poniedziałek, 16 października 2017

Rozdział Szósty

Betowała: Teina
Harry tym razem nie miał chęci iść do Pokoju Wspólnego od razu po uczcie powitalnej, dlatego najpierw postanowił zrobić sobie spacer po zamku, w którym nie był przez tak wiele tygodni. Wędrował opustoszałymi korytarzami i pogrążył się w przeróżnych myślach. Jednak w końcu postanowił zakończyć swoją wędrówkę i skierować się do Pokoju Wspólnego. Gdy już się znalazł w dormitorium, w którym znajdowali się pozostali mieszkańcy, spotkała go niezbyt miła niespodzianka w postaci Ronalda Weasleya, który postanowił sobie, że będzie z niego drwił.
– No proszę, widzę, że przyjaciel śmierciożerców raczył się wreszcie pojawić wśród normalnych ludzi! – zakpił Ron, gdy tylko Potter przekroczył wejście do ich wspólnego dormitorium. Chłopak spojrzał z zaskoczeniem na byłego przyjaciela, ponieważ jeszcze kilka godzin temu zabiegał o jego przyjaźń, a teraz jawnie z niego szydził. Weasley myślał, że Harry puści to mimo uszu, lecz nie wiedział, jak bardzo się mylił. Potter obrzucił Gryfona uważnym spojrzeniem, a potem uśmiechnął się ironicznie; chyba udzieliło mu się zbyt długie towarzystwo Ślizgonów.
– Naprawdę, Weasley? A wiewiórki zaczęły już zbierać orzechy na zimę? – zapytał znudzony, obserwując, jak na twarzy dawnego przyjaciela pojawia się wściekłość. Nic sobie nie robiąc z obecności Weasleya, podszedł do swojego kufra. Jeżeli któryś z ich współlokatorów nadal miał wątpliwości co do rozpadu wielkiej przyjaźni, to teraz się ich pozbył. 
– Neville, jak wakacje? – spytał Harry, odwracając się przez ramię i ignorując wściekłe spojrzenie rudzielca, który pewnie myślał nad jakąś ripostą. Młody Potter postanowił, że Rona będzie po prostu postponował; nie był jego jedynym przyjacielem w Gryffindorze.
– W porządku – odparł wesoło Longbottom. – A jak twoje, Harry? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
– Też w porządku – odparł Harry obojętnie, po czym zabrał się za rozpakowywanie rzeczy ze szkolnego kufra. Uśmiechnął się pod nosem; dobrze było tu wrócić, to Hogwart już od lat był jego domem.
– Widzę, że wakacje ze śmierciożercami uważasz już za normalne – wtrącił Ron, doprowadzając powoli Pottera do szewskiej pasji. On nigdy mu nie odpuści! Harry przerwał wykonywaną czynność i stanął prosto, odwracając się w kierunku byłego przyjaciela. Obrzucił rudowłosego zirytowanym spojrzeniem. Naprawdę miał dobre chęci, aby go zignorować, ale Ron wyjątkowo go denerwował.
– Weasley, tak z łaski swojej wyjaśnij mi, o co ci do jasnej cholery chodzi?! – warknął, mając już byłego przyjaciela powyżej uszu. – Kilka godzin wcześniej robiłeś wszystko, żeby odciągnąć mnie od Ślizgonów, a teraz chcesz mieć we mnie wroga? Mścisz się za to, że cię olałem dla nich? Zresztą zasłużenie, bo zniszczyłeś naszą przyjaźń przez to szpiegostwo dla Dumbledore’a – wygarnął mu nastolatek.
Rudzielec pokręcił głową z niesmakiem. Zupełnie jakby słowa Harry’ego były nieprawdą! On nie widział tego w ten sposób.
– To ty wszystko zniszczyłeś, Harry – stwierdził Weasley oskarżycielskim tonem. – Zacząłeś zadawać się z tymi niczego niewartymi śmierciożercami! A to niby, gdzie byłeś przez te całe wakacje, jak nie z nimi? U Malfoya? A może u tej całej Riddle, co? – dopytywał się Ron bez żadnych skrupułów. Potter zacisnął dłonie w pięści, po czym z całej siły woli powstrzymywał się, aby nie rzucić się na Weasleya. Obydwaj też przestali zwracać uwagę na przebywających w pomieszczeniu Neville’a, Deana i Seamusa, którzy z uwagą obserwowali tę niezwykłą wymianę zdań, nieprzywykli do tego, że ta dwójka się kłóci.
– Ron, czy ty rozum postradałeś? Chyba nie sugerujesz, że przyłączyłem się do Voldemorta? – zapytał chłopak. Irytacja nie opuszczała go nawet na moment. – Przyjaźnię się ze śmierciożercami, też coś! – warknął Harry. Nie mógł dać po sobie poznać, jak blisko prawdy jest Gryfon.
– Tak, a Avada Riddle nazywa się tak przez przypadek – wtrącił sarkastycznie rudowłosy. – I jeszcze Hermiona…
– Nic o niej nie wiesz, Weasley – zdenerwował się nastolatek. – Zostaw Avadę w spokoju. A Hermiona, ona… – urwał, nie chcąc mu nic na ten temat mówić. – Poza tym, to ty zniszczyłeś naszą przyjaźń, donosząc na mnie przez cały ostatni rok! Chyba o tym nie zapomniałeś, co? – przypomniał mu chłopak, na co twarz Weasleya przybrała barwę jego włosów. – Jesteś zwykłą, nic niewartą, kłamliwą szumowiną! – Po jego wypowiedzi zapanowała krótka cisza. Pozostali chłopcy obecni w pomieszczeniu spoglądali to na jednego, to na drugiego, nie wiedząc, czy mają jakoś zareagować na to, co się działo, czy nie. Potter już myślał, że wygrał z Ronem tę krótką wymianę zdań i odpuścił sobie, lecz po chwili w dormitorium ponownie rozbrzmiały kolejne obelgi z jego ust.
– Mów sobie, co chcesz, ale i tak ci nie wierzę, podły zdrajco! – Harry myślał, że nie wytrzyma. Zastanawiał się, czy do jego pustej mózgownicy kiedykolwiek coś dotrze.
– Oczywiście! Od razu pobiegłem do Voldemorta i pozwoliłem wytatuować sobie Mroczny Znak na ramieniu – stwierdził. – Wiesz, Hermiona i Avada pomogły mi dostać się na audiencję, bo Tom jest bardzo zajęty zabijaniem mugoli – kontynuował chłopak tym samym tonem. – Piękny znak, nieprawdaż? – zapytał Harry i odsłonił przed nim przedramię, na którym oczywiście niczego nie było.
– Możesz mówić sobie, co chcesz, Harry – stwierdził Weasley. – Pozostaniesz zdrajcą!
– Odezwał się! – Prychnął pogardliwie nastolatek. Nie miał zamiaru powtarzać mu, że zdradził, obaj o tym wiedzieli i nic nie sprawi, aby Potter wybaczył Weasleyowi ten haniebny czyn, nawet jeżeli tamten by tego pragnął.
– Po co więc zadajesz się z Malfoyem i córką Voldemorta? A Hermiona? Co się z nią stało. I jeszcze ta twoja siostra! Gdzie była przez tyle lat?!
– Zamilcz, Weasley! – powiedział głośno Harry, gdy dostrzegł, że tamten już otwierał usta, aby zadać kolejne pytania, bądź wypowiedzieć następne oskarżenia. – Nie zamierzam się już dzisiaj z tobą kłócić. Uważaj jedynie, żeby w nocy nie wymsknęła mi się przypadkiem jakaś Avada Kedavra w twoim kierunku – dodał z ironią, po czym po tych słowach wyszedł wściekły z dormitorium, głośno trzaskając drzwiami.

***

W tym samym czasie, wiele kilometrów od magicznej szkoły, odbywała się pewna, ważna rozmowa. Gdyby nie to, że Severus Snape, który od wielu lat był jego szpiegiem, przekazał ową wiadomość z Hogwartu, Lord Voldemort nie miałby możliwości, aby jego plan sprzed kilku lat zadziałał. Wystarczyła jedna rozmowa, aby to, co nie udało się kilka lat temu, mogło powieść się teraz…

Czarny Pan nadal przesiadywał w swoim gabinecie, w domu jednego ze swych wiernych śmierciożerców, nagle do pomieszczenia wkroczył Mistrz Eliksirów z ważnymi wiadomościami, których się nie spodziewał nawet w najśmielszych snach.
– Mój panie – rzekł nauczyciel eliksirów, kłaniając się nisko przed Lordem, który spoglądał na niego wyczekująco. – Przynoszę wieści, które powinny cię zainteresować – oznajmił Severus, wzbudzając ciekawość Voldemorta.
– Czego się dowiedziałeś, Severusie? – zapytał chłodno Czarny Pan. Lustrował Snape’a wzrokiem, jakby chciał odczytać coś z jego mimiki, jednak oblicze Severusa jak zawsze było nieprzeniknione. Nauczyciel zaczął jednak szybko zdawać relację z pierwszego dnia w Hogwarcie.
– Dumbledore wcisnął nam kolejną bajeczkę, panie. Kamień Filozoficzny nie mógł zostać zniszczony, ponieważ Nicholas Flamel nadal żyje i z tego, co widziałem, ma się bardzo dobrze – wyjaśnił Mistrz Eliksirów bezbarwnym głosem. – Objął stanowisko nauczyciela historii magii. Po co Dumbledore go sprowadził do szkoły, nie mam pojęcia.
– Dlaczego dowiadujesz się o tym dopiero teraz? – zapytał chłodno Voldemort, przyswajając sobie informacje, które właśnie usłyszał. – Podobno Dumbledore ci ufa.
– Jestem pewien, że nadal cieszę się jego zaufaniem, panie – zapewnił gorliwie Snape. – Nie znam powodów Dumbledore’a, jednak podczas rozmowy z Minervą odniosłem wrażenie, że ona o wszystkim wiedziała, prawdopodobnie jako jedyna z grona pedagogicznego.
– Musisz jak najszybciej dowiedzieć się, po co Dumbledore’owi Flamel w Hogwarcie, to bardzo poważna sprawa – powiedział Czarny Pan, jakby się nad czymś zastanawiając. – Musi mieć jakiś powód – dodał, choć bardziej do siebie, niż do mężczyzny, z którym rozmawiał. – Jeżeli to wszystko, możesz odejść, Severusie – rzekł chłodno Lord. Śmierciożerca pokłonił się przed swym panem, po czym posłusznie opuścił pomieszczenie, powracając do Hogwartu.
Natomiast myśli Czarnego Pana pędziły jak oszalałe, a w jego biegłym umyśle krystalizował się plan, który dawniej miał posłużyć mu do osiągnięcia nieśmiertelności. Wiedział, że Flamel najprawdopodobniej nie mógł zniszczyć Kamienia Filozoficznego, i dostrzegł swoją kolejną szansę. Przeczuwał, że tym razem mu się powiedzie. Kto może mu teraz przeszkodzić? Harry Potter? Tego nie zrobi. W jego głowie tworzył się plan. Ten sam, który miał powieść się kilka lat temu, ale przez kolejne kłamstwa Dumbledore’a nie było nawet cienia szansy na jego realizację. Tym razem nic mu już nie przeszkodzi. Nic i nikt. Lord Voldemort wiedział o tym doskonale.

***

Jeszcze tego samego dnia nastał ciepły, niemal bezchmurny wieczór, a jasny księżyc wpadał do środka zamku przez okna, rozwiewając mroki nocy. Niebawem miała zapaść cisza nocna, dlatego hogwarckie korytarze były prawie całkowicie opustoszałe. Niemal wszyscy uczniowie przebywali już w swych Pokojach Wspólnych albo do nich zmierzali. Rzadko się zdarzało, aby ktoś wyściubiał nos ze swego dormitorium po zmroku, choć i takich także nie brakowało.

Na jednym z nich, który był najmniej uczęszczanym przez uczniów szkoły, o ścianę opierała się jedna z uczennic piątego roku. Nastolatka rozglądała się to w jedną stronę, to w drugą. Nerwowo wystukiwała palcami o ścianę jakąś nieznaną sobie melodię i zerkała na korytarz. Dobry obserwator spostrzegłby, że dziewczyna ewidentnie na kogoś czekała, bo tak w istocie było. 

Nastolatka była średniego wzrostu i miała długie, proste, rude włosy, a także jasnoniebieskie, duże oczy okolone gęstymi rzęsami. Na jej twarzy znajdowało się mnóstwo piegów, które dodawały jej jeszcze większego uroku. Dzięki naszywce na szacie można było stwierdzić, że nastolatka była uczennicą domu Godryka Gryffindora.

Po kilku minutach oczekiwań, które dla dziewczyny wydawały się wiecznością, na korytarzu pojawiła się kolejna postać. Był nim wysoki chłopak, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, zauważając, że rudowłosa już na niego czekała. Dobry obserwator zapewne zauważyłby zielono-srebny krawat pod szyją, co oznaczało, iż chłopak należy do Slytherinu. Swoimi szarymi oczami przez chwilę spoglądał bacznie na Gryfonkę. W końcu podszedł do niej, dzięki czemu ona również go spostrzegła. Dziewczyna posłała mu promienny uśmiech, a chłopak automatycznie go odwzajemnił. Według niego tylko ona potrafiła uśmiechać się tak wyjątkowo. Ślizgon podszedł bliżej i porwał drobną nastolatkę w objęcia, odrywając od ziemi i okręcił się z nią wokół osi, na co dziewczyna roześmiała się perlistym śmiechem i przytuliła do ciemnowłosego.
– Tęskniłam za tobą – powiedziała na wstępie, a potem na jej wargach znów zaigrał lekki uśmiech. – Nie mogłam znaleźć cię w pociągu.
– Ja też, Rudzielcu – zapewnił radośnie nastolatek, napawając się obecnością swojej dziewczyny, a potem z powrotem postawił ją na ziemi. – Przez całe wakacje o tobie myślałem. – powiedział ucieszony, a potem nagle sprawił wrażenie bardziej poważnego.
– Coś się stało? – zapytała zatroskana Gryfonka dostrzegając zmianę w zachowaniu swojego ukochanego.
– Musimy poważnie porozmawiać – oznajmił bezbarwnym głosem. Dziewczyna nagle zbladła. Przez jej twarz przemknął cień strachu. Nastolatek trafnie odczytał reakcje swojej dziewczyny. Jego ukochana obawiała się najgorszego, jednak on tylko radośnie zaśmiał się z jej miny.
– Spokojnie, nie chcę z tobą zerwać – odparł szybko, przy czym dziewczyna odetchnęła z ulgą. – Lecz sprawa jest równie poważna.

