wtorek, 22 października 2019

Rozdział Czternasty

Rozdział zbetowany przez Carrie.

Wielka Sala w Hogwarcie już od dawna nie była tak przepełniona. Oczywiście uczniowie znajdowali się tutaj w porach posiłków, ale często zdarzało się tak, iż ktoś nie przybył, ponieważ nie miał ochoty, bądź stracił rachubę czasu, czy opuścił go z jakiegokolwiek innego powodu. Jednak nie dzisiaj, nie w tej chwili. Tym razem na kolacji w Wielkiej Sali naprawdę znajdowali się wszyscy uczniowie, a także nauczyciele rezydujący w Hogwarcie. 

Tak jak zawsze, podczas posiłku panował gwar, a w rozmowach uczniów słychać było podekscytowanie, zwłaszcza że tuż przed stołem nauczycielskim, na podwyższeniu stały cztery kamienne misy, każda w innym kolorze, co miało symbolizować dany dom.
Albus Dumbledore z wyjątkowym spokojem obserwował posilających się uczniów, na których twarzach gościło ogromne podekscytowanie potęgowane spojrzeniami kierowanymi w stronę czterech mis. Na pierwszy rzut oka widać było, iż większość nie może się doczekać, aż wszystko się rozpocznie. Było to dla nich czymś nowym, odskocznią od rzeczywistości. Dyrektor Hogwartu również nie mógł się doczekać, aż wcieli swój plan w życie i go zrealizuje, bowiem to był doskonały sposób na zagranie na nosie kilku śmierciożercom i samemu Voldemortowi. Tak przynajmniej sądził, lecz czy mu się to uda?

Nicholas Flamel co chwila spoglądał na Albusa, który bardzo dobrze maskował swoje zadowolenie wynikające z nadchodzących wydarzeń. Dumbledore już dawno zatracił się w tym, co robi, przestał dostrzegać granicę pomiędzy dobrem a złem, a fakt, iż był równie potężny, co Voldemort wcale nie był zbyt optymistyczny. Flamel żył już tyle lat, od wielu znał także dyrektora Hogwartu, ale to, co wyczynia jego wieloletni przyjaciel, przechodziło ludzkie pojęcie.

Twórca Kamienia Filozoficznego z troską i niepokojem spojrzał w stronę wychowanków Slytherinu, szóstoklasiści, jak i siódmoklasiści nie pałali zbytnim entuzjazmem, co wcale nie było dziwne, ponieważ to w nich zamierza uderzyć przywódca Zakonu Feniksa, o czym uczynny nauczyciel historii magii nie omieszkał się rzecz jasna wspomnieć. Wiedział także, iż młodzi śmierciożercy porozrzucani są po innych domach, jednak nie potrafił do nich dotrzeć. Flamel zerknął ukradkiem na Minerwę McGonagall, która zachowywała kamienny wyraz twarzy, zupełnie jakby nie obchodziło jej, że w szkole będą ginąć uczniowie. Dumbledore uważnie strzegł swojej tajemnicy, z grona nauczycielskiego jedynie ich dwójka o tym wiedziała; on i Minerwa. Zadziwiające, że Dumbledore nie podzielił się swoim planem z Severusem, czyżby mu już nie ufał? Nicholas nie do końca pojmował, co Albusowi chodziło po głowie.

***

Ślizgoni przebywali w Wielkiej Sali razem ze wszystkimi, gdyż nie mogli opuścić posiłku tego dnia, ale nie wydawali się zainteresowani tym, co się miało dziać, nie po tym, co powiedział im profesor Flamel. Harry zerkał co rusz na stół Gryfonów, gdzie siedział Weasley, który był w wyjątkowo dobrym nastroju, co Potterowi zdecydowanie się nie podobało. Ten rudy błazen ewidentnie coś knuł.

W końcu, gdy wszyscy się najedli, talerze na stole ponownie zalśniły idealną czystością, a jedzenie gdzieś zniknęło, jakby rozpływając się w powietrzu. Ze swego miejsca powstał Albus Dumbledore, natomiast w Wielkiej Sali zapanowała cisza, jak makiem zasiał. Niemal wszyscy uczniowie wlepili swoje tęczówki w dyrektora Hogwartu i po prostu czekali na to, co będzie się za moment działo.

– Wiem, że z niecierpliwością wyczekujecie chwili, gdy rozpocznie się losowanie – rozpoczął przemowę Dumbledore. – Wiecie, że nie lubię długo mówić – kontynuował z dobrotliwym uśmiechem, a kilka osób cicho się zaśmiało na to stwierdzenie – jednak dzisiaj muszę powiedzieć kilka słów o zawodach, które was czekają. Przede wszystkim to nie jest tylko zabawa, ale one mają was uczyć. Zawody będą niebezpieczne oraz sprawdzą wasze umiejętności, które nabyliście w szkole. Będziecie musieli wykazać się swymi talentami, które w was drzemią oraz cechami, którymi odznaczają się wasze domy; odwagą, sprytem, inteligencją, czy prawością – mówił Dumbledore, do wsłuchującej się w jego słowa młodzieży.
– Z każdego domu zostanie wylosowane siedem osób z roku szóstego bądź siódmego. Zawody będą miały pięć konkurencji, które będą odbywać się w każdą sobotę kwietnia i pierwszą maja. Zdobywacie punkty po każdej konkurencji, zwycięża osoba, która uzyska ich najwięcej. Nagrodą jest… – urwał na chwilę budując napięcie, a uczniowie oczekiwali ze zniecierpliwieniem na jego dalsze słowa. – Zwolnienie z OWUTEM-ów i uzyskanie z wybranych przez siebie przedmiotów oceny Wybitnej – dyrektor zamilkł, a w pomieszczaniu rozległy się szepty podekscytowanych uczniów. Największe poruszenie zapanowało przy stole zwykle spokojnych Krukonów, którzy oniemieli z wrażenia.
– Hermiono? Wszystko w porządku? – zapytała nagle Catherine, spoglądając na przyjaciółkę, która po usłyszeniu rewelacji Dumbledore’a, gwałtownie wciągnęła powietrze i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Zwolnienie z OWUTEM-ów? – wyszeptała machinalnie nastolatka, totalnie ignorując swoją przyjaciółkę. Panna Lestrange była w szoku.
– Tak Hermiono, do tego same wybitne, cudownie prawda? – zironizował Harry. – Cudowniej by było, gdyby przy okazji nie chcieli zabijać Ślizgonów – dorzucił cicho Harry, co od razu otrzeźwiło jego przyjaciółkę.
Jednakże jakby nie było, wielu uczniów, zwłaszcza mieszkańcy Ravenclawu wpadło w stan podobny do tego, w którym znalazła się Hermiona.
– Wszystko jest uzgodnione z Ministerstwem Magii – odezwał się znów dyrektor. – Teraz poproszę opiekunów domów do zbliżenia się do mis. Rozpoczynamy losowanie – powiedział wesoło, na co większość zareagowała brawami, natomiast wzmiankowane persony podeszły do wyznaczonego miejsca. Najbardziej od brzegu znajdował się stół Slytherinu, dlatego też Dumbledore wskazał na Severusa, a ten bez wahania wyciągnął siedem kartek z misy.
– Pansy Parkison, Avada Riddle, Hermiona Lestrange, Draco Malfoy, Theodor Nott, Daniel Leyliss, Mathew Snape – wyczytał Mistrz Eliksirów z kamienną twarzą, natomiast przy stole Węży wybuchły brawa dla wybranych, które zapoczątkowały młodsze roczniki, nieświadome niebezpieczeństwa, w jakim znaleźli się ich reprezentanci. Snape ukradkiem spojrzał z niepokojem na swego syna. Sądząc po tym, jakie nazwiska wylosował, skłaniał się ku temu, iż Flamel może mieć rację, choć Severus zastrzegał się, że ten bredzi. To, co się działo, zaczęło mu się bardzo nie podobać. Nauczyciel obrony wrócił na swoje miejsce, a po chwili nazwiska zaczęła wygłaszać profesor McGonagall – opiekunka Gryfonów.
– Ronald Weasley, Andrew White, Mark Kellys…
– White i Kellys pochodzą z rodzin, które od początku zaczęły walczyć przeciw Czarnemu Panu – powiedział cicho Draco, do swych przyjaciół, słysząc nazwiska siódmorocznych Gryfonów. – Ich ojcowie to aurorzy – dodał.
– … Seamus Finnigan, Parvati Patil i Dean Thomas – zakończyła nauczycielka.
– Reszta z Gryffindoru to nasza Gwardia – powiedział Harry, spoglądając na Hermionę. Choć jego słowa zostały zagłuszone przez oklaski Gryfonów, to przyjaciółka je usłyszała.
– Jaka Gwardia? – zainteresowała się Cathy.
– Później ci powiemy, teraz Hufflepuff – powiedziała była Gryfonka, gdy profesor Sprout wyciągała karteczki, zastanawiając się, czy usłyszą tam znajome nazwisko.
– Ernie Mcmilliam, Susan Bones, Anders Eaton, Thomas Eston, Jared Gress, Gwendolyn Moon – wyczytała dumnie nauczycielka zielarstwa, obdarzając swych wychowanków szerokim uśmiechem. Zadziwiające było to, iż specjalnie na tę okazję ubrała nawet czystą szatę i tiarę, gdyż niemal zawsze miała tu i ówdzie jakieś plamki.

Harry i Hermiona nie musieli nic mówić, słysząc dwa pierwsze nazwiska, wystarczyło spojrzenie. Reszty co prawda nie znali, ale nigdy nic nie wiadomo. Został jeszcze jeden dom, w którym byli przeciwnicy Voldemorta, jak i jego zwolennicy. Harry’emu było już wszystko jedno, czy będzie tam więcej członków dawnej Gwardii, czy nie. Miał nadzieje, że nie usłyszy tylko jednego nazwiska. Swoje spojrzenie skierował na pewną blondynkę, a potem uważnie wsłuchiwał się w słowa nauczyciela od zaklęć.
– Cho Chang, Michael Corner, Padma Patil, Morag Evans, Conrad Yells, Ivette Avery – wyczytał nauczyciel, a Harry spojrzał na rozradowaną twarz tej konkretnej Krukonki, której nie chciał widzieć wśród wylosowanych. Nagle jednak spłynął na niego przytłaczający fakt. Ivy nie miała pojęcia o planach Dumbledore’a, skoro się cieszyła z tego, iż ją wybrano. Harry wiedział, iż koniecznie musiał z nią porozmawiać. Po prostu musiał ją ostrzec!

Po tym, jak profesor Flitwick powrócił na swoje miejsce, a owacje Krukonów ucichły Dumbledore znów powstał.
– Gratuluję wybranym, mam nadzieję, że te zawody okażą się dla was wspaniałą przygodą i cennym doświadczeniem – powiedział radośnie dyrektor. Harry patrzył na niego i widział tę całą fałszywość, jaka z niego biła.

Po chwili znów zapanował gwar, a uczniowie zaczęli rozchodzić się do swych Pokoi Wspólnych.

***

Severusowi Snape’owi nawet w najmniejszym stopniu nie podobało się to, co zaczynało się dziać w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nie podobało mu się także to, iż Albus Dumbledore nie podzielił się z nim swoimi planami, które przekazał mu dbający o uczniów Nicholas Flamel. Mistrz Eliksirów z jakiegoś niezrozumiałego powodu tracił zaufanie dyrektora, co potwierdzał jeszcze fakt, że wylosowany został jego własny syn, jakby był podejrzany – o ile słowa twórcy Kamienia Filozoficznego są prawdą. Jednak jaki miałby mieć powód, aby go okłamać?

Po zakończonej uczcie tegoroczny nauczyciel obrony przed czarną magią natychmiast udał się do lochów.
– Wylosowani, do gabinetu – powiedział krótko, gdy zaszedł drogę kilku szóstorocznym Ślizgonom. – Młodzież natychmiast powędrowała za swoim opiekunem domu we wskazane miejsce.
– Posłuchajcie mnie uważnie – powiedział Snape. – Te durne zawody to nie zabawa, tylko prawdopodobnie polowanie na śmierciożerców – oznajmił Snape.
– Profesor Flamel powiedział nam to samo – wtrącił Leyliss.
– Prawdopodobnie ma rację, musicie na siebie uważać. Będą chcieli was zabić, jak każdego innego śmierciożercę i musicie o tym pamiętać. Lestrange, nawet perspektywa ominięcia owutemów nie może cię zaślepić – dodał zapobiegawczo, choć wiedział, że dziewczyna będzie uważna.
– Wylosowani, to albo śmierciożercy, albo ludzie z dawnej gwardii bądź ci, których rodziny otwarcie przeciwstawiają się Voldemortowi – powiedziała Hermiona. – Profesor Flamel naprawdę miał rację.
– Nie dajcie się zabić – powiedział Snape. – Możecie wracać do Pokoju Wspólnego – dodał, po czym wyszli wszyscy, oprócz jego syna.
– W co Dumbledore pogrywa? – zastanawiał się chłopak. – Podejrzewa cię, tato? – zapytał wprost.
– Tak przypuszczam – odparł Snape. – Inaczej nie wybrano by ciebie, śmierciożerców tu nie brakuje – wyjaśnił Snape. – Matt, uważaj na siebie – powiedział Severus, który troszczył się o syna, choć nie często to okazywał.
– Postaram się, nie martw się – odparł, choć sam się niepokoił. Wiedział, że ojciec się o niego martwi, jednak nic nie może poradzić na obecną sytuację. – Poza tym jesteśmy Ślizgonami, na pewno wymyślimy coś, aby ich zaskoczyć i zetrzeć im z twarzy te parszywe uśmiechy – dodał Matt.

Severus miał ochotę powiedzieć mu, że bardzo się o niego martwi i nie wie, co by zrobił, gdyby coś się z nim stało, ale przez lata wypracowana maska obojętności nigdy mu na to nie pozwoliła. Wkrótce Matt pożegnał się z ojcem i udał się do Pokoju Wspólnego Slytherinu.

***

W tym samym czasie, gdy Severus Snape zebrał wylosowanych Ślizgonów, Harry postanowił, że powie wszystko Ivy jeszcze tego wieczoru. Nie podobało mu się, iż została wylosowana, choć mógł się tego spodziewać. W końcu jest córką znanego śmierciożercy i samo to już wystarczy. Młody Potter wiedział, iż Dumbledore był nieprzewidywalny, a potencjalne śmierci będą wyglądały jak wypadek. Harry niesamowicie bał się o swoich przyjaciół oraz o Ivy Avery właśnie. Sam przed sobą musiał przyznać, że mu na niej zależało i nie może pozwolić, aby stało się jej coś złego. Kiedy to wszystko się stało?

Ślizgon wydostał się z lochów i kierował się ku wieży Krukonów, miał nadzieję, że uda mu się jeszcze ją gdzieś znaleźć. Zajrzał po drodze do biblioteki, jednakże nie zastał tam poszukiwanej nastolatki, dlatego wrócił na wcześniej obraną drogę. Gdy był na miejscu, poprosił jakiegoś przypadkowo spotkanego mieszkańca zachodniej wieży o poproszenie Avery, aby wyszła, jednak dowiedział się, iż jej nie zastał. Chłopak poczekał jeszcze kilka minut na korytarzu, ale dziewczyna nie nadeszła, więc skierował się w stronę swojego Pokoju Wspólnego, który mieścił się nisko w Lochach. Wyrzucał sobie, że nie zabrał mapy Huncwotów, dzięki której nie musiałby szukać dziewczyny. Harry zdążył się już znaleźć piętro niżej, kiedy w oddali ujrzał dwójkę Krukonów. Na jego twarzy pojawił się uśmiech,ponieważ dostrzegł Ivy i Patricka. Gdy podeszli bliżej, Ślizgon spostrzegł, że dziewczyna jest wyjątkowo radosna.

– Harry! – wykrzyknęła uradowana dziewczyna, gdy spostrzegła nastolatka. – Dostałam się! Dostałam! – powiedziała. Harry zawsze chciałby widzieć ją taka roześmianą, jednak wiedział, że jej doskonały nastrój za chwilę pryśnie niczym delikatna bańka mydlana. Chłopak jednak nie przewidział, iż z tego szczęścia dziewczyna rzuci mu się na szyję. Harry, choć zaskoczony, to roześmiał się i lekko ją objął. Patrick również zaniósł się głośnym rechotem, widząc tę sytuację i impulsywne działanie jego przyjaciółki.
– To u niej normalne, na mnie wiesza się już od Wielkiej Sali – stwierdził z rozbawieniem Rins, posyłając im radosny uśmiech. Chłopak cieszył się, iż jego przyjaciółka jest szczęśliwa, choć sam także pragnął wziąć udział w zawodach.
– Zamknij się Patric – mruknęła Krukonka z rozbawieniem.
– Podobno miałem się nie przyzwyczajać – stwierdził Ślizgon, gdy dziewczyna odsunęła się od niego. Była taka podekscytowana, że nawet się nie speszyła, co zapewne nastąpiłoby w normalnej sytuacji. Natomiast dla Harry’ego taka Ivy Avery była zupełną nowością. Gdy się kłócili i wyzywali, zawsze starała się być opanowana, jednak gdy teraz poznawał ją bliżej, spostrzegł że jest bardzo radosna i emocjonalna. Nie pilnowała się przy nim tak bardzo, odkąd się pogodzili. To była naprawdę miła odmiana i podobała mu się taka wersja dziewczyny.
– Co? Ah, no tak rzeczywiście. Masz rację, Potter, nie przyzwyczajaj się – powiedziała z uśmiechem, przypominając sobie moment, gdy postąpiła tak samo i wyrzekła tamte słowa. To spowodowało kolejny wybuch śmiechu jej towarzysza.
– Jak twoja noga? Myślałem, że pani Pomfery jeszcze cię potrzyma w skrzydle.
– Na pewno by to zrobiła, ale uprosiłam ją i wypuściła mnie przed kolacją – odparła. – Czuję się dobrze – dorzuciła. Nie chciała rozmawiać na temat sytuacji, która zaszła między nią, a Avadą. – Nie mogłam przegapić losowania! Zwolnienie z OWUTEM-ów! – powiedziała podekscytowana.
– Hermiona jak to usłyszała, to przez chwilę była w takim szoku, że słów brak – powiedział chłopak.
– Gr… Lestrange będzie trudną przeciwniczką z jej mózgiem – mruknęła niepocieszona Ivy.
– Obawiam się, że masz teraz o wiele większy problem niż Hermiona i jej mózg – spoważniał Harry. Jego wzrok wpatrzony był w Krukonkę, która spoglądała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Co masz na myśli, Potter? – zapytała dziewczyna, nie rozumiejąc słów nastolatka. Avery natychmiast spoważniała, zastanawiając się, o co chodzi.
– Lepiej, aby nikt nas nie podsłuchał – powiedział chłopak, rozglądając się po korytarzu, po którym wciąż przechodzili inni uczniowie.
– Za rogiem jest nieużywana klasa, powinna być otwarta – wtrącił nagle Patric.
– Chodźmy tam – zadecydowała Ivy.
– Zostawić was samych? – zapytał Krukon, patrząc się to na Harry’ego, to na Ivy. Bardzo był ciekaw, co Potter ma do powiedzenia jego przyjaciółce, ale nie chciał być także natrętem, wiedząc, iż panna Avery i tak mu zapewne powtórzyłaby wieści od Ślizgona.
– Ufasz mu, prawda? – Harry, patrzył na Ivy i spojrzał na jej lewą rękę, a potem znów prosto w oczy. Dziewczyna w mig pojęła, co miał na myśli. Oczywiście Harry wolałby, aby jak najmniej osób wiedziało fakt, iż jest po stronie Voldemorta, ale miał też świadomość, że jeśli Ivy ufa Rinsowi, to i tak mu powie o tym wszystkim. O ile już nie powiedziała.
– Patric wie o mnie wszystko – wyjaśniła dziewczyna, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Jej przyjaciel doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna jest śmierciożerczynią. Potter od razu zrozumiał, o co chodziło blondynce, więc Patric wszedł razem z nimi do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Harry od razu rzucił zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu. Krukoni spojrzeli na siebie zdumieni, a potem wlepili swe tęczówki w czarnowłosego, czekając, aż ten przedstawi im sprawę, z którą przybył.
– Te całe zawody to farsa, Dumbledore chce zlikwidować ze szkoły dzieci śmierciożerców – stwierdził Harry, nie owijając w bawełnę.
– CO?! – wykrzyknęli zgodnie zaskoczeni Krukoni.
– Spójrzcie na to, kto jest wylosowany – zaczął wyjaśniać Harry. – Ze Slytherinu wszyscy są śmierciożercami, z waszego domu ty i ten…
– Morag – weszła mu w słowo dziewczyna.
– Tak – potwierdził Harry. – Reszta to nasza dawna Gwardia Dumbledore’a, którą stworzyliśmy w tamtym roku, a dwóch Gryfonów prawdopodobnie już należy do Zakonu Feniksa – dodał chłopak. – Nikt miał o tym nie wiedzieć, ostrzegł nas Flamel po ostatniej obronie – powiedział Harry.
– To niemożliwe – powiedziała Ivy. – Cholera jasna! – zaklęła dziewczyna. Nie miała powodów, aby nie wierzyć w słowa Pottera. – Zaraz wpadnę do tego jego przeklętego gabinetu i rzucę mu przeklętą avadę – zirytowała się nastolatka.
– Ivy, uspokój się – próbował udobruchać przyjaciółkę Patric. – I tak nie znasz hasła – dodał z rozbawieniem, chcąc ją uspokoić. Choć w zasadzie nie było tu nic śmiesznego.
– Ja znam – mruknął Harry, ale nie powiedział na ten temat nic więcej, widząc gromiące spojrzenie Patrica. Sprawa była zbyt poważna, aby w tym momencie stroić sobie żarty. – Chyba nie myślisz, że tak po prostu pójdziecie na śmierć? – zapytał Harry, spoglądając na Ivy. – Wymyślimy coś, czym będziecie mogli zaskoczyć ich – powiedział Harry.
– Jednak coś mi tu nie pasuje – powiedział nagle Patric, marszcząc brwi, jakby nad czymś się zastanawiał. – Syn Snape’a nie powinien być wylosowany, skoro Dumbledore sądzi, że Snape jest po jego stronie – zauważył Rins, w końcu nie bez powodu należał do Ravenclawu.
– Zastanawiające, ale jedyne, co mi przychodzi na myśl to fakt, iż Dumbledore może mieć wątpliwości co do Matta, albo został wybrany dla niepoznaki – odparł Harry.
– Albo nie ufa już Nietoperzowi – wtrąciła Avery, uspokoiwszy się nieco.
– Lepiej dla nas, aby mu ufał – stwierdził Harry całkiem poważnie. – Jestem pewien, że Ślizgoni tak tego nie zostawią, na pewno zaczniemy coś kombinować – stwierdził Harry. – Przeżyjecie i zagracie Dumbledore’owi na nosie – powiedział Harry.
Harry wiedział, iż nie pozwoli na to, aby Dumbledore skrzywdził którekolwiek z jego przyjaciół.

***

W tym samym czasie, gdy Harry Potter wyruszył na poszukiwanie Avery, aby przekazać jej szokujące wieści, Avada Riddle zaraz po tym, gdy wyszła z gabinetu profesora Snape’a udała się w stronę klasy innego nauczyciela. Od wielu dni zastanawiała się nad tym, czy powinna porozmawiać z Nicholasem Flamelem, czy nie, jednak fakt, iż on ma jakiekolwiek informacje dotyczące jej rodzicielki, nie dawały jej spokoju. Avada nawet nie znała imienia swojej matki! Czarny Pan nigdy o nie mówił, zdecydowane nie chciał tego robić. Jeden jedyny raz zapytała go o nią, po jego powrocie, gdy miała czternaście lat. Od razu została potraktowana cruciatusem. I to właśnie wtedy doświadczyła tej klątwy po raz pierwszy. Od zawsze uparcie milczeli także i Malfoyowie; kiedyś coś napomknęli, że była dobrą kobietą oraz że zginęła przez Dumbledore’a. I to były jedyne informacje, jakie posiadała, a Nicholas Flamel prawdopodobnie ją znał. Czy to przypadkiem nie będzie jej jedyna szansa, aby się czegoś dowiedzieć?

