swoich do Hogwartu…

W kącie biblioteki ujrzał Cathy i Bystrego. Stwierdził, że oni na pewno go do siebie przygarną i dlatego też skierował się w stronę Ślizgonów. Gdy tylko podszedł bliżej, zauważył, że oboje mają nietęgie miny, a między nimi panowała napięta cisza. Coś było ewidentnie nie tak. Widać to było już na pierwszy rzut oka.

Czarnowłosy usiadł na wolnym miejscu, kładąc plecak obok na podłogę, natychmiast zapominając, że przecież miał mnóstwo pracy domowej do odrobienia. Ślizgoni spojrzeli na niego bez słowa.
– Co jest? – zapytał, widząc, że coś się stało.
– Nic – odparł szybko Malfoy.
– Bystry, nie gadaj głupot. Przecież widzę – odparł Gryfon, nie dając się zwieść. Miał wrażenie, że coś jest nie tak, a Malfoy wydawał się jakiś inny. – Cathy? – zwrócił się do siostry, sądząc, że więcej się dowie. Dziewczyna spojrzała jeszcze na przyjaciela, a potem cicho odezwała się do Harry’ego.
– Czarny Pan… – zaczęła cicho.
– Cathy, nie mów – przerwał stanowczo Malfoy.
– … go dzisiaj wezwał. Dostał zadanie – dokończyła jednak. – Harry pewnie i tak by się dowiedział, więc się zamknij, Draco – stwierdziła.
– I? – zapytał Harry, nie wiele rozumiejąc ze słów Catherine.
– Zapowiedział, że jeśli nie wykonam zadania, to mnie zabije – odparł Bystry, który jednak postanowił wyjaśnić, o co chodzi. – Ja nie dam rady… On wie, że nie podołam. Dał mi je specjalnie, za błędy ojca. Nawet Avada nic nie poradziła.
– Gdy tylko dowiedziała się o tym, natychmiast poszła do Czarnego Pana – powiedziała Cathy. – Chyba mocno się pożarli, bo wróciła wściekła i poinformowała, że do jej ojca nic nie dociera. Nie wiem… nie wiem, czy nie oberwała cruciatusem – dorzuciła niepewnie.

Harry’ego nieco zmroziło. Wiedział, do czego Voldemrot jest zdolny, ale nie spodziewał się, że mógłby torturować własną córkę.
– Co musisz zrobić? – zapytał od razu czarnowłosy. To musiało być coś naprawdę poważnego.
– Zabić… – zaczął Malfoy.
– Przecież już zabijałeś – zauważył chłopak, przerywając Ślizgonowi w połowie wypowiedzi.
– Ale nie Dumbledore’a! Dał czas do końca roku szkolnego!
– Co?! Masz zabić Dumbledore’a! – zdumiał się Potter.
– Głośniej Harry, bo jeszcze nie każdy usłyszał – wtrąciła zgryźliwe rudowłosa, ale uważnie się rozejrzała, czy nikt ich nie podsłuchał. Na szczęście w pobliżu nikt się nie kręcił. Rozmawianie na ten temat w bibliotece nie było zbyt mądrym posunięciem.
– Ja naprawdę nie dam rady – jęknął Malfoy zrozpaczony.

Harry dokładniej mu się przyjrzał. Wyraźnie widać, że zbladł. Z jego oczu nie wiało chłodem ani nie tańczyły w nich radosne iskierki, jak czasem bywało. Były puste i smutne. Chłopak naprawdę był załamany, kompletnie nie wiedział, co ma robić. Takiego Dracona Malfoya Harry jeszcze nigdy nie widział, a musiał przyznać, że odkąd byli pogodzeni, widział o wiele więcej jego twarzy.
– Dasz radę, Bystry – powiedział pewnie Potter.
– Szatan, do cholery, zrozum, że…
– Zamknij się i słuchaj, Malfoy – przerwał stanowczym tonem. – Dasz radę, Bystry. Pomogę ci, rozumiesz? On cię nie zabije. Jak nie ty wykończysz starego Dumbledore’a, to ja to zrobię, a wiesz, że chętnie bym mu się odpłacił. Obaj na pewno coś wymyślimy.
– Stale mu powtarzam, że nie jest sam – mruknęła Cathy.

Malfoy spojrzał się z niedowierzaniem na Gryfona. Nie wygląda, jakby żartował. Dopiero wtedy, Draco zrozumiał, że Potter potrafi być prawdziwym przyjacielem. Zauważył, że Wybraniec się zmienił, ale nadal nie był do niego do końca przekonany, mimo że od wakacji byli pogodzeni i się dość dobrze dogadywali. W końcu przez tyle lat darzyli się nienawiścią. Teraz zrozumiał, że dla niego nie ma już znaczenia ostatnie sześć lat, gdy byli wrogami. Liczyło się tylko to, co jest teraz. I to był chyba przełom w ich relacjach, przynajmniej ze strony Dracona Malfoya.
– Dzięki, Potter – szepnął z wdzięcznością, nadal wpatrując się z niedowierzaniem w Gryfona.

***

Drodzy Mamo i Tato!

Co słychać w domu? Jak tam w sklepie u Freda i George’a? Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze. U mnie też jest prawie dobrze. Staram się uczyć i nie pakować się w żadne kłopoty, mimo że zarobiłem już dwa szlabany przez kłótnie z Harry’m. To wszystko przez niego! Naprawdę nie musicie się na mnie o to złościć. Wiem już, czemu Harry i Hermiona nie odzywali się przez całe wakacje. Oboje są zdrajcami! Nie uwierzycie, ale Hermiona okazała się córką Bellatriks Lestrange! Zmieniła nazwisko i jest w Slytherinie. Okłamywała nas wszystkich, jestem pewien, że na pewno nas zdradziła i jest śmierciożercą. A Harry wcale nie jest lepszy! Już w pociągu siedział w przedziale ze Ślizgonami. Z Hermioną, Nottem, Snape’em, a nawet z Malfoyem się pogodził! I jeszcze do tego była z nimi córka Voldemorta i dziewczyna, która podaje się za jego siostrę, choć nikt wcześniej o niej nie słyszał. Nie wiem, co się z nimi działo, ale oni na pewno nie są już po naszej stronie.