Gryfonka pokiwała głową ze zrozumieniem, chyba się domyślała, o co może chodzić, jednakże nie miała całkowitej pewności.
– Powrót do tematu, który mieliśmy przemyśleć? – spytała spokojniejsza, uśmiechając się zachęcająco. Rozmawiali wtedy o ich poglądach co do wojny wśród czarodziejów. Szczerze mówiąc, dziewczyna zastanawiała się, kiedy jej chłopak znów powróci do tego tematu, albowiem miała już przygotowaną odpowiedź. Dziewczyna już podjęła decyzję.
– Usiądziemy? – zapytała, wskazując nieznacznie w głąb korytarza. Kilka metrów dalej znajdowały się okna, gdzie na niskich parapetach można było usiąść w miarę wygodnie. Chłopak skinął głową, a potem oboje, trzymając się za ręce, powędrowali do wybranego miejsca.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmił. – Mieliśmy oboje sobie to przemyśleć, wiem, że nasze rodziny są po przeciwnych stronach… Ginny… Ja nie miałem wyboru.
Dziewczyna spojrzała na niego z poważnym wyrazem twarzy. Wpatrywała się w swojego chłopaka zaskoczona, a na chwilę jej wzrok powędrował na jego lewe przedramię, choć niczego nie mogła dostrzec przez materiał. Zrozumiała od razu.
– Ojciec zapragnął, abym odwiedził z nim Malfoyów – kontynuował. – Na miejscu powiedział mi, że spotkał mnie zaszczyt, że powinienem być dumny, wiesz, że on mu służy. Nie miałem wyjścia, musiałem stanąć przed Czarnym Panem. Skłaniałem się ku jego stronie, ale nie chciałem jeszcze nosić znaku.
– Więc już jesteś śm…
– Tak – odpowiedział, nie dając jej dokończyć. – Każdy z szóstego i siódmego rocznika, kto ma rodziców śmierciożerców, jest w tej samej sytuacji – dodał, widząc, że jego dziewczyna odpięła guzik przy rękawie koszuli, a potem zaczęła podwijać go do góry. Widocznie musiała zobaczyć go na własne oczy, a Ślizgon nie sprzeciwiał się, przypatrując się jej poczynaniom. Po chwili ujrzała czarny tatuaż, widocznie odcinający się od bladej skóry. Dziewczyna dotknęła go opuszkami palców, jakby nie wierzyła w to, co widziała. – Nie chcę cię stracić, Ginny..
Gryfonka poprawiła jego rękaw, aby zakrywał Mroczny Znak, a potem spojrzała na swojego chłopaka.
– Nie stracisz mnie, Theo – odparła całkowicie poważnie. 
– Tylko że... – Chłopak westchnął, chwilę się zastanawiając jak ująć w słowa to, co chce przekazać rudowłosej. – Zdajesz sobie sprawę.... Cholera, jak ci to wyjaśnić… Po prostu nie chciałbym, że gdy przejdzie do walki… Nie chcę, żebyśmy byli po przeciwnych frontach, rozumiesz, co mam na myśli? Nie chcę cię stracić, ale nie chcę cię też do niczego zmuszać… – tłumaczył nieco pokrętnie.
– Doskonale rozumiem, o co ci chodzi – przerwała mu dziewczyna, widząc, jak zamartwiał się o jej los. – Ja też dokładnie to sobie przemyślałam. Wierz mi, miałam na to mnóstwo czasu. Na razie chcę pozostać neutralna najdłużej, jak tylko się da – stwierdziła spokojnie. – Poza tym wiem, co wyprawia Zakon Feniksa, a niby tacy dobrzy – prychnęła. – Byłam w jego kwaterze prawie całe lato w zeszłym roku, a teraz często zebrania odbywały się u nas – wyjaśniała, gdy mimika chłopaka wyrażała niezrozumienie.– Fred i George mają świetne wynalazki, często podsłuchiwaliśmy ich zebrania tak jak rok wcześniej – rzekła z uśmiechem zadowolenia. – Chyba rozumiesz – dodała, na co chłopak skinął potwierdzająco głową, mówiła mu już kiedyś o tym. Natomiast dziewczyna zamilkła, jednakże znów odezwała się po chwili. – Może nie podzielam poglądów Voldemorta, ale jeśli będzie trzeba, przyłączę się do niego – odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Zawsze będę z tobą, bez względu na wszystko.
– Jesteś wspaniała – powiedział chłopak całkowicie szczerze. – Jednak… Nie chcę, abyś musiała stanąć przeciw swojej rodzinie i przyjaciołom. Nie chcę, abyś była do czegoś zmuszona.
– Nie martw się o to – rzekła dziewczyna. – Poradzę sobie – dodała, chociaż gdy pomyślała o bliskich, w jej głosie można było wyczuć smutek.
– Bałem się, że to może nas rozdzielić – wyznał chłopak. – Wiem, jaka czasem potrafisz być uparta i bałem się, że przez to możemy się pokłócić, że to, co jest między nami, się skończy.
– Nigdy bym cię nie zostawiła – zadeklarowała nastolatka. – I nic nas nie rozdzieli.
Między nimi zapadło milczenie. Nie było to jednak milczenie nieprzyjemne i przytłaczające, lecz był to rodzaj ciszy, gdzie dwoje ludzi rozumie się bez słów. Milczenie, w czasie którego obie strony mogą nie mówić godzinami i żadnej z nich nie będzie to przeszkadzać.
– Słuchaj – odezwała się nagle rudowłosa, przerywając ciszę między nimi. Podniosła wzrok i skierowała go w stronę szarych tęczówek swego ukochanego. – Nie uważasz, że najwyższy czas się ujawnić?
Chłopak spojrzał na nią ze zdumieniem. Nie spodziewał się tego pytania, nie teraz. Owszem, pragnął się bardziej afiszować tym, że u jego boku była najcudowniejsza dziewczyna pod słońcem, wreszcie przestać się ukrywać, jakby robił coś, o czym nie powinni wiedzieć inni. Marzył, aby móc otwarcie przywitać się ze swoją dziewczyną rano podczas śniadania, a nie gdzieś w jakimś pustym kącie, tak jak to do tej pory bywało. Ukrywali się przed światem, bo ona nie była na to gotowa. Jej brat wpadłby w furię, gdyby się o wszystkim dowiedział. Bała się reakcji swojej rodziny, dlatego nie naciskał na ujawnienie się. Najważniejsze jednak było to, że byli razem. Ślizgon kochał Gryfonkę i dla niej był gotów ukrywać swój związek tak długo, jak tylko by tego zapragnęła.
– A co na to twoja rodzina? Nie boisz się? – zapytał. Naprawdę nie chciał, aby jego ukochana miała jakieś kłopoty, choć pragnął, aby ich tajemnica nareszcie ujrzała światło dzienne. Mimo wszystko, wybranka jego serca była jednak najważniejsza.
Dziewczyna prychnęła cicho, kręcąc głową z dezaprobatą. Najwyraźniej także i ona miała dość tej sytuacji. Nastolatka rzadko kiedy się podporządkowywała i robiła wszystko po swojemu. 
– Doszłam do wniosku, że jednak niewiele mnie to obchodzi – stwierdziła z uśmieszkiem na twarzy. – Niech sobie myślą, co chcą. Kocham cię i to jest dla mnie najważniejsze.
– Naprawdę? – Ucieszył się widocznie. Potwierdziła to z wielkim uśmiechem na twarzy. I choć oboje pochodzili z dwóch różnych światów, naiwnie wierzyli, że razem przetrwają wszystko.
– Pójdziemy jutro razem na śniadanie? – zapytała dziewczyna z lekkim uśmiechem. 
– Nie, na śniadanie planujemy coś z chłopakami i… właściwie to będę potrzebował twojej pomocy – rzekł Ślizgon i zaczął objaśniać dziewczynie szczegóły planu.

***

Pół godziny przed śniadaniem brunetka i szatynka z szóstego roku wyszły przed większością uczniów z Pokoju Wspólnego i skierowały się w stronę gabinetu Albusa Dumbledore’a z nadzieją, iż dyrektor Hogwartu już nie śpi, albowiem dziewczęta musiały z nim pilnie porozmawiać. 
– Czekoladowa Żaba – powiedziała jedna z nich do gargulca strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora. Na piersi dziewczyny błyszczała odznaka Prefekta Slytherinu, dlatego też ta znała hasło. Nastolatka miała dzierżyć to stanowisko w swoim dawnym domu, jednakże pomimo jego zmiany, profesor Snape poinformował ją, iż nie zostanie ono jej odebrane. 
Brunetka natomiast parsknęła śmiechem, słysząc tak absurdalne hasło, co utwierdziło ją jeszcze bardziej o idiotyzmie Dumbledore’a. 
– Czekoladowa Żaba, doprawdy? – zakpiła Ślizgonka, patrząc pytająco na idącą obok dziewczynę, jednak nim tamta zdążyła coś powiedzieć, gargulec odsłonił przejście.
– Podobno zawsze miał specyficzne hasła – wyjaśniła jej towarzyszka, gdy obie zaczęły wspinać się po schodkach. Dziewczyna zapukała, a słysząc pozwolenie na wejście, nacisnęła klamkę i obie weszły do kolistego gabinetu dyrektora.
– Dzień dobry, panie profesorze – rzekła Prefekt. – Mam nadzieję, że panu nie przeszkadzamy? – upewniła się Ślizgonka.
– Panna Granger i panna Riddle, witajcie – powiedział, obrzucając tą drugą uważnemu spojrzeniem, jednak Avada była wyjątkowo spokojna. 
– Niestety już Lestrange, panie profesorze – poprawiła go Hermiona, markotniejąc, na co Dumbledore pokiwał głową.
– Usiądźcie – rzekł z dobrotliwym uśmiechem na twarzy, wskazując im krzesła, co też nastolatki bezzwłocznie uczyniły. – Co was do mnie sprowadza?
– Panie profesorze, zna mnie pan bardzo dobrze – zaczęła szatynka, spoglądając na niego. – Wie pan, że razem z Harrym chcę walczyć przeciwko Voldemortowi. Sytuacja, w której się znalazłam, być może temu przeczy, ale chcę zapewnić, że nigdy nie stanę po stronie Bellatrix, mimo że jest moją matką i sługą Voldemorta.
– Rozumiem – odparł Dumbledore, uważnie przypatrując się Ślizgonce, jakby szukał fałszu na jej twarzy, jednak nie potrafił go dostrzec. – Jednak coś sprawiło, że Tiara umieściła cię w Slytherinie.
– Cofnięcie zaklęcia zmieniającego charakter – wyjaśniła z cichym westchnieniem. – Jednak nie sprawiło ono, że zmieniły się moje poglądy. Zamierzam nadal wspierać Harry’ego.
– Twoja obecność tutaj zapewne też jest nieprzypadkowa, panno Riddle – stwierdził dyrektor, przenosząc wzrok na brunetkę. Hermiona natychmiast zastanawiała się, co miał na myśli: czy odniósł się do tej konkretnej sytuacji, czy może do faktu, iż Avada uczęszcza teraz do Hogwartu.
– Ja również nie popieram swojego ojca, panie profesorze – powiedziała Avada, patrząc prosto na Dumbledore’a. – Dlatego przekonałam go, abym mogła przenieść się do Hogwartu. Tutaj jest pan i Harry Potter, mam nadzieję, że wreszcie uda mi się od niego uwolnić – dodała tonem, który zwiastował jedynie nienawiść do Voldemorta. Zastanawiała się, czy to przekona odpowiednio mężczyznę.
– Więc nie zgadzasz się z poglądami swego ojca? – zapytał starzec, patrząc na nią jeszcze bardziej przenikliwie, niż na Hermionę.
– W żadnym wypadku – odparła Avada. – On jest… szalony i niepoczytalny. Nie chcę, by do końca życia mną sterował. Dopóki się nie odrodził byłam u Malfoyów, wie pan, że są moimi prawnymi opiekunami i wszystko było dobrze. Miałam normalne życie jak każda dziewczyna. Później, zmieniło się ono w piekło – wyjaśniała Avada, starając się być jak najbardziej przekonującą. – Zmusił mnie do przyjęcia jego znaku, torturuje za nieposłuszeństwo. Nie chcę tak żyć – dodała, spoglądając na niego z załzawionymi oczami. – Hermiona też przeżyła piekło, odkąd ją porwali.
– Avada… – powiedziała cicho Hermiona.
– Przecież to prawda! Bellatrix i mój ojciec zniszczyli ci życie – powiedziała córka Czarnego Pana.
Zapadła cisza, podczas której dyrektor obserwował obie dziewczyny, jakby miały się zdradzić z czymś, co świadczyłoby o ich kłamstwie. Nic takiego jednak nie dostrzegł.
– Dobrze, że mi o tym powiedziałyście – stwierdził Dumbledore po chwili, obserwując uczennice. – Będę o tym pamiętał, czy to wszystko?
– Tak, panie profesorze – potwierdziły nastolatki.
– Możecie odejść – odparł, pogrążając się w myślach. Bardzo nie podobała mu się obecność córki Lorda Voldemorta w Hogwarcie, jednak co chciała osiągnąć poprzez te kłamstwa? Bo czy to możliwe, żeby jego córka była przeciw niemu?
Dziewczyny szybko opuściły gabinet dyrektora, jednak nie odzywały się do siebie przez jakiś czas z obawy, iż mogłyby być podsłuchane w jakiś tajemniczy sposób. Dopiero gdy znalazły się dwa piętra niżej, Avada przerwała milczenie.
– Myślisz, że nam uwierzył? – zapytała.
– Myślę, że w moje słowa być może – powiedziała. – Nigdy nie miał podejrzeń przeciwko mnie, no i w czerwcu walczyłam ze śmierciożercami. Ty też byłaś bardzo przekonująca. Może uśpi to jego czujność wobec nas, choć nie mam pewności. Na pewno będzie nas obserwował.

