piątek, 22 września 2017

Rozdział Piąty


Betowała: Teina
Gdy większość młodzieży odeszła, Harry i Catherine usiedli na trawie, przez chwilę wpatrując się w siebie bez słowa. Oboje wyczekiwali chwili, gdy wreszcie się spotkają; każde z nich zastanawiało się, co wtedy powie, a jednak teraz obojgu głos odmówił posłuszeństwa.
– Tyle razy zastanawiałem się, czy cię kiedyś spotkam – powiedział w końcu Harry, przyglądając się siostrze. Jego znajomi nie kłamali, rzeczywiście była podobna do ich matki, którą Harry widział we wspomnieniu. Wydawało mu się, że jednak rude włosy jego siostry mają trochę inny odcień, no i jej oczy były niemal tak bardzo zielone, jak jego własne. – Nie wiedziałem, gdzie jesteś, jak cię odnaleźć – dodał Potter. 
Catherine roześmiała się dźwięcznym śmiechem, a w jej oczach tańczyły iskierki szczęścia.
– Skąd o mnie wiedziałeś? – zapytała. – Hermiona kiedyś mi napomknęła, że wiesz o moim istnieniu. Myślałam, że Dumbledore to zataił.
– Od Syriusza – odparł jej brat. – To on opowiedział mi o tobie, ale… później już nie miał okazji, aby mi o tobie cokolwiek wspomnieć – dodał, nieco posępniejąc. Z twarzy dziewczyny także na chwilę zniknął radosny uśmiech i odrobinę przygasła.
Dwie trzynastoletnie dziewczynki cicho uchyliły drzwi do salonu zaciekawione nieznanym przybyszem, który rozmawiał z ciocią i wujkiem. Były bardzo zaintrygowane gościem, którego nie znały, dopóki nie zobaczyły jego twarzy.
– Muszę się z nim spotkać – dało się słyszeć. – Przedostanę się do Hogwartu – dodał mężczyzna.
– To Syriusz Black! – wyszeptała ta o ciemnych włosach do swej przyjaciółki.
– Widziałam jego zdjęcie w gazecie – dopowiedziała rudowłosa.
– Dziewczynki, ile razy wam mówiłam, abyście nie podsłuchiwały – powiedziała karcąco Narcyza. Nastolatki popatrzyły się jedna na drugą, zastanawiając się, skąd ich ciotka wie o tym, co właśnie robiły. Skoro już zostały odkryte, weszły do środka. Mężczyzna spojrzał na nie, zatrzymując wzrok na rudowłosej.
– Czyżby to była moja chrześnica? Wygląda zupełnie jak jej matka – powiedział Syriusz.
– Kropka w kropkę – potwierdziła Narcyza.
– Jest pan moim chrzestnym? – zapytała rudowłosa z zainteresowaniem. Mężczyzna roześmiał się wesoło.
– Żaden „pan”. Syriusz, moja droga – odparł radośnie. 
– Mi też go brakuje – powiedziała Catherine, powracając do rzeczywistości. Wspomnienie pojawiło się w jej głowie tak nagle, jednak nie chciała się w nim pogrążać. – Tyle mi o tobie opowiadał – dodała. – On i Hermiona, na początku ciągle ją wypytywałam – zaśmiała się, zmieniając temat. Wspomnienie ich ojca chrzestnego było dla nich obojga bolesne. – Rzeczywiście jesteś bardzo podobny do taty – stwierdziła.
– Wszyscy mi to mówią – potwierdził chłopak. Sam o tym doskonale wiedział, miał już możliwość zobaczyć swoich rodziców we wspomnieniu. – Ty za to wyglądasz jak mama.
– Mi też to wszyscy mówią – roześmiała się dziewczyna.
– Avada powiedziała, że idziecie w tym roku do Hogwartu – przypomniał sobie Harry.
– Niech Hogwart się boi – zażartowała. – Teraz będziemy razem, Harry – dodała.
Młodzi Potterowie pogrążyli się w rozmowie, nawet nie spostrzegając, że mijały kolejne minuty i godziny. Oboje byli szczęśliwi, bo wreszcie odnaleźli cząstkę siebie.

***
W pokoju, który tymczasowo zajmował czarnowłosy chłopak, panowała niesamowita cisza i harmonia, którą w żaden sposób nikt by nie pogardzał. Zwłaszcza nastolatek pogrążony w głębokim śnie, z którego nie miał najmniejszej ochoty się obudzić. O nie, Harry zdecydowanie wolał nadal przebywać w krainie Morfeusza. Nagle do pokoju jak burza wpadła jego najlepsza przyjaciółka, nie zwracając uwagi na to, że ten śpi i nie miał zamiaru jeszcze wstawać.

– Dostałeś list? – krzyknęła Hermiona entuzjastycznie, wymachując trzymanym pergaminem na wszystkie strony świata. Dziewczyna nie przejęła się zbytnio tym, że Harry warknął w jej stronę, rozzłoszczony. Po chwili chłopak założył na nos okulary, po czym podparł się łokciami i rozejrzał niemrawo.

