niedziela, 28 kwietnia 2019

Rozdział Dwunasty

Ostatniego dnia przed powrotem do Hogwartu, choć nastał już późny wieczór, Draco przebywał w swoim pokoju i nadal ślęczał nad ostatnim esejem, który miał zadany. W pomieszczeniu panowała niemal idealna cisza, która przerywana była jedynie skrobaniem pióra po pergaminie i od czasu, do czasu szelestem, gdy Ślizgon przewracał kolejną stronnicę podręcznika do transmutacji. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, które zakłóciło ten stan.
– Proszę – powiedział Draco, nie przerywając swojego zajęcia. Do pomieszczenia wszedł czarnowłosy nastolatek.
– Musimy pogadać, Bystry – rzekł na wstępie Harry.
– Poczekaj chwilę – powiedział Malfoy spokojniej, na chwilę spoglądając na przyjaciela. – Piszę ostatni akapit – wyjaśnił i zamoczył pióro w kałamarzu z atramentem, aby móc dalej pisać.
– Że też jeszcze musisz nad tym ślęczeć – odparł Harry rozbawiony i powędrował w głąb pokoju, a potem rozłożył się wygodnie na łóżku przyjaciela. Podłożył sobie ręce pod głowę i zaczął wpatrywać się w sufit, tak jakby było tam coś bardzo ciekawego.
– Potter, nie za wygodnie ci? Może mam ci jeszcze podgrzać kołdrę – zapytał sarkastycznie, zerkając na przyjaciela, który w jego pokoju czuł się niczym we własnym. Zabawne było to, że Malfoy miał taką samą tendencję, gdy wpadał do pokoi swoich przyjaciół, więc niech zobaczy jakie to irytujące!
– Przydałoby się, Bystry. Przecież nie możemy spać w zimnie – powiedział z rozbawieniem Harry.
– Potter ja wiem, że na mnie lecisz, ale ja nie zamierzam z tobą spać – odparował Malfoy. – Wolę twoją siostrę – dorzucił, aby jeszcze bardziej zdołować przyjaciela, a na jego obliczu pojawił się szczwany uśmiech.
– Jak to?! Odrzucasz moje uczucia?! – Udał zrozpaczonego.
– Przykro mi bardzo, o wielki Wybrańcze – powiedział Draco. Potter nie odpowiedział. Rzucił w niego poduszką, tego nie mógł znieść, ponieważ nazywanie go Wybrańcem irytowało Harry’ego nade wszystko.
– Mówiłem Ci coś kiedyś o tym Wybrańcu – mruknął po chwili, kończąc żarty. – Poza tym miałeś chyba coś pisać.
– Już kończę – odpowiedział blondyn. Natomiast czarnowłosy podniósł się z łóżka i usiadł na wolnym fotelu koło Malfoya.
– O co chodzi, Szatan? – Zapytał poważnie Malfoy.
– Tak sobie pomyślałem – zaczął Harry. – Nie wyszło z tym zatrutym miodem, o czym wiedziałem od samego początku, że tak będzie, ale mniejsza z tym. Przypomniało mi się, że bliźniacy Weasley wspomnieli coś kiedyś o jakiejś znikającej szafce. Wiesz, że jak Dumbledore nie będzie żył, to jest szansa na przejęcie szkoły?
Malfoy skinął głową na znak potwierdzenia i z zainteresowaniem słuchał dalej, co do powiedzenia ma Harry.
– Czarny Pan od zawsze pragnął Hogwartu… – zauważył Malfoy, a Harry o tym wiedział.
– Ale jak przeszmuglować śmierciożerców do Hogwartu? – Zapytał Harry. – Gdybyśmy skołowali drugą taką szafkę, to spokojnie możemy nimi przenieść resztę do szkoły. Narobią zamieszania, no, a potem to jakoś pójdzie, jak Dumbledore będzie miał śmierciożerców na karku, nie będzie mógł nad wszystkim panować.
– Szatan, to jest genialne! Dumbledore często znika ze szkoły… – zamyślił się blondyn. – Gdyby tak pod jego nieobecność przejąć Hogwart – zamyślił się blondyn. –To się może udać.
– Musi – powiedział Harry z uśmiechem.
Porozmawiali jeszcze chwilę na ten temat, zastanawiając się, gdzie w Hogwarcie może być ukryta ta szafka, oraz gdzie dostać drugą, a potem Harry udał się do biblioteki, gdzie miał dostęp do tego, czego nie miał w Hogwarcie; książek dotyczących czarnej magii, która stale go kusiła, a Potter nie zamierzał się temu przeciwstawiać.
***
Ślizgońską młodzież, która przebywała podczas świąt w dworze Malfoyów, na dworzec odprowadziła matka blondyna — Narcyza. Oczywiście Harry w stosownym czasie się od nich odłączył, aby nie wzbudzać podejrzeń. Pojawienie się Wybrańca z rodziną śmierciożerców wywołałby przeróżne plotki i spekulacje na temat tego, gdzie Złoty Chłopiec przebywał.

Gdy przyjaciele dotarli na miejsce, okazało się, że Theodor i Ginny już zajęli im przedział w pociągu. Od jakiegoś czasu rudowłosa Gryfonka stała się częścią ich paczki, choć należała do wrogiego domu, żadne z nich nie było do niej uprzedzone, a ona sama świetnie się czuła w ich towarzystwie, czemu nie było się w sumie dziwić, bowiem z Harrym i Hermioną przyjaźniła się od lat, a pozostali także okazali się całkiem w porządku ludźmi, nawet Malfoy, co dla rudowłosej było ogromnym zaskoczeniem. O tym, co się wydarzyło, na razie powiedziała jedynie swojemu chłopakowi.

