niedziela, 30 grudnia 2018

Rozdział Dziesiąty

Rozdział nie był betowany!

Harry i Draco siedzieli z pochylonymi głowami ku sobie i jeden drugiemu, coś wzajemnie mówili. Już na pierwszy rzut oka można było wyczuć, że dywagują na temat jakiś niecnych planów.
– Cholera, Draco to jest kiepski pomysł! – zdenerwował się Harry, gdy blondyn wyjaśnił mu swój plan. – Przecież to się nie uda! – próbował przekonać przyjaciela. Harry uważał, że pomysł Ślizgona nie wypali. Dałby sobie rękę uciąć, że totalnie spali na panewce.
– A ja myślę, że się jednak uda – próbował przekonać przyjaciela do swego pomysłu. – Musimy coś w końcu zrobić! – zirytował się chłopak. – Niebawem święta, Czarny Pan na pewno zapyta mnie o jakiekolwiek postępy – stwierdził blondyn.
– A więc wyjaśnij mi Bystry, jak ty to sobie wyobrażasz, co? – zirytował się czarnowłosy. – Zatrujemy to i podeślemy temu staremu piernikowi z nadzieją, że da to Dumbledore’owi jako prezent świąteczny?
– Tak – potwierdził spokojnie nastolatek. – Tak właśnie powinno się stać – odparł blondyn z chytrym uśmieszkiem.
– Nie wierzę w to, co słyszę – stwierdził Harry. – A jeśli on to na przykład wypije? – zapytał chłopak.
– To będziemy mieć o jednego durnego nauczyciela mniej – odparł spokojnie Draco, tak jakby mówił o pogodzie, a nie planował morderstwa.
– A masz mózg? – ironizował Harry. – Bo nie wyczuwam jego obecności – stwierdził chłopak. Plan blondyna miał dużo mankamentów i mogły zginąć postronne osoby, a były Gryfon nie był aż tak skory do zabijania. Malfoy jednak mniej się tym przejmował, bo bardziej liczył się dla niego sam cel, a nie środki, którymi zostanie osiągnięty.
– A ty masz jakiś lepszy pomysł, geniuszu? – Zapytał, ignorując przytyk w swoją stronę.
– Nie – westchnął czarnowłosy ze zrezygnowaniem. – No dobra niech ci będzie – zgodził się w końcu Harry. – Ale i tak wiem, że to się nie uda. To nie ma żadnych szans powodzenia. ŻADNYCH! – podkreślił.
– Dramatyzujesz – powiedział Malfoy, wzruszając przy tym beztrosko ramionami, jakby nie rozmawiali o zabójstwie człowieka, tylko o pogodzie, czy lekcjach. Harry to dostrzegł i nie do końca spodobało mu się to, że jego przyjaciel tak lekko podchodzi do tego, jednak nic nie powiedział na ten temat.
***

Hermiona była właśnie w trakcie czytania fascynującej powieści, podczas gdy została wezwana przez Czarnego Pana, więc czym prędzej pośpieszyła na spotkanie z nim, zastanawiając się, czego jej Pan oczekuje.
– Panie? – zapytała Ślizgonka, gdy weszła do pomieszczenia, jednak ten na początku nie zauważył jej obecności. Dziewczyna nadal czuła lekkie pulsowanie Mrocznego Znaku, co było dość irytujące, miała tylko nadzieję, że Lord nie usłyszy jej myśli. Czarny Pan odwrócił się w stronę dziewczyny, słysząc jej głos i przeszył spojrzeniem swych szkarłatnych oczu, które mogło przyprawiać o zawał, jeżeli ktoś wcześniej nie zetknął się z Voldemortem.
– Siadaj, Lestrange – polecił Lord, wskazując jej miejsce. Sam także zajął jedno z wolnych krzeseł. Usiedli przy niewielkim stole. Pomieszczenie, w którym się znaleźli, pełniło funkcję czegoś w rodzaju gabinetu Czarnego Pana. Hermiona od razu dostrzegła, iż na stole leży jakiś pergamin, co nieco ją zaintrygowało, nadal się jednak lękała w obecności Lorda tak jak zawsze. Dołączyła do niego pod naciskiem matki, nie mogła tego tak po prostu nie zrobić, ale nie pochwalała też tego, co wyprawia Dumbledore, więc i tak nie miała wielkiego wyboru.
– Od wielu lat poszukuję sposobu na pokonanie śmierci – zaczął Lord. – Wiesz, czym są horkruksy prawda, Lestrange?
– Tak, panie – odparła natychmiast dziewczyna, zaskoczona słowami Lorda. Zastanawiała się, do czego czarownik zmierza. Czarownik przeszywał ją wzrokiem, a ona nie rozumiała, o co chodzi.
– Sęk w tym, że horkruksy nie są idealnym rozwiązaniem – stwierdził Riddle. – Słyszałaś kiedyś o Siostrach Mroku i ich rasie? – zadał kolejne pytanie.
– Tak, panie. Czytałam o nich, jednak to chyba tylko legendy – odparła dziewczyna, coraz bardziej zaskoczona. Nie rozumiała, dlaczego Czarny Pan rozmawia z nią na takie tematy. Ona nie miała nic wspólnego z tak czarną magią.
– To ludzie tak myślą – zdementował jej słowa Lord. – Siostry znają sposób na nieśmiertelność, wiedzą jak czarodziej może to osiągnąć, jednak są bardzo zmyślne i za wszelką cenę strzegą swych sekretów. Zaszyfrowały składniki eliksirów na scalanie duszy. Musisz sprawdzić niektóre rzeczy w hogwarckiej bibliotece – polecił Lord, a potem podał dziewczynie pergamin z zagadką od Sióstr, na co dziewczyna od razu go rozwinęła i zaczęła czytać, pod czujnym spojrzeniem Czarnego Pana. 

Esencja tego, co w sercu jest skryte,
Połączy części twej duszy ukryte.
Cztery krople krwi potomków czwórki magów potężnych, oddana podwójnie
Potrzebne, aby twa dusza jednością się stała powtórnie.
Później mieszaj, jak szalony,
aby wywar był czerwony.
Najpierw w prawo, jak wskazówki,
Potem w wspak razy kilka,
dorzuć ziarno, poskramiające wilka.
Dodaj dwa wywary magiczne,
Na świecie niezbyt liczne.
Kropla pierwszego uśmiercić może,
Kropla drugiego żyć wieki pomoże.
Esencje obie razem połączone moc wielką mają,
Bez trudu niemożliwego dokonają.
To, co bezpowrotnie wydaje się utracone,
Może zostać przywrócone.
Mikstura powoli dojrzewa,
Nowych barw nabiera.
Sok owocu Czarnego Kwiatu złem przesiąkniętego,
Zmieszaj z substancją czystą, przez nikogo nieskalanego.
Dawca musi mieć lat naście, odczekaj minut piętnaście.
Ile części duszy, tyle kropel starczy.
Zamieszaj w lewo trzykrotnie i siedem razy odwrotnie.
Czekaj aż barwa ponownie się zmieni,
przybierze postać najczystszej z bieli.
Części swojej duszy wrzuć na minut siedem,
Połączą się w całość i powrócą do ciebie.
Gdy dusza Twa będzie jednością,
Przybądź do mnie, a przywitasz się z wiecznością.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałam – rzekła zaskoczona dziewczyna, odczytując ponownie niektóre fragmenty ze zmarszczonymi brwiami, a w oczach pojawił się dziwny błysk. Nie zauważyła, że Czarny Pan uważnie ją obserwuje. – Którą część mam sprawdzić, panie? – zapytała, spoglądając na Voldemorta, choć nie patrzyła mu w oczy. Jak każdy, bała się tego czarownika.
– Zinterpretuj wszystko na swój sposób – polecił Riddle. – Chcę mieć pewność, że niczego nie pominąłem, że składniki są oczywiste. O twojej inteligencji krążą legendy – dodał spokojnie, wpatrując się w dziewczynę. – Rzecz jasna rozumiesz, iż jest to ścisła tajemnica, możesz się radzić jedynie Severusa, gdybyś miała wątpliwości, jednak każdą ewentualność bierz pod uwagę, nawet tą najbardziej absurdalną. Siostry Mroku są bardzo zmyślne – wyjaśnił Lord. Rozwiązanie tej zagadki było w tej chwili jego priorytetem, a dziewczyna musiała znać wagę tego zadania. 
– Rozumiem, panie – odparła dziewczyna. – Dlaczego… – zamilkła, nie wiedząc, czy powinna zapytać.
– Pytaj – polecił.
– Myślę, że profesor Snape ma większą wiedzę i doświadczenie, niż ja, dlaczego to nie on się tym zajmuje? – zapytała.
– Severus też dostał tekst do zinterpretowania, dlatego nie polegaj na nim zbytnio. Masz swój rozum, Lestrange i z tego, co słyszałem całkiem niezły. Możesz odejść, jeżeli nie masz więcej pytań – polecił Czarny Pan, a dziewczyna bezzwłocznie wykonała rozkaz, choć pytań rzecz jasna miała mnóstwo, to jednak nie chciała narażać się Lordowi.

***
Dni mijały Harry’emu jeden za drugim. Nauka, kłótnie, szlaban, nauka, nauka kłótnie, szlaban, szlaban i tak w kółko. Zwykła codzienność młodego Pottera. Akurat tego dnia czas leciał nieubłagalnie szybko, aż w końcu nastała godzina dziewiętnasta. Jak dla czarnowłosego, to była ona zdecydowanie za wcześnie, a to tylko dlatego, że musiał stawić się na kolejny szlaban z blondynką z Ravenclawu Krukonką, który oczywiście dostał z winy Prefekt Naczelnej.

Harry punktualnie zjawił się pod gabinetem opiekunki swojego Domu, nie chcą zarobić kolejnej kary za spóźnienie, wystarczyła mu już ta, którą musiał odbywać obecnie. Chłopak od razu zauważył, że Ivy Avery również znajdowała się na miejscu. Siedziała na podłodze oparta o ścianę i ze znudzeniem bawiła się kosmykiem swoich jasnych, kręconych włosów.
– Avery – przywitał się i krótko chłopak skinął głową w kierunku siódmoklasistki.
– Potter – odpowiedziała, mierząc go spojrzeniem, jednak nie zauważył w nim chłodu, czy pogardy, tak jak bywało niemal zawsze. Dziwne…
Chłopak oparł się o ścianę niedaleko blondynki. Ręce wsadził do kieszeni ciemnych spodni i ze znudzeniem zaczął błądzić wzrokiem po ścianie naprzeciw niego, choć nie mógł się powstrzymać od rzucania ukradkowych spojrzeń w stronę dziewczyny. W pewnym momencie zauważył, że Krukonka uważnie lustruje go wzrokiem.
– Skończyłaś podziwiać? – zwrócił jej uwagę po kilku dłuższych chwilach z widoczną satysfakcją wymalowaną na twarzy. Dziewczyna nieco się zmieszała, ale to szybko minęło i już otwierała usta, by odegrać się jakąś zapewne ciętą ripostą, jednak wtedy, rozległ się dźwięk skrzypienia zawiasów, a drzwi prowadzące do gabinetu nauczycielki transmutacji otworzyły się. Harry zbliżył się nieco w jej stronę, a Krukonka poderwała się na równe nogi, także podchodząc bliżej opiekunki Gryfonów. Oboje wymamrotali ciche dobry wieczór, pani profesor jednak nauczycielka nie zwróciła na to uwagi.
– Chodźcie za mną – zakomenderowała kobieta, bez zbędnego przywitania. Najwyraźniej nie była w zbyt dobrym humorze, tego wieczoru. To nie wróżyło dla nich zbyt pomyślnego wieczoru, oboje wiedzieli o tym doskonale.
Chcąc nie chcąc, Harry i Ivy ruszyli tam, gdzie ich prowadziła nauczycielka transmutacji. Wędrówka hogwardzkimi korytarzami jednak nie trwała zbyt długo. Po kilku krótkich minutach całą trójką zatrzymali się pod jakąś nieużywaną klasą. Profesor McGonagall otworzyła drzwi, ale nie weszła do środka.
– Wysprzątacie całą salę bez używania magii – oznajmiła sucho. – Środki czystości są w środku. Przyjdę po was o przed ciszą nocną. Różdżki, proszę – dodała na koniec wyciągając dłoń w ich stronę. Każdy zawsze ma nadzieję, że nauczycielka jakimś cudem zapomni o magicznych patykach, jednak nic takiego się nie zdarza. Uczniowie niechętnie oddali nauczycielce magiczne przedmioty i weszli do klasy. Bez żadnego słowa, oboje zaczęli sprzątać odchodząc od siebie najdalej jak to możliwe.
***
Hermiona siedziała na podłodze w swoim dormitorium, opierając się plecami o chłodną ścianę. Było jej tak wyjątkowo wygodnie. Na kolanach trzymała grubą książkę, a na niej położyła pergamin z zagadką od Czarnego Pana i próbowała ją jakoś rozwiązać, nie spodziewała się wcale, że będzie to tak proste, jak rozsupływanie sznurówek, ale nie podejrzewała, że jedno zdanie może być aż tak problematyczne! Dziewczyna czytała każdy wers po kilka razy, aby lepiej go zrozumieć. Przy niektórych już miała dopisane swoje spostrzeżenia. Na przykład tu: Cztery krople krwi, potomków czterech magów potężnych oddana podwójnie..., a obok drobnym pismem panny Lestrange dopisane było, że to najprawdopodobniej chodzi o czterech założycieli Hogwartu, i rozważania, czy potrzeba dwóch potomków, którzy oddadzą krew, czy może jeden, ale odda ją dwukrotnie. Lub Esencja tego, co w sercu jest skryte... , tu także Hermiona pozapisywała swoje spostrzeżenia. Esencja miłości? Nienawiści? Nie bardzo miała pojęcie, o co może chodzić, bo jak można zdobyć esencję uczuć? Zaznaczała też fragmenty, które musi sprawdzić w bibliotece Malfoyów, gdzie mieli księgi dotyczące czarnej magii, bowiem w Hogwarcie takich nie było. Hermiona pragnęła także odszukać coś na temat tajemniczych Sióstr Mroku, o których wspomniał jej Czarny Pan, jednak jak na razie nie wiedziała o nich wiele. Musiała koniecznie zdobyć więcej informacji, bowiem nienawidziła czegoś nie wiedzieć.

***

– Ty idioto! – Rozległ się wrzask Krukonki po jakichś dwóch godzinach wspólnego szlabanu. Chłopak natychmiast oderwał się od swego zajęcia i odwrócił za siebie, zaskoczony wybuchem dziewczyny, skoro niczego jej nie zrobił. Harry znajdował się jakiś metr od dziewczyny. Zobaczył, że nastolatka straciła równowagę i leci w stronę posadzki. Ślizgon nawet nie myśląc o tym, co robi, chwycił ją w ramiona, nie dopuszczając do tego, aby upadła. Nastolatka zawisła kilkanaście centymetrów nad podłogą, gdzie była rozlana woda, podtrzymywana przez silne ramiona czarnowłosego Ślizgona. Krukonka spojrzała się w twarz swego wroga z widocznym zdumieniem. Nie spodziewała się takiego czynu Potterze. Nawet zauważyła, że nie potrafiła też oderwać wzroku od zielonych oczu chłopaka. Dopiero po chwili zorientowała się, że wpatruje się w niego jak jedna z tych jego natrętnych fanek, które według niej totalnie skretyniały.
– Dzięki? – powiedziała pytającym tonem, nadal zaskoczona jego zachowaniem. Przecież byli wrogami. Ślizgon pomógł podnieść się jej na równe nogi i natychmiast ją puścił nic nie mówiąc. Sam zastanawiał się czemu nie pozwolił jej po prostu upaść i dlaczego wpatrywał się w nią jakby ujrzał ją pierwszy raz w życiu. To przecież Avery!
– Nie musiałeś stawiać tam tego wiadra – dodała zgryźliwie. – Przez ciebie mam całą nogawkę mokrą – powiedziała z wyrzutem.
– Nie moja wina, że nie umiesz chodzić, Avery. Trzeba się nauczyć patrzeć pod nogi – odpowiedział, ponownie zabierając się do sprzątania. – A podobno Krukoni słyną z inteligencji – zakpił nastolatek.
– Bo słyną – odparła. – Po prostu ty jesteś za tępy i nie potrafisz tego dostrzec – odgryzła się dziewczyna.
– Za to ty chyba jesteś wyjątkiem od reguły i nie posiadasz tej rzekomej inteligencji Krukonów – odparował od razu chłopak.
Dziewczyna posłała mu wściekłe spojrzenie, jednak nic już nie odpowiedziała. Nie miała ochoty w tej chwili się z nim kłócić. Ponownie powróciła do przerwanej wcześniej czynności, odchodząc jak najdalej od czarnowłosego. Jednak teraz, nic nie było tak jak przedtem.