***

Krukonka o blond włosach przechadzała się po korytarzu na górnym piętrze, dość blisko wejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Czekała; miała plan, który musiała wykonać i to w trybie natychmiastowym, póki jej zaklęcie nie straci mocy. Nagle zza zakrętu wyłonił się jeden z pierwszoroczniaków, albowiem szedł bardzo niepewnie, jakby zastanawiał się, w którą stronę powinien się udać. Dziewczyna wiedziała, że nie może zmarnować takiej okazji. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i wcelowała w chłopaka.
Imperio – szepnęła, uprzednio rozglądając się, czy nikt jej nie obserwuje. Wybrała także taki korytarz, na którym nie wisiał żaden obraz, więc nikt nie mógł jej dostrzec i donieść o jej czynie komukolwiek. Promień z różdżki trafił do celu, a dziewczyna podeszła do jedenastolatka.
– Weź to – rzekła i podała mu małą fiolkę, którą ten od razu przyjął. – Podasz to Weasleyowi, ale nikt nie może cię zobaczyć. Zrozumiałeś?
– Tak – odparł pokornie chłopiec.
– Idź już.
Dziewczyna weszła do Wielkiej Sali zaraz za owym jedenastolatkiem i skierowała do swego stołu. Uśmiechnęła się z widoczną satysfakcją, gdy dzieciak wypełnił swe zadanie.

***

Jeszcze przed pierwszymi zajęciami Potter zauważył, że w kierunku stołu Gryffindoru zmierza rudowłosa dziewczyna, którą powitał szerokim uśmiechem na twarzy. Całkowicie zapomniał, że poprzedniego wieczoru był wściekły, a widok jego siostry sprawił, że chłopak całkowicie się rozpromienił. Nawet perspektywa zbliżającej się transmutacji nie mogła zepsuć mu dnia.
– O! Cześć, Cathy – przywitał się radośnie, gdy rudowłosa przystanęła obok niego. Kilka osób z Gryffindoru przyglądało im się dziwacznym wzrokiem. Niektórzy, tak jak Ron, nawet wpatrywali się w Ślizgonkę z widoczną nienawiścią, wcale tego nie kryjąc, natomiast inni z ciekawością. Nie zbyt często można było zobaczyć Gryfona i Ślizgonkę pokojowo do siebie nastawionych; nie każdemu też się to podobało. Sam fakt, że ten słynny Harry Potter miał siostrę bliźniaczkę, był niezwykle intrygujący i wzbudzający plotki. Rodzeństwo jednak postanowiło to zignorować.
– Hej, Harry. Mamy taki pomysł – zaczęła niepewnie, oczekując na reakcję brata, który wydawał się zainteresowany jej propozycją.
– No to słucham – rzekł zaciekawiony. Przysunął się bliżej Neville’a, który siedział obok, aby Catherine mogła przynajmniej na chwilę usiąść obok niego. Nie umknęło mu, że nieopodal na twarzy Rona pojawiały się dość wymowne grymasy jasno świadczące, co myśli o takim zachowaniu. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie na gest Harry’ego i wcisnęła się na miejsce wśród Gryfonów. Była o wiele radośniejsza, odkąd nareszcie poznała swego brata. 
– Słuchaj, chcesz zaskoczyć wszystkich? Przy okazji wnerwić trochę Weasleya i dobrze się bawić? – Zalała go falą pytań, a w jej oczach pojawiły się radosne iskierki.
– Co masz na myśli, Cathy? – zapytał czarnowłosy wyraźnie zainteresowany. Każda okazja do wkurzenia Rona była dobra. Coraz bardziej podobał mu się tok rozumowania jego siostry.
– W sumie Draco to wymyślił – powiedziała ściszonym głosem, aby reszta Gryfonów nie słyszała, o czym rozmawiają. – Nie sądzisz, że wypadałoby w końcu oznajmić reszcie szkoły, że jesteście pogodzeni, prawda? Nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą.
Chłopak pokiwał głową twierdząco. Prędzej czy później każdy zorientuje się w obecnej sytuacji; Harry nie mógł przejść niezauważony, a co dopiero tak drastycznie zmienić ludzi, którymi się otaczał. Wielu może się to nie spodobać, choćby niektórym nauczycielom czy pozostałym Ślizgonom.
– Patrz za chwilę – rzekła tajemniczo, widząc, że Gryfon nie zaprzecza, dziewczyna uśmiechnęła się tylko. – Chłopaki są genialni.
– O czym ty mówisz, Catherine? – zdumiał się Harry.
– Poczekaj – zakomenderowała i spojrzała na drzwi, jakby na coś oczekiwała. Chłopak podążył za jej spojrzeniem, jednak nic tam się nie działo. Nie rozumiał, co miała na myśli jego siostra. O co chodziło i czemu tak uporczywie spoglądała w kierunku wejścia do Wielkiej Sali? Harry nie wiedział, jednak czekał.

Po chwili oczekiwań rozległ się dźwięk setek skrzydeł sów, które przyleciały z poranną pocztą. Harry uśmiechnął się, słysząc znajomy hałas. Nagle błoga chwila została przerwana wrzaskiem. Potter zmarszczył brwi, nie wiedząc, cóż to za hałas, jednak spojrzał w jego kierunku. Oczywiście ów odgłos przykuł nie tylko jego uwagę; niemal wszystkie głowy osób znajdujących się w pomieszczaniu odwróciły się w stronę dźwięku.
– Teraz – szepnęła podekscytowana Catherine. Harry dostrzegł, że na jej twarzy gości szeroki uśmiech. – Wyjdź z tej ławki – dodała. Harry nie rozumiał polecenia siostry, ale bez słowa usiadł tak, że w każdej chwili bez problemu mógł wyjść. 

Wtem do Wielkiej Sali wleciał ktoś na miotle. Harry z daleka dostrzegł blond czuprynę, więc nie miał wątpliwości co do tożsamości ów chłopaka. Zaraz za nim wleciała jeszcze jedna osoba, tym razem był to syn profesora Snape’a. Harry mógł sobie tylko wyobrazić, jak bardzo Mistrz Eliksirów się wścieknie na Matta za takie przedstawienie.
– Potter, łachudro! – zawołał Malfoy i leciał prosto w kierunku stołu Gryfonów. – Wskakuj – wrzasnął do czarnowłosego i wyciągnął rękę, aby mu pomóc wsiąść na swoją miotłę. Harry roześmiał się, ale bez wahania chwycił za dłoń Ślizgona i już po chwili siedział za nim. Malfoy poleciał jeszcze wyżej, w stronę Matta, który latał nad stołami. Najwyraźniej na nich czekał. 
– Jesteście niemożliwi – stwierdził Harry, ale radość go nie opuszczała.
– To jeszcze nie koniec niespodzianek – rzekł Malfoy i wcisnął w ręce Harry’emu niewielkie pudełko, które dopiero wyciągnął z kieszeni. Harry zerknął na zawartość, widział już to w sklepie Weasleyów. – To proszek natychmiastowej ciemności. Zaraz przyleci Theo z twoją miotłą, wtedy rozsypiesz to, a resztę my załatwimy.
– Co chcecie zrobić? – zapytał Harry, spoglądając na rozradowanych uczniów. Ślizgoni zrobili niezłe widowisko i cokolwiek zamierzali, on miał w tym najwyraźniej uczestniczyć. 

Draco nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ wtedy nadleciał Nott z jego Błyskawicą. Gdy był dostatecznie blisko, rzucił miotłę w stronę Harry’ego, którą ten szybko złapał, a potem opuścił Dracona. Nott ku uciesze tłumu przeleciał nisko nad stołem Ślizgonów, gdy tylko pozbył się własności Harry’ego.
– Potter, syp – wrzasnął Matt. Chłopak zrobił, co mu kazano, a już po kilku sekundach, gdy proszek opadł na ziemię w Wielkiej Sali, zapadła ciemność. Potem rozległy się ogłuszające huki, a pomieszczenie zostało rozświetlone fajerwerkami, które układały się w różne napisy, które pojawiły się nad stołami, a przy każdym wyświetliły się cechy danego domu. Tylko niektórzy dostrzegli, że nad głową jednego z Gryfonów również pojawiły się napisy, tym razem obraźliwe.

„Weasley szpieguje, bo nic nie umie” 

Mały, głupi i obleśny.
Z intelektem raczej przaśnym.
Kto taki? Ron Weasley!*

I wiele podobnych, które pojawiały się, gdy znikały poprzednie. Harry, tak jak i pozostali uczniowie, zaniósł się śmiechem, a ten, kto dostrzegł złośliwość wymierzoną w Gryfona, zaśmiewał się jeszcze bardziej. Młodzież była rozradowana jeszcze długo po tym, jak proszek przestał działać, a fajerwerki się skończyły. Sprawcy tego widowiska przybili sobie piątki, widząc, że Weasley zrobił się cały czerwony ze złości i wstydu, gdyż niewątpliwe było to, iż właśnie te emocje go właśnie opanowały. Kolor jego twarzy był niemal taki sam jak włosy. Ślizgoni i Gryfon jeden za drugim wylecieli z Wielkiej Sali, nie szczędząc przy tym popisów, a rozentuzjazmowany tłum wybiegł za nimi na dziedziniec. Gdy sprawcy całego wydarzenia zaczęli się znów popisywać, tłum zawył jeszcze bardziej z uciechy. Któryś z nich odnalazł jeszcze zaginiony fajerwerk, a na niebie pojawiły się kolorowe błyski, układające się w napis; Hogwart. Na Ziemię sprowadził ich dopiero rozeźlony głos profesor McGonagall – i to w sensie dosłownym. Grupka uczniów wylądowała nieopodal niej i nadal szczerząc zęby w uśmiechu, wykonali teatralne ukłony. Niestety nauczycielki transmutacji wcale to nie rozbawiło tak jak uczniów, a co gorsza, na jej obliczu gościła dość nietęga mina.
– Potter, Malfoy, Snape i Nott – wykrzyknęła oburzona. – Wasze zachowanie jest skandaliczne! Odejmuję dwadzieścia punktów za każdego z was – powiedziała stanowczo nauczycielka, znacząco spoglądając na swojego podopiecznego. Nie podobało jej się, że uczeń z jej domu, który nie był żadnym z bliźniaków Weasley mógł zrobić coś takiego. Harry nawet się nie przejął, czym było dwadzieścia straconych punktów wobec takiej frajdy? – Za pięć minut macie transmutację – powiedziała groźnie kobieta, mierząc każdego z nich ostrym spojrzeniem. Dopiero teraz chłopakom nieco zrzedły miny. Pierwsza lekcja zapowiadała się ciężko. 
– Profesor McGonagall – rozległ się jedwabisty głos opiekuna Slytherinu. – Myślę, że byłaś dla nich zbyt surowa.
– Ależ Severusie! Jak oni mogli… – oburzyła się, jednak nauczyciel szybko jej przerwał.
– Oczywiście ich czyn nie może ujść płazem, takie skandaliczne zachowanie jest niedopuszczalne, jednak musisz przyznać, że wszyscy czterej wykazali się wyjątkową pomysłowością, dlatego każdemu przyznaje po dziesięć punktów dla ich domów – postanowił opiekun Slytherinu, chcąc zwiększyć ilość punktów dla swojego domu. Przecież nie mógł pozwolić na to, aby jego uczniowie jeszcze przed zajęciami stracili aż sześćdziesiąt punktów. Harry natomiast wybałuszył oczy, gdy nauczyciel przyznał dodatnie punkty także i jemu, co się do tej pory nie zdarzyło chyba nigdy. Właściwie, czy kiedykolwiek w historii Hogwartu Severus Snape przyznał jakiekolwiek punkty Gryffindorowi?
– Może odrobinę – przyznała nauczycielka po krótkiej chwili. – To nie zmienia jednak faktu, że takie zachowanie jest niedopuszczalne! Żeby tylko Ślizgoni – powiedział i spojrzała z dezaprobatą na Harry’ego, po którym czegoś takiego się nie spodziewała. – Wszyscy się rozejść na zajęcia – wykrzyknęła nauczycielka, a tłum powoli zaczął się rozchodzić.
– Bystry! Jesteście genialni – pochwalił Harry przyjaciół. – Ale, jakim cudem dostaliście się do mojej miotły? – zapytał nagle. Błyskawica leżała przecież w dormitorium Gryfonów.
– Ma się wtyki w Gryffindorze – odrzekł tajemniczo Theodor ku zaskoczeniu przyjaciół. Każdy z nich obrzucił chłopaka zaintrygowanym spojrzeniem, jednak ten nic więcej nie powiedział. – Chodźmy na transmutację – dodał beztrosko, aby zmienić temat, co też bezzwłocznie uczynili. Harry już wiedział, że to jest najlepszy początek roku szkolnego, jaki dane było mu przeżyć.

* to sparafrazowana rymowanka znaleziona kiedyś w internecie.


