Rozdział nie był betowany.
Następnego dnia Harry Potter obudził się bardzo wcześnie, a jedynym dźwiękiem, który docierał do jego uszu, to miarowe oddechy śpiących współlokatorów. Coś jednak było nie tak i właśnie wtedy przypomniał sobie o poprzednim wieczorze i o ogromnej zmianie, która nastała.
Chłopak usiadł na łóżku i sięgnął po okulary, leżące na szafce nocnej obok. Założył je na nos i rozejrzał się po dormitorium. Miał szczęście, ponieważ przydzielono go do Dracona, Matta i Theodore’a, a zawsze mógł trafić na przykład do Crabbe’a i Goyle’a i Zabini'ego, czego raczej nie chciał.
Dormitorium Ślizgonów zbytnio nie różniło się od tego Gryfonów, tutaj po prostu królowały inne barwy. Harry zastanawiał się, jak teraz będzie wyglądało jego życie, jak go przyjmą inni Ślizgoni, przecież większość z nich go nienawidziła. A jak na tą informację zareagują Gryfoni? Przez chwilę ogarnął go smutek, lubił wieczory, które często spędzał w Pokoju Wspólnym w towarzystwie Ginny i Neville’a, czy wygłupy z Deanem i Seamusem w dormitorium. Na pewno będzie mu tego brakowało. Ta zmiana sprawiła także to, iż Harry stracił swoją funkcję kapitana drużyny Gryfonów, zapewne będzie musiał pożegnać się z quiditchem już na dobre.
Jednak, co go czeka tutaj? Fascynowało go życie w Domu Węża i czuł, że wcale nie będzie tu gorzej niż w Gryffindorze. Harry rozmyślał jeszcze długo, aż w końcu i jego współlokatorzy zaczęli się budzić.
– Jak się spało w gnieździe Węży? Nic cię nie pokąsało?– zaśmiał się młody Snape, widząc, że Harry już nie śpi. Dla chłopaków też było dziwne, że od tej pory były Gryfon jest z nimi w dormitorium, ale byli przyjaciółmi i żadnemu to nie zawadzało.
– Pokąszą to mnie Gryfoni, gdy się o wszystkim dowiedzą – mruknął Harry, próbując powstrzymać ziewnięcie.
Gdy tylko Harry znalazł się w Pokoju Wspólnym Slytherinu, przez chwilę zapadła cisza. Widok Wybrańca w ich domu to było coś niecodziennego. Chłopak zauważył kilka nienawistnych spojrzeń, jednak nie przejął się tym wcale. Nie od dziś było wiadomo, iż Ślizgoni go nienawidzą, a fakt, że jest teraz jednym z nich, nie sprawi, że pokochają go z dnia na dzień. Harry postanowił to zignorować i razem z przyjaciółmi powędrował na śniadanie. Na nikim nie zrobił wrażenia fakt, iż Harry usiadł przy stole Slytherinu, czasami zdarzało mu się tam jadać, więc wielu nawet nie zwrócił na niego uwagi. Problem zaczął się wtedy, gdy ludzie z innych domów zauważyli, że naszywka na szacie byłego Gryfona ma teraz barwy innego domu. Pierwszy oczywiście awanturę rozpoczął Ron Weasley, który nawet pofatygował się w tym celu bliżej stołu Węży.
– Ty parszywy, Ślizgoński zdrajco! – wykrzyknął rudowłosy, co w zasadzie wcale nie zdumiało Harry’ego. Prędzej czy później spodziewał się takiej reakcji dawnego przyjaciela. Ron Weasley był niesamowicie wybuchowy, a plotka o zmianie domu przez Harry’ego rozniosła się w tempie niemal błyskawicznym.
– Jak śmiałeś zdradzić swój dom! – wrzeszczał Weasley. – Jesteś nic nie…
– Tak, tak jestem nic niewartym Ślizgonem – rzekł Harry, przewracając oczami, a Ślizgoni cicho się zaśmiali. – Ulżyło ci Weasley?
Wtedy na korytarzu rozległ się perlisty śmiech blondwłosej Krukonki. Nawiasem mówiąc, Harry zastanowił się przez chwilę, skąd ta dziewczyna wzięła się tam w tym momencie. Mało jej było kłótni? Ślizgoni spojrzeli na nią ze zdumieniem, a Weasley zrobił się jeszcze bardziej czerwony, wściekły tym, że jego dotychczasowa sojuszniczka z niego drwi, do tego na oczach jego przeciwników oraz niemal całej szkoły.
– Wielkie słowa, Potter – zadrwiła Ivy, gdy już się opanowała. – Ćwiczyłeś to zdanie godzinami? – zapytała, a na jej twarzy gościło rozbawienie.
– Zamknijcie się oboje – rzucił krótko, Harry. – Naprawdę myślicie, że ja nie mam co robić tylko was słuchać? – zapytał chłopak. Ta dwójka wyjątkowo szybko potrafiła wyprowadzić go z równowagi.
– Co tu się dzieje? – dało się nagle słyszeć chłodny głos. Żadne z nich nawet nie zauważyło nadejścia profesora Snape’a. Naturalne było to, że całe zajście nie mogło zostać tak po prostu niezauważone przez nauczycieli, którzy także jadali śniadanie w Wielkiej Sali.
– Potter… – zaczął Weasley, ale natychmiast uciszony przez nauczyciela, przez co na twarzy Harry’ego pojawił się triumfalny uśmiech.
– Panie Potter, co tu się dzieje? – zapytał Snape swego nowego wychowanka, a Weasley słysząc słowa Harry’ego, zacisnął pięści ze złości.
– Ron przyszedł do naszego stołu i zaczął kłótnię. Chyba nie może pogodzić się z obecną sytuacją – stwierdził Harry.
– Trzeba było nie przechodzić do tych parszywych zdrajców! – warknął rozwścieczony Weasley, na co Harry się uśmiechnął, powstrzymując wybuch śmiechu. Potter nagle przeniósł wzrok na blondwłosą Krukonkę, która stała niedaleko z nich. Sama wyglądała,jakby miała ochotę wyśmiać Gryfona za jego głupotę. Ta myśl jeszcze bardziej rozbawiła Harry’ego.
– Cisza! – zagrzmiał Snape, mierząc Rona nienawistnym spojrzeniem. – Gryffindor traci dziesięć punktów za rozpoczęcie konfliktu.