– Dziękuje za pobudkę, Hermiono o... – Zerknął na zegarek z opadniętą szczęką. – ...siódmej rano?! W wakacje?! Oszalałaś? Co w ciebie wstąpiło? Matt ma na ciebie zły wpływ – dorzucił ostatnie zdanie z rozbawieniem. – Za jakie grzechy ja za to mam cierpieć? – lamentował dalej, choć momentami specjalnie przesadzał.
Dziewczyna roześmiała się wesoło na stwierdzenie przyjaciela, nic nie robiąc sobie z tego, że nie był zbytnio zadowolony z porannej pobudki. Nagle w oczy Gryfona rzucił się wygląd przyjaciółki. Miała na sobie tylko pidżamę, natomiast jej włosy były w większym nieładzie niż zwykle – aż dziw, że to jeszcze możliwe. Od razu wywnioskował, że także i ona niedawno wstała. Podejrzewał, że jak tylko dostała list, natychmiast przyszła do niego. Dostrzegł również drugi przedmiot, który trzymała w dłoni, i to właśnie on zaintrygował go bardziej, a na jego obliczu zawitał szeroki uśmiech.
– Hermiono, jesteś prefektem! Gratulacje! – zawołał nieprzytomnym tonem, starając się całkowicie wybudzić. Ucieszył się, że spełniło się jedno z marzeń jego najlepszej przyjaciółki, która zawsze chciała być we wszystkim najlepsza, a odznaka prefekta była dla niej czymś istotnym.
Potter spojrzał w kierunku parapetu, na którym spodziewał się ujrzeć sowę z listem. Leżała tam jednak jedynie pergaminowa koperta. Widocznie sowa już odleciała, pozostawiając przesyłkę odbiorcy. Harry chwycił różdżkę, która leżała obok łóżka na szafce nocnej.
– Accio! – Wcelował w pergamin, a koperta natychmiast do niego przyleciała. – Ile miałaś sumów? – zainteresował się chłopak, rozrywając swoją kopertę ciekawy, jakie będą jego wyniki, ale także tego, jakie osiągnęła brązowowłosa.
– Dziewięć wybitnych i jedno powyżej oczekiwań – oznajmiła radośnie. – A ty, Harry? Ile masz?
– Gratulacje, Hermiono! Wiedziałem, że będziesz miała same świetne oceny! – powiedział, ciesząc się z dobrych wyników dziewczyny. Wiedział, że to dla niej ważne.
Chłopak w końcu otworzył swoją kopertę i zaczął czytać zawartość listu na głos, od razu skupiając się na wynikach egzaminu.
– Obrona W, zaklęcia teoria P, praktyka W, transmutacja P, opieka P, astronomia teoria W, praktyka Z , zielarstwo P, wróżbiarstwo N, historia N i eliksiry P. Nie jest źle – wymienił wszystko po kolei uradowany nastolatek. – Zaraz… – przerwał nagle, coś sobie uświadamiając i ponownie spojrzał na swoje wyniki. – Powyżej oczekiwań z eliksirów! Niewiarygodne! – uradował się, przecież to było nieprawdopodobne.
– Świetnie, Harry! – rzekła rozpromieniona Hermiona, ciesząc się z jego osiągnięć. – Cieszę się, że ci się udało, chociaż te dwa Nędzne... – stwierdziła już mniej entuzjastycznie, na co Harry jedynie przewrócił oczami. – Idę jeszcze zobaczyć, jak poszło Draconowi – poinformowała. Potter zaśmiał się cicho, kiwając głową z aprobatą.
– Bystry się wkurzy, że go budzisz – rzekł, a na jego wargach zagościł cwany uśmieszek. Każda okazja, aby wkurzyć jego dawnego wroga, była tą odpowiednią, natomiast dziewczyna tylko wzruszyła niewinnie ramionami, nic nie robiąc sobie z jego słów.
– Trudno! Ma pecha – powiedziała i zostawiła Harry’ego samego. Czarnowłosy natychmiast z powrotem opadł na poduszki. Teraz nareszcie mógł iść spać dalej, choć w niewątpliwie lepszym nastroju.

***
Harry w końcu postanowił, że na dzisiaj koniec wylegiwania się w wygodnym łóżku, więc całkowicie rozbudzony i doprowadzony już do porządku wyszedł z pokoju, aby pójść do kuchni i coś zjeść, gdyż jego żołądek się tego domagał, zwiastując to głosem burczeniem. Chłopak wiedział, że skrzaty pracujące u Malfoyów na pewno przygotują mu coś do jedzenia. Pokój opuścił w wyśmienitym humorze, gdy pomyślał o tym, jak Hermiona stara się, aby skrzaty czuły się jak najlepiej w tym domu, a nawet próbowała wmówić im, że powinni żądać zapłaty za to, co robią. 
Chłopak przeszedł zaledwie kilkanaście kroków, odkąd opuścił swój pokój, a wtedy na korytarzu natknął się na osobę, którą najmniej chciał widzieć w tym momencie; właściwe w ogóle nie pragnął jej ujrzeć już nigdy więcej. Jego doskonały humor momentalnie prysł jak bańka mydlana. Do tej pory udawało mu się unikać tej konkretnej kobiety i nie miał, na szczęście, z nią żadnej styczności aż do tejże chwili. Wiedział, że konfrontacja będzie nieunikniona. 
Osobą, która stanęła Harry’emu na drodze, była kobieta z burzą kręconych, czarnych jak smoła włosów i o orzechowych oczach, w których na widok chłopaka nie było nienawiści, co go niesamowicie zdumiało. To jednakże nie powstrzymało go, żeby posłać jej jedno z jego najbardziej nienawistnych i pogardliwych spojrzeń, jakimi dysponował. Bellatrix Lestrange była jedną z tych osób, których nienawidził najbardziej na świecie. To przez nią zginął Syriusz Black. Potter ledwo się powstrzymywał od rzucenia porządnej klątwy na matkę swojej przyjaciółki, która wcale nie była zaskoczona wrogim nastawieniem nastolatka. Zresztą nie było się czemu dziwić.
– Potter – przywitała się kobieta, siląc się na miły ton, co niesamowicie trudno jej wychodziło, kiedy ten nie okazywał jej należytego szacunku. Śmierciożerczyni wiedziała, że nie miał do tego żadnych powodów, a raczej powinien nią gardzić, lecz to ciągle była Bellatrix Lestrange, od zawsze przyzwyczajona do tego, że każdy się jej bał i podchodził do niej z respektem, okazywał szacunek, nawet jeśli na niego nie zasługiwała. Nikt nie śmiał nią pogardzać czy z niej szydzić, oczywiście pomijając wrogów, ale nawet oni zawsze lękali się, gdy mieli do czynienia z tą szaloną kobietą. 
– Bellatrix – odpowiedział chłodno Harry, po czym od razu ją wyminął i skierował się w przeciwną stronę. Nie mógł dłużej na nią patrzeć, nie chciał z nią rozmawiać. Wystarczyło, że stanęła mu na drodze, a wpadał w furię. Wolał mimo wszystko uniknąć konfrontacji, przecież to była matka jego przyjaciółki, a teraz na dodatek stali po tej samej stronie. Niestety nie było dane mu się oddalić, gdyż śmierciożerczyni ponownie się odezwała, co było mu w niesmak.
– Nie zabiłam go, Potter – rzekła wyniosłym tonem, jakby wcale nie brzmiało to paradoksalnie, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak widział pojedynek, który rozegrał się między nią a Syriuszem.
Harry zatrzymał się w bezruchu, automatycznie kierując rękę w stronę kieszeni, w której trzymał swoją różdżkę z piórem feniksa. Nie wyciągnął jej, ale odwrócił się w stronę Bellatrix z wściekłością wymalowaną na twarzy. Kobieta na jego minę jedynie uniosła brwi, powstrzymując rozbawienie. Rozwścieczony Harry Potter w jej oczach wyglądał teraz po prostu komicznie, ale chyba nie miała pojęcia, do czego był w tej chwili zdolny. Mocno go rozzłościła tą jedną uwagą, choć pragnęła jedynie wyjaśnić pewną rzecz, on jednak nie rozumiał takiego zachowania Lestrange. Jak Bellatrix śmiała wypierać się zabójstwa ostatniej bliskiej mu osoby?! To był już szczyt bezczelności! Owszem, Harry zdawał sobie sprawę z tego, że wina nie leżała tylko po jej stronie, ponieważ Albus Dumbledore wysłał tam Syriusza, ale to nie zmieniało faktu, że to ona z nim walczyła i to posłała w niego mordercze zaklęcie. Chłopak o tym nie zapomniał. To, że jest po stronie Voldemorta, wcale nie sprawi, że nagle zaprzyjaźni się ze wszystkimi śmierciożercami.
– Jak śmiesz, bezczelna? – syknął nastolatek, powstrzymując się od wyciągnięcia różdżki. Zrobił jeszcze trzy kolejne kroki w stronę znienawidzonej kobiety. – A według ciebie kto to zrobił?! Kto rzucił w niego zaklęciem uśmiercającym?! Może ja, co?! – ironizował. Bellatrix wydawała się niewzruszona na jego słowa, jakby kompletnie sobie nic z tego nie robiła. Ona również żałowała śmierci swojego kuzyna. Potter nie miał pojęcia, jakie relacje naprawdę ich łączyły.
– Źle się za to zabrałam – mruknęła jakby sama do siebie, ale chłopak słyszał jej słowa. – Porozmawiajmy, Potter – rzekła bez złości czy kpiny, albowiem nie miała w tej chwili celu go upokarzać, czy choćby złościć. – Masz rację – przyznała nieoczekiwanie. – Rzuciłam Avadą Kedavrą, lecz Syriusz uskoczył przed zaklęciem, a dopiero potem wpadł za zasłonę. Chybiłam, a my nie walczyliśmy naprawdę. Cały ten durny pojedynek... – westchnęła ostentacyjnie. – Czy ty tego nie dostrzegłeś? To była tylko gra – wyjaśniła spokojnym tonem, wymachując teatralnie ręką. – Poznałeś przecież prawdę. Wiesz, kim był mój kuzyn. Śmierciożercą, tak jak ja, zresztą jak każdy z rodu – ostatnie zdanie dodała z dumą w głosie. – A teraz także i ty służysz Czarnemu Panu. 