***

Minęła już prawie kolejna godzina, a upragniona 22.00 coraz bardziej się przybliżała, gdyż zwiastowała koniec szlabanu. Jednakże ani Ślizgon, ani Krukonka już nie sprzątali sali, mimo że pomieszczenie nadal było trochę zabałaganione. Harry i Ivy nie byliby sobą, gdyby znów się o coś nie posprzeczali. Wtedy drzwi do sali się otworzyły, przerywając kłótnię nastolatków. Tak jak podejrzewali Potter i Avery, pojawiła się w nich nauczycielka od transmutacji zwiastując wolność. Profesor McGonagall obrzuciła salę krytycznym wzrokiem, a potem odezwała się.
– Koniec szlabanu. Możecie odejść – poinformowała, oddając im różdżki. – Skończycie sprzątać tę klasę na kolejnym szlabanie – dodała nauczycielka spokojnie.
– Przecież nie mamy więcej szlabanów, pani profesor – zauważyła spokojnie Avery, odrzucając swoje blond loki na plecy.
– Na razie nie mamy, Avery – sprostował Harry, chowając swoją różdżkę do kieszeni.
– Dokładnie, Potter, na razie nie macie, a nie wątpię w to, że po raz kolejny usłyszę waszą kłótnię – stwierdziła nauczycielka. – Żeby prefekt naczelna i ty Harry… - zaczęła mówić, patrząc na dwójkę uczniów z dezaprobatą. – Idźcie już – poleciła kobieta.
Tego nauczycielka nie musiała im dwa razy powtarzać. Oboje bez słowa odeszli w stronę swoich Pokoi Wspólnych jednak, żadne z nich nie mogło zapomnieć spojrzenia drugiego, gdy Krukonka omal nie upadła w kałużę wody. A Harry’emu nadal wydawało się, że słyszy ten jej perlisty śmiech, który usłyszał następnego dnia po jego zmianie domu…

***

Dni mijały. Liście drzew poupadały, a na zewnątrz coraz częściej zaczęły pojawiać się pierwsze przymrozki. Chłodna jesień powoli ustępowała miejsca mroźnej zimie. Spadł już nawet pierwszy śnieg, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. Listopad przeminął bardzo pośpiesznie. Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, nadszedł już zimny grudzień, a co za tym idzie zbliżały się święta i koniec semestru.

Harry z niezadowoleniem nadal uczęszczał do Dumbledore’a, gdzie ten przekazywał mu wiele wiadomości na temat Czarnego Pana, a z kolei czarnowłosy informował Voldemorta o wszystkim, czego się dowiedział. Chłopak musiał zachowywać pozory, jednak dyrektor na szczęście niczego nie zauważał, o to, co robił w wakacje już nie pytał. Dumbledore wciąż myślał, że ma pełną kontrolę nad Ślizgonem, a zniknięcie byłego Gryfona w wakacje, to był jednorazowy wybryk. Był święcie przekonany, że Harry jest po jego stronie i nadal dąży do pokonania Voldemorta. A Harry cały czas zapewniał go jak bardzo nienawidzi Toma Riddle’a i nie wyprowadzał z błędu starego nauczyciela. Choć dyrektor był bardzo podejrzliwy, w stosunku do przyjaciół Harry’ego i często o nich wypytywał. Interesowała go czasem kwestia Avady, jednak Harry zapewniał go, że dziewczyna nienawidzi Czarnego Pana, bowiem taką wersję oboje ustalili. Raz nawet chciał, aby wypytać Avadę o plany Czarnego Pana, ale oczywiście córka Lorda była niczego nieświadoma, choć raz próbował pytać o cokolwiek, jednak ona doskonale potrafiła grać swoją rolę.

Młody Potter zaprzestał także uczyć się oklumencji. Jego nauczyciele uznali, że chłopak osiągnął odpowiedni poziom i dalsze lekcje nie były mu już potrzebne. Nastolatek w każdej chwili był gotowy do bronienia swojego umysłu i miał pewność, że nikt niepowołany nie wedrze mu się do głowy, aby wydobyć cenne informacje.

Ku wielkiemu zdziwieniu Harry’ego, Ivy Avery, a także Ron Weasley zaprzestali jakichkolwiek kłótni w ostatnim tygodniu. Żadne z nich nie odezwało się do niego nawet słowem. Szatan był niezmiernie zaskoczony takim zachowaniem dwójki jego wrogów, jednak obawiał się, że to może być cisza przed burzą.

W ostatnim czasie, Harry coraz częściej przyłapywał się nad rozmyślaniem o pewnej blondynce, co niezbyt mu się podobało, ale po prostu nie potrafił wyrzucić dziewczyny z głowy. Niesamowicie go to irytowało. Ivy Avery niesamowicie go irytowała, co zresztą było odwzajemnione…

***

Nastał kolejny, spokojny poranek. W jednym z dormitorium chłopców z szóstego roku Slytherinu panował dość beztroski nastrój. Żaden z nastolatków już nie spał, choć nie wszyscy byli jeszcze całkiem ogarnięci, ale za to każdy z nich był wyjątkowo rozbawiony. Jedynie tylko Malfoy nadal wylegiwał się w łóżku, twierdząc, że woli spać dłużej niż iść na śniadanie, jednakże jego wspaniali współlokatorzy nie dali mu ponownie zasnąć. Ogólną wesołość na chwilę przerwało pukanie do drzwi, które po chwili otworzyły się, a zza nich wyjrzała czarnowłosa Ślizgonka.
– Mogę? – zapytała dziewczyna, wchodząc do męskiego dormitorium.
– No proszę, Klątwa nas nawiedziła – zaśmiał się Harry i wciągnął przez głowę koszulkę, co nie umknęło uwadze nastolatki. Z marnym skutkiem próbowała powstrzymać lekki rumieniec, który wykwitł na jej policzkach.
– Uważaj, Harry – rzekła całkowicie poważnie dziewczyna. – Zaraz w ciebie może trafić jakaś klątwa – stwierdziła beztrosko, a na jej wargach zaigrał lekki uśmiech, którym obdarzyła czarnowłosego. Potem Avada przeniosła swe spojrzenie w stronę blondyna, który nadal wylegiwał się na łóżku, w przeciwieństwie do jego współlokatorów. – Bystry, a tobie to nie za wygodnie? – zapytała ze śmiechem.
– Nawet człowiekowi odpocząć nie dadzą – westchnął zrezygnowany blondyn, jednak nadal nie miał zamiaru się podnoście. Naprawdę było mu wygodnie, po za tym czas wcale go nie gonił.
– Wiesz, Av – odezwał się ponownie Harry, zdrabniając imię przyjaciółki, na co zareagowała ogromnym uśmiechem, bowiem córka Czarnego Pana lubiła, gdy niektórzy tak się do niej zwracali – jego arystokratyczne ciało zmęczyło się spaniem – stwierdził z rozbawieniem. – Teraz musi odpocząć – dodał Harry, a reszta, oprócz omawianego wybuchła śmiechem.
– Oczywiście! – wykrzyknął blondyn, którego także bawiła ta sytuacja. – Sen jest bardzo męczący! Nie wiedzieliście o tym? – zapytał Malfoy, a towarzystwo zaśmiało się jeszcze głośniej.
– Głupek – stwierdził beztrosko Avada. – Uważaj Draco, jak będziesz leżał zbyt długo, to twoja idealna grzywka już nie będzie taka idealna – zażartowała dziewczyna. – Toż to tragedia dla całego świata by była – dodała dziewczyna, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, zresztą nie tylko ona. Towarzystwo chichrało się jeszcze przez dość dłuższą chwilę, wymieniając bezsensowne zdania, które tak często towarzyszyły im podczas porannych rozmów, jednak w końcu Theodor przerwał tę sielankę. Domyślił się, że Avada bez powodu nie weszłaby do nich z samego rana.
– Avada, stało się coś? – zagadnął Theo. – Rzadko kiedy przychodzisz do nas bez konkretnego powodu – wyjaśnił ciemnowłosy swoje spostrzeżenie.
– Masz rację Theo, nie przyszłam tu bez powodu – przyznała córka Czarnego Pana. – Jestem tu głównie z powodu Harry’ego…
– To wszystko wyjaśnia – zaśmiał się Matt, który do tej pory siedział cicho. Chłopak Hermiony już od jakiegoś czasu żartował sobie w perfidny sposób z Wybrańca i latorośli Voldemorta, ponieważ według niego mieli się ku sobie.
– … i twojego, Theo – dopowiedziała dziewczyna. 
– Trójkącik? – zaśmiał się Matt.
– Razem z tobą? Podziękuję – odgryzła się dziewczyna. – Snape jeszcze jedno słowo, a będziesz się już nadawał jedynie jako składnik do eliksirów – dodała, posyłając przyjacielowi spojrzenie, które zwiastowało śmierć w najgorszych męczarniach, bo już widziała, że znów chciał zabrać głos. Mimo wszystko nie potrafiła powstrzymać delikatnego rumieńca, który zagościł na jej twarzy. Czuła, że jej policzki palą ją niemiłosiernie, ale na szczęście jej przyjaciele nie widzieli w tym nic podejrzanego, a przynajmniej żaden tego nie komentował, więc niezrażona mówiła dalej.
– Byłam wczoraj u ojca – oznajmiła, a główni zainteresowani zaczęli bardziej słuchać. – Wróciłam późno, dlatego przychodzę dopiero teraz. Tylko… To co wam powiem, nie wychodzi z tego pokoju rozumiecie? Ojciec nie chciał, abyście wiedzieli o tym wcześniej – wyjaśniła dziewczyna. – W święta szykuje kolejny atak na mugoli, głównie dla młodych. Tylko nie jestem pewna, czy tyczy się to wszystkich, wiem o tym, że na pewno mają brać udział w nim ci, co niedawno do nas dołączyli, czyli ty Theo, bo dostałeś znak w wakacje no i ty też Harry, skoro zadeklarowałeś, że jesteś po naszej stronie – wyjaśniła spokojnie córka Czarnego Pana. 
– A co z resztą? – zapytał Matthew, nagle poważniejąc.
– Nie wiem, ale podejrzewam, że też nas zabawa nie ominie – stwierdziła dziewczyna i lekko się uśmiechnęła. Dla niej to była forma rozrywki i przyjaciele doskonale o tym wiedzieli. Zauważyła jednak, jak Harry nieznacznie skrzywił się na słowo zabawa. Wiedziała, że zabijanie niewinnych nie pociągało jej przyjaciela, nawet jeżeli interesowała go czarna magia. Chłopak nie miał jednak wyjścia, bo Voldemort mógłby nabrać podejrzeń.
– Dacie sobie radę – rzucił beztrosko blondyn, który nadal wylegiwał się w najlepsze.
– Albo damy sobie radę, Bystry – poprawił go Harry. – Nikt nie powiedział, że się od tego wymigasz – wyjaśnił chłopak. Od razu było widać, że czarnowłosy nie jest do tego nastawiony zbyt optymistycznie, jednak miał także świadomość tego, że co by się nie działo, musi wziąć udział w tej akcji. Voldemort nie może w niego wątpić.

***

Śniadanie trwało w najlepsze, a w Wielkiej Sali tak jak zwykle panował niesamowity hałas, co było na porządku dziennym. Harry siedział wśród Ślizgonów i niezbyt uważnie przysłuchiwał się temu, co mówi Draco o quiditchu. Rozglądał się po pomieszczeniu, aż nagle jego wzrok przykuły dwie osoby, które właśnie przekroczyły drzwi do Wielkiej Sali. Jedną z nich była wysoka dziewczyna o kręconych blond włosach, którą Harry doskonale znał, bowiem to ona była jego utrapieniem przez ostatnie miesiące, natomiast druga to nieco wyższy od nastolatki chłopak o ciemnych włosach, którego Harry nie znał. Oboje mieli na sobie szaty w barwach Krukonów, po czym Harry wywnioskował, że należą do tego samego domu. Chłopak zmrużył gniewnie oczy, uważnie wpatrując się w dwójkę nastolatków. Kim on do cholery jest?! - pomyślał Potter. – Może to jest jej chłopak? Krukoni są z reguły inteligentni, Avery nie jest brzydka. Ivy jest dosyć ładna… więc może oni… – myśli Harry’ego pędziły jak oszalałe.
– Szatan, słyszysz co ja do ciebie mówię? – usłyszał Harry zirytowany głos Dracona.
– Jasne – odparł chłopak, od razu spoglądając na przyjaciela.
– Ach tak? – zdumiał się blondyn. – Więc co ja mówiłem? – zapytał, a ma jego ustach zagościł cwany uśmieszek, widząc, że Wybraniec ściemnia.
– No… tego… mówiłeś… no… – Harry próbował jakoś wymigać się od odpowiedzi. – Gadałeś o quiditchu – stwierdził czarnowłosy przypominając sobie, że Draco coś o tym wspominał, zanim się wyłączył.
– Nie sądzę – odparł Malfoy, z cichym westchnieniem. – Mówiłem o czymś innym, ale to już nieważne – rzekł, jednocześnie machając lekceważąco ręką. Uśmiechnął się przebiegle, co wcale Harry’emu się nie spodobało. – To, w którą tak się wpatrywałeś, co? – dodał po chwili, a w jego jasnych tęczówkach pojawił się radosny błysk. 
– Bystry, nie denerwuj, dobra… – odparł zbywając blondyna.
– Pewnie w tą Avery – zażartował blondyn nie mając pojęcia, że trafił. Natomiast Harry wybałuszył oczy ze zdumienia. Jak on się domyślił?! Zaskoczony spojrzał się na przyjaciela i zobaczył, że ten zwija się ze śmiechu. On żartował! Dzięki Merlinowi!
– Ta, a szlabany to nasze randki – sarknął. – Ty naprawdę nie masz co robić, Malfoy? – zapytał były Gryfon z politowaniem, a potem popukał się w czoło dając mu do zrozumienia, co o tym myśli. Jednakże docinki Malfoya nie powstrzymały go od rzucania ukradkowych spojrzeń w stronę blondwłosej. Szybko też odwrócił wzrok, gdy ich oczy przez moment się spotkały, przez co Harry bardzo się na siebie zezłościł. Właśnie uświadomił sobie, w jakim kierunku wcześniej błądziły jego myśli i nie rozumiał dlaczego tak się stało.

***

Dziewczyna widziała, że patrzył na nią podczas dzisiejszego śniadania. Sama na niego spoglądała co jakiś czas, choć do końca nie rozumiała dlaczego, to robią, nie przeszkadzało jej to. Przychodził jej na myśl jeden powód, ale od razu go odrzucała i nawet nie dopuszczała do siebie takich myśli. To było niedorzeczne. Ona chciała go jedynie nienawidzić. Ale czy można nienawidzić kogoś zupełnie za nic? Ivy już dawno doszła do wniosku, że bezpodstawnie go atakuje, że oskarża go bez powodu, ale ona tego chciała. Zwłaszcza że ostatnio coraz częściej w jej głowie pojawiało się mnóstwo głupich, przynajmniej według niej, myśli. Ivy Avery miała ogromny mętlik w głowie i ostatnimi czasy nie potrafiła racjonalnie myśleć.

***

Dni mijały w zastraszająco szybkim tempie, semestr prawie się skończył, a upragniona przerwa świąteczna zbliżała się coraz bardziej. To już za kilka dni uczniowie wsiądą do pociągu Londyn-Express i pojadą do swych domów. Harry oczywiście jedzie do Malfoyów, ma już nawet plan jak zmylić Dumbledore’a. Naturalne było także to, iż chłopak dostał też zaproszenie na święta od Weasleyów, które przekazała mu Ginny, ale nastolatek jej odmówił, tłumacząc się tym, że przebywanie pod jednym dachem z Ronem zapewne będzie nieciekawą sytuacją, a nie chce psuć im świąt. Chociaż perspektywa świąt w ciepłej i rodzinnej atmosferze bardzo go kusiła…

***

Dzień przed wyjazdem uczniów na ferie świąteczne, młody Potter po raz kolejny miał udać się do dyrektora w celu oglądania kolejnych wspomnień z życia Lorda Voldemorta — jak się domyślał. Harry już znajdował się prawie na miejscu, miał właśnie zapukać do drzwi, prowadzących do gabinetu Dumbledore’a, kiedy usłyszał podniesiony głos.
– Co chcesz zrobić, Albusie? – wykrzyknął rozmówca, a Harry od razu rozpoznał głos profesora Flamela. – Nie możesz w ten sposób kontrolować Pottera – stwierdził nauczyciel historii magii. – Żadne z nich nie pójdzie na ten układ, nie zgodzą się na to – stwierdził Flamel, a Harry zaczął wsłuchiwać się w rozmowę jeszcze bardziej, bowiem rozmawiali o nim i o… o kim?
– Doskonale wiesz Nicholasie, że nie potrzebuję ich zgody, chyba nie zapomniałeś o dawnych zasadach, nadal są praktykowane – odparł chłodno Dumbledore, któremu nie podobało się, że jego przyjaciel śmiał kwestionować jego decyzje. – Nie podoba mi się ta cisza, nie wiemy co planuje Voldemort. Co będzie, jeżeli Harry dowie się całej prawdy od Toma? Co będzie, jeżeli Harry dowie się, że James był śmierciożercą? – zapytał Dumbledore. – Co, jeżeli Tom zaproponuje mu miejsce obok siebie? – zapytał dyrektor.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby Marvolo to zrobił – Harry, słysząc zwrot Flamela nieco się zdziwił. Marvolo? Chłopak miał świadomość, że to było drugie imię Voldemorta, czarodziejskie, po jego dziadku – czarodzieju czystej krwi. Harry wiedział także, że Czarny Pan próbował odciąć się od imienia mugolskiego, jednak czy to mogło mieć ze sobą jakiś związek? Coś mu nie pasowało…
– … Harry nie jest głupi, to bystry chłopak – mówił dalej Dumbledore, a Ślizgon zganił się za to, że na chwilę się zamyślił. – Jeżeli Tom obieca mu, że jego bliskim nie stanie się krzywda, bądź coś w tym stylu, Harry nas zdradzi. Już teraz jest w nieodpowiednim towarzystwie – dodał dyrektor z niepokojem. – Nie mogę stracić nad nim kontroli.
– Wymyśliłeś mnóstwo kłamstw dotyczących przeszłości, Albusie. Naraziłeś Harry’ego na śmiertelne niebezpieczeństwo, zrobiłeś z niego Wybrańca, a teraz jeszcze to? Nie możesz tego zrobić, Albusie.
– Nic nie rozumiesz Nicholasie – powiedział dyrektor. – Nie mogę stracić kontroli nad Harry’m, nie mogę na to pozwolić i zrobię wszystko, aby do tego nie doszło. On musi zniszczyć Voldemorta.
– Nie masz pojęcia, co mówisz – odparł Flamel.
– Idź już, Nicholasie – polecił Dumbledore. – Harry powinien niebawem się tu zjawić.
Słysząc to, młody Potter od razu cofnął się do początku schodów, a właśnie wtedy drzwi prowadzące do gabinetu Dumbledore’a otworzyły się.
– Dobry wieczór, panie profesorze – odezwał się Harry spokojnie. Przybrał na swą twarz maskę obojętności, zupełnie jakby nie słyszał rozmowy, która odbyła się przed chwilą.
– Uważaj na siebie, Harry – powiedział Flamel, mierząc chłopaka uważnym spojrzeniem. – Nie pozwól, aby ktoś tobą kierował, nie dopuść do tego, chłopcze – powiedział staruszek, a potem odszedł, nim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć. Ślizgon musiał przyznać, że to dość niecodzienna sytuacja. I co chciał uczynić Dumbledore względem niego? Tego nie wiedział, jednak teraz musiał pokonać te kilka stopni i stanąć naprzeciw człowieka, którego nienawidził.