– Ale… – zaczął Ron, jednak nie było dane mu dokończyć.
– Jeszcze jedno słowo, a stracisz nie dziesięć, a pięćdziesiąt punktów. Wracaj do swojego stołu, Weasley – zakomenderował Snape. Natomiast Weasley natychmiast wykonał jego polecenie.
– Avery! – zagrzmiał nagle Snape. – Minus pięć punktów dla Krukonów za kretyński wyraz twarzy, wracaj do Krukonów.
Harry teraz miał ochotę się roześmiać, widząc jak ledwo powstrzymywane rozbawienie na twarzy Avery zmieniło się teraz w niedowierzanie, a potem w coś na kształt złości.
– Jako prefekt naczelna chciałam jedynie zażegnać konflikt – powiedziała spokojnie, ale nie zaprotestowała na zmianę punktów i udając skruszoną i odmaszerowała w swoją stronę.
– Potter! To, że jesteś w moim domu, nie znaczy, że na wszystko będę ci pozwalał, zrozumiano? – obrzucił chłopaka nienawistnym spojrzeniem, musiał bowiem utrzymywać pozory.
– Tak, panie profesorze – odparł Harry,
– A wy czego się chichracie? – zapytał Snape, widząc, że kilkoro Ślizgonów jest wyraźnie rozbawionych. – Zaraz was widzę na obronie, niech mi się tylko któreś spóźni – powiedział nauczyciel groźnym tonem, na co jego wychowankom nieco zrzedły miny.
Ślizgoni szybko zjedli śniadanie, a potem udali się na zajęcia, które mieli z... o zgrozo! Gryfonami. Harry od razu wyrzucił incydent z Weasleyem z głowy, bowiem wiedział iż ten i tak będzie wszczynał awantury, a przecież nie warto zawracać sobie nim głowy. Po co sobie psuć nastrój Weasleyem i Avery? Mimo wszystko miał dziwne wrażenie, że ten dzień zapamięta na długo. Nadal pamiętał ten przyjemny dźwięk, jaki był perlisty śmiech Krukonki, który słyszał chwilę wcześniej…
***
– Potter leniwcu! – rozległ się donośny głos Dracona Malfoy’a. Harry wyszedł z dormitorium i pojawił się w drzwiach prowadzących do Pokoju Wspólnego. Była sobota, dlatego miał zamiar spać dłużej, ale najwidoczniej nie było mu to dane. Harry ujrzał tam sześć osób ubranych w zielone szaty do quidditha, oczywiście w barwach Slytherinu. Każdy z nich trzymał miotłę, a Malfoy stał na czele z odznaką kapitana drużyny połyskującą na piersi.
– Czego chcesz, tak rano? – zapytał Potter, zaskoczony widokiem, jaki zastał. – Co jest? – zapytał, widząc całą drużynę Slytherinu. Harry niczego z tego nie rozumiał.
– Bierz dupę w troki i zapieprzasz migiem na boisko! – ryknął Malfoy bez zbędnego owijania w bawełnę.
– Człowieku zlituj się, bo ogłuchnę! Jak to na boisko? – zapytał zdezorientowany chłopak, gdy uświadomił sobie, co powiedział do niego blondyn.
– Normalnie? – odparł pytaniem na pytanie. – Od teraz jesteś szukającym tego zacnego domu, jakim jest Slytherin, oczywiście – wyjaśnił beztrosko Malfoy. – Przecież cię o tym poinformowałem, wtedy gdy Snape cię tu przyprowadził, zapomniałeś, Szatanie?
– Co!? – zapytał chłopak niedowierzając własnym uszom. – No a ty? Nie sądziłem, że mówisz serio.
– Cóż, niechętnie muszę przyznać, że zawsze byłeś ode mnie lepszy w łapaniu tej głupiej piłki. No a ja będę świetnym pałkarzem, oczywiście – stwierdził Malfoy, szczerząc zęby. – Kto lepiej wceluje tłuczkiem w gębę Weasleya jak nie ja? Poza tym ktoś musi nam zdradzić taktykę Gryfonów – stwierdził z rozbawieniem arystokrata. Podszedł bliżej Harry’ego i cicho powiedział tak, aby go reszta nie słyszała – Zawsze chciałem być pałkarzem, ale nie potrafili znaleźć nikogo lepszego na szukającego, więc nie miałem wyjścia.
– Żartujesz? – zapytał czarnowłosy trochę rozbawiony po ostatnim komentarzu blondyna.
– Nie – rzekł Malfoy, radośnie – A teraz zmiataj po tą swoją błyskawiczną błyskawicę! – polecił, szczerząc zęby. – Ktoś musi dokopać drużynie Weasleya w przyszłym meczu!
Harry’emu nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Z ogromną radością będzie patrzył na porażkę jego byłego przyjaciela, a poza tym kochał quidditch, więc jak mógłby odmówić?
***
Kolejne dni, coraz to chłodniejszego listopada upływały Harry’emu w miarę szybkim tempem. Potter w Slytherinie czuł się naprawdę bardzo dobrze, nawet lepiej niż u Gryfonów, choć czasami brakowało mu wieczorów w towarzystwie Ginny, czy Neville’a. Dopiero teraz, gdy już tu trafił, zrozumiał, że to jest jego miejsce i powinien tu być od zawsze. Pluł sobie w brodę, że w pierwszej klasie nie słuchał Tiary i siedział pięć lat w Gryffindorze, choć mimo wszystko na swój stary dom nie mógł narzekać.
Także mieszkańcy domu Węża powoli przyzwyczajili się do obecności Harry’ego Pottera w ich Pokoju Wspólnym. Niektórzy nadal krzywo na niego patrzyli, ale nie wszczynali żadnych kłótni, poza jednym wyjątkiem, ale to była drobna, zupełnie nic nieznacząca sprzeczka. Inni natomiast normalnie z nim rozmawiali, w ogóle nie ukazując wrogości, tak jakby wcześniejsze wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Dopiero teraz jak tu trafił, Harry dostrzegł, że wbrew pozorom, Slytherin jest całkiem normalnym domem tak jak każdy inny. Ta zmiana wyszła na dobre dla Harry’ego, chłopak nie żałował, że tak się stało. Choć musiał przyznać, że czasami brakowało mu rozmów z chłopakami z jego dawnego dormitorium w domu Lwa. Oczywiście nadal utrzymywał normalne kontakty z większością Gryfonów, jednak rzadziej rozmawiali.