Gdy dziewczyna weszła do klasy, w której nauczano historii magii, ze zdumieniem spostrzegła, iż czarodziej, którego poszukiwała siedzi przy biurku i coś pisze. Dźwięk, który spowodowały otwierane drzwi, sprawił, iż podniósł głowę i spojrzał na nią swymi ciemnymi tęczówkami.
– Dobry wieczór, panie profesorze – powiedziała spokojnie dziewczyna i podeszła bliżej niego.
– Dobry wieczór, panno Riddle – odparł spokojnie nauczyciel, spoglądając na nią z zaciekawieniem. – Co cię do mnie sprowadza? – zapytał Flamel.
– Chciałam porozmawiać, jeżeli ma pan wolną chwilę – rzekła dziewczyna uprzejmie. Ta rozmowa była dla niej bardzo ważna. Mężczyzna spojrzał na córkę Czarnego Pana, domyślając się, czego ta rozmowa będzie dotyczyła.
– Chodź do gabinetu, Avado – rzekł, po czym podniósł się ze swego miejsca i skierował w stronę drzwi za nim. Dziewczyna podążyła za Flamelem, bez słowa. – Usiądź – powiedział, wskazując jej krzesło, a sam zajął te po drugiej stronie biurka i spojrzał na nią z wyczekiwaniem, gdy dziewczyna to uczyniła. – Słucham, panno Riddle – rzekł spokojnie. – Marvolo cię z czymś przysłał? – zapytał nagle, rozważając taką ewentualność.
– Nie, panie profesorze – odpowiedziała. – Przyszłam sama i nie chcę, aby mój ojciec dowiedział się o tej rozmowie – zastrzegła nastolatka. – Kiedyś pan powiedział, że jestem podobna do matki – przypomniała mu dziewczyna.
– Bo to prawda – odparł nauczyciel. – Jesteś do niej łudząco podobna – dodał z lekkim uśmiechem. – Też miała ciemne włosy takie jak ty i podobną posturę. Gdybym nie wiedział, że nie żyje, mógłbym się pomylić.
– Niech mi pan coś o niej powie – rzekła dziewczyna. – Ojciec nigdy nic o niej nie mówił, wiem, jedynie, że zginęła przez Dumbledore’a – wyjaśniła.
– Nic nie wiesz o Morgouse? – zapytał nieco zdumiony Flamel. Nie spodziewał się tego, iż ta dziewczyna nic nie wie o swej rodzicielce. Owszem, miał świadomość, że Lord Voldemort niechętnie o niej mówi, nie sądził jednak, że nie powiedział jej niczego. Avada miała prawo wiedzieć, kim była kobieta, która wydała ją na świat.
– Morgouse? Tak miała na imię? – zapytała, na co nauczyciel skinął głową. – Nie wiem niczego – dodała z lekkim smutkiem.
– Morgouse Lisrangeley była wyjątkową czarownicą – westchnął Flamel. – I skoro nawet Lord Voldemort nie potrafi o niej mówić, to jej strata musiała być dla niego naprawdę bolesna – stwierdził, bardziej do siebie, niż do niej.
– Nigdy nie słyszałam takiego nazwiska – zauważyła dziewczyna, marszcząc brwi w zastanowieniu, jednak tak jak powiedziała, nigdy go nie słyszała. – Wydaje mi się, że znam nazwiska wszystkich czystokrwistych rodzin. Moja matka chyba nie była szlamą? – zapytała z powagą. W głowie jej się nie mieściło, że jej ojciec mógłby związać się z kimś takim.
– To nachtmadzkie nazwisko, ponieważ jej ojciec wywodził się od nich. Morgouse była w połowie jedną z nich, w połowie czarownicą, dlatego była dość potężna i pomimo swojej dobroci, które miała w sobie ogromne pokłady, to również z łatwością przychodziła jej czarna magia, do której nachtmagowie mają szczególne predyspozycje.
– Moja mama była córką nachtmaga? Nie wiedziałam, że jestem w jakikolwiek sposób z nimi spokrewniona – mruknęła Avada. – Ojciec wiele o nich mówi ostatnio – dodała.
Flamel roześmiał się.
– Nie mówiłby o nich, gdyby nie robił interesów z Siostrami Mroku. Powinnaś jeszcze wiedzieć, że Morgouse wywodziła się z rodziny… Dumbledore – poinformował dziewczynę, na co ona wybałuszyła oczy ze zdumienia. To jakiś żart?
– Co takiego? Przecież to Dumbledore ją zabił! – wykrzyknęła panna Riddle.
– To prawda, Morgouse zginęła z ręki Albusa. Była wnuczką jego brata Aberfortha, a córką Sophie Dumbledore – uściślił Flamel. – Jednak to nie miało dla niego znaczenia. Nie zapominaj, że twój ojciec i Dumbledore różnią się zaledwie jedną rzeczą; Marvolo zabija jawnie, a Albus w ukryciu. No i Dumbledore może nie dąży do nieśmiertelności – dodał.

Na chwilę zapanowała cisza, w której dziewczyna przyswajała sobie zasłyszane informacje. Pierwszy raz ktokolwiek mówił o jej rodzicielce, a to było dla niej takie nowe, takie dziwne.
– Jak była moja mama? – Avada w końcu przerwała panująca ciszę. Tak bardzo chciała wiedzieć o niej, jak najwięcej! Najchętniej dowiedziałaby się wszystkiego!
– Morgouse była dobrą kobietą, każdemu starała się pomagać, zawsze uprzejma i pogodna. Wydaje się to niedorzeczne, skoro przez lata żyła u boku Czarnego Pana i była otoczona śmierciożercami, jednak to właśnie chyba w tej radości i beztrosce zakochał się twój ojciec, przynajmniej to moja teoria – wyjaśnił Flamel. – Morgouse była całkowitym przeciwieństwem Marvola, ewidentnie zarażała entuzjazmem, czarowała każdego – rzekł z uśmiechem. – Była Krukonką i to właśnie w Hogwarcie poznała twojego ojca, dzieliła ich dwuletnia różnica w wieku, a mimo to Czarny Pan o niej pamiętał, a gdy skończyła szkołę, wyrwał ją ze szponów Dumbledore’ów. Przez lata Albus wielokrotnie próbował ją porwać, odsunąć od Voldemorta – tłumaczył dalej Nicholas. – Raz udało mu się ją dorwać, była wtedy w ciąży, którą straciła. Nie chciała odejść od Czarnego Pana, więc Albus chciał ją do tego zmusić.

Avada słuchała wszystkiego w ciszy. Nienawidziła Dumbledore’a, ponieważ zabił jej matkę. Teraz się okazuję, że uśmiercił nie tylko jej rodzicielkę, ale także jej brata lub siostrę; niewinne, nienarodzone dziecko. Odsunęła od siebie myśl, że jej także zdarzało się zabijać kobiety w ciąży. Dziewczyna poczuła się dziwnie, a przede wszystkim ogarnęła ją jeszcze większą nienawiść wobec Dumbledore’a.
– Skąd pan to wszystko wie? – zapytała nagle dziewczyna.
– Gdy Morgouse była w ciąży z tobą schroniła się u mnie i mojej żony. Albus znów na nią polował, tym razem, chciał ją zabić, bo była za potężna. Jak mówiłem, była córka nachtmaga, więc odziedziczyła po nim moc, a lata spędzone u boku Voldemorta także na nią wpłynęły – wyjaśnił spokojnie nauczyciel. Po tym, jak Marvolo zniknął, Albusowi udało się ją dopaść i zabić, a ciebie przejęli Malfoyowie – wyjaśnił. – Nie wiem nic więcej – dodał.
– To i tak więcej, niż kiedykolwiek słyszałam – rzekła dziewczyna. – Dlaczego nazywa pan mojego ojca drugim imieniem? – zapytała nagle dziewczyna, bo to ją zastanawiało. Chciała wiedzieć, po czyjej jest stronie.
– Ponieważ twój ojciec nienawidzi swojego mugolskiego imienia – odparł Flamel.
– To wiem – mruknęła dziewczyna. – Ale…
– Jeżeli pytasz o to, czy popieram twojego ojca, to nie – odparł od razu Flamel, domyślając się, o co chodziło dziewczynie. – Nie jestem jednym z jego sługusów, którymi możesz pomiatać – oznajmił.
– Nie miałam tego na myśli – mruknęła dziewczyna.
– Jednak Dumbledore’a nie popieram również – dodał, uważnie wpatrując się w córkę Lorda Voldemorta. – To wszystko, panno Riddle? – zapytał nauczyciel.
– Tak, chyba tak – odparła, podnosząc się z krzesła. – Muszę to wszystko przemyśleć. Dobranoc.
– Dobranoc, panno Riddle – odpowiedział nauczyciel.

Dziewczyna już miała wyjść z gabinetu, kiedy zatrzymała się i odwróciła z ręką na klamce. Spojrzała na ciemnowłosego nauczyciela, który o dziwo patrzył na nią.
– Dziękuję – wydusiła z siebie, a potem natychmiast wyszła i odeszła stamtąd jak najszybciej. Avada Riddle nigdy nikomu nie dziękowała.

***

Harry Potter wędrował korytarzami Hogwartu z zamiarem dotarcia do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Był już praktycznie przy zejściu do lochów, kiedy z dostrzegł, że z korytarza obok wyłoniła się znajoma mu dziewczyna i mimowolnie się zatrzymał. Ślizgonka widocznie była zamyślona,gdyż ewidentnie przemierzała korytarze, nie zwracając uwagi na to, co działo się wokół. Gdy znalazła się parę metrów od przyjaciela, nagle uniosła głowę do góry i stanęła jak wryta.
– Harry – powiedziała cicho.

Chłopak nie miał pojęcia jak zareagować, jakie relacje ich łączyły. On nadal uważał ją za swą przyjaciółkę, ponieważ nic do niej nie czuł. Od tamtego pamiętnego dnia, gdy Harry był wściekły na Avadę, a dziewczyna pocałowała go i wyznała swoje uczucia, nie rozmawiali ze sobą. Oczywiście przebywali razem z przyjaciółmi, wymieniali krótkie przywitania, ale nie rozmawiali ze sobą, tak samo, jak nie znaleźli się w sytuacji gdy zostali sami, bo każde z nich tego unikało. Teraz jednak to spotkanie zmusiło ich do konfrontacji.
– Nie powinnam była tego robić – powiedziała cicho dziewczyna. – Byłam na nią zła i na ciebie i potem... samo tak wyszło – westchnęła. – Męczy mnie jednak ta cisza między nami – dodała dziewczyna, widząc, że chłopak ją słucha i nie zamierza odejść. – Nie chcę, żebyś był na mnie zły – stwierdziła.
– Nie jestem na ciebie zły, choć nie podoba mi się to, co zadziało się między tobą, a Ivy – odpowiedział Harry. – Byłem też zaskoczony, no i mimo wszystko nie chciałem cię ranić, Av – dodał chłopak.
– Proszę cię, Harry, zapomnijmy o tamtym dniu – powiedziała dziewczyna, na co chłopak uśmiechnął się, gdyż znów odzyskał przyjaciółkę. Oczywiście nadal miał jej za złe, że postąpiła tak z Ivy, ale nie wrócił do tego, aby nie rozdrapywać starej rany. – Wolę być przy tobie, jako przyjaciółka, niż wcale – dodała. Nie powiedziała na głos tego, że któregoś dnia sprawi, że Ivy Avery zniknie na zawsze z jego życia.
Harry obdarzył ją lekkim uśmiechem, na który odpowiedziała.
– Chodźmy do Pokoju Wspólnego – powiedział tylko, po czym razem wrócili do salonu Ślizgonów, jak dawniej.
 
♥♥♥♥♥

Dobry wieczór! Hmm, dwa miesiące i jest rozdział - bywało gorzej, prawda? Standardowo nie wiem, kiedy pojawi się kolejny, ale spokojnie pojawi się ;).  Nie wiem czy zauważyliście, ale mam też nową betę; Carrie, mam nadzieję że dzięki naszej współpracy moje grafomaństwo będzie dla Was o wiele przyjemniejsze w odbiorze ;)
 
Mam troszkę piętnastki już napisanej - efekt tygodniowego L4, ale bliżej początku, niż końca niestety ;/ Ponadto, mam takie małe ogłoszonko; mam na sprzedanie kilkanaście książek, więc jeżeli ktoś zainteresowany to może wejść w link.
I cóż, do następnego!

sobota, 17 sierpnia 2019

Rozdział Trzynasty

Rozdział nie był betowany

Harry do końca dnia był trochę nieobecny. Avada zauważyła, że coś jest z nim nie tak, jednak wymigał się zmęczeniem i żadne z nich o nic już nie pytało, najwyraźniej niczego nie podejrzewając. Chłopak zastanawiał się, co mogło chodzić po głowie dawnemu przyjacielowi, skoro zdecydował się wyzwać go na pojedynek. A może to jakaś zasadzka? Przecież wiadomo było, że Harry jest najlepszy w pojedynkach, jeśli brać pod uwagę szóstoklasistów. Lekcje Obrony tylko to potwierdzały. Więc skąd ten pomysł u Weasleya? Coś tu nie grało. Chociaż z drugiej strony dobrze się stało, że Gryfon chce tego pojedynku. Jeśli Ron sądzi, że pokona Wybrańca, to się myli i to dość grubo. Natomiast dla Harry’ego będzie to świetna okazja, aby wreszcie zrobić z nim porządek. Przez chwilę w jego umyśle pojawiła się myśl, że znów mógłby użyć czarnej magii, jednak szybko ją odsunął, mając świadomość, iż to niebezpieczne, zwłaszcza w Hogwarcie pod czujnym okiem Dumbledore’a, z którym musiał się widywać co kilka tygodni. Choć pokusa była ogromna, zdrowy rozsądek zwyciężył, jednak czy tak będzie, gdy dojdzie do pojedynku?

***

Tego dnia znów Ivy było ciężko skupić się na nauce, dlatego mimo wszystko niezbyt długo siedziała w bibliotece. Napisała jedynie eseje, które były najbardziej pilne, a potem cała w skowronkach powróciła do swego Pokoju Wspólnego, który mieścił się w zachodniej wieży. Dość szybko rozwikłała zagadkę kołatki, a potem drzwi stanęły przed nią otworem. Gdy już znalazła się we wspomnianym miejscu, omiotła spojrzeniem swych szarych oczu okrągły pokój. Dominowały tu łagodne brązy i przyjemny dla oka błękit, czyli barwy, które symbolizowały Ravenclaw. Ivy spostrzegła, iż z jednego z łukowatych okien widać jak Słońce chyli się już ku zachodowi, co było istną ucztą dla jej oczu. Podeszła bliżej i wpatrywała się przez chwilę w to z pozoru zwykłe zjawisko. Panna Avery zdecydowanie nie była dzisiaj sobą i od kilku godzin bujała w obłokach. Ponownie rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, a na jej wargach zaigrał lekki uśmiech, widząc, iż jej ulubiony fotel przy kominku jest wolny. Dziewczyna od razu się na nim wygodnie usadowiła, kładąc torbę z książkami na podłodze obok niego. Wyjęła jedną z nich i położyła sobie na kolanach. Po chwili sięgnęła także po kartki i ołówki, które zawsze przy sobie nosiła. Dziewczyna już dawno spostrzegła, iż niektóre wynalazki mugoli są o wiele praktyczniejsze, wolała rysować ołówkiem, niż piórem i atramentem. Rozanielona nastolatka zabrała się za szkicowanie, co zwykle było jej ucieczką od ponurej rzeczywistości. Teraz i tak nie skupiłaby się na nauce, z czym nigdy nie miała problemów. Przymiotem Krukonów był fakt, że doskonale potrafili bez problemowo ze stanu nic nie robienia, przejść do uczenia się bez zbędnego podziwiania sufitu, picia herbaty, sprzątania całego dormitorium i innych tego typu zajmowaczy czasu. Zawsze śmieszyło ich to, iż jakiś Puchon, Gryfon, czy Ślizgon mówi, że musi się uczyć, a potem zamiast do biblioteki wybiera się na spacer po błoniach. Nie, Krukoni byli inni, oni byli ponad tym. Spokojni, ułożeni, rozsądni i dobrze się uczący – niesprawiający problemów.

– Ivy, nie uczysz się? Mamy jutro sprawdzian u Snape’a – rozległ się nagle zdumiony głos Patrica. – Co tam rysujesz? – zainteresował się szatyn, zerkając na krajobraz, który malowała blondynka. Jego przyjaciółka dość często dzierżyła w dłoni ołówek, czy mugolskie kredki. Pamiętał, że dawniej próbowała rysować atramentem, ale pewnego dnia, gdy oboje uciekli spod czujnych oczu rodziców, zawędrowali do mugolskiego sklepu, w którym Ivy dowiedziała się, że mugole mają świetne przybory do rysowania. Jak na ironię, nienawidziła niemagcznych, ale za tą jedną rzecz, była gotowa przymknąć oko na to, że to mugole.
– Nie jestem dzisiaj w stanie – odparła i uśmiechnęła się lekko. Była bardzo radosna. Słysząc drugie pytanie przyjaciela, uniosła na chwile kartkę, aby móc rzucić okiem na jej pracę, a potem wróciła do przerwanego zajęcia. Patric natomiast nieco się zamyślił. Oczywiście cieszył się, iż jego przyjaciółka jest w dobrym nastroju, jednak fakt, iż nie potrafiła się dzisiaj uczyć, był dość nietypowy.
– Potter wyznał ci swoje głęboko skrywane uczucia? Riddle zeszła z tego świata? – palnął nagle chłopak, zastanawiając się, co jest przyczyną tego dziwnego zachowania jego przyjaciółki.
– Nie, ale zaprosił mnie do Hogsmead – powiedziała, jeszcze bardziej się rozpromieniając, jeżeli to w ogóle było możliwe. – Mnie, nie Riddle – podkreśliła.
– Oh, to cudownie – powiedział Krukon z uśmiechem. – Oczywiście mogę iść z wami, prawda? – zapytał chłopak, szczerząc zęby, na co dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem, którego nie powstydziłby się nawet Bazyliszek. – Wiesz, potrzebujecie obrońcy, gdyby nagle śmierciożercy was zaatakowali, albo…
– Zaraz ty będziesz potrzebował obrońcy – powiedziała jadowicie dziewczyna, gromiąc przyjaciela wzrokiem, a ten na stwierdzenie przyjaciółki wybuchł głośnym śmiechem, za co zostali zgromieni wzrokiem przez uczących się Krukonów.

***

Grupka Ślizgonów z szóstego roku przesiadywała właśnie w Pokoju Wspólnym. Oczywiście, jak to mieli w zwyczaju, pozajmowali najwygodniejsze miejsca. Rozmawiali w najlepsze, a ogólna wesołość ich nie opuszczała.
– Ludzie, co robimy w sobotę? – zapytał Draco, a jego oczy zalśniły.
– Bystry! Ja znam tę twoją minę, co planujesz? – zapytała Hermiona podejrzliwie zwężając oczy. Cokolwiek wymyślił Malfoy, najprawdopodobniej nie będzie jej się to podobać.
– Jest wypad do Hogsmead. Może moglibyśmy załatwić jakąś Ognistą…
– … albo i dwie, trzy, ewentualnie siedem – wtrącił Matt z błyskiem oku, jednak od razu spoważniał, widząc karcące spojrzenie swojej dziewczyny.
– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – powiedziała Hermiona, która jak zwykle odnosiła się sceptycznie do takich pomysłów.
– Czemu nie – powiedziała entuzjastycznie Catherine. – Zaszyjemy się w dormitorium, pogramy w coś ciekawego, ale jest jeden problem...
– Pewnie dwie Ogniste ci nie wystarczą? – zaśmiała się Avada, a reszta jej zawtórowała.
– Mówiłem o siedmiu! – wtrącił ochoczo Matt, a potem skrzywił się odrobinę, ponieważ dostał kuksańca od swojej dziewczyny. – Hermionooo – powiedział, spoglądając na nią prosząco.
– Widzicie? To dobry pomysł! – stwierdził Draco z uśmiechem.
– Umówiłem się z Ginny... – mruknął Theodor.
– To przeszmuglujemy ją do nas – powiedziała Catherine, która bardzo polubiła dziewczynę Theodora.
– Dobra. Dziewczyny, wy załatwcie jakiś prowiant z kuchni, a ja, Szatan i Matt postaramy się o coś mocniejszego – ustalił Malfoy. – Pelerynka Harry’ego się przyda – dodał, zerkając na Pottera, aby się upewnić.
– Obawiam się, że nie mogę wam pomóc, ale pelerynę mogę wam pożyczyć – stwierdził chłopak. – No i Ginny może pod nią przemknąć – dodał chłopak.
– Nie mów, że znowu dostałeś jakiś szlaban przez tą Avery!– przeraził się Malfoy, na co Harry jedynie przewrócił oczami.
– Umówiłem się z kimś – stwierdził krótko, nie chcąc za wiele zdradzać.
– Czyżby Wybraniec wybierał się na randkę? – zażartował Snape, na co Harry wzruszył beztrosko ramionami.
– Ty też mógłbyś wyciągnąć nos z książek i zabrać gdzieś Hermionę – odgryzł się Harry, chcąc zmienić temat.
– Matt cały czas mnie gdzieś zabiera – próbowała bronić swojego chłopaka Hermiona. – Biblioteka to też jakieś miejsce – stwierdziła, rozbawiając towarzystwo, które zaniosło się głośnym śmiechem.
– No tak, przecież wy ciągle randkujecie z panią Pince – stwierdził Malfoy. – Szatan, mam nadzieję, że ty nie zabierzesz Avery do biblioteki – zaśmiał się blondyn
– Coś ty powiedział? – zapytał Harry, zaskoczony jakby go piorun raził.
– Dobra, nie zabijaj, żartowałem! – wykrzyknął szybko Malfoy błędnie odczytując reakcję Harry’ego, na co reszta ponownie się zaśmiała.
Avada nie spuszczała wzroku z Harry’ego, od momentu odkąd powiedział, że się z kimś umówił. Nie okazywała tego, ale była niesamowicie wściekła i zazdrosna jednocześnie. Córka Czarnego Pana była przekonana, że to właśnie o Avery jest mowa. Jednak Harry’emu nie tylko panna Riddle się przyglądała...
– Czemu odnoszę dziwne wrażenie, że Malfoy jednak trafił? – zapytał Theodor. Reszta przyjaciół także zaczęła wpatrywać się w byłego Gryfona z wyczekiwaniem. Widząc pytające spojrzenia przyjaciół, Harry w końcu odpowiedział zgodnie z prawdą.
– Tak, dobrze strzelacie, umówiłem się z Ivy – rzekł, specjalnie używając jej imienia. Wzruszył ramionami. W gruncie rzeczy nie miał nic do ukrycia, przecież i tak by się dowiedzieli.
– Okej, to było dość niespodziewane – powiedział Draco. – Ja tam tylko żartowałem – dodał z uśmiechem.
– Bystry, przecież widać jak za nią lata, czego ty nie wiedziałeś? – odezwała się Avada, trochę za ostro. Harry natomiast spojrzał ze zdumieniem na córkę Lorda Voldemorta. Nie rozumiał, co Avada miała na myśli, bowiem do niedawna nawet do niego samego nie docierało, iż Krukonka faktycznie go interesuje, a wcześniej jedynie obrzucali się obelgami. Coś mu tu nie pasowało.

***

Czas leciał nieubłaganie, a cisza nocna trwała już jakiś czas. Było sporo po dwudziestej trzeciej. Jeszcze nie tak dawno Harry się wahał. Nie miał pojęcia czy zmierzyć się z Weasleyem, czy olać jego propozycję. Nie, Potter się nie bał. Zastanawiał się jedynie czy rudzielec czegoś nie kombinuje, bowiem po nim można spodziewać się wszystkiego.

W końcu po namyśle Harry cicho podniósł wieko kufra i wyciągnął z niego pelerynę-niewidkę. Nie robiąc zbędnego hałasu opuścił Ślizgońskie lochy i powędrował w stronę wieży Astronomicznej, dokładnie tam, gdzie miał się spotkać Weasleyem. Nadal nie mógł rozgryźć Gryfona, kompletnie nie pojmował jego toku rozumowania. Co mu da ten przegrany dla niego pojedynek? Jednak Harry nadal nie wykluczał, że to może być jakaś zasadzka, dlatego zachowywał wszelką ostrożność. Na szczęście zna sporo klątw, no i ma pelerynę-niewidkę, więc był spokojny. Na wszelki jednak wypadek zaczął przypominać sobie w myślach zaklęcia ataku i obrony, jakie tylko potrafił rzucić. Wśród niech znalazły się zwykłe rozbrajające, ale i groźniejsze, takie jak Sectumsempra i kilka innych równie przyjemnych.

Potter znalazł się już na miejscu. Starał się cicho stąpać, aby Weasley nie usłyszał go z daleka, Harry chciał się najpierw rozeznać w sytuacji. Stał właśnie przed ostatnimi drzwiami, które były lekko uchylone. Chłopak podszedł bliżej i otworzył drzwi na oścież, nie zauważając niczego podejrzanego. Wszedł do środka, bacznie się rozglądając. Ron go zauważył i od razu posłał w jego stronę klątwę, przed którą Harry ledwo zdążył się uchylić. Spojrzał w stronę, z której nadleciał promień, a dopiero wtedy dostrzegł, iż stał tam Weasley z głupkowatym uśmiechem na twarzy i był najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.

Expelliarmus! - wykrzyknął Harry, dłużej nie zwlekając. W końcu Weasley już zaczął atakować. Rudzielec całkiem sprawnie zdołał odparować zaklęcie i od razu posłał w jego stronę kolejne. Młody Potter mocniej zacisnął dłoń na różdżce i długo nie pozostał bezczynny. Odpłacił się Weasleyowi tym samym, jednak również i on zdołał uchylić się przed promieniem. Na tym nie poprzestali. Walka trwała nadal i była bardziej zażarta, niż Harry mógł się spodziewać.
– Atakujesz z zaskoczenia? – zapytał Harry, mając nadzieję, iż rozmowa trochę rozproszy przeciwnika. – Myślałem, że to miał być uczciwy pojedynek! – stwierdził chłopak, posyłając w stronę Weasleya kolejną klątwę.
– Któryś z nas musi okazać się sprytniejszy, prawda? – odparł Weasley, a chwilkę później w stronę Harry'ego poleciała kolejna klątwa. Tym razem było to zaklęcie tnące, co zaskoczyło Ślizgona, gdyż było to jedno z zaawansowanych zaklęć, a poza tym użyte w walce miało na celu poważnie zranić przeciwnika. Harry nie pozostał mu dłużny. Posłał w stronę Rona kolejną klątwę, lecz ten zdążył odskoczyć w ostatnim momencie
– Myślałem, że sprytem wyróżnia się Slytherin, nie Gryffindor – rzucił z przekąsem czarnowłosy.
W odpowiedzi Gryfon posłał Harry'emu kolejne tnące zaklęcie, które to musnęło czarnowłosego w lewe ramię, rozdzierając mu rękaw bluzki i odrobinę go w nie raniąc, całe szczęście, iż nie trafił w miejsce, gdzie wypalony miał Mroczny Znak, bo wtedy Ron mógłby go dostrzec, na szczęście tak się nie stało. Potter nie zwrócił na to uwagi i coraz zacieklej go atakował, używając jeszcze coraz to nowych, groźniejszych zaklęć. Zaczął się zastanawiać, czy Weasley, u diabła, zna tylko to jedno zaklęcie, bo używał go non-stop. Postanowił odpłacić mu się tym samym. Teraz to Weasley trochę krwawił, gdyż nie zdążył odsunąć ręki na czas. Jednak nie przejął się tym, tylko walczył dalej.