Więc  oto i kolejny rozdział, a przed chwilą zmieniłam szablon. Jak zawsze komentarze nalezą do Was :). Pozdrawiam cieplutko, Niedoskonała.

piątek, 22 września 2017

Rozdział Piąty


Betowała: Teina
Gdy większość młodzieży odeszła, Harry i Catherine usiedli na trawie, przez chwilę wpatrując się w siebie bez słowa. Oboje wyczekiwali chwili, gdy wreszcie się spotkają; każde z nich zastanawiało się, co wtedy powie, a jednak teraz obojgu głos odmówił posłuszeństwa.
– Tyle razy zastanawiałem się, czy cię kiedyś spotkam – powiedział w końcu Harry, przyglądając się siostrze. Jego znajomi nie kłamali, rzeczywiście była podobna do ich matki, którą Harry widział we wspomnieniu. Wydawało mu się, że jednak rude włosy jego siostry mają trochę inny odcień, no i jej oczy były niemal tak bardzo zielone, jak jego własne. – Nie wiedziałem, gdzie jesteś, jak cię odnaleźć – dodał Potter. 
Catherine roześmiała się dźwięcznym śmiechem, a w jej oczach tańczyły iskierki szczęścia.
– Skąd o mnie wiedziałeś? – zapytała. – Hermiona kiedyś mi napomknęła, że wiesz o moim istnieniu. Myślałam, że Dumbledore to zataił.
– Od Syriusza – odparł jej brat. – To on opowiedział mi o tobie, ale… później już nie miał okazji, aby mi o tobie cokolwiek wspomnieć – dodał, nieco posępniejąc. Z twarzy dziewczyny także na chwilę zniknął radosny uśmiech i odrobinę przygasła.
Dwie trzynastoletnie dziewczynki cicho uchyliły drzwi do salonu zaciekawione nieznanym przybyszem, który rozmawiał z ciocią i wujkiem. Były bardzo zaintrygowane gościem, którego nie znały, dopóki nie zobaczyły jego twarzy.
– Muszę się z nim spotkać – dało się słyszeć. – Przedostanę się do Hogwartu – dodał mężczyzna.
– To Syriusz Black! – wyszeptała ta o ciemnych włosach do swej przyjaciółki.
– Widziałam jego zdjęcie w gazecie – dopowiedziała rudowłosa.
– Dziewczynki, ile razy wam mówiłam, abyście nie podsłuchiwały – powiedziała karcąco Narcyza. Nastolatki popatrzyły się jedna na drugą, zastanawiając się, skąd ich ciotka wie o tym, co właśnie robiły. Skoro już zostały odkryte, weszły do środka. Mężczyzna spojrzał na nie, zatrzymując wzrok na rudowłosej.
– Czyżby to była moja chrześnica? Wygląda zupełnie jak jej matka – powiedział Syriusz.
– Kropka w kropkę – potwierdziła Narcyza.
– Jest pan moim chrzestnym? – zapytała rudowłosa z zainteresowaniem. Mężczyzna roześmiał się wesoło.
– Żaden „pan”. Syriusz, moja droga – odparł radośnie. 
– Mi też go brakuje – powiedziała Catherine, powracając do rzeczywistości. Wspomnienie pojawiło się w jej głowie tak nagle, jednak nie chciała się w nim pogrążać. – Tyle mi o tobie opowiadał – dodała. – On i Hermiona, na początku ciągle ją wypytywałam – zaśmiała się, zmieniając temat. Wspomnienie ich ojca chrzestnego było dla nich obojga bolesne. – Rzeczywiście jesteś bardzo podobny do taty – stwierdziła.
– Wszyscy mi to mówią – potwierdził chłopak. Sam o tym doskonale wiedział, miał już możliwość zobaczyć swoich rodziców we wspomnieniu. – Ty za to wyglądasz jak mama.
– Mi też to wszyscy mówią – roześmiała się dziewczyna.
– Avada powiedziała, że idziecie w tym roku do Hogwartu – przypomniał sobie Harry.
– Niech Hogwart się boi – zażartowała. – Teraz będziemy razem, Harry – dodała.
Młodzi Potterowie pogrążyli się w rozmowie, nawet nie spostrzegając, że mijały kolejne minuty i godziny. Oboje byli szczęśliwi, bo wreszcie odnaleźli cząstkę siebie.

***
W pokoju, który tymczasowo zajmował czarnowłosy chłopak, panowała niesamowita cisza i harmonia, którą w żaden sposób nikt by nie pogardzał. Zwłaszcza nastolatek pogrążony w głębokim śnie, z którego nie miał najmniejszej ochoty się obudzić. O nie, Harry zdecydowanie wolał nadal przebywać w krainie Morfeusza. Nagle do pokoju jak burza wpadła jego najlepsza przyjaciółka, nie zwracając uwagi na to, że ten śpi i nie miał zamiaru jeszcze wstawać.

– Dostałeś list? – krzyknęła Hermiona entuzjastycznie, wymachując trzymanym pergaminem na wszystkie strony świata. Dziewczyna nie przejęła się zbytnio tym, że Harry warknął w jej stronę, rozzłoszczony. Po chwili chłopak założył na nos okulary, po czym podparł się łokciami i rozejrzał niemrawo.

– Dziękuje za pobudkę, Hermiono o... – Zerknął na zegarek z opadniętą szczęką. – ...siódmej rano?! W wakacje?! Oszalałaś? Co w ciebie wstąpiło? Matt ma na ciebie zły wpływ – dorzucił ostatnie zdanie z rozbawieniem. – Za jakie grzechy ja za to mam cierpieć? – lamentował dalej, choć momentami specjalnie przesadzał.
Dziewczyna roześmiała się wesoło na stwierdzenie przyjaciela, nic nie robiąc sobie z tego, że nie był zbytnio zadowolony z porannej pobudki. Nagle w oczy Gryfona rzucił się wygląd przyjaciółki. Miała na sobie tylko pidżamę, natomiast jej włosy były w większym nieładzie niż zwykle – aż dziw, że to jeszcze możliwe. Od razu wywnioskował, że także i ona niedawno wstała. Podejrzewał, że jak tylko dostała list, natychmiast przyszła do niego. Dostrzegł również drugi przedmiot, który trzymała w dłoni, i to właśnie on zaintrygował go bardziej, a na jego obliczu zawitał szeroki uśmiech.
– Hermiono, jesteś prefektem! Gratulacje! – zawołał nieprzytomnym tonem, starając się całkowicie wybudzić. Ucieszył się, że spełniło się jedno z marzeń jego najlepszej przyjaciółki, która zawsze chciała być we wszystkim najlepsza, a odznaka prefekta była dla niej czymś istotnym.
Potter spojrzał w kierunku parapetu, na którym spodziewał się ujrzeć sowę z listem. Leżała tam jednak jedynie pergaminowa koperta. Widocznie sowa już odleciała, pozostawiając przesyłkę odbiorcy. Harry chwycił różdżkę, która leżała obok łóżka na szafce nocnej.
– Accio! – Wcelował w pergamin, a koperta natychmiast do niego przyleciała. – Ile miałaś sumów? – zainteresował się chłopak, rozrywając swoją kopertę ciekawy, jakie będą jego wyniki, ale także tego, jakie osiągnęła brązowowłosa.
– Dziewięć wybitnych i jedno powyżej oczekiwań – oznajmiła radośnie. – A ty, Harry? Ile masz?
– Gratulacje, Hermiono! Wiedziałem, że będziesz miała same świetne oceny! – powiedział, ciesząc się z dobrych wyników dziewczyny. Wiedział, że to dla niej ważne.
Chłopak w końcu otworzył swoją kopertę i zaczął czytać zawartość listu na głos, od razu skupiając się na wynikach egzaminu.
– Obrona W, zaklęcia teoria P, praktyka W, transmutacja P, opieka P, astronomia teoria W, praktyka Z , zielarstwo P, wróżbiarstwo N, historia N i eliksiry P. Nie jest źle – wymienił wszystko po kolei uradowany nastolatek. – Zaraz… – przerwał nagle, coś sobie uświadamiając i ponownie spojrzał na swoje wyniki. – Powyżej oczekiwań z eliksirów! Niewiarygodne! – uradował się, przecież to było nieprawdopodobne.
– Świetnie, Harry! – rzekła rozpromieniona Hermiona, ciesząc się z jego osiągnięć. – Cieszę się, że ci się udało, chociaż te dwa Nędzne... – stwierdziła już mniej entuzjastycznie, na co Harry jedynie przewrócił oczami. – Idę jeszcze zobaczyć, jak poszło Draconowi – poinformowała. Potter zaśmiał się cicho, kiwając głową z aprobatą.
– Bystry się wkurzy, że go budzisz – rzekł, a na jego wargach zagościł cwany uśmieszek. Każda okazja, aby wkurzyć jego dawnego wroga, była tą odpowiednią, natomiast dziewczyna tylko wzruszyła niewinnie ramionami, nic nie robiąc sobie z jego słów.
– Trudno! Ma pecha – powiedziała i zostawiła Harry’ego samego. Czarnowłosy natychmiast z powrotem opadł na poduszki. Teraz nareszcie mógł iść spać dalej, choć w niewątpliwie lepszym nastroju.

***
Harry w końcu postanowił, że na dzisiaj koniec wylegiwania się w wygodnym łóżku, więc całkowicie rozbudzony i doprowadzony już do porządku wyszedł z pokoju, aby pójść do kuchni i coś zjeść, gdyż jego żołądek się tego domagał, zwiastując to głosem burczeniem. Chłopak wiedział, że skrzaty pracujące u Malfoyów na pewno przygotują mu coś do jedzenia. Pokój opuścił w wyśmienitym humorze, gdy pomyślał o tym, jak Hermiona stara się, aby skrzaty czuły się jak najlepiej w tym domu, a nawet próbowała wmówić im, że powinni żądać zapłaty za to, co robią. 
Chłopak przeszedł zaledwie kilkanaście kroków, odkąd opuścił swój pokój, a wtedy na korytarzu natknął się na osobę, którą najmniej chciał widzieć w tym momencie; właściwe w ogóle nie pragnął jej ujrzeć już nigdy więcej. Jego doskonały humor momentalnie prysł jak bańka mydlana. Do tej pory udawało mu się unikać tej konkretnej kobiety i nie miał, na szczęście, z nią żadnej styczności aż do tejże chwili. Wiedział, że konfrontacja będzie nieunikniona. 
Osobą, która stanęła Harry’emu na drodze, była kobieta z burzą kręconych, czarnych jak smoła włosów i o orzechowych oczach, w których na widok chłopaka nie było nienawiści, co go niesamowicie zdumiało. To jednakże nie powstrzymało go, żeby posłać jej jedno z jego najbardziej nienawistnych i pogardliwych spojrzeń, jakimi dysponował. Bellatrix Lestrange była jedną z tych osób, których nienawidził najbardziej na świecie. To przez nią zginął Syriusz Black. Potter ledwo się powstrzymywał od rzucenia porządnej klątwy na matkę swojej przyjaciółki, która wcale nie była zaskoczona wrogim nastawieniem nastolatka. Zresztą nie było się czemu dziwić.
– Potter – przywitała się kobieta, siląc się na miły ton, co niesamowicie trudno jej wychodziło, kiedy ten nie okazywał jej należytego szacunku. Śmierciożerczyni wiedziała, że nie miał do tego żadnych powodów, a raczej powinien nią gardzić, lecz to ciągle była Bellatrix Lestrange, od zawsze przyzwyczajona do tego, że każdy się jej bał i podchodził do niej z respektem, okazywał szacunek, nawet jeśli na niego nie zasługiwała. Nikt nie śmiał nią pogardzać czy z niej szydzić, oczywiście pomijając wrogów, ale nawet oni zawsze lękali się, gdy mieli do czynienia z tą szaloną kobietą. 
– Bellatrix – odpowiedział chłodno Harry, po czym od razu ją wyminął i skierował się w przeciwną stronę. Nie mógł dłużej na nią patrzeć, nie chciał z nią rozmawiać. Wystarczyło, że stanęła mu na drodze, a wpadał w furię. Wolał mimo wszystko uniknąć konfrontacji, przecież to była matka jego przyjaciółki, a teraz na dodatek stali po tej samej stronie. Niestety nie było dane mu się oddalić, gdyż śmierciożerczyni ponownie się odezwała, co było mu w niesmak.
– Nie zabiłam go, Potter – rzekła wyniosłym tonem, jakby wcale nie brzmiało to paradoksalnie, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak widział pojedynek, który rozegrał się między nią a Syriuszem.
Harry zatrzymał się w bezruchu, automatycznie kierując rękę w stronę kieszeni, w której trzymał swoją różdżkę z piórem feniksa. Nie wyciągnął jej, ale odwrócił się w stronę Bellatrix z wściekłością wymalowaną na twarzy. Kobieta na jego minę jedynie uniosła brwi, powstrzymując rozbawienie. Rozwścieczony Harry Potter w jej oczach wyglądał teraz po prostu komicznie, ale chyba nie miała pojęcia, do czego był w tej chwili zdolny. Mocno go rozzłościła tą jedną uwagą, choć pragnęła jedynie wyjaśnić pewną rzecz, on jednak nie rozumiał takiego zachowania Lestrange. Jak Bellatrix śmiała wypierać się zabójstwa ostatniej bliskiej mu osoby?! To był już szczyt bezczelności! Owszem, Harry zdawał sobie sprawę z tego, że wina nie leżała tylko po jej stronie, ponieważ Albus Dumbledore wysłał tam Syriusza, ale to nie zmieniało faktu, że to ona z nim walczyła i to posłała w niego mordercze zaklęcie. Chłopak o tym nie zapomniał. To, że jest po stronie Voldemorta, wcale nie sprawi, że nagle zaprzyjaźni się ze wszystkimi śmierciożercami.
– Jak śmiesz, bezczelna? – syknął nastolatek, powstrzymując się od wyciągnięcia różdżki. Zrobił jeszcze trzy kolejne kroki w stronę znienawidzonej kobiety. – A według ciebie kto to zrobił?! Kto rzucił w niego zaklęciem uśmiercającym?! Może ja, co?! – ironizował. Bellatrix wydawała się niewzruszona na jego słowa, jakby kompletnie sobie nic z tego nie robiła. Ona również żałowała śmierci swojego kuzyna. Potter nie miał pojęcia, jakie relacje naprawdę ich łączyły.
– Źle się za to zabrałam – mruknęła jakby sama do siebie, ale chłopak słyszał jej słowa. – Porozmawiajmy, Potter – rzekła bez złości czy kpiny, albowiem nie miała w tej chwili celu go upokarzać, czy choćby złościć. – Masz rację – przyznała nieoczekiwanie. – Rzuciłam Avadą Kedavrą, lecz Syriusz uskoczył przed zaklęciem, a dopiero potem wpadł za zasłonę. Chybiłam, a my nie walczyliśmy naprawdę. Cały ten durny pojedynek... – westchnęła ostentacyjnie. – Czy ty tego nie dostrzegłeś? To była tylko gra – wyjaśniła spokojnym tonem, wymachując teatralnie ręką. – Poznałeś przecież prawdę. Wiesz, kim był mój kuzyn. Śmierciożercą, tak jak ja, zresztą jak każdy z rodu – ostatnie zdanie dodała z dumą w głosie. – A teraz także i ty służysz Czarnemu Panu. 

Harry zmierzył kobietę uważnym spojrzeniem. Sprawiała wrażenie, jakby tłumaczyła coś do skutku małemu, nieposłusznemu dziecku, którym przecież nie był. To było niewiarygodne. Czyżby była na tyle dobrą aktorką? Tego nie wiedział, ale podświadomie coś mówiło mu, że nie kłamała. Wiedział przecież, że Syriusz potajemnie także służył stronie zła. Jednak czy jej słowa na pewno były prawdziwe?