Jedynym jego problemem były osoby, z którymi musiał się użerać, czyli Weasley, który nie przepuścił żadnej okazji, aby z niego kpić, oraz oczywiście Avery, Merlin jeden wie, co ta dziewczyna do niego ma. Zawsze, gdy ją o to wypytywał, jakimś dziwnym trafem udawało wymigać jej się od odpowiedzi. Choć musiał przyznać, że ostatnio ta Krukonka coraz bardziej zaczęła go ciekawić, ale nie potrafił określić dlaczego.
***
Tego popołudnia, Harry siedział w bibliotece, odrabiając wypracowanie na obronę przed czarną magią. Snape ponownie zadał im mnóstwo pracy domowej, chociaż żaden nauczyciel ich nie oszczędzał. Tak właściwie to Harry już skończył i właśnie zamknął księgę, z potrzebnymi mu informacjami, a potem odłożył ją na miejsce. Zabrał swoje rzeczy i skierował się w stronę wyjścia. Był trochę zirytowany, gdyż kilkanaście minut temu, Weasley ponownie szukał zaczepki. Na szczęście pani Pince zwróciła mu uwagę, że jest zbyt głośno i nakazała opuszczenie biblioteki w trybie natychmiastowym. Chociaż raz był z niej jakikolwiek pożytek.
Gdy tylko Harry pchnął drzwi wychodzące na korytarz, został czymś oblany. Osoby, które to widziały wybuchły głośnym śmiechem. Chłopak spojrzał na siebie i zauważył, że to coś, co przypominało gęstą, różową farbę.
– Hurra! Trafiony, zatopiony! – Rozległ się radosny głos, a Harry natychmiast spojrzał w górę, gdzie zobaczył fruwającego ducha, który trzymał wiaderko, teraz już puste. Irytek był z siebie niesamowicie dumny. Wściekły Harry dostrzegł nieopodal Rona, gdy duch zaczął lecieć w jego stronę. Harry zauważył, że na jego twarzy widnieje satysfakcja i był niemal pewien, że to on namówił poltergeista do tego, aby wyciąć mu taki numer. Ślizgon utwierdził się w tym przekonaniu, widząc jak Gryfon uniósł kciuk do góry w stronę ducha, a potem odwrócił się zniknął za zakrętem.
– Weasley – syknął wściekle do siebie. – Ty cholerny parszywcu… niech ja cię tylko dorwę… – mruczał do siebie ze wściekłością. Teraz zrozumiał jego słowa, które wypowiedział na odchodnym „poczekaj, aż wyjdziesz” i już wiedział, dlaczego rudowłosy się tak głupio cieszył. Okularnik wyciągnął różdżkę i próbował to z siebie sczyścić, jednak żadne użyte przez niego zaklęcie nie zadziałało. Klnąc pod nosem, ruszył w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Każdy kto go mijał, patrzył na Harry’ego jak na idiotę. Chłopak wszystkim posyłał wściekłe spojrzenia, przez co większość po prostu odwracała wzrok i natychmiast udawała, że go nie widzi. Złość czarnowłosego była nie do opisania.
– Na Merlina, Szatan, co ci się stało? – zapytał Theodor, gdy zobaczył czarnowłosego w Pokoju Wspólnym. Ślizgon natychmiast machnął różdżką, rzucając niewerbalne zaklęcie, a po chwili cała różowa substancja zniknęła.
– Dzięki, Theo – rzekł siadając na kanapie obok Notta. – Moje zaklęcia na to nie działały i od biblioteki musiałem iść z tym cholerstwem. To był Weasley – dodał wściekle. – W zasadzie Irytek, ale jestem pewien, że na polecenie tego rudego szczura – uściślił czarnowłosy.
– Ja bym się bał na jego miejscu – rzucił Theodor, chcąc trochę poprawić humor czarnowłosemu, jednak na niewiele się to zdało.
– I słusznie – burknął Harry. – Niech go tylko dopadnę! Pożałuje za wszystko, co wyprawia.
Kamienna ściana otworzyła się ponownie, a w przejściu ukazała się czarnowłosa szóstoklasistka. Avada od razu zauważyła Harry’ego i Theodora, siedzących na kanapie. Skierowała się w ich stronę i ulokowała na wolnym miejscu między nimi.
– Coś taki wkurzony, co? – zapytała widząc, że Harry jest wściekły i mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem.
– Weasley wyciął mu numer – odpowiedział Nott przyjaciółce i wyjaśnił, co zrobił Gryfon.
– Doigra się w końcu – stwierdziła spokojnie dziewczyna. – Wracam od ojca – oznajmiła trochę ściszonym głosem, a po chwili rozejrzała się czy w pobliżu nich nie ma nikogo. – Napomknął mi coś o misji dla ciebie, ale nic się nie dowiedziałam – rzekła do nowego Ślizgona. – Widzieliście Catherine?
– Nie – odpowiedział Harry zgodnie z prawdą. Zastanawiał się, jaka misje może mieć dla niego Czarny Pan.
– Zanim Szatan przyszedł, poszła do dormitorium. Miała sprawę do Hermiony – wyjaśnił Czarny.
– Muszę z nią pogadać – rzekła, podnosząc się z miejsca i udała się w stronę dormitorium. Po chwili Klątwa znalazła się na korytarzu prowadzącym do sypialni dziewcząt z szóstego roku. Znalazła drzwi, na których napisane były nazwiska jej, Cathy, Hermiony i Pansy Parkinson. Otworzyła je. Obie przyjaciółki znajdowały się w środku i rozmawiały, natomiast jedna z lokatorek najwidoczniej przebywała gdzieś poza dormitorium.
– Byłam dopiero u ojca – oznajmiła czarnowłosa na wstępie, dokładnie zamykając drzwi prowadzące do pomieszczenia. – Mam zadanie, ale powiedział, że gdybym potrzebowała pomocy, masz mi pomóc Cathy. Znaczy, powiedział, że mam sobie dobrać osobę, więc wiadomo, że padnie na ciebie – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Jakie? – zapytała panna Potter z poważną miną.
– Nie mam pojęcia po co, ale musimy zdobyć trochę eliksiru życia od Flamela.
– Eliksiru życia? – zdziwiła się brązowowłosa nastolatka. – Po co Czarnemu Panu eliksir życia? Żeby być nieśmiertelnym, trzeba go pić przez cały czas, a nie trochę.