***

Harry widział się z Ivy jeszcze tego samego dnia i mimo że trwało to zaledwie chwilę, był radosny jak mało, kto, co trudno było mu ukryć. Zobaczyli się w sali wejściowej, czarnowłosy dostrzegł ją wśród tłumu uczniów, którzy wrócili do szkoły po świętach. Stała kilkanaście metrów od czarnowłosego razem ze swym przyjacielem, o czym Harry nie wiedział i zżerała go dziwna zazdrość, którą próbował od siebie odgonić. Gdy tylko dziewczyna spostrzegła, że na nią patrzy, posłała mu delikatny uśmiech. Wieczór od razu nabrał nowych barw, choć Ślizgon jeszcze nie miał pojęcia, iż nie będzie dane mu tego dnia tryskać radością.
– Harry, zaczekaj – zawołała Ginny, widząc, iż chłopak jeszcze przebywa w Sali Wejściowej. – Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć – podeszła bliżej.
– O co chodzi, Ginny? – zapytał spokojnie chłopak, słysząc słowa przyjaciółki ze swego dawnego domu.
– Nie tutaj, Harry, chodźmy, gdzieś indziej – poprosiła, a potem oboje opuścili Salę Wejściową. Zatrzymali się dopiero kilka minut później, gdy znaleźli opustoszałą klasę. Dziewczyna od razu rzuciła zaklęcie uniemożliwiające podsłuchiwanie, co Harry’emu wydało się podejrzane, jednak nie skomentował.
– Więc co się stało? – zapytał spokojnie chłopak, gdy oboje usiedli na chłodnej posadzce, z braku lepszego miejsca. Pomieszczenie było od dawna nieużywane i zostało pozbawione wszystkich mebli.
– Powinieneś o czymś wiedzieć – rzekła na wstępie. – Theodor wie, ale nie chciałam mówić przy pozostałych, bo chyba nie byłabym w stanie, ale jeżeli im ufasz, możesz ich poinformować, prędzej czy później na pewno zrodzi się jakaś plotka z tego – wyjaśniła. – Większość świąt spędziłam u Billa, ponieważ… ponieważ wyrzekłam się rodziny – Dziewczyna starała się być spokojna, ale nie potrafiła zapanować nad drżeniem swego głosu. Harry natomiast wpatrywał się w nią zszokowany, nic nie rozumiejąc.
– Co zrobiłaś?! Ginny, ale dlaczego?! – nie dowierzał chłopak, spoglądając na przyjaciółkę z widocznym niedowierzaniem.
– Wiesz, Ron oczywiście powiedział moim rodzicom o związku z Theo, a oni kazali mi z nim zerwać. Odmówiłam. Wtedy dowiedziałam się, że mają zamiar nas ożenić – wyjaśniła pokrótce Gryfonka.
– Moment, jak to nas? – zapytał zdezorientowany Harry, nie będąc pewien, czy dobrze zrozumiał. – Chcesz powiedzieć, że…
– Tak, Harry, ciebie i mnie. W wakacje mają zamiar ogłosić nasze zaręczyny – potwierdziła nastolatka. – To pomysł Dumbledore’a – dodała.
– On jest nienormalny!
– Wiem – westchnęła Ginny. – Dlatego postawiłam im ultimatum – wyjaśniła dziewczyna. – Albo zrezygnują z tego durnego pomysłu, albo ja się wyrzeknę rodziny. Ojciec jest tak zaślepiony Dumbledore’m, że zrobił to samo – powiedziała Ginny, a głos jej się załamał. Ten temat był trudny dla Gryfonki, przecież cały czas kochała swoich bliskich.
Ślizgon widząc, że Ginny omal nie wybuchnie płaczem, przytulił przyjaciółkę, a ona po prostu wtuliła się w przyjaciela. Płacząca Ginny była dla niego czymś zupełnie nowym. Gryfonka zawsze była silna, zawsze twardo stąpała po ziemi i nie załamywała się. Jednak wybór pomiędzy ukochanym a rodziną był dość trudny, a ona musiała go dokonać. Nigdy nikomu nie życzyłby czegoś takiego, a zwłaszcza jej. Przecież miała tak cudowną rodzinę! Trudno mu było wyobrazić sobie, że pan Weasley mógłby się jej wyrzec. Czy Dmubledore naprawdę ma na niego aż taki wpływ?
– Cii… Ginny, przejdzie im – próbował jakoś uspokoić przyjaciółkę Harry.
– To już jest nieodwracalne, Harry – wyszeptała Ginny przez łzy. – Odcięłam się od nich całkowicie, w świetle magii, już nie jesteśmy rodziną, a tata, Ron i Percy… oni też się mnie wyrzekli – powiedziała zrozpaczona dziewczyna.
Harry kompletnie nie rozumiał, jak Dumbledore mógł wpaść na taki pomysł. Do czego jeszcze posunie się dyrektor Hogwartu, aby wygrać tę wojnę?
Gryfonka wreszcie uspokoiła się i odsunęła od Ślizgona.
– Przepraszam, Harry, ale to trudne – wyjaśniła dziewczyna, ocierając łzy. – Ale przynajmniej już nie mogą tego zrobić, skoro nie jestem ich córką – stwierdziła dziewczyna. – Mam pewną teorię, ale nie wiem, czy jest dobra – powiedziała Gryfonka, a widząc, iż Harry jest ciekawy, kontynuowała. – Od zawsze traktowałeś moją rodzinę jak swoją i ze wzajemnością. Mama naprawdę byłaby szczęśliwa, mając ciebie za zięcia – mówiła z lekkim uśmiechem, który pojawił się na jej wargach w tym momencie. – Dzięki Merlinowi, w mojej rodzinie od dawna nie było aranżowanych małżeństw, choć jesteśmy czystej krwi od wielu pokoleń, jednak tak nadal się dzieje w starych czarodziejskich rodach. Myślę, że gdybyś był z nami w ten sposób związany, to Dumbledore mógłby cię próbować nami szantażować, albo coś w tym stylu.
– Poprzez małżeństwo z tobą? – zapytał zdezorientowany Harry. – Przecież to jest totalnie niedorzeczne! Nawet zakładając, że przyłączymy się do Zakonu i, że ty będziesz mu oddana, to nie ma gwarancji, że będę cię słuchał – zauważył trzeźwo Harry. – Chyba że… – zawahał się na chwilę. – Czytałem w jednej z książek o czarnej magii o zaklęciach kontrolujących…
Ginny w ogóle nie skomentowała jego słów o czarnej magii, choć zanotowała sobie tę informację w pamięci.
– Myślę, że to mógłby być jeden ze sposobów, które chciałby użyć. Nie wiem, czy to czarna magia, czy nie, ale są pewne zaklęcia kontrolujące, do których potrzebne jest małżeństwo. Ty naprawdę nie słuchasz niczego na historii magii, co Harry?
– To jest nudne – stwierdził. – A Dumbledore jest całkowicie popieprzony! Naprawdę oszalał.
Harry słuchał uważnie dziewczyny, przyznając jej rację, bowiem te wyjaśnienie brzmiało logicznie i sensownie. Ślizgon doskonale wiedział, że dyrektor Hogwartu jest do tego, jak najbardziej zdolny. Zainteresowało go jednak to, jak dziewczyna wyrażała się o Dumbledore’rze, i postrzeganie przez nią, co może uczynić. To dało Harry’emu wiele do myślenia, ponadto nie zapominał, że związała się ze śmierciożercą.
– Myślisz, że Dumbledore byłby do tego zdolny? – zapytał Harry, doskonale znając odpowiedź. Chłopak był jednak ciekaw, co odpowie Gryfonka.
– Oczywiście, że tak! Nie widzisz, co on robi? – zapytała dziewczyna zdumiona pytaniem nastolatka. – Skoro kazał Ronowi, aby cię szpiegował, to dlaczego miałby nie próbować kontrolować cię w inny sposób? Poza tym, nie sądzę, aby podobało mu się, że przebywamy w towarzystwie Ślizgonów – tłumaczyła dalej Ginny. – Doskonale wiem, o co podejrzewany jest Theo, nazwisko Nott od zawsze kojarzone jest ze śmierciożercami, poza tym, na pewno wadzi mu obecność Avady w Hogwarcie – tłumaczyła zawzięcie Gryfonka. – Harry, nie wierzę, że jesteś aż tak ślepy – powiedziała nastolatka, uważnie wpatrując się w przyjaciela.
– Nie jestem, Ginny – odparł Harry. – Widzę, co wyczynia Dumbledore i wcale mi się to nie podoba – dodał szczerze.
– I tak bym ci nie uwierzyła, gdybyś powiedział inaczej – oznajmiła panna Weasley. – Sam fakt, iż przyjaźnisz się z córką Voldemorta może rodzić różnego rodzaju podejrzenia i spekulacje – zasugerowała Gryfonka.
– Co masz na myśli? – zapytał Harry, wpatrując się w dziewczynę. Zastanawiał się, ile jego przyjaciółka wie, w końcu już wyparła się swojej rodziny dla jednego śmierciożercy.
– W to, że Avada nienawidzi Voldemorta być może Dumbledore uwierzy, ale ja nie. Widzę jak traktuje ludzi urodzonych w mugolskich rodzinach. Idąc tym tokiem rozumowania, powinna nienawidzić także ciebie, albo próbować przynajmniej zabić, bądź uprzykrzyć ci życie, czego nie robi. Wiem, że nie jesteś na tyle głupi, aby bez powodu ufać córce Voldemorta. A Theo, cóż, wiem dużo rzeczy o Theo – dodała znacząco, zastanawiając się, czy Harry zrozumie, co miała na myśli.
– Jak dużo? – zapytał Harry, całkowicie poważnie, uważnie ją obserwując.
– Bardzo dużo – odpowiedziała dziewczyna, a Harry zyskał niemal pewność, że Ginny jest poinformowana równie dobrze, co on. – Harry, bądźmy szczerzy, o ile ufasz mi tak bardzo, jak Ślizgonom – dopowiedziała dziewczyna. – Theo uczy mnie oklumencji, jeżeli to cię uspokoi.
Chłopak wpatrywał się w przyjaciółkę z widocznym zastanowieniem wypisanym na jego twarzy.
– Więc wiesz o tym, że Theo jest śmierciożercą – odparł Harry, nie chcąc, aby między nimi nie było żadnych niedomówień. Traktował Ginny jak siostrę, ponadto zawsze ufał jej całkowicie. Ginny uśmiechnęła się lekko, widząc, że chłopak nie owija w bawełnę.
– A jednak miałam rację co do ciebie – powiedziała dziewczyna z uśmieszkiem zadowolenia, iż udało się jej rozszyfrować Wybrańca.
– Zawsze byłaś taka bystra? – zapytał chłopak, wpatrując się w przyjaciółkę. – Od jak dawna mnie podejrzewałaś? – zapytał Harry.
– Mieszkam pod jednym dachem z Fredem i George’m, z nimi zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte – wyjaśniła spokojnie, ale potem zaczęła wyjaśniać dalej. – Od samego początku wydała mi się dziwna twoja zażyłość z córką Voldemorta, no i to, że pogodziłeś się z Malfoyem, do tego, Theo coś napomykał, że zmądrzałeś i takie podobne rzeczy. Wiedziałam też, że jesteś wściekły na Dumbledore’a, a od Theo wiem, że wiele rzeczy przed tobą ukrywał, nie znam szczegółów, o co chodziło, to zachował dla siebie, jednak już ta wiedza rodziła we mnie podejrzenia – tłumaczyła dziewczyna. – Nie popierasz Dumbledore’a.
– Nie popieram – potwierdził Harry spokojnie.
– Myślę, że Voldemort miał więcej do zaoferowania niż Dumbledore, choć nie do końca rozumiem, co to takiego mogło być – zasugerowała nastolatka.
– Ginny, czy ty mi sugerujesz, że popieram Voldemorta? – udał zdumienie Harry. – Podobno mam ratować świat przed nim – dodał, a w jego głosie pobrzmiewała lekka kpina.
– Nie sugeruję, ja to wiem, Harry – powiedziała dziewczyna, patrząc mu prosto w oczy. – Nienawidzisz Dumbledore’a, a mając po swojej stronie Avadę, Voldemort mógł zrezygnować z zabicia ciebie. Zastanawia mnie jeszcze, czym mógł cię przekonać. No i Theo bez powodu by ci nie ujawnił tego, kim jest – dodała rozsądnie dziewczyna, a Harry przyznał sam przed sobą, że najmłodsza z Weasleyów ma całkiem bystry umysł.
– Prawdą, którą ukrywał przede mną Dumbledore – odpowiedział spokojnie Harry. – Dumbledore to ogromny manipulator i morderca, zupełnie tak samo, jak Riddle. Z tą różnicą, że Voldemort nie kryje swych zabójstw, a robi to jawnie. Całkowicie stracił moje zaufanie, a ja nie zamierzam być jego marionetką.
– Wolisz być marionetką Voldemorta? – zapytała dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami. Trochę tego nie rozumiała.
– W żadnym wypadku, Ginny. Voldemort nie odważy się mnie kontrolować, bo jeżeli tylko spróbuje, sam od niego odejdę. Nie może sobie na to pozwolić, bo tylko ja jestem w stanie go zabić – powiedział Harry z mściwą satysfakcją. – Dołączyłem do niego na własnych zasadach, choćby takich, że nie nosiłem Mrocznego Znaku – wyjaśnił.
– Wszystko sobie przemyślałeś – powiedziała dziewczyna z uznaniem. – Zastanawia mnie czas przeszły w twojej odpowiedzi – rzekła dziewczyna, kierując wzrok na rękę chłopaka. Harry tylko się zaśmiał, a potem podwinął rękaw, ukazując Gryfonce Mroczny Znak.
– W te święta – powiedział Harry. – Im bardziej Dumbledore próbuje mnie kontrolować, tym bardziej oddalam się od niego – wyjaśnił. – A jak jest z tobą? Co teraz zrobisz? – zapytał spokojnie Harry.
– Teraz jest Hogwart, a potem pewnie zostanę u Billa, albo u Theo – powiedziała dziewczyna. – Do wakacji jeszcze dużo czasu – rzekła nastolatka.
– Nie o to pytałem – powiedział chłopak.
– Jeżeli nie będę do tego zmuszona, nie przyjmę znaku, aczkolwiek jestem po stronie Theo, zawsze będę – wyjaśniła.
– Staniesz przeciwko rodzinie?
– Jeżeli nie będę miała innego wyjścia, to tak. Choć… nie potrafiłabym podnieść ręki na żadne z nich.

***

Drugi semestr szkolny na dobre się rozpoczął, a uczniowie od samego początku zostali zawaleni pracą domową. Nauczyciele już od pierwszego dnia zajęć ich nie szczędzili. Jednak jak na razie, Harry zbytnio nie przejmował się nauką. Miał ważniejsze sprawy na głowie, czyli odnaleźć szafkę zniknięć. Napisał list do bliźniaków tego samego dnia, gdy przedstawił swój pomysł Draconowi, natomiast Malfoy, ostatniego, wolnego dnia postarał się o zakup drugiej szafki zniknięć. Chcieli jak najszybciej wcielić swój plan w życie i raz na zawsze pozbyć się Dumbledore'a. Harry miał nadzieję, że im się to uda. Weasleyowie szybko udzielili odpowiedzi i rzecz jasna podali Harry’emu lokalizację poszukiwanego przedmiotu. Gdy Harry przeczytał list, wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad jego treścią. Co to jest za miejsce '' tam, gdzie wszystko jest ukryte''? – Zastanawiał się chłopak. Nienawidził takich dziwnych zagadek, choć brzmiało mu to dziwnie znajomo, jednak na razie nic to Harry’emu nie mówiło.

***
Klasa szósta, Slytherin i Gryffindor jak zwykle mieli lekcje razem. Właściwie nie tylko ich rocznik. Połączenie większości zajęć w grupy ślozgońsko-gryfońskie to była już niemal tradycja w Hogwarcie. Harry czasami podejrzewał, że może to jakaś próba pogodzenia skłóconych domów, jednak zawsze kończyło się to fiaskiem. Szósto-roczniacy właśnie teraz przebywali na eliksirach. Profesor Slughorn musiał opuścić klasę, dlatego zadał im, aby na podstawie podręcznika sporządzili notatkę na temat odtrutek. Większość uczniów zabrała się do pracy. Natomiast myśli Harry'ego były bardzo daleko od sali eliksirów i odtrutek. Chłopak wciąż zastanawiał się nad miejscem, gdzie może być szafka zniknięć. Jednak nadal nic nie potrafił wymyślić. Aż nagle, tak zupełnie niespodziewanie nadeszło olśnienie. Oni sami ukrywali się tam w zeszłym roku!

Pokój Życzeń.

Harry od razu podzielił się tą informacją z Draconem, który siedział obok i zawzięcie sporządzał notatkę, którą mieli zadaną.
Szóstoklasiści ze Slytherinu, po obiedzie mieli czas wolny od zajęć, dlatego też Harry i Draco postanowili skorzystać z tej okazji i udali się do Pokoju Życzeń znajdującego się na siódmy piętrze. Kiedy byli na miejscu, Harry przeszedł trzy raz wzdłuż ściany, gorączkowo myśląc o miejscu, w którym wszystko jest ukryte. W końcu ukazały im się drzwi do środka, na co tylko czekali dwaj Ślzigoni. Gdy tylko przekroczyli drzwi do pomieszczenia, ich oczom ukazały się stosy przeróżnych przedmiotów. Ich miny były dość nietęgie, gdy okazało się, iż tych stosów jest całe mnóstwo, a może i jeszcze więcej.
– Chyba musimy to przeszukać – zauważył Draco markotnie. Nie takiego widoku się spodziewał.
– No to bierzmy się do roboty.
Harry i Draco chodzili przez kilkanaście minut pomiędzy stosami przeróżnych przedmiotów. W końcu zrezygnowani opuścili Pokój Życzeń, gdyż musieli śpieszyć się na kolejne lekcje, jednak postanowili, że w sobotę wrócą tu ponownie. Musi im się udać, odnaleźć magiczną szafkę, bo jeśli nie, to ich plan spali na panewce.
***

Minęły kolejne dni, większość hogwardzkich uczniów zdążyła wpaść już w wir nauki i szkolnych obowiązków. Hermiona, jak to miała w zwyczaju, ganiała wszystkich do książek. Sama też nie próżnowała, większość dnia zabierały jej lekcje i prace domowe. Dopiero wieczorami mogła zająć się zagadką od Czarnego Pana. Jej praca na szczęście przynosiła efekty, bo część zagadki miała już rozwiązaną.
Ostatnie dni były też pracowite dla Harry’ego i Dracona, którzy oprócz szkolnych obowiązków, mieli na głowie zadanie Malfoya. Udało im się wreszcie odnaleźć szafkę zniknięć po kilku dniach ciężkich przeszukiwań zagraconego Pokoju Życzeń. Teraz byli na etapie próbowania naprawy jej, gdyż nie zawsze przenosiła przedmioty. Dlatego też obydwaj Ślizgoni przez długie godziny ślęczeli w bibliotece i przetrząsali książki o naprawie magicznych przedmiotów. Natomiast panna Lestrange była z nich dumna widząc, iż tak zawzięcie przeszukują bibliotekę, choć nie do końca wiedziała w jakim celu.
***