Martwię się też o Ginny. Dzieje się z nią coś niedobrego. Nie dość, że nadal zadaje się z Harry’m i Hermioną, to jeszcze chodzi z Theodorem Nottem! Wiecie, tym synem śmierciożercy. Pewnie on sam też nim jest tak jak reszta Ślizgonów. Nic do niej nie dociera. A może on rzucił na nią zaklęcie Imperiusa? Chciałem, żeby z nim zerwała, ale ona twardo upiera się przy swoim. Może wy przemówicie jej do rozumu.

Ron


– I co o tym sądzisz, Arturze – zapytała Molly Weasley, swego męża, który właśnie przeczytał list od ich najmłodszego syna. Bardzo zmartwiły ją rewelacje, które wysłał jej Ron.
– Ron na pewno przesadza – stwierdził rudowłosy czarodziej. – Nie wierzę, żeby Harry i Hermiona nas zdradzili, nawet jeżeli Hermiona okazała się córką Bellatriks. Przecież to jest absurdalne! Ma swój rozum. Poza tym Albus mówił, na zebraniu, że ona i córka Sama-Wiesz-Kogo chciały z nim rozmawiać, pamiętasz? Nigdy nie uwierzę w zdradę Hermiony. A Voldemort zabił rodziców Harry’emu. Ron na pewno przesadza – pan Weasley jeszcze raz spojrzał się w list, a potem skierował swój wzrok na żonę. – Natomiast martwi mnie to, co napisał o Ginny.
– Więc, co zrobimy? – zapytała pani Weasley. – Ojciec Notta jest śmierciożercą, jeśli dowie się, że jego syn jest z Ginny, to ona będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Już jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie! A jeśli on jej coś zrobi?! Jeśli on chce dotrzeć przez nią do jakichś informacji, żeby przekazać je Sam-Wiesz-Komu? – rozpaczała Molly.
– Napisz do niej. Napisz jej, że ma z nim zerwać wszelkie kontakty. Musi zrozumieć, w jakim niebezpieczeństwie się znalazła. Jak nie posłucha, to porozmawiamy z nią inaczej, gdy tylko wróci na święta – powiedział stanowczo Artur.

***

Ginny tego wieczoru siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i pisała kolejny zaległy esej na transmutację. Jak zwykle zostawiała odrabianie prac domowych na ostatnią chwilę, co nie było z jej strony najmądrzejszych zagraniem. Nagle podeszła do niej blondynka z kopertą w ręku; była to Demelza Robbins, jedna ze współlokatorek Weasleyówny.
– Ginny – dziewczyna oderwała się od pracy i spojrzała na koleżankę.
– Demelza, coś się stało? – zapytała zaskoczona. Rzadko kiedy koleżanki z dormitorium przeszkadzały jej w odrabianiu lekcji, bowiem wiedziały, że wszystko robiła na ostatnią chwilę.
– Sowa z listem do ciebie siedziała na parapecie – poinformowała Demelza. – I tak miałam wychodzić, to pomyślałam, że ci go przyniosę – dodała i położyła wiadomość na stoliku, obok eseju.
– Dzięki – odparła Ginny, a panna Robbins uśmiechnęła się tylko i powędrowała do wyjścia z salonu Gryfonów.

Dziewczyna przerwała pisanie wypracowania i od razu otworzyła list. Wraz z każdym kolejnym słowem, które skreśliła ręka jej matki, humor dziewczyny pogarszał się coraz bardziej, aż w końcu przemienił się we wściekłość. Odłożyła pergamin na wypracowanie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Swojego brata odnalazła siedzącego przy kominku wraz z chłopakami z drużyny quidditcha, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Najprawdopodobniej omawiali taktykę na kolejny mecz. Ginny dziwiła się, że Harry nie wywalił Rona z drużyny; był kapitanem, więc mógł to zrobić. Ona na pewno nie wahałaby się w tej kwestii, skoro jej brat zachowywał się tak koszmarnie. Ginny poderwała się z wygodnego fotela i szybkim krokiem skierowała się w stronę brata. Nim chłopak zdążył zauważyć, co się dzieje, różdżka jego siostry boleśnie wbijała mu się w pierś.
– Ostrzegam cię po raz ostatni, Ronaldzie – syknęła. – Nie wtrącaj się w moje życie, Skarż dalej wszystkim naokoło, a naprawdę pożałujesz, że się urodziłeś.
Opuściła różdżkę i odeszła, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

***

Po ostatnich zajęciach Harry poszedł do swojego dormitorium, aby zostawić w nim plecak z książkami, który dzisiaj już nie był mu potrzebny. Już miał zamiar wrócić do Pokoju Wspólnego, ale wtedy zauważył, że na parapecie siedzi niewielka, szara sowa. Podszedł i otworzył okno i wziął kawałek pergaminu, który miała przywiązany do nóżki. Na wierzchu, drobnym, pochyłym pismem zapisane było jego imię i nazwisko. Rozpoznał ten charakter pisma i przeczuwał, że to, co tam będzie, wcale mu się nie spodoba. Od razu zabrał się do czytania.