– Tak, wiem. Nie pytaj, bo nie wyjaśnił mi po co. Ma to związek z jakąś zagadką Sióstr Mroku i nieśmiertelnością. Tak ogólnie mi to powiedział.
– Cóż, poradzimy sobie – powiedziała Catherine, posyłając uśmiech przyjaciółce.
– Siostry Mroku? Kim one są? – zainteresowała się Hermiona.
– Nie mam zielonego pojęcia – odparła Avada, wzruszając ramionami. – Ojciec mi nie powiedział, a ja nie pytałam.
Przyjaciółki przez kolejne kilkanaście minut, siedziały w dormitorium, rozmawiając na błahe tematy. Jednak w końcu postanowiły pójść do Pokoju Wspólnego. Na dole spotkały Harry’ego, Dracona, Matta i Theodora, rozmawiających oczywiście o quiditchu. Tak jak Malfoy zapowiedział, Harry został się szukającym Slytherinu, a on sam wskoczył na miejsce pałkarza, przez co jeden z uczniów z czwartego roku musiał odejść z drużyny.
Dziewczyny przywitały się i we trzy rozwaliły się na wolnej kanapie. Rozmawiali kilka minut, aż w końcu, w pewnym momencie Hermiona przerwała.
– Na Merlina! – wykrzyknęła przerażona. – Harry! Twoja ręka!
Wtedy wszyscy spojrzeli na rękę nastolatka. Prawa dłoń zaczęła robić się przezroczysta.
– Do Skrzydła! – zarządził Malfoy.
***
Niecałe dwa dni później, nowy Ślizgon został wypisany ze Skrzydła Szpitalnego, już całkowicie zdrów. Jak się okazało, chłopak został oblany eliksirem, który powodował zmianę koloru skóry. Zwykły wywar, który miał być po prostu żartem, jednak był uwarzony niepoprawnie, a w efekcie, Harry zaczął robić się przezroczysty. Niby nic wielkiego się nie stało, ale mimo to nastolatek i tak był wściekły na byłego przyjaciela za ten durny dowcip. Już zaczął zastanawiać się nad zemstą na rudowłosym Gryfonie…
Od razu po opuszczeniu Skrzydła Szpitalnego, Potter skierował się do Pokoju Wspólnego Slytherinu, gdzie zastał jego prawdziwych przyjaciół.
***
– Zastanawiam się jak mamy wyciągnąć od Flamela ten eliksir – powiedziała Cathy do Avady, gdy wieczorem siedziały w dormitorium. Mimo że córka Lorda Voldemorta niedawno przyniosła wieść o zadaniu, już zaczęły kombinować co z tym zrobić.
– Raczej go do tego nie przekonacie – rzuciła Hermiona robiąc dłońmi cudzysłów przy ostatnim wyrazie, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. Była Gryfonka już zdążyła poznać metody swych przyjaciółek. Nie żeby je pochwalała, jednak doskonale wiedziała, że one nie zawahają się przed niczym.
– Nie, raczej nie – przyznała jej rację Avada. – Flamel na pewno swoje wie, jest w końcu potężnym czarodziejem.
– Ta metoda zawsze jest skuteczna – stwierdziła Cathy z przekonaniem. – Jednak w tym przypadku faktycznie może nie wyjść – dodała trochę zrezygnowana.
– Nie zaszkodzi spróbować przekonać go po dobroci – zasugerowała Hermiona.
– Zawsze można mu coś ściemnić – dodała Catherine. – Wiecie, udać wielką fascynację eliksirami i zapytać, czy nie dałby trochę do celów naukowych, czy coś w tym stylu.
– Taa… Hermionie może by uwierzył. – stwierdziła Avada. – Albo możemy spróbować też wykraść ten eliksir? – zaproponowała.
– Nie głupi pomysł – zgodziła się rudowłosa. – Uważam, że to by nam się prędzej udało. Myślisz, że trzyma parę fiolek w gabinecie?
– To niewykluczone. Najlepiej iść po ciszy nocnej – stwierdziła Avada. – Możesz go na przykład wyciągnąć z gabinetu pod jakimś pretekstem, coś wymyślimy.
– Po ciszy nocnej wyciągnąć z gabinetu? Jeszcze pomyśli, że chcę go uwieść – zaśmiała się Potterówna, a jej przyjaciółki także ogarnęło rozbawienie.
– Kto kogo chce uwieść? – zainteresowała się Pansy, która przyszła do dormitorium, akurat gdy Cathy mówiła. Dziewczyny nigdy za sobą nie przepadały, ale starały się nie kłócić.
– Układam niecny plan uwiedzenia Dracona Malfoya – rzuciła beztrosko Catherine. – Masz coś przeciwko? – zapytała, szczerząc zęby, wiedząc, że Pansy się wścieknie. Cały Slytherin wiedział, że nastolatka jest szaleńczo zakochana w Malfoyu.
– Oj przestań – fuknęła. – Myślisz, że on by cię zechciał? – prychnęła, jednocześnie podeszła do szafy i zaczęła czegoś szukać.
– Tak, tak, wiem. Jest przeznaczony tylko dla ciebie – stwierdziła z rozbawieniem dziewczyna.
– To przecież oczywiste! – stwierdziła Pansy z przekonaniem.
– Och, czyżby? – zapytała Catherine, jednakże teraz na jej obliczu nie gościło już rozbawienie, a w głosie wyczuwalny był chłód.
– Tak – odparła Parkinson, z trzaskiem zamykając drzwi od szafy. Potem skierowała się w stronę wyjścia z dormitorium, a po chwili już jej nie było.
– Jak ona mnie wkurza! – powiedziała ze złością rudowłosa. Takie sytuacje już się powtarzały. Pansy Parkinson była szaleńczo zakochana w Draconie Malfoyu i uważała, że on należy tylko do niej.
– Daj spokój, Cathy! Przecież wiesz, że Bystry nawet na nią nie spojrzy – stwierdziła Hermiona. – Ona nie ma szans już na starcie.
– Wiem – potwierdziła dziewczyna, już trochę spokojniej.
– Widzisz, więc po co ta zazdrość? – zapytała Avada.
– Przypomnę ci o tym, gdy zobaczysz jakąś dziewczynę w towarzystwie… – zaczeła Catherine, jednak Avada szybko ucięła temat.