Niemal wszyscy uczniowie i większość nauczycieli przebywała właśnie w Wielkiej Sali i spożywali posiłek, aby nabrać sił na popołudniowe zajęcia. Także Harry i jego przyjaciele w tej chwili tam się znajdowali, aby w spokoju móc zjeść obiad. Akurat czarnowłosy skończył już jeść i czekał na resztę, aby mogli razem udać się na zajęcia. Chłopak mimowolnie zaczął przeszukiwać wzrokiem stół Krukonów, zastanawiając się, gdzie też podziała się Ivy Avery, miał nadzieję, że może się pojawiła, jednak nie było jej na obiedzie. A tak bardzo chciał ją zobaczyć! I właśnie wtedy, jak na zawołanie, dziewczyna w towarzystwie jakiegoś wysokiego bruneta przekroczyła próg Wielkiej Sali. Nastolatka śmiała się z czegoś, co powiedział jej towarzysz.
– Kim on jest?! - Zastanawiał się Harry. Nawet nie zauważył, że powiedział to na głos, na szczęście nie na tyle głośno, aby reszta usłyszała. Harry już wcześniej widział Krukonkę w towarzystwie tego chłopaka i wcale mu się to nie podobało.
– O kim mówisz? – Zainteresowała się Cathy, która siedziała obok i usłyszała ciche słowa ciemnowłosego. Natychmiast podążyła za wzrokiem brata.
– Chodzi o tego chłopaka, który idzie z Avery? – zapytała nastolatka.
– Nie ważne – odparł, zły, że siostra to zauważyła.
– Podoba ci się? – podjęła temat Catherine. Zawsze była ciekawa, jeżeli gdzieś w pobliżu niej rozkwitała miłość.
– Cathy, daj spokój – próbował ja zbyć. – Niby kto?
– Ten chłopak – parsknęła dziewczyna, przewracając oczami.
– Jesteś niepoważna – odparł chłopak.
– Mówię o Avery – zirytowała się jego siostra. – Oj przestań, widzę przecież! Nie musisz się przede mną z tym kryć. Tylko mam jedną prośbę, okej? Uważaj, aby przypadkiem nie zranić innej, bliskiej ci osoby – poradziła rudowłosa.
– O czym ty mówisz, Catherine? – zapytał Harry, nie rozumiejąc, co jego siostra miała na myśli.
– Otwórz szerzej oczy, to zrozumiesz – stwierdziła spokojnie rudowłosa. – Idziecie na te zaklęcia? – Zwróciła się do reszty, jak gdyby nigdy nic, a swego brata pozostawiła z ogromnym mętlikiem w głowie.
***

Harry i Draco już od godziny siedzieli w bibliotece i obydwaj wertowali grube tomiska dotyczące napraw magicznych przedmiotów. Szafka była zepsuta, a żaden z nich nie miał pojęcia, w jaki sposób ją naprawić.
– Mam już dość – mruknął Draco. – Zrobię sobie przerwę i pójdę do dziewczyn skończyć esej dla Snape’a – stwierdził ze znudzeniem. – Zawsze to jakaś odmiana – rzekł markotnie.
– Jak chcesz – odparł Harry. – Ja jeszcze czegoś poszukam. Chyba wolę to, niż pisanie esejów, a został mi się jeszcze z eliksirów – stwierdził Potter.
– Cathy i Hermiona miały też pisać, moja wspaniała kuzynka na pewno mi pomoże – odparł, zbierając książki, a po chwili już go nie było. Przez kolejne kilkanaście minut Harry czytał książkę, co jakiś czas notując na pergaminie informacje, które mogą okazać się przydatne. Naprawdę wolał ślęczeć nad tym, niż pisać esej dla Slughorna. Ponadto wiedział, że napisze cokolwiek, a ten stary pryk i tak postawi mu Wybitny, za sam fakt, iż nazywa się Harry Potter.
– Wolne? – Chłopak usłyszał nagle głos, koło niego. Nastolatek podniósł głowę i spojrzał na przybyłą osobę, chociaż i bez tego wiedział, kto przyszedł. Ten głos rozpoznałby wszędzie.
– Jasne, siadaj – odparł i przesunął trochę swoje książki, aby zrobić miejsce na stoliku, natomiast dziewczyna zajęła wolne krzesło naprzeciw niego. Odkąd zostali złapani, a potem zakopali topór wojenny, nie rozmawiali ze sobą.
– Lubię siedzieć w tej części biblioteki – odezwała się niespodziewanie dziewczyna. – Mało osób tu zagląda.
– Dlatego tu siedzieliśmy – rzekł Harry. – Malfoy dopiero stąd poszedł – wyjaśnił chłopak. – Chyba musiał przewidzieć, że zechcesz tutaj przyjść – dodał z lekkim uśmiechem.
W międzyczasie Krukonka wyciągnęła z torby książki i pergamin oraz pióro i kałamarz z atramentem. Spojrzała jeszcze na Harry’ego, co czarnowłosy zauważył, a potem zabrała się za odrabianie swoich prac domowych. Dziewczyna należała do Ravenclawu, a tam często trafiali pospolici kujoni i ludzie, którzy lubią się po prostu uczyć.
Minęło kilka długich minut, w których każde z nich w milczeniu zajmowało się swoimi sprawami. Chłopak w międzyczasie zaczął już przeglądać kolejną księgę, natomiast dziewczyna nadal pisała coś na pergaminie, co chwila, zerkając w książkę. W końcu zirytowana zamknęła księgę z trzaskiem i odłożyła na bok pergamin. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
– Transmutacja w siódmej klasie to masakra – wyjaśniła podirytowana. – Nie mam już siły na ten esej – rzekła ze zrezygnowaniem. – Chyba wezmę się za zaklęcia.
– Co przerabiacie? – Zainteresował się Ślizgon, bowiem miał ogromną chęć nawiązać rozmowę z Krukonką.
– Z transmutacji? Magiczne przedmioty. Wiesz, jak zaczarować jakąś rzecz by nagle gdzieś zniknęły w niej przedmioty, albo jak sprawić, by coś lewitowało przez długi czas. Takie zwykłe czary, by działały nie tylko wtedy, gdy celujesz w nie różdżką – wyjaśniła. – Cholernie nudne i trudne.
– Mówiłaś coś o rzeczach, które znikają – zainteresował się Harry. – Coś jak szafka zniknięć?
– Chyba tak. Słyszałam o tych szafkach – stwierdziła, jakby nagle coś próbowała sobie przypomnieć. – Może przenosić rzeczy lub ludzi do drugiej szafki, która jest z nią połączona.
– Uczycie się o tym, jak się je naprawia? – Ożywił się nagle Harry.
– Nie, coś ty, tego chyba nie ma w programie.
– Szkoda – stwierdził chłopak.
– Interesuje cię to? – Zapytała ze zdumieniem.
– Tylko z konieczności – stwierdził chłopak.
– Chyba nie rozumiem – powiedziała nastolatka, zastanawiając się, o co chodzi Ślizgonowi.
Harry zastanowił się przez chwilę, ile może jej powiedzieć, ale są przecież po tej samej stronie. Czarnowłosy rozejrzał się czy w pobliżu nikogo nie ma i nachylił się nad stolikiem, aby być bliżej niej.
– Malfoy dostał zadanie – zaczął cicho. – Pomagam mu, sam z tego będę miał satysfakcje, jeśli się uda. Mamy sposób jak do szkoły przemycić... – Urwał i wskazał jej niemal niezauważalnie na lewą rękę, gdzie znajdował się Mroczny Znak. Dziewczyna pokiwała głową, żeby wiedział, że zrozumiała, a on kontynuował.
– W Hogwarcie jest zepsuta szafka zniknięć.
– Chyba mogę Wam pomóc – powiedziała blondynka i zaczęła grzebać w swojej torbie. Po chwili położyła na stoliku kolejną książkę.
– W tej był poświęcony dział dotyczący napraw magicznych przedmiotów. Mogę Ci ją pożyczyć, ale najpóźniej w poniedziałek musisz mi ją oddać, bo mam jeszcze jeden esej do napisania.
– Jesteś wielka Ivy, dziękuję – powiedział chłopak i zaczął przeglądać książkę. – Pewnie się przyda.
– Drobiazg – rzekła z uśmiechem.
Każde z nich zajęło się swoimi sprawami, jednak oboje pomyśleli o tym, że to było dziwne.

***
W tym samym czasie, w bibliotece przebywały także Ślizgonki, do których miał zamiar dołączyć młody Malfoy, co też bezzwłocznie uczynił i razem odrabiali swoje prace domowe. Panna Riddle natomiast wybrała się kilka regałów dalej, aby wziąć potrzebne książki.
– Avada! – Krzyknęła Cathy do przyjaciółki, która szła w stronę jednego z regałów. – Weź coś jeszcze z zaklęć, dobra?
– Panno Potter! – Zbeształa ją pani Pince. – To jest biblioteka. Tu ma panować CISZA.
– Przepraszam – powiedziała Cathy, udając chwilową skruchę.
Natomiast Avada poszła poszukiwać książek, które mogą im się przydać w odrabianiu pracy domowej. Gdy podeszła do jednego z regałów, który był raczej na uboczu biblioteki, usłyszała śmiech swego przyjaciela. Draco mówił, że Harry jest w bibliotece, ale podobno siedział sam. Dziewczyna podążyła w stronę, z której wydobywał się znajomy jej głos, głos, na którego dźwięk jej serce przyspieszało rytm swego bicia. Zobaczyła, że razem z nim, siedzi Krukonka, którą i ona sama znała – Ivy Avery. Krew się w niej zagotowała. Zapominając o księgach, jak najszybciej stamtąd odeszła nie mogąc znieść tego widoku.
***
Ginny Weasley przechadzała się po zamkowych korytarzach. W zasadzie wracała do Pokoju Wspólnego Gryffindoru po kolejnym spotkaniu z Theodorem, jednak postanowiła, że zrobi sobie dłuższy spacer i poprosiła swego chłopaka, aby tym razem jej nie odprowadzał, na co Nott przystał, choć niezbyt chętnie. Niestety, jak zawsze musiało wydarzyć się coś, co doszczętnie popsuło jej humor.
– Ach, dobry wieczór, panno Weasley – powiedział na pozór serdecznie Albus Dumbledore, do Ginny, którą spotkał podczas swojego spaceru po szkole. Nastolatka stanęła jak wryta, słysząc jego głos.
– Dobry wieczór, panie profesorze – odparła uprzejmie Gryfonka, zaskoczona widokiem dyrektora na swej drodze. – Wybaczy pan, ale właśnie zbliża się cisza nocna, a ja wolałabym już znaleźć się w wieży Gryfonów – wyjaśniła dziewczyna, chcąc jak najszybciej od niego uciec.
– Tak, oczywiście, nie zatrzymuję cię – rzekł dobrodusznie, co nieco zdumiało Ginny.
– Dobranoc – odparła i jak najszybciej chciała się oddalić. Była już przed portretem Grubej Damy, który znajdował się kilka metrów dalej, gdy usłyszała jeszcze głos dyrektora.
– Nie pozwolę kolejny raz na coś takiego, Ginevro. Dokonujesz złych wyborów – wiedziała, że jeżeliby ją zostawił w spokoju, to byłoby to zbyt piękne.
– A ja nie pozwolę, by zrobiono ze mnie marionetkę – odparła i znikła za portretem. Było tak, jak podejrzewała, Albus Dumbledore jej nie odpuści.

***
Kolejne dni mijały jeden za drugim. Kartki z kalendarza spadały w błyskawicznym tempie, a na zewnątrz pojawiły się już pierwsze oznaki wiosny, która nadchodziła ogromnymi krokami.
Harry i Draco niestety nadal nie wykonali zadania zleconego przez Czarnego Pana, choć obydwaj poświęcali mu mnóstwo uwagi. Mimo wszystko szafka zniknięć nadal nie do końca sprawnie działała. Bali się, że ich plan może zawieść, jednak nie poddawali się, nie mogli. W końcu od powodzenia tej misji zależało życie Dracona. Do tego Harry chciał mieć satysfakcje z tego, że w jakimś stopniu przyczyni się do zniknięcia Dumbledore’a.
Natomiast Hermiona, która już przestała zajmować się swoim zadaniem od Czarnego Pana, nie dawała przyjaciołom chwili wytchnienia i jeszcze bardziej niż to możliwe zaganiała wszystkich do książek i odrabiania prac domowych, ciągle przypominając, że w przyszłym roku czekają ich OWUTEMy.
Żadne zmiany niestety nie zaszły także w zachowaniu Rona Weasleya, który cały czas swymi kłótniami próbował uprzykrzać życie Harry’emu, a także swej siostrze, która w jego mniemaniu okazała się zdrajczynią rodziny.