– Zejdź mi z oczu, Lestrange – powiedział twardo. – Nie chciałabyś, żeby nasza rozmowa przeszła do rękoczynów, aniżeli do nieprzyjemnego dla ciebie pojedynku. Wiedz, że tym razem poprawnie rzuciłbym nie tylko Cruciatusa, a ręka mnie świerzbi – oświadczył nieprzyjemnym tonem. – Nie mam ochoty odbierać przyjaciółce matki – warknął, nie kontrolując już swoich emocji. Był na granicy wytrzymałości, ledwo utrzymywał swoje nerwy na wodzy. Miał ogromną ochotę wykorzystać kilka nowo poznanych zaklęć. Ta kobieta doprowadzała go do szewskiej pasji i trudno było mu zachować spokój, szczególnie gdy odznaczała się wyjątkową bezczelnością, jak przed chwilą. Prawdopodobnie chciała wyprowadzić go z równowagi tak, jak w Departamencie Tajemnic. A może nie kłamała?
Bellatrix i Harry przez moment mierzyli się spojrzeniami. Potter zauważył w jej orzechowych tęczówkach zdziwienie, jak i rozbawienie, które nie zanikało. Śmierciożerczyni wyminęła go, po czym, gdy była tuż obok niego, dorzuciła jeszcze swoje dwa zdania.
– Nie chcę być twoim wrogiem, Harry Potterze. Zapewne nie wiesz, ale James wbrew woli tej brudnej szlamy czynił mnie twoją matką chrzestną, tak samo, jak i Catherine. Miej to na uwadze – rzuciła i po prostu odeszła, pozostawiając oniemiałego nastolatka samego na korytarzu. Nigdy nie spodziewałby się tego, co właśnie usłyszał. Kiedy dowiedział się, że ma ojca chrzestnego, przepełniała go niesamowita radość, a teraz jeszcze tego, że to ta szalona kobieta jest jego matką chrzestną. Kompletnie nie miał pojęcia, co o tym sądzić, ale wiedział jedno – nie napawało go to zbytnim optymizmem.

***
W owalnym gabinecie, gdzie na ścianach dominowały portrety dawnych dyrektorów Hogwartu, za biurkiem siedział Albus Dumbledore, wpatrując się swoimi błękitnymi tęczówkami w feniksa o imieniu Faweks. Myśli starca krążyły nad czarnowłosym nastolatkiem, który całkiem niedawno uciekł z dotychczasowego miejsca zamieszkania. Nikt go nie widział, nikt o nim nie słyszał. Od czasu swojej ucieczki Harry Potter nie kontaktował się z nikim. Innymi słowy, przepadł jak kamień w wodę. Dyrektorowi niesamowicie się to nie podobało, ponieważ stracił kontrolę nad Wybrańcem, a przecież do tego nie wolno było dopuścić. Za wszelką cenę musiał dopilnować tego, aby Potter wykonał swą misję.

Dumbledore wiedział jedynie, że chłopak żyje i jest względnie bezpieczny, ponieważ Lord Voldemort i śmierciożercy nie odpuściliby okazji, aby zawiadomić cały świat czarodziejski, że schwytali sławnego Wybrańca i jego życie wisi na włosku, bądź nie żyje. Byłoby to olbrzymim ciosem dla ludzi, którzy wierzą, iż to on uratuje ich przed czarnoksiężnikiem. Czarodzieje straciliby nadzieję na wybawienie, a co za tym idzie, staliby się o wiele słabsi. Pewne więc było to, iż Harry zaszył się w jakimś bezpiecznym miejscu, jednak dlaczego uciekł?

Nagle wpadł na pewien – według niego – genialny pomysł. Pewność siebie i pozorna nieomylność sprawiały, że nie zauważał już nawet tego, że czasami w jego umyśle goszczą idiotyczne myśli. Albus założył na haczykowaty nos swoje okulary połówki, które leżały tuż obok niego na biurku, po czym wstał i podszedł do wielkiego okna, aby móc zerknąć na zewnątrz. Gorące słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, więc pora nie była jeszcze zbyt późna. Czarodziej podszedł do kominka i wziął w dłoń garść proszku Fiuu. Szmaragdowe płomienie zapłonęły w kominku, rozjaśniając gabinet zielonym blaskiem, po czym profesor przeniósł się do Nory, i bez wcześniejszej zapowiedzi pojawił się w kuchni państwa Weasleyów.

Przy kuchennym stole siedziała kobieta o rudych włosach, a na jej twarzy gościł dobroduszny uśmiech, który obejmował ciepłe brązowe oczy pani Weasley. Przeglądała jakieś czarodziejskie czasopismo, jednak gdy zauważyła szmaragdowe płomienie w kominku, natychmiast skierowała swój wzrok w tamtą stronę.
– Albusie! Jak miło cię widzieć – zaćwierkała wesoło, wstając od stołu, gdy tylko ujrzała nieoczekiwanego gościa. Pani Weasley od zawsze była pełna ciepła i serdeczności. Czarodziej odwzajemnił serdeczny uśmiech kobiety, jednak ona nie potrafiła dostrzec fałszywości, która się kryła w Dumbledorze, gdyż bezgranicznie w niego wierzyła. 
– Ciebie również miło widzieć, Molly – odpowiedział spokojnie mężczyzna. Gospodyni natychmiast zaczęła krzątać się po kuchni bez żadnego konkretnego celu. Tutaj rzuciła zaklęcie, które pomogło jej wstawić naczynia do szafki, tutaj jednym sprawnym ruchem wytarła ze stołu widoczne ślady po wylanej kawie.
– Może herbaty, Albusie? – spytała, teatralnie potrząsając czajnikiem trzymanym w dłoni.
– Nie kłopocz się, Molly. – Na jego obliczu nadal gościł ten dobroduszny uśmiech poczciwego staruszka. – Odwiedziłem was tylko na chwilę, chciałem porozmawiać z Ronaldem – wyjaśnił zdecydowanym tonem. Na twarzy Molly pojawiło się nieukrywane zdziwienie.
– Z Ronem?! – zdumiała się czarownica i zaniepokoiła jednocześnie. – Stało się coś? Czemu akurat z nim?! – teraz matka nastolatka była już odrobinę podenerwowana. Miała nadzieję, że jej syn nie wplątał się w jakieś kłopoty.
– Po prostu muszę się czegoś dowiedzieć – uspokoił ją. – Zawołasz go, Molly? – poprosił staruszek, wiedząc, że kobieta się nie sprzeciwi jego woli.
– Tak, oczywiście – zgodziła się bez żadnego wahania, jednak zastanawiała się, czego Dumbledore chce od jej najmłodszego syna. Czarownica wyszła z kuchni, a po kilku minutach wróciła ze wspomnianym chłopakiem, który był od niego wyższy o ponad głowę.
– Dobry wieczór, panie profesorze – wydukał uprzejmym tonem, widząc groźne spojrzenie swej rodzicielki, która przed chwilą zapewne musiała go strofować. Starzec mimowolnie uśmiechnął się pobłażliwie.
– Dobry wieczór, panie Weasley – odparł uprzejmie. – Chciałem z tobą porozmawiać o Harrym, Ron – przeszedł do sedna, darując sobie niepotrzebne uprzejmości i kolejne niedomówienia, które tylko marnotrawiły czas.
– O Harrym? – zdziwił się nastolatek, a na jego obliczu zagościł także i smutek. – Od dawna nie miałem z nim żadnego kontaktu, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię! – wyjaśnił od razu. – Tak samo jest z Hermioną... – dodał. Widać było, że brak przyjaciół bardzo mu ciążył.
– Panna Granger? – Wypowiedź Ronalda została nagle przerwana przez głos zdumionego Albusa. Takiego obrotu sprawy nauczyciel się nie spodziewał. Co się działo z tą dwójką nastolatków?
– Hermiona nie odpowiedziała na żaden mój list – poinformował zrezygnowany Weasley.
– Bardzo dziwne – wymamrotał dyrektor Hogwartu, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał, jednak tak nie było. Przyszedł tu z konkretnym zadaniem, którego znów musi się podjąć Ron.
Weasley westchnął z rezygnacją, słysząc komentarz dyrektora. Również mocno zawiódł się na przyjaciołach. Nie rozumiał, dlaczego się z nim nie kontaktują, zupełnie jakby byli sobie obcy, jakby się nigdy nie przyjaźnili.
– Miałem zamiar napisać do nich po raz kolejny, ale nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens... – mówił dalej nieco zrezygnowanym tonem.
– Zrób to – polecił szybko mężczyzna. – Wiesz, o co muszę cię prosić – dodał spokojnie, wiedząc, że chłopak w mig zrozumie, o co chodzi.
– W tym roku też?– Zdziwił się rudowłosy , rozumiejąc, co dyrektor ma na myśli. – Jeśli muszę... Czuję się, jakbym go zdradził, jakbym zdradził naszą przyjaźń – wyznał. Bardzo szanował Dumbledore’a i wiedział, że musi wykonywać jego polecania, ponieważ on wie, jak pokonać czyhające na wszystkich zło. Jego pomysły czasem przytłaczały Weasleya.
– Albusie, czy to jest naprawdę konieczne? – Zapytała rudowłosa kobieta, która wiedziała o wszystkim. Niezbyt podobał jej się ten pomysł, ale nie miała żadnego wpływu na decyzję starca.
– To dla jego dobra, Molly – wyjaśnił nauczyciel, a na jego twarzy ponownie pojawił się dobroduszny uśmiech.
– Mamo, przecież chcemy, aby Harry był bezpieczny – stwierdził Ron, przekonany o swojej racji. Zrobiłby wszystko, aby chronić przyjaciela.
Dyrektor uśmiechnął się lekko i pokiwał głową z aprobatą, słysząc słowa nastolatka. Pożegnał się szybko i skierował się do kominka. Pocieszał go fakt, że chociaż miał po swojej stronie najmłodszego syna Weasleyów, który wydawał się dla Harry'ego i Hermiony jedną z najważniejszych osób.

***
Harry ostatni raz dokładnie sprawdził, czy aby na pewno niczego nie zostawił w pokoju, gdyż nie miał ochoty na otwieranie swojego i tak przeładowanego kufra szkolnego. Już wychodził z pomieszczenia, gdy nagle usłyszał donośne pukanie do szyby okna. Na zewnętrznym parapecie siedziała Świstoświnka z listem w dziobie. Chłopak od razu ją rozpoznał, wystarczyło jedno krótkie spojrzenie. Ronald Weasley po raz kolejny zdecydował się napisać do niego, co za bardzo nie podobało się Potterowi. Chłopak podszedł do okna i niechętnie wziął list. Rzucił tylko okiem na krótką treść wiadomości i odrzucił pergamin gdzieś w kąt. Nie chciał znać rudowłosego Gryfona. Nie był jego przyjacielem przez ostatni rok – nie po tym, co zrobił. Ron bezczelnie szpiegował go „dla jego dobra”, jak to określał Dumbledore. Jego wieloletnia przyjaciółka naturalnie nie zgodziła się na propozycję starca. Wówczas obiecał sobie, że będzie jej ufał na każdym kroku. W przeciwieństwie do Rona pokazała mu, że jest jego prawdziwą przyjaciółką. 

Nagle do pokoju zajrzała pewna rudowłosa osóbka z lekkim uśmieszkiem na twarzy, lecz po chwili uśmiech znikł, gdy zauważyła wymalowaną irytację na twarzy brata. Choć Harry i Catherine spędzili ze sobą niewiele czasu, byli sobie bardzo bliscy. Rozłąka nijak wpłynęła na ich relację. Byli bliźniakami, więc widocznie musieli nadawać na tych samych falach. Teraz Harry lepiej rozumiał Freda i George’a.
– Wszystko w porządku, Harry? – zapytała z troską nastolatka. – Powinniśmy już iść na dół, ciotka Narcyza czeka – zauważyła, podchodząc do niego. Potter posłał siostrze lekki półuśmiech. Zawracanie sobie głowy takim zdrajcą jak Ron było bezsensowne.
– Wiem, Cathy – rzekł cicho. – Sprawdzałem, czy wszystko zabrałem i zobaczyłem sowę na parapecie. Weasley wysłał mi kolejny durny list – dodał pogardliwie, odchodząc od okna. – Wkurza mnie tymi bezsensownymi listami.
Chłopak chwycił za rączkę ciężkiego kufra, który odstawił pod drzwi na korytarz. Podnosząc ciężar, dał upust złości, co jego siostra od razu spostrzegła. Poczuł jej dłoń na ramieniu, a zielone oczy, takie same jak jego, wpatrywały się w niego troskliwie. Była taka, odkąd odzyskali się nawzajem. Nawet Draco i Avada, którzy znali ją najdłużej, dostrzegli w niej pewną pozytywną zmianę, choć żadne o tym nie mówiło.
– Nie warto, Harry. Weasley okłamywał cię przez tyle miesięcy. Widocznie nigdy nie był twoim prawdziwym przyjacielem.
Nastolatek westchnął przeciągle.
– Masz rację, Catherine – przyznał, chcąc już zakończyć ten bolesny dla niego temat. – Chodźmy już – zakomenderował. – Mówiłaś, że Narcyza na nas czeka – dodał, na co dziewczyna jedynie skinęła głową. Po chwili rodzeństwo wyszło razem z pokoju i oboje ruszyli ku nowemu początkowi.

***
Mijały kolejne godziny, których pozostało już tak niewiele do ponownego ujrzenia Hogwartu. Avada, Hermiona, Cathy, Harry, Matthew, Draco, a także Teodor Nott, już siedzieli w jednym z wielu przedziałów w pociągu wiozącym wszystkich pasażerów do magicznego miejsca, które było dla znacznej większej ilości uczniów drugim domem. Wszyscy cieszyli się z powodu wyjazdu do Hogwartu. Harry, jak co roku, nie mógł się doczekać, aż wreszcie znajdzie się pomiędzy murami szkoły. Kojarzyła mu się z bezpieczeństwem, co było paradoksalne wobec ilości niebezpieczeństw, które mu się tam przydarzyły. Catherine i Avada, choć tego nie okazywały, były podekscytowane, ponieważ jeszcze nie były wewnątrz zamku. Młode śmierciożerczynie do tej pory uczęszczały do Instytutu Magii Durmstrang.