– Rozmawiałyśmy na temat Flamela – wtrąciła córka Czarnego Pana, jednak na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
– Dobra, już nic nie mówię – zaśmiała się panna Potter, na co Hermiona uśmiechnęła się, słysząc rozmowę przyjaciółek. – Wracając do Flamela…
***
– Myślisz, że się nam uda? – zapytała rudowłosa, gdy razem ze swą ciemnowłosą przyjaciółką przemierzały hogwardzkie korytarze. Cisza nocna się zbliżała, więc te stawały się coraz bardziej opustoszałe. Za oknami było już całkiem ciemno, a na ścianach w starych świecznikach, znajdowały się świece, które rozświetlały mroki nocy. Minęło już kilka dni, odkąd Avada przyniosła wiadomość o zadaniu, więc pora, aby je zrealizować. Nie powinny zbyt długo zwlekać z jego wykonaniem, aby nie rozgniewać Czarnego Pana.
– To musi się udać – odparła pewnie córka Voldemorta. – Jeśli nie da po dobroci, to inaczej z nim porozmawiamy – dodała z szaleńczym błyskiem w oku. – Może i jest potężnym czarodziejem, ale sprawdzone metody zawsze działają.
Rudowłosa roześmiała się perlistym śmiechem, w ogóle nie przejmując się tym, że ktoś niepowołany mógłby ją usłyszeć.
– Cała ty – podsumowała.
Avada jedynie wzruszyła ramionami i odpowiedziała z rozbawieniem.
– Cechy dziedziczne – skwitowała z przekonaniem. – Po tatusiu.
– Ale zostawisz dla mnie część zabawy – stwierdziła Catherine. Tym razem to w jej tęczówkach błysnęły szaleńcze iskierki.
– Bez ciebie nie byłoby rozrywki – skwitowała Avada.
W końcu nastolatki zatrzymały się przed pewnymi drzwiami. Prowadziły one do gabinetu jednego z profesorów. To właśnie tam zmierzały. Avada zapukała do drzwi. Riddle zdecydowanym ruchem otworzyła je, gdy tylko usłyszała pozwolenie. Obie nastolatki weszły do pomieszczenia. Mimo dość późnej pory, stary profesor nadal siedział za dębowym biurkiem, znajdującym się w końcu pomieszczenia. Jego jasne tęczówki wpatrywały się we dwie zbliżające się nastolatki. Na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Wyglądał tak, jakby spodziewał się, że kiedyś do niego przyjdą.
– Ach, panna Riddle i panna Potter – przywitał się spokojnie. – Z czym Marvolo przysyła do mnie dwie ze swoich najbardziej zaufanych sprzymierzeńców? – zapytał uprzejmym tonem.
Catherine i Avada wymieniły się zdumionymi spojrzeniami, jednak obie nadal pozostały opanowane i nie dały po sobie poznać, że pytanie Flamela je zaskoczyło. A nawet bardzo. Do tego czarnowłosa zauważyła, że nauczyciel nazywał jej ojca drugim imieniem, a do tej pory słyszała jedynie o dwóch osobach, które tak mówiły. Było to bardzo zastanawiające…
– Nikt nas nie przysłał, panie profesorze – rzekła nadzwyczaj uprzejmie panna Potter. – Zastanawiałyśmy się… – mówiła dalej, starając się brzmieć niepewnie, aby wywrzeć lepszy efekt. – Bardzo interesujemy się eliksirami i…
– Panno Potter, po co to kłamstwo? – zapytał spokojnie nauczyciel, intensywnie wpatrując się w nastolatkę. Avada spojrzała na niego z niedowierzaniem, widząc, że zwietrzył podstęp, jednak postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
– Przyszłyśmy po to, co tylko od pana może mój ojciec dostać – wyjaśniła Avada, wyrywając się z zamyślenia, także nadal utrzymując uprzejmy ton. Może uda im się wszystko załatwić po dobroci.
– Więc Riddle nadal poszukuje sposobu na nieśmiertelność. Niesłychane, że jeszcze mu się to nie znudziło – stwierdził wiekowy czarodziej. – Obecny sposób się nie sprawdza? – zapytał lekko kpiącym tonem.
– Dasz nam ten eliksir, czy same mamy go sobie wziąć?! – warknęła groźnie rudowłosa nastolatka, celując różdżką w kilkusetletniego czarodzieja. Powoli traciła cierpliwość, a zirytowała się jeszcze bardziej, gdy Flamel ją rozgryzł. Miała wielką ochotę potraktować go jakąś paskudną klątwą. A perspektywa posłużenia się czarną magią była bardzo obiecująca.
– Cathy – syknęła Avada ostrzegawczo. Zirytowała się na przyjaciółkę, ponieważ bała się, że rudowłosa wszystko zaprzepaści.
– Ktoś tu jest niecierpliwy, ale to chyba cecha dziedziczna wszystkich Potterów – zauważył nauczyciel. – Ale zastanów się Catherine, czy naprawdę myślisz, że obie dacie mi radę? Nawet Marvolo i Dumbledore mi nie dorównują – zauważył. – No właśnie – dodał, widząc, jak mimika na twarzach dziewcząt się zmieniła. Dały mu się tym zaskoczyć. – Celowanie we mnie różdżką w niczym ci nie pomoże, panno Potter – odparł uprzejmie. Po tych słowach podniósł się ze swego miejsca i podszedł do szafki stojącej przy ścianie za jego plecami. Gdy ponownie odwrócił się twarzą w stronę Ślizgonek, na blacie postawił dwie fiolki z eliksirem nieśmiertelności.
– Pozdrów ojca, panno Riddle. Przekaż mu, będzie wiedział jak mi się odwdzięczyć. Żegnam.
Żadna z dziewcząt nie kryła zdumienia. Nigdy w życiu nie spodziewałyby się takiego obrotu sprawy. Owszem, chciały załatwić wszystko po dobroci, ale nie spodziewały się, że im się uda dokonać tego w tak prosty sposób. Obie myślały, że będą musiały go torturować, oczywiście żadna nie miałaby nic przeciwko temu. Obie kochały sprawiać ból innym. Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale Avada, jak i Cathy uwielbiały to robić. Mimo ich młodego wieku już zabiły wielu ludzi, a jeszcze więcej torturowały. I żadna z nich tego nie żałowała. Te nastolatki nie miały sumienia. Były świetnymi śmierciożerczyniami. Co wcale nie było dziwne, skoro obie od najmłodszych lat wychowywały się u śmierciożerców.