Harry zmierzył kobietę uważnym spojrzeniem. Sprawiała wrażenie, jakby tłumaczyła coś do skutku małemu, nieposłusznemu dziecku, którym przecież nie był. To było niewiarygodne. Czyżby była na tyle dobrą aktorką? Tego nie wiedział, ale podświadomie coś mówiło mu, że nie kłamała. Wiedział przecież, że Syriusz potajemnie także służył stronie zła. Jednak czy jej słowa na pewno były prawdziwe?

– Zejdź mi z oczu, Lestrange – powiedział twardo. – Nie chciałabyś, żeby nasza rozmowa przeszła do rękoczynów, aniżeli do nieprzyjemnego dla ciebie pojedynku. Wiedz, że tym razem poprawnie rzuciłbym nie tylko Cruciatusa, a ręka mnie świerzbi – oświadczył nieprzyjemnym tonem. – Nie mam ochoty odbierać przyjaciółce matki – warknął, nie kontrolując już swoich emocji. Był na granicy wytrzymałości, ledwo utrzymywał swoje nerwy na wodzy. Miał ogromną ochotę wykorzystać kilka nowo poznanych zaklęć. Ta kobieta doprowadzała go do szewskiej pasji i trudno było mu zachować spokój, szczególnie gdy odznaczała się wyjątkową bezczelnością, jak przed chwilą. Prawdopodobnie chciała wyprowadzić go z równowagi tak, jak w Departamencie Tajemnic. A może nie kłamała?
Bellatrix i Harry przez moment mierzyli się spojrzeniami. Potter zauważył w jej orzechowych tęczówkach zdziwienie, jak i rozbawienie, które nie zanikało. Śmierciożerczyni wyminęła go, po czym, gdy była tuż obok niego, dorzuciła jeszcze swoje dwa zdania.
– Nie chcę być twoim wrogiem, Harry Potterze. Zapewne nie wiesz, ale James wbrew woli tej brudnej szlamy czynił mnie twoją matką chrzestną, tak samo, jak i Catherine. Miej to na uwadze – rzuciła i po prostu odeszła, pozostawiając oniemiałego nastolatka samego na korytarzu. Nigdy nie spodziewałby się tego, co właśnie usłyszał. Kiedy dowiedział się, że ma ojca chrzestnego, przepełniała go niesamowita radość, a teraz jeszcze tego, że to ta szalona kobieta jest jego matką chrzestną. Kompletnie nie miał pojęcia, co o tym sądzić, ale wiedział jedno – nie napawało go to zbytnim optymizmem.

***
W owalnym gabinecie, gdzie na ścianach dominowały portrety dawnych dyrektorów Hogwartu, za biurkiem siedział Albus Dumbledore, wpatrując się swoimi błękitnymi tęczówkami w feniksa o imieniu Faweks. Myśli starca krążyły nad czarnowłosym nastolatkiem, który całkiem niedawno uciekł z dotychczasowego miejsca zamieszkania. Nikt go nie widział, nikt o nim nie słyszał. Od czasu swojej ucieczki Harry Potter nie kontaktował się z nikim. Innymi słowy, przepadł jak kamień w wodę. Dyrektorowi niesamowicie się to nie podobało, ponieważ stracił kontrolę nad Wybrańcem, a przecież do tego nie wolno było dopuścić. Za wszelką cenę musiał dopilnować tego, aby Potter wykonał swą misję.

Dumbledore wiedział jedynie, że chłopak żyje i jest względnie bezpieczny, ponieważ Lord Voldemort i śmierciożercy nie odpuściliby okazji, aby zawiadomić cały świat czarodziejski, że schwytali sławnego Wybrańca i jego życie wisi na włosku, bądź nie żyje. Byłoby to olbrzymim ciosem dla ludzi, którzy wierzą, iż to on uratuje ich przed czarnoksiężnikiem. Czarodzieje straciliby nadzieję na wybawienie, a co za tym idzie, staliby się o wiele słabsi. Pewne więc było to, iż Harry zaszył się w jakimś bezpiecznym miejscu, jednak dlaczego uciekł?

Nagle wpadł na pewien – według niego – genialny pomysł. Pewność siebie i pozorna nieomylność sprawiały, że nie zauważał już nawet tego, że czasami w jego umyśle goszczą idiotyczne myśli. Albus założył na haczykowaty nos swoje okulary połówki, które leżały tuż obok niego na biurku, po czym wstał i podszedł do wielkiego okna, aby móc zerknąć na zewnątrz. Gorące słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, więc pora nie była jeszcze zbyt późna. Czarodziej podszedł do kominka i wziął w dłoń garść proszku Fiuu. Szmaragdowe płomienie zapłonęły w kominku, rozjaśniając gabinet zielonym blaskiem, po czym profesor przeniósł się do Nory, i bez wcześniejszej zapowiedzi pojawił się w kuchni państwa Weasleyów.