W ich przedziale, co chwila dało się słyszeć donośne wybuchy radosnego śmiechu. Ta sielanka trwała dosyć długo, dopóki ich napady głupawki nie przyciągnęły uwagi jednego z nowych prefektów, który akurat przechodził przez ten korytarz. Drzwi od przedziału otworzyły się, a w nich stanął wysoki i piegowaty chłopak. Na jego czarnej szacie widniała naszywka Gryffindoru oraz błyszczała się oznaka Prefekta. W Harrym ewidentnie zagotowało się na jego widok.
– Czego tu chcesz, Weasley? – syknął Draco, widząc najbardziej znienawidzonego Weasleya. O dziwo, ten z wielkim trudem zignorował arystokratę, po czym rozejrzał się po przedziale. Napotkał kilka pogardliwych spojrzeniach, lecz w końcu natrafił na Harry'ego i Hermionę, którzy siedzieli obok siebie w towarzystwie Ślizgonów, jak gdyby nigdy nic. Ten niecodzienny widok kompletnie zbił Gryfona z pantałyku. To zjawisko było tak niecodzienne, jak miły Snape, czy jak Voldemort mówiący, iż od teraz będzie kochał szlamy.
– Wreszcie was znalazłem – odetchnął z ulgą Ron. – Dlaczego siedzicie z nimi?! – zapytał chłopak. – Harry, Hermiono, przecież to ŚLIZGONI! – rzekł akcentując ostatnie słowo, zupełnie jakby sami zainteresowani nie mieli pojęcia, z kim przebywają.
– Doprawdy? – zapytał niewzruszony Potter, zerknąwszy na przyjaciółkę, zawzięcie wpatrującą się w swoje wypielęgnowane paznokcie, dając tym samym do zrozumienia Gryfonowi, że miała go w głębokim poważaniu. Nie zamierzała rozmawiać więcej z Weasleyem, choć ciężko jej to przychodziło. Przez tyle lat był jej przyjacielem, choć niewątpliwe było to, że zdradził Harry’ego. Pomijając to, w obecnej sytuacji lepiej było, aby jednak ich przyjaźń została definitywnie zakończona. Hermiona wiedziała, że to będzie najlepsze wyjście.
– A dlaczego mielibyśmy nie być tutaj? – zapytała retorycznie, unosząc brwi w geście rozbawienia. Uśmiechnęła się ironicznie, po czym jak gdyby nigdy nic szepnęła coś na ucho Avadzie, która parsknęła śmiechem po jej słowach
– Odejdź stąd, Weasley – rzekł chłodno Potter, mierząc dawnego przyjaciela wrogim spojrzeniem. – Nie chcę cię znać, Ron – dodał wściekle. Powoli zaczął tracić nerwy. Ronald spojrzał na niego z widocznym zaskoczeniem.
– Harry, co ty wygadujesz?! – zdumiał się, nie rozumiejąc tej sytuacji i zachowania swych dawnych przyjaciół. – Co się z wami stało?! Powariowaliście, czy jak! – spytał zdezorientowany, z przerażeniem spoglądając na Harry’ego i Hermionę.
Szatynka wywróciła wymownie oczami, po czym ponownie na jej twarz wkroczył ironiczny uśmieszek. Musiała sprowadzić Rona na ziemię.
– Jeżeli nie zauważyłeś, Weasley – rzekła, odgarniając brązowe loki z ramion niedbałym ruchem – przejrzeliśmy na oczy, dzięki czemu Harry wreszcie uwierzył, że twoja pusta osoba jest po prostu wstrętną szumowiną – zakończyła, spluwając mu pod nogi.
Cała siódemka spojrzała na nią zdziwiona. Nie widzieli jeszcze Hermiony Lestrange w takiej odmiennej wersji, bardziej Ślizgońskiej. Zwykle była pełna szacunku nawet dla kogoś takiego jak Gryfon, ale mina Rona Weasleya była bezcenna i to się liczyło najbardziej. Dziewczyna jednak nie do końca była z tego zadowolona, ale ukryła to. Kątem oka zauważyła, że jedynie Matt zmierzył ją spojrzeniem, zupełnie jakby wiedział, co czuła.
– Co ty mówisz, Hermiono?! Jak się zachowujesz w stosunku do przyjaciela?! Czekaj... Malfoy! Rzuciłeś na nich Imperiusa, ty podły śmierciożerco! Dlatego Harry i Hermiona tak się zachowują! – wykrzyknął oskarżenie pod adresem Dracona, nie panując nad swoimi słowami. – Normalnie nigdy by się nie zbliżyli do Ślizgonów. Nigdy by z wami nie rozmawiali! Czekaj… – zamyślił się. – Malfoy! Czemu rozmawiasz z mugolaczką? – zapytał nagle chłopak, nie dowierzając temu, co odkrył. Przecież Malfoy zawsze pogardzał Hermioną!
– Jeszcze raz nazwiesz mugolaczką moją kuzynkę, a nie ręczę za siebie – syknął Draco, mierząc gniewnym spojrzeniem Gryfona.
– Kuzynką?! Ale... ale jak to?! – powiedział zaskoczony Ron. – Kogo ty jesteś córką?!
Oprócz Weasleya każdemu zatrzęsły się niebezpiecznie wargi, po czym przedział, jeśli nie pociąg wypełnił się donośnym śmiechem nastolatków. Jego oskarżenia były niesamowicie absurdalne, a próby rozszyfrowania prawdziwej tożsamości Hermiony wywoływały rozbawienie.
– No proszę! Weasley próbuje myśleć! – zakpiła niespodziewanie Hermiona. – Szkoda tylko, że niezbyt ci to wychodzi.
– Myślenie zazwyczaj nie boli – dodał Malfoy, z marnym skutkiem powstrzymując kolejny atak śmiechu, natomiast jego trafną uwagę o rozmawianiu z Hermioną pominął milczeniem. – Słuchaj, Wieprzlej – rzekł po chwili, gdy zdołał się nieco opanować. – Nie musiałem nic na nich rzucać, żeby okazali się mądrzejsi od ciebie, jasne? – warknął, obrzucając chłopaka pogardliwym spojrzeniem. Miał już dość tej beznadziejnej w jego odczuciu rozmowy.
– Ty może nie, ale ja byłabym do tego zdolna – zażartowała rudowłosa dziewczyna siedząca obok Ślizgona. Mimo że Gryfon jej nie kojarzył, nie powstrzymywał się przed tym, aby podnieść na nią głos.
– CO?! Jak śmiałaś?!
Biorąc jej sugestię na poważnie, chłopak wyciągnął ze swojej przechodzonej szaty różdżkę, którą po chwili celował już w nastolatkę. Był niesamowicie wściekły.
– Zdejmij natychmiast ten urok, ty wredna Ślizgon... – Nie dokończył, zauważając, że na szacie dziewczyny nie było naszywki domu. – Kim ty właściwie jesteś? – zapytał zdezorientowany. Cathy uśmiechnęła się przebiegle, a Ron uznał to za szczery uśmiech, gdyż opuścił na moment różdżkę.
– Dla ciebie pani Catherine Potter. Z grzeczności powiedziałabym, że mi miło, lecz przy takiej szumowinie jak ty nie warto okazywać mojego szacunku, którego nie jesteś nawet godzien – powiedziała, wprawiając rudowłosego Gryfona w osłupienie, a u reszty powodując kolejny cichy atak śmiechu. Jak chciała, potrafiła jednym zdaniem komuś dokopać. Draco czasem żartował, że Snape mógłby się od niej uczyć.
– Że co?! Ale... – Machał rękoma niczym jakiś niedorozwój, przy czym Harry wywrócił oczami. Ron wiedział, że Harry ma gdzieś siostrę, więc nie powinien być tak zszokowany tym, iż się odnaleźli.
– Tak, Ron. O to właśnie przed tobą siedzi moja siostra bliźniaczka – stwierdził znudzonym tonem. Weasley poczerwieniał na twarzy ze złości, zaciskając dłonie w pięści. – Czyżby, coś nie tak?
– Siostra? – zdumiał się na krótko, po czym wybuchnął po raz kolejny. – Rzuciłaś Imperiusa na własnego brata?! Jak śmiałaś? Ty parszyw…
Potter zareagował natychmiastowo, wstając z siedzenia, a z szaty wyciągnął różdżkę. Stanął naprzeciwko dawnego przyjaciela rozwścieczony jak mało kto.
– Nie waż się obrażać mojej siostry, parszywy szczurze! – syknął, celując różdżką w jego pierś. 
– Harry, przecież ona ... – Ron próbował się niezgrabnie tłumaczyć.
– Litości! Weasley, czy ty się na żartach nie znasz i wszystko bierzesz na poważnie? – spytała rudowłosa czarownica, przewracając oczami. – Rozumiem, że jesteś niższego poziomu intelektualnego niż my, ale że...
– Zamknij się! – krzyknął Ronald w jej stronę. Brat dziewczyny przycisnął różdżkę mocniej.
– Jeszcze jedno słowo!
– Harry, ale co ci się stało?! Czemu siedzisz z nimi?! – wypytywał Gryfon, ignorując fakt, że różdżka Pottera nadal była mierzona w niego. – Przecież to ja jestem twoim przyjacielem!
Wybraniec pokręcił głową z dezaprobatą.
– Chyba sobie ze mnie żartujesz, Weasley. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego! – stwierdził stanowczo. Harry poczuł nagle przemożną chęć, aby użyć jednego z zaklęć, których nauczył się z ksiąg do czarnej magii. Które wybrać? Spalające, a może te, które sprawiają, że wnętrzności chłopaka zacząłby zwijać się z bólu?
– Co?! Ale dlaczego? – zdziwił się Ron, czym samym wyrwał Harry’ego z zamyślenia. Chłopak z przerażeniem uświadomił sobie, co chciał zrobić. Nikt nie zauważył, że coś jest nie tak, więc prychnął pogardliwie na słowa rudowłosego prefekta. 
– Ty już doskonale wiesz, Weasley – syknął. – Niby nie donosiłeś na mnie przez ostatni rok, co? Myślisz, że nie wiem, jak ze wszystkim latałeś do Dumbledora?!
– To było dla twojego dobra! Poza tym ona też to robiła – wskazał głową na Lestrange, która niewzruszona ostentacyjnie przeglądała czarodziejskie pismo Czarownica. Zapewne nudziła ją już egzystencja rudzielca.
– Doskonale wiesz, że ja nawet nie chciałam o tym słyszeć – warknęła zezłoszczona, nie odrywając wzroku znad czasopisma. – Od razu z tego zrezygnowałam!
– Odejdź stąd. To koniec naszej przyjaźni – zaakcentował Harry z pogardą ostatnie słowo, po czym bez słowa wrócił na swoje poprzednie miejsce obok Hermiony. Ron wciągnął głośno powietrze nosem, przy czym okropnie się zaczerwienił, co zlewało się z kolorem jego włosów.
– Pożałujesz tego, Harry! Zobaczysz, że jeszcze wydadzą cię Voldemortowi, a ta tleniona fretka na pewno to zrobi!
Po swoim żenującym wykładzie wyszedł z przedziału, z hukiem zatrzaskując drzwi. To był definitywny koniec Złotej Trójcy Gryffindoru.

***

Wielka Sala, jak co roku, także i tym razem była wspaniale udekorowana na przyjazd uczniów powracających na kolejny rok nauki. Setki uczniów siedziało już przy stołach swych domów, bacznie obserwując tegoroczną Ceremonię Przydziału, która odbywała się na każdym rozpoczęciu pierwszego semestru w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Stara, wyświechtana Tiara Przydziału była wkładana na głowy uczniów, po czym już po chwili wiadomo było, do którego domu dana osoba pasowała.
W tym momencie do kulawego stołka podeszła dziewczyna znacznie wyróżniająca się wzrostem od pozostałych pierwszorocznych. Była to rudowłosa nastolatka o oczach takiej samej barwy jak u jej brata, Harry'ego Pottera. Przybycie do szkoły dwóch starszych uczennic z Durmstrangu, które miały dołączyć na szósty rok nauki wywołało niemałe poruszenie wśród uczniów Hogwartu. Jednakże żadna z dziewcząt nic sobie nie robiła z tego, iż znalazły się w centrum uwagi. Harry dostrzegł, że w przeciwieństwie do niego jego siostra lubiła być wszędzie tam, gdzie coś się działo.
Avada Riddle już siedziała przy stole Slytherinu, a Harry był pewien, że Catherine również tam zasiądzie. Chłopak nie pomylił się, gdyż usłyszał potwierdzenie swoich domysłów, gdy stara czapka wykrzyknęła głośne „SLYTHERIN”, a przy stole Węży rozległy się głośne brawa. Catherine pasowała tam idealnie. Rudowłosa usiadła obok Hermiony, która została przydzielona ponownie. To również było szokiem nie tylko do uczniów, ale także i nauczycieli. Nowe nazwisko dziewczyny wywołało ogromną sensację wśród obecnych. Któż by się spodziewał takiej zmiany? Rano przyjaciółka wyjawiła Harry’emu i pozostałym, że jej matka wysłała Dumbledore'owi wyjca, w którym poinformowała go dosyć przekonująco, że pragnie, aby jej pierworodna otrzymała ponowny przydział. Potter uśmiechnął się pod nosem. Bardzo chciał zobaczyć minę dyrektora, gdy wysłuchiwał żądania śmierciożerczyni, a znając uprzejmość Bellatrix... Cóż, list musiał być dosyć ciekawy. Potter żałował, że sam nie mógł go wysłuchać, bo zapewne miałby niezły ubaw, choć to nie zmieniało faktu, iż nadal darzył kobietę nienawiścią.
Naprzeciw świeżo upieczonych Ślizgonek siedzieli Matt Snape, Draco Malfoy i Teodor Nott, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Widocznie ich też ceremonia ciekawiła tyle, co nic. Dopiero teraz Harry trochę zaczął żałować, że w pierwszej klasie posłuchał Weasleya. Gdyby nie on, na pewno na jego szacie widniałaby naszywka z herbem Slytherinu, a także siedziałby przy sąsiednim stole, wśród prawdziwych przyjaciół. Chłopak czuł, że to tam było jego miejsce. Oczywiście, nie był na tyle nierozsądny, aby uważać Ślizgonów za nieskazitelnych i jedynych słusznych przyjaciół, jednak przeczuwał, że właśnie na nich się nie zawiedzie, tak jak na Ronie, oraz że mimo wszystko w Slytherinie by się odnalazł. Jednak tej decyzji już nie cofnie, a poza tym w Gryffindorze, w którym uczył się przez ostatnie pięć lat, było mu bardzo dobrze. Nie żałował tego, że znalazł się w akurat tym domu, przecież miał tu przyjaciół innych niż zdradziecki Weasley. Jednocześnie bardzo często zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie w szkole, gdyby trafił do Węży.