***

Nastał już późny wieczór, jednak to wcale nie przeszkadzało Krukonce w przesiadywaniu w bibliotece, aby nadal odrabiać swe prace domowe – należała przecież do domu Kruka, naukę miała wpisaną we krwi niemal tak dokładnie, jak goniąca wszystkich do książek panna Lestrange. Razem z Ivy, przy jednym stoliku siedział jej przyjaciel Patrick, ale między nimi panowała całkowita cisza, przerywana jedynie skrobaniem pór po pergaminie, czy szelestem kartek podczas przewracania kolejnych stronnic ksiąg. Oboje byli całkowicie pochłonięci pisaniem swych esejów.
W tym samym czasie do szkolnej biblioteki przybył jeden z rudowłosych Gryfonów, który poszukiwał jednej konkretnej dziewczyny. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy spostrzegł parę Krukonów z rocznika wyżej natychmiast skierował się w ich stronę.
– Avery – odezwał się, zwracając na siebie uwagę dwójki uczniów, którzy od razu podnieśli swe głowy i spojrzeli na tego, kto śmiał im przeszkodzić. Chłopak nic nie powiedział, tylko spojrzał na swą przyjaciółkę z wymownym wyrazem twarzy. Od samego początku nie pochwalał znajomości Ivy i tego konkretnego Gryfona.
– Weasley – odparła niechętnie dziewczyna. Jakoś nie była zadowolona z tego, że musi z nim teraz rozmawiać. – Czego chcesz? – Zapytała, wpatrując się w Gryfona.
– Możemy porozmawiać na osobności? – Spojrzał Weasley nie wiedział, że Patric o wszystkim wie.
– Jeśli chcesz – odparła wymijająco dziewczyna, ale podniosła się ze swego miejsca, a potem razem z Weasleyem skierowali do najbliższego wolnego stolika.
– Co robimy z Potterem? – Zapytał cicho. – Chciałaś go zniszczyć, a teraz nagle na to nie wygląda – dodał od razu.
– Nic nie robimy, Weasley. Już mi na tym nie zależy – stwierdziła obojętnym tonem nastolatka.
– Jak to? Co ty mówisz?! Oprócz kilku kłótni i akcji z eliksirem, co zmienia kolor skóry, nic nie zrobiliśmy! Potter nie dostał tego, na co zasłużył! Jak to ci na tym nie zależy?! – zbulwersował się rudowłosy. Dziewczyna, przyglądając się Gryfonowi, zaczęła powoli żałować, iż kilka miesięcy temu podała mu eliksir, który tylko podsycił jego nienawiść do Harry’ego. Miała nadzieję, że Ronald nie wymyśli nic głupiego, bowiem wolała ukryć ten fakt przed Potterem.
– I nie zrobimy nic więcej. Przynajmniej nie ja – powiedziała stanowczo nastolatka. – Weasley, nie widzisz, że to wszystko jest po prostu głupie i dziecinne? – Zapytała z politowaniem. – Potter nie jest wcale taki zły, z jakiego go uważasz. Nie rozumiem, czemu spartaczyłeś taką przyjaźń, a teraz robisz wszystko, aby go zniszczyć, zamiast próbować to wszystko naprawić. Mądre to chyba nie jest, co Weasley?
– Oszalałaś! Avery, to jest Ślizgon! – powiedział dobitnie Gryfon.
– I co z tego? Ja jestem Krukonką, ty Gryfonem, a Potter jest Ślizgonem, jakbyś nie zauważył podział na domy jest całkowicie normalny w Hogwarcie. A może już o tym zapomniałeś? – zapytała kpiąco nastolatka.
– Ślizgon to śmierciożerca, przecież to oczywiste! – Powiedział poirytowany Weasley. Wtedy Ivy nie wytrzymała i głośno się roześmiała, ku złości rudowłosego. Jednak szybko umilkła, bo już po chwili słychać było stukanie obcasów bibliotekarki.
– Powala mnie twój tok rozumowania, Weasley – stwierdziła, gdy już się opanowała. – Ja jestem córką śmierciożercy i jakoś cię to nie odstrasza. Ach, zapomniałabym, przecież ja nie jestem Ślizgonką, prawda? – zapytała zgryźliwie.
– Bo ty też nienawidzisz Pottera – powiedział spokojnie Ron.
– Nie, Weasley. Ja po prostu nienawidzę irytujących Gryfonów – powiedziała, kończąc rozmowę, a potem podniosła się i powróciła do Krukona, którego opuściła parę minut wcześniej i opowiedziała mu cały przebieg rozmowy. Jej przyjaciel zawsze pomagał jej wyplątać się ze wszystkich problemów, tym razem też tak będzie.
***

Śniadanie piątkowego poranka przebiegało w zwyczajnej atmosferze. Wszędzie panował niewyobrażalny hałas i gwar, a poranne rozmowy i głośne śmiechy umilała uczniom życie. Krótko mówiąc, codzienna sielanka, której nic nie zwiastowało przerwania. Większość uczniów przebywała wtedy w Wielkiej Sali, a i Ślizgoni z szóstego roku nie byli wyjątkami, także konsumowali swój posiłek tak jak i reszta szkoły. W końcu przyleciała poranna poczta. Niby nie było w tym nic dziwnego, działo się to każdego dnia. Avada zaczęła przeglądać najnowsze wydanie Proroka Codziennego.
– Nic o tym nie wiem – powiedziała na głos, gdy tylko zerknęła na pierwszą stronę. Najwidoczniej informacja wywołała w dziewczynie zdezorientowanie i zdumienie – Harry, powinieneś to zobaczyć – rzekła, a potem czarnowłosa podała mu gazetę. Nagłówek na pierwszej stronie głosił dość szokującą informację, której żadne z nich się nie spodziewało.

RODZINA WYBRAŃCA PORWANA PRZEZ ŚMIERCIOŻERCÓW!

Harry był tak samo zdziwiony, jak Avada. Chłopak od razu przewrócił kilka kartek i zaczął czytać artykuł. Reszta przyjaciół również zajrzeli w gazetę.
W nocy z dnia 27 na 28 lutego doszło do ataku na mugolską rodzinę, zamieszkałą w Privet Drive 4. Ataku dokonali poplecznicy Tego, Którego Imienia Nie wolno Wymawiać, nad budynkiem wisiał Mroczny Znak. Żadnych ciał nie odnaleziono. Vernon i Petunia Dursley oraz ich syn Dudley zaginęli. Wszystko wskazuje na porwanie. Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte. Nie wiemy jednak, jak na tę szokującą wiadomość zareagował uczący się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Harry Potter, który się u nich wychowywał, bowiem rodzina Dursleyów to jego bliscy. Czyżby to miałby być kolejny atak na Wybrańca ze strony Sami-Wiecie-Kogo?

Susan McVille

– Atak na mnie można wykreślić, ale po co mu to? – rzekł Harry, niczego nie rozumiejąc. – To na pewno jego sprawka? – zapytał cicho Harry. Podejrzewał, że mógł to zrobić Dumbledore, a potem zrzucić winę na Voldemorta, jednak czy mógłby się do tego posunąć?
Żadne z przyjaciół nie znało odpowiedzi na pytanie Pottera, nawet Avada nie było o niczym poinformowana. Jak się jednak okazało, wszystko miało się wyjaśnić jeszcze tego samego dnia.
Wieczorem, Harry razem z córką Voldemorta siedział w bibliotece. Oboje odrabiali zadanie domowe z obrony przed czarną magią, bowiem Snape nigdy nie darował swym uczniom. Oczywiście nie było w tym nic dziwnego, ale w pewnym momencie, nastolatek poczuł na swoim lewym przedramieniu bolesne pieczenie. Prawie syknął z bólu. Rozejrzał się czy w pobliżu nie ma pani Pince bądź kogoś, kto mógłby podsłuchiwać, a potem odezwał się cicho do siedzącej naprzeciw przyjaciółki.
– Av – rzekł do niej, zdrabniając jej imię. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego pytająco. – Idę do twojego ojca. Wzywa.
– Uważaj na siebie – powiedziała. Chłopak rzucił jej jeszcze ostatnie spojrzenie i od razu skierował się do wyjścia z biblioteki. Udał się do Snape’a, skąd przeniósł się za pomocą sieci Fiuu do dworu Malfoy’ów, gdzie była główna siedziba Lorda Voldemorta. Niedługo potem stanął przed obliczem Czarnego Pana. Zastanawiał się, o co chodzi, jednak czuł, iż ma to związek z jego rodziną. Nie rozumiał jednak o co może chodzić Riddle’ówi i jaki ma w tym wszystkim cel.
– Zwlekałeś – rzekł Lord na przywitanie i gniewnie zmrużył oczy.
– W Hogwarcie jest wiele korytarzy, a ja nie potrafię przenikać przez ściany – odparł nastolatek trochę bezczelnie, tak jakby zapomniał, że mówi do najgroźniejszego człowieka w Anglii. Lord Voldemort zmierzył go chłodnym, przeszywającym spojrzeniem i wysyczał.
– Lepiej uważaj – zagrzmiał. – Za mną, Potter – jego głos był tak ostry, że mógłby przecinać lód. Mógł ukarać chłopaka za bezczelność, teraz gdy już był śmierciożercą, po tym, gdy domagał się Mrocznego Znaku, ale tego nie zrobił, za coś tak błahego. Nie znaczy to jednak, że będzie pozwalał mu na zbyt wiele, nie ma takiej opcji.
Harry bez słowa wykonał polecenie Lorda. Obaj czarownicy wyszli z pomieszczenia. Przemierzali korytarze rezydencji Malfoy’ów pogrążeni w całkowitej ciszy, w której jedynymi dźwiękami były ich własne kroki, aż w końcu znaleźli się w lochach. Zanim doszli do celi, do której prowadził go Voldemort, Harry nagle wszystko zrozumiał.
– Dursleyowie – wyrwało mu się. Wydawało mu się, że już wie, po co Czarny Pan go wezwał.
– Dokładnie, Potter – potwierdził czarownik.
Zanim dotarli na miejsce, już wcześniej dało się słyszeć wrzaski torturowanych ludzi. Harry rozpoznał te głosy. Przecież od lat, ci ludzie krzyczeli na niego. Wreszcie dotarli do odpowiedniego lochu. W ciemnym pomieszczeniu znajdowali się krewni Pottera, którzy byli już po torturach. Ciotka nastolatka i jego kuzyn byli nieprzytomni, jedynie Vernon nadal zachowywał świadomość. To jego wrzask słyszał Harry, gdy tutaj szedł. Nie bez powodu, albowiem w lochu obecna była jeszcze jedna kobieta, która lubowała się w torturowaniu mugoli, czy też czarodziei i była niemal mistrzynią w tym, co robiła, a jej szaleństwo i wymyślne sposoby na zadawanie bólu nie miało granic. Tą osobą był nie kto inny jak matka chrzestna Wybrańca - Bellatrix Lestrange. Czarnowłosa była ewidentnie w swoim żywiole. Przerwała zaklęcie, gdy zobaczyła, że jej pan oraz chrześniak przybyli. Mugol trochę się poruszył, chcąc zobaczyć kto wszedł. Nie udało mu się powstrzymać jęku bólu, gdy kobieta na niego spojrzała. Widać także było zdumienie malujące się na jego twarzy, gdy tylko ujrzał siostrzeńca swej żony razem z Voldemortem u boku.
– Widzę, że nie próżnujesz, Bellatriks – zwrócił się chłodno do swej matki chrzestnej. Nie mógł pokazać jego rodzinie, że się nimi przejmuje, choć mimo wszystko zapobiegłby temu, co tu się wyrabiało. Jakby nie było, Dursleyowie może i byli nieznośni, ale Harry mieszkał z nimi przez lata.
– Nie mogłam sobie pozwolić, aby ominęła mnie taka zabawa – odparła wyniośle Bellatriks a w jej oczach igrały iskierki szaleństwa.
– Dość, Bello. Oni należą do Pottera – oznajmił czarnoksiężnik tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Niech zemści się na tych ścierwach za wszystkie lata podłości.
I nagle zrozumiał cel Voldemorta. Mężczyzna chciał go sprawdzić, chciał zobaczyć, do czego Harry jest zdolny. Chłopak wiedział, że czarownik go obserwował.
Śmierciożerczyni posłusznie odsunęła się w tył, gdy tylko usłyszała polecenie Lorda. Chłopak podszedł bliżej swoich krewnych, choć nie ukazał, że pomysł Voldemorta nie był mu na rękę, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Harry mocniej zacisnął palce na swej różdżce z piórem feniksa. Musiał myśleć o czarnej magii, wiedział, że tylko dzięki temu będzie w stanie zmusić się, aby zrobić to, co konieczne.
Nagle w głowie Harry’ego pojawiło się mnóstwo czarno magicznych klątw, których nauczył się w wakacje. Już zaczął się zastanawiać, którą najdosadniej odpłaciłby się za lata złego traktowania. Chłopak czuł, że ogarnia go jakieś dziwne, acz znajome mu uczucie. To samo czuł, gdy czytał o magicznych mocach, gdy zabił na inicjacji i gdy mordował w wiosce mugoli. W tamtych chwilach tracił panowanie nad sobą i wiedział, że za chwilę też tak będzie. Czuł, jak jego mroczna część całkowicie przejmuje nad nim kontrolę.
Jego szczupłe palce jeszcze bardziej zacieśniły się na różdżce z ostrokrzewu. Wycelował w nieprzytomną ciotkę i wypowiedział klątwę. Po kilku chwilach, pod wpływem bólu, kobieta odzyskała świadomość, co działało na jej szkodę. Powietrze przeciął jej głośny, acz piskliwy wrzask. Nastolatek poczuł się wyjątkowo usatysfakcjonowany, a w jego tęczówkach o barwie promienia avady, pojawiły się szaleńcze błyski. Nie dbał o to, że sprawia ból osobie, która go przygarnęła i jakkolwiek by było, wychowała. Nie zwracał uwagi na to, że torturuje swoją najbliższą krewną. Liczyło się tylko to, że czuł się wolny. Potężny. Miał nad nią przewagę, nic nie mogło mu zagrozić, a on mógł zrobić to, co tylko mu się podoba. Jakby nie było, ta kobieta pomiatała nim przez tyle lat, ponadto była siostrą jego zdradzieckiej matki.
W końcu Harry przestał torturować mugolkę. Różdżka młodego czarodzieja została skierowana w stronę jego kuzyna, a po wyjątkowo krótkiej chwili i on cierpiał tak jak jego matka przed momentem.
– Ty… – wypowiedziała ledwo słyszalnie Petunia. Dopiero teraz, gdy miała chwilę wytchnienia, zdołała rozpoznać swojego siostrzeńca. – Ty... z… nim – wychrypiała. – Jak mogłeś! Zdradziłeś wszystkich! – wycharczała. – On zabił Lily – dodała kobieta.
Petunia Dursley była zdumiona jak mało kto. Pochodziła ze świata pozbawionego magii, jednak wiedziała co nieco o czarodziejach. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, kim jest Voldemort, wiedziała też, że to on zabił jej siostrę i czyhał na życie siostrzeńca- przynajmniej tak twierdził Dumbledore. Kobieta nie potrafiła pojąć tego, co działo się w tej chwili. Natomiast Potter, słysząc słowa ciemnowłosej odwrócił na chwilę uwagę od Dudleya i utkwił wzrok w tęczówkach swej ciotki. Roześmiał się zimnym, szaleńczym śmiechem.
– Tak, jestem po stronie Czarnego Pana – powiedział chłopak, po raz pierwszy tytułując w ten sposób Voldemorta, a potem ukazał jej swe przedramię, na którym widoczny był Mroczny Znak. – I wiesz co, ciociu? Jestem z tego cholernie dumny – dodał z satysfakcją. Opuścił rękaw szaty i powrócił do przerwanej czynności.
To nie był Harry Potter, którego znała Petunia Dursley. To nie był też Harry Potter, którego znał Lord Voldemort. I to nie był Harry Potter, jakiego on sam znał.
W lochu znajdował się Potter, który był całkowicie omotany przez czarną magię.
Czarny Pan, nie bez powodu wezwał Harry’ego do siebie i sprowadził tu jego krewnych. Od samego początku obserwował nastolatka dokładnie, choć ten tego nie zauważał. To, że Avada Riddle na rozkaz swego ojca zachęcała chłopaka do nauki czarnej magii, też miało swój cel, który był w skutkach zdumiewający oraz całkowicie satysfakcjonował Lorda. Chłopak poddał się całkowicie czarnej magii i jej wpływowi. Widział, że Potter nad sobą nie panował, a robił to, co podpowiadał mu umysł zamroczony mrocznymi mocami, to samo zaobserwował we wspomnieniach innych, podczas świątecznego ataku. Bardzo przypominał mu siebie, za czasów, gdy był jeszcze młody i dopiero poznawał tajniki ciemnych mocy. Sam poddawał się magii, dopóki nie nauczył się nad nią panować. Wpadał wtedy w coś w rodzaju transu, z którego budził się dopiero wtedy, gdy za długo używał czarnej magii, bądź gdy była mu już zbędna. Z Potterem działo się coś bardzo podobnego. A może dlatego, że tkwiła w nim część duszy jego samego? Odkąd więź między nastolatkiem, a Voldemortem pogłębiła się, mroczna natura chłopaka zaczęła wypływać na powierzchnię. Starała się zawładnąć nastolatkiem i uaktywniała się właśnie w takich chwilach. Nie, żeby to przeszkadzało Voldemortowi. Harry Potter mimo młodego wieku był potężnym czarodziejem, który z własnej woli służył po mrocznej stronie. Po stronie Lorda Voldemorta.
Teraz Potter zajmował się swoim wujem. Chłopak miał zamiar skończyć to, co zaczęła wcześniej śmierciożerczyni. Głośne wrzaski nadal niosły się po lochach, dzięki czemu na wargach czarnowłosego wykwitł uśmiech satysfakcji, a w oczach tańczyły iskierki szaleństwa. Ślizgon przerwał zaklęcie, a potem odwrócił się w stronę Riddle’a i Lestrangę. Jego wzrok padł na ciemnowłosą czarownicę. Kobieta dokładnie przyglądała się temu, co chłopak wyprawia. Była ewidentnie dumna ze swojego chrześniaka.
– Przyłączysz się, Bellatriks? – zapytał. Czarownica bez słowa wyciągnęła różdżkę i podeszła bliżej. Jeszcze przez kilka długich minut Potter i Lestrange torturowali mugoli, jednak to chłopak wypowiedział trzy mordercze klątwy.