***

Pociąg do Londynu mknął po torach, wioząc setki uczniów z Hogwartu, którzy wracali do swych domów na przerwę świąteczną. W przedziale, który zajmowali Harry, Avada, Cathy, Draco, Matt, Hermiona, Theodor, a także Ginny, która postanowiła wpaść do nich na jakiś czas, panowała radosna atmosfera. Wszyscy rozmawiali albo wybuchali głośnym śmiechem. Harry wpatrywał się w okno, rozmyślając. Pamiętał o wiadomości, którą przyniosła im Avada jakiś czas temu. Na początku przerażało go to, że będzie musiał zabijać i bał się, że w pewnym momencie się po prostu wycofa, ale Harry miał pewien plan. Rozmowa, którą podsłuchał dnia poprzedniego, dała mu wiele do myślenia. Nie miał pojęcia, co chce zrobić Dumbledore, jednak Harry postanowił, że zrobi coś, co już nie pozwoli mu wycofać się z drogi, którą podąża bez względu na konsekwencje. Dyrektor pragnie uczynić kolejny krok, aby go kontrolować, a więc wobec tego Harry uczyni następny, który oddali go od jasnej strony jeszcze bardziej. Choć miał świadomość, że jeżeli się do tego posunie, to będzie musiał robić to, czego nie pochwala, jednak był gotowy zapłacić tą cenę.

Potter wyjawił swój plan jedynie Avadzie, a dziewczyna go zaaprobowała bez żadnego słowa sprzeciwu. Ostrzegła jednak chłopaka, że wtedy zapewne będzie musiał kogoś zabić, a przy tym na pewno będzie obecnych kilku śmierciożerców. Harry się tego domyślał i było mu to strasznie nie na rękę, ale już się tego nie bał, gdy bardziej oswajał się z tą myślą. Przecież to tylko kwestia wypowiedzenia dwóch słów, a dzięki temu będzie mógł udowodnić, że naprawdę do nich należy.

Chłopak odwrócił głowę od okna i rozejrzał się po przedziale. Wtedy też za drzwiami zauważył pewną, znajomą blondynkę, ich oczy przez chwilę zetknęły się, zanim dziewczyna przeszła dalej. Tak, ona była kolejnym problemem, z którym czarnowłosy ostatnio się zmagał. Następna rzecz wymagająca głębszych przemyśleń, co również było mu w niesmak.

***

Odkąd Harry przybył do rezydencji Malfoyów spędzał swój czas z przyjaciółmi bądź ku zdumieniu wszystkich przesiadywał w bibliotece, z czego najbardziej zadowolona była oczywiście Hermiona, choć nie miała pojęcia, w jakim celu jej przyjaciel tam się udawał. Biblioteka Malfoyów była o wiele lepiej wyposażona, niż ta w Hogwarcie, jeżeli chodzi o księgi poświęcone czarnej magii, których Harry’emu bardzo brakowało przez te miesiące, ponieważ czarnowłosy miał ochotę dalej zgłębiać tą wiedzą. Czarna magia potrafiła być bardzo uzależniająca i choć w ciężkich tomiszczach zawarte były najokrutniejsze rzeczy jakie, ludzkość zdołała wymyślić, Wybrańca to po prostu fascynowało…

Przez te kilka dni również wiele rozmyślał, bowiem chciał być pewny swojej decyzji. Wiedział jednak, że się nie cofnie już z drogi, którą obrał. Dumbledore nade wszystko pragnie go kontrolować, ale on na to nie zezwoli, utraci swojego Wybrańca już na zawsze.

Odkąd Harry tu przybył, nie widział Czarnego Pana, ba nie wiedział nawet, gdzie ma go szukać, dlatego musiał poprosić Avadę o pomoc. Właśnie teraz były Gryfon przemierzał korytarze, aby dotrzeć do pomieszczenia, w którym rezydował Tom Riddle. Lord Voldmeort oczekiwał Harry’ego, a po rewelacjach, które usłyszał od córki, był w nadzwyczaj wyśmienitym humorze, choć Avada nie powiedziała wprost ojcu, czego pragnie Harry, bowiem tę kwestię załatwić miał czarnowłosy.
Słysząc ciche pozwolenie na wejście, Harry nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia, w którym przebywał Lord Voldemort, jednak nie zauważył nigdzie jego osoby.
– To… – przerwał chłopak, nim do końca wypowiedział znienawidzone imię czarownika. Lepiej było nie denerwować Voldemorta. – Marvolo? – poprawił się Potter.
– Szybko się uczysz, Potter – rozległ się nagle głos Czarnego Pana, który pojawił się w pomieszczeniu. Dopiero teraz Harry zauważył za Voldemortem drzwi, które ten właśnie przekroczył. – Z czym do mnie przychodzisz? – zapytał Riddle, rozsiadając się w wygodnym fotelu. – Avada przekazała mi niejasne informacje, twierdząc, że sam do mnie przyjdziesz, Potter – wyjaśnił czarownik. 
– Ciągle próbuję się odciąć od Dumbledore’a najbardziej jak się da – zaczął mówić spokojnie Harry. – On próbuje za wszelką cenę nie stracić nade mną kontroli, znów coś wymyślił, choć nadal nie wiem co, nie słyszałem jego całej rozmowy z Flamelem – opowiadał Wybraniec. – Postanowiłem, że muszę coś zrobić, abym nie mógł już zawrócić, żeby Dumbledore nie mógł sprawić… żeby nic nie mógł zrobić – stwierdził nastolatek.
– Do czego zmierzasz, Potter? – zapytał Czarny Pan. Miał pewną teorię, jednak wolał usłyszeć to z ust Wybrańca.
– Jestem po twojej stronie, nie żałuję tej decyzji, nie zamierzam wracać też do Dumbledore’a. Nie chcę też, aby w jakikolwiek sposób mnie do tego zmusił – dodał Harry. – Chcę, otrzymać Mroczny Znak – powiedział chłopak, patrząc na Lorda Voldemorta.
Lord przez chwilę przyglądał się w zamyśleniu, a potem jego wargi wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu. 
– Avada miała rację, będę zadowolony – rzekł Voldemort, wpatrując się w chłopaka. Zadziwiające jest to, że Złoty Chłopiec sam do niego przyszedł po tych kilku miesiącach i zadeklarował, że chce mu służyć. Tom Marvolo Riddle nie był idiotą, dlatego też wcześniej całkowicie nie ufał w słowa chłopaka, który twierdził, że będzie go popierał i nie przyjął znaku. Tamta decyzja została podjęta we wściekłości, zapewne pod wpływem impulsu i gdyby tylko Potter zechciał, w każdej chwili mógł iść do Dumbledore’a i zawrócić z tej ścieżki. Jednak nie teraz i obaj mieli taką świadomość. Poprzez przyjęcie Mrocznego Znaku Potter chciał się całkowicie odciąć od drogi powrotnej, wiedział, że jeżeli go przyjmie, nie będzie miał wyjścia.
– Nie powiedziała ci wszystkiego? – zapytał zdziwiony chłopak. Nie prosił o to przyjaciółki, ale Harry był przekonany, że idąc tutaj, Voldemort będzie już o wszystkim poinformowany. 
– Powiedz Avadzie, że macie być w podziemiach o północy – polecił Lord, ignorując pytanie nastolatka. – Możesz odejść, Potter – dodał.

***

Ogromne pomieszczenie skryte w podziemiach, które służyły za lochy tego mrocznego budynku, wypełnione zostało wieloma zakapturzonymi postaciami, ze srebrnymi maskami na twarzach. Byli nimi zwolennicy Lorda Voldemorta, ci najwierniejsi, bowiem nie każdy miał zaszczyt wiedzieć, iż Harry Potter przyłącza się do śmierciożerców. 

Pomieszczenie było dosyć ciemne, tylko jednym lichtarzu paliła się świeca, sprawiając, że widoczna była sylwetka Lorda, natomiast jego poplecznicy znajdowali się w całkowitym mroku.
Śmierciożercy, którzy mieli być świadkami przystąpienia nowej osoby do ich grona stali w ciszy, pod ścianami pomieszczenia. Nie było ich tam wielu; Malfoyowie, Lestrange’owie, Averyowie, Snape, Rosier, Yaxley, Nott’owie – tylko ci najbardziej wierni. Czarny Pan stał na czele swych zwolenników patrząc wyczekująco na schody prowadzące do podziemi rezydencji Malfoyów.
Wreszcie z roztaczającej się wszędzie niemal całkowitej ciemności wyłoniły się dwie postacie. Jedna z nich machnęła swoją różdżką, a pozostałe lichtarze, które znajdowały się na kamiennych ścianach rozbłysły światłem i rozproszyły panujący wszędzie mrok. Avada Riddle, córka Lorda, której twarz została ukryta za srebrną maską, to ona przed chwilą użyła magii, Szła w towarzystwie Harry’ego Pottera, który także miał poważny wyraz twarzy. Również i on miał na sobie ciemne szaty, bardzo przypominające te, które nosili śmierciożercy, jednakże nastolatek nie posiadał maski tak jak jego towarzyszka.
Harry pewnie zbliżył się w stronę Voldemorta, był zdecydowany, co do tego, co chciał uczynić, ponadto, gdyby zechciał i tak było już za późno, aby się wycofać. Potter jednak nie chciał tego uczynić, wiedział że mimo wszystko to słuszna decyzja.

Avada minęła czarnowłosego i stanęła po prawej stronie swego ojca. Dziewczyna wcześniej dokładnie wyjaśniła przyjacielowi, jak przebiega naznaczenie Mrocznym Znakiem. Młody Potter doskonale wiedział, co go czeka. Odrobinę się lękał tego, co go czeka, obawiał się, że mimo wszystko może nie podołać, jednak nie pokazywał tego po sobie. Nikt nie miał prawa dostrzec jego słabości.
– Przyjaciele – rozległ się chłodny głos Voldemorta. – Zebraliśmy się tu dzisiaj, by przyjąć w nasze szeregi Harry’ego Pottera, chłopca, który dla niektórych jest Wybrańcem i wybawicielem czarodziejskiego świata, który rzekomo ma moc, aby mnie zgładzić, w co naiwnie wierzy jasna strona. Potter jest kolejną osobą, który wbrew swojej woli został uwikłany w kłamstwa i intrygi Dumbledore’a. Zdołał przejrzeć na oczy i dokonał swojego wyboru. Dlatego dziś stoi wśród nas. Wybrał drogę śmierciożercy, ale by to się stało, musi zabić niewinnego i udowodnić swoją wartość. Yaxley, Nott!

Po słowach Czarnego Pana gdzieś z tłumu, który był skryty w półmroku pojawili się dwaj śmierciożercy. Wlekli ze sobą jakiegoś mężczyznę, od razu było widać, iż jest w okropnym stanie. Jego szata była w wielu miejscach porwana i nasiąkła szkarłatem. Czarnowłosy bez żadnego trudu domyślił się, że to jego krew. Widać było, że mężczyzna jest już po torturach. Gdy dwaj śmierciożercy przyciągnęli go bliżej, Harry rozpoznał mężczyznę. Nie pamiętał, jak się nazywa, ale kojarzył go z widzenia. Ów człowiek często pojawiał się na Grimmlaud Place 12, gdzie odbywały się spotkania Zakonu Feniksa. Zapewne śmierciożercy próbowali wydobyć z niego jakieś informacje. Ciekawe czy im się udało? Harry podejrzewał, że Voldemort celowo kazał przyprowadzić kogoś, kogo Harry mógł znać, aby utrudnić mu zadanie. To nie było tylko sprawdzenie, czy jest w stanie tak po prostu zabić. Riddle sprawdzał, czy Potter jest w stanie odebrać życie komuś, kogo mógł znać, komuś z kim rozmawiał, czy być może nadal lubił. Jednak czego innego Harry mógł spodziewać się po Lordzie Voldemorcie?

Przerażone oczy mężczyzny wpatrywały się w nastolatka ze strachem, ale i z niedowierzaniem, a Harry już wiedział, że został rozpoznany. Nikt przy zdrowych zmysłach nie podejrzewałby, że Wybraniec przystępuje do Voldemorta. Jedyne, na co Potter miał w tej chwili ochotę, to znaleźć się daleko stąd. Jednak musi się opanować i zrobić, co należy. Nie miał już odwrotu. Harry pomyślał nagle o czarnej magii, o tych wszystkich czarach, które poznał podczas czytania mrocznych ksiąg. Ta myśl go w pewien sposób uspokoiła i pozwoliła zapanować nad kłębiącymi się wewnątrz niego emocjami i wątpliwościami. Myśl o czarnej magii sprawiła, iż Harry poczuł, że uda mu się uczynić to, co nieuniknione.
– Harry Potter – wyszeptał. – Zdrajca! – Wykrzyknął, spluwając mu pod nogi. Chłopak natomiast posłał więźniowi jadowity uśmiech.
– Dedalus Diggle – odparł Harry, bowiem przypomniał sobie nazwisko ów człowieka. Pamiętał go, rozmawiał z nim. Ten człowiek był nawet kiedyś na Privet Drive 4, aby móc zabrać go bezpiecznie z domostwa mugoli. A teraz Harry odpłaci mu się za to w najbardziej niewdzięczny sposób. Pozbawi go życia. – Widzę, że cieszysz z naszego spotkania – rzekł, starając się, aby w jego tonie można było wyczuć kpinę. Naprawdę myślenie o czarnej magii sprawiało, że poczuł w sobie dziwną pewność, siłę.
– Harry Potterze – powiedział Voldemort. – Jesteś gotów?
– Tak, panie – przełamał się Potter. Nigdy w życiu nie podejrzewałby, że kiedykolwiek w ten sposób będzie zwracał się do swego dawnego wroga. O dziwo przeszło mu to przez gardło. Było to niecodzienne, ale o ile Voldemort tolerował, gdy czasem zwracał się do niego, jego imieniem, bądź bardziej bezpośrednio niż inni śmierciożercy, to w tej chwili nie mógł sobie na to pozwolić. A nawet Harry Potter nie był tak szalony, aby narazić się na gniew Lorda Voldemorta.
Harry wyjął swą różdżkę z kieszeni spodni. Stanął pewnie z wyprostowaną przed siebie ręką, celując w mężczyznę. Nie chciał zabijać tego człowieka, ale nie miał wyboru. Zrobi to. Wiedział, że musi.
– Musisz tego chcieć, Harry – usłyszał pokrzepiający szept córki Voldemorta, która chciała dodać mu otuchy. Ich oczy przez chwilę się skrzyżowały, a potem Harry ponownie przeniósł swój wzrok na więźnia. Pomyślał o tym, co czuł, gdy czytał o tych wszystkich mrocznych klątwach, jak go to fascynowało. Trwało to zaledwie krótką chwilę, ale Harry zatracił się w tym, czarna magia zawładnęła jego umysłem. Chłopak nie zawahał się ani chwili.
Avada Kedavra! – Loch przez chwilę został rozjaśniony przez błysk zielonego światła. Promień klątwy uśmiercającej ugodził mężczyznę prosto w pierś. Chłopak wpatrywał się w ciało z zadowoleniem. Zrobił to. Udało się. Wykonał zadanie.
Nastolatek przeniósł wzrok na Czarnego Pana, który patrzył na niego z dziwnym zaintrygowaniem. Może sądził, iż Wybraniec jednak nie podoła?
– Ręka, Potter – powiedział mężczyzna, a czarnowłosy posłusznie wykonał polecenie Lorda Voldemorta i wyciągnął przed siebie lewe ramię.
Czarny Pan wyjął różdżkę i chwycił swymi kościstymi palcami za lewy nadgarstek chłopaka, przykładając magiczny patyk do odsłoniętego przedramienia.
– Harry Potterze, czy przysięgasz mi wiernie służyć, dążyć do realizacji naszych idei i nigdy nie zdradzić?
– Przysięgam, panie – powiedział, nie wahając się ani chwili. Wiedział, że ta decyzja była słuszna.
W tym właśnie momencie Harry poczuł bolesne pieczenie, w miejscu, gdzie Voldemort przykładał różdżkę. Zacisnął zęby, nie pozwalając by z jego ust, wydostał się choćby najcichszy jęk bólu. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund. Gdy Czarny Pan puścił jego rękę, widniał na niej jego symbol, Mroczny Znak. Harry Potter stał się śmierciożercą.
Nie widział tego, że ktoś wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, ale też pewną fascynacją…

***

Dni wolne od szkoły mijały jeszcze szybciej niż poprzednie. Nastał już dwudziesty czwarty grudnia, dzień, w którym większość świętowała. Jednakże w dworze Malfoyów nie obchodzono Wigilii, dla nich był to dzień jak, co dzień.