Po kilkunastominutowym, zaciętym pojedynku, Gryfon w końcu został trafiony klątwą oszałamiającą. Harry sam przed sobą musiał przyznać, że rudzielec walczył coraz lepiej, co było bardzo zastanawiające, jednak nie zaprzątał sobie tym teraz głowy. Zadowolony Harry podszedł do niego z fiolką, którą wyjął z kieszeni. Skierował różdżkę w stronę rozciętego miejsca na ręku Weasleya. Rana zdążyła się już odrobinę zasklepić, jednak gdy Harry machnął nad nią różdżką, krew znów zaczęła się z niej sączyć. Podstawił fiolkę do rozcięcia i napełnił ją, a potem wyciągnął kolejną i uczynił to samo. Mógł, co prawda poprosić Ginny, ale nie chciał zawracać głowy przyjaciółce, skoro okazja sama się nadarzyła.

Gdy skończył, miał już wychodzić, ale wtedy do głowy wpadł mu genialny pomysł, a na jego wargach zagościł iście diabelski uśmieszek. Z powrotem podszedł do nieprzytomnego chłopaka, a potem zaczął rzucać na niego przeróżne zaklęcia. Efekt był wyjątkowo komiczny. Ron Weasley nie miał już płomiennorudych włosów — teraz był posiadaczem tęczy na głowie, która doskonale gryzła się z masą piegów na jego twarzy. Jakby tego było mało, włosy zostały wydłużone, a także wyrosła mu broda, sięgająca do samej podłogi, kolorystycznie pasująca do fryzury.
– Gdy będzie chodził, na pewno się o nią potknie – powiedział Harry złośliwie – przynajmniej raz wywinie orła.
Ślizgon dorzucił jeszcze zaklęcie, które sprawi, że Gryfon nie zauważy swojego stanu dopóty, dopóki ktoś go nie wyśmieje. Harry był z siebie niezwykle dumny. Czuł, że musi jeszcze raz podziękować bliźniakom za podesłanie mu książki o dowcipach. Już nie mógł się doczekać, kiedy Weasley wejdzie do Wielkiej Sali pełnej uczniów. To będzie przedstawienie roku!


***

Ron wreszcie się ocknął, jednak spostrzegł, iż coś jest nie tak. Od razu zauważył, że na dworze jest już jasno. Która mogła być godzina? Nie zastanawiał się nad tym długo, bo od razu zalała go fala wściekłości. Potter kolejny raz okazał się lepszy od niego. Przecież Gryfon tyle ćwiczył, tyle trenował... a mimo to nadal nie potrafi pokonać swojego byłego, najlepszego przyjaciela. To nie był jego najszczęśliwszy dzień, zdecydowanie.

Niedaleko leżała jego drewniana różdżka, chciał po nią sięgnąć, jednak poczuł lekki ból. Przypomniał sobie o zaklęciu, które go trafiło. Wypowiedział kilka inkantacji, a zaschnięta krew zniknęła. Nie znał jednak magii leczniczej na tyle, aby zupełnie pozbyć się rany. Na szczęścia ta była już zasklepiona, a nie wydawała się poważna, więc nie powinna mu zbytnio przeszkadzać. Przynajmniej taką miał nadzieję. Nie minęło wiele czasu i opuścił wieżę Astronomiczną w parszywym nastroju.

***

Harry najzwyczajniej w świecie jadł śniadanie razem z przyjaciółmi ze swojego domu, tak jak to miał w zwyczaju każdego poranka. Od samego rana był w wyśmienitym nastroju, co nie umknęło uwadze jego siostry, która co chwila rzucała mu podejrzliwe spojrzenia.
– Coś ty taki wesoły? – zapytała. –Mam wrażenie, że coś knujesz – stwierdziła w pewnym momencie Catherine, uważnie przypatrując się bratu.
– Avery jeszcze randki nie odwołała, to się cieszy – wyszczerzył się Malfoy, na co Harry posłał mu spojrzenie, które miało zwiastować bolesną śmierć, ale ten stan szybko mu przeszedł.
– Być może niedługo zobaczymy przedstawienie – stwierdził beztrosko, a na jego twarzy gościł złośliwy uśmiech, gdy po raz kolejny zerknął w stronę wejścia do Wielkiej Sali.
– Coś ty znowu zmalował? – wtrąciła się Hermiona, z wyczuwalną nutką nagany w glosie. Od początku przysłuchiwała się rozmowie. Jak zwykle nic nie mogło umknąć jej uwadze...
– Ja? Nic takiego. – odparł spokojnie Harry, jednak radosny nastrój go nie opuszczał. I wtedy nastała cisza jak makiem zasiał. Wszyscy uczniowie, jak i nauczyciele spojrzeli w stronę drzwi prowadzących do Wielkiej Sali. Harry od samego początku czekał na ten moment.

***

Gdy Ron przechodził obok Wielkiej Sali, usłyszał hałasy. Wtedy zrozumiał, że jest pora śniadania, a akurat w tym momencie zaburczało mu w brzuchu. Był piekielnie głodny, zresztą jak zawsze. Nie myśląc za wiele, wszedł do Wielkiej Sali pełnej uczniów z zamiarem skierowania się do stołu, przy którym już siedziało większość jego współdomowników. Zdążył zrobić jedynie kilka kroków, aż nagle gwar ucichł, a wszyscy byli wpatrzeni w niego. Po kilku sekundach rozległy się pierwsze śmiechy, a potem wszyscy już otwarcie go wyśmiewali. Ron Weasley nie rozumiał, o co im wszystkim chodzi, więc szedł dalej, aż nagle potknął się i upadł prosto na twardą posadzkę, co wywołało jeszcze większe salwy śmiechu, a nawet nauczyciele ledwo się powstrzymywali. Weasley dopiero wtedy zauważył swój wygląd, jak się okazało, zaklęcie Harry’ego zadziałało poprawnie. Wściekły jak najszybciej opuścił Wielką Salę, obiecując sobie, że Potter pożałuje tego, co mu zrobił.

***

Przy stole Slytherinu zapanowało wyjątkowe poruszenie i wesołość, zwłaszcza że główny sprawca tego czynu znajdował się właśnie tam.
– Nie mów, że to twoja sprawka! - powiedziała radośnie Cathy, spoglądając na śmiejącego się brata. -– Jak udało ci się to zrobić? I kiedy? – dopytywała dziewczyna.
– Nic się przed wami nie ukryje... – westchnął. – Wszystko od razu chcielibyście wiedzieć – powiedział i szybko opowiedział im o pojedynku z Gryfonem.
– Żartujesz? - zapytał z niedowierzaniem Snape, który podobnie jak reszta nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Oczywiście Hermiona nie odpuściła mu wykładu na temat, jak nie odpowiedzialnie postąpił, nikomu nic nie mówiąc o pojedynku z Ronem, jednak i ona była rozbawiona całą sytuacją, dlatego jej dzisiejszy wykład był dość krótki.

***

Po skończonym śniadaniu Ślizgońscy szóstoklasiści zmierzali właśnie na swoją pierwszą lekcję — transmutację. Byli już na trzecim piętrze, gdy Avada przypomniała sobie, że nie wzięła wypracowania, które zadała im profesorka, dlatego też chciała szybko wrócić do Lochów. Na pierwszym piętrze, na schodach zauważyła dziewczynę z burzą blond loków. Poczuła złość na jej widok, jednak po chwili w jej głowie zrodził się plan – w jej mniemaniu genialny.
– Hej, Avery! – zawołała donośnie, przyspieszając kroku, aby zrównać się z dziewczyną. Krukonka zatrzymała się i odwróciła zaskoczona widokiem Avady. Wcale nie była zadowolona, że spotkała córkę Czarnego Pana, za którą – mówiąc szczerze – zbytnio nie przepadała, a ponadto obawiała się jej.
– Avada – odparła uprzejmie Ivy. – Stało się coś? – zapytała. Była zaskoczona, że panna Riddle z nią rozmawia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej nie lubi, z wzajemnością zresztą; czego więc mogła od niej chcieć? Nie podobało się jej także to, iż na korytarzu były same, bowiem lekcja zaczęła się już kilka minut temu.
– Widzisz, Avery – zaczęła dziewczyna, posyłając Krukonce wrogie spojrzenie. – Ty się stałaś. Trzymaj się od niego z daleka – poleciła Avada.
– Nie mam pojęcia, o kim mówisz. Od kogo niby mam się trzymać z daleka? – Krukonka udała zdziwienie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, o kim mowa i bardzo jej się to nie podobało.
– Och, nie zgrywaj idiotki, chyba tak durni ludzie nie trafiają do Ravenclawu – zirytowała się Ślizgonka – Potter nie jest dla ciebie, pogódź się z tym jak najprędzej – stwierdziła.
– Harry jest tylko moim przyjacielem – powiedziała Avery na tyle obojętnie, na ile zdołała.
– I to dlatego idziesz z nim na randkę do Hogsmead? – zapytała Avada, zaciskając pięści. Jej spojrzenie mogłoby rzucać mordercze zaklęcia, gdyby tylko potrafiło.
– Jesteś zazdrosna? – zapytała spokojnie Krukonka, choć miała ochotę jej wykrzyczeć, że Harry jest tylko jej i tak naprawdę cieszy się z tego faktu. – Mówiłam ci już, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Chyba wolno nam wyjść gdzieś razem, nieprawdaż? Poza tym nie będę ci się tłumaczyć – stwierdziła. Słysząc to Avada Riddle zdenerwowała się jak mało kto. Co ta bezczelna dziewucha sobie wyobraża?! Jak śmie jej się przeciwstawić?!
– Nie zapominaj, z kim rozmawiasz, Avery – wysyczała dziewczyna i przystawiła jej różdżkę do gardła.
– Oh, jakżebym śmiała – odparła Krukonka.
– Jestem córką Lorda Voldemorta, a ty tylko jedną z nic nieznaczących śmierciożerców – mówiła twardo dziewczyna, wpatrując się w blondynkę, a jej różdżka cały czas boleśnie wbijała się w szyję dziewczyny. – Znaj swoje miejsce Avery – warknęła Avada, odsuwając się nieco od dziewczyny. – Nie chcę cię przy nim widzieć – dodała jeszcze z zamiarem odejścia.

– Dlaczego więc sama się z nim nie umówisz? – zapytała Ivy. – A może Harry po prostu cię nie chce? – zapytała złośliwie Krukonka. – Może nie możesz znieść tego, że… – Ivy wiedziała, że przesadziła w momencie, gdy spostrzegła, że ręka, w której czarnowłosa dzierżyła różdżkę, drgnęła niebezpiecznie, a potem w błyskawicznym tempie Ślizgonka się odwróciła, natomiast blondynka ledwo zdążyła uskoczyć przed fioletowym promieniem. Widząc, iż w jej kierunku leci kolejny łamacz kości, szybko wyciągnęła różdżkę i rzuciła tarczę.
– Avery! – wysyczała Avada i posłała w jej stronę kolejne zaklęcie tnące. Już na początku roku szkolnego Severus kilkakrotnie przypominał jej, iż Hogwarcie była nałożona bariera przeciw klątwom czarno magicznym, które chroniły przed rzucaniem ich, a jeżeli ktoś by się o to pokusił, to zostałby natychmiast wykryty. Córka Czarnego Pana nie mogła tyle ryzykować, dlatego ograniczała się do tych z zakresu białej magii mogące w jakiś sposób przeciwnika uszkodzić, oraz do oszałamiaczy. Z tego powodu była wściekła jeszcze bardziej, bowiem nie mogła pokazać tej bezczelnej dziewczynie, gdzie jest jej miejsce.

Odbijając kolejne klątwy tnące, a potem i łamacze kości Krukonka wiedziała, iż przesadziła. Co ją podkusiło, aby aż tak przeciwstawiać się córce Czarnego Pana? Ona i jej niewyparzony język! Dziewczyna była niesamowicie zirytowana, zwłaszczazwłaszcza że doszło do wymiany zaklęć. Jak okazało się, że Avada była niesamowicie szybka i Ivy musiała się niemal cały czas się bronić, prawie nie mając okazji do ataku, dlatego ucieszyła się, gdy zaklęcie tnące, musnęło dziewczynę w prawię ramię, rozcinając szatę, a syk, który wydobył się z jej ust jasno powiedział Krukonce, iż musiało ją zaboleć. Jednak to wcale nie sprawiło, iż Ślizgonka była słabsza. Pomimo bólu, ciągle atakowała, choć odrobinę z mniejszą intensywnością. To jednak wcale nie przeszkodziło w tym, aby Riddle trafiła kolejną klątwą tnącą w lewa nogę Krukonki, na co dziewczyna syknęła z bólu. Avada dobrze wcelował, jednak nie zamierzała na tym poprzestać, więc pomimo bólu, Krukonka musiała cały czas rzucać tarczę i blokować jej zaklęcia. Wiedziała, że ze zranionej nogi wypływa jej krew, ponieważ rana była spora, ale dziewczyna nic nie mogła poradzić, na ten fakt, natomiast córka Czarnego Pana błyskawicznie to wykorzystała. Zaczarowała kawałek podłogi, aby zmienił się w lód, a Krukonka się poślizgnęła, gdy tylko postawiła stopę i poleciała do tyłu… ze schodów. Na twarzy Ślizgonki pojawił się uśmiech satysfakcji. Ivy nawet nie zauważyła, że poprzez cofanie się, które była zmuszona, aby uskakiwać przed zaklęciami, znalazła się przy samych schodach. Dziewczyna ostrożnie podeszła do nich i upewniając się, że nie ma tam nikogo, kto mógłby ją zobaczyć, ujrzała leżącą Avery, która była nieprzytomna. Panna Riddle była z siebie wyjątkowo zadowolona, a w jej jasnych tęczówkach zabłysły złowrogie iskierki. Jak najszybciej odeszła z tego miejsca, doprowadzając swoją szatę i draśnięte ramię do porządku, aby nikt niczego nie podejrzewał.

***

Tego samego dnia podczas obiadu uczniowie Hogwartu dostali wiadomość, która wywołała niemałe poruszenie. Dyrektor ogłosił, że już jutro odbędzie się losowanie uczestników Międzydomowych Zawodów. Niemal każdy był podekscytowany tym wydarzeniem i zastanawiał się, kto będzie reprezentował jego dom. To wydarzenie było odskocznią od codziennych obowiązków i wielu uczniów nie mogło się go doczekać. Jedynie młodsze roczniki były odrobinę zawiedzione, jednak nie mniej podekscytowane.

Jednak nie wszyscy byli tak bardzo zainteresowani nadchodzącymi zawodami. Patric Rins, Krukon z siódmego roku miał w tej chwili o wiele większe zmartwienie niż jakieś zawody, w których i tak nie miał zamiaru brać udziału. Jego najbliższa przyjaciółka Ivy gdzieś przepadła. Nie pojawiła się na żadnej dzisiejszej lekcji. W Pokoju Wspólnym Krukonów, także jej nie było, tak samo, jak i w bibliotece, czy na obiedzie – zupełnie jakby zapadłą się pod ziemię. A może wezwał ją Lord Voldemort? Byłoby to dziwne, w środku dnia i to w tygodniu, zważając na fakt, iż dziewczyna była w Hogwarcie, dlatego Patric niepokoił się o nią jeszcze bardziej niż normalnie. Nigdy wcześniej tak nie znikała.
– Widziałeś może Ivy? - zapytał po raz któryś znajomego siedzącego obok. Jednak ten zaprzeczył. Żaden Krukon nie widział dzisiaj jego przyjaciółki.
– Ivy Avery? – rozległ się nagle głos, więc Patric skierował swój wzrok w tamtą stronę. Pytanie zadała Luna Lovegood, dziewczyna, która miała opinię zdrowo stukniętej, jednak w jakiś dziwny sposób między nią, a Avery nawiązała się jakaś nić sympatii i porozumienia. Jednak w tej chwili nie było to dla niego istotne.
– Widziałaś ją? – zapytał zdenerwowany Patric, mając nadzieję, iż wreszcie się czegoś dowie.
– Rano zanosili ją do Skrzydła Szpitalnego. Znalazłam ją nieprzytomną przy schodach, prowadzących na pierwsze piętro – wyjaśniła z lekkim smutkiem. – Wokół niej czułam mnóstwo Chochlików Mącigłowych – dodała szybko. – Na pewno przez nie…
– Dzięki Po... Luna – przerwał szybko chłopak, nie chcąc słuchać dalszych wyimaginowanych opowieści i poderwał się ze swego miejsca i nawet nie dokańczając posiłku, ruszył w stronę Skrzydła Szpitalnego. Przerwa obiadowa była dość długa, więc jeszcze zdążył odwiedzić przyjaciółkę. Na miejscu był w zaledwie kilka minut. Zadziwiające, że nawet nie pomyślał wcześniej o tym miejscu. Gdzie się podział jego Krukoński rozsądek?
– Patric – ucieszyła się Krukonka na widok przyjaciela. Chłopak podszedł bliżej i usiadł obok niej na skraju łóżka.
– Nie masz pojęcia, jak się martwiłem, gdy usłyszałam, że nikt cię od śniadania nie widział. Podobno Pomyluna znalazła cię nieprzytomną przy schodach, co się stało? Spadłaś? – Chłopak mówił jak najęty.
– Spadłam – prychnęła Ivy. Jej przyjaciel zrobił pytającą minę, widząc, iż cos jest nie tak. – Szłam na eliksiry i zaczepiła mnie Riddle – zaczęła wyjaśniać. – Chciała, abym odczepiła się od Pottera... jest o niego cholernie zazdrosna. Zaczęłyśmy się kłócić, przyznaję, mogłam powstrzymać swój język, ale tak mnie zirytowała, że nie zważałam na to, kogo jest córką. Potem latały zaklęcia, a później nawet nie wiem, kiedy znalazłam się przy schodach i poczułam, że spadam. Suka zraniła mnie w nogę i chyba zaczarowała podłogę, bo straciłam całkowicie równowagę – syknęła Ivy, zaciskając dłonie w pięści, tak boleśnie, że paznokcie ją trochę poraniły. Dziewczyna była wściekła ze swojej bezsilności. – Obudziłam się tutaj cała poobijana i ze złamaną nogą – zakończyła opowieść.
– Zrobisz coś z tym? – zapytał Patric, spoglądając na przyjaciółkę.
– A co ja mogę? Przecież to córka samego Czarnego Pana – stwierdziła gorzko Krukonka. – Może trafimy razem na jakąś misję i całkiem przypadkiem wymsknie mi się jakaś Avada Kedavra w jej kierunku? – stwierdziła niewinnie.
– Ivy, proszę cię, zerwij z nim kontakt – poradził Patric, bowiem według niego to było najrozsądniejsze wyjście.
– Nawet tak nie mów – powiedziała stanowczo, spoglądając ze zdumieniem na przyjaciela.
– Ivy, chcę, tylko żebyś była bezpieczna. Musisz dobrze żyć z córką Czarnego Pana, a w tej sytuacji jest to nie możliwe – powiedział chłopak, a ona w głębi duszy przyznała mu rację. Nie powinna prowadzić wojny z Riddle, rozsądne wiec będzie dostosowanie się do jej polecenia. Jednak… Ivy gdzieś zgubiła swój Krukoński rozum, a pozostało jej się jedynie serce, które nie miało nic wspólnego z rozsądkiem, który cechował wychowanków Roweny.
– Nie, Patric. Nie zmienię zdania, a z Riddle jakoś sobie poradzę. – stwierdziła dziewczyna. – Jakoś dam sobie radę – dodała, zastanawiając się jak wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.
– Martwię się o ciebie, Ivy. Wiem, że Potter jest naprawdę w porządku, ale...
– Nie — zaprotestowała. – Nie przekonasz mnie, Patric. Poza tym przerwa obiadowa się kończy – dodała. – Nie powinieneś iść na popołudniowe zajęcia?
– Masz rację. Przyjdę wieczorem – stwierdził, podnosząc się ze swego miejsca. Musiał koniecznie coś wymyślić, aby uchronić swoją przyjaciółkę przed Riddle. Tylko co on mógł zrobić?
– Patric, weź moje wypracowania z torby i pooddawaj nauczycielom, okej? – poprosiła Krukonka.
– Jasne — potwierdził i sięgnął po pergaminy, znajdujące się w jej torbie. – Do zobaczenia później.
Patric wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, jednak wiedział, że jeszcze ma chwilę czasu przed kolejnymi zajęciami. Postanowił sobie, że nie pozwoli, aby jego przyjaciółce coś się stało. Krukon od razu skierował się w stronę Wielkiej Sali z nadzieją, że spotka tam konkretnego Ślizgona. Miał szczęście, bo ten akurat razem z przyjaciółmi wychodził z pomieszczenia
– Potter, możemy porozmawiać? – zapytał, przy okazji zauważając, że Avada Riddle uważnie lustrowała go wzrokiem, w odwecie chłopak posłał jej nienawistne spojrzenie. Patric nie był śmierciożercą, dlatego był w lepszej sytuacji niż Ivy.
– Jasne, o co chodzi? – zapytał Harry.
– Na osobności, jeśli łaska – wtedy Ślizgon zauważył, że coś jest nie tak. Czyżby coś się stało Avery?
– Spotkamy się na zaklęciach – rzekł do przyjaciół i oddalił się z Patricem, aby znaleźć spokojniejsze miejsce do rozmowy. – Co się stało? Coś z Ivy? – zapytał, gdy zostali całkiem sami.
– Tak, chodzi o Ivy. Twoja przyjaciółka zepchnęła ją ze schodów, zaraz po tym, jak stoczyła z nią pojedynek. – oznajmił krótko, nie owijając w bawełnę.
– Jak to? Co ty mówisz? – Ślizgon nie mógł w to uwierzyć. Jakim cudem, którakolwiek z dziewczyn mogła zrobić coś Ivy? I dlaczego?
– Rano przed lekcjami – wyjaśnił Krukon. – Riddle to zrobiła – dodał, wymawiając nazwisko dziewczyny z odpowiednią dawką jadu.
– Co jej strzeliło do głowy? – zapytał zaskoczony Harry. Nie miał pojęcia, jaki powód mogła mieć Avada, aby to zrobić. Kompletnie tego nie rozumiał. – Jesteś pewien?
– Chyba nie sądzisz, że Ivy kłamie? – odparł pytaniem na pytanie, uważnie przyglądając się byłemu Gryfonowi.
– Nie, no, coś ty... Tylko nie mogę w to uwierzyć. – próbował wyjaśnić Harry.
– Nie możesz w to uwierzyć? – zaśmiał się Rins – Do cholery, ona jest córką Voldemorta, wszystkiego można się po niej spodziewać – powiedział dobitnie.
– Co z Ivy? – zmienił temat Harry.
– Trochę się poobijała, jest w Skrzydle Szpitalnym. Podejrzewam, że nie będzie chciała ci tego powiedzieć, ale ja nie chcę by coś się stało z Ivy. Będzie lepiej, jeśli zrobisz coś ze swoją przyjaciółką, zanim ja coś zrobię – stwierdził krótko. – Ivy już ma ten wasz znak, dlatego nie może przeciwstawiać się jego córce… – Harry słuchał tego ze zdumieniem. Nie podobało mu się ostatnie zdanie Patrica. – Krukon zauważył zdumienie Harry’ego i przerwał na chwilę. – Skoro was razem złapano w święta, to wniosek jest jeden – wyjaśnił kąśliwie. – Zachowam to dla siebie, nie martw się, Potter. O czym to ja mówiłem? – zapytał, bo Harry zbił go z pantałyku. – A, już wiem. Ivy nie zbyt może się jej sprzeciwić, wiadomo dlaczego. Jednak to twoja przyjaciółka, więc może ty jakoś ją utemperujesz – stwierdził chłopak.
– Jasne, porozmawiam z nią – powiedział Harry. – Ivy… – zamyślił się okularnik. – Ivy jest wyjątkowa i nie pozwolę, aby ktokolwiek…
– Wiem – przerwał Patric. – Naprawdę, do ciebie nic nie mam, ale jeśli twoi znajomi będą zagrażać Ivy, to nawet od ciebie ją odizoluje. Ewentualnie raz na zawsze rozprawię się z Riddle, ja nie mam nad sobą Voldemorta – stwierdził nastolatek.
– Nie zrobisz tego! – powiedział Harry. – Zadbam o nią.
– Wolałbym nie. Wydaje się ciebie lubić – rzekł Patric ze znaczącym uśmiechem.
– Jest w Skrzydle Szpitalnym, tak? – zapytał, jednak ucieszył się, słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez Patricka, ale w żaden sposób nie dał po sobie tego poznać. I tak miał wystarczający mętlik w głowie.
– Tak, ale raczej nie zdążysz już jej odwiedzić.
– Pewnie nie. Lecę na lekcję, wpadnę do niej później. I porozmawiam z Avadą, jeszcze dzisiaj – zapewnił Potter.
– Mam nadzieję – odparł tylko Patric, a potem każdy z nich podążył w swoim kierunku.
Harry’emu po głowie krążyło mnóstwo myśli. Nie mógł zrozumieć tego, jak Avada mogła uczynić coś takiego. Co prawda zauważył wcześniej, że nie darzyły się z Ivy sympatią, ale kompletnie nie pojmował jej motywów. O co w tym wszystkim chodziło? Jego rozmyślania przerwał dzwonek na lekcje, więc przyśpieszył kroku, aby zdążyć przed przyjściem nauczyciela.

***

Dumbledore siedział na swym wygodnym krześle i mierzył wzrokiem obecnych w jego gabinecie uczniów. Wezwał kilkoro z tych, którym ufał i pokładał w nich wielkie nadzieje, iż pomogą mu walczyć z młodocianymi śmierciożercami.
– Jutro rozpoczyna się losowanie – mówił spokojnie -– Wasze zadanie jest oczywiste...
– Wyeliminujemy tylu śmierciożerców, ile tylko zdołamy – wtrącił Weasley, a jego oczy płonęły ogniem zemsty. Bardzo chciał pozbyć się tylu Ślizgonów, ile tylko się dało, a zawody, które nadchodziły, dawały mu takową szansę. Nie bez powodu doskonalił się w pojedynkach.
–Tak, panie Weasley, to jest priorytetem – potwierdził dyrektor. – Pamiętajcie jednak o ostrożności, to ma wyglądać jak wypadek. W pierwszych czterech zadaniach niech będą poturbowani najbardziej, jak się da, dopiero w ostatnim zabijajcie.
– Wiemy o wszystkim, panie profesorze – wtrącił ktoś inny.
– Najważniejsza jest Riddle – instruował ich dalej dyrektor. – Pamiętajcie o tym.
Albus Dumbledore nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał dobrotliwego staruszka z uśmiechem na twarzy. Dyrektor Hogwartu, na co dzień z maską wciągniętą na swe oblicze, teraz siedział i z kamienną twarzą zlecał morderstwo, a raczej kilka ich, uczniom Hogwartu. Niewielu było świadomym faktu, iż ten czarodziej zrobi wszystko, aby wygrać tę wojnę.