– Cholera jasna! – zaklął, gdy tylko odczytał wiadomość.

To, co wyczytał, nie spodobało mu się ani trochę. Zapowiadały się kłopoty. Poważne kłopoty. Schował pergamin go kieszeni i szybko opuścił wieżę Gryfonów. Musiał natychmiast znaleźć Ślizgonów. Było to konieczne. Harry skierował się do biblioteki, mając nadzieję, że zastanie tam którekolwiek z jego przyjaciół. Niestety miał pecha i żadnego z nich tam nie było. Nawet Hermiony! A akurat to było dziwne… Przecież ona w bibliotece prawie mieszkała! Chłopak nie miał pojęcia, co teraz powinien zrobić. Jednakże po chwili rozważania, czarnowłosy postanowił, że uda się w stronę lochów. Już w drugiej klasie tam był razem z Ronem. Nadal pamiętał, gdzie mieści się Pokój Wspólny Slytherinu. Nie znał hasła, ale miał nadzieję, że któreś z jego przyjaciół tam będzie. Harry czekał kilka minut, ale w przejściu nikt się nie pojawiał.
– Czysta Krew – powiedział z nadzieją, że uda mu się odgadnąć hasło do królestwa Ślizgonów. Bez skutku. – Król węży, bazyliszek, Salazar Slytherin – wyliczał dalej. Niestety nie potrafił odgadnąć hasła, mimo że próbował jeszcze wielokrotnie. – Zabić mugoli? Czarny Pan? – spróbował, choć wiedział, że takie hasła byłyby szaleństwem. 

Kiedy Harry porzucił już wszelkie nadzieje, nagle kamienna ściana otworzyła się, ukazując wejście do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Harry ujrzał w nim dziewczynę średniego wzrostu o prostych, jasnych blond włosach. Była na jego roku, kojarzył ją z kilku zajęć, bez żadnego problemu ją rozpoznał. Niechętnie, ale dziewczyna zawoła Malfoya i Riddle, którzy po krótkiej rozmowie poradzili mu, aby udał się z tym do profesora Snape’a. Gryfon szybko zostawił Dracona i Avadę pod ich Pokojem Wspólnym i skierował się do gabinetu Naczelnego Postrachu Hogwartu, choć dla niego ostatnio nie był taki znów straszny.

Gabinet Mistrza Eliksirów także znajdował się w lochach, dlatego dość szybko dotarł na miejsce. Zapukał do drzwi. Gdy usłyszał chłodne "wejść", otworzył je, a potem przekroczył próg pomieszczenia, zamykając je za sobą. Nauczyciel Eliksirów siedział przy biurku i pisał coś na pergaminie. Chłopak podejrzewał, że pewnie sprawdzał kartkówki, których robił całkiem sporo.
– Potrzebuję pana pomocy – powiedział nastolatek na wstępie, bez zbędnego przywitania.
– O co chodzi, Harry? – zapytał nauczyciel. Harry’emu nadal dziwnie było usłyszeć swoje imię z ust Severusa Snape’a, choć zdarzało się to nieczęsto. To było takie… dziwne i totalnie oderwane od rzeczywistości. Od jakiegoś czasu Postrach Hogwartu stał się dla Harry’ego odrobinę milszy, choć na lekcjach nadal pozostawał dla niego złośliwy, aby zachować pozory.
– Ktoś musi sprawdzić moje bariery umysłowe – powiedział prosto z mostu, bez zbędnego owijania w bawełnę. – Muszę iść dzisiaj do Dumbledore’a, a nie wiem, czy dam radę wystarczająco chronić umysł – oznajmił. – Draco i Avada poradzili, że pan najlepiej określi to, czy powinienem do niego iść.

Po krótkiej chwili Harry wyczuł w swojej głowie obecność drugiego umysłu. Severus od razu zaatakował bez żadnego uprzedzenia, tak samo pewnie zrobiłby Dumbledore. Jednak teraz Harry wiedział, że atak nastąpi, więc nie było to dla niego zaskoczeniem. Dzięki Avadzie i Dracon’owi, nauczył już się wyczuwać moment, gdy ktoś inny przebywał w jego umyśle. Czarnowłosy wzniósł najmocniejsze bariery, jakie tylko był w stanie utworzyć. Harry wyobraził sobie ogromny, betonowy mur, po którym pełzały jadowite węże gotowe ukąsić w każdej chwili. W murze były jedyne bardzo masywne drzwi, ale zamknięte na ogromną kłódkę, a dojścia do nich chroniły dwa lwy. Najłatwiej było mu przywołać taki obraz, a do tego był niemal nieprzenikalny. Na korzyść czarnowłosego było to, że miał dość wybujałą wyobraźnię i mógł ową blokadę do jego umysłu jeszcze bardziej ulepszyć. Wtedy pomyślał nagle o spadających nożach, które pojawiały się znikąd przed drzwiami.

Bardzo trudno było pokonać coś takiego. Nauczyciel próbował przedrzeć się przez zaporę, blokującą dostęp do wspomnień nastolatka. Młody Potter ze wszystkich sił starał się, aby jego bariery nie opadły, jednak Snape był jednym z najlepszych legilimentów i w końcu udało przedrzeć się do umysłu Gryfona. Znalazł w murze niewielką szczelinę, przez którą rozkruszył mur i dostał się dalej. Wtedy Harry natychmiast zaczął myśleć o nudnej jak flaki z olejem, lekcji historii magii, nie dopuszczając nauczyciela do ważniejszych wspomnień. Kolejnym wspomnieniem, które Potter mu ukazał, była lekcja obrony przed czarną magią. Wtedy chłopak starał się skoncentrować, najbardziej jak się da i zanim Mistrz Eliksirów zobaczył następne wspomnienie, nastolatek wyrzucił go ze swojego umysłu.