Harry opuścił różdżkę i po raz ostatni spojrzał na swych mugolskich krewnych, którzy po tym wszystkim nawet w najmniejszym stopniu nie przypominali siebie. Nie zważając na Voldemorta ani tym bardziej Bellatriks wybiegł z pomieszczenia. Chłopak zatrzymał się dopiero przy wyjściu do lochów i oparł się o kamienną ścianę, ciężko oddychając. Przymknął oczy i ukrył twarz w dłoniach, bowiem właśnie dotarło do niego, co zrobił. Harry nie rozumiał tego, co się z nim działo. Miał świadomość, że to czarna magia tak na niego działała, ale dlaczego? Zawsze myślał o mrocznych czarach, gdy był zmuszony zabijać, bądź torturować, to mu pomagało nie myśleć o tym, co robi i zmuszało do tego, co nieuniknione. Jednak potem wpadał trans, z którego trudno było się wyrwać, nie potrafił zapanować nad sobą i swoją magią.

Chłopak usłyszał nagle kroki, poderwał głowę, choć domyślał się, iż to Riddle szedł w jego kierunku. Nie pomylił się, a tuż za nim kroczyła Bellatriks.
– Dobra robota, Potter – powiedział Lord, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu satysfakcji, po czym odszedł w swoją stronę. Ku zdumieniu czarnowłosego kobieta, która do tej pory towarzyszyła Voldemortowi nie odeszła, a została przy nim.
Kobieta spojrzała na nastolatka, który chyba jednak nie był w najlepszym stanie. Westchnęła cicho i postanowiła coś powiedzieć, choć podejrzewała, że chłopak nie będzie zbyt chętny na rozmowę z nią. Przez lata jej nienawidził, co nie było niczym dziwnym, ale jakby nie było, Bellatriks Lestrange nadal pozostawała jego matką chrzestną.
– Potter… – zaczęła nadzwyczaj spokojnym tonem, jednak chrześniak jej przerwał.
– Zawsze tak jest? – zapytał chłopak, krzyżując jej spojrzenie ze swoim. – Czarna magia – dodał. – Ona… Ja nie kontroluje tego, co robię, nie jestem w stanie nad tym zapanować, powstrzymać się…
Kobieta westchnęła cicho, a po chwili zaczęła wyjaśniać wszystko chrześniakowi. Doskonale rozumiała chłopaka.
– Z czasem nad tym zapanujesz – powiedziała. – Czarna magia próbuje górować nad człowiekiem, obezwładnić go, aby robił to, co ona wskaże. Później, z kolejnymi razami będziesz w stanie to przerwać, sprawić, że to ty przejmiesz kontrolę, nad tym, co robisz – mówiła Bellatriks.
– Nie chciałem ich zabijać – powiedział Harry. – Byli okropni, to prawda, ale do cholery jasnej nie tyle, abym musiał ich wszystkich zabić w ten sposób – wyrzucił z siebie chłopak.
– Harry – powiedziała Bellatriik. – Jesteś teraz śmierciożercą Czarnego Pana, nie zapominaj o tym. Sam chciałeś przyjąć znak – dodała. – A Czarny Pan sprawdza teraz, jak daleko możesz się posunąć, ile jesteś w stanie zrobić – wyjaśniała Bellatrix. – Jesteś potężnym czarodziejem, Potter – dodała kobieta z dziwnym błyskiem w oku. – Dlatego zaciśnij zęby i nie pokaż Czarnemu Panu, że się czegokolwiek lękasz, tylko rób to, co ci każe. Rozumiesz? – zapytała kobieta, na co Harry pokiwał głową.
– Czy… – zawahał się przed zadaniem pytania.
– Pytaj, Potter – powiedział, widząc jego zawahanie. – Jesteś moim chrześniakiem, nie przeklnę cię – dodała, aby uspokoić nastolatka.
– Jesteś szalona, to przez czarną magię? – zapytał szybko, na co Bellatriks zaniosła się szaleńczym śmiechem, takim jak wielokrotnie u niej słyszał.
– Jeżeli pytasz o to, czy przez czarną magię staniesz się szalony, to nie. Nie powinno tak się stać – wyjaśniła najpierw, domyślając się, o co chodziło Ślizgonowi. – I nie jestem szalona. Nie bardziej szalona niż ty – odparła kobieta. – Czarna magia sprawia, że wpadam w pewien szał, który może wydawać się, jakbym była opętana, ale wierz mi, potrafię nad tym zapanować. Ponadto to tylko wzbudza większy strach przeciwników.
– Więc czarna magia nie sprawia, że człowiek głupieje? – zamyślił się Harry.
– Spójrz choćby na Severusa, czy Avadę – poradziła kobieta. – Chyba nie uznasz ich za szaleńców? Tak myślałam – dodała, gdy nie uzyskała odpowiedzi. – Powinieneś wracać do Hogwartu, aby nikt nie zauważył twojej nieobecności – stwierdziła nagle.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz, Bellatriks? Dlaczego mi pomagasz? – zainteresował się nagle Potter, patrząc na nią podejrzliwie. Do tej pory ich stosunki nie należały do najprzyjemniejszych, a ostatnia rozmowa była kłótnią.
– Bo jesteś moim chrześniakiem, Potter. A ja nie pozwolę, aby syn Jamesa stał się kimś takim jak ta przeklęta… jak twoja matka i cała reszta – dodała, powstrzymując się przed wyzywaniem Evans w obecności jej syna. – Wracaj lepiej do Hogwartu – powiedziała raz jeszcze, a potem oboje opuścili lochy.
Następnego ranka, nastolatek obudził się z ogromnymi wyrzutami sumienia, które starał się uciszyć na wszystkie możliwe sposoby.
Bezskutecznie.
Harry ciągle widział swoich bliskich, kiedy rozrywał ich ból, który im zadawał, ciągle słyszał ich błagania o litość. Wtedy, gdy robił to wszystko, wcale na to nie zważał, zupełnie tak jak wcześniej, jednak nigdy nie miał takich wyrzutów sumienia.

Ponadto Harry zauważył jeszcze jedną rzecz. Coraz łatwiej przychodziło mu zapominanie o wszystkim i zabijanie.

***

Tego wieczoru, dyrektor Hogwartu znów przebywał w domu rodzinnym u jednych z członków Zakonu Feniksa – Weasleyów. On oraz państwo Weasley siedzieli przy jak zwykle starannie wyszorowanym, kuchennym stole i rozmawiali, co chwila popijając parującą herbatę z kolorowych kubków.
– Więc co możemy zrobić, Albusie? – zapytała Molly spokojnie. – Mówiłeś, że jest jakaś nadzieja na odzyskanie naszej córki – rzekła pani Weasley, która kurczowo trzymała się tej myśli.
– Są pewne starożytne zaklęcia – powiedział Dumbledore. – W twoim przypadku Molly, da radę odczynić czar, ponieważ ty i większość waszych dzieci się jej nie wyrzekliście. To da się naprawić – wyjaśniał spokojnie starszy mężczyzna. – Jednak Artur, Percy i Ronald… – zamilkł na chwilę. – W waszym przypadku obie strony pozbawiły się przynależności rodzinnej, a magia je nieodwracalnie zniszczyła. Choć są pewne stare przesłanki… – mag urwał, jakby nagle się nad czymś zamyślił.
– Jak możemy to naprawić? – zapytała Molly z nadzieją w głosie.
– Tu zaczyna się problem – powiedział dyrektor Hogwartu z cichym westchnieniem i nim odpowiedział, upił jeszcze łyk gorącej herbaty. – Ona musi tego chcieć.
– Albusie, spróbuj ją przekonać – prosiła pani Weasley.
– Może cię nie posłuchać – zauważył spokojnie, acz trafnie pan Weasley. – Już wtedy była do ciebie sceptycznie nastawiona i nie mówiła o tobie dobrze. To wszystko musi być wina tego całego Notta! – zezłościł się Artur. – Ten śmierciożerczy bękart wkłada jej głupoty do głowy! – podirytował się jeszcze bardziej.
– Arturze spokojnie, dzieci śmierciożerców już niebawem znikną z Hogwartu – powiedział tajemniczo Dumbledore.
– Jak to?! Co chcesz zrobić, Albusie? – zapytała zaskoczona Molly. Nie rozumiała, co też wymyślił dyrektor Hogwartu. 
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy Molly, chyba chcesz, aby twoje dzieci były w szkole bezpieczne, prawda? 
– Tak, ale… 
– Nie zaprzątaj tym sobie głowy – powtórzył Dumbledore nieco ostrzej. – Te sprawy ciebie nie dotyczą – powiedział stanowczo Dumbledore. 
Molly popatrzyła na dyrektora Hogwartu dziwnym spojrzeniem, jednak nic więcej nie powiedziała. Nade wszystko pragnęła odzyskać córkę oraz, aby jej dzieci były bezpieczne. 