***

Gdy tylko wszystkie lekcje tego dnia miały swój kres, Harry Potter szybko zostawił książki w dormitorium, a potem nie marnując ani chwili, udał się do Skrzydła Szpitalnego, aby odwiedzić Ivy, która tam wylądowała. Kiedy przyszedł na miejsce, dziewczyna siedziała oparta o poduszki, była całkiem sama. Czytała jakąś książkę, jednak natychmiast ją odłożyła na bok, gdy tylko zobaczyła przybyłego Ślizgona. Bardzo ucieszyła się na jego widok, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
– Jak się czujesz? – zapytał spokojnie Harry, przysiadając na brzegu łóżka, na którym leżała Krukonka. Chłopak naprawdę się o nią martwił. Było mu przykro, że między Ivy, a Avadą zaszło do tak nieprzyjemnego incydentu. Zastanawiał się też, jak jego przyjaciółka mogła dopuścić się do tak perfidnego czynu, jednak o tym dopiero z nią porozmawia.
– Żyję – powiedziała spokojnie, z cichym westchnieniem. – Złamałam nogę i trochę się poobijałam, ale nie jest źle. Pani Pomfery szybko to zaleczy – wyjaśniła beztroskim tonem. Nie chciała, aby chłopak zaczął cokolwiek podejrzewać.
– Słyszałem, że spadłaś ze schodów – stwierdził, spoglądając z zainteresowaniem na dziewczynę, zastanawiając się, co mu odpowie.
– Tak – potwierdziła Avery. – Potknęłam się i spadłam – dodała, nie wiedząc, że Harry już zna prawdę. Ivy była zdania, że nie powinna mu tego mówić, w końcu córka Lorda Voldemorta jest przyjaciółką Harry’ego. – Jestem straszną niezdarą – dodała z lekkim rozbawieniem, aby być bardziej wiarygodną.
– Ivy – powiedział Harry ze zrezygnowaniem słyszalnym w głosie. – Dlaczego nie mówisz mi prawdy? – zapytał, spoglądając w jej niebieskie tęczówki, natomiast dziewczyna trochę się zmieszała i spuściła na chwilę wzrok.
– Harry, ja... – nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć.
– Dobrze wiem, że to przez Avadę – oznajmił jej krótko. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Patric – westchnęła, wszystko nagle rozumiejąc. – Riddle to twoja przyjaciółka, nie chciałam cię martwić – zaczęła spokojnie wyjaśniać, ponownie spoglądając w jego zielone tęczówki. – Przecież nic poważnego mi się nie stało – dodała. Nie chciała na ten temat rozmawiać. – Naprawdę, nie musisz się martwić, Potter – rzekła.
– Ivy – powiedział cicho i zamilkł, jakby się nad czymś zastawiał, a potem z lekkim wahaniem ujął jej dłonie w swoje i spojrzał w jasne tęczówki dziewczyny, a jej serce szybciej zabiło, choć Potter wcale nie był tego świadomy. – Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu – powiedział stanowczo, nadal na nią patrząc. I ona także się w niego wpatrywała, żadne nie potrafiło przerwać tego spojrzenia.
– Wystarczająco już ci narobiłam kłopotów – wymamrotała dziewczyna.
– Pleciesz, Avery – stwierdził z lekkim uśmiechem chłopak.

Nagle oboje usłyszeli, że drzwi do Skrzydła Szpitalnego się niespodziewanie otwierają i to ten dźwięk poniekąd przywrócił ich do rzeczywistości. Do środka wszedł jeden z Krukonów z siódmego roku. Był nim Patric, przyjaciel blondynki. Harry odsunął się trochę od Ivy, natychmiast puszczając jej dłonie.
– Przeszkadzam? – Zapytał, widząc, że chyba przyszedł nie w porę. Dostrzegł jak Ślizgon odsunął się od jego przyjaciółki. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Od dawna już wiedział, że ta dwójka ma się ku sobie, nawet jeżeli Ivy wcześniej zapierała się twardo, że nie.
– Nie – powiedział szybko Harry. – Ja już i tak miałem wychodzić – wyjaśnił podnosząc się. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę.
– Do zobaczenia, jutro – powiedział i opuścił królestwo pani Pomfery. Musiał natychmiast odnaleźć Avadę Riddlę, dlatego też od razu skierował się do salonu Slytherinu rozmyślając nad daną sytuacją. Czuł się źle, że to przez niego Krukonka wylądowała w Skrzydle, bo chyba tak było? Póki się jedynie kłócili, nic się nie działo. Jednak jaki w tym wszystkim cel miała córka Czarnego Pana? O tym nie wiedział. A może Avery w jakiś inny sposób zaszła jej za skórę? Harry Potter pochłonięty myślami, nawet nie zauważył, iż znajdował się już przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu, spostrzegł to dopiero po kilku chwilach, gdy zorientował się, że stoi i wpatruje się w ścianę. Chłopak wypowiedział hasło, a ta rozsunęła się i ukazała przejście, a nastolatek natychmiast wszedł do salonu Węży. Swoich przyjaciół zauważył od razu. Rozsiedli się na najwygodniejszych kanapach przed kominkiem. Tak jak zwykle mieli to w zwyczaju, więc Harry podszedł do nich, jednak od razu zauważył, że brakuje Hermiony i Avady.
– Gdzie byłeś? – zainteresowała się jego siostra. – Nigdzie cię nie widzieliśmy – dodała zaciekawiona.
– Byłem w Skrzydle Szpitalnym, Ivy spadła ze schodów – wyjaśnił krótko chłopak. – Gdzie Avada? – zapytał chcąc zejść z tematu Krukonki, widząc, iż jego przyjaciele wymienili między sobą spojrzenia.
– Poszła z Hermioną do dormitorium – wyjaśnił spokojnie Draco. – Twoja mina nie zwiastuje niczego dobrego – stwierdził poważnie blond włosy, uważnie przyglądając się Potterowi.
– Muszę z nią tylko o czymś pogadać – wyjaśnił najspokojniej, jak się dało, a przyjaciele wymienili zaskoczone spojrzenia. Natomiast Harry udał się do dormitorium dziewcząt, nic sobie z tego nie robiąc. Chłopak mógł bez problemu się do niego dostać, nie tak jak było to w Gryffindorze, gdzie panowie nie mogli przekroczyć progu do żeńskiego dormitorium. Podobno kilka lat temu jacyś Ślizgoni z ostatniego roku odkryli przeciwzaklęcie i je po prostu zdjęli. Tak jest do dziś, nikt tego nie naprawiał. Harry nie zastanawiał się nad tym dłużej, tylko odnalazł właściwe drzwi, zapukał i wszedł do środka, gdy usłyszał pozwolenie.
– Hej – przywitał się z przyjaciółkami. – Av, możemy pogadać? - zapytał nim jego przyjaciółka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. – Sami – podkreślił, patrząc przepraszającym wzrokiem na Hermionę. Dziewczyny spojrzały zaskoczone na Pottera nic nie mówiąc, a Lestrange od razu podniosła się z miejsca i powiedziała.
– Zostawię was samych – sięgnęła tylko książkę z kufra i wyszła do Pokoju Wspólnego. Chłopak nie spuszczał z niej wzroku, dopóki nie zniknęła za drzwiami. Harry i Avada zostali sami w dormitorium. Ślizgon usiadł na brzegu łóżka naprzeciw Ślizgonki znajdującej się na swoim.
– Stało się coś? – zapytała dziewczyna beztroskim tonem, wpatrując się w czarnowłosego. Udała zdziwienie, ale domyślała się jaką sprawę miał do niej Harry. Ta przeklęta dziewucha musiała mu wszystko powiedzieć. Avada powinna się tego spodziewać prędzej, czy później. Oh, już ona jej pokaże, co to znaczy zadzierać  z córką Czarnego Pana!
– Myślałem, że to ty mi to powiesz, Avado – stwierdził chłopak cały czas się wpatrując w przyjaciółkę. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej nieciekawej sytuacji. Ile mu powiedziała ta przeklęta Krukonka?
– Harry, o co ci chodzi? – zapytała nadal udając głupią.
– Podobno walczyłaś z Ivy i spadła przez ciebie ze schodów – powiedział wprost, uważnie przypatrując się pannie Riddle.

– Tak ci powiedziała? – zaśmiała się córka Córka Czarnego Pana. – Potknęła się i spadła – wyjaśniła na pozór spokojnie Ślizgonka. – Teraz próbuje nas skłócić – dodała beztrosko,, zakładając na twarz maskę obojętności. – Nie widzisz, że to jest jej kolejna gra? Najpierw próbowała cię poniżyć, a teraz odciąć od przyjaciół – improwizowała Ślizgonka.

Harry westchnął ze zrezygnowaniem. Dlaczego jego przyjaciółka nie chce powiedzie mu prawdy?
– Jaki miałaby w tym cel? – zapytał spokojnie, wpatrując się w przyjaciółkę. Ufał Avadzie bezgranicznie, jednak teraz…
– Nie wiem – odparła, wzruszając ramionami. – Jednak cię atakowała od września, zapomniałeś o tym? – zapytała córka Czarnego Pana.
– Dlaczego mnie okłamujesz, Av? – Zapytał Harry wprost. Nie miał ochoty ciągnąć gry przyjaciółki i słuchać jej miernych tłumaczeń, podczas, gdy znał prawdę.
– Skąd wiesz, że to nie ona kłamie? – odbiła Avada.
– Bo nawet mi tego nie chciała powiedzieć? – odparł pytaniem na pytanie rozeźlony i gwałtownie poderwał się z miejsca. Harry się wściekł na przyjaciółkę. – Próbowała to przede mną ukryć – dodał zirytowanym tonem.
-– Więc skąd wiesz, że ja... Że spadła? – zapytała zaskoczona dziewczyna, omal się nie zdradzając.
– Skąd? Nie ważne, po prostu wiem. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego to zrobiłaś, Avado? – zapytał Ślizgon.
– Więc wierzysz jej, tak? – oburzyła się córka Czarnego Pana, stając na równe nogi. – Wierzysz tej... – przerwała, gdy Harry także wstał. – Nie widzisz, że ona próbuje zniszczyć to, co jest między nami? – próbowała się jakoś ratować z tej sytuacji.
– Av, czy ty słyszysz, co mówisz? – zapytał młody Potter zaskoczony. Argumenty jego przyjaciółki były niedorzeczne. – Poza tym sądzisz, że ktokolwiek byłby w stanie zniszczyć naszą przyjaźń? – zapytał Ślizgon, starając się zachować spokój. Ivy nie wchodziła między niego, a jego przyjaciół, więc o co chodzi Avadzie? Harry kompletnie nie rozumiał zachowania przyjaciółki, ale kto potrafi zrozumieć dziewczyny?
– Harry, ty naprawdę nic nie rozumiesz? – zapytała cicho Ślizgonka, podchodząc bliżej przyjaciela. Harry od razu stwierdził, że była zdecydowanie za blisko. – Nie widzisz tego, że dla mnie nie jesteś jedynie przyjacielem? – zapytała, nie panując już nad tym, co robi, co mówi. Potem, nim Harry zdążył zaprotestować, złapała lekko za jego krawat i przyciągnęła do siebie, aby móc musnąć jego wargi swoimi. Zawsze opanowana dziewczyna totalnie straciła nad sobą kontrolę i zadziałała pod wpływem impulsu. Harry natychmiast ją odsunął, a dziewczyna wydawała się być przerażona swoim czynem.
– Co Ty wyprawiasz? – Nie uzyskał odpowiedzi, ponieważ odwróciła się i wyszła, zostawiając czarnowłosego samego z tysiącem myśli w głowie.
– Avada! – wykrzyknął za nią Harry, zaskoczony takim obrotem sprawy. Jednak dziewczyna już zniknęła za drzwiami, nawet na niego nie patrząc. Nie widział, że z jej oczu leciały łzy – pierwszy raz, od bardzo dawna. Chłopak usiadł. Był zdumiony. Zszokowany. Zdezorientowany. Avada… Naprawdę? – niedowierzał w to, co teraz się wydarzyło. Spodziewał się kłótni, był gotowy na to, że córka Lorda Voldemorta się na niego obrazi, ale nie tego. Nadal czuł na swych wargach jej dotyk. Czy on naprawdę był, aż taki ślepy, że tego nie zauważył? Co miał teraz zrobić? Nie chciał jej ranić, ale nie mógł ofiarować jej nic więcej niż swoją przyjaźń.

Po chwili drzwi do dormitorium ponownie się otworzyły, a do środka weszła rudowłosa dziewczyna. To była siostra bliźniaczka Ślizgona. Podeszła bliżej i usiadła obok niego. Wiedziała, że coś się stało, bowiem dawno nie widziała swojej przyjaciółki w takim stanie i natychmiast domyśliła się wszystkiego, gdy Hermiona powiedziała jej, że zostawiła ich samych.
– Avada wybiegła ze schodów, miała łzy w oczach – powiedziała spokojnie Catherine. – Co się stało? – zapytała, chcąc się upewnić. – Hermiona jest przy niej – dodała, zanim zdążył jej powiedzieć, że lepiej, aby ona poszła do niej, przeczuwając, że jej brat tak by właśnie uczynił.

Chłopak cicho westchnął ze zrezygnowaniem i zaczął szybko opowiadać siostrze to, co się przed chwilą wydarzyło. Dziewczyna ze spokojem wysłuchała wszystkiego, a potem odpowiedziała.
– Wiedziałam, że ona w końcu nie wytrzyma – mruknęła Cathy, ale jednak w jej głosie był wyczuwalny smutek. Było jej bardzo żal przyjaciółki.
– Wiedziałaś o tym? – zapytał zaskoczony Harry, spoglądając na swą siostrę.
– Pamiętasz? Kiedyś ci mówiłam, żebyś uważał, abyś kogoś przez przypadek nie zranić – przypomniała bratu rudowłosa. Harry pamiętał. Nie wiedział wtedy, co jego siostra ma na myśli, jednak dopiero teraz wszystko stało się jasne. Zrozumiał także motywy Avady, ona była po prostu zazdrosna.
– Nie chcę jej ranić – zaprotestował chłopak. – Avada jest dla mnie bardzo ważna, naprawdę, ale jest moją przyjaciółką. Nie, Av jest jak siostra – poprawił się. – Jak siostra, nikt więcej – wyjaśnił chłopak strapionym tonem.
– Otrząśnie się i będzie jak dawniej, zobaczysz – powiedziała Catherine, która dobrze znała córkę Lorda.
– Jak mogłem tego nie zauważyć? Czy ja naprawdę jestem takim kiepskim przyjacielem? – zapytał Harry ze zrezygnowaniem.
– Wiesz, Avada też nie jest zbyt wylewna, a kiedyś była jeszcze bardziej zamknięta w sobie – zaczęła swą opowieść Cathy. – Chcesz posłuchać jaka była w Dumstrangu? – zapytała dziewczyna, spoglądając na brata.
Chłopak pokiwał głową, bowiem Avada i Cathy rzadko mówiły o ich dawnej szkole. Catherine westchnęła cicho i kontynuowała swoją opowieść.
– Av, jest córką Czarnego Pana, dlatego zawsze zgrywała twardą. Od dziecka była tego uczona. Avada zawsze starała się być niedostępną, bezuczuciową. Zbudowała wokół siebie mur, którego nigdy nie pozwalała nikomu przebić. Zresztą, tak nas wychowali Malfoy'owie ją, mnie i Dracona. Wiesz, jaki potrafił być czasami Bystry – dodała, a Harry pokiwał głową na znak zrozumienia. Malfoy potrafił być arystokratycznym dupkiem. – Gdy jeszcze chodziłyśmy do Durmstrangu tak właśnie było – mówiła dalej rudowłosa. – Avada zawsze była silna, twarda, nie dawała nikomu sobą pomiatać. Chciała być taka jak jej ojciec, zawsze pragnęła, aby był z niej dumny, gdy już powróci, w co zawsze wierzyła. Chciała wzbudzać strach tak jak on. I wiesz, taka właśnie była – rzekła z lekkim uśmiechem, jakby właśnie coś sobie przypomniała. – W Durmstrangu wielu się przed nią lękało. Zawsze też dostała, to czego chciała. Jak ktoś jej wpadł w oko, zawsze go miała, każdy jej ulegał, bez wyjątku. Była w kilku związkach, jednak nikogo wcześniej nie kochała. Nikogo nie dopuszczała do siebie tak blisko – mówiła dalej rudowłosa. – Jedynie mnie i Dracona, wiesz, że razem się wychowaliśmy. Nikt tego nie wie, ale Avada jest strasznie wrażliwa – wyznała Cathy, chyba tylko ona zdawała sobie z tego sprawę. – Siedzi to głęboko w niej, mimomimo że tego nie okazuje – wyjaśnia dziewczyna, z cichym westchnieniem. – Znała oczywiście część Ślizgonów, ale byli dla niej nikim. Nie liczyli się, śmierciożercy to jedynie jej poddani i tak ich traktuje. A potem… Później poznałyśmy Hermionę, jeszcze zanim się przeniosłyśmy do Hogwartu. To właśnie dzięki niej ten mur zaczął się kruszyć. Hermiona pokazała jej, że otworzenie się na ludzi nie jest złe. Nie musi przed nimi tak bardzo uciekać. A później… Później pojawiłeś się ty i Avada zaczęła wariować, bo cię pokochała. Wiesz, najpierw musiała udawać miłą, przyjazną, miała sprawić, abyś jej zaufał, żebyśmy mogli pokazać ci prawdę. Nie masz pojęcia jak sceptycznie była do tego nastawiona, zanim cię poznała, była wściekła na Czarnego Pana za to zadanie, ale musiała je wykonać, choć cię nienawidziła, przecież przez ciebie jej ojciec zaginął, jednak… Nie poszło po jej myśli. Wreszcie ktoś stał się dla niej ważniejszy niż ona sama. Nigdy nie zaznała tego uczucia z tego, co się orientuje. Przeniosłyśmy się do Hogwartu, a jej cały mur się powoli kruszy. Nadal jest twarda, ale teraz wyszła z niej ta zwariowana strona. Zawsze była szalona, jednak nigdy tego tak nie okazywała. Czasami naprawdę jej nie poznaję. Jednak wiem, że jak się uspokoi, będzie tak jak dawniej. Zrozumie, że może być przy tobie jedynie jako przyjaciółka – zakończyła spokojnie Cathy, swoją chaotyczną opowieść. – Tylko nie powtarzaj jej tego, bo się wścieknie – dodała dziewczyna.

Harry słuchał z uwagą słów siostry. Nigdy żadna z dziewczyn nie mówiła tyle o ich życiu w Durmstrangu, jedynie jakieś pojedyncze, nic nieznaczące wzmianki. Nie miał pojęcia o tym wszystkim, co działo się wcześniej, czy jaka była córka Voldemorta.
– Naprawdę nie chcę jej ranić – stwierdził Harry. – Ale...
– Wiem Harry — stwierdziła dziewczyna. – Av sobie poradzi, jest twarda. Zobaczysz. Szybko się ogarnie – powiedziała z lekkim uśmiechem panna Porter.
– Obyś miała rację – powiedział Harry zatroskanym głosem.
– Choć swoją drogą, fajną bylibyście parą – dorzuciła siostra Wybrańca.
– Cathy, przestań – mruknął chłopak. – Idę do siebie – stwierdził nastolatek, podnosząc się ze swego miejsca. Jego siostra natomiast obserwowała go, dopóki nie zniknął jej za drzwiami. Martwiła się zarówno o niego, jak i o swoją przyjaciółkę. Żałowała, że to wszystko tak się potoczyło.

***

Hermiona Lestrange pomimo zmiany nazwiska i domu wciąż była tą samą, dawną Hermioną, która goniła wszystkich do książek oraz pomagała innym uczniom w lekcjach. Tego nic i nikt nie było i nie będzie w stanie w niej zmienić, choć niektórzy patrzyli na nią z nieufnością, oceniając dziewczynę po nazwisku i naszywce na szacie. Zbliżała się już cisza nocna, jednak ona nadal siedziała w bibliotece razem z jednym z pierwszorocznych Krukonów i pomagała mu odrabiać jego lekcje, tłumacząc tematy, których nie rozumiał. Lubiła takie wieczory, ona poprzez to powtarzała sobie zagadnienia z poprzednich lat, a innym niosła pomoc. Tym razem z nią przesiadywał Mark White z Ravenclawu.
– Hermiono, już cisza nocna – zauważył nagle jedenastolatek, spoglądając na zegarek, który miał umiejscowiony na ręku. Chłopiec popatrzył na Hermionę, która nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w litery na pergaminie, które co dopiero Krukon napisał.
– Co? – zapytała zaskoczona, a potem spojrzała na zegarek, który miała na nadgarstku. – Rzeczywiście, zasiedzieliśmy się trochę. To zbieraj książki i zmykaj spać – powiedziała z uśmiechem dziewczyna, jednocześnie zbierając swoje rzeczy. Dla niej pojęcie czasu w bibliotece nie istniało. Młoda panna Lestrange mogłaby godzinami przesiadywać w tym magicznym, pełnym ksiąg miejscu. Po chwili oboje opuścili książkowe królestwo pani Pince, rozchodząc się do swoich Pokoi Wspólnych. Dziewczyna dzisiaj jednak nie bez powodu przetrzymała małego Marka w bibliotece. Zdawała sobie sprawę, iż dotarcie na Wieżę Krukonów zajmie mu odpowiednią ilość czasu, w której korytarze zdążą opustoszeć.

Gdy Mark opuścił wreszcie królestwo pani Pince, Harry Potter już siedział na pustym korytarzu. Był ukryty pod peleryną niewidką i czekał w samotności. Korytarz, na którym się znajdował, prowadził do Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Jego obecność w tym konkretnym miejscu nie była przypadkowa, tak samo, jak to, że akurat tego wieczoru Hermiona pomagała w lekcjach małemu Krukonowi. Młody Potter wciąż nie wykonał swojego zadania od Czarnego Pana i teraz zamierzał to uczynić.

Chłopak nagle usłyszał kroki. Wyjął różdżkę i podniósł się z ławki, na której siedział, bowiem na to właśnie czekał. Siedział w ukryciu do momentu, aż chłopiec go minie, a potem rzucił na niego drętwotę, aby oszołomić pierwszoroczniaka. Otworzył drzwi do pustej klasy, która znajdowała się obok i przeniósł go tam za pomocą czaru lewitującego. Nie widział go nikt. Harry zamknął drzwi jednym zaklęciem, aby nikt nie mógł dostać się do środka, a potem ściągnął z siebie pelerynę niewidkę. Podszedł bliżej Krukona i nie patyczkując się, rozciął mu rękę, a gdy tylko zaczęła się sączyć krew, przystawił fiolkę do zranionego miejsca. Gdy zebrał tyle ile potrzeba, rzucił na ranę proste zaklęcie leczące, którego się nauczył, a potem odszedł. Nim zamknął drzwi, wystawił za nie rękę z różdżką i ocucił chłopczyka. Na pewno się zdziwi, ale nie powinien zauważyć niczego dziwnego. Harry wykonał swoje zadanie, wystarczyło tylko przekazać krew Czarnemu Panu i zadanie wykonane.

***

Dni mijały jeden za drugim. Czas pędził, nie zatrzymując się nawet na moment. Nim zdążyło się obejrzeć, już nastał pierwszy kwietnia. Wielu uczniów z ogromną niecierpliwością wyczekiwało tego dnia. Niemal każdego intrygowały zawody międzydomowe. Każdy zastanawiał się, co przygotowali im nauczyciele. Musieli wytrzymać jedynie do kolacji, wieczorem powinni dowiedzieć się o wszystkim…
– Weasley od jakiegoś czasu siedzi cicho, a dzisiaj puszy się niczym paw – zauważył nagle Draco, spokojnie wpatrując się w rudzielca.
– Chyba nie myśli, że go wybiorą? – zaśmiała się Cathy. – Czyżby Gryffindor nie miał lepszych reprezentantów? – dodała kpiąco, spoglądając jednocześnie na stół wrogiego domu.

Harry zaczął uważnie przyglądać się Weasleyowi. Faktycznie, był w niesamowicie dobrym nastroju, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Harry przypomniał sobie o tym, jak rudzielec poprawił swoje umiejętności w pojedynkowaniu się. Czarnowłosy przeniósł wzrok na Dumbledore'a. Dyrektor także wyglądał na bardzo z czegoś zadowolonego, choć nie cieszył się tak otwarcie, jak Gryfon. Harry był pewien, że coś jest na rzeczy. Tylko co się za tym wszystkim kryło? Podejrzewał jedno – nic dobrego.
– To nie jest przypadek – podzielił się Harry swymi spostrzeżeniami. - Oni coś planują, Dumbledore coś kombinuje, są za radośni.
– Co masz na myśli, Harry? – zapytała Hermiona marszcząc lekko brwi, jak to miała w zwyczaju, gdy nad czymś się zastanawiała.
– To nie będzie nic dobrego, przynajmniej nie dla nas – Ślizgonów – stwierdził Harry, bowiem co do tego wątpliwości nie miał. Chłopak był pewien, że coś się będzie działo, nie wiedział tylko co, jednak akurat to miało wyjaśnić się już niebawem.