Harry opadł na krzesło przed biurkiem. Trochę go to wyczerpało, ale był zadowolony, że jednak mu się udało wygnać Snape’a ze swojej głowy.
– Czyżby, że Draco i Avada byli lepszymi nauczycielami ode mnie? – zauważył z rozbawieniem Mistrz Eliksirów, jednak był zadowolony, że Harry sobie poradził o wiele lepiej niż dawniej, kiedy on sam próbował nauczyć go oklumencji.
– Chyba bardziej cierpliwymi – mruknął Harry, pozwalając sobie na trochę bezczelności. Snape natomiast puścił tę uwagę mimo uszu. Od wakacji byli w lepszych relacjach niż wcześniej, skoro Potter już o wszystkim wiedział.
– Te pierwsze i drugie wspomnienia były celowe?
– Tak – potwierdził nastolatek.
– Dobrze zrobiłeś. Jeśli zastosujesz to samo na Dumbledore’rze, to nie powinien się niczego od ciebie dowiedzieć. Chociaż wątpię, aby zdołał przedrzeć się przez ten mur. A te węże? Prędzej spodziewałbym się większej ilości lwów – stwierdził, a kąciki jego ust nieznacznie zadrgały.
– Tak, niech pan sobie kpi – rzucił chłopak. – Gdybym tylko w pierwszej słuchał czapki, a nie Weasleya, to byłbym w Slytherinie – mruknął Harry. – Nie jest pan tym zdziwiony? – zapytał po chwili, widząc, że nauczyciel nijak nie zareagował na jego stwierdzanie.
– Nikt idealnie nie pasuje do jednego domu, każdy mógłby znaleźć się gdzie indziej. Widzę w tobie niektóre cechy Ślizgona – odparł Snape. – Tylko ślepiec by nie zauważył, że idealnie pasujesz do mojego domu – wyjaśnił spokojnie Snape. – Wracając do wcześniejszego tematu, zanim pójdziesz do Dumbledore’a, spróbuj jeszcze wyzbyć się wszystkich emocji i pamiętaj, abyś się nie denerwował – polecił.
– Jak mnie skręca na samą myśl o tym, że mam się z nim dzisiaj spotkać! – prychnął Harry.
– Będziesz musiał się przy nim opanować – zakomenderował nauczyciel. – Przynajmniej się staraj, nie możesz się zdradzić, a zauważ, że Dumbledore bardzo szybko łączy fakty. Mimo swoich wad jest bystrym i potężnym czarodziejem. Nie lekceważ tego – przypomniał mu Snape. – I nawet nie możesz się zastanawiać, czy powinieneś iść, czy nie, jeżeli chce się z tobą zobaczyć. Chyba nie chcesz, aby nabrał podejrzeń, prawda?
– Ten człowiek zabił mi ojca, przyjaciela, pośrednio drugiego przyjaciela i Merlin wie kogo jeszcze! W dodatku zrzuca winę na innych, a sam siebie wybiela! – powiedział zdenerwowany Potter.
– Wiesz, że musisz. Radzę ci się uspokoić, Potter – powiedział Snape.
– Wiem – odparł ze zrozumieniem. Harry doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał być spokojny i nie może dać ponieść się emocją, wiedział, że musi się opanować, aby nie zdradzić siebie i przyjaciół. Wiedział także, że będzie ciężko.
W końcu chłopak pożegnał się z profesorem i opuścił gabinet opiekuna Ślizgonów. Zapowiadał się dla niego ciężki wieczór.

***

Do gabinetu Albusa Dumbledore’a, Harry stawił się punktualnie, nie spóźniając się nawet minuty. Jak dla niego to owa chwila nastała zdecydowanie za szybko. Chłopak najchętniej odwróciłby się na pięcie i pognał do Pokoju Wspólnego Gryfonów lub gdziekolwiek indziej, byle tylko nie musieć widzieć się ze znienawidzonym nauczycielem. To już by wolał szlaban z Filchem! Ba, miesiąc szlabanu!

Harry za wszelką cenę starał się utrzymać spokój, wiedział, że nie może się denerwować, ponieważ jeżeli tak się stanie, to jego zdenerwowanie może zepsuć wszystko. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dyrektor o niczym nie może się dowiedzieć, a on musi jeszcze grać złotego rycerzyka Gryffindoru, wybawcę jasnej strony. Harry aż prychnął na to stwierdzenie, jednakże byli tacy, którzy tak go nazywali, a oraz bezgranicznie w niego wierzyli, co chyba było najgorsze. Chłopak powiedział gargulcom hasło, a te bez żadnych problemów przepuściły go dalej.