Blondyn szybko kroczył przez korytarze swego domu. Ubrany był już w szaty śmierciożerców, jednak maski jeszcze nie założył. Lada chwila mógł zostać wezwany przez Czarnego Pana, wszyscy domownicy wiedzieli już o planowanym ataku. Gdy nastolatek znalazł się tam, gdzie zmierzał, zapukał do drzwi, przed którymi się zatrzymał. Po chwili usłyszał pozwolenie na wejście. Nacisnął klamkę i już był w pomieszczeniu, cicho zamykając drzwi za sobą. Znalazł się w pokoju jego rudowłosej przyjaciółki z dzieciństwa, dziewczyny, z którą znał się od kołyski i darzył uczuciem, odkąd tylko pamiętał. Dziewczyna siedziała na szerokim parapecie, jednak gdy zobaczyła przyjaciela od razu zeszła i stanęła przy oknie, podpierając się dłońmi o parapet.
– Draco – rzekła, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Ona także była już odziana w czarne szaty śmierciożerców, jednak maska i płaszcz nadal leżały na jej łóżku. – Co cię do mnie sprowadza? – zapytała, że chłopak przyszedł do niej właśnie teraz.
– Cathy, chciałem z tobą porozmawiać – oznajmił, podchodząc bliżej dziewczyny. – Od dawna zamierzałem to zrobić, choć nie powiem, strasznie się wahałem, bo jesteś moją przyjaciółką. Nie chcę tego niszczyć, ale ja po prostu muszę ci powiedzieć, bo inaczej zwariuję – wyjaśniał. – Boje się o ciebie, zwłaszcza że…
– Draco, przecież to nie jest pierwszy atak, w którym biorę udział – stwierdziła Catherine, nie rozumiejąc, o co chodzi przyjacielowi. Oczywiście był to pierwszy, gdzie byli prawie sami młodzi, co może nie było zbyt napawające optymizmem, ale panna Potter nie była świerzakiem, więc kompletnie nie rozumiała obaw Malfoya.
Teraz stał już przed dziewczyną, zatrzymał się i patrzył niepewnie na rudowłosą
. – Kocham cię, Cathy – wyznał spokojnie, spoglądając w jej tęczówki.
Dziewczynę ewidentnie zamurowało, nie spodziewała się takiego wyznania, ze strony blondwłosego. Nadal w szoku się w niego wpatrywała, niedowierzając temu, co właśnie usłyszała. Draco nie widząc żadnej pozytywnej reakcji z jej strony, przeraził się, sądząc, że tylko się wygłupił. Dziewczyna niespodziewanie z radości rzuciła się chłopakowi na szyję, mocno się do niego przytulając, bowiem wreszcie dotarło do niej to, co właśnie usłyszała. Malfoy niezgrabnie ją objął, nie spodziewając się takiej reakcji.
– Ja też, Draco – rzekła szybko, a potem się odsunęła, spoglądając w jego jasne tęczówki. Dziewczyna ewidentnie promieniała – Tez cię koch… – oboje w tym momencie syknęli, gdy poczuli pieczenie na swych ramionach. Czarny Pan wzywał. Pora, aby wrócić do rzeczywistości.
– Pogadamy później – rzucił chłopak i skierował się do drzwi, a dziewczyna za nim.

***

– Podzielicie się na czteroosobowe grupy! Szybko – zarządziła Bellatrix tonem nieznoszącego sprzeciwu. Nie mówiła zbyt głośno, a jednak mimo to wokół panowała taka cisza, iż jej każde słowo było doskonale słyszalne. – Zaatakujemy ich ze wszystkich stron – zarządziła czarownica, nawet nie pytając Lucjusza o zdanie, jednak ten nie miał żadnych obiekcji, co do planu szalonej śmierciożerczyni. Każdy czuł respekt wobec Lestrange, dlatego od razu jej polecenia były wykonywane, można by rzec, iż działo się to w trybie natychmiastowym. Nie czekali dłużej, śmierciożercy ruszyli do ataku. Harry znalazł się w grupie z Avadą, która postanowiła mieć na niego oko oraz z Catherine i Draconem, którzy stali najbliżej niego.
Incendio! Incendio! Incendio Maxima! – dało się słyszeć szalony głos Bellatrix Lestrange, która rzucała zaklęcia podpalające wszędzie, gdzie tylko się dało. Niszczenie wszystkiego wokół sprawiało jej ogromną satysfakcję.

Po krótkiej chwili mroki nocy zostały rozjaśnione przez płomienie wywołane przez śmierciożerczyni, bowiem te od razu zaczęły oplatać swą niszczycielską siłą kolejne domy, drzewa – po prostu wszystko. Przerażeni mugole wybiegali z domu, nie wiedząc, że na zewnątrz czeka ich jedynie śmierć. Pierwszy z nich został trafiony, a pomarańczowe światło, które dawał ogień, zmieszało się z zielonym blaskiem. Im więcej mugoli się pojawiało, tym coraz większa ilość klątw wylatywało z różdżek, sprawiając, iż noc przestała już tonąć w ciemności, bowiem zajarzyła się na kolorowo od najróżniejszych zaklęć.

Harry nawet nie wiedział, kiedy pojawił się przed nim jeden z uciekających mugoli. Bez wahania rzucił zaklęcie, które jeszcze do niedawna go przerażało.
Avada Kedavra! – promień trafił w mężczyznę, sprawiając iż jego przerażenie zastygło w oczach, a on sam padł na ziemię. Więcej się już nie poruszył, a nastolatek popędził dalej, aby atakować kolejnych przeciwników, kompletnie nie przejmując się człowiekiem, którego teraz uśmiercił. Choć przed samym atakiem miał jeszcze oporów przed zabijaniem, nawet po inicjacji, po której dręczyły go wyrzuty sumienia, to teraz nie miał ich wcale. Adrenalina buzowała mu w żyłach i myślał o czarnej magii. Ogarniała go całkowicie, chęć użycia ciemnych mocy była o wiele silniejsza i bardziej pociągająca niż wszystko inne. Fakt, iż zabijał, nie miał dla niego w tym momencie żadnego znaczenia. Nie zastanawiał się nad tym, że odbierał tym ludziom plany, marzenia, przyszłość – istnienie, coś, co mieli najcenniejszego. Czarna magia coraz bardziej zaciskała na chłopaku swe szpony, coraz mocniej zacieśniała swe więzy, oplątywała go niczym bluszcz pergolę, czy tak jak diabelskie sidła jego, Hermionę i Rona w pierwszej klasie. Mroczna sztuka zawładnęła nim całkowicie, a on wcale nie miał zamiaru, ani ochoty z tym walczyć. Z rozkoszą poddawał się wpływowi mrocznej mocy i rzucał kolejne zaklęcia, które raniły i zabijały. Harry nawet nie wiedział, kiedy oddalił się od reszty swojej grupy, po prostu szedł dalej i siał zniszczenie, a przede wszystkim, zabijał kolejnych mugoli.
Śmierciożercy niszczyli wszystko i wszystkich, co tylko napotkali na swej drodze, jednak po kilkunastu minutach pojawiło się kilku aurorów oraz innych członków Zakonu Feniksa. Najwidoczniej w wiosce był jakiś czarodziej bądź charłak, który był w stanie zawiadomić kogoś i sprowadzić pomoc. Ktoś ze śmierciożerców krzyknął, chyba był to Lucjusz, że mają jak najszybciej uciekać. Jedni zdążyli się deportować, inni użyć świstokilików, które dostali, aby mogli powrócić. Jednak nie wszyscy mieli to szczęście, gdyż ludzie z ministerstwa zdążyli rzucić zaklęcie uniemożliwiające aportacje. 
– Wiejemy – Harry usłyszał nagle głos obok siebie i poczuł, że ktoś ciągnie go za rękaw. Chłopak od razu rozpoznał znajomy głos córki Czarnego Pana. Większość obecnych, którym nie udało się opuścić miejsca ataku w magiczny sposób, podążyli za ich śladem i wbiegli w las, aby móc wymknąć się aurorom i członkom Zakonu Feniksa. Harry podążył zaraz za Avadą, jednak nawet nie zauważył, kiedy znikła mu z oczu. Nie zastanawiał się nad tym i ruszył biegiem ku ogromnym drzewom, bowiem przed sobą widział innych. Obejrzał się szybko za siebie, ktoś ze śmierciożerców biegł parę metrów za nim, a za tym osobnikiem kilkadziesiąt metrów dalej biegli aurorzy, próbujące wcelować w nich jakimś zaklęciem. Harry nie zatrzymywał się, las mógł dać im schronienie, nawet pomimo faktu, iż była zima, a liście opadły. Drzewa były dość potężne i łatwo można było się za nimi schować, a potem zaatakować z zaskoczenia.
Harry gdzieś w oddali widział jeszcze ciemne sylwetki uciekających śmierciożerców, biegł za nimi ile sił w nogach, czasami próbując posyłać w stronę aurorów jakieś zaklęcia, które spowolnią im pogoń. 
– PO…SZATAN! – Harry zatrzymał się i odwrócił niczym skonfundowany, słysząc swoje przezwisko. Był zdziwiony jeszcze bardziej, bowiem rozpoznał tę dziewczynę po głosie, wszędzie by ją rozpoznał. Oczywiście miał świadomość, że ktoś z nich biegnie za nim, ale nie miał pojęcia, że była to Krukonka, która go skrajnie irytowała w Hogwarcie. Dzięki Merlinowi, że w odpowiedniej chwili zdołała się ugryźć w język i nie wypowiedziała jego nazwiska na głos. Harry, gdy tylko się odwrócił, zobaczył, że dziewczyna upadła i nie może się podnieść. Prawdopodobnie zahaczyła o wystające w tamtym miejscu korzenie, o które i Potter omal nie wywinął orła, a teraz zapewne nie może się uwolnić. Avery była prawie tuż za nim, więc chłopak szybko do niej podbiegł i spróbował jej pomóc. Dziewczyna bała się użyć różdżki, bo mogłaby poranić sobie nogę, a sama nie potrafiła się wydostać.
– Skąd wiedziałaś, że to ja? – zapytał Harry, próbując jej pomóc.
– Rozpoznałam cię po głosie, gdy rozmawiałeś z Riddle, zanim zaczęliście uciekać, byłam tuż za wami – wyjaśniła szybko. – Są coraz bliżej – jęknęła dziewczyna, a potem posłała w jednego z mężczyzn klątwę oszałamiającą, którą trafiła w przeciwnika, po chwili i kolejny Auror się zbliżył, nim Ivy zdążyła zareagować, Harry wcelował różdżką w postać i rzucił zaklęcie uśmiercające, które również trafiło w cel, ku zdumieniu Krukonki. Nie podejrzewała chłopaka o tak mordercze zapędy. Harry natomiast rzucił kolejną klątwę, która sprawiła, że rosnące w tamtym miejscu ciernie zaczęły rosnąć i oplotły kolejnego przeciwnika, utrudniając mu pogoń. Miał nadzieję, że to zatrzyma aurorów na jakiś czas.
– Uciekaj – powiedział szybko Krukonka, dostrzegając kogoś za Potterem. Chłopak nie wiedział, że z drugiej strony nadbiegało dwóch członków Zakonu Feniksa. – Uciekaj, zanim cię złapią – warknęła dziewczyna. Harry odwrócił głowę, aby móc ocenić zagrożenie.
– Zdążymy, jesteś prawie wolna – dodał i tak właśnie było. Nie minęło nawet kilka sekund, a noga dziewczyny była wolna. Harry podał jej rękę, aby szybciej mogła się podnieść i oboje puścili się biegiem przed siebie, oszałamiając aurorów, którzy się zbliżali. Dziewczynę nadal trochę bolała noga, która wcześniej była zaplątana, jednak nie zwracała na to uwagi, musieli się stąd jak najszybciej wydostać. Na swojej drodze spotkali kolejnych dwóch aurorów,. Dziewczyna próbowała w jednego strzelić oszałamiaczem, ale chybiła, natomiast Potter bez problemów uniknął czerwonego promienia, który leciał w ich stronę. Wywiązała się między nimi krótka walka, podczas której czarnowłosy i blondynka świetnie się ze sobą zgrywali, atakując przeciwników i broniąc się wzajemnie, aż w końcu udało im się powalić przeciwników. Nie widzieli już innych śmierciożerców, ale musieli się stąd wydostać, jednak ku przerażeniu nastolatków przed nimi pojawiało się kilka kolejnych osób. Nie mogli zawrócić, bowiem za nimi pojawili się następni. Harry i Ivy byli otoczeni przez członków Zakonu Feniksa, którzy znaleźli się tam nie wiadomo skąd i coraz bardziej zbliżali się do nich. Próbowali walczyć, kilku powalili na ziemię, ale zbliżali się następni i oboje wiedzieli, że to na nic.
– Nie uda nam się – powiedziała dziewczyna z przerażeniem. Wiedziała już, że złapią ich oboje, oraz że Potter zostanie rozpoznany, do czego dojść nie miało prawa. Harry sięgnął do kieszeni po świstoklik, ale ten nadal nie działał, co znaczyło, że nie wydostali się poza barierę antydeportacyjną. – Zdejmij maskę, szybko – syknęła nastolatka, widząc, że tamci jeszcze bardziej się zbliżali.
– Co? – zdumiał się Harry, nie rozumiejąc, co też chodzi po głowie Krukonce, która jakby nie było od zawsze była jego wrogiem, pomimo tego, że teraz działali wspólnie.
– Szybko, zanim będą mogli cię rozpoznać – warknęła dziewczyna, a Harry więcej nie pytał, tylko wykonał jej polecenie, przeczuwając, że Krukonka ma jakiś plan. Dziewczyna natychmiast wcelowała w Harry’ego różdżką i rzuciła jakieś zaklęcie. Potter poczuł, że jego twarz zaczyna puchnąć i jest nieco zdeformowana. Z powrotem założył maskę, a potem oboje posyłali kolejne klątwy w przeciwników, którzy byli już na tyle blisko, że mogli z nimi walczyć. Udało im się kilku pozbyć, jednak było ich zbyt wielu i już po chwili młodzi śmierciożercy zostali pokonani.

***

Harry gwałtownie otworzył oczy, odzyskując nagle przytomność. Jego tęczówki zarejestrowały, że wszędzie panuje nieprzenikniona ciemność. Podniósł się do pozycji siedzącej i wygodniej oparł się o chłodną ścianę.
– Avery – szepnął cicho, mając nadzieję, że dziewczyna, którą pojmali razem z nim, gdzieś tu jest, jednakże odpowiedziała mu cisza. Choć nie przepadał za dziewczyną, która ciągle go irytowała, to jednak wplatali się w to razem i chłopak wolałby, aby razem się z tego wyplątali. Po kilku chwilach wzrok Ślizgona przyzwyczaił się już do wszechobecnej ciemności i mógł zobaczyć nieco więcej, choć świat tonął w odcieniach czerni i szarości. Niedaleko niego zauważył zarys jakiejś postaci, leżącej na podłodze. To musiała być Avery, jednak nadal nie odzyskała świadomości. 
Harry wygodniej oparł się o ścianę, a już po kilku minutach udał się do krainy snów, nie wiedząc, co ich czeka dalej.