***

Poranne zajęcia trwały w najlepsze, tocząc się swym normalnym trybem. Wielu uczniów nie mogło na nich wysiedzieć, wyczekując końca dnia. Niemal wszyscy byli podekscytowani zbliżającymi się zawodami. Szóstoroczni Ślizgoni i Gryfoni przebywali właśnie na historii magii z profesorem Flamelem. Zajęcia z nim były o wiele ciekawsze niż z profesorem Binnsem, który wcześniej zajmował to stanowisko, jednak wielu uczniów z upragnieniem czekało tego dnia na dzwonek zwiastujący przerwę.
– Koniec zajęć – obwieścił spokojnie nauczyciel, zamykając książkę z cichym trzaskiem. – Gryfoni możecie już opuścić salę, Ślizgonów proszę jeszcze o pozostanie przez krótką chwilę – dodał, co uczniowie przyjęli z cichym jękiem, natomiast Gryfoni jeszcze bardziej się rozpromienili.
– Posłuchajcie mnie uważnie – powiedział nauczyciel, gdy drzwi klasy zamknęły się za ostatnim Gryfonem. Nauczyciel rzucił jeszcze zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu – Wiem, że wielu z was pochodzi z rodzin śmierciożerców – oznajmił wprost. – Proszę mi nie przerywać, panno Parkinson – wtrącił, widząc, że dziewczyna zrobiła oburzoną minę i miała zamiar się odezwać. – Będę mówił wprost – oznajmił mężczyzna. – Nie potępiam was za to, być może ktoś z was także ma na ramieniu wiadomy znak. A może żadne z was jeszcze go nie posiada. To nie ważne, ja was nie oceniam przez pryzmat tego, po której stronie stoicie – zaczął wyjaśniać spokojnie stary nauczyciel. Jednak Albus Dumbledore uważa was za wystarczające zagrożenie.
– Co pan ma na myśli? – Zapytała jak zwykle ciekawska Hermiona. – Sugeruje pan, że dyrektor coś planuje, aby się nas pozbyć?
– A jak pani myśli, panno Lestrange? – zapytał spokojnie, spoglądając na brązowowłosą. – Ma w Hogwarcie dzieci śmierciożerców, a nawet córkę samego Voldemorta – oznajmił Flamel, spoglądając przez chwilę na Avadę.
– Te zawody to nie przypadek – wtrącił Harry. – Od początku wydały się podejrzane.
– Więc Dumbledore myśli, że się nas pozbędzie – podsumowała Pansy Parkinnson.
– Tak, panno Parkinson. Wiem, że uczniowie innych domów mają się sprzymierzyć przeciw wam. Wiem też, że losowanie będzie ustawione...
– Czemu nam pan pomaga? – zapytał podejrzliwie Draco.
– Jako nauczyciel mam obowiązek was chronić przed niebezpieczeństwem. Wracajcie już na lekcje – dodał. – Nikt nie może wiedzieć, że was ostrzegłem, rozumiecie? – zapytał, a uczniowie zapewnili, że będą milczeć na ten temat. Ślizgoni jeszcze przez chwilę na niego popatrzyli, jednak zaraz opuścili klasę do obrony przed czarną magią z milionami myśli w głowie. Co też może planować dyrektor Hogwartu? Wszystkiego mieli dowiedzieć się wieczorem, podczas pierwszej, kwietniowej kolacji.

Nie wiem czemu, ale nie weszły mi akapity...

niedziela, 28 kwietnia 2019

Rozdział Dwunasty

Ostatniego dnia przed powrotem do Hogwartu, choć nastał już późny wieczór, Draco przebywał w swoim pokoju i nadal ślęczał nad ostatnim esejem, który miał zadany. W pomieszczeniu panowała niemal idealna cisza, która przerywana była jedynie skrobaniem pióra po pergaminie i od czasu, do czasu szelestem, gdy Ślizgon przewracał kolejną stronnicę podręcznika do transmutacji. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, które zakłóciło ten stan.
– Proszę – powiedział Draco, nie przerywając swojego zajęcia. Do pomieszczenia wszedł czarnowłosy nastolatek.
– Musimy pogadać, Bystry – rzekł na wstępie Harry.
– Poczekaj chwilę – powiedział Malfoy spokojniej, na chwilę spoglądając na przyjaciela. – Piszę ostatni akapit – wyjaśnił i zamoczył pióro w kałamarzu z atramentem, aby móc dalej pisać.
– Że też jeszcze musisz nad tym ślęczeć – odparł Harry rozbawiony i powędrował w głąb pokoju, a potem rozłożył się wygodnie na łóżku przyjaciela. Podłożył sobie ręce pod głowę i zaczął wpatrywać się w sufit, tak jakby było tam coś bardzo ciekawego.
– Potter, nie za wygodnie ci? Może mam ci jeszcze podgrzać kołdrę – zapytał sarkastycznie, zerkając na przyjaciela, który w jego pokoju czuł się niczym we własnym. Zabawne było to, że Malfoy miał taką samą tendencję, gdy wpadał do pokoi swoich przyjaciół, więc niech zobaczy jakie to irytujące!
– Przydałoby się, Bystry. Przecież nie możemy spać w zimnie – powiedział z rozbawieniem Harry.
– Potter ja wiem, że na mnie lecisz, ale ja nie zamierzam z tobą spać – odparował Malfoy. – Wolę twoją siostrę – dorzucił, aby jeszcze bardziej zdołować przyjaciela, a na jego obliczu pojawił się szczwany uśmiech.
– Jak to?! Odrzucasz moje uczucia?! – Udał zrozpaczonego.
– Przykro mi bardzo, o wielki Wybrańcze – powiedział Draco. Potter nie odpowiedział. Rzucił w niego poduszką, tego nie mógł znieść, ponieważ nazywanie go Wybrańcem irytowało Harry’ego nade wszystko.
– Mówiłem Ci coś kiedyś o tym Wybrańcu – mruknął po chwili, kończąc żarty. – Poza tym miałeś chyba coś pisać.
– Już kończę – odpowiedział blondyn. Natomiast czarnowłosy podniósł się z łóżka i usiadł na wolnym fotelu koło Malfoya.
– O co chodzi, Szatan? – Zapytał poważnie Malfoy.
– Tak sobie pomyślałem – zaczął Harry. – Nie wyszło z tym zatrutym miodem, o czym wiedziałem od samego początku, że tak będzie, ale mniejsza z tym. Przypomniało mi się, że bliźniacy Weasley wspomnieli coś kiedyś o jakiejś znikającej szafce. Wiesz, że jak Dumbledore nie będzie żył, to jest szansa na przejęcie szkoły?
Malfoy skinął głową na znak potwierdzenia i z zainteresowaniem słuchał dalej, co do powiedzenia ma Harry.
– Czarny Pan od zawsze pragnął Hogwartu… – zauważył Malfoy, a Harry o tym wiedział.
– Ale jak przeszmuglować śmierciożerców do Hogwartu? – Zapytał Harry. – Gdybyśmy skołowali drugą taką szafkę, to spokojnie możemy nimi przenieść resztę do szkoły. Narobią zamieszania, no, a potem to jakoś pójdzie, jak Dumbledore będzie miał śmierciożerców na karku, nie będzie mógł nad wszystkim panować.
– Szatan, to jest genialne! Dumbledore często znika ze szkoły… – zamyślił się blondyn. – Gdyby tak pod jego nieobecność przejąć Hogwart – zamyślił się blondyn. –To się może udać.
– Musi – powiedział Harry z uśmiechem.
Porozmawiali jeszcze chwilę na ten temat, zastanawiając się, gdzie w Hogwarcie może być ukryta ta szafka, oraz gdzie dostać drugą, a potem Harry udał się do biblioteki, gdzie miał dostęp do tego, czego nie miał w Hogwarcie; książek dotyczących czarnej magii, która stale go kusiła, a Potter nie zamierzał się temu przeciwstawiać.
***
Ślizgońską młodzież, która przebywała podczas świąt w dworze Malfoyów, na dworzec odprowadziła matka blondyna — Narcyza. Oczywiście Harry w stosownym czasie się od nich odłączył, aby nie wzbudzać podejrzeń. Pojawienie się Wybrańca z rodziną śmierciożerców wywołałby przeróżne plotki i spekulacje na temat tego, gdzie Złoty Chłopiec przebywał.

Gdy przyjaciele dotarli na miejsce, okazało się, że Theodor i Ginny już zajęli im przedział w pociągu. Od jakiegoś czasu rudowłosa Gryfonka stała się częścią ich paczki, choć należała do wrogiego domu, żadne z nich nie było do niej uprzedzone, a ona sama świetnie się czuła w ich towarzystwie, czemu nie było się w sumie dziwić, bowiem z Harrym i Hermioną przyjaźniła się od lat, a pozostali także okazali się całkiem w porządku ludźmi, nawet Malfoy, co dla rudowłosej było ogromnym zaskoczeniem. O tym, co się wydarzyło, na razie powiedziała jedynie swojemu chłopakowi.

***

Harry widział się z Ivy jeszcze tego samego dnia i mimo że trwało to zaledwie chwilę, był radosny jak mało, kto, co trudno było mu ukryć. Zobaczyli się w sali wejściowej, czarnowłosy dostrzegł ją wśród tłumu uczniów, którzy wrócili do szkoły po świętach. Stała kilkanaście metrów od czarnowłosego razem ze swym przyjacielem, o czym Harry nie wiedział i zżerała go dziwna zazdrość, którą próbował od siebie odgonić. Gdy tylko dziewczyna spostrzegła, że na nią patrzy, posłała mu delikatny uśmiech. Wieczór od razu nabrał nowych barw, choć Ślizgon jeszcze nie miał pojęcia, iż nie będzie dane mu tego dnia tryskać radością.
– Harry, zaczekaj – zawołała Ginny, widząc, iż chłopak jeszcze przebywa w Sali Wejściowej. – Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć – podeszła bliżej.
– O co chodzi, Ginny? – zapytał spokojnie chłopak, słysząc słowa przyjaciółki ze swego dawnego domu.
– Nie tutaj, Harry, chodźmy, gdzieś indziej – poprosiła, a potem oboje opuścili Salę Wejściową. Zatrzymali się dopiero kilka minut później, gdy znaleźli opustoszałą klasę. Dziewczyna od razu rzuciła zaklęcie uniemożliwiające podsłuchiwanie, co Harry’emu wydało się podejrzane, jednak nie skomentował.
– Więc co się stało? – zapytał spokojnie chłopak, gdy oboje usiedli na chłodnej posadzce, z braku lepszego miejsca. Pomieszczenie było od dawna nieużywane i zostało pozbawione wszystkich mebli.
– Powinieneś o czymś wiedzieć – rzekła na wstępie. – Theodor wie, ale nie chciałam mówić przy pozostałych, bo chyba nie byłabym w stanie, ale jeżeli im ufasz, możesz ich poinformować, prędzej czy później na pewno zrodzi się jakaś plotka z tego – wyjaśniła. – Większość świąt spędziłam u Billa, ponieważ… ponieważ wyrzekłam się rodziny – Dziewczyna starała się być spokojna, ale nie potrafiła zapanować nad drżeniem swego głosu. Harry natomiast wpatrywał się w nią zszokowany, nic nie rozumiejąc.
– Co zrobiłaś?! Ginny, ale dlaczego?! – nie dowierzał chłopak, spoglądając na przyjaciółkę z widocznym niedowierzaniem.
– Wiesz, Ron oczywiście powiedział moim rodzicom o związku z Theo, a oni kazali mi z nim zerwać. Odmówiłam. Wtedy dowiedziałam się, że mają zamiar nas ożenić – wyjaśniła pokrótce Gryfonka.
– Moment, jak to nas? – zapytał zdezorientowany Harry, nie będąc pewien, czy dobrze zrozumiał. – Chcesz powiedzieć, że…
– Tak, Harry, ciebie i mnie. W wakacje mają zamiar ogłosić nasze zaręczyny – potwierdziła nastolatka. – To pomysł Dumbledore’a – dodała.
– On jest nienormalny!
– Wiem – westchnęła Ginny. – Dlatego postawiłam im ultimatum – wyjaśniła dziewczyna. – Albo zrezygnują z tego durnego pomysłu, albo ja się wyrzeknę rodziny. Ojciec jest tak zaślepiony Dumbledore’m, że zrobił to samo – powiedziała Ginny, a głos jej się załamał. Ten temat był trudny dla Gryfonki, przecież cały czas kochała swoich bliskich.
Ślizgon widząc, że Ginny omal nie wybuchnie płaczem, przytulił przyjaciółkę, a ona po prostu wtuliła się w przyjaciela. Płacząca Ginny była dla niego czymś zupełnie nowym. Gryfonka zawsze była silna, zawsze twardo stąpała po ziemi i nie załamywała się. Jednak wybór pomiędzy ukochanym a rodziną był dość trudny, a ona musiała go dokonać. Nigdy nikomu nie życzyłby czegoś takiego, a zwłaszcza jej. Przecież miała tak cudowną rodzinę! Trudno mu było wyobrazić sobie, że pan Weasley mógłby się jej wyrzec. Czy Dmubledore naprawdę ma na niego aż taki wpływ?
– Cii… Ginny, przejdzie im – próbował jakoś uspokoić przyjaciółkę Harry.
– To już jest nieodwracalne, Harry – wyszeptała Ginny przez łzy. – Odcięłam się od nich całkowicie, w świetle magii, już nie jesteśmy rodziną, a tata, Ron i Percy… oni też się mnie wyrzekli – powiedziała zrozpaczona dziewczyna.
Harry kompletnie nie rozumiał, jak Dumbledore mógł wpaść na taki pomysł. Do czego jeszcze posunie się dyrektor Hogwartu, aby wygrać tę wojnę?
Gryfonka wreszcie uspokoiła się i odsunęła od Ślizgona.
– Przepraszam, Harry, ale to trudne – wyjaśniła dziewczyna, ocierając łzy. – Ale przynajmniej już nie mogą tego zrobić, skoro nie jestem ich córką – stwierdziła dziewczyna. – Mam pewną teorię, ale nie wiem, czy jest dobra – powiedziała Gryfonka, a widząc, iż Harry jest ciekawy, kontynuowała. – Od zawsze traktowałeś moją rodzinę jak swoją i ze wzajemnością. Mama naprawdę byłaby szczęśliwa, mając ciebie za zięcia – mówiła z lekkim uśmiechem, który pojawił się na jej wargach w tym momencie. – Dzięki Merlinowi, w mojej rodzinie od dawna nie było aranżowanych małżeństw, choć jesteśmy czystej krwi od wielu pokoleń, jednak tak nadal się dzieje w starych czarodziejskich rodach. Myślę, że gdybyś był z nami w ten sposób związany, to Dumbledore mógłby cię próbować nami szantażować, albo coś w tym stylu.
– Poprzez małżeństwo z tobą? – zapytał zdezorientowany Harry. – Przecież to jest totalnie niedorzeczne! Nawet zakładając, że przyłączymy się do Zakonu i, że ty będziesz mu oddana, to nie ma gwarancji, że będę cię słuchał – zauważył trzeźwo Harry. – Chyba że… – zawahał się na chwilę. – Czytałem w jednej z książek o czarnej magii o zaklęciach kontrolujących…
Ginny w ogóle nie skomentowała jego słów o czarnej magii, choć zanotowała sobie tę informację w pamięci.
– Myślę, że to mógłby być jeden ze sposobów, które chciałby użyć. Nie wiem, czy to czarna magia, czy nie, ale są pewne zaklęcia kontrolujące, do których potrzebne jest małżeństwo. Ty naprawdę nie słuchasz niczego na historii magii, co Harry?
– To jest nudne – stwierdził. – A Dumbledore jest całkowicie popieprzony! Naprawdę oszalał.
Harry słuchał uważnie dziewczyny, przyznając jej rację, bowiem te wyjaśnienie brzmiało logicznie i sensownie. Ślizgon doskonale wiedział, że dyrektor Hogwartu jest do tego, jak najbardziej zdolny. Zainteresowało go jednak to, jak dziewczyna wyrażała się o Dumbledore’rze, i postrzeganie przez nią, co może uczynić. To dało Harry’emu wiele do myślenia, ponadto nie zapominał, że związała się ze śmierciożercą.
– Myślisz, że Dumbledore byłby do tego zdolny? – zapytał Harry, doskonale znając odpowiedź. Chłopak był jednak ciekaw, co odpowie Gryfonka.
– Oczywiście, że tak! Nie widzisz, co on robi? – zapytała dziewczyna zdumiona pytaniem nastolatka. – Skoro kazał Ronowi, aby cię szpiegował, to dlaczego miałby nie próbować kontrolować cię w inny sposób? Poza tym, nie sądzę, aby podobało mu się, że przebywamy w towarzystwie Ślizgonów – tłumaczyła dalej Ginny. – Doskonale wiem, o co podejrzewany jest Theo, nazwisko Nott od zawsze kojarzone jest ze śmierciożercami, poza tym, na pewno wadzi mu obecność Avady w Hogwarcie – tłumaczyła zawzięcie Gryfonka. – Harry, nie wierzę, że jesteś aż tak ślepy – powiedziała nastolatka, uważnie wpatrując się w przyjaciela.
– Nie jestem, Ginny – odparł Harry. – Widzę, co wyczynia Dumbledore i wcale mi się to nie podoba – dodał szczerze.
– I tak bym ci nie uwierzyła, gdybyś powiedział inaczej – oznajmiła panna Weasley. – Sam fakt, iż przyjaźnisz się z córką Voldemorta może rodzić różnego rodzaju podejrzenia i spekulacje – zasugerowała Gryfonka.
– Co masz na myśli? – zapytał Harry, wpatrując się w dziewczynę. Zastanawiał się, ile jego przyjaciółka wie, w końcu już wyparła się swojej rodziny dla jednego śmierciożercy.
– W to, że Avada nienawidzi Voldemorta być może Dumbledore uwierzy, ale ja nie. Widzę jak traktuje ludzi urodzonych w mugolskich rodzinach. Idąc tym tokiem rozumowania, powinna nienawidzić także ciebie, albo próbować przynajmniej zabić, bądź uprzykrzyć ci życie, czego nie robi. Wiem, że nie jesteś na tyle głupi, aby bez powodu ufać córce Voldemorta. A Theo, cóż, wiem dużo rzeczy o Theo – dodała znacząco, zastanawiając się, czy Harry zrozumie, co miała na myśli.
– Jak dużo? – zapytał Harry, całkowicie poważnie, uważnie ją obserwując.
– Bardzo dużo – odpowiedziała dziewczyna, a Harry zyskał niemal pewność, że Ginny jest poinformowana równie dobrze, co on. – Harry, bądźmy szczerzy, o ile ufasz mi tak bardzo, jak Ślizgonom – dopowiedziała dziewczyna. – Theo uczy mnie oklumencji, jeżeli to cię uspokoi.
Chłopak wpatrywał się w przyjaciółkę z widocznym zastanowieniem wypisanym na jego twarzy.
– Więc wiesz o tym, że Theo jest śmierciożercą – odparł Harry, nie chcąc, aby między nimi nie było żadnych niedomówień. Traktował Ginny jak siostrę, ponadto zawsze ufał jej całkowicie. Ginny uśmiechnęła się lekko, widząc, że chłopak nie owija w bawełnę.
– A jednak miałam rację co do ciebie – powiedziała dziewczyna z uśmieszkiem zadowolenia, iż udało się jej rozszyfrować Wybrańca.
– Zawsze byłaś taka bystra? – zapytał chłopak, wpatrując się w przyjaciółkę. – Od jak dawna mnie podejrzewałaś? – zapytał Harry.
– Mieszkam pod jednym dachem z Fredem i George’m, z nimi zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte – wyjaśniła spokojnie, ale potem zaczęła wyjaśniać dalej. – Od samego początku wydała mi się dziwna twoja zażyłość z córką Voldemorta, no i to, że pogodziłeś się z Malfoyem, do tego, Theo coś napomykał, że zmądrzałeś i takie podobne rzeczy. Wiedziałam też, że jesteś wściekły na Dumbledore’a, a od Theo wiem, że wiele rzeczy przed tobą ukrywał, nie znam szczegółów, o co chodziło, to zachował dla siebie, jednak już ta wiedza rodziła we mnie podejrzenia – tłumaczyła dziewczyna. – Nie popierasz Dumbledore’a.
– Nie popieram – potwierdził Harry spokojnie.
– Myślę, że Voldemort miał więcej do zaoferowania niż Dumbledore, choć nie do końca rozumiem, co to takiego mogło być – zasugerowała nastolatka.
– Ginny, czy ty mi sugerujesz, że popieram Voldemorta? – udał zdumienie Harry. – Podobno mam ratować świat przed nim – dodał, a w jego głosie pobrzmiewała lekka kpina.
– Nie sugeruję, ja to wiem, Harry – powiedziała dziewczyna, patrząc mu prosto w oczy. – Nienawidzisz Dumbledore’a, a mając po swojej stronie Avadę, Voldemort mógł zrezygnować z zabicia ciebie. Zastanawia mnie jeszcze, czym mógł cię przekonać. No i Theo bez powodu by ci nie ujawnił tego, kim jest – dodała rozsądnie dziewczyna, a Harry przyznał sam przed sobą, że najmłodsza z Weasleyów ma całkiem bystry umysł.
– Prawdą, którą ukrywał przede mną Dumbledore – odpowiedział spokojnie Harry. – Dumbledore to ogromny manipulator i morderca, zupełnie tak samo, jak Riddle. Z tą różnicą, że Voldemort nie kryje swych zabójstw, a robi to jawnie. Całkowicie stracił moje zaufanie, a ja nie zamierzam być jego marionetką.
– Wolisz być marionetką Voldemorta? – zapytała dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami. Trochę tego nie rozumiała.
– W żadnym wypadku, Ginny. Voldemort nie odważy się mnie kontrolować, bo jeżeli tylko spróbuje, sam od niego odejdę. Nie może sobie na to pozwolić, bo tylko ja jestem w stanie go zabić – powiedział Harry z mściwą satysfakcją. – Dołączyłem do niego na własnych zasadach, choćby takich, że nie nosiłem Mrocznego Znaku – wyjaśnił.
– Wszystko sobie przemyślałeś – powiedziała dziewczyna z uznaniem. – Zastanawia mnie czas przeszły w twojej odpowiedzi – rzekła dziewczyna, kierując wzrok na rękę chłopaka. Harry tylko się zaśmiał, a potem podwinął rękaw, ukazując Gryfonce Mroczny Znak.
– W te święta – powiedział Harry. – Im bardziej Dumbledore próbuje mnie kontrolować, tym bardziej oddalam się od niego – wyjaśnił. – A jak jest z tobą? Co teraz zrobisz? – zapytał spokojnie Harry.
– Teraz jest Hogwart, a potem pewnie zostanę u Billa, albo u Theo – powiedziała dziewczyna. – Do wakacji jeszcze dużo czasu – rzekła nastolatka.
– Nie o to pytałem – powiedział chłopak.
– Jeżeli nie będę do tego zmuszona, nie przyjmę znaku, aczkolwiek jestem po stronie Theo, zawsze będę – wyjaśniła.
– Staniesz przeciwko rodzinie?
– Jeżeli nie będę miała innego wyjścia, to tak. Choć… nie potrafiłabym podnieść ręki na żadne z nich.

***

Drugi semestr szkolny na dobre się rozpoczął, a uczniowie od samego początku zostali zawaleni pracą domową. Nauczyciele już od pierwszego dnia zajęć ich nie szczędzili. Jednak jak na razie, Harry zbytnio nie przejmował się nauką. Miał ważniejsze sprawy na głowie, czyli odnaleźć szafkę zniknięć. Napisał list do bliźniaków tego samego dnia, gdy przedstawił swój pomysł Draconowi, natomiast Malfoy, ostatniego, wolnego dnia postarał się o zakup drugiej szafki zniknięć. Chcieli jak najszybciej wcielić swój plan w życie i raz na zawsze pozbyć się Dumbledore'a. Harry miał nadzieję, że im się to uda. Weasleyowie szybko udzielili odpowiedzi i rzecz jasna podali Harry’emu lokalizację poszukiwanego przedmiotu. Gdy Harry przeczytał list, wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad jego treścią. Co to jest za miejsce '' tam, gdzie wszystko jest ukryte''? – Zastanawiał się chłopak. Nienawidził takich dziwnych zagadek, choć brzmiało mu to dziwnie znajomo, jednak na razie nic to Harry’emu nie mówiło.

***
Klasa szósta, Slytherin i Gryffindor jak zwykle mieli lekcje razem. Właściwie nie tylko ich rocznik. Połączenie większości zajęć w grupy ślozgońsko-gryfońskie to była już niemal tradycja w Hogwarcie. Harry czasami podejrzewał, że może to jakaś próba pogodzenia skłóconych domów, jednak zawsze kończyło się to fiaskiem. Szósto-roczniacy właśnie teraz przebywali na eliksirach. Profesor Slughorn musiał opuścić klasę, dlatego zadał im, aby na podstawie podręcznika sporządzili notatkę na temat odtrutek. Większość uczniów zabrała się do pracy. Natomiast myśli Harry'ego były bardzo daleko od sali eliksirów i odtrutek. Chłopak wciąż zastanawiał się nad miejscem, gdzie może być szafka zniknięć. Jednak nadal nic nie potrafił wymyślić. Aż nagle, tak zupełnie niespodziewanie nadeszło olśnienie. Oni sami ukrywali się tam w zeszłym roku!

Pokój Życzeń.