Albus Dumbledore siedział za biurkiem, a jego przenikliwe jasno-niebieskie tęczówki utkwione zostały w czarnowłosym nastolatku, który właśnie przybył.
– Dobry wieczór, panie profesorze – przywitał się nastolatek, siląc się na miły i spokojny ton. Ze wszystkich sił starał się zachować spokój i cały czas, odkąd tylko przekroczył drzwi gabinetu, utrzymywał bariery, chroniące jego myśli. Postanowił sobie, że nawet na chwilę ich nie opuści, a przede wszystkim nie pozwoli na to, aby nauczyciel lub cokolwiek innego wyprowadziło go z równowagi.
– Dobry wieczór, Harry – odpowiedział uprzejmie dyrektor na przywitanie czarnowłosego. – Siadaj, proszę – rzekł, wskazując mu krzesło naprzeciw biurka. Chłopak posłusznie wykonał polecenie dyrektora. – Może masz ochotę na cytrynowego dropsa, Harry? – zapytał, wskazując na miskę cukierków stojącą na biurku. Jak zwykle uprzejmy, tylko dlaczego Harry nigdy wcześniej nie widział tej fałszywości, która się kryła w jego osobie?
– Nie, dziękuję – rzekł, nastolatek nadal zachowując spokój.
– Jak ci minęły te pierwsze dwa miesiące nauki? – zapytał dyrektor z przesadną uprzejmością w głosie.
– Dobrze, panie profesorze – odparł Harry najspokojniej, jak tylko mógł.
– Słyszałem, że nie próżnowałeś, Harry. Cztery szlabany u profesor McGonagall i nie tylko u niej – zauważył starszy czarodziej, a na jego twarzy pojawił się dobrotliwy uśmiech, jednak młody czarodziej wiedział, że jest on fałszywy. Nie rozumiał jakim cudem mógł być wcześniej tak ślepy!
– Drobne kłótnie z jedną Krukonek – tłumaczył się chłopak. – Niektóre dziewczęta potrafią być naprawdę dziwne – odparł beztrosko chłopak.
– Ach tak? Niewykluczone, widocznie taki wiek – powiedział z uśmiechem Dumbledore. – Zauważyłem też, że pogodziłeś się z niektórymi Ślizgonami – dodał nauczyciel.
– Owszem – potwierdził Harry. – Sam pan mówił, że domy nie powinny nas dzielić – odparł chłopak, temat schodził już na niebezpieczne tory, a nastolatek zaczął już się zastanawiać jak z tego wybrnąć. – A jak się okazuje, nawet Ślizgoni się normalnymi ludźmi.
– Masz racje, Harry, domy nie powinny was dzielić – zgodził się staruszek. – Tylko… Nie sądzisz, że niezbyt mądre jest przyjaźnić się z córką Lorda Voldemorta? I martwi mnie też twoje kłótnie z panem Weasleym. Tyle lat się przyjaźniliście.
– Zdążyłem dobrze poznać Avadę – stwierdził Harry. – To, że Voldemort jest jej ojcem, nie ma znaczenia, ani dla mnie, ani dla niej. Ona go nienawidzi i przeżywa przez niego koszmar – dodał Harry z przekonaniem, bowiem taką wersję ustalili razem z Avadą, aby Dumledore nie nabrał podejrzeń. Harry miał się zarzekać, że jego przyjaciółka nie chce służyć Lordowi. – Ron nie potrafił tego zaakceptować, to już jego sprawa – wyjaśnił pokrótce chłopak. – Po co kazał pan mi przyjść? – zapytał Harry, trochę zniecierpliwiony, jednak osiągnął swój cel, ponieważ nauczyciel przestał go wypytywać o rzeczy, którymi nie powinien się interesować.

Dyrektor wstał i podszedł do jednej z szafki, a potem ją otworzył. W środku znajdowało się mnóstwo fiolek z dziwną, połyskującą substancją. Harry już coś takiego kiedyś widział. W mysloodsiewni u Snape’a Domyślił się, że w owych fiolkach znajdują się wspomnienia.
– Odpowiedź kryje się tutaj – wyjaśnił dyrektor. – To są wspomnienia różnych ludzi, dotyczące głównie jego. Lorda Voldemorta.

Czarnowłosy także podszedł bliżej, przyglądając się wspomnieniom, zastanawiając się po cóż Dumbledore je zbiera.
– Ta – rzekł Dumbledore, wyjmując jedną z nich – jest z dnia, kiedy spotkałem go po raz pierwszy w mugolskim sierocińcu. – Zaraz je zobaczysz, jeśli zechcesz.

Chłopak potwierdzająco skinął głową, a potem obaj podeszli do myśloodsiewni. Dyrektor wlał wspomnienie do naczynia. Harry zanurzył głowę w kamiennej misie, a po chwili znalazł się w całkiem innym, zupełnie nieznanym sobie miejscu.

We wspomnieniu Harry ujrzał Dumbledore’a, jednak ten był dużo młodszy niż obecnie. Mężczyzna znalazł się przed jakimś mugolskim budynkiem, a Harry odczytał z tabliczki na drzwiach, że jest to sierociniec. Harry domyślił się, że to tam mieszkał Voldemort, gdy był jeszcze dzieckiem, bowiem wiedział, że Tom Riddle wychowywał się w taki miejscu. Nauczyciel wszedł do środka budynku natomiast, Harry od razu podążył za nim. Starsza kobieta poprowadziła ich do pokoju, w którym mieszkał jedenastoletni Tom Riddle. Harry rozpoznał w chłopcu młodszą wersję Voldemorta z dziennika, którego ujrzał w klasie drugiej w Komnacie Tajemnic. Nie bardzo się różnili. Dumbledore przez jakiś czas rozmawiał z młodym Voldemortem. Powiedział mu o magii, o Hogwarcie, o świecie czarodziejów. Harry zauważył, że Voldemorta zafascynowało to, co mówił mu nauczyciel o świecie magicznym, jednak nie od razu uwierzył w słowa Dumbledore’a, co było zrozumiałe. Wtedy też starzec, jakby coś przeczuwając, sprawił, że szafa stanęła w płomieniach gorącego ognia. Młody Tom Riddle podszedł do niej i wyjął jakieś pudełko, które chciało się wydostać z płonącej szafy. Nauczyciel pouczył jeszcze Voldemorta, że w Hogwarcie nie toleruje się kradzieży i o tym, jak się dostać na peron dziewięć i trzy czwarte. Potem opuścił mugolski sierociniec, a Harry razem z nim.