Harry przerwał swoje rozmyślania i w końcu odwrócił wzrok od stołu Ślizgonów. Dopiero teraz dostrzegł, że McGonagall wynosi Tiarę i stołek do sąsiedniej komnaty, a na stołach wreszcie pojawiły się przeróżne potrawy, które jak zawsze przygotowuje mnóstwo skrzatów pracujących w Hogwarcie. Ttak jak i pozostali uczniowie zabrałi się do jedzenia. Dziwnie było siedzieć przy stole Gryfonów bez Hermiony i z daleka od Rona, cieszył się za to towarzystwem Ginny i Nevile’a. Sami Gryfoni, którzy nie usłyszeli kłótni w pociągu, zauważyli, że coś jest nie tak. Plotki w tej szkole rozchodziły się tempem błyskawicznym.

Po kilkudziesięciu minutach jedzenie zniknęło ze stołów, a talerze ponownie zalśniły nieskazitelną czystością. Dyrektor podniósł się ze swojego wygodnego krzesła, aby tradycyjnie powiedzieć kilka słów, nim uczniowie rozejdą się do swych dormitoriów. Jak zwykle wspominał o zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu i ogólnych zasadach panujących w szkole. Na końcu Dumbledore poinformował również o zmianach, jakie zaszły w gronie pedagogicznym. W tym roku było aż dwóch nowych nauczycieli. Harry przyglądał się im już na początku uczty, ponieważ go intrygowali. Z daleka zauważył, że również i Hermiona często odwracała głowę w tamtą stronę. 

Pierwszy z nich był to starszy mężczyzna wyglądający na około sześćdziesiąt kilka lat. Miał siwobrązowe włosy i był niezbyt wysokim czarodziejem przy tuszy, a na jego twarzy widniał radosny uśmiech. Był to Horacy Slughorn, ku zdumieniu niemal wszystkich uczniów nowy nauczyciel eliksirów. W tym roku Severus Snape zajął stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, czego kiedyś tak bardzo pragnął. Kolejnym nowym członkiem kadry pedagogicznej był wysoki mężczyzna, na pierwszy rzut oka podchodzący pod czterdziestkę. Miał ciemne włosy poprzetykane ledwo widocznymi nitkami siwizny, a jego bystre spojrzenie błąkało się po Wielkiej Sali, czasami zatrzymując się na którymś z uczniów. Nastolatek nie krył zdumienia, gdy dowiedział się, kim jest ów człowiek, tak samo, jak i każdy, kto wiedział, kim on jest. Jak się okazało, był to Nicholas Flamel – ten sam, który stworzył Kamień Filozoficzny, a dzięki niemu uzyskał nieśmiertelność. Gdy Dumbledore go przedstawił, spojrzenia Harry’ego i Hermiony na chwilę się skrzyżowały. Zapewne i ona zastanawiała się, po co dyrektor sprowadził tu tak potężnego czarodzieja. Potter nie wierzył, że Flamel jest w Hogwarcie ot tak sobie, by uczyć. Niemożliwe, aby tak potężny czarodziej nagle odkrył w sobie powołanie do tego zawodu, jakim jest nauczycielstwo. Coś Harry’emu tu nie grało.

Nicholas Flamel miał nauczać Historii Magii. Dlaczego profesor Binns, który był jedynym nauczającym duchem, zrezygnował – nie wiadomo, jednak nie to było w tym wszystkim najdziwniejsze. Nastolatek był zdumiony, że ten czarodziej nadal żyje. To by oznaczało, że nie zniszczył magicznego artefaktu, jak twierdził Dumbledore. A może miał tak dużo eliksiru życia, że starczy mu na kilka setek lat? Harry nie wiedział, ale to wszystko wydało mu się niesamowicie podejrzane.

W tym samym czasie, kiedy Harry tak gorączkowo zastanawiał się nad tą kwestią, nie zauważył, że od strony Krukonów wpatrzone są w niego niebieskie tęczówki przepełnione wrogością.

***

Kiedy tylko dyrektor zakończył swą przemowę, tłum uczniów zaczął wylewać się z Wielkiej Sali do Sali Wejściowej, aby móc udać się do swoich Pokoi Wspólnych, z którymi rozstali się na całe dwa miesiące. To w nich większość uczniów spędzała popołudnia. Prefekci poszczególnych domów próbowali przekrzykiwać hałas, aby móc doprowadzić pierwszoroczniaków do celu, ponieważ najmłodsi jeszcze nie znali zamku i mogliby się zgubić wśród wielu zwodniczych korytarzy czy kapryśnych schodów.
Pewna Krukonka o długich blond lokach stała w pobliżu ogromnych drzwi i obserwowała wychodzących na korytarz uczniów. Czekała na jedną konkretną osobę, dlatego też dokładnie przeczesywała każdego wzrokiem. Jej celem był Prefekt Gryffindoru. W końcu dziewczyna ujrzała, jak rzeczony osobnik razem z drugim prefektem ich domu prowadzi pierwszoroczniaków.
– WEASLEY! – Dziewczyna chciała przekrzyczeć hałas. Ron rozejrzał się w poszukiwaniu źródła głosu, aż w końcu dostrzegł Krukonkę, która zawzięcie patrzyła się w jego kierunku. Machnęła na niego ręką, dając mu znak, żeby do niej przyszedł.
Chłopak powiedział coś do Lavender Brown, która była drugim prefektem zamiast Hermiony Granger, a po chwili już szedł w kierunku dziewczyny, zastanawiając się, czego ta mogła od niego chcieć.
– Chodź – poleciła krótko. Ronald zawahał się przez chwilę, ale w końcu ruszył za Prefekt Naczelną, która bez zbędnych słów zaciągnęła go do najbliższej klasy.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał podejrzliwie Gryfon, mierząc koleżankę wzrokiem. Znał ją, wiedział z jakiej pochodzi rodziny, więc nic dziwnego, że nie miał do nie zaufania
– Chcę, żebyś mi pomógł zemścić się na Potterze – oznajmiła.
– No proszę – zaśmiał się Weasley. – Prefekt Naczelna, a już na rozpoczęciu roku coś knuje – stwierdził, sprawiając wrażenie, jakby ta informacje nie wywołała w nim zdumienia.
– Daruj sobie, Weasley – warknęła dziewczyna lekko poirytowanym tonem. – Nie każdy prefekt jest święty. Chyba coś już o tym wiesz – rzekła znacząco, dając chłopakowi do zrozumienia, że wie dość sporo. Ron zamilkł na chwilę, a potem zmienił temat.
– Co Harry ci właściwe zrobił? – zapytał zdziwiony, ale też niesamowicie ciekawy, czym słynny Harry Potter naraził się nowej Prefekt Naczelnej. Nawet nie wiedział, że ta dwójka się zna, a co tu mówić o pojawieniu się wrogości między nimi.
– Wystarczy, że się urodził – mruknęła tajemniczo. – Pomożesz? Wiem, że też zaszedł ci za skórę. Sąsiednie przedziały słyszały waszą kłótnię w pociągu.
Gryfon zamyślił się przez chwilę. Był wściekły na byłego przyjaciela i chciałby odegrać się za to, że zrezygnował z przyjaźni z nim, ale czy to wystarczy, aby działać przeciw niemu? Wtedy też przypomniał sobie o tych przeklętych Ślizgonach i zebrała się w nim ogromna złość. Nie mógł znieść tego, co zrobił mu Harry!
– Na czym ta zemsta miałaby polegać? – zapytał widocznie zainteresowany.
– Na razie tylko na drobnym uprzykrzaniu mu życia – stwierdziła beztrosko Krukonka. – Wiesz, jakieś kpiny i tego typu rzeczy. A później się zobaczy – dodała tajemniczo. Nie była na tyle nierozsądna, aby zdradzić Weasleyowi wszystkie szczegóły swego misternie ułożonego planu. Ron po wysłuchaniu jej zamyślił się jeszcze przez chwilę, a potem krótko odpowiedział.
– Zgoda, Avery.
Żadne z nich już się nie odezwało, dlatego też Gryfon odwrócił się i odszedł w swoją stronę. Nie zauważył jednak tego, iż dziewczyna rzuciła na niego jakieś zaklęcie, a na jej twarzy zagościła ogromna satysfakcja. 

Witajcie, witajcie. Jak zwykle rozwleka mi się te wstawianie rozdziału, ale jest w czasie krótszym niż miesiąc ( bałam się, że znów się nie wyrobię ze wszystkim). Cóż, oddaję go w Wasze ręce i czekam na opinie :)
//N.

środa, 30 sierpnia 2017

Rozdział Czwarty

Betowała: Saszka
Zaledwie godzinę po tym, jak napisał do Avady, Harry zmierzał na plac zabaw, na którym spotykali się wcześniej. Do tego czasu kompletnie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Być może działał pod wpływem emocji, ale Harry był pewny swej decyzji już od kilku dni. Gdy czekał na córkę Voldemorta, wiedział, że już się nie rozmyśli.

W końcu dziewczyna, której wyczekiwał młody Potter, zjawiła się na umówionym miejscu. Avada nie znała jeszcze powodu spotkania, nie była pewna tego, co uczyni chłopak, mogła się jedynie domyślać, jednak posłała mu promienny uśmiech, gdy znalazła się bliżej. Chłopak automatycznie odwzajemnił gest, co dało jej nadzieję na to, że ich relacje nie uległy zmianie. Naprawdę ucieszyła się z tego spotkania. 

Potem Harry nagle spoważniał.
– Podjąłem decyzję – oznajmił krótko, bez zbędnego owijania w bawełnę, jednak ściszył głos. Choć byli sami, kto wie, czy nie czaił się tutaj jakiś szpieg Dumbledore’a. – Chce się spotkać z twoim ojcem – dodał, spokojnie wpatrując się w dziewczynę.

Avada natomiast omal nie zemdlała z zaskoczenia słysząc słowa Pottera. Nie spodziewałaby się, że jej przyjaciel tak szybko się na to zdecyduje. Była pewna, że jeszcze kilka kolejnych tygodni będzie musiała się starać, aby przeciągnąć go na mroczną stronę, pomimo faktu, że Harry zna teraz całą prawdę. Oczywiście Avadę bardzo cieszyło postanowienia Pottera, w końcu do tego przecież od początku zmierzała.
– Jesteś tego pewny, Harry? Dokładnie to sobie przemyślałeś? – Zaczęła zadawać pytania, gdy otrząsnęła się już z pierwszego szoku. – Wiesz, że nie będzie już odwrotu – ostrzegła spokojnie, bowiem mimo wszystko martwiła się o Pottera, którego bardzo w ostatnim czasie polubiła. Oczywiście nie miała zamiaru go odwodzić od tej decyzji, ale nie chciała, aby Harry pomyślał, że traktuje go tylko jako zadanie, które zlecił jej Czarny Pan.
– Jestem pewny, Avado. Już od jakiegoś czasu się zastanawiałem nad tym, która strona jest lepsza, ale odkąd poznałem prawdę i dowiedziałem się, że nie chce mnie zabić, coraz bardziej skłaniam się ku twemu ojcu. Teraz mam już całkowitą pewność. Chcę do was dołączyć. Nie pozwolę, by Dumbledore dłużej mną sterował! Jednak, nie pozwolę także, aby i Voldemort zrobił ze mnie swoją marionetkę – dodał.
– Co masz na myśli, Harry? – zapytała dziewczyna, bowiem coś jej się tu nie podobało. Miała wrażenie, że chłopak ma jakiś plan, tylko jaki?
– Nic takiego, Av – rzekł spokojnie. – Zobaczysz. Muszę sobie po prostu uciąć pogawędkę z Tomem – wyjaśnił.
– Więc chodźmy – stwierdziła Avada, nie potrafiąc rozgryźć nastolatka. Wiedziała jednak, że może mu zaufać, jakkolwiek paradoksalne się to wydawało, przecież to Harry Potter, do tej pory największy wróg Lorda Voldemorta. Jednak nim doszli do mało uczęszczanej uliczki, z której zazwyczaj się teleportowali, dziewczyna znów się odezwała. – Harry, ale wiesz, zanim dostaniesz znak będziesz musiał zabić? – ostrzegła go spokojnie, ale ściszyła głos. 

Dziewczyna naprawdę bała się o czarnowłosego, choć starała się być spokojna. Mimo że od początku ich znajomości głównym celem miało być przeciągnięcie Harry’ego Pottera na stronę zła, Avada naprawdę się o niego martwiła. Polubiła tego chłopaka. Dzięki temu, że spędzili ze sobą tyle czasu, stał się dla niej kolejną bardzo ważną osobą. Oboje doskonale się rozumieli. Według dziewczyny byli przyjaciółmi, a to już nie byle, jaka znajomość.

– Domyślałem się tego – odparł nastolatek. – Zrobię co będę musiał, choć nie ukrywam, że wolałbym mimo wszystko nie zabijać. Jednak, kto powiedział, że wrócę od twego ojca ze znakiem na ramieniu? – zapytał zagadkowo.
– Nie rozumiem – zdumiała się Avada, patrząc na niego podejrzliwie.
– Zobaczysz – stwierdził, widząc zaskoczenie przyjaciółki, a zarazem lekkie zirytowanie. Coś szło nie po jej myśli.
– Harry, co ty kombinujesz?
– Nie martw się, Av. Nie idę tam, aby go teraz zabić – stwierdził żartobliwie. Czyżby Avada węszyła jakiś podstęp? Patrzyła na niego przez chwilę, ale w końcu odpuściła.
– Gotów? – zapytała ze zrezygnowaniem, gdy byli już na miejscu. Uliczka jak zawsze była pusta. Chłopak kiwnął głowa w celu potwierdzenia.
Dziewczyna wyciągnęła do niego rękę, którą bez wahania uchwycił, a już po chwili, gdy tylko upewnili się, że nikt ich nie widzi, zniknęli. Avada ponownie przeniosła ich do jej pokoju, w którym byli już wcześniej.
– Tu będziesz bezpieczny – oznajmiła spokojnie. – Najpierw muszę iść porozmawiać z ojcem. Nie chcę, abyś poszedł do niego wtedy, gdy będzie na kogoś rozłoszczony – dodała. – Zaczekaj na mnie. 

Chłopak potwierdzająco skinął głową na znak, że zrozumiał. Natomiast czarnowłosa wyszła z pomieszczenia i udała się w tylko sobie znanym kierunku. Po kilku minutach oczekiwania, córka Voldemorta powróciła, a Harry się nie wahał ani przez sekundę. Wybierał teoretycznie stronę zła i paradoksalne było to, że czuł się z tym bardzo dobrze, a przecież to właśnie on był nadzieją czarodziejskiego świata. Potter nagle usłyszał odgłos otwieranych drzwi, odwrócił się w stronę owego hałasu i ujrzał Avadę, która weszła do pokoju.
– Ojciec chce cię widzieć – oznajmiła mu spokojnie. Harry’ego ciekawiło, czy powiedziała Voldemortowi o tym, że nie chce znaku i właściwe jak na to wszystko zareaguje.