Avada zabrała fiolki i obie nastolatki skierowały się do wyjścia.
– Żadnego porządnego Cruciatusa – mamrotała pod nosem Catherine. A tak bardzo nastawiła się na zabawę. Rudowłosa wyszła pierwsza. Kiedy Avada miała już opuścić pomieszczenie, usłyszała jeszcze głos Flamela.
– Jesteś bardzo podobna do matki, Avado Riddle.
Dziewczyna zamarła z ręką na klamce. Nikt nigdy nie wspomniał ani słowem o jej matce. Wiedziała tylko, że zginęła przez Dumbledore’a. I to wszystko. Nawet nie znała jej imienia. Malfoyowie nigdy o niej nie mówili, a ojca zapytała się o nią tylko raz i wiedziała, że już nigdy więcej nie popełni tego błędu. Nastolatka odwróciła się w stronę starca.
– Znał pan moją matkę? – zapytała z nadzieją.
– Znałem wielu ludzi, panno Riddle. Dobranoc – rzekł, zakończywszy rozmowę, dając do zrozumienia dziewczynie, że powinna odejść. Natomiast w głowie czarnowłosej pojawiło się nagle mnóstwo różnych myśli.
***
Tego dość późnego już wieczoru Szatan, Bystry i Hermiona nadal siedzieli w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Nie tylko oni, mimo późnej pory, salon Ślizgonów był dosyć zatłoczony. Cała trójka siedziała na kanapach, które znajdowały się w pobliżu wejścia do Królestwa Węży.
W pewnym momencie, do środka weszła Cathy. Była sama, ponieważ Klątwa poszła od razu oddać fiolki swemu ojcu. Pojawienie się rudowłosej nie umknęło uwadze trójki Ślizgonów. Najbardziej wzrokiem lustrował ją chłopak o platynowych włosach, a gdy tylko ich oczy się spotkały, nastolatek posłał w jej stronę lekki uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła. Pomachała jeszcze bratu oraz przyjaciółce i poszła do dormitorium. Ten drobny gest między blondynem a rudowłosą nie umknął uwadze jej brata, który już od jakiegoś czasu się im przyglądał.
– Bystry, zależy ci na niej – to nie było pytanie. Harry po prostu stwierdził fakt.
– Masz coś przeciw temu? – zapytał jasnowłosy, spoglądając na zielonookiego trochę zdziwiony, że Ślizgon to odkrył.
– Gdybym miał, wiedziałbyś już dawno. Obserwowałem was od jakiegoś czasu – wyjaśnił spokojnie czarnowłosy. – Długo to trwa?
– Odkąd pamiętam – wyznał po chwili Malfoy.
– Ha! Wygrałam. Wisisz mi pięć sykli, Bystry – powiedziała nagle Hermiona do Malfoya, jednocześnie zamykając księgę z cichym trzaskiem. Zadziwiające było to, że nastolatka spokojnie zatopiła się w lekturze książki, a jednocześnie wiedziała, co się dzieje wokół niej. Musiała mieć doskonałą podzielność uwagi.
– O, to już odpowiedni czas na jakieś podejrzane zakłady? – zapytał zdezorientowany Harry.
– Draco był pewien, że jak się dowiesz, to zaczniesz się wydzierać – stwierdziła nastolatka. – Wiesz, myślał, że przejmiesz rolę nadopiekuńczego i troskliwego braciszka. Ja jednak stwierdziłam, że to zrozumiesz i nie będziesz im robił problemów – wyjaśniła brązowowłosa okularnikowi.
– Znasz mnie jak nikt inny, Hermiono. Ważne, aby Cathy była szczęśliwa – stwierdził Harry beztrosko. – Chociaż wcześniej pewnie bym był wściekły, w końcu to Malfoy – dodał z rozbawieniem.
– Ach, tak? O wielki Harry Potterze? Wybrańcze i Wybawicielu czarodziejskiego świata! No ale w końcu, to Potter! Co my byśmy bez ciebie zrobili!? Mam cię prosić o błogosławieństwo?
Malfoy kpił sobie w najlepsze, nie przejmując się jadowitym spojrzeniem Pottera, które doprowadzało go do jeszcze większej uciechy.
– Osz ty szujo tleniona – zawołał Harry z rozbawieniem. – Niech no ja cię tylko dorwę! – poderwał się na równe nogi i pognał za Bystrym, który zaczął uciekać, gdy tylko skończył swoją wypowiedź, trafnie odgadując reakcję ciemnowłosego. Hermiona wybuchła śmiechem i pokręciła z politowaniem głową. Zresztą nie tylko ona, wiele osób przebywających w Pokoju Wspólnym zaniosło się głośnym rechotem radości. Mimo że nie wszyscy akceptowali Harry’ego jako Ślizgona, to każdy musiał przyznać, że on i Malfoy przysparzają reszcie mnóstwo śmiechu.
– Zupełnie jak dzieci – westchnęła brązowowłosa, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. Po kilku minutach gonitwy, Harry i Draco powrócili do przyjaciółki. Obydwóm dopisywały świetne humory.
***
Dzisiejsza przerwa obiadowa rozpoczęła się już kilkanaście minut temu i trwała w najlepsze. Wielu uczniów przebywało wtedy w Wielkiej Sali, a jej kamienne mury wypełniły się hałasem, który zwykle towarzyszył przy codziennych posiłkach. Grupa Ślizgonów była dzisiaj nadzwyczaj rozbawiona i ze smakiem zajadali śniadanie. Jednak rudowłosa Ślizgonka, która siedziała razem z nimi przy swoim stole, przyglądała się po raz kolejny w pewną, także rudowłosą dziewczynę, która siedziała przy stole wrogiego domu. Catherine po raz kolejny zauważyła, że nastolatka jest samotna. Było tak prawie zawsze, odkąd jej brat Harry przeniósł się do Slytherinu.