***

Tego sobotniego wieczoru grupa Ślizgonów z szóstego roku przesiadywała w bibliotece i odrabiali zaległe prace domowe. Oczywiście wszyscy poza Hermioną, która jak zwykle wszystkie prace miała już napisane, a teraz czytała kolejne opasłe tomisko, czasem przerywając, aby pomóc w czymś przyjaciołom.
Najwięcej pracy mieli do wykonania Harry i Draco, którzy cały swój wolny czas poświęcali na zadanie od Czarnego Pana, przez co w tygodniu kompletnie nie zwracali uwagi na prace domowe. Harry pisał właśnie drugi esej tego dnia, a pierwszy oddał Mattowi do sprawdzenia. Mieli ogromne szczęście, że młody Snape zaoferował im swoją pomoc. On tak samo, jak i jego dziewczyna wszystko odrabiał na bieżąco, aby mieć wolne w sobotę i w niedzielę.
Natomiast Catherine i Avada nic sobie nie robiły z ostatniego eseju, które pozostały im do napisania i w najlepsze pogrążyły się w cichej rozmowie, do której co jakiś czas przyłączali się pozostali, wtrącając jakąś uwagę, a potem powracali każde do swego zadania.
Wśród nich brakowało jedynie Theodora, jednak on wymigał się od wspólnego odrabiania prac domowych, mówiąc przyjaciołom, że umówił się z Ginny, co już od dawna było na porządku dziennym.
Natomiast kilka stolików dalej, znajdowało się dwoje Krukonów z siódmego roku, którzy także przesiadywali nad swoimi pracami domowymi. Blondwłosa uczennica domu Roweny, co jakiś czas spoglądała w stronę grupki Ślizgonów z rocznika niżej. Tak było i teraz. Zauważyła, że jedna z dziewcząt, które tam siedziały, znów zwróciła się z czymś do byłego Gryfona, a potem perliście się roześmiała. Widziała, jak on jej odpowiedział i także się do niej uśmiechnął. W Krukonce ewidentnie zagotowało się ze złości.
– Jak ona śmie się tak do niego przystawiać – powiedziała cicho Krukonka, a jej głos przesiąknięty był jadem tak ogromnym, iż wszystkie stworzenia posiadające gruczoły jadowe mogłyby się zawstydzić przy nastolatce za swą marność. Przyjaciel Ivy, który siedział obok niej, usłyszał słowa dziewczyny. Od razu podążył za wzrokiem Avery i natychmiast wszystko zrozumiał.
– Zazdrosna? – zapytał ze zrozumieniem, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Osobiście bardzo kibicował tej dwójce, choć Ivy by go za to zapewne trzasnęła avadą kedavrą, gdyby ośmielił się jej coś powiedzieć. 
– Jak cholera – odparła. – Siedzi tam i wdzięczy się do niego. Powyrywałabym jej te czarne kłaki z głowy i starła ten uśmieszek z jej arystokratycznej buźki. A potem posłałabym jej zielony promień – powiedziała nienawistnie. – Dlaczego to właśnie ona musi być córką Czarnego Pana? – zapytała zrozpaczona. Avery nie wahałaby się ani chwili, gdyby Ślizgonka nie była latoroślą Lorda Voldemorta.
– Idź do niego – poradził Patric z lekkim uśmiechem. – Wyciągnij go na spacer – zasugerował i dzielnie przeżył piorunujące spojrzenie swej przyjaciółki.
– Czy ciebie Wierzba Bijąca po głowie zdzieliła? Albo się z Weasleyem na mózgi zamieniłeś? – zapytała dziewczyna oburzonym tonem, zaskoczona, iż jej przyjaciel śmie jej coś takiego sugerować.
– Wolisz patrzeć na niego, gdy siedzi z nią? – zapytał chłopak spokojnie.
– Nie mam zamiaru się błaźnić – odparła dziewczyna. – Myślisz, że chciałby taką, która go wcześniej tak irytowała, musiał ratować i jakby tego było mało, jest starsza od niego? – zapytała sceptycznie.
– Żartujesz, Ivy – rzekł chłopak. – Przejmujesz się, że jest od ciebie młodszy zaledwie o rok?
– Nie, ale…
Tymczasem, przy stoliku Ślizgonów Harry Potter skończył już swój kolejny esej. Jednak zanim weźmie się za następny, chciał chwilę odpocząć, przed ponownym pisaniem kolejnych setek słów. Od niechcenia rozejrzał się po bibliotece, a wtedy dostrzegł dwójkę Krukonów z rocznika wyżej. Co więcej, dziewczyna wpatrywała się w niego, jednak gdy tylko spostrzegła jego wzrok, natychmiast pochyliła się nad swoją pracą domową. Natomiast Harry sięgnął po swój plecak i zaczął czegoś w nim szukać. Po chwili wyjął z niego książkę, a potem podniósł się ze swego miejsca i skierował w stronę Krukonów.
– On tu idzie – powiedział cicho Patrick, gdy zauważył Ślizgona. Natomiast Ivy udała, że nagle pilnie się uczy.
– Cześć Ivy – powiedział na przywitanie do dziewczyny, a Patrickowi podał dłoń. – Cześć, Patric.
– Cześć – powiedziała nastolatka na pozór obojętnie, jednak w środku czuła stado motyli, które odczyniały dziki taniec radości, a może i nawet kilka, czy kilkanaście tańców.
– Oddaję książkę – powiedział i położył przedmiot na stoliku. Potem odsunął sobie krzesło i usiadł razem z nimi. Wyglądało na to, że zbyt szybko nie zamierzał opuścić Krukonów. Wtedy też Ivy posłała znaczące spojrzenie w stronę Patricka. Chłopak tylko się uśmiechnął, rozumiejąc, o co chodzi przyjaciółce.
– Wiecie co, chyba zostawiłem podręcznik w dormitorium – powiedział, udając, że szuka czegoś w swoim plecaku, a potem wstał i zabrał swoje rzeczy, pozostawiając ich samych.

***
Gdy tylko Harry opuścił swych przyjaciół, nie obyło się bez zainteresowania dwóch Ślizgonek, które śledziły każdy jego krok.
– Znowu z nią gada – zauważyła Catherine, obserwując brata. Avada natychmiast spojrzała w kierunki wskazanym przez przyjaciółkę.
– Niech się nie zdziwi, gdy pewnego razu znajdzie ją martwą – powiedziała wściekle czarnowłosa, obdarzając Krukonkę nienawistnym wzrokiem. – Może powiem ojcu niech, ją wyślę na jakąś bardzo niebezpieczną misję, co o tym myślisz Cathy?
– Żartujesz? – zapytała zaskoczona nastolatka.
– Nie, mówię całkiem serio. Mam jej kompletnie dość. Albo mam lepszy pomysł, sama poślę jej zielony promień przy najbliższej okazji – powiedziała, a potem uśmiechnęła się na myśl o tej chwili. Córka Czarnego Pana nie żartowała. Natomiast Catherinie nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, czy którą stronę obrać. Z jednej strony miała brata, a z drugiej najlepszą przyjaciółkę.

***

Ślizgoni na dzisiaj skończyli już odrabiać swe prace domowe i całą paczką udali się do Pokoju Wspólnego Slytherinu znajdującego się w chłodnych lochach, o których inni uczniowie na samą myśl drżeli z przerażenia i niechęci. Także i Ivy Avery chciała się już wrócić do siebie, więc młody Potter zaproponował, że odprowadzi ją do wieży Ravenclawu, w końcu cisza nocna już prawie nastała i nie mogła iść sama. Krukonka z chęcią przystała na propozycję młodszego Ślizgona, choć starała się zbytnio nie okazywać swojego entuzjazmu. Już sam fakt, iż przestali być wrogami był raczej niecodzienny. Porozmawiali jeszcze przez kilka minut pod drzwiami do salonu Krukonów, a potem chłopak udał się w stronę lochów. Był już prawie w Pokoju Wspólnym, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu mocne pieczenie. To Czarny Pan wzywał go do siebie. Chłopak od razu skierował się do gabinetu Severusa, a potem, po wyjątkowo krótkiej rozmowie z profesorem przeniósł się do dworu Malfoyow.
– Potter, jesteś wreszcie – powiedział sucho Lord, gdy Harry wreszcie przybył na miejsce. – Mam dla ciebie zadanie. Liczę, że mnie nie zawiedziesz, Harry Potterze – rzekł mężczyzna wyjątkowo zadowolony. Harry miał tylko nadzieję, że nie będzie mu kazał znów torturować kogoś, kogo znał. Do tej pory, czasami myślał o tym, co zrobił Dursleyom w chwili, gdy był całkowicie ogarnięty czarną magią.
– Wiesz, że się postaram – zapewnił Harry, zastanawiając się, po co Lord go wezwał.
W roku szkolnym młodzież rzadko była wzywana przed oblicze Czarnego Pana, jedynie Avada często się z nim widywała, bowiem ona wiedziała niemal o wszystkim. To zabawne, gdyby rok temu ktoś Harry’emu powiedział, że z własnej woli będzie służył Lordowi Voldemortowi wysłałby go do Munga bez możliwości powrotu. A jednak stoi tu przed nim, bez cienia strachu jak zwykle, jednak tym razem nie jako wróg, lecz jako poplecznik. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co przyniesie na przyszłość.
– Pewnie nie wiesz, ale po Hogwarcie nadal chodzą potomkowie Założycieli szkoły i nie tylko Avadę mam tu na myśli. Znasz Weasleyów, prawda Potter?
– Oczywiście – potwierdził zaskoczony nastolatek, zastanawiając się, co ta rudowłosa rodzina ma z tym wspólnego. Chyba nie są jednymi z nich?
– To potomkowie Godryka Gryffindora – powiedział Czarny Pan, a Harry’emu opadła szczęka do ziemi. Kto by pomyślał, że w żyłach tej rodziny płynie krew jednego z założycieli Hogwartu? – Jest jeszcze Mark White, potomek Ravenclaw. Twoim zadaniem jest uzyskać po dwie fiolki ich krwi. Dwie Godryka, dwie Roveny, sądzę, że podołasz – powiedział Czarny Pan.
– Zajmę się tym jak najszybciej – odparł Harry, już obmyślając plan wykonania tego zadania. Wreszcie da popalić Weasleyowi.
– Doskonale. Jakieś wieści od Dumbledore’a? – zainteresował się Lord.
– Ciągle chodzę na spotkania z Dumbledore, które według niego pomogą mi cię zniszczyć on chyba stara się w jakiś sposób ciebie zrozumieć – powiedział chłopak, zamyślając się na chwilę. – Wydaje mi się, że szuka jakiś w schematów w twoich działaniach, aby móc przewidzieć przyszłe zamiary, bądź ewentualne błędy – stwierdził całkiem logicznie Ślizgon. – Cały czas pokazuje mi wspomnienia. I szuka nadal horkruksów.
– Jak mu idzie? – zainteresował się tym ostatnim szczególnie.
– Na ostatnim spotkaniu powiedział mi, że chyba odkrył miejsce położenia kolejnego horkruksa – mówił dalej chłopak. – Poprosiłem go, aby zabrał mnie ze sobą, gdy będzie chciał go zniszczyć.
– Jeśli tak się stanie, musisz zrobić wszystko, aby zapobiec zniszczeniu go, rozumiesz, Potter? – zapytał Lord, na co Harry skinął gorączkowo głową. – Nie podoba mi się jego węszenie, jest jeszcze coś?
– Nie, nie wiem nic więcej – odparł chłopak zgodnie z prawdą. – Chociaż… bardzo często pyta o Avadę. Sugerował, że może znać jakieś twoje plany – odparł chłopak.
– Mówiła mi o tym – stwierdził spokojnie Czarny Pan. – Możesz odejść, Potter.