Przy kuchennym stole siedziała kobieta o rudych włosach, a na jej twarzy gościł dobroduszny uśmiech, który obejmował ciepłe brązowe oczy pani Weasley. Przeglądała jakieś czarodziejskie czasopismo, jednak gdy zauważyła szmaragdowe płomienie w kominku, natychmiast skierowała swój wzrok w tamtą stronę.
– Albusie! Jak miło cię widzieć – zaćwierkała wesoło, wstając od stołu, gdy tylko ujrzała nieoczekiwanego gościa. Pani Weasley od zawsze była pełna ciepła i serdeczności. Czarodziej odwzajemnił serdeczny uśmiech kobiety, jednak ona nie potrafiła dostrzec fałszywości, która się kryła w Dumbledorze, gdyż bezgranicznie w niego wierzyła. 
– Ciebie również miło widzieć, Molly – odpowiedział spokojnie mężczyzna. Gospodyni natychmiast zaczęła krzątać się po kuchni bez żadnego konkretnego celu. Tutaj rzuciła zaklęcie, które pomogło jej wstawić naczynia do szafki, tutaj jednym sprawnym ruchem wytarła ze stołu widoczne ślady po wylanej kawie.
– Może herbaty, Albusie? – spytała, teatralnie potrząsając czajnikiem trzymanym w dłoni.
– Nie kłopocz się, Molly. – Na jego obliczu nadal gościł ten dobroduszny uśmiech poczciwego staruszka. – Odwiedziłem was tylko na chwilę, chciałem porozmawiać z Ronaldem – wyjaśnił zdecydowanym tonem. Na twarzy Molly pojawiło się nieukrywane zdziwienie.
– Z Ronem?! – zdumiała się czarownica i zaniepokoiła jednocześnie. – Stało się coś? Czemu akurat z nim?! – teraz matka nastolatka była już odrobinę podenerwowana. Miała nadzieję, że jej syn nie wplątał się w jakieś kłopoty.
– Po prostu muszę się czegoś dowiedzieć – uspokoił ją. – Zawołasz go, Molly? – poprosił staruszek, wiedząc, że kobieta się nie sprzeciwi jego woli.
– Tak, oczywiście – zgodziła się bez żadnego wahania, jednak zastanawiała się, czego Dumbledore chce od jej najmłodszego syna. Czarownica wyszła z kuchni, a po kilku minutach wróciła ze wspomnianym chłopakiem, który był od niego wyższy o ponad głowę.
– Dobry wieczór, panie profesorze – wydukał uprzejmym tonem, widząc groźne spojrzenie swej rodzicielki, która przed chwilą zapewne musiała go strofować. Starzec mimowolnie uśmiechnął się pobłażliwie.
– Dobry wieczór, panie Weasley – odparł uprzejmie. – Chciałem z tobą porozmawiać o Harrym, Ron – przeszedł do sedna, darując sobie niepotrzebne uprzejmości i kolejne niedomówienia, które tylko marnotrawiły czas.
– O Harrym? – zdziwił się nastolatek, a na jego obliczu zagościł także i smutek. – Od dawna nie miałem z nim żadnego kontaktu, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię! – wyjaśnił od razu. – Tak samo jest z Hermioną... – dodał. Widać było, że brak przyjaciół bardzo mu ciążył.
– Panna Granger? – Wypowiedź Ronalda została nagle przerwana przez głos zdumionego Albusa. Takiego obrotu sprawy nauczyciel się nie spodziewał. Co się działo z tą dwójką nastolatków?
– Hermiona nie odpowiedziała na żaden mój list – poinformował zrezygnowany Weasley.
– Bardzo dziwne – wymamrotał dyrektor Hogwartu, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał, jednak tak nie było. Przyszedł tu z konkretnym zadaniem, którego znów musi się podjąć Ron.
Weasley westchnął z rezygnacją, słysząc komentarz dyrektora. Również mocno zawiódł się na przyjaciołach. Nie rozumiał, dlaczego się z nim nie kontaktują, zupełnie jakby byli sobie obcy, jakby się nigdy nie przyjaźnili.
– Miałem zamiar napisać do nich po raz kolejny, ale nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens... – mówił dalej nieco zrezygnowanym tonem.
– Zrób to – polecił szybko mężczyzna. – Wiesz, o co muszę cię prosić – dodał spokojnie, wiedząc, że chłopak w mig zrozumie, o co chodzi.
– W tym roku też?– Zdziwił się rudowłosy , rozumiejąc, co dyrektor ma na myśli. – Jeśli muszę... Czuję się, jakbym go zdradził, jakbym zdradził naszą przyjaźń – wyznał. Bardzo szanował Dumbledore’a i wiedział, że musi wykonywać jego polecania, ponieważ on wie, jak pokonać czyhające na wszystkich zło. Jego pomysły czasem przytłaczały Weasleya.
– Albusie, czy to jest naprawdę konieczne? – Zapytała rudowłosa kobieta, która wiedziała o wszystkim. Niezbyt podobał jej się ten pomysł, ale nie miała żadnego wpływu na decyzję starca.
– To dla jego dobra, Molly – wyjaśnił nauczyciel, a na jego twarzy ponownie pojawił się dobroduszny uśmiech.
– Mamo, przecież chcemy, aby Harry był bezpieczny – stwierdził Ron, przekonany o swojej racji. Zrobiłby wszystko, aby chronić przyjaciela.
Dyrektor uśmiechnął się lekko i pokiwał głową z aprobatą, słysząc słowa nastolatka. Pożegnał się szybko i skierował się do kominka. Pocieszał go fakt, że chociaż miał po swojej stronie najmłodszego syna Weasleyów, który wydawał się dla Harry'ego i Hermiony jedną z najważniejszych osób.

***
Harry ostatni raz dokładnie sprawdził, czy aby na pewno niczego nie zostawił w pokoju, gdyż nie miał ochoty na otwieranie swojego i tak przeładowanego kufra szkolnego. Już wychodził z pomieszczenia, gdy nagle usłyszał donośne pukanie do szyby okna. Na zewnętrznym parapecie siedziała Świstoświnka z listem w dziobie. Chłopak od razu ją rozpoznał, wystarczyło jedno krótkie spojrzenie. Ronald Weasley po raz kolejny zdecydował się napisać do niego, co za bardzo nie podobało się Potterowi. Chłopak podszedł do okna i niechętnie wziął list. Rzucił tylko okiem na krótką treść wiadomości i odrzucił pergamin gdzieś w kąt. Nie chciał znać rudowłosego Gryfona. Nie był jego przyjacielem przez ostatni rok – nie po tym, co zrobił. Ron bezczelnie szpiegował go „dla jego dobra”, jak to określał Dumbledore. Jego wieloletnia przyjaciółka naturalnie nie zgodziła się na propozycję starca. Wówczas obiecał sobie, że będzie jej ufał na każdym kroku. W przeciwieństwie do Rona pokazała mu, że jest jego prawdziwą przyjaciółką. 