***

Większość śmierciożerców powróciło już z udanej akcji, jednak Lord Voldemort chciał znać dokładny ich przebieg, dlatego też pobieżnie zerkał we wspomnienia Bellatrix, Lucjusza, a także swej córki Avady. Był zadowolony, jednak nie wszystko mu się zgadzało.
– Jakie straty? – Zasyczał Lord, spoglądając swymi tęczówkami o barwie intensywnej czerwieni, na stojącą przed nim Bellatrix Lestrange i Lucjusza Malfoya.
– Flint i Wilsson nie żyją, panie – odparła Bellatrix. – Nie wrócili także Potter i Avery – dodała kobieta. – Nie wiemy, co się z nimi stało, prawdopodobnie ich schwytano – dopowiedziała szybko kobieta, widząc, że w spojrzeniu Lorda zabłysły niebezpieczne ogniki, a to wcale nie oznaczało nic dobrego.
Crucio! – syknął Lord, celując różdżką w Bellatrix, na co kobieta krzyknęła z bólu i upadła na posadzkę wijąc się pod wpływem zaklęcia torturującego. Czarny Pan przeniósł swe spojrzenie na córkę, a potem skinął głową na Lucjusza, na co dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle. Nawet Lord Voldemort nie potrafił się rozdwoić, dlatego też to właśnie Avada posłała silnego cruciatusa w stronę, niespodziewającego się tego blondyna, który od razu zaczął zwijać się w agonii. Dla uszu Czarnego Pana i jego córki, krzyki torturowanych, to istna symfonia. – Głupcy! Mieliście wszystkiego dopilnować! Nikt nie może się dowiedzieć o Potterze – syknął Czarny Pan, przerywając na chwilę klątwę.
– Wy...wybacz, p-paa-nie – wyjęczał Lucjusz, zwijając się z bólu. Avada, w przeciwieństwie do swojego ojca, nie wyzwoliła go spod władzy swej różdżki. Jednak po chwili i Avada zaprzestała męczyć ojca swego przyjaciela, nie chciała przecież, aby umarł z bólu.
– Widziałam Harry’ego na początku ucieczki – wtrąciła Avada, przy akompaniamencie krzyków Bellatrix, bowiem Czarny Pan nie zamierzał odpuścić śmierciożerczyni takiej niesubordynacji. – Później się rozdzieliliśmy, pojawiło się zbyt wielu członków Zakonu Feniksa i aurorów.
– Zejdźcie mi z oczu – wysyczał Czarny Pan, zwracając się do dwójki śmierciożerców. – Poczekamy na wieści od Severusa – dodał Lord, tym razem te słowa zostały skierowane do jego latorośli.

***

Chłopak nagle poczuł, że ktoś mocno szturcha go w ramię, sprawiając tym samym, że powrócił do rzeczywistości. Otworzył oczy i od razu zarejestrował, że spowija go niemal nieprzenikniona ciemność, tak mroczna niczym szaty Severusa Snape’a wytarzane w węglu. Osobą, która wyrwała go z krainy snu, była irytująca Krukonka.
– Chyba się wyspałeś, co? – zapytała dziewczyna spokojnym głosem, pozbawiany choćby najmniejszej nutki kpiny, co dla Harry’ego było kompletną nowością, bowiem do tej pory zawsze wobec niego odnosiła się z pogardą, bądź po prostu obrzucała przeróżnymi obelgami.
– Chyba tak – odparł chłopak, nie wiedząc, co powiedzieć. Ta sytuacja była dla niego kompletnie nowa.
– Musimy pomyśleć jak się stąd wydostać – zakomenderowała Krukonka. – I to jak najszybciej – uściśliła dziewczyna.
– To zaklęcie – przypomniał sobie nagle Harry. – Czym we mnie walnęłaś? – zainteresował się chłopak. 
– Klątwa deformująca – wyjaśniła dziewczyna. – Wiedziałam, że już nie uciekniemy, więc zrobiłam chociaż tyle, abyś nie został rozpoznany. Gdyby jasna strona odkryła twój sekret, chyba nie byłaby zbyt z ciebie zadowolona – wyjaśniła Krukonka.
– Sprytne, chyba cofnę to, że jesteś Krukonką-wyjątkiem – powiedział chłopak z uznaniem, ale i z rozbawieniem. Dziewczyna to zauważyła, jednak Harry nie mógł widzieć lekkiego uśmiechu, który właśnie zagościł na jej obliczu. – I dziękuję – dodał po chwili.
– Jakby nie było, mimo wszystko jesteśmy po tej samej stronie, Potter – stwierdziła beztrosko. – W zasadzie to zdziwiłam się, widząc cię podczas inicjacji – stwierdziła dziewczyna. – Wybraniec tak nagle dołącza do Czarnego Pana – stwierdziła Krukonka. Harry zauważył, że ciekawość ją zżera. Uśmiechnął się sam do siebie, bowiem właśnie dostrzegł fakt, że po raz pierwszy w życiu rozmawiali normalnie, jak zwykli ludzie.
– W zasadzie to nie stało się nagle – powiedział Potter. – Spotkałem się z Voldemortem już w wakacje, to wtedy już byłem po jego stronie, choć nie chciałem jeszcze znaku – uchylił rąbka tajemnicy.
– Nie chciałeś? I Czarny Pan się na to zgodził? – zdumiała się blondynka. Nie wyobrażała sobie Lorda Voldemorta idącego na jakiekolwiek ustępstwo.
– Tak – potwierdził Harry. – Bycie Wybrańcem pozwoliło mi na targowanie się z nim.
– Jednak teraz przyjąłeś znak – mówiła dalej Ivy. – Ciekawi mnie…
– Tego się nie dowiesz, Avery – przerwał jej stanowczo Harry. Nie ufał Krukonce całkowicie, nawet jeżeli byli po tej samej stronie.
– Rozumiem – odpuściła Krukonka. Nie próbowała na siłę się tego od niego dowiedzieć, bowiem dziewczyna miała świadomość, że niewiele się dowie. Przecież byli wrogami. Sama sprawiła, że ją znienawidził, wobec tego, dlaczego Potter miał jej cokolwiek mówić? Dziewczyna przez chwilę poczuła coś jakby na kształt smutku z tego powodu, ale szybko odsunęła te niechciane uczucie na bok, a zaczęła przyglądać się temu, co wyczynia Ślizgon.
Zapadła cisza, więc Harry podniósł się na równe nogi i postanowił pozwiedzać trochę pomieszczenie, w którym zostali zamknięci. Chłopak od razu zauważył, że to miejsce było czymś w rodzaju składziku na niepotrzebne rzeczy, bowiem stały tam w nieładzie poustawiane szafki, wyglądające na nadgryzione zębem czasu, stare ubrania, kilka mioteł i mnóstwo innych rzeczy, których Harry nie mógł dojrzeć, bowiem nadal spowijała ich ciemność.
– To chyba jakaś piwnica – zauważył nastolatek, spoglądając na dziewczynę.
– Brawo, geniuszu – zironizowała nastolatka, na co chłopak tylko przewrócił oczami, czego Krukonka naturalnie dostrzec nie mogła. Widać jednak, że powróciła nieznośna Ivy Avery. Gdzie podziała się ta miła dziewczyna, która dopiero co go obudziła?
– Może jeśli przesuniemy tę szafkę – rzekł Harry, wskazując na omawianą rzecz ręką – to uda nam się rozpoznać teren na zewnątrz – zasugerował czarnowłosy.
– Myślę, że jesteśmy gdzieś u Zakonu Feniksa – podzieliła się swymi przypuszczeniami dziewczyna. – Inaczej już gnilibyśmy w Azkabanie – dodała.
– Też tak myślę – zgodził się z nią Ślizgon. – Jednak spokojnie możemy wykluczyć Norę i Grimmauld Place – dodał Harry po krótkiej chwili namysłu.
– Nora? Grimmuald Place? Co to za miejsca? – zapytała dziewczyna, niczego nie rozumiejąc. Harry od razu zaczął wyjaśniać, wiedząc, że zwyczajni ludzie nie wiedzą takich rzeczy.
– Nora to dom Weasleyów, a ich piwnica wygląda inaczej…
– Pasuje jak ulał – zakpiła dziewczyna. – Czemu mnie to nie dziwi? – zapytała z rozbawieniem.
– Przestań, Avery. Lubię ten dom – powiedział Harry. – Jest taki… rodzinny i ciepły. Kompletnie inny od domu mojego wujostwa – wyznał Harry, na co dziewczyna przewróciła oczami, choć nie rozumiała stwierdzenia dotyczącego prawdziwego domu Pottera. Bardziej ją jednak w tej chwili ciekawiło coś innego.
– A Grimmlaud Place? Co to za miejsce? – zapytała dziewczyna.
– To dom mojego chrzestnego, dawna kwatera Zakonu, a z tego, co pamiętam, nie było tak takiej piwnicy, chyba że o czymś nie wiem – wyjaśnił Harry. – Może…
– Cicho – powiedziała nagle dziewczyna, odwracając głowę w stronę drzwi, chociaż i tak widziała niezbyt wiele w tym półmroku. Gdy tylko słowo opuściło jej usta, Potter momentalnie zamilkł, sam siebie zadziwiające, że ostatnio bez szemrania wykonuje jej polecenia. Jednak i do jego uszu dobiegł hałas pochodzący za drzwi, który zaniepokoił Krukonkę. Po krótkiej chwili dało się słyszeć dźwięk przekręcanego klucza, a potem wraz z otwieraniem skrzypiących drzwi, do piwnicy wpadła smuga światła. W końcu oczom pojmanych ukazała się postać, odziana tak jak zawsze w ciemne niczym noc szaty.
– Snape! – powiedział chłopak. Gdyby kiedyś ktoś powiedział mu, że będzie cieszył się na widok Severusa Snape’a, to wysłałby takiego delikwenta do Munga na oddział psychiatryczny.
– Postaram się zdobyć wasze różdżki – rzekł cicho mężczyzna, omiatając pomieszczenie wzrokiem, który przez chwilę zatrzymał się na niewielkim okienku, jednak na tyle dużym, aby dorosła osoba mogła się przez nie przecisnąć.
– Niech się pan pośpieszy – powiedziała gorączkowo Avery. – Za jakąś godzinę, góra dwie minie zaklęcie deformujące, które na niego rzuciłam, aby go nie rozpoznano – wyjaśniła dziewczyna.

Mężczyzna chyba miał zamiar coś jeszcze powiedzieć dwójce młodych śmierciożerców, jednak wtedy do uszu całej trójki dobiegł dźwięk kroków informujących o tym, iż ktoś schodzi do piwnicy, a po chwili obok Severusa pojawiła się kolejna postać, oczywiście dzierżąca w dłoni różdżkę. Była to dość wysoka kobieta o ciemnobrązowych, kręconych włosach i obojgu wydawała się znajoma. Podobieństwa do Bellatrix Lestrange nie dało się nie zauważyć, a Harry od razu zrozumiał kto przed nim stoi i gdzie się znajdują. Nie mógł to być inny, jak Andromeda Tonks, jedna z sióstr Black, która została wiele lat temu wydziedziczona za to, ze poślubiła czarodzieja mugolskiego pochodzenia. Harry nigdy wcześniej nie spotkał Andromedy, ale o matce aurorki Tonks słyszał opowieści zarówno od jej córki, jak i Syriusza. Gdy kobieta znalazła się przed Severusem, śmierciożercy dostrzegli, że trzyma tacę, na której był bochenek chleba i dzban z wodą oraz dwa kubki. Kobieta bez słowa postawiła to na kamiennej podłodze, a potem cofnęła się do Snape’a, nie spuszczając z oczu nastolatków.
– Dlaczego Voldemort niszczy życie tak młodym ludziom? – zapytała kobieta, patrząc na nich ze współczuciem. – Chodźmy – dodała Andromeda, a potem oboje opuścili piwnicę, uprzednio dokładnie ją zamykając.
– Chyba dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem głodna – stwierdziła nagle Avery, gdy drzwi za członkami Zakonu się zamknęły. Przysunęła tacę z posiłkiem bliżej nich, a potem sięgnęła po bochenek chleba i przerwała go na pół, dając jedną część Potterowi, którą chłopak przyjął bez słowa. Harry natomiast nalał wody jej i sobie. 
– Ta kobieta – zaczęła znów rozmowę Ivy – jest bardzo…
– To Andromeda Tonks – przerwał jej Harry, domyślając się co miała na myśli Krukonka. Ona także musiała dostrzec podobieństwo do Bellatriks. – Jest siostrą Bellatriks i Narcyzy – wyjaśnił Harry.
– Wydaje się być kompletnym przeciwieństwem Belli, choć tak są podobne do siebie z wyglądu – rzekła Krukonka. Harry przyznał jej rację, a potem oboje jedli i pili w całkowitym milczeniu, a myśli każdego z nich pędziły w różnych kierunkach. Ivy zastanawiała się, jak się stąd wydostać i w jakim sposób pomoże im Snape. Natomiast Harry myślał o siedzącej z nim dziewczynie. Nie potrafił jej w ogóle zrozumieć. W szkole skrajnie go irytowała, z dnia na dzień stała się jego wrogiem i ciągle się kłócili, a teraz zachowywała się kompletnie inaczej – zupełnie tak, jakby wcześniejsze niesnaski między nimi się nigdy nie zdarzyły. Rozmawiała z nim jak człowiek z człowiekiem, jakby się lubili, a Harry nie rozumiał dlaczego, ale doskonale mu się z nią rozmawiało. Postanowił przerwać tę ciszę, jednak blondynka go ubiegła.
– Potter, czemu po mnie wróciłeś? – zapytała nagle.
– Wołałaś mnie – przypomniał jej Harry.
– Nie wiem, czemu to zrobiłam – odparła. – Mogłeś mnie jednak zignorować, przecież się nienawidzimy – stwierdziła spokojnie. – Jednak ty wróciłeś po mnie – mówiła dalej Krukonka, najwyraźniej zdeterminowana, aby uzyskać właściwą odpowiedź.
– Nigdy nie powiedziałem, że cię nienawidzę – odparł spokojnie chłopak, bowiem czuł, że musi to sprostować. Nie darzył Avery nienawiścią. – Nie mogłem cię tam zostawić – wyjaśnił chłopak. – Nie wiem dlaczego – dodał i to była prawda.
– Żaden inny śmierciożerca by tego nie zrobił, tylko martwiłby się o siebie – drążyła dalej Krukonka. – Gdybyś nie…
– Niewiadomo czy udałoby mi się przed nimi uciec – stwierdził chłopak. – Wolałabyś, abym cię tam zostawił? – zapytał Harry.
– Nie, oczywiście, że nie! – odparła dziewczyna. – Zastanawiam się tylko, co cię do tego skłoniło – dodała jakby beztrosko.
– Moja gryfońskość najwyraźniej wypełzła na wierzch – stwierdził Harry, widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru odpuścić. – Możesz to uznać też za syndrom Wybrańca i chęć ratowania wszystkich wokół. Zresztą jesteśmy po tej samej stronie – dodał.
– Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale… dziękuję Potter – rzekła z lekkim uśmiechem dziewczyna. Nastolatka skończyła przesłuchanie, jednak Harry postanowił, że teraz jego kolej.
– Ivy – powiedział Harry i nagle spostrzegł, że chciałby częściej wypowiadać jej imię, co było dla niego dość dziwnym zjawiskiem. – Dlaczego mnie tak nienawidzisz? – zapytał wprost. To pytanie od samego początku go nurtowało, bowiem był przekonany, że dziewczyna nie ma żadnych podstaw, aby być do niego wrogo nastawiona. No, chyba, że wystarczającym powodem jest sam fakt iż jest Wybrańcem i nazywa się Harry Potter. Jednakże, jakby nie było Krukonka już od jakiegoś czasu niesamowicie go intrygowała.
Dziewczyna przez chwile milczała, jakby zastanawiała się jakiej odpowiedzi powinna udzielić na pytanie byłego Gryfona. Czy powinna wyznać mu prawdę i wreszcie zakończyć tą całą farsę, czy może brnąć w to dalej? 
– Tym razem naprawdę mnie znienawidzisz, jeżeli ci powiem – odezwała się wreszcie blondynka. – I uznasz mnie za po prostu głupią – wyjaśniła niechętnie, ale jednak szczerze. Dziewczyna postanowiła zakończyć wszystko.
– Na pewno nie – odparł natychmiast Harry.
– Dlaczego jesteś tego taki pewien? – zapytała nastolatka. – Nie masz pojęcia, czemu to robiłam, nie znasz moich powodów, ale ty i tak zapewniasz mnie, że twoje zdanie o mnie nie ulegnie zmianie. Dlaczego? – dopytywała się dziewczyna, nie rozumiejąc motywów Pottera.
Bo jesteś dla mnie ważna – przemknęło mu przez myśl. Harry’ego ta niespodziewana myśl tak zaskoczyła, że aż drgnął z niedowierzania. Na szczęście Avery nie zauważyła żadnej zmiany w jego zachowaniu.
– Sam nie wiem – odparł chłopak, odrzucając tę dziwną myśl, która nie wiadomo skąd pojawiła się w jego głowie. – Może po prostu nie potrafię cię znienawidzić? A może nie chcę? – zasugerował, zastanawiając się, skąd się to bierze.
– Jesteś strasznie dziwny, Potter – stwierdziła spokojnie nastolatka.
– To ty jesteś z Luną w tym samym domu – zażartował Harry, na co blondynka przewróciła oczami. Oczywiście chłopak nie miał nic złego na myśli, bardzo lubił pannę Lovegood, przecież była jego przyjaciółką, jednak nie dało się nie zauważyć jej oryginalności. 
– Za to ty jesteś z Malfoyem, Riddle i tą całą resztą – wtrąciła dziewczyna, a na jej obliczu pojawił się grymas niezadowolenia. Harry spostrzegł, że chyba nie była zbyt pozytywnie nastawiona wobec jego Ślizgońskich przyjaciół, jednak nie roztrząsał tego teraz, bowiem to oznaczało zmianę tematu, a tego Harry nie chciał.
– Nie zmieniajmy tematu, Avery – odparł chłopak. – Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Szukałam zemsty – wyznała wreszcie z cichym westchnieniem.
– Zemsty? – zdumiał się czarnowłosy. – Nie bardzo cię rozumiem – odparł chłopak, próbując sobie przypomnieć, cóż takiego uczynił Krukonce. Nie potrafił sobie jednak niczego przypomnieć, bowiem według niego jeszcze przed wakacjami jej nie znał.
– Zakon zabił moją matkę podczas walki w Ministerstwie Magii. Z twojego powodu wszyscy się tam znaleźli.
– Nie ja rzuciłem na nią zaklęcie uśmiercające – odparł natychmiast.
– Wiem – warknęła Krukonka. – Od początku to wiedziałam, ale coś mi mówiło, że słusznie robię. Chciałam cię nienawidzić. Ale teraz… – przerwała na chwilę, zastanawiając się, co właściwie ma mu powiedzieć. – Od jakiegoś czasu po prostu tego nie potrafię – wyznała – sama nie wiem dlaczego.
Zapadła cisza. Oboje musieli przemyśleć sobie kilka rzeczy.
– Potter – dziewczyna podjęła kolejną próbę rozmowy – spróbuj mnie zrozumieć. Nie masz pojęcia, jak mi jej brakowało. 
– Nie mam pojęcia, tak? – zirytował się chłopak. – Chyba zapomniałaś, że wychowywałem się bez matki i na dodatek bez ojca – warknął nastolatek trochę podenerwowany głupotą Krukonki i miernymi próbami wytłumaczenia się z niej.
– Ale z tego, co się orientuję, to masz wuja i ciotkę, którzy pewnie byli dla ciebie jak rodzice – odparowała natychmiast dziewczyna.
– Bardzo chętnie ci ich oddam. Zobaczysz jaka wspaniała jest moja rodzina – zironizował.
– A nie jest? – zdziwiła się nastolatka. Nie rozumiała, o co chodzi Ślizgonowi.
– Po jednym dniu miałabyś dość. Oni są przeciwni magii i uważają mnie za dziwoląga. Od najmłodszych lat byłem winien wszystkim ich niepowodzeniem, tylko dlatego, że urodziłem się czarodziejem. Wspaniała rodzina, nieprawdaż? – zakpił Harry.
– Ja nie wiedziałam – zmieszała się Krukonka. – Każdy myśli, że masz wspaniałą rodzinę, która nosi cię na rękach. W końcu jesteś tym Wybrańcem – starała się usprawiedliwić swoje słowa.
– Więc już wiesz, że tak nie jest – odparł Harry. – I nie chcę być żadnym Wybrańcem. Niech czarodziejski świat sam się ratuje – dodał buntowniczo.
– Miałam rację, gdy mówiłam, że mnie znienawidzisz – powróciła do wcześniejszego tematu.
– Mylisz się – zaprzeczył chłopak. – Po prostu jestem zaskoczony twoją głupotą. To.. to jest całkowicie bez sensu – podsumował czarnowłosy.
– Wiem – przyznała dziewczyna.
– Może… – zaczął chłopak, zastanawiając się jak ma sformułować to, co chce jej powiedzieć. – Może byśmy po prostu zakończyli tą bezsensowną wojnę między nami? – zapytał po krótkiej chwili. Spojrzał na nią, oczekując jakiejś reakcji.
– Moglibyśmy – przystała na to dziewczyna. – Ale nie oczekuj, że staniemy się najlepszymi przyjaciółmi, Potter – dodała złośliwie.
Chłopak roześmiał się na to stwierdzenie.
– Ani mi się to śni, Avery – stwierdził, ale uśmiech z jego twarzy nie zeszedł.
– To dobrze, Potter – rzekła dziewczyna. – Ale ustalmy sobie jedno, skoro już jesteśmy pogodzeni. Zapamiętaj, że nienawidzę, gdy ktoś mówi do mnie po nazwisku. Mam na imię Ivy, jakbyś zapomniał.
– Jasne, Avery- odparł z rozbawieniem Harry, celowo zwracając się do niej po nazwisku. Dziewczyna także wiedziała iż uczynił to specjalnie.
– Chyba zacznę robić listę sposobów jak cię zabić – stwierdziła, posyłając mu gniewne spojrzenie, choć w jej oczach tańczyły radosne iskierki na myśl, że pogodziła się wreszcie z Potterem.
– Dobra, dobra, żartowałem – zaśmiał się chłopak. – Ale wiesz, Ivy – rzekł, powstrzymując się przed użyciem jej nazwiska – to samo tyczy się wobec mnie.
– Robisz listę jak się zabić, czy jak mnie uśmiercić? – zapytała, ale w jej głosie było słychać rozbawienie. Wiedziała o co chodzi Harry’emu.
– A podobno Krukoni słyną z inteligencji...
– Bo słyną!
– Ale ty…
– Tak, tak jestem wyjątkiem, już to przerabialiśmy, zapomniałeś – weszła mu w słowo dziewczyna. Nie miała ochoty znów tego roztrząsać, bo to było bezsensowne.
– Przyznajesz się, że jesteś mało inteligentna? – zapytał chłopak z rozbawieniem.
– Chyba śnisz – odparowała. – Jakim cudem nie wylądowałeś w Hufflepuffie?
– Z wielu powodów – odparł chłopak i choć nastolatka nie była w stanie tego dostrzec z powodu spowijających ich ciemności, na twarzy czarnowłosego widniał łobuzerski uśmieszek.
Harry wiedział, że ten dzień dużo zmienił w ich wzajemnych relacjach, choć nie miał jeszcze świadomości, jak wiele. Teraz jednak musieli zająć się o wiele poważniejszym problemem, czyli jak się stąd wydostać?