Wspomnienie skończyło się, a Harry z powrotem pojawił się już w gabinecie. Harry już od dłuższej chwili zastanawiał się, po co Dumbledore pokazał mu to wspomnienie.
– Musimy poznać wroga, Harry – odpowiedział dyrektor na nie zadane na głos pytanie nastolatka. – Musimy odkryć jego słabe punkty, musimy dowiedzieć się o nim, czego tylko się da. Wszystko może okazać się istotne, nawet najmniejszy szczegół. Chłopak skinął głową ze zrozumieniem, nie wypowiadając się na ten temat.
– Z mojej strony to wszystko na dzisiaj, Harry. Powiadomię cię o następnym spotkaniu – zapowiedział.

Harry już miał wychodzić, ale wtedy zauważył na jednej z półek coś, co przykuło jego uwagę. Wtedy w jego głowie pojawiła się pewna myśl.
– Profesorze, mógłbym coś sprawdzić? – zapytał niewinnym tonem nastolatek. Naprawdę nie miał nic złego na myśli. Nauczyciel uważnie zlustrował go swymi przenikliwymi tęczówkami i skinął głową.
– Oczywiście, Harry. Co takiego? – zapytał, a na jego twarzy ponownie pojawił się dobrotliwy uśmiech. Chłopak zbliżył się do owej półki i sięgnął po spoczywającą na niej Tiarę Przydziału, która nawet nie drgnęła, gdy znalazła się w rekach chłopaka.
– W pierwszej klasie, Tiara wahała się, nie wiedziała, gdzie ma mnie przydzielić i usłuchała mojej prośby. Chciałem tylko sprawdzić, czy dobrze zrobiła – zakończył Harry. Nie czekając na odpowiedź nauczyciela, włożył kapelusz na swoją czarną czuprynę.
– Znów się spotykamy, Harry Potterze. Teraz dokładnie widzę, że popełniłam błąd, słuchając twojej prośby pięć lat temu – usłyszał nastolatek w swojej głowie znajomy głos magicznego kapelusza, zupełnie jakby Tiara czekała, aż Harry postanowi to uczynić.
– Mnie także tak się wydaje, Tiaro – pomyślał Harry.
– Jestem pewny, że Tiara dobrze cię przydzieliła, Harry – powiedział Dumbledore, a na jego twarzy cały czas gościł ten fałszywy uśmiech.
– Nie, Dumbledore – tym razem to był głos Tiary Przydziału. – On nigdy w pełni nie pasował do Gryffindoru, jest inny dom, gdzie odnajdzie swoje miejsce – rzekła stanowczo, tonem, nieznoszącym sprzeciwu. – Już w pierwszej klasie powinnam cię tam przydzielić, Harry Potterze – to skierowała do chłopaka. – Slytherin.

Harry’ego niemal ścięło z nóg. Chciał jedynie tylko się upewnić, nic więcej!
– To nie jest możliwe – rzekł zaskoczony Dumbledore. – On nie może zmienić domu w połowie nauki – zaprotestował nauczyciel.
– Moim obowiązkiem było naprawić ten błąd – powiedziała Tiara. – Nikt nie podważa moich decyzji, nawet dyrektor – rzekła stanowczo.
– Nie miałem pojęcia, co Tiara zrobi – powiedział Harry do Dumbledore’a zgodnie z prawdą. Harry był zaskoczony nie mniej niż sam Dumbledore. Niesamowicie zdumiony, ale tez zadowolony odłożył Tiarę na jej miejsce na wysokiej półce. Chciał tylko sprawdzić, czy nadal nadaje się na Gryfona, ale nie spodziewałby się, że Tiara zmieni mu przydział. Nastolatek właśnie zauważył, że naszywka z herbem na jego szacie zmieniła się. Zamiast godła Gryffindoru, z lwem w czerwono-złotych barwach, widniało godło Slytherinu z wężem otoczonym srebrem i zielenią. Harry spojrzał na znienawidzonego nauczyciela. Na jego twarzy nadal wypisane zdumienie. Nie mógł uwierzyć, że jego Złoty-Chłopiec-Gryffindoru jest od tej chwili Ślizgonem.
– Jak to możliwe? – zapytał nadal zdezorientowany dyrektor. – To nie może… – urwał, nie dokańczając swej wypowiedzi.
– Dokładnie tak jak powiedziała Tiara, panie profesorze – odparł Harry spokojnie. – Już w pierwszej klasie chciała mnie przydzielić do Slytherinu – wyjaśnił Harry.
– Nie rozumiem w jaki sposób mogłe… – mamrotał pod nosem. Nagle jakby spoważniał. Jego spojrzenie zmieniło się. – Gdzie byłeś w wakacje?
– W bezpiecznym miejscu – odparł Potter, starając się, aby bariery wokół jego umysłu były jak najmocniejsze.
– Gdzie?- ponowił pytanie.

– Mieszkałem na Pokątnej – skłamał Harry, nadal zachowując spokój.
– To nie jest dla ciebie bezpieczne miejsce – stwierdził Dumbledore. – Poza tym, szukaliśmy cię tam – dodał.
– Skoro nic mi się tam nie stało, to chyba coś znaczy, panie profesorze – odparł nastolatek.
– Czemu uciekłeś od rodziny? – wypytywał dalej nieugięty dyrektor.
– Musiałem – odparł natychmiast Harry. – Więcej się pan nie dowie – dopowiedział. – To już jest moja sprawa – odparł chłodno nastolatek. Nauczyciel i tak nic z niego nie wyciągnie, jednak pytania dyrektora zirytowały chłopaka.