Nagle Ślizgonka zauważyła, że do Gryfonki przysiadł się jej starszy brat Ronald. Zmrużyła gniewnie oczy. Dziewczyna zauważyła, że znów miał do niej o coś pretensje i kolejny raz wszczął kłótnię, zapewne bezsensowną jak się domyślała Cathy. Nastolatka spojrzała się po osobach siedzących przy jej stole. Jak na złość, tego kogo potrzeba, akurat z nimi nie było. Gdyby Theodor był obecny w Wielkiej Sali, nie pozwoliłby, aby Weasley tak traktował jego dziewczynę. Cathy zastanawiała się, co powinna zrobić. Nie chciała tego tak zostawić i nie miała zamiaru tak uczynić. W końcu rudowłosa nadal pozostawała przyjaciółką Harry’ego i Hermiony, no i była dziewczyną Theodora. Jakby nie było, była prawie jedną z nich, mimo że nazywała się Weasley i była Gryfonką.
Po chwili namysłu, Catherine, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia przyjaciół podniosła się ze swego miejsca i podeszła do sąsiedniego stołu, gdzie kilka miejsc dalej siedziało rudowłose rodzeństwo. Wielu Gryfonów rzucało jej wrogie spojrzenia, gdy koło nich przechodziła, jednak nastolatka nie zwracała na to nawet najmniejszej uwagi.
– Weasley, zostaw ją – syknęła wrogo Cathy na Ronalda. – Ginny, choć do nas – zaproponowała Ślizgonka, już nieco milszym tonem. Specjalnie zwróciła się do niej po imieniu, aby jeszcze bardziej wkurzyć Ronalda.
– Nie wtrącaj się, Potter – warknął Weasley ostrzegawczo w stronę siostry jego dawnego przyjaciela. – A ty ani mi się wasz iść do tych śmierciożerców – syknął do siostry.
– A właśnie, że pójdę! – zbuntowała się Ginny, posyłając bratu wrogie spojrzenie. Po czym wstała od stołu, specjalnie robiąc bratu na złość. Nie zamierzała pozwolić mu, aby decydował, co powinna zrobić. Czasy, gdy posłusznie słuchała starszych i mądrzejszych braci, już dawno minęły.
Wtedy Weasley chwycił ją za ramię i lekko szarpnął w dół, aby dziewczyna z powrotem usiadła na miejscu przy ich stole.
– Nie pozwalam… – zaczął rudowłosy, ale dziewczyna wyszarpała się z uścisku brata.
– Nie będziesz mi mówił, co mam zrobić – warknęła nastolatka. – Już ci, coś mówiłam na ten temat – syknęła ostrzegawczo.
Weasley, ponownie próbował uniemożliwić jej odejście, ale tym razem Cathy była szybsza i przystawiła mu różdżkę do gardła.
– Nawet nie próbuj – wysyczała.
Zrezygnowany, odpuścił. Catherine zabrała różdżkę, a po chwili obie rudowłose dziewczyny odeszły.
– Dzięki, Potter – rzekła z wdzięcznością Ginny, zaskoczona zachowaniem Ślizgonki. Powinny się nienawidzić. Tak z zasady, a tu proszę, jakie zaskoczenie.
– Drobiazg – mruknęła. – Poza tym mam na imię Cathy – odparła, szczerząc zęby.
Nastolatki doszły do Ślizgonów.
– No kto by pomyślał, że nasz rudzielec zaprosi do stołu Gryfonkę – rzucił w jej stronę zdziwiony Draco.
– Na pewno nie ty – odgryzła się Catherine, nie kryjąc swego rozbawienia.
– Ginny, siadaj – zachęcił Harry, robiąc przyjaciółce miejsce obok siebie.
Nastolatka rozejrzała się po twarzach przyjaciół jej chłopaka. Widząc zachęcające spojrzenie Hermiony i brak wrogości pozostałych, niepewnie usiadła obok czarnowłosego przyjaciela, który jeszcze do niedawna był w tym samym domu co ona.
– Nie boisz się, siedzieć w samym środku gniazda Węży? – Zapytał z rozbawieniem Draco, bez wrogości, co było miłym zaskoczeniem dla rudowłosej. Nie spodziewała się tego po Draconie Malfoyu, chłopaku, który słynął z poniżania takich jak ona. Blondwłosy roześmiał się cicho widząc minę Gryfonki.
– To tu już jest środek gniazda? – zapytała, udając lekkie zdumienie. – Myślałam, że gniazdo to macie w lochach – stwierdziła, także z rozbawieniem.
– Oho, to Theo już ci pokazał nasze gniazdo? – wyszczerzył się Malfoy, jednak Ginny nie zdążyła mu się odgryźć.
– Co tu robi ta podła zdrajczyni własnej krwi! – rozległ się nagle porażający pisk.
Każdy od razu potrafił rozpoznać ten głos, który należał do jednej z dziewcząt ze Slytherinu, rocznik szósty. Nie wysoka, nastolatka o ciemnobrązowych włosach sięgających łopatek, a także o mopsowatej twarzy. Zwała się Pansy Parkinson.
– Zamknij się Parkinson, bo na nikim nie robisz wrażenia – rzekł Draco, posyłając jej krytyczne spojrzenie.
– Draco! Dlaczego pozwalasz siedzieć tutaj tej wywłoce – powiedziała z wyrzutem w stronę chłopaka. – Wygoń ją stąd, przecież to jest Weasley!
– Pohamuj język ty wredna… – zaczęła, wściekle Ginny, ciskając jej gromy z oczu. Rudowłosa nieźle się wkurzyła, ale w końcu sama poszła do Węży, to nic dziwnego…
– Ginny, spokojnie – powstrzymał ją cicho Harry. – Ona wkurza wszystkich, Bystry zaraz ją załatwi – nastolatka posłuchała przyjaciela.
– Widzisz, Parkinson – zaczął Draco, bardzo spokojnie. – Tak się składa, że wiem, kim ona jest i nie musisz przypominać mi, jak się nazywa. Ona jest przyjaciółką niektórych z nas, dlatego ją tu zaprosiliśmy. Jeśli ci się to nie podoba, możesz opuścić to pomieszczenie, co byłoby korzystne dla wszystkich, od twojego pisku puchną uszy – dodał zgryźliwie.
Dziewczyna zignorowała przytyk w swoją stronę i ponownie zwróciła się do blondwłosego chłopaka.
– Ale Dracusiu! To ja powinnam tu siedzieć z wami. Przecież się kochamy! – pisnęła.
Draco i reszta zaśmiali się. Ślizgonka już kolejny raz zaczynała. Dziewczyna nie mogła zrozumieć tego, że ona nie ma żadnego znaczenia dla Dracona. Była przekonana, że on kocha ją równie mocno, co ona jego, to właśnie było powodem kpin z jej osoby. Tak się składa, że panna Parkinson była nielubianą osobą nawet w swoim domu, ale skąd brały jej się takie bzdury, nie wiedział nikt.