Nagle do pokoju zajrzała pewna rudowłosa osóbka z lekkim uśmieszkiem na twarzy, lecz po chwili uśmiech znikł, gdy zauważyła wymalowaną irytację na twarzy brata. Choć Harry i Catherine spędzili ze sobą niewiele czasu, byli sobie bardzo bliscy. Rozłąka nijak wpłynęła na ich relację. Byli bliźniakami, więc widocznie musieli nadawać na tych samych falach. Teraz Harry lepiej rozumiał Freda i George’a.
– Wszystko w porządku, Harry? – zapytała z troską nastolatka. – Powinniśmy już iść na dół, ciotka Narcyza czeka – zauważyła, podchodząc do niego. Potter posłał siostrze lekki półuśmiech. Zawracanie sobie głowy takim zdrajcą jak Ron było bezsensowne.
– Wiem, Cathy – rzekł cicho. – Sprawdzałem, czy wszystko zabrałem i zobaczyłem sowę na parapecie. Weasley wysłał mi kolejny durny list – dodał pogardliwie, odchodząc od okna. – Wkurza mnie tymi bezsensownymi listami.
Chłopak chwycił za rączkę ciężkiego kufra, który odstawił pod drzwi na korytarz. Podnosząc ciężar, dał upust złości, co jego siostra od razu spostrzegła. Poczuł jej dłoń na ramieniu, a zielone oczy, takie same jak jego, wpatrywały się w niego troskliwie. Była taka, odkąd odzyskali się nawzajem. Nawet Draco i Avada, którzy znali ją najdłużej, dostrzegli w niej pewną pozytywną zmianę, choć żadne o tym nie mówiło.
– Nie warto, Harry. Weasley okłamywał cię przez tyle miesięcy. Widocznie nigdy nie był twoim prawdziwym przyjacielem.
Nastolatek westchnął przeciągle.
– Masz rację, Catherine – przyznał, chcąc już zakończyć ten bolesny dla niego temat. – Chodźmy już – zakomenderował. – Mówiłaś, że Narcyza na nas czeka – dodał, na co dziewczyna jedynie skinęła głową. Po chwili rodzeństwo wyszło razem z pokoju i oboje ruszyli ku nowemu początkowi.

***
Mijały kolejne godziny, których pozostało już tak niewiele do ponownego ujrzenia Hogwartu. Avada, Hermiona, Cathy, Harry, Matthew, Draco, a także Teodor Nott, już siedzieli w jednym z wielu przedziałów w pociągu wiozącym wszystkich pasażerów do magicznego miejsca, które było dla znacznej większej ilości uczniów drugim domem. Wszyscy cieszyli się z powodu wyjazdu do Hogwartu. Harry, jak co roku, nie mógł się doczekać, aż wreszcie znajdzie się pomiędzy murami szkoły. Kojarzyła mu się z bezpieczeństwem, co było paradoksalne wobec ilości niebezpieczeństw, które mu się tam przydarzyły. Catherine i Avada, choć tego nie okazywały, były podekscytowane, ponieważ jeszcze nie były wewnątrz zamku. Młode śmierciożerczynie do tej pory uczęszczały do Instytutu Magii Durmstrang.