***

Nicholas Flamel, który w tym roku został nauczycielem historii magii, przesiadywał właśnie w swych prywatnych kwaterach tak jak każdego wieczoru. Pora już była późna, jednak on nie mógł zasnąć. Usiadł sobie wygodnie w fotelu i zaczął przyglądać się w ogień, który wesoło trzaskał w kominku, ogrzewając przy tym pomieszczenie. Stary czarodziej pogrążył się w zamyśleniu na temat tego wszystkiego, co tu się wyprawiało i wyprawiać będzie.
Nicholas Flamel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego Dumbledore sprowadził go tego roku na zamek. Wiedział, że jest potężnym czarownikiem, ba potężniejszym niż on sam, a nie opowiedział się po stronie dyrektora Hogwartu. Oficjalnie Nicholas Flamel nie uczestniczył w wojnie, a jeśli już ktoś był bardzo natrętny, to dowiadywał się, że twórca Kamienia Filozoficznego jest neutralny, bowiem nie zamierza się mieszać w takie błahostki, jak zwykł nazywać niesnaski potężnych czarodziejów. Kilkusetletni czarodziej zdawał sobie sprawę, że Dumbledore wolał mieć go na oku, choć podobnież łączyła ich przyjaźń. Flamel jednak nic by sobie nie zrobił z fanaberii Albusa, gdyby nie to, że w Hogwarcie jest coś, co postanowił zrobić. Wielu wiedziało, że Flamel uchodzi za dobrego przyjaciela dyrektora. Sam Dumbledore szukał także pomocy u starszego czarodzieja i to wielokrotnie. Dyrektor od lat walczył z Lordem Vodlemortem i jego śmierciożercami, to każdy wiedział. Tym razem jednak dyrektor Hogwartu ma nowy plan, w którym posunął się o wiele dalej, jak na gust Nicholasa, za daleko. Albus Dumbledore ma zamiar uderzyć w dzieci popleczników Lorda, które być może także są śmierciożercami, ale również i uczniami Hogwartu. Nauczyciel szukał pomocy u swego przyjaciela – Nicholasa oraz pragnął, aby w tym roku ich nauczał, aby zapewnić lepszą ochronę pozostałym uczniom. Flamel się zgodził, bowiem wiedział, że ktoś musi nad nim zapanować i czuwać nad zbyt śmiałymi planami czarodzieja. Postanowił, że nie pozwoli Albusowi na realizacje jego planu. Nie dopuści, aby w Hogwarcie znów ginęli uczniowie.

***
Kolejna beztroska niedziela, jednak obfitująca w odrabianie prac domowych, nadeszła raczej błyskawicznie, o wiele zdecydowanie za szybko, jak na gust hogwartczyków, bowiem już dnia następnego miał nadejść znienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Z tym dniem tygodnia mógł chyba konkurować jedynie Mistrz Eliksirów, a i tak ciężko było wybrać, który z nich jest gorszy.Ostatni dzień dwudniowego wypoczynku przed kolejnymi zajęciami. Większość osób oddawała się błogiemu lenistwu lub odrabiało zaległe prace domowe. Harry należał do tej pierwszej grupy, bowiem wszystko udało mu się napisać dzień wcześniej i bez celi spacerował sobie zamkowymi korytarzami. Rozmyślał właśnie nad swoim zadaniem i o tym, jak właściwie ma się zabrać za jego wykonanie. Musiał w jakiś sposób dowiedzieć się, kim jest ten cały Mark White, sądził, że to Krukon, skoro jest potomkiem Ravenclaw. No i oczywiście jak zabrać krew Weasleyom? Musi wymyślić jakiś plan, aby podpuścić Rona, a może by tak poprosić Ginny? Harry jeszcze musiał się nad tym zastanowić. Ponadto, jeszcze tego samego dnia Harry dowiedział się, kim jest Mark White. Informacje zasięgnął od Luny, która także była w Ravenclawie, a z którą nastolatek czasami nadal rozmawiał. Okazało się, że jest to jeden z pierwszoroczniaków, więc Harry’emu na pewno nie będzie trudno dostać to, czego potrzebuje. Jego zadanie wydawało się o wiele prostsze niż na początku.
***




Następnego dnia śniadanie w Wielkiej Sali trwało w najlepsze. O tej porze większość uczniów Hogwartu spożywała pierwszy posiłek, aby mieć energię przed kolejnymi męczącymi zajęciami. Nauczyciele nienawidzą, gdy ktoś zasypia na ich lekcjach, niezależnie czy to szkoła mugolska, czy czarodziejska.
W pomieszczeniu jak zwykle panował gwar wesołych rozmów. Atmosferę można by opisać jednym słowem — sielanka. Uczniowie śmiali się bądź narzekali, jeśli czekały ich eliksiry, od czasu do czasu ziewając i przecierając zaspane oczy.
Po porannej poczcie uczniowie zwykle rozchodzili się na lekcje, jednak tego dnia dyrektor Hogwartu miał wyjątkową wiadomość dla młodych adeptów magii.
– Proszę o ciszę! – donośny głos Albusa Dumbledore’a, zapewne wzmocniony zaklęciem, wyrwał ich z porannego letargu. Cisza zapanowała niemalże natychmiast. Każdy był ciekawy, co takiego ważnego dyrektor ma do powiedzenia. W zwykły dzień tygodnia, w środku roku szkolnego? Musiało stać się coś niezwykłego lub bardzo złego. Jaki inny miałby być powód tego komunikatu? 
– Nasza wspaniała kadra pedagogiczna – powiedział dyrektor, wskazując ręką na stół nauczycielski – wpadła na pomysł, aby urządzić szkolne zawody, w których domy rywalizowałyby między sobą, a wszystko po to aby urozmaicić wam ten rok szkolny! – zakomunikował dyrektor, a na sali rozległy się szepty – Uczniowie, którzy będą reprezentować swój dom, zostaną wybrani drogą losową z klas piątych, szóstych, bądź siódmych. – Przy ostatnim zdaniu wyraźnie dało się słyszeć pomruki niezadowolenia osób z klas niższych.
– Wszystko zacznie się pierwszego kwietnia. A teraz uciekajcie się na zajęcia, prędko! – polecenie dyrektora było wypowiedziane wesołym tonem, jednak każdy zrozumiał, że to koniec przemowy.
– Co o tym myślicie? – zapytała zaskoczona Avada, odwracając się do przyjaciół, podczas gdy reszta uczniów opuszczała salę.
– Założę się, że coś się za tym nie kryje – odparł Harry. – Skąd niby taki pomysł?
– Tak, on na pewno coś kombinuje – zgodził się Bystry.
Lekcje dzisiaj minęły dość szybko, oczywiście nie obyło się bez stosu prac domowych, jednak stosunkowo niewiele osób się tym teraz przejmowało, bowiem co innego zajmowało umysły nastolatków. Większość uczniów była podniecona przyszłymi wydarzeniami. Nikt nie wiedział, czego można się spodziewać w tych zawodach. W końcu nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca, nie licząc Turnieju Trójmagicznego, który okazał się porażką, bowiem znów zginął uczeń. Tym razem zanosiło się na coś raczej bezpieczniejszego, no i oczywiście na mniejszą skalę, bowiem rywalizacja obejmowała jedynie hogwartczyków.
Wieczorem w Pokojach Wspólnych pojawiła się kolejna informacja, która ucieszyła hogwardzkich studentów równie mocno, co poranna informacja. W sobotę ma być wypad do Hogsmead, a Harry’emu od razu przeszło przez myśl, że może mógłby zaprosić Ivy. Miał jednak pewien dylemat, nie potrafił przewidzieć tego, czy Krukonka zgodziłaby się pójść z nim.
Gdy Ślizgon wszedł do swojego dormitorium, jego współlokatorzy akurat rozmawiali o zbliżających się zawodach, których on miał już dość, zanim naprawdę się zaczęły. Jednak nie miał do nich żalu, w końcu cała szkoła nie mówiła o niczym innym.
– Hej, Harry a czy ty chciałbyś wziąć w nich udział? – zagadnął go niespodziewanie Theodor.
– Chyba oszalałeś – odparł natychmiast czarnowłosy. – Ja chcę mieć tylko święty spokój, po co mi udział w jakiś zawodach?
– Ciekawe jak to będzie wyglądać – ożywił się młody Snape. – Może coś w stylu Turnieju Trójmagicznego? Może być ciekawie, nie uważasz nie?
– A kysz mi z tym cholerstwem! – wykrzyknął Potter, jednak po chwili się zaśmiał.
– Ach, no tak, zapomniałem, że brałeś w nim udział – sprostował Matt.
– Nie wspominam go najprzyjemniej – stwierdził chłopak.
– Ginny mówiła, że podobno Longbottom pomaga Sprout przy roślinach, które mają być przeszkodami – rzekł Theodor nagle. 
– Neville Longbottom? – zapytał Harry, a brunet pokiwał głową na potwierdzenie. – Zawsze miał rękę do roślin, więc może to prawda. To on naprowadził mnie na skrzeloziele podczas Turnieju – dodał Potter. – Chyba usiądę z nim jutro na zaklęciach i zrobię wywiad, może coś mi powie – stwierdził Harry. Każdy z nich chciał wiedzieć jak najwięcej.
– A mi nadal coś tutaj śmierdzi – powiedział Dracon. – Skąd nagle im się to wzięło? Rywalizacja pomiędzy uczniami? Przecież nauczycielom, a w szczególności Dumbledore’owi zależało na tym, aby zbliżyć do siebie domy, a teraz chcą, aby walczyły ze sobą? To jest naprawdę dziwne!
– Owszem, jest to trochę podejrzane – przyznał Harry, jednak już wcześniej także zauważył ów fakt. – Zastanawia mnie to, co też chodzi po głowie tego starego wariata. Chyba lepiej, aby nas nie wylosowali, no nie?
– Dobra, i tak nic więcej na ten temat nie wiemy – stwierdził Theodor, zakończając ten temat i zerkając ukradkiem na swoich przyjaciół. – To, kto da mi odpisać ten przeklęty esej na zaklęcia?