– Zlituj się kobieto! – jęknął, widząc, że dziewczyna nie daje za wygraną. – Nigdy między nami nic nie było i nic nigdy nie będzie. Zrozum to wreszcie, idiotko!
– Ale, Draco! Przecież… – nie dokończyła.
– Nie słyszałaś, co powiedział? – zapytała wojowniczo Catherine. Panna Potter najwyraźniej stawała dzisiaj w obronie wszystkich.
Draco wstał ze swego miejsca i podszedł bliżej natrętnej szatynki. Zwykle dziewczyna dawała sobie spokój po dwóch, trzech zdaniach, ale dzisiaj chyba nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Bystremu, do głowy wpadł pewien pomysł. Chłopak postanowił inaczej to rozegrać i być może uwolni się od niej raz na zawsze?
– Posłuchaj mnie uważnie, Pansy – rzekł, niby spokojnie. Chwycił jej lewą rękę. – Wiem, że tam nadal nic nie masz, ale też wiem, że chcesz mieć – rzekł do niej tak cicho, że tylko ona sama i siedzące najbliżej osoby to usłyszały. –Tak się składa, że doskonale znam JEGO – zaakcentował – córkę – powiedział, wskazując głową na Avadę. Avada, która usłyszała, co mówi jej przyjaciel, zaśmiała się cicho. Zorientowała się o, co mu chodzi. – Wystarczy, że ta dziewczyna uzna, że się nie nadajesz, a zginiesz na miejscu – wysyczał do dziewczyny. – Zrozumiałaś?
– Nie zrobisz czegoś takiego – wyszeptała z przerażeniem. – Nie odważysz się, Draco – pisnęła.
Chłopak w zdziwieniu uniósł brew do góry.
– Założymy się? ON jej ufa, a ona ufa mi. Wystarczy, że coś jej powiem. Cokolwiek. A teraz, łaskawie stąd odejdź – rzekł chłodno.
Przerażenie nastolatki przemieniło się we wściekłość. Była zła, że Malfoy tak ją potraktował, groził jej! Pansy wiedziała, że ona tego tak nie zostawi.
Jednakże w tej chwili, naburmuszona nastolatka poszła kilka miejsc dalej i usiadła przy stole, co chwilę spoglądając w stronę, gdzie siedzieli ci, którzy ośmielili się zaprosić do ich stołu Gryfonkę. Wygląda na to, że mieli ją z głowy przez jakiś czas.
Zapowiadałam na fanpage'u, że powinnien pojawić się wczoraj wieczorem, ale pochłonęły mnie inne rzeczy, jednak już z samego rana Wam go wrzucam. Mam nadzieję, że ta kilkugodzinna obsuwa czasowa nikomu nie zawadziła :)
Do napisania!
Dziękuję dziękuję dziękuję Ci za Ivy i Avery. Wspaniały rozdział. Misja panny Riddle i Cathy za łatwo poszła. Wg mnie Flamel coś kombinuje... pewnie za niedługo okaże się wszystko. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ;-)
OdpowiedzUsuńOj Flamel też ma swoją rolę tutaj do odegrania^^.
UsuńDziękuję za opinię!
Hej!
OdpowiedzUsuńWidzę, że nieźle wybrnelas z quiddichem :D Powiem Ci, że dobrze to wypadło. Rola Ronalda jest strasznie porywacza, chyba nazbyt. Zupełnie jakby nażarł się szaleju (wiem, ze Iv maczała w tym palce), że też nikt nie zwrócił uwagi, iż jest nazbyt porywczy, jak na niego.
Misja dziewczyn nazbyt łatwa, niemal, banalna. Flamel wiedział o ich przybyciu, musiał. W dodatku ma jakąś umowę z Marvolo :D
Cathy jest okrutnie porywacza, na wszystko i wszystkich macha różdżką i groźbami. Dziwie się, że nikt z nauczycieli nie zwrócił uwagi na jej zamieszki przy Gryfońskim stole. No i czemu nikt z lwów nid broni tej dziewczyny przed bratem furiatem? :(
Na koniec śmiałabym zauważyć, że lochy bardziej różnią się od wierzy gryfonów niż tylko kolorystyką. Tam z oknami gorzej, a jeśli juz to tylko z magicznym światłem,bo gdzie miałyby je dawać, jak pod ziemia ciemno, i jedynie jeszcze jezioro.
Ps. Czy Pandy nie powinna była robić tez awantury gdy Potter zasiadał przy ich stole? Czy jakimś cudem tylko kobiety ja irytuja :p tak, tak ma bzika na pkt. Utlenionej Fretki :D
Ps2. +1 dla irytka i Rona :D to im wyszedł numer.
Kończą bo mi mały marudzi.
PoDro i weny!
Jeśli chodzi o quidditch, to od początku miałam taki zamiar, choć nie zdradzałam tego wcześniej.
UsuńHmm, ogólnie ja Rona po prostu nie lubię i zawsze jest w moich opowiadaniach debilem, ale przyznaję, to rzeczywiście ma związek z Ivy.
Tak jak napisałam wyżej, Flamel też ma swoją rolę do odegrania :)
Rzeczywiście Pokoje się różnią, przyznaję, jakoś mi to umknęło.
Jeśli chodzi o Pansy, to taka sytuacja jak z Ronem; nie lubię jej i u mnie zawsze jest idiotką, aczkolwiek tutaj jest taką postacią "na chwilę", ot tak, żeby zrobić trochę szumu i raczej często nie będzie się pojawiać.
Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam! :)
Zastanawia mnie o co jest zła Avery? Eh ta Parkinson czy we wszystkich fanfickach musi być głupia?
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak z Fasmelem to łatwo poszło, bardzo ciekawe co za zadanie dostanie Harry i ten żart Rona czemu Snape nie zareagował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Coś ten Flamel podejrzany się zrobił. Ciekawi mnie jaką rolę odegra w twoim opowiadaniu. Czemu ta Avery jest taka zła? I ta Parkinson, czemu zrobiłaś z niej idiotkę? Eh, szkoda.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Parkinson, to sytuacja analogiczna do Rona, nie lubię tej postaci i jakoś u mnie to zawsze będą idioci :)
Usuń