Harry od razu podzielił się tą informacją z Draconem, który siedział obok i zawzięcie sporządzał notatkę, którą mieli zadaną.
Szóstoklasiści ze Slytherinu, po obiedzie mieli czas wolny od zajęć, dlatego też Harry i Draco postanowili skorzystać z tej okazji i udali się do Pokoju Życzeń znajdującego się na siódmy piętrze. Kiedy byli na miejscu, Harry przeszedł trzy raz wzdłuż ściany, gorączkowo myśląc o miejscu, w którym wszystko jest ukryte. W końcu ukazały im się drzwi do środka, na co tylko czekali dwaj Ślzigoni. Gdy tylko przekroczyli drzwi do pomieszczenia, ich oczom ukazały się stosy przeróżnych przedmiotów. Ich miny były dość nietęgie, gdy okazało się, iż tych stosów jest całe mnóstwo, a może i jeszcze więcej.
– Chyba musimy to przeszukać – zauważył Draco markotnie. Nie takiego widoku się spodziewał.
– No to bierzmy się do roboty.
Harry i Draco chodzili przez kilkanaście minut pomiędzy stosami przeróżnych przedmiotów. W końcu zrezygnowani opuścili Pokój Życzeń, gdyż musieli śpieszyć się na kolejne lekcje, jednak postanowili, że w sobotę wrócą tu ponownie. Musi im się udać, odnaleźć magiczną szafkę, bo jeśli nie, to ich plan spali na panewce.
***

Minęły kolejne dni, większość hogwardzkich uczniów zdążyła wpaść już w wir nauki i szkolnych obowiązków. Hermiona, jak to miała w zwyczaju, ganiała wszystkich do książek. Sama też nie próżnowała, większość dnia zabierały jej lekcje i prace domowe. Dopiero wieczorami mogła zająć się zagadką od Czarnego Pana. Jej praca na szczęście przynosiła efekty, bo część zagadki miała już rozwiązaną.
Ostatnie dni były też pracowite dla Harry’ego i Dracona, którzy oprócz szkolnych obowiązków, mieli na głowie zadanie Malfoya. Udało im się wreszcie odnaleźć szafkę zniknięć po kilku dniach ciężkich przeszukiwań zagraconego Pokoju Życzeń. Teraz byli na etapie próbowania naprawy jej, gdyż nie zawsze przenosiła przedmioty. Dlatego też obydwaj Ślizgoni przez długie godziny ślęczeli w bibliotece i przetrząsali książki o naprawie magicznych przedmiotów. Natomiast panna Lestrange była z nich dumna widząc, iż tak zawzięcie przeszukują bibliotekę, choć nie do końca wiedziała w jakim celu.
***

Niemal wszyscy uczniowie i większość nauczycieli przebywała właśnie w Wielkiej Sali i spożywali posiłek, aby nabrać sił na popołudniowe zajęcia. Także Harry i jego przyjaciele w tej chwili tam się znajdowali, aby w spokoju móc zjeść obiad. Akurat czarnowłosy skończył już jeść i czekał na resztę, aby mogli razem udać się na zajęcia. Chłopak mimowolnie zaczął przeszukiwać wzrokiem stół Krukonów, zastanawiając się, gdzie też podziała się Ivy Avery, miał nadzieję, że może się pojawiła, jednak nie było jej na obiedzie. A tak bardzo chciał ją zobaczyć! I właśnie wtedy, jak na zawołanie, dziewczyna w towarzystwie jakiegoś wysokiego bruneta przekroczyła próg Wielkiej Sali. Nastolatka śmiała się z czegoś, co powiedział jej towarzysz.
– Kim on jest?! - Zastanawiał się Harry. Nawet nie zauważył, że powiedział to na głos, na szczęście nie na tyle głośno, aby reszta usłyszała. Harry już wcześniej widział Krukonkę w towarzystwie tego chłopaka i wcale mu się to nie podobało.
– O kim mówisz? – Zainteresowała się Cathy, która siedziała obok i usłyszała ciche słowa ciemnowłosego. Natychmiast podążyła za wzrokiem brata.
– Chodzi o tego chłopaka, który idzie z Avery? – zapytała nastolatka.
– Nie ważne – odparł, zły, że siostra to zauważyła.
– Podoba ci się? – podjęła temat Catherine. Zawsze była ciekawa, jeżeli gdzieś w pobliżu niej rozkwitała miłość.
– Cathy, daj spokój – próbował ja zbyć. – Niby kto?
– Ten chłopak – parsknęła dziewczyna, przewracając oczami.
– Jesteś niepoważna – odparł chłopak.
– Mówię o Avery – zirytowała się jego siostra. – Oj przestań, widzę przecież! Nie musisz się przede mną z tym kryć. Tylko mam jedną prośbę, okej? Uważaj, aby przypadkiem nie zranić innej, bliskiej ci osoby – poradziła rudowłosa.
– O czym ty mówisz, Catherine? – zapytał Harry, nie rozumiejąc, co jego siostra miała na myśli.
– Otwórz szerzej oczy, to zrozumiesz – stwierdziła spokojnie rudowłosa. – Idziecie na te zaklęcia? – Zwróciła się do reszty, jak gdyby nigdy nic, a swego brata pozostawiła z ogromnym mętlikiem w głowie.
***

Harry i Draco już od godziny siedzieli w bibliotece i obydwaj wertowali grube tomiska dotyczące napraw magicznych przedmiotów. Szafka była zepsuta, a żaden z nich nie miał pojęcia, w jaki sposób ją naprawić.
– Mam już dość – mruknął Draco. – Zrobię sobie przerwę i pójdę do dziewczyn skończyć esej dla Snape’a – stwierdził ze znudzeniem. – Zawsze to jakaś odmiana – rzekł markotnie.
– Jak chcesz – odparł Harry. – Ja jeszcze czegoś poszukam. Chyba wolę to, niż pisanie esejów, a został mi się jeszcze z eliksirów – stwierdził Potter.
– Cathy i Hermiona miały też pisać, moja wspaniała kuzynka na pewno mi pomoże – odparł, zbierając książki, a po chwili już go nie było. Przez kolejne kilkanaście minut Harry czytał książkę, co jakiś czas notując na pergaminie informacje, które mogą okazać się przydatne. Naprawdę wolał ślęczeć nad tym, niż pisać esej dla Slughorna. Ponadto wiedział, że napisze cokolwiek, a ten stary pryk i tak postawi mu Wybitny, za sam fakt, iż nazywa się Harry Potter.
– Wolne? – Chłopak usłyszał nagle głos, koło niego. Nastolatek podniósł głowę i spojrzał na przybyłą osobę, chociaż i bez tego wiedział, kto przyszedł. Ten głos rozpoznałby wszędzie.
– Jasne, siadaj – odparł i przesunął trochę swoje książki, aby zrobić miejsce na stoliku, natomiast dziewczyna zajęła wolne krzesło naprzeciw niego. Odkąd zostali złapani, a potem zakopali topór wojenny, nie rozmawiali ze sobą.
– Lubię siedzieć w tej części biblioteki – odezwała się niespodziewanie dziewczyna. – Mało osób tu zagląda.
– Dlatego tu siedzieliśmy – rzekł Harry. – Malfoy dopiero stąd poszedł – wyjaśnił chłopak. – Chyba musiał przewidzieć, że zechcesz tutaj przyjść – dodał z lekkim uśmiechem.
W międzyczasie Krukonka wyciągnęła z torby książki i pergamin oraz pióro i kałamarz z atramentem. Spojrzała jeszcze na Harry’ego, co czarnowłosy zauważył, a potem zabrała się za odrabianie swoich prac domowych. Dziewczyna należała do Ravenclawu, a tam często trafiali pospolici kujoni i ludzie, którzy lubią się po prostu uczyć.
Minęło kilka długich minut, w których każde z nich w milczeniu zajmowało się swoimi sprawami. Chłopak w międzyczasie zaczął już przeglądać kolejną księgę, natomiast dziewczyna nadal pisała coś na pergaminie, co chwila, zerkając w książkę. W końcu zirytowana zamknęła księgę z trzaskiem i odłożyła na bok pergamin. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
– Transmutacja w siódmej klasie to masakra – wyjaśniła podirytowana. – Nie mam już siły na ten esej – rzekła ze zrezygnowaniem. – Chyba wezmę się za zaklęcia.
– Co przerabiacie? – Zainteresował się Ślizgon, bowiem miał ogromną chęć nawiązać rozmowę z Krukonką.
– Z transmutacji? Magiczne przedmioty. Wiesz, jak zaczarować jakąś rzecz by nagle gdzieś zniknęły w niej przedmioty, albo jak sprawić, by coś lewitowało przez długi czas. Takie zwykłe czary, by działały nie tylko wtedy, gdy celujesz w nie różdżką – wyjaśniła. – Cholernie nudne i trudne.
– Mówiłaś coś o rzeczach, które znikają – zainteresował się Harry. – Coś jak szafka zniknięć?
– Chyba tak. Słyszałam o tych szafkach – stwierdziła, jakby nagle coś próbowała sobie przypomnieć. – Może przenosić rzeczy lub ludzi do drugiej szafki, która jest z nią połączona.
– Uczycie się o tym, jak się je naprawia? – Ożywił się nagle Harry.
– Nie, coś ty, tego chyba nie ma w programie.
– Szkoda – stwierdził chłopak.
– Interesuje cię to? – Zapytała ze zdumieniem.
– Tylko z konieczności – stwierdził chłopak.
– Chyba nie rozumiem – powiedziała nastolatka, zastanawiając się, o co chodzi Ślizgonowi.
Harry zastanowił się przez chwilę, ile może jej powiedzieć, ale są przecież po tej samej stronie. Czarnowłosy rozejrzał się czy w pobliżu nikogo nie ma i nachylił się nad stolikiem, aby być bliżej niej.
– Malfoy dostał zadanie – zaczął cicho. – Pomagam mu, sam z tego będę miał satysfakcje, jeśli się uda. Mamy sposób jak do szkoły przemycić... – Urwał i wskazał jej niemal niezauważalnie na lewą rękę, gdzie znajdował się Mroczny Znak. Dziewczyna pokiwała głową, żeby wiedział, że zrozumiała, a on kontynuował.
– W Hogwarcie jest zepsuta szafka zniknięć.
– Chyba mogę Wam pomóc – powiedziała blondynka i zaczęła grzebać w swojej torbie. Po chwili położyła na stoliku kolejną książkę.
– W tej był poświęcony dział dotyczący napraw magicznych przedmiotów. Mogę Ci ją pożyczyć, ale najpóźniej w poniedziałek musisz mi ją oddać, bo mam jeszcze jeden esej do napisania.
– Jesteś wielka Ivy, dziękuję – powiedział chłopak i zaczął przeglądać książkę. – Pewnie się przyda.
– Drobiazg – rzekła z uśmiechem.
Każde z nich zajęło się swoimi sprawami, jednak oboje pomyśleli o tym, że to było dziwne.

***
W tym samym czasie, w bibliotece przebywały także Ślizgonki, do których miał zamiar dołączyć młody Malfoy, co też bezzwłocznie uczynił i razem odrabiali swoje prace domowe. Panna Riddle natomiast wybrała się kilka regałów dalej, aby wziąć potrzebne książki.
– Avada! – Krzyknęła Cathy do przyjaciółki, która szła w stronę jednego z regałów. – Weź coś jeszcze z zaklęć, dobra?
– Panno Potter! – Zbeształa ją pani Pince. – To jest biblioteka. Tu ma panować CISZA.
– Przepraszam – powiedziała Cathy, udając chwilową skruchę.
Natomiast Avada poszła poszukiwać książek, które mogą im się przydać w odrabianiu pracy domowej. Gdy podeszła do jednego z regałów, który był raczej na uboczu biblioteki, usłyszała śmiech swego przyjaciela. Draco mówił, że Harry jest w bibliotece, ale podobno siedział sam. Dziewczyna podążyła w stronę, z której wydobywał się znajomy jej głos, głos, na którego dźwięk jej serce przyspieszało rytm swego bicia. Zobaczyła, że razem z nim, siedzi Krukonka, którą i ona sama znała – Ivy Avery. Krew się w niej zagotowała. Zapominając o księgach, jak najszybciej stamtąd odeszła nie mogąc znieść tego widoku.
***
Ginny Weasley przechadzała się po zamkowych korytarzach. W zasadzie wracała do Pokoju Wspólnego Gryffindoru po kolejnym spotkaniu z Theodorem, jednak postanowiła, że zrobi sobie dłuższy spacer i poprosiła swego chłopaka, aby tym razem jej nie odprowadzał, na co Nott przystał, choć niezbyt chętnie. Niestety, jak zawsze musiało wydarzyć się coś, co doszczętnie popsuło jej humor.
– Ach, dobry wieczór, panno Weasley – powiedział na pozór serdecznie Albus Dumbledore, do Ginny, którą spotkał podczas swojego spaceru po szkole. Nastolatka stanęła jak wryta, słysząc jego głos.
– Dobry wieczór, panie profesorze – odparła uprzejmie Gryfonka, zaskoczona widokiem dyrektora na swej drodze. – Wybaczy pan, ale właśnie zbliża się cisza nocna, a ja wolałabym już znaleźć się w wieży Gryfonów – wyjaśniła dziewczyna, chcąc jak najszybciej od niego uciec.
– Tak, oczywiście, nie zatrzymuję cię – rzekł dobrodusznie, co nieco zdumiało Ginny.
– Dobranoc – odparła i jak najszybciej chciała się oddalić. Była już przed portretem Grubej Damy, który znajdował się kilka metrów dalej, gdy usłyszała jeszcze głos dyrektora.
– Nie pozwolę kolejny raz na coś takiego, Ginevro. Dokonujesz złych wyborów – wiedziała, że jeżeliby ją zostawił w spokoju, to byłoby to zbyt piękne.
– A ja nie pozwolę, by zrobiono ze mnie marionetkę – odparła i znikła za portretem. Było tak, jak podejrzewała, Albus Dumbledore jej nie odpuści.

***
Kolejne dni mijały jeden za drugim. Kartki z kalendarza spadały w błyskawicznym tempie, a na zewnątrz pojawiły się już pierwsze oznaki wiosny, która nadchodziła ogromnymi krokami.
Harry i Draco niestety nadal nie wykonali zadania zleconego przez Czarnego Pana, choć obydwaj poświęcali mu mnóstwo uwagi. Mimo wszystko szafka zniknięć nadal nie do końca sprawnie działała. Bali się, że ich plan może zawieść, jednak nie poddawali się, nie mogli. W końcu od powodzenia tej misji zależało życie Dracona. Do tego Harry chciał mieć satysfakcje z tego, że w jakimś stopniu przyczyni się do zniknięcia Dumbledore’a.
Natomiast Hermiona, która już przestała zajmować się swoim zadaniem od Czarnego Pana, nie dawała przyjaciołom chwili wytchnienia i jeszcze bardziej niż to możliwe zaganiała wszystkich do książek i odrabiania prac domowych, ciągle przypominając, że w przyszłym roku czekają ich OWUTEMy.
Żadne zmiany niestety nie zaszły także w zachowaniu Rona Weasleya, który cały czas swymi kłótniami próbował uprzykrzać życie Harry’emu, a także swej siostrze, która w jego mniemaniu okazała się zdrajczynią rodziny.

***

Nastał już późny wieczór, jednak to wcale nie przeszkadzało Krukonce w przesiadywaniu w bibliotece, aby nadal odrabiać swe prace domowe – należała przecież do domu Kruka, naukę miała wpisaną we krwi niemal tak dokładnie, jak goniąca wszystkich do książek panna Lestrange. Razem z Ivy, przy jednym stoliku siedział jej przyjaciel Patrick, ale między nimi panowała całkowita cisza, przerywana jedynie skrobaniem pór po pergaminie, czy szelestem kartek podczas przewracania kolejnych stronnic ksiąg. Oboje byli całkowicie pochłonięci pisaniem swych esejów.
W tym samym czasie do szkolnej biblioteki przybył jeden z rudowłosych Gryfonów, który poszukiwał jednej konkretnej dziewczyny. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy spostrzegł parę Krukonów z rocznika wyżej natychmiast skierował się w ich stronę.
– Avery – odezwał się, zwracając na siebie uwagę dwójki uczniów, którzy od razu podnieśli swe głowy i spojrzeli na tego, kto śmiał im przeszkodzić. Chłopak nic nie powiedział, tylko spojrzał na swą przyjaciółkę z wymownym wyrazem twarzy. Od samego początku nie pochwalał znajomości Ivy i tego konkretnego Gryfona.
– Weasley – odparła niechętnie dziewczyna. Jakoś nie była zadowolona z tego, że musi z nim teraz rozmawiać. – Czego chcesz? – Zapytała, wpatrując się w Gryfona.
– Możemy porozmawiać na osobności? – Spojrzał Weasley nie wiedział, że Patric o wszystkim wie.
– Jeśli chcesz – odparła wymijająco dziewczyna, ale podniosła się ze swego miejsca, a potem razem z Weasleyem skierowali do najbliższego wolnego stolika.
– Co robimy z Potterem? – Zapytał cicho. – Chciałaś go zniszczyć, a teraz nagle na to nie wygląda – dodał od razu.
– Nic nie robimy, Weasley. Już mi na tym nie zależy – stwierdziła obojętnym tonem nastolatka.
– Jak to? Co ty mówisz?! Oprócz kilku kłótni i akcji z eliksirem, co zmienia kolor skóry, nic nie zrobiliśmy! Potter nie dostał tego, na co zasłużył! Jak to ci na tym nie zależy?! – zbulwersował się rudowłosy. Dziewczyna, przyglądając się Gryfonowi, zaczęła powoli żałować, iż kilka miesięcy temu podała mu eliksir, który tylko podsycił jego nienawiść do Harry’ego. Miała nadzieję, że Ronald nie wymyśli nic głupiego, bowiem wolała ukryć ten fakt przed Potterem.
– I nie zrobimy nic więcej. Przynajmniej nie ja – powiedziała stanowczo nastolatka. – Weasley, nie widzisz, że to wszystko jest po prostu głupie i dziecinne? – Zapytała z politowaniem. – Potter nie jest wcale taki zły, z jakiego go uważasz. Nie rozumiem, czemu spartaczyłeś taką przyjaźń, a teraz robisz wszystko, aby go zniszczyć, zamiast próbować to wszystko naprawić. Mądre to chyba nie jest, co Weasley?
– Oszalałaś! Avery, to jest Ślizgon! – powiedział dobitnie Gryfon.
– I co z tego? Ja jestem Krukonką, ty Gryfonem, a Potter jest Ślizgonem, jakbyś nie zauważył podział na domy jest całkowicie normalny w Hogwarcie. A może już o tym zapomniałeś? – zapytała kpiąco nastolatka.
– Ślizgon to śmierciożerca, przecież to oczywiste! – Powiedział poirytowany Weasley. Wtedy Ivy nie wytrzymała i głośno się roześmiała, ku złości rudowłosego. Jednak szybko umilkła, bo już po chwili słychać było stukanie obcasów bibliotekarki.
– Powala mnie twój tok rozumowania, Weasley – stwierdziła, gdy już się opanowała. – Ja jestem córką śmierciożercy i jakoś cię to nie odstrasza. Ach, zapomniałabym, przecież ja nie jestem Ślizgonką, prawda? – zapytała zgryźliwie.
– Bo ty też nienawidzisz Pottera – powiedział spokojnie Ron.
– Nie, Weasley. Ja po prostu nienawidzę irytujących Gryfonów – powiedziała, kończąc rozmowę, a potem podniosła się i powróciła do Krukona, którego opuściła parę minut wcześniej i opowiedziała mu cały przebieg rozmowy. Jej przyjaciel zawsze pomagał jej wyplątać się ze wszystkich problemów, tym razem też tak będzie.
***

Śniadanie piątkowego poranka przebiegało w zwyczajnej atmosferze. Wszędzie panował niewyobrażalny hałas i gwar, a poranne rozmowy i głośne śmiechy umilała uczniom życie. Krótko mówiąc, codzienna sielanka, której nic nie zwiastowało przerwania. Większość uczniów przebywała wtedy w Wielkiej Sali, a i Ślizgoni z szóstego roku nie byli wyjątkami, także konsumowali swój posiłek tak jak i reszta szkoły. W końcu przyleciała poranna poczta. Niby nie było w tym nic dziwnego, działo się to każdego dnia. Avada zaczęła przeglądać najnowsze wydanie Proroka Codziennego.
– Nic o tym nie wiem – powiedziała na głos, gdy tylko zerknęła na pierwszą stronę. Najwidoczniej informacja wywołała w dziewczynie zdezorientowanie i zdumienie – Harry, powinieneś to zobaczyć – rzekła, a potem czarnowłosa podała mu gazetę. Nagłówek na pierwszej stronie głosił dość szokującą informację, której żadne z nich się nie spodziewało.

RODZINA WYBRAŃCA PORWANA PRZEZ ŚMIERCIOŻERCÓW!

Harry był tak samo zdziwiony, jak Avada. Chłopak od razu przewrócił kilka kartek i zaczął czytać artykuł. Reszta przyjaciół również zajrzeli w gazetę.
W nocy z dnia 27 na 28 lutego doszło do ataku na mugolską rodzinę, zamieszkałą w Privet Drive 4. Ataku dokonali poplecznicy Tego, Którego Imienia Nie wolno Wymawiać, nad budynkiem wisiał Mroczny Znak. Żadnych ciał nie odnaleziono. Vernon i Petunia Dursley oraz ich syn Dudley zaginęli. Wszystko wskazuje na porwanie. Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte. Nie wiemy jednak, jak na tę szokującą wiadomość zareagował uczący się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Harry Potter, który się u nich wychowywał, bowiem rodzina Dursleyów to jego bliscy. Czyżby to miałby być kolejny atak na Wybrańca ze strony Sami-Wiecie-Kogo?