***
Dzisiejsze zajęcia Ślizgonów wreszcie dobiegły końca. Niemal każdy z nich marzył tylko o odpoczynku po lekcjach, wcale nie zaprzątając sobie głowy stosem prac domowych, które na nich czekały. Kto by teraz chciał dalej się uczyć, skoro można wygodnie rozłożyć się na kanapie w Pokoju Wspólnym Slytherinu i leniuchować w najlepsze?
– Idzie ze mną ktoś do biblioteki? – zapytała Hermiona zatrzymując się niedaleko drzwi do książkowego królestwa pani Pince. Każdy wiedział, że młoda Lestrange może siedzieć w książkach dwadzieścia cztery godziny na dobę, i to przez pełne siedem dni w tygodniu. Nikt nie miał jej tego oczywiście za złe, punkty dla domu same się nie zdobędą. Na samym początku pobytu w Slytherinie, dziewczyna liczyła, iż być może chociaż oni mają pozytywniejszy stosunek do nauki, niż Harry i Ron, których musiała siłą zaciąć do królestwa pani Pince, jednakże ku jej rozczarowaniu, Ślizgoni wcale w tym od nich nie odstawali 
– Ja pójdę – zaoferował ochoczo Matt, który także często przesiadywał w książkach, zupełnie jak jego dziewczyna. Pod tym względem młody Snape i Hermiona idealnie do siebie pasowali, co zabawniejsze, to właśnie tam zaczęli się najpierw spotykać. 
– Zwariowałaś – stwierdził Harry, zwracając się do przyjaciółki. – Oboje oszaleliście – dodał, pukając się palcem w czoło, na znak, co myśli o nich i ich książkowej obsesji. 
– Dopiero, co skończyliśmy lekcje – wyjęczała Avada. – Musisz nam to robić? 
– Biblioteka, też coś! Ja wracam do Pokoju Wspólnego, kto do mnie dołącza? – zawołała wesoło Catherine, którą obejmował Malfoy. 
– Dajcie im spokój – zaśmiał się nagle Nott. – Nie widzicie, że to jest ich rodzaj randki? – zapytał z rozbawieniem Theodor, na co dziewczyna przewróciła oczami. 
– Przypomnę ci o tym, gdy znów będziesz chciał esej z zaklęć – stwierdził Matt, jednak nie traktował stwierdzenia przyjaciela jako obelgę. 
– Chodź, Matt – powiedziała Hermiona, gdy tylko zobaczyła, że większość woli pomysł Cathy wzruszyła tylko ramionami i pociągnęła Matta za rękę w stronę ich książkowego raju. – Randka czeka – rzuciła z przekąsem, ku rozbawieniu pozostałych, a potem oboje udali się do książkowego raju. 
W międzyczasie także i Theodor oddalił się w swoją stronę, ponieważ umówił się z Ginny. Harry już miał ruszyć za resztą przyjaciół zmierzających do Pokoju Wspólnego Slytherinu, ale wtedy zauważył na korytarzu Krukonkę o jasnych kręconych włosach, która ewidentnie zmierzała w stronę biblioteki. Harry zauważył, że ona także często przebywa w książkowym królestwie pani Pince. 
– Wiecie co? – powiedział nagle chłopak, nie odrywając wzroku od nadchodzącej nastolatki. – Później do was dołączę – mruknął Harry do przyjaciół. 
– Jak uważasz – odpowiedział ktoś i ruszyli w swoją stronę. Harry zauważył, że Matt i Hermiona zniknęli już za drzwiami biblioteki, więc podszedł do Ivy. Nie zauważył, że jedna osoba posyłała w stronę Krukonki nienawistne spojrzenia, gdy ją zobaczyła, zanim odeszła z resztą przyjaciół. Nastolatka była w końcu bardzo ciekawa, czemu Harry zrezygnował z udania się z nimi do Pokoju Wspólnego. 
– Cześć Avery – przywitał się chłopak, a ona uśmiechnęła się na jego widok, najwyraźniej zaskoczona, iż go spotkała. 
– Cześć, dobrze cię widzieć, Potter – odparła dziewczyna. 
– Zobaczyłem, że tu idziesz i postanowiłem, że poczekałem na ciebie – wyjaśnił chłopak na pozór beztrosko, jednak był trochę niepewny tego, co chce zrobić. 
– Coś się stało? Masz taką dziwną minę? – zapytała zaskoczona dziewczyna, uważnie przyglądając się ciemnowłosemu, po chwili jednak się szybko zreflektowała – Przepraszam, nie chcę być wścibska – uśmiechnęła się lekko do niego. – Mam trochę pracy – rzekła, wskazując na ciężką torbę z książkami, a jej mina nieco zrzedła. – Ciesz się wolnością, póki możesz, bo zapewniam cię, że w klasie owutemowej nie dadzą ci żyć – dodała, a Harry ją po prostu słuchał. Zbierał się do tego, co zamierza zrobić, ale nieco się denerwował, a przede wszystkim obawiał reakcji Krukonki. 
Harry Potterze, na gacie Merlina! Masz lat szesnaście, czy sześć? Nie zachowuj się jak idiota, zaproś ją w końcu! – powiedział do siebie w myślach, zbierając się na odwagę. W końcu przez lata był Gryfonem, a to coś chyba znaczy, prawda? Gryfoni są odważni — zazwyczaj. 
– To w takim razie nie zajmę ci dużo czasu, Ivy – stwierdził Harry, chcąc ją zatrzymać tutaj jeszcze na chwilę. – Wiesz, że w tę sobotę jest wyjście do Hogsmead? – zapytał szybko. 
Nastolatka nagle jakby się ożywiła, gdy usłyszała to pytanie, jednak nie dała po sobie tego poznać. W jej głowie pojawiła się pewna myśl i w tej chwili dziewczyna marzyła tylko o tym, aby jej przypuszczenia były prawdziwe. 
– Coś obiło mi się o uszy – przyznała spokojnie. 
– Jeśli nie masz jakichś planów, może moglibyśmy... może wybralibyśmy się tam razem? – zapytał Harry, odrobinę się plącząc, ale miał szczerą nadzieję, że się nie zbłaźnił. 
Dziewczyna miała poważną minę, na co Harry nieco się przeraził, bowiem nie wiedział, co ona zwiastowała. Chłopak nie miał pojęcia, że po prostu spełniło się jej pobożne życzenie i teraz była nieco zaskoczona, iż tak się stało. 
– Wygłupiłem się? Skoro się pogodziliśmy pomyślałem, że moglibyśmy czasem wyjść, żeby całkowicie zażegnać nasz spór – próbował zażartować Harry i zaśmiał się lekko, choć do śmiechu mu nie było. Jak mógł pomyśleć, że Avery będzie chciała gdziekolwiek z nim pójść? Był jej byłym wrogiem, przez miesiące go nienawidziła, do tego ona była bardzo ładną, starszą Krukonką i na pewno nie mogła opędzić się od adoratorów. Już w myślach zaczął wyrzucać sobie swoją głupotę, kiedy zauważył, że wargi dziewczyny uniosły się do góry, a jej twarz jakoś dziwnie się rozpromieniła. Ivy uśmiechnęła się na to pytanie, a motyle w jej brzuchu odtańczyły dziki taniec radości. Miała nadzieję, że ją o to zapyta, czego Harry oczywiście świadomy nie był. 
– Nie, Potter. Nie wygłupiłeś się, bardzo chętnie z tobą pójdę – odrzekła, ale na jej twarzy zagościł uśmiech. 
– To fajnie, cieszę się – powiedział uradowany chłopak, a jego humor od razu uległ poprawie. – Później ustalimy resztę. Do soboty jeszcze dużo czasu – zauważył. 
– Jasne, na pewno spotkamy się jeszcze kilka razy przed sobotą – powiedziała wesoło Ivy. 
– Pewnie. To ja ci już nie przeszkadzam – rzekł chłopak. – Do zobaczenia, Ivy. 
– Cześć, Harry – odparła Krukonka, co sprawiło, że po karku Ślizgona przebiegł przyjemny dreszcz, gdy usłyszał swoje imię z jej ust. Wymieniając uśmiechy i spojrzenia, oboje rozeszli się w swoje strony w o wiele lepszych nastrojach. 

***

Szóstoroczni Ślizgoni zaczynali kolejny dzień od zaklęć, więc pod pracownią zebrała się już większość osób. W końcu zabrzmiał dzwonek, a nauczyciel wpuścił do klasy wychowanków domu Węża, jak i Lwa, bowiem to z nimi mieli te zajęcia, jak większość. Harry wszedł do środka zaraz za Nevillem, a potem podążył za nim do jego ławki, bowiem miał zamiar porozmawiać z nastolatkiem.
– Mogę? – zapytał Harry, wskazując na miejsce obok niego.
– Jasne, siadaj Harry – odparł zaskoczony Gryfon. Prawda była taka, że odkąd młody Potter zaczął zadawać się ze Ślizgonami, a potem przeniósł się do Slytherinu, rzadko siedział na zajęciach z kimś z Gryffindoru. Nie wynikało to wcale z jego niechęci, oczywiście, jednak ich relacje nieco się osłabiły.
– Potter, to moje miejsce! – w klasie nagle rozległ się wściekły głos Rona – Ja siedzę z Nevillem na zaklęciach – oznajmił.
– Zająłem ci miejsce? – zapytał Harry, tak jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. – Tak mi przykro z tego powodu. – rzucił ironicznie i jeszcze bardziej rozwalił się na krześle, dając mu do zrozumienia, że to miejsce jest już zajęte, natomiast u pozostałych wywołało to salwy śmiechu, na co Ron zirytował się jeszcze bardziej, a jego twarz przybrała barwę dojrzałego buraka.
– Panie Weasley, jakiś problem? – zapytał profesor Flitwick, dostrzegając, iż w jego pracowni powstało zamieszanie.
– Ron, odpuść – powiedział Dean, odciągając go od ławki, gdzie siedzieli Harry i Neville. – Nie ma tu żadnego problemu, panie profesorze – odpowiedział szybko za Rona. – Wszystko jest w porządku – dodał spokojnie Gryfon.
– Doskonale. Chłopcy, zajmijcie swoje miejsca – polecił szybko profesor, a potem odwrócił się w stronę tablicy, przed którą zaczął wymachiwać różdżką, a po chwili pojawiły się na niej litery układające się w temat dzisiejszych zajęć.
Wściekły Ron powędrował za Deanem do innej ławki, jednak przez całą lekcję ciskał gromy z oczu w stronę Harry’ego.
– Neville, co u ciebie słychać? – zagadnął przyjaciela, gdy każdy zajął się czytaniem tematu z podręcznika, który zadał profesor. – Dawno nie rozmawialiśmy – zauważył.
– Jakoś leci – powiedział Neville, wzruszając beztrosko ramionami. – Sprout tylko trochę daje w kość na dodatkowym zielarstwie. A jak ci się żyje w Slytherinie? Dziwnie jest bez ciebie w dormitorium – westchnął chłopak. Harry uśmiechnął się smutno, byli dość zgrani z Ronem, Seamusem, Deanem i Neville’em, a wieczory często obfitowały w wybuchy śmiechu.
– Całkiem znośnie, większość Ślizgonów przyzwyczaiła się, że tam mieszkam. Neville, słyszałem, że pomagasz profesor Sprout przy roślinach do tych całych zawodów – zagadnął Ślizgon zmieniając temat na ten, o którym chciał rozmawiać. 
– Skąd o tym wiesz? – zapytał zaskoczony Neville.
– Ginny coś mi wspominała – skłamał Harry, nie chciał mówić, że przez dziewczynę informacja trafiła do jeszcze kilku innych Ślizgonów.
– Ah, w porządku – stwierdził chłopak. – Bałem się, że to się już po szkole rozniosło. Bo widzisz Harry, to jest tajemnica. Ale mogę ci powiedzieć, że niektóre z roślin są naprawdę niebezpieczne.
– Coś jak sklątki Hagrida, podczas Turnieju Trójmagicznego? – zapytał Potter.
– Gorzej, Harry – odparł całkowicie poważnym tonem Longbottom. – Sklątki to nic w porównaniu z niektórymi z roślin – odpowiedział Neville, a jego źrenice rozszerzyły się z zachwytu. – Te zawody będą naprawdę niebezpieczne. Nie wiem, dlaczego Dumbledore wyraził na to zgodę, zwłaszcza po tym, co działo się podczas Turnieju...
– Longbottom, Potter, proszę o ciszę! – przerwał im nauczyciel, który nagle znalazł się obok nich. Żaden z nich nie zauważył nadchodzącego Filtwicka.
– Przepraszamy, panie profesorze – powiedział spokojnie Harry, a prośba nauczyciela – ku jego zdumieniu – została spełniona.
Lekcja wreszcie dobiegła końca. Harry nic nie robił sobie ze wściekłych spojrzeń, które posyłał mu Weasley. Widocznie cały czas miał mu za złe, że usiadł z Neville’em. Gdy razem z resztą klasy na korytarz, ktoś go zawołał.
– Potter! – rozległ się donośny głos na korytarzu. Harry odwrócił się w stronę osoby, do której ów należał.
– Czego chcesz, Weasley? – zapytał, irytując się już na sam widok Gryfona.
– Wkurzasz mnie, Potter – powiedział Ron, będąc już blisko niego.
– Ach tak? – zapytał zaskoczony Harry. – I co z tego?
– Zakończmy to raz na zawsze – wycedził rudzielec. – Tylko ty i ja – zapowiedział.
– Co masz na myśli? – zapytał, Harry nie rozumiejąc, o co chodzi Gryfonowi.
– Pojedynek. Wieża astronomiczna, o północy. Tylko ty i ja – powiedział Gryfon cicho, aby tylko Harry go usłyszał.
– Rozum postradałeś? To będzie twój koniec, Weasley – stwierdził zaskoczony Ślizgon.
– Nie sądzę, Potter – odparł Weasley z cwanym uśmieszkiem.
– Jak chcesz – rzekł Potter, wzruszając ramionami. – Dzisiaj? – dopytał Potter, na co Ron kiwnął twierdząco głową.
– Gotuj się na porażkę – rzucił Harry przez ramię, po czym odszedł do swoich przyjaciół, którzy na niego czekali.

Obiecałam dzisiaj, więc oto i rozdział :) Kiedy następny, jak zawsze nie wiem; podejrzewam, że w pierwszej kolejności skupię się na sevmione, a potem na trzynastce Wybrańca, żeby było sprawiedliwie :).

Jakiś czas temu na fp udostępniłam ankietę, którą kilka osób wypełniło. To było dawno, ale już wtedy te kilka osób nieco mnie zaskoczyły swoimi odpowiedziami, a czym Was więcej, tym lepiej, więc zachęcam do kliknięcia niżej, to naprawdę zajmię tylko chwilę. Wiem, że ankiety mogą być irytujące, dlatego starałam się ją skrócić do minimum, a pomoże mi ona nieco rozeznać się w sytuacji :) 
Ostatnio sporo się dzieję i jeżeli chcecie być na bieżąco, to najszybciej złapie się mnie na asku, ale chciałam także jeszcze krótko wspomnieć, że założyłam instagrama z wierszami, a na instagramie book_oazy przełamałam się do nagrywania na story, więc zapraszam także i w tamte miejsca :)
To chyba wszystko! :)
//Do napisania!