Dumbledore dał za wygraną i już nic nie powiedział, jednak zawzięcie wpatrywał się w nastolatka. Harry nic nie potrafił wyczytać z twarzy dyrektora. Zniknął dobrotliwy uśmiech, a w oczach nie tańczyły już radosne iskierki. Dlaczego on wcześniej tego nie widział? Natomiast Dumbledore nie był ślepy, zauważył u swego ucznia chłodne spojrzenie, skierowane w jego stronę i bardzo go to zaniepokoiło.
– Kiedy ty się tak zmieniłeś, Harry? – zapytał dyrektor, na pozór spokojnie, choć owa sytuacja bardzo nie podobała się mężczyźnie. Czuł, że tracił kontrolę nad Wybrańcem i szybko musiał wymyślić coś, aby temu zapobiec.
– Zawsze taki byłem – odparł chłopak. – A Tiara już w pierwszej klasie chciała wysłać mnie do Slytherinu – wyjaśnił ze spokojem chłopak.

Nagle Harry wyczuł obecność drugiego umysłu w swojej głowie. Czarnowłosy skupił się najbardziej, jak się da. Wydawało mu się, że nawet bardziej niż u profesora Snape’a w gabinecie. Nie może pozwolić, aby Dumbledore pokonał jego bariery. Nie może dopuścić do tego, aby nauczyciel dostał się do jego umysłu, gdyż wtedy Harry może wszystko zaprzepaścić. Chłopak myślał, że już dłużej nie wytrzyma i miał zamiar pokazać mu jedno z nic nieznaczących wspomnień, ale wtedy nauczyciel wycofał się z jego umysłu. Udało się.
– Niech pan nie waży się włazić do mojej głowy – warknął ostrzegawczo. Nauczyciel był zaskoczony, że chłopak zdołał to wyczuć.
– Jak się nauczyłeś oklumencji? – zapytał Dumbledore.
– Dużo ćwiczyłem, bez profesora Snape’a, który próbował mnie upokorzyć na każdym kroku, szło mi o wiele łatwiej – kolejne kłamstwo wydobyło się z ust Harry’ego niemal machinalnie.
– Ktoś Ci musiał pomagać – stwierdził Dumbledore, marszcząc brwi w geście zamyślenia.
– Pomógł mi przyjaciel – odparł Harry. – Proszę nie pytać, nie zdradzę jego tożsamości, powiem jednak, że można mu zaufać – wyjaśnił Harry.

Na chwilę zapadła cisza, którą w końcu przerwał dyrektor Hogwartu
– Skoro Tiara tak zadecydowała, niech tak będzie – rzekł Dumbledore, tak jakby sytuacja, która zdarzyła się chwilę temu, w ogóle nie miała miejsca. – Jeszcze dzisiaj przeniesiesz się do Slytherinu, chłopcze.

Większość Ślizgonów nienawidziła Harry’ego Pottera. Dumbledore był pewien, że jutro Harry przyjdzie błagać Tiarę, aby znów mógł zamieszkać w Gryffindorze.

Dyrektor podszedł do kominka i wsypał do niego garść proszku Fiuu, który stał na gzymsie w niewielkim, kwadratowym pojemniku. Płomienie natychmiast zabarwiły się na zielono, a dyrektor wsadził głowę do kominka, coś mówiąc. Harry nie wiedział, z kim rozmawia, ale po chwili znów w całości był w swoim gabinecie. Po kilku sekundach płomienie ponownie rozbłysły się na zielono, a w nich pojawił się Severus Snape, który przecież był także opiekunem Slytherinu, nowego domu młodego Pottera.
– Severusie, zabierz Harry’ego, do jego nowego domu – polecił Dumbledore, niczego nie wyjaśniając. – Twoje rzeczy będą już w nowym dormitorium – to ostatnie skierował do byłego Gryfona.

Nauczyciel skinął głową i obaj wyszli z pomieszczenia. Obaj zeszli po krętych schodach, znajdując się na pogrążonym w ciszy korytarzu.
– Jakim cudem udało ci się namówić dyrektora na ponowny Przydział? – zapytał nauczyciel obrony przed czarną magią. Widać było, że Severus nie kryje swego zdumienia.
– Ja go do niczego nie namawiałem – odparł Harry zgodnie z prawdą. – To zasługa Tiary – pospieszył z wyjaśnieniami chłopak. – Chciałem tylko zobaczyć, czy nadal pasuję do Gryffindoru, a ta czapka mi mówi, że powinna mnie przydzielić już dawno do Slytherinu. No i tak to właśnie było – zakończył były Gryfon.
– Nie do wiary – mruknął Mistrz Eliksirów.
– Próbował mi wejść do głowy – poinformował nowo upieczony Ślizgon. – Myślałem, że już nie wytrzymam, ale on się wycofał, chyba pomyślał, że nie przebije moich barier. Pytał się też o to, gdzie byłem w wakacje i zdziwił się, że umiem lepiej oklumencję.
– Co mu powiedziałeś?
– No przecież nie prawdę – prychnął nastolatek i opowiedział o dialogu między nim a dyrektorem.
– Jeśli dowiedziałeś się czegoś konkretnego, powinieneś poinformować Czarnego Pana – poradził Snape.
– Dumbledore zbiera wspomnienia o Voldemorcie – odpowiedział Harry. – Pokazał mi jedno, z dnia, kiedy się spotkał z nim po raz pierwszy, gdy Czarny Pan był jeszcze dzieckiem.
– Było tam coś szczególnego? Ważnego?
– Nie – odparł nastolatek. – Jednak widziałem, że nasz ukochany dyrektor ma ich całe mnóstwo.
– Muszę jutro dostarczyć mu kilka eliksirów, to wspomnę o tym, co mi powiedziałeś.

Chłopak skinął głowa na znak, że się zgadza.