Susan McVille

– Atak na mnie można wykreślić, ale po co mu to? – rzekł Harry, niczego nie rozumiejąc. – To na pewno jego sprawka? – zapytał cicho Harry. Podejrzewał, że mógł to zrobić Dumbledore, a potem zrzucić winę na Voldemorta, jednak czy mógłby się do tego posunąć?
Żadne z przyjaciół nie znało odpowiedzi na pytanie Pottera, nawet Avada nie było o niczym poinformowana. Jak się jednak okazało, wszystko miało się wyjaśnić jeszcze tego samego dnia.
Wieczorem, Harry razem z córką Voldemorta siedział w bibliotece. Oboje odrabiali zadanie domowe z obrony przed czarną magią, bowiem Snape nigdy nie darował swym uczniom. Oczywiście nie było w tym nic dziwnego, ale w pewnym momencie, nastolatek poczuł na swoim lewym przedramieniu bolesne pieczenie. Prawie syknął z bólu. Rozejrzał się czy w pobliżu nie ma pani Pince bądź kogoś, kto mógłby podsłuchiwać, a potem odezwał się cicho do siedzącej naprzeciw przyjaciółki.
– Av – rzekł do niej, zdrabniając jej imię. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego pytająco. – Idę do twojego ojca. Wzywa.
– Uważaj na siebie – powiedziała. Chłopak rzucił jej jeszcze ostatnie spojrzenie i od razu skierował się do wyjścia z biblioteki. Udał się do Snape’a, skąd przeniósł się za pomocą sieci Fiuu do dworu Malfoy’ów, gdzie była główna siedziba Lorda Voldemorta. Niedługo potem stanął przed obliczem Czarnego Pana. Zastanawiał się, o co chodzi, jednak czuł, iż ma to związek z jego rodziną. Nie rozumiał jednak o co może chodzić Riddle’ówi i jaki ma w tym wszystkim cel.
– Zwlekałeś – rzekł Lord na przywitanie i gniewnie zmrużył oczy.
– W Hogwarcie jest wiele korytarzy, a ja nie potrafię przenikać przez ściany – odparł nastolatek trochę bezczelnie, tak jakby zapomniał, że mówi do najgroźniejszego człowieka w Anglii. Lord Voldemort zmierzył go chłodnym, przeszywającym spojrzeniem i wysyczał.
– Lepiej uważaj – zagrzmiał. – Za mną, Potter – jego głos był tak ostry, że mógłby przecinać lód. Mógł ukarać chłopaka za bezczelność, teraz gdy już był śmierciożercą, po tym, gdy domagał się Mrocznego Znaku, ale tego nie zrobił, za coś tak błahego. Nie znaczy to jednak, że będzie pozwalał mu na zbyt wiele, nie ma takiej opcji.
Harry bez słowa wykonał polecenie Lorda. Obaj czarownicy wyszli z pomieszczenia. Przemierzali korytarze rezydencji Malfoy’ów pogrążeni w całkowitej ciszy, w której jedynymi dźwiękami były ich własne kroki, aż w końcu znaleźli się w lochach. Zanim doszli do celi, do której prowadził go Voldemort, Harry nagle wszystko zrozumiał.
– Dursleyowie – wyrwało mu się. Wydawało mu się, że już wie, po co Czarny Pan go wezwał.
– Dokładnie, Potter – potwierdził czarownik.
Zanim dotarli na miejsce, już wcześniej dało się słyszeć wrzaski torturowanych ludzi. Harry rozpoznał te głosy. Przecież od lat, ci ludzie krzyczeli na niego. Wreszcie dotarli do odpowiedniego lochu. W ciemnym pomieszczeniu znajdowali się krewni Pottera, którzy byli już po torturach. Ciotka nastolatka i jego kuzyn byli nieprzytomni, jedynie Vernon nadal zachowywał świadomość. To jego wrzask słyszał Harry, gdy tutaj szedł. Nie bez powodu, albowiem w lochu obecna była jeszcze jedna kobieta, która lubowała się w torturowaniu mugoli, czy też czarodziei i była niemal mistrzynią w tym, co robiła, a jej szaleństwo i wymyślne sposoby na zadawanie bólu nie miało granic. Tą osobą był nie kto inny jak matka chrzestna Wybrańca - Bellatrix Lestrange. Czarnowłosa była ewidentnie w swoim żywiole. Przerwała zaklęcie, gdy zobaczyła, że jej pan oraz chrześniak przybyli. Mugol trochę się poruszył, chcąc zobaczyć kto wszedł. Nie udało mu się powstrzymać jęku bólu, gdy kobieta na niego spojrzała. Widać także było zdumienie malujące się na jego twarzy, gdy tylko ujrzał siostrzeńca swej żony razem z Voldemortem u boku.
– Widzę, że nie próżnujesz, Bellatriks – zwrócił się chłodno do swej matki chrzestnej. Nie mógł pokazać jego rodzinie, że się nimi przejmuje, choć mimo wszystko zapobiegłby temu, co tu się wyrabiało. Jakby nie było, Dursleyowie może i byli nieznośni, ale Harry mieszkał z nimi przez lata.
– Nie mogłam sobie pozwolić, aby ominęła mnie taka zabawa – odparła wyniośle Bellatriks a w jej oczach igrały iskierki szaleństwa.
– Dość, Bello. Oni należą do Pottera – oznajmił czarnoksiężnik tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Niech zemści się na tych ścierwach za wszystkie lata podłości.
I nagle zrozumiał cel Voldemorta. Mężczyzna chciał go sprawdzić, chciał zobaczyć, do czego Harry jest zdolny. Chłopak wiedział, że czarownik go obserwował.
Śmierciożerczyni posłusznie odsunęła się w tył, gdy tylko usłyszała polecenie Lorda. Chłopak podszedł bliżej swoich krewnych, choć nie ukazał, że pomysł Voldemorta nie był mu na rękę, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Harry mocniej zacisnął palce na swej różdżce z piórem feniksa. Musiał myśleć o czarnej magii, wiedział, że tylko dzięki temu będzie w stanie zmusić się, aby zrobić to, co konieczne.
Nagle w głowie Harry’ego pojawiło się mnóstwo czarno magicznych klątw, których nauczył się w wakacje. Już zaczął się zastanawiać, którą najdosadniej odpłaciłby się za lata złego traktowania. Chłopak czuł, że ogarnia go jakieś dziwne, acz znajome mu uczucie. To samo czuł, gdy czytał o magicznych mocach, gdy zabił na inicjacji i gdy mordował w wiosce mugoli. W tamtych chwilach tracił panowanie nad sobą i wiedział, że za chwilę też tak będzie. Czuł, jak jego mroczna część całkowicie przejmuje nad nim kontrolę.
Jego szczupłe palce jeszcze bardziej zacieśniły się na różdżce z ostrokrzewu. Wycelował w nieprzytomną ciotkę i wypowiedział klątwę. Po kilku chwilach, pod wpływem bólu, kobieta odzyskała świadomość, co działało na jej szkodę. Powietrze przeciął jej głośny, acz piskliwy wrzask. Nastolatek poczuł się wyjątkowo usatysfakcjonowany, a w jego tęczówkach o barwie promienia avady, pojawiły się szaleńcze błyski. Nie dbał o to, że sprawia ból osobie, która go przygarnęła i jakkolwiek by było, wychowała. Nie zwracał uwagi na to, że torturuje swoją najbliższą krewną. Liczyło się tylko to, że czuł się wolny. Potężny. Miał nad nią przewagę, nic nie mogło mu zagrozić, a on mógł zrobić to, co tylko mu się podoba. Jakby nie było, ta kobieta pomiatała nim przez tyle lat, ponadto była siostrą jego zdradzieckiej matki.
W końcu Harry przestał torturować mugolkę. Różdżka młodego czarodzieja została skierowana w stronę jego kuzyna, a po wyjątkowo krótkiej chwili i on cierpiał tak jak jego matka przed momentem.
– Ty… – wypowiedziała ledwo słyszalnie Petunia. Dopiero teraz, gdy miała chwilę wytchnienia, zdołała rozpoznać swojego siostrzeńca. – Ty... z… nim – wychrypiała. – Jak mogłeś! Zdradziłeś wszystkich! – wycharczała. – On zabił Lily – dodała kobieta.
Petunia Dursley była zdumiona jak mało kto. Pochodziła ze świata pozbawionego magii, jednak wiedziała co nieco o czarodziejach. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, kim jest Voldemort, wiedziała też, że to on zabił jej siostrę i czyhał na życie siostrzeńca- przynajmniej tak twierdził Dumbledore. Kobieta nie potrafiła pojąć tego, co działo się w tej chwili. Natomiast Potter, słysząc słowa ciemnowłosej odwrócił na chwilę uwagę od Dudleya i utkwił wzrok w tęczówkach swej ciotki. Roześmiał się zimnym, szaleńczym śmiechem.
– Tak, jestem po stronie Czarnego Pana – powiedział chłopak, po raz pierwszy tytułując w ten sposób Voldemorta, a potem ukazał jej swe przedramię, na którym widoczny był Mroczny Znak. – I wiesz co, ciociu? Jestem z tego cholernie dumny – dodał z satysfakcją. Opuścił rękaw szaty i powrócił do przerwanej czynności.
To nie był Harry Potter, którego znała Petunia Dursley. To nie był też Harry Potter, którego znał Lord Voldemort. I to nie był Harry Potter, jakiego on sam znał.
W lochu znajdował się Potter, który był całkowicie omotany przez czarną magię.
Czarny Pan, nie bez powodu wezwał Harry’ego do siebie i sprowadził tu jego krewnych. Od samego początku obserwował nastolatka dokładnie, choć ten tego nie zauważał. To, że Avada Riddle na rozkaz swego ojca zachęcała chłopaka do nauki czarnej magii, też miało swój cel, który był w skutkach zdumiewający oraz całkowicie satysfakcjonował Lorda. Chłopak poddał się całkowicie czarnej magii i jej wpływowi. Widział, że Potter nad sobą nie panował, a robił to, co podpowiadał mu umysł zamroczony mrocznymi mocami, to samo zaobserwował we wspomnieniach innych, podczas świątecznego ataku. Bardzo przypominał mu siebie, za czasów, gdy był jeszcze młody i dopiero poznawał tajniki ciemnych mocy. Sam poddawał się magii, dopóki nie nauczył się nad nią panować. Wpadał wtedy w coś w rodzaju transu, z którego budził się dopiero wtedy, gdy za długo używał czarnej magii, bądź gdy była mu już zbędna. Z Potterem działo się coś bardzo podobnego. A może dlatego, że tkwiła w nim część duszy jego samego? Odkąd więź między nastolatkiem, a Voldemortem pogłębiła się, mroczna natura chłopaka zaczęła wypływać na powierzchnię. Starała się zawładnąć nastolatkiem i uaktywniała się właśnie w takich chwilach. Nie, żeby to przeszkadzało Voldemortowi. Harry Potter mimo młodego wieku był potężnym czarodziejem, który z własnej woli służył po mrocznej stronie. Po stronie Lorda Voldemorta.
Teraz Potter zajmował się swoim wujem. Chłopak miał zamiar skończyć to, co zaczęła wcześniej śmierciożerczyni. Głośne wrzaski nadal niosły się po lochach, dzięki czemu na wargach czarnowłosego wykwitł uśmiech satysfakcji, a w oczach tańczyły iskierki szaleństwa. Ślizgon przerwał zaklęcie, a potem odwrócił się w stronę Riddle’a i Lestrangę. Jego wzrok padł na ciemnowłosą czarownicę. Kobieta dokładnie przyglądała się temu, co chłopak wyprawia. Była ewidentnie dumna ze swojego chrześniaka.
– Przyłączysz się, Bellatriks? – zapytał. Czarownica bez słowa wyciągnęła różdżkę i podeszła bliżej. Jeszcze przez kilka długich minut Potter i Lestrange torturowali mugoli, jednak to chłopak wypowiedział trzy mordercze klątwy.

Harry opuścił różdżkę i po raz ostatni spojrzał na swych mugolskich krewnych, którzy po tym wszystkim nawet w najmniejszym stopniu nie przypominali siebie. Nie zważając na Voldemorta ani tym bardziej Bellatriks wybiegł z pomieszczenia. Chłopak zatrzymał się dopiero przy wyjściu do lochów i oparł się o kamienną ścianę, ciężko oddychając. Przymknął oczy i ukrył twarz w dłoniach, bowiem właśnie dotarło do niego, co zrobił. Harry nie rozumiał tego, co się z nim działo. Miał świadomość, że to czarna magia tak na niego działała, ale dlaczego? Zawsze myślał o mrocznych czarach, gdy był zmuszony zabijać, bądź torturować, to mu pomagało nie myśleć o tym, co robi i zmuszało do tego, co nieuniknione. Jednak potem wpadał trans, z którego trudno było się wyrwać, nie potrafił zapanować nad sobą i swoją magią.

Chłopak usłyszał nagle kroki, poderwał głowę, choć domyślał się, iż to Riddle szedł w jego kierunku. Nie pomylił się, a tuż za nim kroczyła Bellatriks.
– Dobra robota, Potter – powiedział Lord, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu satysfakcji, po czym odszedł w swoją stronę. Ku zdumieniu czarnowłosego kobieta, która do tej pory towarzyszyła Voldemortowi nie odeszła, a została przy nim.
Kobieta spojrzała na nastolatka, który chyba jednak nie był w najlepszym stanie. Westchnęła cicho i postanowiła coś powiedzieć, choć podejrzewała, że chłopak nie będzie zbyt chętny na rozmowę z nią. Przez lata jej nienawidził, co nie było niczym dziwnym, ale jakby nie było, Bellatriks Lestrange nadal pozostawała jego matką chrzestną.
– Potter… – zaczęła nadzwyczaj spokojnym tonem, jednak chrześniak jej przerwał.
– Zawsze tak jest? – zapytał chłopak, krzyżując jej spojrzenie ze swoim. – Czarna magia – dodał. – Ona… Ja nie kontroluje tego, co robię, nie jestem w stanie nad tym zapanować, powstrzymać się…
Kobieta westchnęła cicho, a po chwili zaczęła wyjaśniać wszystko chrześniakowi. Doskonale rozumiała chłopaka.
– Z czasem nad tym zapanujesz – powiedziała. – Czarna magia próbuje górować nad człowiekiem, obezwładnić go, aby robił to, co ona wskaże. Później, z kolejnymi razami będziesz w stanie to przerwać, sprawić, że to ty przejmiesz kontrolę, nad tym, co robisz – mówiła Bellatriks.
– Nie chciałem ich zabijać – powiedział Harry. – Byli okropni, to prawda, ale do cholery jasnej nie tyle, abym musiał ich wszystkich zabić w ten sposób – wyrzucił z siebie chłopak.
– Harry – powiedziała Bellatriik. – Jesteś teraz śmierciożercą Czarnego Pana, nie zapominaj o tym. Sam chciałeś przyjąć znak – dodała. – A Czarny Pan sprawdza teraz, jak daleko możesz się posunąć, ile jesteś w stanie zrobić – wyjaśniała Bellatrix. – Jesteś potężnym czarodziejem, Potter – dodała kobieta z dziwnym błyskiem w oku. – Dlatego zaciśnij zęby i nie pokaż Czarnemu Panu, że się czegokolwiek lękasz, tylko rób to, co ci każe. Rozumiesz? – zapytała kobieta, na co Harry pokiwał głową.
– Czy… – zawahał się przed zadaniem pytania.
– Pytaj, Potter – powiedział, widząc jego zawahanie. – Jesteś moim chrześniakiem, nie przeklnę cię – dodała, aby uspokoić nastolatka.
– Jesteś szalona, to przez czarną magię? – zapytał szybko, na co Bellatriks zaniosła się szaleńczym śmiechem, takim jak wielokrotnie u niej słyszał.
– Jeżeli pytasz o to, czy przez czarną magię staniesz się szalony, to nie. Nie powinno tak się stać – wyjaśniła najpierw, domyślając się, o co chodziło Ślizgonowi. – I nie jestem szalona. Nie bardziej szalona niż ty – odparła kobieta. – Czarna magia sprawia, że wpadam w pewien szał, który może wydawać się, jakbym była opętana, ale wierz mi, potrafię nad tym zapanować. Ponadto to tylko wzbudza większy strach przeciwników.
– Więc czarna magia nie sprawia, że człowiek głupieje? – zamyślił się Harry.
– Spójrz choćby na Severusa, czy Avadę – poradziła kobieta. – Chyba nie uznasz ich za szaleńców? Tak myślałam – dodała, gdy nie uzyskała odpowiedzi. – Powinieneś wracać do Hogwartu, aby nikt nie zauważył twojej nieobecności – stwierdziła nagle.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz, Bellatriks? Dlaczego mi pomagasz? – zainteresował się nagle Potter, patrząc na nią podejrzliwie. Do tej pory ich stosunki nie należały do najprzyjemniejszych, a ostatnia rozmowa była kłótnią.
– Bo jesteś moim chrześniakiem, Potter. A ja nie pozwolę, aby syn Jamesa stał się kimś takim jak ta przeklęta… jak twoja matka i cała reszta – dodała, powstrzymując się przed wyzywaniem Evans w obecności jej syna. – Wracaj lepiej do Hogwartu – powiedziała raz jeszcze, a potem oboje opuścili lochy.
Następnego ranka, nastolatek obudził się z ogromnymi wyrzutami sumienia, które starał się uciszyć na wszystkie możliwe sposoby.
Bezskutecznie.
Harry ciągle widział swoich bliskich, kiedy rozrywał ich ból, który im zadawał, ciągle słyszał ich błagania o litość. Wtedy, gdy robił to wszystko, wcale na to nie zważał, zupełnie tak jak wcześniej, jednak nigdy nie miał takich wyrzutów sumienia.

Ponadto Harry zauważył jeszcze jedną rzecz. Coraz łatwiej przychodziło mu zapominanie o wszystkim i zabijanie.

***

Tego wieczoru, dyrektor Hogwartu znów przebywał w domu rodzinnym u jednych z członków Zakonu Feniksa – Weasleyów. On oraz państwo Weasley siedzieli przy jak zwykle starannie wyszorowanym, kuchennym stole i rozmawiali, co chwila popijając parującą herbatę z kolorowych kubków.
– Więc co możemy zrobić, Albusie? – zapytała Molly spokojnie. – Mówiłeś, że jest jakaś nadzieja na odzyskanie naszej córki – rzekła pani Weasley, która kurczowo trzymała się tej myśli.
– Są pewne starożytne zaklęcia – powiedział Dumbledore. – W twoim przypadku Molly, da radę odczynić czar, ponieważ ty i większość waszych dzieci się jej nie wyrzekliście. To da się naprawić – wyjaśniał spokojnie starszy mężczyzna. – Jednak Artur, Percy i Ronald… – zamilkł na chwilę. – W waszym przypadku obie strony pozbawiły się przynależności rodzinnej, a magia je nieodwracalnie zniszczyła. Choć są pewne stare przesłanki… – mag urwał, jakby nagle się nad czymś zamyślił.
– Jak możemy to naprawić? – zapytała Molly z nadzieją w głosie.
– Tu zaczyna się problem – powiedział dyrektor Hogwartu z cichym westchnieniem i nim odpowiedział, upił jeszcze łyk gorącej herbaty. – Ona musi tego chcieć.
– Albusie, spróbuj ją przekonać – prosiła pani Weasley.
– Może cię nie posłuchać – zauważył spokojnie, acz trafnie pan Weasley. – Już wtedy była do ciebie sceptycznie nastawiona i nie mówiła o tobie dobrze. To wszystko musi być wina tego całego Notta! – zezłościł się Artur. – Ten śmierciożerczy bękart wkłada jej głupoty do głowy! – podirytował się jeszcze bardziej.
– Arturze spokojnie, dzieci śmierciożerców już niebawem znikną z Hogwartu – powiedział tajemniczo Dumbledore.
– Jak to?! Co chcesz zrobić, Albusie? – zapytała zaskoczona Molly. Nie rozumiała, co też wymyślił dyrektor Hogwartu. 
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy Molly, chyba chcesz, aby twoje dzieci były w szkole bezpieczne, prawda? 
– Tak, ale… 
– Nie zaprzątaj tym sobie głowy – powtórzył Dumbledore nieco ostrzej. – Te sprawy ciebie nie dotyczą – powiedział stanowczo Dumbledore. 
Molly popatrzyła na dyrektora Hogwartu dziwnym spojrzeniem, jednak nic więcej nie powiedziała. Nade wszystko pragnęła odzyskać córkę oraz, aby jej dzieci były bezpieczne. 

***

Tego sobotniego wieczoru grupa Ślizgonów z szóstego roku przesiadywała w bibliotece i odrabiali zaległe prace domowe. Oczywiście wszyscy poza Hermioną, która jak zwykle wszystkie prace miała już napisane, a teraz czytała kolejne opasłe tomisko, czasem przerywając, aby pomóc w czymś przyjaciołom.
Najwięcej pracy mieli do wykonania Harry i Draco, którzy cały swój wolny czas poświęcali na zadanie od Czarnego Pana, przez co w tygodniu kompletnie nie zwracali uwagi na prace domowe. Harry pisał właśnie drugi esej tego dnia, a pierwszy oddał Mattowi do sprawdzenia. Mieli ogromne szczęście, że młody Snape zaoferował im swoją pomoc. On tak samo, jak i jego dziewczyna wszystko odrabiał na bieżąco, aby mieć wolne w sobotę i w niedzielę.
Natomiast Catherine i Avada nic sobie nie robiły z ostatniego eseju, które pozostały im do napisania i w najlepsze pogrążyły się w cichej rozmowie, do której co jakiś czas przyłączali się pozostali, wtrącając jakąś uwagę, a potem powracali każde do swego zadania.
Wśród nich brakowało jedynie Theodora, jednak on wymigał się od wspólnego odrabiania prac domowych, mówiąc przyjaciołom, że umówił się z Ginny, co już od dawna było na porządku dziennym.
Natomiast kilka stolików dalej, znajdowało się dwoje Krukonów z siódmego roku, którzy także przesiadywali nad swoimi pracami domowymi. Blondwłosa uczennica domu Roweny, co jakiś czas spoglądała w stronę grupki Ślizgonów z rocznika niżej. Tak było i teraz. Zauważyła, że jedna z dziewcząt, które tam siedziały, znów zwróciła się z czymś do byłego Gryfona, a potem perliście się roześmiała. Widziała, jak on jej odpowiedział i także się do niej uśmiechnął. W Krukonce ewidentnie zagotowało się ze złości.
– Jak ona śmie się tak do niego przystawiać – powiedziała cicho Krukonka, a jej głos przesiąknięty był jadem tak ogromnym, iż wszystkie stworzenia posiadające gruczoły jadowe mogłyby się zawstydzić przy nastolatce za swą marność. Przyjaciel Ivy, który siedział obok niej, usłyszał słowa dziewczyny. Od razu podążył za wzrokiem Avery i natychmiast wszystko zrozumiał.
– Zazdrosna? – zapytał ze zrozumieniem, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Osobiście bardzo kibicował tej dwójce, choć Ivy by go za to zapewne trzasnęła avadą kedavrą, gdyby ośmielił się jej coś powiedzieć. 
– Jak cholera – odparła. – Siedzi tam i wdzięczy się do niego. Powyrywałabym jej te czarne kłaki z głowy i starła ten uśmieszek z jej arystokratycznej buźki. A potem posłałabym jej zielony promień – powiedziała nienawistnie. – Dlaczego to właśnie ona musi być córką Czarnego Pana? – zapytała zrozpaczona. Avery nie wahałaby się ani chwili, gdyby Ślizgonka nie była latoroślą Lorda Voldemorta.
– Idź do niego – poradził Patric z lekkim uśmiechem. – Wyciągnij go na spacer – zasugerował i dzielnie przeżył piorunujące spojrzenie swej przyjaciółki.
– Czy ciebie Wierzba Bijąca po głowie zdzieliła? Albo się z Weasleyem na mózgi zamieniłeś? – zapytała dziewczyna oburzonym tonem, zaskoczona, iż jej przyjaciel śmie jej coś takiego sugerować.
– Wolisz patrzeć na niego, gdy siedzi z nią? – zapytał chłopak spokojnie.
– Nie mam zamiaru się błaźnić – odparła dziewczyna. – Myślisz, że chciałby taką, która go wcześniej tak irytowała, musiał ratować i jakby tego było mało, jest starsza od niego? – zapytała sceptycznie.
– Żartujesz, Ivy – rzekł chłopak. – Przejmujesz się, że jest od ciebie młodszy zaledwie o rok?
– Nie, ale…
Tymczasem, przy stoliku Ślizgonów Harry Potter skończył już swój kolejny esej. Jednak zanim weźmie się za następny, chciał chwilę odpocząć, przed ponownym pisaniem kolejnych setek słów. Od niechcenia rozejrzał się po bibliotece, a wtedy dostrzegł dwójkę Krukonów z rocznika wyżej. Co więcej, dziewczyna wpatrywała się w niego, jednak gdy tylko spostrzegła jego wzrok, natychmiast pochyliła się nad swoją pracą domową. Natomiast Harry sięgnął po swój plecak i zaczął czegoś w nim szukać. Po chwili wyjął z niego książkę, a potem podniósł się ze swego miejsca i skierował w stronę Krukonów.
– On tu idzie – powiedział cicho Patrick, gdy zauważył Ślizgona. Natomiast Ivy udała, że nagle pilnie się uczy.
– Cześć Ivy – powiedział na przywitanie do dziewczyny, a Patrickowi podał dłoń. – Cześć, Patric.
– Cześć – powiedziała nastolatka na pozór obojętnie, jednak w środku czuła stado motyli, które odczyniały dziki taniec radości, a może i nawet kilka, czy kilkanaście tańców.
– Oddaję książkę – powiedział i położył przedmiot na stoliku. Potem odsunął sobie krzesło i usiadł razem z nimi. Wyglądało na to, że zbyt szybko nie zamierzał opuścić Krukonów. Wtedy też Ivy posłała znaczące spojrzenie w stronę Patricka. Chłopak tylko się uśmiechnął, rozumiejąc, o co chodzi przyjaciółce.
– Wiecie co, chyba zostawiłem podręcznik w dormitorium – powiedział, udając, że szuka czegoś w swoim plecaku, a potem wstał i zabrał swoje rzeczy, pozostawiając ich samych.

***
Gdy tylko Harry opuścił swych przyjaciół, nie obyło się bez zainteresowania dwóch Ślizgonek, które śledziły każdy jego krok.
– Znowu z nią gada – zauważyła Catherine, obserwując brata. Avada natychmiast spojrzała w kierunki wskazanym przez przyjaciółkę.
– Niech się nie zdziwi, gdy pewnego razu znajdzie ją martwą – powiedziała wściekle czarnowłosa, obdarzając Krukonkę nienawistnym wzrokiem. – Może powiem ojcu niech, ją wyślę na jakąś bardzo niebezpieczną misję, co o tym myślisz Cathy?
– Żartujesz? – zapytała zaskoczona nastolatka.
– Nie, mówię całkiem serio. Mam jej kompletnie dość. Albo mam lepszy pomysł, sama poślę jej zielony promień przy najbliższej okazji – powiedziała, a potem uśmiechnęła się na myśl o tej chwili. Córka Czarnego Pana nie żartowała. Natomiast Catherinie nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, czy którą stronę obrać. Z jednej strony miała brata, a z drugiej najlepszą przyjaciółkę.

***

Ślizgoni na dzisiaj skończyli już odrabiać swe prace domowe i całą paczką udali się do Pokoju Wspólnego Slytherinu znajdującego się w chłodnych lochach, o których inni uczniowie na samą myśl drżeli z przerażenia i niechęci. Także i Ivy Avery chciała się już wrócić do siebie, więc młody Potter zaproponował, że odprowadzi ją do wieży Ravenclawu, w końcu cisza nocna już prawie nastała i nie mogła iść sama. Krukonka z chęcią przystała na propozycję młodszego Ślizgona, choć starała się zbytnio nie okazywać swojego entuzjazmu. Już sam fakt, iż przestali być wrogami był raczej niecodzienny. Porozmawiali jeszcze przez kilka minut pod drzwiami do salonu Krukonów, a potem chłopak udał się w stronę lochów. Był już prawie w Pokoju Wspólnym, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu mocne pieczenie. To Czarny Pan wzywał go do siebie. Chłopak od razu skierował się do gabinetu Severusa, a potem, po wyjątkowo krótkiej rozmowie z profesorem przeniósł się do dworu Malfoyow.
– Potter, jesteś wreszcie – powiedział sucho Lord, gdy Harry wreszcie przybył na miejsce. – Mam dla ciebie zadanie. Liczę, że mnie nie zawiedziesz, Harry Potterze – rzekł mężczyzna wyjątkowo zadowolony. Harry miał tylko nadzieję, że nie będzie mu kazał znów torturować kogoś, kogo znał. Do tej pory, czasami myślał o tym, co zrobił Dursleyom w chwili, gdy był całkowicie ogarnięty czarną magią.
– Wiesz, że się postaram – zapewnił Harry, zastanawiając się, po co Lord go wezwał.
W roku szkolnym młodzież rzadko była wzywana przed oblicze Czarnego Pana, jedynie Avada często się z nim widywała, bowiem ona wiedziała niemal o wszystkim. To zabawne, gdyby rok temu ktoś Harry’emu powiedział, że z własnej woli będzie służył Lordowi Voldemortowi wysłałby go do Munga bez możliwości powrotu. A jednak stoi tu przed nim, bez cienia strachu jak zwykle, jednak tym razem nie jako wróg, lecz jako poplecznik. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co przyniesie na przyszłość.
– Pewnie nie wiesz, ale po Hogwarcie nadal chodzą potomkowie Założycieli szkoły i nie tylko Avadę mam tu na myśli. Znasz Weasleyów, prawda Potter?
– Oczywiście – potwierdził zaskoczony nastolatek, zastanawiając się, co ta rudowłosa rodzina ma z tym wspólnego. Chyba nie są jednymi z nich?
– To potomkowie Godryka Gryffindora – powiedział Czarny Pan, a Harry’emu opadła szczęka do ziemi. Kto by pomyślał, że w żyłach tej rodziny płynie krew jednego z założycieli Hogwartu? – Jest jeszcze Mark White, potomek Ravenclaw. Twoim zadaniem jest uzyskać po dwie fiolki ich krwi. Dwie Godryka, dwie Roveny, sądzę, że podołasz – powiedział Czarny Pan.
– Zajmę się tym jak najszybciej – odparł Harry, już obmyślając plan wykonania tego zadania. Wreszcie da popalić Weasleyowi.
– Doskonale. Jakieś wieści od Dumbledore’a? – zainteresował się Lord.
– Ciągle chodzę na spotkania z Dumbledore, które według niego pomogą mi cię zniszczyć on chyba stara się w jakiś sposób ciebie zrozumieć – powiedział chłopak, zamyślając się na chwilę. – Wydaje mi się, że szuka jakiś w schematów w twoich działaniach, aby móc przewidzieć przyszłe zamiary, bądź ewentualne błędy – stwierdził całkiem logicznie Ślizgon. – Cały czas pokazuje mi wspomnienia. I szuka nadal horkruksów.
– Jak mu idzie? – zainteresował się tym ostatnim szczególnie.
– Na ostatnim spotkaniu powiedział mi, że chyba odkrył miejsce położenia kolejnego horkruksa – mówił dalej chłopak. – Poprosiłem go, aby zabrał mnie ze sobą, gdy będzie chciał go zniszczyć.
– Jeśli tak się stanie, musisz zrobić wszystko, aby zapobiec zniszczeniu go, rozumiesz, Potter? – zapytał Lord, na co Harry skinął gorączkowo głową. – Nie podoba mi się jego węszenie, jest jeszcze coś?
– Nie, nie wiem nic więcej – odparł chłopak zgodnie z prawdą. – Chociaż… bardzo często pyta o Avadę. Sugerował, że może znać jakieś twoje plany – odparł chłopak.
– Mówiła mi o tym – stwierdził spokojnie Czarny Pan. – Możesz odejść, Potter.