Ostatnio pisałam na asku, że szybko się rozdział nie pojawi, aż mnie któegoś dnia wzięło i się zmobilizowałam. No nie spodziewałam się tego! Ale mam jeszcze do Was jedną sprawę :) W lutym wypada kolejna rocznica bloga, więc z tej okazji zrobiłam ankietę, bo mam kilka pomysłów, a Wy wybierzcie, co tego dnia ma się pojawić. :)  ANKIETATrzymajcie się!
//Niedoskonała.

niedziela, 4 listopada 2018

Rozdział Dziewiąty

Rozdział nie był betowany.
Następnego dnia Harry Potter obudził się bardzo wcześnie, a jedynym dźwiękiem, który docierał do jego uszu, to miarowe oddechy śpiących współlokatorów. Coś jednak było nie tak i właśnie wtedy przypomniał sobie o poprzednim wieczorze i o ogromnej zmianie, która nastała. 
Chłopak usiadł na łóżku i sięgnął po okulary, leżące na szafce nocnej obok. Założył je na nos i rozejrzał się po dormitorium. Miał szczęście, ponieważ przydzielono go do Dracona, Matta i Theodore’a, a zawsze mógł trafić na przykład do Crabbe’a i Goyle’a i Zabini'ego, czego raczej nie chciał. 
Dormitorium Ślizgonów zbytnio nie różniło się od tego Gryfonów, tutaj po prostu królowały inne barwy. Harry zastanawiał się, jak teraz będzie wyglądało jego życie, jak go przyjmą inni Ślizgoni, przecież większość z nich go nienawidziła. A jak na tą informację zareagują Gryfoni? Przez chwilę ogarnął go smutek, lubił wieczory, które często spędzał w Pokoju Wspólnym w towarzystwie Ginny i Neville’a, czy wygłupy z Deanem i Seamusem w dormitorium. Na pewno będzie mu tego brakowało. Ta zmiana sprawiła także to, iż Harry stracił swoją funkcję kapitana drużyny Gryfonów, zapewne będzie musiał pożegnać się z quiditchem już na dobre.
Jednak, co go czeka tutaj? Fascynowało go życie w Domu Węża i czuł, że wcale nie będzie tu gorzej niż w Gryffindorze. Harry rozmyślał jeszcze długo, aż w końcu i jego współlokatorzy zaczęli się budzić.
– Jak się spało w gnieździe Węży? Nic cię nie pokąsało?– zaśmiał się młody Snape, widząc, że Harry już nie śpi. Dla chłopaków też było dziwne, że od tej pory były Gryfon jest z nimi w dormitorium, ale byli przyjaciółmi i żadnemu to nie zawadzało.
– Pokąszą to mnie Gryfoni, gdy się o wszystkim dowiedzą – mruknął Harry, próbując powstrzymać ziewnięcie. 
Gdy tylko Harry znalazł się w Pokoju Wspólnym Slytherinu, przez chwilę zapadła cisza. Widok Wybrańca w ich domu to było coś niecodziennego. Chłopak zauważył kilka nienawistnych spojrzeń, jednak nie przejął się tym wcale. Nie od dziś było wiadomo, iż Ślizgoni go nienawidzą, a fakt, że jest teraz jednym z nich, nie sprawi, że pokochają go z dnia na dzień. Harry postanowił to zignorować i razem z przyjaciółmi powędrował na śniadanie. Na nikim nie zrobił wrażenia fakt, iż Harry usiadł przy stole Slytherinu, czasami zdarzało mu się tam jadać, więc wielu nawet nie zwrócił na niego uwagi. Problem zaczął się wtedy, gdy ludzie z innych domów zauważyli, że naszywka na szacie byłego Gryfona ma teraz barwy innego domu. Pierwszy oczywiście awanturę rozpoczął Ron Weasley, który nawet pofatygował się w tym celu bliżej stołu Węży.
– Ty parszywy, Ślizgoński zdrajco! – wykrzyknął rudowłosy, co w zasadzie wcale nie zdumiało Harry’ego. Prędzej czy później spodziewał się takiej reakcji dawnego przyjaciela. Ron Weasley był niesamowicie wybuchowy, a plotka o zmianie domu przez Harry’ego rozniosła się w tempie niemal błyskawicznym.
– Jak śmiałeś zdradzić swój dom! – wrzeszczał Weasley. – Jesteś nic nie…
– Tak, tak jestem nic niewartym Ślizgonem – rzekł Harry, przewracając oczami, a Ślizgoni cicho się zaśmiali. – Ulżyło ci Weasley?
Wtedy na korytarzu rozległ się perlisty śmiech blondwłosej Krukonki. Nawiasem mówiąc, Harry zastanowił się przez chwilę, skąd ta dziewczyna wzięła się tam w tym momencie. Mało jej było kłótni? Ślizgoni spojrzeli na nią ze zdumieniem, a Weasley zrobił się jeszcze bardziej czerwony, wściekły tym, że jego dotychczasowa sojuszniczka z niego drwi, do tego na oczach jego przeciwników oraz niemal całej szkoły.
– Wielkie słowa, Potter – zadrwiła Ivy, gdy już się opanowała. – Ćwiczyłeś to zdanie godzinami? – zapytała, a na jej twarzy gościło rozbawienie.
– Zamknijcie się oboje – rzucił krótko, Harry. – Naprawdę myślicie, że ja nie mam co robić tylko was słuchać? – zapytał chłopak. Ta dwójka wyjątkowo szybko potrafiła wyprowadzić go z równowagi.
– Co tu się dzieje? – dało się nagle słyszeć chłodny głos. Żadne z nich nawet nie zauważyło nadejścia profesora Snape’a. Naturalne było to, że całe zajście nie mogło zostać tak po prostu niezauważone przez nauczycieli, którzy także jadali śniadanie w Wielkiej Sali.
– Potter… – zaczął Weasley, ale natychmiast uciszony przez nauczyciela, przez co na twarzy Harry’ego pojawił się triumfalny uśmiech.
– Panie Potter, co tu się dzieje? – zapytał Snape swego nowego wychowanka, a Weasley słysząc słowa Harry’ego, zacisnął pięści ze złości.
– Ron przyszedł do naszego stołu i zaczął kłótnię. Chyba nie może pogodzić się z obecną sytuacją – stwierdził Harry.
– Trzeba było nie przechodzić do tych parszywych zdrajców! – warknął rozwścieczony Weasley, na co Harry się uśmiechnął, powstrzymując wybuch śmiechu. Potter nagle przeniósł wzrok na blondwłosą Krukonkę, która stała niedaleko z nich. Sama wyglądała,jakby miała ochotę wyśmiać Gryfona za jego głupotę. Ta myśl jeszcze bardziej rozbawiła Harry’ego.
– Cisza! – zagrzmiał Snape, mierząc Rona nienawistnym spojrzeniem. – Gryffindor traci dziesięć punktów za rozpoczęcie konfliktu. 
– Ale… – zaczął Ron, jednak nie było dane mu dokończyć.
– Jeszcze jedno słowo, a stracisz nie dziesięć, a pięćdziesiąt punktów. Wracaj do swojego stołu, Weasley – zakomenderował Snape. Natomiast Weasley natychmiast wykonał jego polecenie.
– Avery! – zagrzmiał nagle Snape. – Minus pięć punktów dla Krukonów za kretyński wyraz twarzy, wracaj do Krukonów.
Harry teraz miał ochotę się roześmiać, widząc jak ledwo powstrzymywane rozbawienie na twarzy Avery zmieniło się teraz w niedowierzanie, a potem w coś na kształt złości.
– Jako prefekt naczelna chciałam jedynie zażegnać konflikt – powiedziała spokojnie, ale nie zaprotestowała na zmianę punktów i udając skruszoną i odmaszerowała w swoją stronę.
– Potter! To, że jesteś w moim domu, nie znaczy, że na wszystko będę ci pozwalał, zrozumiano? – obrzucił chłopaka nienawistnym spojrzeniem, musiał bowiem utrzymywać pozory.
– Tak, panie profesorze – odparł Harry,
– A wy czego się chichracie? – zapytał Snape, widząc, że kilkoro Ślizgonów jest wyraźnie rozbawionych. – Zaraz was widzę na obronie, niech mi się tylko któreś spóźni – powiedział nauczyciel groźnym tonem, na co jego wychowankom nieco zrzedły miny.
Ślizgoni szybko zjedli śniadanie, a potem udali się na zajęcia, które mieli z... o zgrozo! Gryfonami. Harry od razu wyrzucił incydent z Weasleyem z głowy, bowiem wiedział iż ten i tak będzie wszczynał awantury, a przecież nie warto zawracać sobie nim głowy. Po co sobie psuć nastrój Weasleyem i Avery? Mimo wszystko miał dziwne wrażenie, że ten dzień zapamięta na długo. Nadal pamiętał ten przyjemny dźwięk, jaki był perlisty śmiech Krukonki, który słyszał chwilę wcześniej…
***
– Potter leniwcu! – rozległ się donośny głos Dracona Malfoy’a. Harry wyszedł z dormitorium i pojawił się w drzwiach prowadzących do Pokoju Wspólnego. Była sobota, dlatego miał zamiar spać dłużej, ale najwidoczniej nie było mu to dane. Harry ujrzał tam sześć osób ubranych w zielone szaty do quidditha, oczywiście w barwach Slytherinu. Każdy z nich trzymał miotłę, a Malfoy stał na czele z odznaką kapitana drużyny połyskującą na piersi.
– Czego chcesz, tak rano? – zapytał Potter, zaskoczony widokiem, jaki zastał. – Co jest? – zapytał, widząc całą drużynę Slytherinu. Harry niczego z tego nie rozumiał.
– Bierz dupę w troki i zapieprzasz migiem na boisko! – ryknął Malfoy bez zbędnego owijania w bawełnę.
– Człowieku zlituj się, bo ogłuchnę! Jak to na boisko? – zapytał zdezorientowany chłopak, gdy uświadomił sobie, co powiedział do niego blondyn.
– Normalnie? – odparł pytaniem na pytanie. – Od teraz jesteś szukającym tego zacnego domu, jakim jest Slytherin, oczywiście – wyjaśnił beztrosko Malfoy. – Przecież cię o tym poinformowałem, wtedy gdy Snape cię tu przyprowadził, zapomniałeś, Szatanie?
– Co!? – zapytał chłopak niedowierzając własnym uszom. – No a ty? Nie sądziłem, że mówisz serio.
– Cóż, niechętnie muszę przyznać, że zawsze byłeś ode mnie lepszy w łapaniu tej głupiej piłki. No a ja będę świetnym pałkarzem, oczywiście – stwierdził Malfoy, szczerząc zęby. – Kto lepiej wceluje tłuczkiem w gębę Weasleya jak nie ja? Poza tym ktoś musi nam zdradzić taktykę Gryfonów – stwierdził z rozbawieniem arystokrata. Podszedł bliżej Harry’ego i cicho powiedział tak, aby go reszta nie słyszała – Zawsze chciałem być pałkarzem, ale nie potrafili znaleźć nikogo lepszego na szukającego, więc nie miałem wyjścia. 
– Żartujesz? – zapytał czarnowłosy trochę rozbawiony po ostatnim komentarzu blondyna.
– Nie – rzekł Malfoy, radośnie – A teraz zmiataj po tą swoją błyskawiczną błyskawicę! – polecił, szczerząc zęby. – Ktoś musi dokopać drużynie Weasleya w przyszłym meczu!
Harry’emu nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Z ogromną radością będzie patrzył na porażkę jego byłego przyjaciela, a poza tym kochał quidditch, więc jak mógłby odmówić?
***
Kolejne dni, coraz to chłodniejszego listopada upływały Harry’emu w miarę szybkim tempem. Potter w Slytherinie czuł się naprawdę bardzo dobrze, nawet lepiej niż u Gryfonów, choć czasami brakowało mu wieczorów w towarzystwie Ginny, czy Neville’a. Dopiero teraz, gdy już tu trafił, zrozumiał, że to jest jego miejsce i powinien tu być od zawsze. Pluł sobie w brodę, że w pierwszej klasie nie słuchał Tiary i siedział pięć lat w Gryffindorze, choć mimo wszystko na swój stary dom nie mógł narzekać.
Także mieszkańcy domu Węża powoli przyzwyczajili się do obecności Harry’ego Pottera w ich Pokoju Wspólnym. Niektórzy nadal krzywo na niego patrzyli, ale nie wszczynali żadnych kłótni, poza jednym wyjątkiem, ale to była drobna, zupełnie nic nieznacząca sprzeczka. Inni natomiast normalnie z nim rozmawiali, w ogóle nie ukazując wrogości, tak jakby wcześniejsze wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Dopiero teraz jak tu trafił, Harry dostrzegł, że wbrew pozorom, Slytherin jest całkiem normalnym domem tak jak każdy inny. Ta zmiana wyszła na dobre dla Harry’ego, chłopak nie żałował, że tak się stało. Choć musiał przyznać, że czasami brakowało mu rozmów z chłopakami z jego dawnego dormitorium w domu Lwa. Oczywiście nadal utrzymywał normalne kontakty z większością Gryfonów, jednak rzadziej rozmawiali.
Jedynym jego problemem były osoby, z którymi musiał się użerać, czyli Weasley, który nie przepuścił żadnej okazji, aby z niego kpić, oraz oczywiście Avery, Merlin jeden wie, co ta dziewczyna do niego ma. Zawsze, gdy ją o to wypytywał, jakimś dziwnym trafem udawało wymigać jej się od odpowiedzi. Choć musiał przyznać, że ostatnio ta Krukonka coraz bardziej zaczęła go ciekawić, ale nie potrafił określić dlaczego.
***
Tego popołudnia, Harry siedział w bibliotece, odrabiając wypracowanie na obronę przed czarną magią. Snape ponownie zadał im mnóstwo pracy domowej, chociaż żaden nauczyciel ich nie oszczędzał. Tak właściwie to Harry już skończył i właśnie zamknął księgę, z potrzebnymi mu informacjami, a potem odłożył ją na miejsce. Zabrał swoje rzeczy i skierował się w stronę wyjścia. Był trochę zirytowany, gdyż kilkanaście minut temu, Weasley ponownie szukał zaczepki. Na szczęście pani Pince zwróciła mu uwagę, że jest zbyt głośno i nakazała opuszczenie biblioteki w trybie natychmiastowym. Chociaż raz był z niej jakikolwiek pożytek.
Gdy tylko Harry pchnął drzwi wychodzące na korytarz, został czymś oblany. Osoby, które to widziały wybuchły głośnym śmiechem. Chłopak spojrzał na siebie i zauważył, że to coś, co przypominało gęstą, różową farbę.
– Hurra! Trafiony, zatopiony! – Rozległ się radosny głos, a Harry natychmiast spojrzał w górę, gdzie zobaczył fruwającego ducha, który trzymał wiaderko, teraz już puste. Irytek był z siebie niesamowicie dumny. Wściekły Harry dostrzegł nieopodal Rona, gdy duch zaczął lecieć w jego stronę. Harry zauważył, że na jego twarzy widnieje satysfakcja i był niemal pewien, że to on namówił poltergeista do tego, aby wyciąć mu taki numer. Ślizgon utwierdził się w tym przekonaniu, widząc jak Gryfon uniósł kciuk do góry w stronę ducha, a potem odwrócił się zniknął za zakrętem.
– Weasley – syknął wściekle do siebie. – Ty cholerny parszywcu… niech ja cię tylko dorwę… – mruczał do siebie ze wściekłością. Teraz zrozumiał jego słowa, które wypowiedział na odchodnym „poczekaj, aż wyjdziesz” i już wiedział, dlaczego rudowłosy się tak głupio cieszył. Okularnik wyciągnął różdżkę i próbował to z siebie sczyścić, jednak żadne użyte przez niego zaklęcie nie zadziałało. Klnąc pod nosem, ruszył w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Każdy kto go mijał, patrzył na Harry’ego jak na idiotę. Chłopak wszystkim posyłał wściekłe spojrzenia, przez co większość po prostu odwracała wzrok i natychmiast udawała, że go nie widzi. Złość czarnowłosego była nie do opisania.