W ich przedziale, co chwila dało się słyszeć donośne wybuchy radosnego śmiechu. Ta sielanka trwała dosyć długo, dopóki ich napady głupawki nie przyciągnęły uwagi jednego z nowych prefektów, który akurat przechodził przez ten korytarz. Drzwi od przedziału otworzyły się, a w nich stanął wysoki i piegowaty chłopak. Na jego czarnej szacie widniała naszywka Gryffindoru oraz błyszczała się oznaka Prefekta. W Harrym ewidentnie zagotowało się na jego widok.
– Czego tu chcesz, Weasley? – syknął Draco, widząc najbardziej znienawidzonego Weasleya. O dziwo, ten z wielkim trudem zignorował arystokratę, po czym rozejrzał się po przedziale. Napotkał kilka pogardliwych spojrzeniach, lecz w końcu natrafił na Harry'ego i Hermionę, którzy siedzieli obok siebie w towarzystwie Ślizgonów, jak gdyby nigdy nic. Ten niecodzienny widok kompletnie zbił Gryfona z pantałyku. To zjawisko było tak niecodzienne, jak miły Snape, czy jak Voldemort mówiący, iż od teraz będzie kochał szlamy.
– Wreszcie was znalazłem – odetchnął z ulgą Ron. – Dlaczego siedzicie z nimi?! – zapytał chłopak. – Harry, Hermiono, przecież to ŚLIZGONI! – rzekł akcentując ostatnie słowo, zupełnie jakby sami zainteresowani nie mieli pojęcia, z kim przebywają.
– Doprawdy? – zapytał niewzruszony Potter, zerknąwszy na przyjaciółkę, zawzięcie wpatrującą się w swoje wypielęgnowane paznokcie, dając tym samym do zrozumienia Gryfonowi, że miała go w głębokim poważaniu. Nie zamierzała rozmawiać więcej z Weasleyem, choć ciężko jej to przychodziło. Przez tyle lat był jej przyjacielem, choć niewątpliwe było to, że zdradził Harry’ego. Pomijając to, w obecnej sytuacji lepiej było, aby jednak ich przyjaźń została definitywnie zakończona. Hermiona wiedziała, że to będzie najlepsze wyjście.
– A dlaczego mielibyśmy nie być tutaj? – zapytała retorycznie, unosząc brwi w geście rozbawienia. Uśmiechnęła się ironicznie, po czym jak gdyby nigdy nic szepnęła coś na ucho Avadzie, która parsknęła śmiechem po jej słowach
– Odejdź stąd, Weasley – rzekł chłodno Potter, mierząc dawnego przyjaciela wrogim spojrzeniem. – Nie chcę cię znać, Ron – dodał wściekle. Powoli zaczął tracić nerwy. Ronald spojrzał na niego z widocznym zaskoczeniem.
– Harry, co ty wygadujesz?! – zdumiał się, nie rozumiejąc tej sytuacji i zachowania swych dawnych przyjaciół. – Co się z wami stało?! Powariowaliście, czy jak! – spytał zdezorientowany, z przerażeniem spoglądając na Harry’ego i Hermionę.
Szatynka wywróciła wymownie oczami, po czym ponownie na jej twarz wkroczył ironiczny uśmieszek. Musiała sprowadzić Rona na ziemię.
– Jeżeli nie zauważyłeś, Weasley – rzekła, odgarniając brązowe loki z ramion niedbałym ruchem – przejrzeliśmy na oczy, dzięki czemu Harry wreszcie uwierzył, że twoja pusta osoba jest po prostu wstrętną szumowiną – zakończyła, spluwając mu pod nogi.
Cała siódemka spojrzała na nią zdziwiona. Nie widzieli jeszcze Hermiony Lestrange w takiej odmiennej wersji, bardziej Ślizgońskiej. Zwykle była pełna szacunku nawet dla kogoś takiego jak Gryfon, ale mina Rona Weasleya była bezcenna i to się liczyło najbardziej. Dziewczyna jednak nie do końca była z tego zadowolona, ale ukryła to. Kątem oka zauważyła, że jedynie Matt zmierzył ją spojrzeniem, zupełnie jakby wiedział, co czuła.
– Co ty mówisz, Hermiono?! Jak się zachowujesz w stosunku do przyjaciela?! Czekaj... Malfoy! Rzuciłeś na nich Imperiusa, ty podły śmierciożerco! Dlatego Harry i Hermiona tak się zachowują! – wykrzyknął oskarżenie pod adresem Dracona, nie panując nad swoimi słowami. – Normalnie nigdy by się nie zbliżyli do Ślizgonów. Nigdy by z wami nie rozmawiali! Czekaj… – zamyślił się. – Malfoy! Czemu rozmawiasz z mugolaczką? – zapytał nagle chłopak, nie dowierzając temu, co odkrył. Przecież Malfoy zawsze pogardzał Hermioną!
– Jeszcze raz nazwiesz mugolaczką moją kuzynkę, a nie ręczę za siebie – syknął Draco, mierząc gniewnym spojrzeniem Gryfona.
– Kuzynką?! Ale... ale jak to?! – powiedział zaskoczony Ron. – Kogo ty jesteś córką?!
Oprócz Weasleya każdemu zatrzęsły się niebezpiecznie wargi, po czym przedział, jeśli nie pociąg wypełnił się donośnym śmiechem nastolatków. Jego oskarżenia były niesamowicie absurdalne, a próby rozszyfrowania prawdziwej tożsamości Hermiony wywoływały rozbawienie.
– No proszę! Weasley próbuje myśleć! – zakpiła niespodziewanie Hermiona. – Szkoda tylko, że niezbyt ci to wychodzi.
– Myślenie zazwyczaj nie boli – dodał Malfoy, z marnym skutkiem powstrzymując kolejny atak śmiechu, natomiast jego trafną uwagę o rozmawianiu z Hermioną pominął milczeniem. – Słuchaj, Wieprzlej – rzekł po chwili, gdy zdołał się nieco opanować. – Nie musiałem nic na nich rzucać, żeby okazali się mądrzejsi od ciebie, jasne? – warknął, obrzucając chłopaka pogardliwym spojrzeniem. Miał już dość tej beznadziejnej w jego odczuciu rozmowy.
– Ty może nie, ale ja byłabym do tego zdolna – zażartowała rudowłosa dziewczyna siedząca obok Ślizgona. Mimo że Gryfon jej nie kojarzył, nie powstrzymywał się przed tym, aby podnieść na nią głos.
– CO?! Jak śmiałaś?!
Biorąc jej sugestię na poważnie, chłopak wyciągnął ze swojej przechodzonej szaty różdżkę, którą po chwili celował już w nastolatkę. Był niesamowicie wściekły.
– Zdejmij natychmiast ten urok, ty wredna Ślizgon... – Nie dokończył, zauważając, że na szacie dziewczyny nie było naszywki domu. – Kim ty właściwie jesteś? – zapytał zdezorientowany. Cathy uśmiechnęła się przebiegle, a Ron uznał to za szczery uśmiech, gdyż opuścił na moment różdżkę.
– Dla ciebie pani Catherine Potter. Z grzeczności powiedziałabym, że mi miło, lecz przy takiej szumowinie jak ty nie warto okazywać mojego szacunku, którego nie jesteś nawet godzien – powiedziała, wprawiając rudowłosego Gryfona w osłupienie, a u reszty powodując kolejny cichy atak śmiechu. Jak chciała, potrafiła jednym zdaniem komuś dokopać. Draco czasem żartował, że Snape mógłby się od niej uczyć.
– Że co?! Ale... – Machał rękoma niczym jakiś niedorozwój, przy czym Harry wywrócił oczami. Ron wiedział, że Harry ma gdzieś siostrę, więc nie powinien być tak zszokowany tym, iż się odnaleźli.
– Tak, Ron. O to właśnie przed tobą siedzi moja siostra bliźniaczka – stwierdził znudzonym tonem. Weasley poczerwieniał na twarzy ze złości, zaciskając dłonie w pięści. – Czyżby, coś nie tak?
– Siostra? – zdumiał się na krótko, po czym wybuchnął po raz kolejny. – Rzuciłaś Imperiusa na własnego brata?! Jak śmiałaś? Ty parszyw…
Potter zareagował natychmiastowo, wstając z siedzenia, a z szaty wyciągnął różdżkę. Stanął naprzeciwko dawnego przyjaciela rozwścieczony jak mało kto.
– Nie waż się obrażać mojej siostry, parszywy szczurze! – syknął, celując różdżką w jego pierś. 
– Harry, przecież ona ... – Ron próbował się niezgrabnie tłumaczyć.
– Litości! Weasley, czy ty się na żartach nie znasz i wszystko bierzesz na poważnie? – spytała rudowłosa czarownica, przewracając oczami. – Rozumiem, że jesteś niższego poziomu intelektualnego niż my, ale że...
– Zamknij się! – krzyknął Ronald w jej stronę. Brat dziewczyny przycisnął różdżkę mocniej.
– Jeszcze jedno słowo!
– Harry, ale co ci się stało?! Czemu siedzisz z nimi?! – wypytywał Gryfon, ignorując fakt, że różdżka Pottera nadal była mierzona w niego. – Przecież to ja jestem twoim przyjacielem!
Wybraniec pokręcił głową z dezaprobatą.
– Chyba sobie ze mnie żartujesz, Weasley. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego! – stwierdził stanowczo. Harry poczuł nagle przemożną chęć, aby użyć jednego z zaklęć, których nauczył się z ksiąg do czarnej magii. Które wybrać? Spalające, a może te, które sprawiają, że wnętrzności chłopaka zacząłby zwijać się z bólu?
– Co?! Ale dlaczego? – zdziwił się Ron, czym samym wyrwał Harry’ego z zamyślenia. Chłopak z przerażeniem uświadomił sobie, co chciał zrobić. Nikt nie zauważył, że coś jest nie tak, więc prychnął pogardliwie na słowa rudowłosego prefekta. 
– Ty już doskonale wiesz, Weasley – syknął. – Niby nie donosiłeś na mnie przez ostatni rok, co? Myślisz, że nie wiem, jak ze wszystkim latałeś do Dumbledora?!
– To było dla twojego dobra! Poza tym ona też to robiła – wskazał głową na Lestrange, która niewzruszona ostentacyjnie przeglądała czarodziejskie pismo Czarownica. Zapewne nudziła ją już egzystencja rudzielca.
– Doskonale wiesz, że ja nawet nie chciałam o tym słyszeć – warknęła zezłoszczona, nie odrywając wzroku znad czasopisma. – Od razu z tego zrezygnowałam!
– Odejdź stąd. To koniec naszej przyjaźni – zaakcentował Harry z pogardą ostatnie słowo, po czym bez słowa wrócił na swoje poprzednie miejsce obok Hermiony. Ron wciągnął głośno powietrze nosem, przy czym okropnie się zaczerwienił, co zlewało się z kolorem jego włosów.
– Pożałujesz tego, Harry! Zobaczysz, że jeszcze wydadzą cię Voldemortowi, a ta tleniona fretka na pewno to zrobi!
Po swoim żenującym wykładzie wyszedł z przedziału, z hukiem zatrzaskując drzwi. To był definitywny koniec Złotej Trójcy Gryffindoru.