***

Nicholas Flamel, który w tym roku został nauczycielem historii magii, przesiadywał właśnie w swych prywatnych kwaterach tak jak każdego wieczoru. Pora już była późna, jednak on nie mógł zasnąć. Usiadł sobie wygodnie w fotelu i zaczął przyglądać się w ogień, który wesoło trzaskał w kominku, ogrzewając przy tym pomieszczenie. Stary czarodziej pogrążył się w zamyśleniu na temat tego wszystkiego, co tu się wyprawiało i wyprawiać będzie.
Nicholas Flamel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego Dumbledore sprowadził go tego roku na zamek. Wiedział, że jest potężnym czarownikiem, ba potężniejszym niż on sam, a nie opowiedział się po stronie dyrektora Hogwartu. Oficjalnie Nicholas Flamel nie uczestniczył w wojnie, a jeśli już ktoś był bardzo natrętny, to dowiadywał się, że twórca Kamienia Filozoficznego jest neutralny, bowiem nie zamierza się mieszać w takie błahostki, jak zwykł nazywać niesnaski potężnych czarodziejów. Kilkusetletni czarodziej zdawał sobie sprawę, że Dumbledore wolał mieć go na oku, choć podobnież łączyła ich przyjaźń. Flamel jednak nic by sobie nie zrobił z fanaberii Albusa, gdyby nie to, że w Hogwarcie jest coś, co postanowił zrobić. Wielu wiedziało, że Flamel uchodzi za dobrego przyjaciela dyrektora. Sam Dumbledore szukał także pomocy u starszego czarodzieja i to wielokrotnie. Dyrektor od lat walczył z Lordem Vodlemortem i jego śmierciożercami, to każdy wiedział. Tym razem jednak dyrektor Hogwartu ma nowy plan, w którym posunął się o wiele dalej, jak na gust Nicholasa, za daleko. Albus Dumbledore ma zamiar uderzyć w dzieci popleczników Lorda, które być może także są śmierciożercami, ale również i uczniami Hogwartu. Nauczyciel szukał pomocy u swego przyjaciela – Nicholasa oraz pragnął, aby w tym roku ich nauczał, aby zapewnić lepszą ochronę pozostałym uczniom. Flamel się zgodził, bowiem wiedział, że ktoś musi nad nim zapanować i czuwać nad zbyt śmiałymi planami czarodzieja. Postanowił, że nie pozwoli Albusowi na realizacje jego planu. Nie dopuści, aby w Hogwarcie znów ginęli uczniowie.

***
Kolejna beztroska niedziela, jednak obfitująca w odrabianie prac domowych, nadeszła raczej błyskawicznie, o wiele zdecydowanie za szybko, jak na gust hogwartczyków, bowiem już dnia następnego miał nadejść znienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Z tym dniem tygodnia mógł chyba konkurować jedynie Mistrz Eliksirów, a i tak ciężko było wybrać, który z nich jest gorszy.Ostatni dzień dwudniowego wypoczynku przed kolejnymi zajęciami. Większość osób oddawała się błogiemu lenistwu lub odrabiało zaległe prace domowe. Harry należał do tej pierwszej grupy, bowiem wszystko udało mu się napisać dzień wcześniej i bez celi spacerował sobie zamkowymi korytarzami. Rozmyślał właśnie nad swoim zadaniem i o tym, jak właściwie ma się zabrać za jego wykonanie. Musiał w jakiś sposób dowiedzieć się, kim jest ten cały Mark White, sądził, że to Krukon, skoro jest potomkiem Ravenclaw. No i oczywiście jak zabrać krew Weasleyom? Musi wymyślić jakiś plan, aby podpuścić Rona, a może by tak poprosić Ginny? Harry jeszcze musiał się nad tym zastanowić. Ponadto, jeszcze tego samego dnia Harry dowiedział się, kim jest Mark White. Informacje zasięgnął od Luny, która także była w Ravenclawie, a z którą nastolatek czasami nadal rozmawiał. Okazało się, że jest to jeden z pierwszoroczniaków, więc Harry’emu na pewno nie będzie trudno dostać to, czego potrzebuje. Jego zadanie wydawało się o wiele prostsze niż na początku.
***




Następnego dnia śniadanie w Wielkiej Sali trwało w najlepsze. O tej porze większość uczniów Hogwartu spożywała pierwszy posiłek, aby mieć energię przed kolejnymi męczącymi zajęciami. Nauczyciele nienawidzą, gdy ktoś zasypia na ich lekcjach, niezależnie czy to szkoła mugolska, czy czarodziejska.
W pomieszczeniu jak zwykle panował gwar wesołych rozmów. Atmosferę można by opisać jednym słowem — sielanka. Uczniowie śmiali się bądź narzekali, jeśli czekały ich eliksiry, od czasu do czasu ziewając i przecierając zaspane oczy.
Po porannej poczcie uczniowie zwykle rozchodzili się na lekcje, jednak tego dnia dyrektor Hogwartu miał wyjątkową wiadomość dla młodych adeptów magii.
– Proszę o ciszę! – donośny głos Albusa Dumbledore’a, zapewne wzmocniony zaklęciem, wyrwał ich z porannego letargu. Cisza zapanowała niemalże natychmiast. Każdy był ciekawy, co takiego ważnego dyrektor ma do powiedzenia. W zwykły dzień tygodnia, w środku roku szkolnego? Musiało stać się coś niezwykłego lub bardzo złego. Jaki inny miałby być powód tego komunikatu? 
– Nasza wspaniała kadra pedagogiczna – powiedział dyrektor, wskazując ręką na stół nauczycielski – wpadła na pomysł, aby urządzić szkolne zawody, w których domy rywalizowałyby między sobą, a wszystko po to aby urozmaicić wam ten rok szkolny! – zakomunikował dyrektor, a na sali rozległy się szepty – Uczniowie, którzy będą reprezentować swój dom, zostaną wybrani drogą losową z klas piątych, szóstych, bądź siódmych. – Przy ostatnim zdaniu wyraźnie dało się słyszeć pomruki niezadowolenia osób z klas niższych.
– Wszystko zacznie się pierwszego kwietnia. A teraz uciekajcie się na zajęcia, prędko! – polecenie dyrektora było wypowiedziane wesołym tonem, jednak każdy zrozumiał, że to koniec przemowy.
– Co o tym myślicie? – zapytała zaskoczona Avada, odwracając się do przyjaciół, podczas gdy reszta uczniów opuszczała salę.
– Założę się, że coś się za tym nie kryje – odparł Harry. – Skąd niby taki pomysł?
– Tak, on na pewno coś kombinuje – zgodził się Bystry.
Lekcje dzisiaj minęły dość szybko, oczywiście nie obyło się bez stosu prac domowych, jednak stosunkowo niewiele osób się tym teraz przejmowało, bowiem co innego zajmowało umysły nastolatków. Większość uczniów była podniecona przyszłymi wydarzeniami. Nikt nie wiedział, czego można się spodziewać w tych zawodach. W końcu nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca, nie licząc Turnieju Trójmagicznego, który okazał się porażką, bowiem znów zginął uczeń. Tym razem zanosiło się na coś raczej bezpieczniejszego, no i oczywiście na mniejszą skalę, bowiem rywalizacja obejmowała jedynie hogwartczyków.
Wieczorem w Pokojach Wspólnych pojawiła się kolejna informacja, która ucieszyła hogwardzkich studentów równie mocno, co poranna informacja. W sobotę ma być wypad do Hogsmead, a Harry’emu od razu przeszło przez myśl, że może mógłby zaprosić Ivy. Miał jednak pewien dylemat, nie potrafił przewidzieć tego, czy Krukonka zgodziłaby się pójść z nim.
Gdy Ślizgon wszedł do swojego dormitorium, jego współlokatorzy akurat rozmawiali o zbliżających się zawodach, których on miał już dość, zanim naprawdę się zaczęły. Jednak nie miał do nich żalu, w końcu cała szkoła nie mówiła o niczym innym.
– Hej, Harry a czy ty chciałbyś wziąć w nich udział? – zagadnął go niespodziewanie Theodor.
– Chyba oszalałeś – odparł natychmiast czarnowłosy. – Ja chcę mieć tylko święty spokój, po co mi udział w jakiś zawodach?
– Ciekawe jak to będzie wyglądać – ożywił się młody Snape. – Może coś w stylu Turnieju Trójmagicznego? Może być ciekawie, nie uważasz nie?
– A kysz mi z tym cholerstwem! – wykrzyknął Potter, jednak po chwili się zaśmiał.
– Ach, no tak, zapomniałem, że brałeś w nim udział – sprostował Matt.
– Nie wspominam go najprzyjemniej – stwierdził chłopak.
– Ginny mówiła, że podobno Longbottom pomaga Sprout przy roślinach, które mają być przeszkodami – rzekł Theodor nagle. 
– Neville Longbottom? – zapytał Harry, a brunet pokiwał głową na potwierdzenie. – Zawsze miał rękę do roślin, więc może to prawda. To on naprowadził mnie na skrzeloziele podczas Turnieju – dodał Potter. – Chyba usiądę z nim jutro na zaklęciach i zrobię wywiad, może coś mi powie – stwierdził Harry. Każdy z nich chciał wiedzieć jak najwięcej.
– A mi nadal coś tutaj śmierdzi – powiedział Dracon. – Skąd nagle im się to wzięło? Rywalizacja pomiędzy uczniami? Przecież nauczycielom, a w szczególności Dumbledore’owi zależało na tym, aby zbliżyć do siebie domy, a teraz chcą, aby walczyły ze sobą? To jest naprawdę dziwne!
– Owszem, jest to trochę podejrzane – przyznał Harry, jednak już wcześniej także zauważył ów fakt. – Zastanawia mnie to, co też chodzi po głowie tego starego wariata. Chyba lepiej, aby nas nie wylosowali, no nie?
– Dobra, i tak nic więcej na ten temat nie wiemy – stwierdził Theodor, zakończając ten temat i zerkając ukradkiem na swoich przyjaciół. – To, kto da mi odpisać ten przeklęty esej na zaklęcia?

***
Dzisiejsze zajęcia Ślizgonów wreszcie dobiegły końca. Niemal każdy z nich marzył tylko o odpoczynku po lekcjach, wcale nie zaprzątając sobie głowy stosem prac domowych, które na nich czekały. Kto by teraz chciał dalej się uczyć, skoro można wygodnie rozłożyć się na kanapie w Pokoju Wspólnym Slytherinu i leniuchować w najlepsze?
– Idzie ze mną ktoś do biblioteki? – zapytała Hermiona zatrzymując się niedaleko drzwi do książkowego królestwa pani Pince. Każdy wiedział, że młoda Lestrange może siedzieć w książkach dwadzieścia cztery godziny na dobę, i to przez pełne siedem dni w tygodniu. Nikt nie miał jej tego oczywiście za złe, punkty dla domu same się nie zdobędą. Na samym początku pobytu w Slytherinie, dziewczyna liczyła, iż być może chociaż oni mają pozytywniejszy stosunek do nauki, niż Harry i Ron, których musiała siłą zaciąć do królestwa pani Pince, jednakże ku jej rozczarowaniu, Ślizgoni wcale w tym od nich nie odstawali 
– Ja pójdę – zaoferował ochoczo Matt, który także często przesiadywał w książkach, zupełnie jak jego dziewczyna. Pod tym względem młody Snape i Hermiona idealnie do siebie pasowali, co zabawniejsze, to właśnie tam zaczęli się najpierw spotykać. 
– Zwariowałaś – stwierdził Harry, zwracając się do przyjaciółki. – Oboje oszaleliście – dodał, pukając się palcem w czoło, na znak, co myśli o nich i ich książkowej obsesji. 
– Dopiero, co skończyliśmy lekcje – wyjęczała Avada. – Musisz nam to robić? 
– Biblioteka, też coś! Ja wracam do Pokoju Wspólnego, kto do mnie dołącza? – zawołała wesoło Catherine, którą obejmował Malfoy. 
– Dajcie im spokój – zaśmiał się nagle Nott. – Nie widzicie, że to jest ich rodzaj randki? – zapytał z rozbawieniem Theodor, na co dziewczyna przewróciła oczami. 
– Przypomnę ci o tym, gdy znów będziesz chciał esej z zaklęć – stwierdził Matt, jednak nie traktował stwierdzenia przyjaciela jako obelgę. 
– Chodź, Matt – powiedziała Hermiona, gdy tylko zobaczyła, że większość woli pomysł Cathy wzruszyła tylko ramionami i pociągnęła Matta za rękę w stronę ich książkowego raju. – Randka czeka – rzuciła z przekąsem, ku rozbawieniu pozostałych, a potem oboje udali się do książkowego raju. 
W międzyczasie także i Theodor oddalił się w swoją stronę, ponieważ umówił się z Ginny. Harry już miał ruszyć za resztą przyjaciół zmierzających do Pokoju Wspólnego Slytherinu, ale wtedy zauważył na korytarzu Krukonkę o jasnych kręconych włosach, która ewidentnie zmierzała w stronę biblioteki. Harry zauważył, że ona także często przebywa w książkowym królestwie pani Pince. 
– Wiecie co? – powiedział nagle chłopak, nie odrywając wzroku od nadchodzącej nastolatki. – Później do was dołączę – mruknął Harry do przyjaciół. 
– Jak uważasz – odpowiedział ktoś i ruszyli w swoją stronę. Harry zauważył, że Matt i Hermiona zniknęli już za drzwiami biblioteki, więc podszedł do Ivy. Nie zauważył, że jedna osoba posyłała w stronę Krukonki nienawistne spojrzenia, gdy ją zobaczyła, zanim odeszła z resztą przyjaciół. Nastolatka była w końcu bardzo ciekawa, czemu Harry zrezygnował z udania się z nimi do Pokoju Wspólnego. 
– Cześć Avery – przywitał się chłopak, a ona uśmiechnęła się na jego widok, najwyraźniej zaskoczona, iż go spotkała. 
– Cześć, dobrze cię widzieć, Potter – odparła dziewczyna. 
– Zobaczyłem, że tu idziesz i postanowiłem, że poczekałem na ciebie – wyjaśnił chłopak na pozór beztrosko, jednak był trochę niepewny tego, co chce zrobić. 
– Coś się stało? Masz taką dziwną minę? – zapytała zaskoczona dziewczyna, uważnie przyglądając się ciemnowłosemu, po chwili jednak się szybko zreflektowała – Przepraszam, nie chcę być wścibska – uśmiechnęła się lekko do niego. – Mam trochę pracy – rzekła, wskazując na ciężką torbę z książkami, a jej mina nieco zrzedła. – Ciesz się wolnością, póki możesz, bo zapewniam cię, że w klasie owutemowej nie dadzą ci żyć – dodała, a Harry ją po prostu słuchał. Zbierał się do tego, co zamierza zrobić, ale nieco się denerwował, a przede wszystkim obawiał reakcji Krukonki. 
Harry Potterze, na gacie Merlina! Masz lat szesnaście, czy sześć? Nie zachowuj się jak idiota, zaproś ją w końcu! – powiedział do siebie w myślach, zbierając się na odwagę. W końcu przez lata był Gryfonem, a to coś chyba znaczy, prawda? Gryfoni są odważni — zazwyczaj. 
– To w takim razie nie zajmę ci dużo czasu, Ivy – stwierdził Harry, chcąc ją zatrzymać tutaj jeszcze na chwilę. – Wiesz, że w tę sobotę jest wyjście do Hogsmead? – zapytał szybko. 
Nastolatka nagle jakby się ożywiła, gdy usłyszała to pytanie, jednak nie dała po sobie tego poznać. W jej głowie pojawiła się pewna myśl i w tej chwili dziewczyna marzyła tylko o tym, aby jej przypuszczenia były prawdziwe. 
– Coś obiło mi się o uszy – przyznała spokojnie. 
– Jeśli nie masz jakichś planów, może moglibyśmy... może wybralibyśmy się tam razem? – zapytał Harry, odrobinę się plącząc, ale miał szczerą nadzieję, że się nie zbłaźnił. 
Dziewczyna miała poważną minę, na co Harry nieco się przeraził, bowiem nie wiedział, co ona zwiastowała. Chłopak nie miał pojęcia, że po prostu spełniło się jej pobożne życzenie i teraz była nieco zaskoczona, iż tak się stało. 
– Wygłupiłem się? Skoro się pogodziliśmy pomyślałem, że moglibyśmy czasem wyjść, żeby całkowicie zażegnać nasz spór – próbował zażartować Harry i zaśmiał się lekko, choć do śmiechu mu nie było. Jak mógł pomyśleć, że Avery będzie chciała gdziekolwiek z nim pójść? Był jej byłym wrogiem, przez miesiące go nienawidziła, do tego ona była bardzo ładną, starszą Krukonką i na pewno nie mogła opędzić się od adoratorów. Już w myślach zaczął wyrzucać sobie swoją głupotę, kiedy zauważył, że wargi dziewczyny uniosły się do góry, a jej twarz jakoś dziwnie się rozpromieniła. Ivy uśmiechnęła się na to pytanie, a motyle w jej brzuchu odtańczyły dziki taniec radości. Miała nadzieję, że ją o to zapyta, czego Harry oczywiście świadomy nie był. 
– Nie, Potter. Nie wygłupiłeś się, bardzo chętnie z tobą pójdę – odrzekła, ale na jej twarzy zagościł uśmiech. 
– To fajnie, cieszę się – powiedział uradowany chłopak, a jego humor od razu uległ poprawie. – Później ustalimy resztę. Do soboty jeszcze dużo czasu – zauważył. 
– Jasne, na pewno spotkamy się jeszcze kilka razy przed sobotą – powiedziała wesoło Ivy. 
– Pewnie. To ja ci już nie przeszkadzam – rzekł chłopak. – Do zobaczenia, Ivy. 
– Cześć, Harry – odparła Krukonka, co sprawiło, że po karku Ślizgona przebiegł przyjemny dreszcz, gdy usłyszał swoje imię z jej ust. Wymieniając uśmiechy i spojrzenia, oboje rozeszli się w swoje strony w o wiele lepszych nastrojach. 

***

Szóstoroczni Ślizgoni zaczynali kolejny dzień od zaklęć, więc pod pracownią zebrała się już większość osób. W końcu zabrzmiał dzwonek, a nauczyciel wpuścił do klasy wychowanków domu Węża, jak i Lwa, bowiem to z nimi mieli te zajęcia, jak większość. Harry wszedł do środka zaraz za Nevillem, a potem podążył za nim do jego ławki, bowiem miał zamiar porozmawiać z nastolatkiem.
– Mogę? – zapytał Harry, wskazując na miejsce obok niego.
– Jasne, siadaj Harry – odparł zaskoczony Gryfon. Prawda była taka, że odkąd młody Potter zaczął zadawać się ze Ślizgonami, a potem przeniósł się do Slytherinu, rzadko siedział na zajęciach z kimś z Gryffindoru. Nie wynikało to wcale z jego niechęci, oczywiście, jednak ich relacje nieco się osłabiły.
– Potter, to moje miejsce! – w klasie nagle rozległ się wściekły głos Rona – Ja siedzę z Nevillem na zaklęciach – oznajmił.
– Zająłem ci miejsce? – zapytał Harry, tak jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. – Tak mi przykro z tego powodu. – rzucił ironicznie i jeszcze bardziej rozwalił się na krześle, dając mu do zrozumienia, że to miejsce jest już zajęte, natomiast u pozostałych wywołało to salwy śmiechu, na co Ron zirytował się jeszcze bardziej, a jego twarz przybrała barwę dojrzałego buraka.
– Panie Weasley, jakiś problem? – zapytał profesor Flitwick, dostrzegając, iż w jego pracowni powstało zamieszanie.
– Ron, odpuść – powiedział Dean, odciągając go od ławki, gdzie siedzieli Harry i Neville. – Nie ma tu żadnego problemu, panie profesorze – odpowiedział szybko za Rona. – Wszystko jest w porządku – dodał spokojnie Gryfon.
– Doskonale. Chłopcy, zajmijcie swoje miejsca – polecił szybko profesor, a potem odwrócił się w stronę tablicy, przed którą zaczął wymachiwać różdżką, a po chwili pojawiły się na niej litery układające się w temat dzisiejszych zajęć.
Wściekły Ron powędrował za Deanem do innej ławki, jednak przez całą lekcję ciskał gromy z oczu w stronę Harry’ego.
– Neville, co u ciebie słychać? – zagadnął przyjaciela, gdy każdy zajął się czytaniem tematu z podręcznika, który zadał profesor. – Dawno nie rozmawialiśmy – zauważył.
– Jakoś leci – powiedział Neville, wzruszając beztrosko ramionami. – Sprout tylko trochę daje w kość na dodatkowym zielarstwie. A jak ci się żyje w Slytherinie? Dziwnie jest bez ciebie w dormitorium – westchnął chłopak. Harry uśmiechnął się smutno, byli dość zgrani z Ronem, Seamusem, Deanem i Neville’em, a wieczory często obfitowały w wybuchy śmiechu.
– Całkiem znośnie, większość Ślizgonów przyzwyczaiła się, że tam mieszkam. Neville, słyszałem, że pomagasz profesor Sprout przy roślinach do tych całych zawodów – zagadnął Ślizgon zmieniając temat na ten, o którym chciał rozmawiać. 
– Skąd o tym wiesz? – zapytał zaskoczony Neville.
– Ginny coś mi wspominała – skłamał Harry, nie chciał mówić, że przez dziewczynę informacja trafiła do jeszcze kilku innych Ślizgonów.
– Ah, w porządku – stwierdził chłopak. – Bałem się, że to się już po szkole rozniosło. Bo widzisz Harry, to jest tajemnica. Ale mogę ci powiedzieć, że niektóre z roślin są naprawdę niebezpieczne.
– Coś jak sklątki Hagrida, podczas Turnieju Trójmagicznego? – zapytał Potter.
– Gorzej, Harry – odparł całkowicie poważnym tonem Longbottom. – Sklątki to nic w porównaniu z niektórymi z roślin – odpowiedział Neville, a jego źrenice rozszerzyły się z zachwytu. – Te zawody będą naprawdę niebezpieczne. Nie wiem, dlaczego Dumbledore wyraził na to zgodę, zwłaszcza po tym, co działo się podczas Turnieju...
– Longbottom, Potter, proszę o ciszę! – przerwał im nauczyciel, który nagle znalazł się obok nich. Żaden z nich nie zauważył nadchodzącego Filtwicka.
– Przepraszamy, panie profesorze – powiedział spokojnie Harry, a prośba nauczyciela – ku jego zdumieniu – została spełniona.
Lekcja wreszcie dobiegła końca. Harry nic nie robił sobie ze wściekłych spojrzeń, które posyłał mu Weasley. Widocznie cały czas miał mu za złe, że usiadł z Neville’em. Gdy razem z resztą klasy na korytarz, ktoś go zawołał.
– Potter! – rozległ się donośny głos na korytarzu. Harry odwrócił się w stronę osoby, do której ów należał.
– Czego chcesz, Weasley? – zapytał, irytując się już na sam widok Gryfona.
– Wkurzasz mnie, Potter – powiedział Ron, będąc już blisko niego.
– Ach tak? – zapytał zaskoczony Harry. – I co z tego?
– Zakończmy to raz na zawsze – wycedził rudzielec. – Tylko ty i ja – zapowiedział.
– Co masz na myśli? – zapytał, Harry nie rozumiejąc, o co chodzi Gryfonowi.
– Pojedynek. Wieża astronomiczna, o północy. Tylko ty i ja – powiedział Gryfon cicho, aby tylko Harry go usłyszał.
– Rozum postradałeś? To będzie twój koniec, Weasley – stwierdził zaskoczony Ślizgon.
– Nie sądzę, Potter – odparł Weasley z cwanym uśmieszkiem.
– Jak chcesz – rzekł Potter, wzruszając ramionami. – Dzisiaj? – dopytał Potter, na co Ron kiwnął twierdząco głową.
– Gotuj się na porażkę – rzucił Harry przez ramię, po czym odszedł do swoich przyjaciół, którzy na niego czekali.

Obiecałam dzisiaj, więc oto i rozdział :) Kiedy następny, jak zawsze nie wiem; podejrzewam, że w pierwszej kolejności skupię się na sevmione, a potem na trzynastce Wybrańca, żeby było sprawiedliwie :).

Jakiś czas temu na fp udostępniłam ankietę, którą kilka osób wypełniło. To było dawno, ale już wtedy te kilka osób nieco mnie zaskoczyły swoimi odpowiedziami, a czym Was więcej, tym lepiej, więc zachęcam do kliknięcia niżej, to naprawdę zajmię tylko chwilę. Wiem, że ankiety mogą być irytujące, dlatego starałam się ją skrócić do minimum, a pomoże mi ona nieco rozeznać się w sytuacji :) 
Ostatnio sporo się dzieję i jeżeli chcecie być na bieżąco, to najszybciej złapie się mnie na asku, ale chciałam także jeszcze krótko wspomnieć, że założyłam instagrama z wierszami, a na instagramie book_oazy przełamałam się do nagrywania na story, więc zapraszam także i w tamte miejsca :)
To chyba wszystko! :)
//Do napisania!