– Na Merlina, Szatan, co ci się stało? – zapytał Theodor, gdy zobaczył czarnowłosego w Pokoju Wspólnym. Ślizgon natychmiast machnął różdżką, rzucając niewerbalne zaklęcie, a po chwili cała różowa substancja zniknęła.
– Dzięki, Theo – rzekł siadając na kanapie obok Notta. – Moje zaklęcia na to nie działały i od biblioteki musiałem iść z tym cholerstwem. To był Weasley – dodał wściekle. – W zasadzie Irytek, ale jestem pewien, że na polecenie tego rudego szczura – uściślił czarnowłosy.
– Ja bym się bał na jego miejscu – rzucił Theodor, chcąc trochę poprawić humor czarnowłosemu, jednak na niewiele się to zdało.
– I słusznie – burknął Harry. – Niech go tylko dopadnę! Pożałuje za wszystko, co wyprawia.
Kamienna ściana otworzyła się ponownie, a w przejściu ukazała się czarnowłosa szóstoklasistka. Avada od razu zauważyła Harry’ego i Theodora, siedzących na kanapie. Skierowała się w ich stronę i ulokowała na wolnym miejscu między nimi.
– Coś taki wkurzony, co? – zapytała widząc, że Harry jest wściekły i mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem.
– Weasley wyciął mu numer – odpowiedział Nott przyjaciółce i wyjaśnił, co zrobił Gryfon.
– Doigra się w końcu – stwierdziła spokojnie dziewczyna. – Wracam od ojca – oznajmiła trochę ściszonym głosem, a po chwili rozejrzała się czy w pobliżu nich nie ma nikogo. – Napomknął mi coś o misji dla ciebie, ale nic się nie dowiedziałam – rzekła do nowego Ślizgona. – Widzieliście Catherine?
– Nie – odpowiedział Harry zgodnie z prawdą. Zastanawiał się, jaka misje może mieć dla niego Czarny Pan.
– Zanim Szatan przyszedł, poszła do dormitorium. Miała sprawę do Hermiony – wyjaśnił Czarny.
– Muszę z nią pogadać – rzekła, podnosząc się z miejsca i udała się w stronę dormitorium. Po chwili Klątwa znalazła się na korytarzu prowadzącym do sypialni dziewcząt z szóstego roku. Znalazła drzwi, na których napisane były nazwiska jej, Cathy, Hermiony i Pansy Parkinson. Otworzyła je. Obie przyjaciółki znajdowały się w środku i rozmawiały, natomiast jedna z lokatorek najwidoczniej przebywała gdzieś poza dormitorium.
– Byłam dopiero u ojca – oznajmiła czarnowłosa na wstępie, dokładnie zamykając drzwi prowadzące do pomieszczenia. – Mam zadanie, ale powiedział, że gdybym potrzebowała pomocy, masz mi pomóc Cathy. Znaczy, powiedział, że mam sobie dobrać osobę, więc wiadomo, że padnie na ciebie – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Jakie? – zapytała panna Potter z poważną miną.
– Nie mam pojęcia po co, ale musimy zdobyć trochę eliksiru życia od Flamela.
– Eliksiru życia? – zdziwiła się brązowowłosa nastolatka. – Po co Czarnemu Panu eliksir życia? Żeby być nieśmiertelnym, trzeba go pić przez cały czas, a nie trochę.
– Tak, wiem. Nie pytaj, bo nie wyjaśnił mi po co. Ma to związek z jakąś zagadką Sióstr Mroku i nieśmiertelnością. Tak ogólnie mi to powiedział.
– Cóż, poradzimy sobie – powiedziała Catherine, posyłając uśmiech przyjaciółce.
– Siostry Mroku? Kim one są? – zainteresowała się Hermiona.
– Nie mam zielonego pojęcia – odparła Avada, wzruszając ramionami. – Ojciec mi nie powiedział, a ja nie pytałam.
Przyjaciółki przez kolejne kilkanaście minut, siedziały w dormitorium, rozmawiając na błahe tematy. Jednak w końcu postanowiły pójść do Pokoju Wspólnego. Na dole spotkały Harry’ego, Dracona, Matta i Theodora, rozmawiających oczywiście o quiditchu. Tak jak Malfoy zapowiedział, Harry został się szukającym Slytherinu, a on sam wskoczył na miejsce pałkarza, przez co jeden z uczniów z czwartego roku musiał odejść z drużyny.
Dziewczyny przywitały się i we trzy rozwaliły się na wolnej kanapie. Rozmawiali kilka minut, aż w końcu, w pewnym momencie Hermiona przerwała.
– Na Merlina! – wykrzyknęła przerażona. – Harry! Twoja ręka!
Wtedy wszyscy spojrzeli na rękę nastolatka. Prawa dłoń zaczęła robić się przezroczysta. 
– Do Skrzydła! – zarządził Malfoy.
***
Niecałe dwa dni później, nowy Ślizgon został wypisany ze Skrzydła Szpitalnego, już całkowicie zdrów. Jak się okazało, chłopak został oblany eliksirem, który powodował zmianę koloru skóry. Zwykły wywar, który miał być po prostu żartem, jednak był uwarzony niepoprawnie, a w efekcie, Harry zaczął robić się przezroczysty. Niby nic wielkiego się nie stało, ale mimo to nastolatek i tak był wściekły na byłego przyjaciela za ten durny dowcip. Już zaczął zastanawiać się nad zemstą na rudowłosym Gryfonie…
Od razu po opuszczeniu Skrzydła Szpitalnego, Potter skierował się do Pokoju Wspólnego Slytherinu, gdzie zastał jego prawdziwych przyjaciół.
***
– Zastanawiam się jak mamy wyciągnąć od Flamela ten eliksir – powiedziała Cathy do Avady, gdy wieczorem siedziały w dormitorium. Mimo że córka Lorda Voldemorta niedawno przyniosła wieść o zadaniu, już zaczęły kombinować co z tym zrobić.
– Raczej go do tego nie przekonacie – rzuciła Hermiona robiąc dłońmi cudzysłów przy ostatnim wyrazie, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. Była Gryfonka już zdążyła poznać metody swych przyjaciółek. Nie żeby je pochwalała, jednak doskonale wiedziała, że one nie zawahają się przed niczym.
– Nie, raczej nie – przyznała jej rację Avada. – Flamel na pewno swoje wie, jest w końcu potężnym czarodziejem.
– Ta metoda zawsze jest skuteczna – stwierdziła Cathy z przekonaniem. – Jednak w tym przypadku faktycznie może nie wyjść – dodała trochę zrezygnowana.
– Nie zaszkodzi spróbować przekonać go po dobroci – zasugerowała Hermiona.
– Zawsze można mu coś ściemnić – dodała Catherine. – Wiecie, udać wielką fascynację eliksirami i zapytać, czy nie dałby trochę do celów naukowych, czy coś w tym stylu.
– Taa… Hermionie może by uwierzył. – stwierdziła Avada. – Albo możemy spróbować też wykraść ten eliksir? – zaproponowała.
– Nie głupi pomysł – zgodziła się rudowłosa. – Uważam, że to by nam się prędzej udało. Myślisz, że trzyma parę fiolek w gabinecie?
– To niewykluczone. Najlepiej iść po ciszy nocnej – stwierdziła Avada. – Możesz go na przykład wyciągnąć z gabinetu pod jakimś pretekstem, coś wymyślimy.
– Po ciszy nocnej wyciągnąć z gabinetu? Jeszcze pomyśli, że chcę go uwieść – zaśmiała się Potterówna, a jej przyjaciółki także ogarnęło rozbawienie.
– Kto kogo chce uwieść? – zainteresowała się Pansy, która przyszła do dormitorium, akurat gdy Cathy mówiła. Dziewczyny nigdy za sobą nie przepadały, ale starały się nie kłócić.
– Układam niecny plan uwiedzenia Dracona Malfoya – rzuciła beztrosko Catherine. – Masz coś przeciwko? – zapytała, szczerząc zęby, wiedząc, że Pansy się wścieknie. Cały Slytherin wiedział, że nastolatka jest szaleńczo zakochana w Malfoyu.
– Oj przestań – fuknęła. – Myślisz, że on by cię zechciał? – prychnęła, jednocześnie podeszła do szafy i zaczęła czegoś szukać.
– Tak, tak, wiem. Jest przeznaczony tylko dla ciebie – stwierdziła z rozbawieniem dziewczyna.
– To przecież oczywiste! – stwierdziła Pansy z przekonaniem.
– Och, czyżby? – zapytała Catherine, jednakże teraz na jej obliczu nie gościło już rozbawienie, a w głosie wyczuwalny był chłód.
– Tak – odparła Parkinson, z trzaskiem zamykając drzwi od szafy. Potem skierowała się w stronę wyjścia z dormitorium, a po chwili już jej nie było.
– Jak ona mnie wkurza! – powiedziała ze złością rudowłosa. Takie sytuacje już się powtarzały. Pansy Parkinson była szaleńczo zakochana w Draconie Malfoyu i uważała, że on należy tylko do niej.
– Daj spokój, Cathy! Przecież wiesz, że Bystry nawet na nią nie spojrzy – stwierdziła Hermiona. – Ona nie ma szans już na starcie.
– Wiem – potwierdziła dziewczyna, już trochę spokojniej.
– Widzisz, więc po co ta zazdrość? – zapytała Avada.
– Przypomnę ci o tym, gdy zobaczysz jakąś dziewczynę w towarzystwie… – zaczeła Catherine, jednak Avada szybko ucięła temat.
– Rozmawiałyśmy na temat Flamela – wtrąciła córka Czarnego Pana, jednak na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
– Dobra, już nic nie mówię – zaśmiała się panna Potter, na co Hermiona uśmiechnęła się, słysząc rozmowę przyjaciółek. – Wracając do Flamela…
***
– Myślisz, że się nam uda? – zapytała rudowłosa, gdy razem ze swą ciemnowłosą przyjaciółką przemierzały hogwardzkie korytarze. Cisza nocna się zbliżała, więc te stawały się coraz bardziej opustoszałe. Za oknami było już całkiem ciemno, a na ścianach w starych świecznikach, znajdowały się świece, które rozświetlały mroki nocy. Minęło już kilka dni, odkąd Avada przyniosła wiadomość o zadaniu, więc pora, aby je zrealizować. Nie powinny zbyt długo zwlekać z jego wykonaniem, aby nie rozgniewać Czarnego Pana.
– To musi się udać – odparła pewnie córka Voldemorta. – Jeśli nie da po dobroci, to inaczej z nim porozmawiamy – dodała z szaleńczym błyskiem w oku. – Może i jest potężnym czarodziejem, ale sprawdzone metody zawsze działają.
Rudowłosa roześmiała się perlistym śmiechem, w ogóle nie przejmując się tym, że ktoś niepowołany mógłby ją usłyszeć.
– Cała ty – podsumowała.
Avada jedynie wzruszyła ramionami i odpowiedziała z rozbawieniem.
– Cechy dziedziczne – skwitowała z przekonaniem. – Po tatusiu.
– Ale zostawisz dla mnie część zabawy – stwierdziła Catherine. Tym razem to w jej tęczówkach błysnęły szaleńcze iskierki.
– Bez ciebie nie byłoby rozrywki – skwitowała Avada.
W końcu nastolatki zatrzymały się przed pewnymi drzwiami. Prowadziły one do gabinetu jednego z profesorów. To właśnie tam zmierzały. Avada zapukała do drzwi. Riddle zdecydowanym ruchem otworzyła je, gdy tylko usłyszała pozwolenie. Obie nastolatki weszły do pomieszczenia. Mimo dość późnej pory, stary profesor nadal siedział za dębowym biurkiem, znajdującym się w końcu pomieszczenia. Jego jasne tęczówki wpatrywały się we dwie zbliżające się nastolatki. Na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Wyglądał tak, jakby spodziewał się, że kiedyś do niego przyjdą.
– Ach, panna Riddle i panna Potter – przywitał się spokojnie. – Z czym Marvolo przysyła do mnie dwie ze swoich najbardziej zaufanych sprzymierzeńców? – zapytał uprzejmym tonem.
Catherine i Avada wymieniły się zdumionymi spojrzeniami, jednak obie nadal pozostały opanowane i nie dały po sobie poznać, że pytanie Flamela je zaskoczyło. A nawet bardzo. Do tego czarnowłosa zauważyła, że nauczyciel nazywał jej ojca drugim imieniem, a do tej pory słyszała jedynie o dwóch osobach, które tak mówiły. Było to bardzo zastanawiające…
– Nikt nas nie przysłał, panie profesorze – rzekła nadzwyczaj uprzejmie panna Potter. – Zastanawiałyśmy się… – mówiła dalej, starając się brzmieć niepewnie, aby wywrzeć lepszy efekt. – Bardzo interesujemy się eliksirami i…
– Panno Potter, po co to kłamstwo? – zapytał spokojnie nauczyciel, intensywnie wpatrując się w nastolatkę. Avada spojrzała na niego z niedowierzaniem, widząc, że zwietrzył podstęp, jednak postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
– Przyszłyśmy po to, co tylko od pana może mój ojciec dostać – wyjaśniła Avada, wyrywając się z zamyślenia, także nadal utrzymując uprzejmy ton. Może uda im się wszystko załatwić po dobroci.
– Więc Riddle nadal poszukuje sposobu na nieśmiertelność. Niesłychane, że jeszcze mu się to nie znudziło – stwierdził wiekowy czarodziej. – Obecny sposób się nie sprawdza? – zapytał lekko kpiącym tonem.
– Dasz nam ten eliksir, czy same mamy go sobie wziąć?! – warknęła groźnie rudowłosa nastolatka, celując różdżką w kilkusetletniego czarodzieja. Powoli traciła cierpliwość, a zirytowała się jeszcze bardziej, gdy Flamel ją rozgryzł. Miała wielką ochotę potraktować go jakąś paskudną klątwą. A perspektywa posłużenia się czarną magią była bardzo obiecująca.
– Cathy – syknęła Avada ostrzegawczo. Zirytowała się na przyjaciółkę, ponieważ bała się, że rudowłosa wszystko zaprzepaści.
– Ktoś tu jest niecierpliwy, ale to chyba cecha dziedziczna wszystkich Potterów – zauważył nauczyciel. – Ale zastanów się Catherine, czy naprawdę myślisz, że obie dacie mi radę? Nawet Marvolo i Dumbledore mi nie dorównują – zauważył. – No właśnie – dodał, widząc, jak mimika na twarzach dziewcząt się zmieniła. Dały mu się tym zaskoczyć. – Celowanie we mnie różdżką w niczym ci nie pomoże, panno Potter – odparł uprzejmie. Po tych słowach podniósł się ze swego miejsca i podszedł do szafki stojącej przy ścianie za jego plecami. Gdy ponownie odwrócił się twarzą w stronę Ślizgonek, na blacie postawił dwie fiolki z eliksirem nieśmiertelności.
– Pozdrów ojca, panno Riddle. Przekaż mu, będzie wiedział jak mi się odwdzięczyć. Żegnam.