***

Wielka Sala, jak co roku, także i tym razem była wspaniale udekorowana na przyjazd uczniów powracających na kolejny rok nauki. Setki uczniów siedziało już przy stołach swych domów, bacznie obserwując tegoroczną Ceremonię Przydziału, która odbywała się na każdym rozpoczęciu pierwszego semestru w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Stara, wyświechtana Tiara Przydziału była wkładana na głowy uczniów, po czym już po chwili wiadomo było, do którego domu dana osoba pasowała.
W tym momencie do kulawego stołka podeszła dziewczyna znacznie wyróżniająca się wzrostem od pozostałych pierwszorocznych. Była to rudowłosa nastolatka o oczach takiej samej barwy jak u jej brata, Harry'ego Pottera. Przybycie do szkoły dwóch starszych uczennic z Durmstrangu, które miały dołączyć na szósty rok nauki wywołało niemałe poruszenie wśród uczniów Hogwartu. Jednakże żadna z dziewcząt nic sobie nie robiła z tego, iż znalazły się w centrum uwagi. Harry dostrzegł, że w przeciwieństwie do niego jego siostra lubiła być wszędzie tam, gdzie coś się działo.
Avada Riddle już siedziała przy stole Slytherinu, a Harry był pewien, że Catherine również tam zasiądzie. Chłopak nie pomylił się, gdyż usłyszał potwierdzenie swoich domysłów, gdy stara czapka wykrzyknęła głośne „SLYTHERIN”, a przy stole Węży rozległy się głośne brawa. Catherine pasowała tam idealnie. Rudowłosa usiadła obok Hermiony, która została przydzielona ponownie. To również było szokiem nie tylko do uczniów, ale także i nauczycieli. Nowe nazwisko dziewczyny wywołało ogromną sensację wśród obecnych. Któż by się spodziewał takiej zmiany? Rano przyjaciółka wyjawiła Harry’emu i pozostałym, że jej matka wysłała Dumbledore'owi wyjca, w którym poinformowała go dosyć przekonująco, że pragnie, aby jej pierworodna otrzymała ponowny przydział. Potter uśmiechnął się pod nosem. Bardzo chciał zobaczyć minę dyrektora, gdy wysłuchiwał żądania śmierciożerczyni, a znając uprzejmość Bellatrix... Cóż, list musiał być dosyć ciekawy. Potter żałował, że sam nie mógł go wysłuchać, bo zapewne miałby niezły ubaw, choć to nie zmieniało faktu, iż nadal darzył kobietę nienawiścią.
Naprzeciw świeżo upieczonych Ślizgonek siedzieli Matt Snape, Draco Malfoy i Teodor Nott, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Widocznie ich też ceremonia ciekawiła tyle, co nic. Dopiero teraz Harry trochę zaczął żałować, że w pierwszej klasie posłuchał Weasleya. Gdyby nie on, na pewno na jego szacie widniałaby naszywka z herbem Slytherinu, a także siedziałby przy sąsiednim stole, wśród prawdziwych przyjaciół. Chłopak czuł, że to tam było jego miejsce. Oczywiście, nie był na tyle nierozsądny, aby uważać Ślizgonów za nieskazitelnych i jedynych słusznych przyjaciół, jednak przeczuwał, że właśnie na nich się nie zawiedzie, tak jak na Ronie, oraz że mimo wszystko w Slytherinie by się odnalazł. Jednak tej decyzji już nie cofnie, a poza tym w Gryffindorze, w którym uczył się przez ostatnie pięć lat, było mu bardzo dobrze. Nie żałował tego, że znalazł się w akurat tym domu, przecież miał tu przyjaciół innych niż zdradziecki Weasley. Jednocześnie bardzo często zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie w szkole, gdyby trafił do Węży.

Harry przerwał swoje rozmyślania i w końcu odwrócił wzrok od stołu Ślizgonów. Dopiero teraz dostrzegł, że McGonagall wynosi Tiarę i stołek do sąsiedniej komnaty, a na stołach wreszcie pojawiły się przeróżne potrawy, które jak zawsze przygotowuje mnóstwo skrzatów pracujących w Hogwarcie. Ttak jak i pozostali uczniowie zabrałi się do jedzenia. Dziwnie było siedzieć przy stole Gryfonów bez Hermiony i z daleka od Rona, cieszył się za to towarzystwem Ginny i Nevile’a. Sami Gryfoni, którzy nie usłyszeli kłótni w pociągu, zauważyli, że coś jest nie tak. Plotki w tej szkole rozchodziły się tempem błyskawicznym.

Po kilkudziesięciu minutach jedzenie zniknęło ze stołów, a talerze ponownie zalśniły nieskazitelną czystością. Dyrektor podniósł się ze swojego wygodnego krzesła, aby tradycyjnie powiedzieć kilka słów, nim uczniowie rozejdą się do swych dormitoriów. Jak zwykle wspominał o zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu i ogólnych zasadach panujących w szkole. Na końcu Dumbledore poinformował również o zmianach, jakie zaszły w gronie pedagogicznym. W tym roku było aż dwóch nowych nauczycieli. Harry przyglądał się im już na początku uczty, ponieważ go intrygowali. Z daleka zauważył, że również i Hermiona często odwracała głowę w tamtą stronę. 