Po kilkunastu minutach nauczyciel i jego nowo upieczony wychowanek znaleźli się przed kamienną ścianą, za którą skrywało się wejście do królestwa Węży. Harry pamiętał to miejsce, był tu w drugiej klasie razem z Ronem, aby dowiedzieć się czegoś o dziedzicu Slytherina, którym miał być Draco, jak wtedy myśleli, a także dzisiaj by spotkać się z Bystrym i Avadą.
– Herba Anguis – wypowiedział hasło starszy mężczyzna, a wtedy kamienna ściana rozsunęła się ukazując Pokój Wspólny Slytherinu. – Zapamiętaj je lepiej – polecił nauczyciel. Severus wszedł pierwszy, a nastolatek podążył za nim. Pomimo później pory, wśrodku nadal znajdowało się mnóstwo uczniów domu Węża.

Gdy tylko młodzież zauważyła swojego opiekuna, wszelkie rozmowy natychmiast ucichły. Nie często nauczyciel pojawiał się w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Większość dostrzegła także Harry’ego, a wtedy rozległy się szepty. Co Harry Potter robi w podziemiach Slytherinu? Wielu z nich, zauważyło także, że nastolatek ma na sobie szaty w barwach Węży. To jeszcze bardziej podsyciło ciekawość Ślizgonów.

Natomiast Harry rozejrzał się po pomieszczeniu, było takie samo jak kilka lat temu, gdy dostali się tutaj z Ronem. W końcu przy jednym ze stolików, który był w najdalszym kącie królestwa Węży, dostrzegł swoich przyjaciół, którzy zawzięcie lustrowali go wzrokiem, nie rozumiejąc tego, co się dzieje.
– Cisza! – zagrzmiał Snape. Wszelkie szepty natychmiast ustały. – Pan Potter przeszedł przez ponowną Ceremonię Przydziału. Od tej pory jest uczniem Slytherinu. – oznajmił krótko. – I nie życzę sobie żadnych kłótni w moim domu, inaczej nawet wasze wnuki będą miały szlaban – ostrzegł Snape chłodno.

Ślizgoni z niedowierzaniem, wypisanym na twarzach wpatrywali się to w byłego Gryfona, to w swojego opiekuna. To było niemożliwe! Mistrz Eliksirów omiótł wzrokiem pomieszczenie i opuścił je, pozostawiając Harry’ego na pastwę uczniów domu Węża. Gdy tylko kamienna ściana się zamknęła, ponownie rozległy się szepty. Natomiast Harry, ignorując natarczywe spojrzenia Ślizgonów, przeszedł przez cały Pokój Wspólny, a po chwili znalazł się koło swoich przyjaciół.
– Teraz rozwalimy wszystkich w Quiditchu z takim szukającym! – wykrzyknął entuzjastycznie Bystry, zanim pozostali zdążyli choćby otworzyć usta. – Miejscówkę w drużynie masz zapewnioną, bez naboru.

Ślizgoni zaśmiali się na stwierdzenie ich kapitana drużyny.
– No to opowiadaj – powiedziała Hermiona, ciekawa tego, co się wydarzyło. Chłopak usiadł obok nich i przekazał im wydarzenia z dzisiejszego wieczoru. Cały czas pozostawał jednak pod ostrzałem spojrzeń pozostałych Ślizgonów, a szepty na jego temat nie ustawały.

***

W tym samym czasie, kiedy Harry Potter przebywał u Albusa Dumbledore’a, Czarny Pan siedział sam przy długim stole w jednym z wielu pomieszczeń rezydencji Malfoyów. Na stole leżał rulon pergaminu, ten sam, który Lord Voldemort dostał od tajemniczych sióstr Esther, Slivers i Calisji.

Riddle celował w niego różdżką i szeptał dziwne, niezrozumiałe inkantacje. Obok niego, znajdowała się opasła księga, do której zaglądał co jakiś czas. W końcu ponownie uniósł różdżkę i ponownie wcelował w pergamin, szepcząc jakieś słowa. Wtedy też rulon rozwinął się, ukazując swoja treść. Wreszcie!
– Siostry i te ich przeklęte zabezpieczenia starożytną magią – mruknął do siebie z poirytowaniem, jednak był zadowolony, że wreszcie udało mu się je przełamać. Tak długo czekał, aż wreszcie dostanie to, czego pragnie już od tak wielu lat…

Witajcie po... tak wielu miesiącach. Myślałam, że rzucę tego Wybrańca w cholerę, ale jednak nie. W zasadzie okazało się ostatnio, że mogłam go wrzucić miesiąc temu, bo miałam takie tyci tyci poprawki i chciałam go wysyłać do sprawdzania, ale to odwlekałam, bo mi się nie chciało, to przyznaję, a potem się okazało, że jednak nie mogę tego wysłać do sprawdzenia do żadnej z dziewczyn, więc w sumie nie potrzebnie zwlekałam, więc zmotywowałam się dzisiaj i go w końcu wrzucam. Sprawdzałam go z ortografem, ale jak znam życie, to na pewno jakieś błędy są, więc od razu przepraszam. Kiedy następny rozdział się pojawi, tego Wam nie powiem, bo sama nie wiem, ale myślę, że szybciej, niż za te parę miesięcy. Chociaż może nie powinnam nic mówić, żeby nie wywoływać wilk(ołak)a z lasu. Chyba tyle! Do napisania!
PS: Jeszcze się bezczelnie zaautoreklamuję! Na Zepsutych Opowiastkach ostatnio jakoś częściej pojawiają się nowe teksty, tak samo, jak na Jestem Niedoskonała, a jeżeli ktoś chce podejrzeć, zdjęcia, które robię, to zapraszam na Foto-er-pstryk:)