Żadna z dziewcząt nie kryła zdumienia. Nigdy w życiu nie spodziewałyby się takiego obrotu sprawy. Owszem, chciały załatwić wszystko po dobroci, ale nie spodziewały się, że im się uda dokonać tego w tak prosty sposób. Obie myślały, że będą musiały go torturować, oczywiście żadna nie miałaby nic przeciwko temu. Obie kochały sprawiać ból innym. Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale Avada, jak i Cathy uwielbiały to robić. Mimo ich młodego wieku już zabiły wielu ludzi, a jeszcze więcej torturowały. I żadna z nich tego nie żałowała. Te nastolatki nie miały sumienia. Były świetnymi śmierciożerczyniami. Co wcale nie było dziwne, skoro obie od najmłodszych lat wychowywały się u śmierciożerców.
Avada zabrała fiolki i obie nastolatki skierowały się do wyjścia.
– Żadnego porządnego Cruciatusa – mamrotała pod nosem Catherine. A tak bardzo nastawiła się na zabawę. Rudowłosa wyszła pierwsza. Kiedy Avada miała już opuścić pomieszczenie, usłyszała jeszcze głos Flamela.
– Jesteś bardzo podobna do matki, Avado Riddle.
Dziewczyna zamarła z ręką na klamce. Nikt nigdy nie wspomniał ani słowem o jej matce. Wiedziała tylko, że zginęła przez Dumbledore’a. I to wszystko. Nawet nie znała jej imienia. Malfoyowie nigdy o niej nie mówili, a ojca zapytała się o nią tylko raz i wiedziała, że już nigdy więcej nie popełni tego błędu. Nastolatka odwróciła się w stronę starca.
– Znał pan moją matkę? – zapytała z nadzieją.
– Znałem wielu ludzi, panno Riddle. Dobranoc – rzekł, zakończywszy rozmowę, dając do zrozumienia dziewczynie, że powinna odejść. Natomiast w głowie czarnowłosej pojawiło się nagle mnóstwo różnych myśli.
***
Tego dość późnego już wieczoru Szatan, Bystry i Hermiona nadal siedzieli w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Nie tylko oni, mimo późnej pory, salon Ślizgonów był dosyć zatłoczony. Cała trójka siedziała na kanapach, które znajdowały się w pobliżu wejścia do Królestwa Węży.
W pewnym momencie, do środka weszła Cathy. Była sama, ponieważ Klątwa poszła od razu oddać fiolki swemu ojcu. Pojawienie się rudowłosej nie umknęło uwadze trójki Ślizgonów. Najbardziej wzrokiem lustrował ją chłopak o platynowych włosach, a gdy tylko ich oczy się spotkały, nastolatek posłał w jej stronę lekki uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła. Pomachała jeszcze bratu oraz przyjaciółce i poszła do dormitorium. Ten drobny gest między blondynem a rudowłosą nie umknął uwadze jej brata, który już od jakiegoś czasu się im przyglądał.
– Bystry, zależy ci na niej – to nie było pytanie. Harry po prostu stwierdził fakt.
– Masz coś przeciw temu? – zapytał jasnowłosy, spoglądając na zielonookiego trochę zdziwiony, że Ślizgon to odkrył.
– Gdybym miał, wiedziałbyś już dawno. Obserwowałem was od jakiegoś czasu – wyjaśnił spokojnie czarnowłosy. – Długo to trwa?
– Odkąd pamiętam – wyznał po chwili Malfoy.
– Ha! Wygrałam. Wisisz mi pięć sykli, Bystry – powiedziała nagle Hermiona do Malfoya, jednocześnie zamykając księgę z cichym trzaskiem. Zadziwiające było to, że nastolatka spokojnie zatopiła się w lekturze książki, a jednocześnie wiedziała, co się dzieje wokół niej. Musiała mieć doskonałą podzielność uwagi.
– O, to już odpowiedni czas na jakieś podejrzane zakłady? – zapytał zdezorientowany Harry.
– Draco był pewien, że jak się dowiesz, to zaczniesz się wydzierać – stwierdziła nastolatka. – Wiesz, myślał, że przejmiesz rolę nadopiekuńczego i troskliwego braciszka. Ja jednak stwierdziłam, że to zrozumiesz i nie będziesz im robił problemów – wyjaśniła brązowowłosa okularnikowi.
– Znasz mnie jak nikt inny, Hermiono. Ważne, aby Cathy była szczęśliwa – stwierdził Harry beztrosko. – Chociaż wcześniej pewnie bym był wściekły, w końcu to Malfoy – dodał z rozbawieniem.
– Ach, tak? O wielki Harry Potterze? Wybrańcze i Wybawicielu czarodziejskiego świata! No ale w końcu, to Potter! Co my byśmy bez ciebie zrobili!? Mam cię prosić o błogosławieństwo? 
Malfoy kpił sobie w najlepsze, nie przejmując się jadowitym spojrzeniem Pottera, które doprowadzało go do jeszcze większej uciechy.
– Osz ty szujo tleniona – zawołał Harry z rozbawieniem. – Niech no ja cię tylko dorwę! – poderwał się na równe nogi i pognał za Bystrym, który zaczął uciekać, gdy tylko skończył swoją wypowiedź, trafnie odgadując reakcję ciemnowłosego. Hermiona wybuchła śmiechem i pokręciła z politowaniem głową. Zresztą nie tylko ona, wiele osób przebywających w Pokoju Wspólnym zaniosło się głośnym rechotem radości. Mimo że nie wszyscy akceptowali Harry’ego jako Ślizgona, to każdy musiał przyznać, że on i Malfoy przysparzają reszcie mnóstwo śmiechu.
– Zupełnie jak dzieci – westchnęła brązowowłosa, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. Po kilku minutach gonitwy, Harry i Draco powrócili do przyjaciółki. Obydwóm dopisywały świetne humory.
***
Dzisiejsza przerwa obiadowa rozpoczęła się już kilkanaście minut temu i trwała w najlepsze. Wielu uczniów przebywało wtedy w Wielkiej Sali, a jej kamienne mury wypełniły się hałasem, który zwykle towarzyszył przy codziennych posiłkach. Grupa Ślizgonów była dzisiaj nadzwyczaj rozbawiona i ze smakiem zajadali śniadanie. Jednak rudowłosa Ślizgonka, która siedziała razem z nimi przy swoim stole, przyglądała się po raz kolejny w pewną, także rudowłosą dziewczynę, która siedziała przy stole wrogiego domu. Catherine po raz kolejny zauważyła, że nastolatka jest samotna. Było tak prawie zawsze, odkąd jej brat Harry przeniósł się do Slytherinu.
Nagle Ślizgonka zauważyła, że do Gryfonki przysiadł się jej starszy brat Ronald. Zmrużyła gniewnie oczy. Dziewczyna zauważyła, że znów miał do niej o coś pretensje i kolejny raz wszczął kłótnię, zapewne bezsensowną jak się domyślała Cathy. Nastolatka spojrzała się po osobach siedzących przy jej stole. Jak na złość, tego kogo potrzeba, akurat z nimi nie było. Gdyby Theodor był obecny w Wielkiej Sali, nie pozwoliłby, aby Weasley tak traktował jego dziewczynę. Cathy zastanawiała się, co powinna zrobić. Nie chciała tego tak zostawić i nie miała zamiaru tak uczynić. W końcu rudowłosa nadal pozostawała przyjaciółką Harry’ego i Hermiony, no i była dziewczyną Theodora. Jakby nie było, była prawie jedną z nich, mimo że nazywała się Weasley i była Gryfonką.
Po chwili namysłu, Catherine, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia przyjaciół podniosła się ze swego miejsca i podeszła do sąsiedniego stołu, gdzie kilka miejsc dalej siedziało rudowłose rodzeństwo. Wielu Gryfonów rzucało jej wrogie spojrzenia, gdy koło nich przechodziła, jednak nastolatka nie zwracała na to nawet najmniejszej uwagi.
– Weasley, zostaw ją – syknęła wrogo Cathy na Ronalda. – Ginny, choć do nas – zaproponowała Ślizgonka, już nieco milszym tonem. Specjalnie zwróciła się do niej po imieniu, aby jeszcze bardziej wkurzyć Ronalda.
– Nie wtrącaj się, Potter – warknął Weasley ostrzegawczo w stronę siostry jego dawnego przyjaciela. – A ty ani mi się wasz iść do tych śmierciożerców – syknął do siostry.
– A właśnie, że pójdę! – zbuntowała się Ginny, posyłając bratu wrogie spojrzenie. Po czym wstała od stołu, specjalnie robiąc bratu na złość. Nie zamierzała pozwolić mu, aby decydował, co powinna zrobić. Czasy, gdy posłusznie słuchała starszych i mądrzejszych braci, już dawno minęły.
Wtedy Weasley chwycił ją za ramię i lekko szarpnął w dół, aby dziewczyna z powrotem usiadła na miejscu przy ich stole.
– Nie pozwalam… – zaczął rudowłosy, ale dziewczyna wyszarpała się z uścisku brata.
– Nie będziesz mi mówił, co mam zrobić – warknęła nastolatka. – Już ci, coś mówiłam na ten temat – syknęła ostrzegawczo.
Weasley, ponownie próbował uniemożliwić jej odejście, ale tym razem Cathy była szybsza i przystawiła mu różdżkę do gardła.
– Nawet nie próbuj – wysyczała.
Zrezygnowany, odpuścił. Catherine zabrała różdżkę, a po chwili obie rudowłose dziewczyny odeszły.
– Dzięki, Potter – rzekła z wdzięcznością Ginny, zaskoczona zachowaniem Ślizgonki. Powinny się nienawidzić. Tak z zasady, a tu proszę, jakie zaskoczenie.
– Drobiazg – mruknęła. – Poza tym mam na imię Cathy – odparła, szczerząc zęby.
Nastolatki doszły do Ślizgonów.
– No kto by pomyślał, że nasz rudzielec zaprosi do stołu Gryfonkę – rzucił w jej stronę zdziwiony Draco.
– Na pewno nie ty – odgryzła się Catherine, nie kryjąc swego rozbawienia.
– Ginny, siadaj – zachęcił Harry, robiąc przyjaciółce miejsce obok siebie. 
Nastolatka rozejrzała się po twarzach przyjaciół jej chłopaka. Widząc zachęcające spojrzenie Hermiony i brak wrogości pozostałych, niepewnie usiadła obok czarnowłosego przyjaciela, który jeszcze do niedawna był w tym samym domu co ona.
– Nie boisz się, siedzieć w samym środku gniazda Węży? – Zapytał z rozbawieniem Draco, bez wrogości, co było miłym zaskoczeniem dla rudowłosej. Nie spodziewała się tego po Draconie Malfoyu, chłopaku, który słynął z poniżania takich jak ona. Blondwłosy roześmiał się cicho widząc minę Gryfonki.
– To tu już jest środek gniazda? – zapytała, udając lekkie zdumienie. – Myślałam, że gniazdo to macie w lochach – stwierdziła, także z rozbawieniem. 
– Oho, to Theo już ci pokazał nasze gniazdo? – wyszczerzył się Malfoy, jednak Ginny nie zdążyła mu się odgryźć. 
– Co tu robi ta podła zdrajczyni własnej krwi! – rozległ się nagle porażający pisk.
Każdy od razu potrafił rozpoznać ten głos, który należał do jednej z dziewcząt ze Slytherinu, rocznik szósty. Nie wysoka, nastolatka o ciemnobrązowych włosach sięgających łopatek, a także o mopsowatej twarzy. Zwała się Pansy Parkinson. 
– Zamknij się Parkinson, bo na nikim nie robisz wrażenia – rzekł Draco, posyłając jej krytyczne spojrzenie.
– Draco! Dlaczego pozwalasz siedzieć tutaj tej wywłoce – powiedziała z wyrzutem w stronę chłopaka. – Wygoń ją stąd, przecież to jest Weasley!
– Pohamuj język ty wredna… – zaczęła, wściekle Ginny, ciskając jej gromy z oczu. Rudowłosa nieźle się wkurzyła, ale w końcu sama poszła do Węży, to nic dziwnego…
– Ginny, spokojnie – powstrzymał ją cicho Harry. – Ona wkurza wszystkich, Bystry zaraz ją załatwi – nastolatka posłuchała przyjaciela.
– Widzisz, Parkinson – zaczął Draco, bardzo spokojnie. – Tak się składa, że wiem, kim ona jest i nie musisz przypominać mi, jak się nazywa. Ona jest przyjaciółką niektórych z nas, dlatego ją tu zaprosiliśmy. Jeśli ci się to nie podoba, możesz opuścić to pomieszczenie, co byłoby korzystne dla wszystkich, od twojego pisku puchną uszy – dodał zgryźliwie.
Dziewczyna zignorowała przytyk w swoją stronę i ponownie zwróciła się do blondwłosego chłopaka.
– Ale Dracusiu! To ja powinnam tu siedzieć z wami. Przecież się kochamy! – pisnęła.
Draco i reszta zaśmiali się. Ślizgonka już kolejny raz zaczynała. Dziewczyna nie mogła zrozumieć tego, że ona nie ma żadnego znaczenia dla Dracona. Była przekonana, że on kocha ją równie mocno, co ona jego, to właśnie było powodem kpin z jej osoby. Tak się składa, że panna Parkinson była nielubianą osobą nawet w swoim domu, ale skąd brały jej się takie bzdury, nie wiedział nikt.
– Zlituj się kobieto! – jęknął, widząc, że dziewczyna nie daje za wygraną. – Nigdy między nami nic nie było i nic nigdy nie będzie. Zrozum to wreszcie, idiotko!
– Ale, Draco! Przecież… – nie dokończyła.
– Nie słyszałaś, co powiedział? – zapytała wojowniczo Catherine. Panna Potter najwyraźniej stawała dzisiaj w obronie wszystkich.
Draco wstał ze swego miejsca i podszedł bliżej natrętnej szatynki. Zwykle dziewczyna dawała sobie spokój po dwóch, trzech zdaniach, ale dzisiaj chyba nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Bystremu, do głowy wpadł pewien pomysł. Chłopak postanowił inaczej to rozegrać i być może uwolni się od niej raz na zawsze?
– Posłuchaj mnie uważnie, Pansy – rzekł, niby spokojnie. Chwycił jej lewą rękę. – Wiem, że tam nadal nic nie masz, ale też wiem, że chcesz mieć – rzekł do niej tak cicho, że tylko ona sama i siedzące najbliżej osoby to usłyszały. –Tak się składa, że doskonale znam JEGO – zaakcentował – córkę – powiedział, wskazując głową na Avadę. Avada, która usłyszała, co mówi jej przyjaciel, zaśmiała się cicho. Zorientowała się o, co mu chodzi. – Wystarczy, że ta dziewczyna uzna, że się nie nadajesz, a zginiesz na miejscu – wysyczał do dziewczyny. – Zrozumiałaś?
– Nie zrobisz czegoś takiego – wyszeptała z przerażeniem. – Nie odważysz się, Draco – pisnęła.
Chłopak w zdziwieniu uniósł brew do góry.
– Założymy się? ON jej ufa, a ona ufa mi. Wystarczy, że coś jej powiem. Cokolwiek. A teraz, łaskawie stąd odejdź – rzekł chłodno.
Przerażenie nastolatki przemieniło się we wściekłość. Była zła, że Malfoy tak ją potraktował, groził jej! Pansy wiedziała, że ona tego tak nie zostawi.

Jednakże w tej chwili, naburmuszona nastolatka poszła kilka miejsc dalej i usiadła przy stole, co chwilę spoglądając w stronę, gdzie siedzieli ci, którzy ośmielili się zaprosić do ich stołu Gryfonkę. Wygląda na to, że mieli ją z głowy przez jakiś czas.

Zapowiadałam na fanpage'u, że powinnien pojawić się wczoraj wieczorem, ale pochłonęły mnie inne rzeczy, jednak już z samego rana Wam go wrzucam. Mam nadzieję, że ta kilkugodzinna obsuwa czasowa nikomu nie zawadziła :)
Do napisania!