Pierwszy z nich był to starszy mężczyzna wyglądający na około sześćdziesiąt kilka lat. Miał siwobrązowe włosy i był niezbyt wysokim czarodziejem przy tuszy, a na jego twarzy widniał radosny uśmiech. Był to Horacy Slughorn, ku zdumieniu niemal wszystkich uczniów nowy nauczyciel eliksirów. W tym roku Severus Snape zajął stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, czego kiedyś tak bardzo pragnął. Kolejnym nowym członkiem kadry pedagogicznej był wysoki mężczyzna, na pierwszy rzut oka podchodzący pod czterdziestkę. Miał ciemne włosy poprzetykane ledwo widocznymi nitkami siwizny, a jego bystre spojrzenie błąkało się po Wielkiej Sali, czasami zatrzymując się na którymś z uczniów. Nastolatek nie krył zdumienia, gdy dowiedział się, kim jest ów człowiek, tak samo, jak i każdy, kto wiedział, kim on jest. Jak się okazało, był to Nicholas Flamel – ten sam, który stworzył Kamień Filozoficzny, a dzięki niemu uzyskał nieśmiertelność. Gdy Dumbledore go przedstawił, spojrzenia Harry’ego i Hermiony na chwilę się skrzyżowały. Zapewne i ona zastanawiała się, po co dyrektor sprowadził tu tak potężnego czarodzieja. Potter nie wierzył, że Flamel jest w Hogwarcie ot tak sobie, by uczyć. Niemożliwe, aby tak potężny czarodziej nagle odkrył w sobie powołanie do tego zawodu, jakim jest nauczycielstwo. Coś Harry’emu tu nie grało.

Nicholas Flamel miał nauczać Historii Magii. Dlaczego profesor Binns, który był jedynym nauczającym duchem, zrezygnował – nie wiadomo, jednak nie to było w tym wszystkim najdziwniejsze. Nastolatek był zdumiony, że ten czarodziej nadal żyje. To by oznaczało, że nie zniszczył magicznego artefaktu, jak twierdził Dumbledore. A może miał tak dużo eliksiru życia, że starczy mu na kilka setek lat? Harry nie wiedział, ale to wszystko wydało mu się niesamowicie podejrzane.

W tym samym czasie, kiedy Harry tak gorączkowo zastanawiał się nad tą kwestią, nie zauważył, że od strony Krukonów wpatrzone są w niego niebieskie tęczówki przepełnione wrogością.

***

Kiedy tylko dyrektor zakończył swą przemowę, tłum uczniów zaczął wylewać się z Wielkiej Sali do Sali Wejściowej, aby móc udać się do swoich Pokoi Wspólnych, z którymi rozstali się na całe dwa miesiące. To w nich większość uczniów spędzała popołudnia. Prefekci poszczególnych domów próbowali przekrzykiwać hałas, aby móc doprowadzić pierwszoroczniaków do celu, ponieważ najmłodsi jeszcze nie znali zamku i mogliby się zgubić wśród wielu zwodniczych korytarzy czy kapryśnych schodów.
Pewna Krukonka o długich blond lokach stała w pobliżu ogromnych drzwi i obserwowała wychodzących na korytarz uczniów. Czekała na jedną konkretną osobę, dlatego też dokładnie przeczesywała każdego wzrokiem. Jej celem był Prefekt Gryffindoru. W końcu dziewczyna ujrzała, jak rzeczony osobnik razem z drugim prefektem ich domu prowadzi pierwszoroczniaków.
– WEASLEY! – Dziewczyna chciała przekrzyczeć hałas. Ron rozejrzał się w poszukiwaniu źródła głosu, aż w końcu dostrzegł Krukonkę, która zawzięcie patrzyła się w jego kierunku. Machnęła na niego ręką, dając mu znak, żeby do niej przyszedł.
Chłopak powiedział coś do Lavender Brown, która była drugim prefektem zamiast Hermiony Granger, a po chwili już szedł w kierunku dziewczyny, zastanawiając się, czego ta mogła od niego chcieć.
– Chodź – poleciła krótko. Ronald zawahał się przez chwilę, ale w końcu ruszył za Prefekt Naczelną, która bez zbędnych słów zaciągnęła go do najbliższej klasy.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał podejrzliwie Gryfon, mierząc koleżankę wzrokiem. Znał ją, wiedział z jakiej pochodzi rodziny, więc nic dziwnego, że nie miał do nie zaufania
– Chcę, żebyś mi pomógł zemścić się na Potterze – oznajmiła.
– No proszę – zaśmiał się Weasley. – Prefekt Naczelna, a już na rozpoczęciu roku coś knuje – stwierdził, sprawiając wrażenie, jakby ta informacje nie wywołała w nim zdumienia.
– Daruj sobie, Weasley – warknęła dziewczyna lekko poirytowanym tonem. – Nie każdy prefekt jest święty. Chyba coś już o tym wiesz – rzekła znacząco, dając chłopakowi do zrozumienia, że wie dość sporo. Ron zamilkł na chwilę, a potem zmienił temat.
– Co Harry ci właściwe zrobił? – zapytał zdziwiony, ale też niesamowicie ciekawy, czym słynny Harry Potter naraził się nowej Prefekt Naczelnej. Nawet nie wiedział, że ta dwójka się zna, a co tu mówić o pojawieniu się wrogości między nimi.
– Wystarczy, że się urodził – mruknęła tajemniczo. – Pomożesz? Wiem, że też zaszedł ci za skórę. Sąsiednie przedziały słyszały waszą kłótnię w pociągu.
Gryfon zamyślił się przez chwilę. Był wściekły na byłego przyjaciela i chciałby odegrać się za to, że zrezygnował z przyjaźni z nim, ale czy to wystarczy, aby działać przeciw niemu? Wtedy też przypomniał sobie o tych przeklętych Ślizgonach i zebrała się w nim ogromna złość. Nie mógł znieść tego, co zrobił mu Harry!
– Na czym ta zemsta miałaby polegać? – zapytał widocznie zainteresowany.
– Na razie tylko na drobnym uprzykrzaniu mu życia – stwierdziła beztrosko Krukonka. – Wiesz, jakieś kpiny i tego typu rzeczy. A później się zobaczy – dodała tajemniczo. Nie była na tyle nierozsądna, aby zdradzić Weasleyowi wszystkie szczegóły swego misternie ułożonego planu. Ron po wysłuchaniu jej zamyślił się jeszcze przez chwilę, a potem krótko odpowiedział.
– Zgoda, Avery.
Żadne z nich już się nie odezwało, dlatego też Gryfon odwrócił się i odszedł w swoją stronę. Nie zauważył jednak tego, iż dziewczyna rzuciła na niego jakieś zaklęcie, a na jej twarzy zagościła ogromna satysfakcja. 

Witajcie, witajcie. Jak zwykle rozwleka mi się te wstawianie rozdziału, ale jest w czasie krótszym niż miesiąc ( bałam się, że znów się nie wyrobię ze wszystkim). Cóż, oddaję go w Wasze ręce i czekam na opinie :)
//N.