Nastolatek natychmiast podążył za córką Lorda Voldemorta. Przez kilka minut szli korytarzami rezydencji Malfoyów. Harry zauważył, że wszędzie dominowały ciemne kolory. Najczęściej czerń i barwy Slytherinu, a do tego wszechobecny motyw węży. Były po prostu wszędzie! Nawet klamki do drzwi wyglądały jak te małe stworzenia. Nie było się czemu dziwić, skoro cała rodzina należała do Slytherinu, musiało to być w nich mocno zakorzenione. 

Wszystkie korytarze, którymi Harry i Avada przechodzili były pogrążone w półmroku. Na ścianach zostały umocowane lichtarze ze świecami, jednak niewiele z nich zostało zapalonych. Wszystko było mroczne, chłodne i bardzo ślizgońskie, jednakże Harry’emu to nie przeszkadzało. 

Nagle Harry i Avada zatrzymali się przed jakimiś drzwiami. Chłopak domyślił się, że dotarli na miejsce.
– Nie wiem, co planujesz, Harry, jednak pamiętaj o szacunku wobec mojego ojca – ostrzegła jeszcze. – No chyba, że chcesz dostać Cruciatusem na dzień dobry – dodała troszkę złośliwie nastolatka.
– Świetnie, dzięki za pocieszenie – mruknął, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Voldemort jest do tego jak najbardziej zdolny, a rozmowa z nim to nie przelewki. Harry na swoje własne życzenie pchał się w paszczę węża, który mógł go zabić. Niebezpieczeństwo było jak najbardziej realne, tylko co z tego wyniknie?

Harry odgonił od siebie natrętne myśli i przekroczył próg za dziewczyną. Znaleźli się w dość dużym pomieszczeniu, a sądząc po umeblowaniu, był to salon. Na ścianie przeciwległej do drzwi znajdował się ogromy kominek pokryty czarnym marmurem, który w zimę zapewne ogrzewał chłodne mury tego pomieszczenia. Przed nim stała ciemnozielona kanapa z dwoma fotelami tego samego koloru i niewielki stolik. Salon tak samo jak korytarz, pogrążony był w półmroku. Wszystkie okna z wyjątkiem jednego zostały zasłonięte czarnymi, ogromnymi kotarami. Ciekawe, czy to Voldemort sobie tak zażyczył? Może wszystko musiało być mroczne, tak jak on?

Na fotelu siedział Lord Voldemort. Dotychczasowy, śmiertelny wróg Harry'ego Pottera był łysym czarodziejem z kredowobiałą skórą. Miał oczy szkarłatne niczym krew i dwie szparki zupełnie jak u węża, zamiast nosa. Jego blade usta wykrzywione zostały w uśmiechu satysfakcji. W ręku trzymał swoją cisową różdżkę z piórem feniksa. Nic nie zmienił się od ich ostatniego spotkania w Ministerstwie Magii, które wciąż przywodziło bolesne wspomnienia na myśl.
– Harry Potter – wysyczał. – Chłopiec-który-przeżył, a teraz przyłączy się do mnie – zaśmiał się Czarny Pan z szyderstwem w głosie. Chłopak natomiast się uśmiechnął pod nosem, mając świadomość, że poniekąd pokrzyżuje Voldemortowi plany. Nie chciał wychodzić stąd z Mrocznym Znakiem na ramieniu.
– Ojcze, dałbyś spokój – mruknęła Avada, gdy usłyszała szyderstwo, jednak Czarny Pan zignorował swoją córkę. Natomiast Harry nie wiedział, co na to odpowiedzieć Voldemortowi, dlatego nadal milczał, czekając na rozwój sytuacji. Mimo wszystko, nie pragnął rozłościć czarownika.
– Nie spodziewałem się, że zdobędziesz się na to, Harry Potterze – stwierdził Czarny Pan, a w jego głosie pobrzmiewała nuta kpiny, tak jakby mimo wszystko nie uważał chłopaka za równego sobie przeciwnika. 
– Jak widzisz, zdobyłem się – odparł Harry, zachowując spokój, choć słowa Voldemorta go zirytowały. – Nie sądzisz, że skoro teoretycznie jesteśmy równi sobie, powinieneś traktować mnie właśnie tak, Tom? – zapytał Harry, nieco zbyt bezczelnie, zapominając o tym, aby się powstrzymać przed mówieniem tego co mu ślina na język przyniesie. W końcu przed nim siedział najpotężniejszy czarnoksiężnik w Anglii, człowiek, który zabiłby go bez zmrużenia oka, do czego do tej pory dążył. Jednak był niezwykle irytujący!
Crucio! – zasyczał Voldemort, celując różdżką w czarnowłosego. – Nie będę tolerował braku szacunku, nawet od rzekomego Wybrańca! – Czerwony promień zaklęcia niespodziewanie uderzył w Gryfona, sprawiając mu ogromny ból. Harry poczuł, jakby jego ciało płonęło ogniem. Ból przepełniał każdą, nawet najmniejszą komórkę jego ciała. Mógł się tego spodziewać. Na szczęście trwało to zaledwie kilkanaście sekund, ponieważ czarownik po chwili cofnął klątwę.
– Ostrzegałam – wtrąciła Avada trochę rozbawionym tonem, gdy Harry próbował się pozbierać, jednak żaden z nich nie zwrócił uwagi na nastolatkę. 
– Dlaczego tu jesteś, Potter? Czyżby twój wspaniały Dumbledore nie był taki wspaniały jak się wydawał? – zapytał kpiąco Voldemort.
– Przyszedłem się dogadać, Tom – stwierdził chłopak spokojnie, pozbierawszy się po zaklęciu. – Nie chcę więcej kłamstw, a wiem, że Dumbledore karmił mnie nimi całe życie. Chcę do ciebie dołączyć – powiedział. Jeszcze kilka tygodni temu to byłaby jedna z ostatnich rzeczy, które by chciał uczynić. Chłopak zauważył też, że usta Voldemorta wykrzywiły się w grymasie zadowolenia na jego słowa. – Poznałem prawdę, wiem, co zdarzyło się kilkanaście lat temu – mówił dalej chłopak, zachowując całkowity spokój. – Nie pozwolę mu się więcej okłamywać. Nie pozwolę, by Dumbledore mną sterował. Nie chcę dłużej być jego marionetką – powiedział z widoczną pewnością siebie w głosie. Harry wiedział, co mówi.
– A wiec chcesz do mnie dołączyć, Harry Potterze – stwierdził Lord Voldemort, lustrując chłopaka wzrokiem. Lord cieszył się ze swego zwycięstwa, choć dobrze to ukrywał.
– Chcę – potwierdził spokojnie, zadziwiające było to, że nie odczuwał ani cienia strachu przed swym śmiertelnym wrogiem. – Nie chcę też być twoją marionetką – dodał. – Nie będę śmierciożercą – stwierdził chłopak.
– Co tu więc robisz, Potter? – zdumiał się Voldemort, ale spojrzał z zainteresowaniem na Wybrańca.
– Zmieniam stronę – stwierdził krótko chłopak. Miał ochotę się roześmiać, widząc zdezorientowanie Voldemorta. – Będę popierał nieoficjalnie twoją stronę, nie chcę jednak nosić Mrocznego Znaku. Jeszcze nie teraz – dodał, choć nie sądził, że kiedykolwiek stanie się to możliwe. 
– Jaką mam pewność, że nie przysłał cię tutaj Dumbledore na przeszpiegi? – zapytał Czarny Pan, choć wiedział, że tak nie jest, natomiast chłopak dziwił się, że ten jeszcze nie próbował prześledzić jego umysłu.
– Jaką ja miałem pewność, że mnie nie zabijesz, idąc tutaj? – odparł Harry, pytaniem na pytanie. – Nie obchodzi mnie co o tym myśli Dumbledore i cały czarodziejski świat. Żadna strona tak naprawdę nie jest dobra, a Dumbledore nie różni się za bardzo od ciebie – stwierdził chłopak. – Jednak oficjalnie jestem Wybrańcem jasnej strony – powiedział chłopak, kładąc szczególny nacisk na słowo „jasnej”. – Byłoby to rozsądniejsze, gdybym nie miał znaku – wyjaśnił swoje nastolatek.

Voldemort wyglądał na zamyślonego, jakby dokładnie analizował słowa nastolatka oraz wszystkie za i przeciw. Czarownik nienawidził, gdy ktoś stawiał mu jakieś warunki, czy coś szło nie po jego myśli, jednak musiał mieć Harry’ego Pottera po swojej stronie, bowiem miał z tego wiele korzyści. Pozbywał się swojego wroga, jedynego, który tak naprawdę może mu zagrozić w przyszłości, a druga strona traciła swą największą broń. Musiał przyznać, że Potter jest jednak bystry i całkiem nie głupi, może to właśnie dlatego przez tyle lat udawało mu się przeżyć?
– Więc tak będzie, Potter – stwierdził Voldemort. – Nie myśl sobie jednak, że będę tolerował twoją bezczelność i arogancję. Musisz mi się podporządkować, tak jak każdy z mych ludzi.
– Nie zamierzam być niczyją marionetką – przypomniał mu Harry ze spokojem. – Nie będę się jednak buntował przeciw tobie, o ile nie zamierzasz mnie kontrolować, tak jak ten przeklęty Dumbledore. Myślę, że to rozsądny układ – stwierdził chłopak.
– Zostaniesz tutaj, Potter – stwierdził Voldemort, nie komentując ostatniej wypowiedzi nastolatka. – Musisz jak najszybciej zacząć naukę oklumencji – polecił Lord, na co Harry się skrzywił, jednak rozumiał, dlaczego musi opanować tę sztukę. – Dumbledore nie może się o tym dowiedzieć, Avada będzie cię uczyć. Możecie odejść – stwierdził czarownik.
Gdy Harry i Avada odeszli, Lord Voldemort wykrzywił usta w uśmiechu. Posiadanie po swojej stronie Harry’ego Pottera będzie ciosem dla Dumbledore’a i całej jasnej strony, gdy prawda wyjdzie na jaw.


Wysoki, siwobrody starzec szedł spokojnie schludną uliczką Privet Drive. Na jego nosie znajdowały się okulary połówki, a za nimi skrywały się przenikliwe, jasnoniebieskie tęczówki, które dokładnie przyglądały się zadbanej okolicy. Staruszek minął kilka takich samych domów i zatrzymał się przed tym z numerem czwartym. Wyjął z kieszeni szaty niewielki zegarek i sprawdził godzinę. Był punktualnie, tak jak zawsze. Zapukał do drzwi, państwa Dursleyów. Po krótkiej chwili oczekiwania te otworzyły się. Ukazała się w nich niezbyt wysoka kobieta, o krótkich blond włosach, a w jej zielonych tęczówkach widoczne było zdziwienie pomieszane ze zdezorientowaniem. Rozpoznała stojącego przed nią człowieka. Spotkała go po raz pierwszy, gdy wiele lat temu przyszedł do domu jej rodziców, aby oznajmić, ze jej młodsza siostra Lily jest czarownicą.

– Witam panią, Petunio – zaczął uprzejmie Dumbledore, a na jego twarzy zagościł dobrotliwy uśmiech. – Zapewne mnie pani pamięta. Jestem dyrektorem w Hogwarcie. Przyszedłem zabrać Harry’ego, zakładam, że mój uczeń uprzedził panią o mojej wizycie – mówił cały czas zachowując się uprzejmie wobec kobiety, która nie dostrzegała tej sztuczności w jego głosie. 
Petunia pokręciła głową, aby zaprzeczyć. Nie miała pojęcia, że dzisiaj przyjdzie ktoś po jej siostrzeńca-dziwoląga. 
– Zawołam go – rzekła, zaskoczona, że chłopak nikogo o niczym nie poinformował. Pani Dursley lekko odwróciła się stronę schodów prowadzących na górę i krzyknęła donośnym głosem.
– Harry, zejdź na dół!
Cisza. Minęło kilka chwil. Chłopak już dawno tu powinien zejść, tym bardziej, że wiedział o wizycie swego profesora. Zdenerwowana Petunia zawołała chłopaka po raz kolejny, jednak nadal nikt nie schodził. Zirytowana kobieta postanowiła sama iść po swego siostrzeńca. Otworzyła drzwi do jego pokoju, jednak pomieszczenie wiało pustką, nikogo tam nie było. Zeszła na dół i poinformowała o tym profesora.
– Kiedy Harry wróci? – zainteresował się dyrektor.
– Nie mam pojęcia. Nigdy nie wraca później niż Dudley – rzekła spokojnie kobieta.
– Poczekam – powiedział Dumbledore tonem nieznoszącego sprzeciwu. Nie zwracając uwagi na Petunię, skierował się do salonu i zajął jeden z wygodnych foteli, zupełnie jakby był u siebie.
Po godzinie do domu wrócił syn państwa Dursleyów. Harry’ego nigdzie nie było, a jego kuzyn także nie widział go wałęsającego się po okolicy, jak to nie raz bywało. Dumbledore czekał kolejne kilkanaście minut, jednak chłopak się nie pojawił. Dyrektor Hogwartu opuścił dom pod numerem czwartym, dopiero wtedy, gdy Petunia wracając z pokoju swego siostrzeńca, poinformowała starca, że zniknęły także rzeczy nastolatka, czego nie dostrzegła w pierwszej chwili. Dumbledore wyszedł, zastanawiając się, gdzie chłopak mógłby się podziewać. Obecna sytuacja bardzo mu się nie podobała, bowiem chwilowo utracił kontrolę nad Wybrańcem.

***

Avada pokazała Harry’emu jeden z wolnych pokoi, który chłopak mógł zająć, a po kilku minutach zostawiła go samego. Harry wyjął z kieszeni swój kufer, który pomniejszył zaklęciem, z zamiarem odczarowania go. Zapobiegawczo zabrał swoje rzeczy i odszedł od Dursleyów, choć jego plan zakładał, że do końca wakacji zaszyje się gdzieś na Nokturnie, nie u Malfoyów.
Rozległo się nagle pukanie do drzwi.
– Proszę – powiedział nastolatek, zastanawiając się, kto stoi za drzwiami. Avada? Hermiona? A może to Malfoy, który chciał go podręczyć? Drzwi otworzyły się, a z za nich wyjrzała jego goniąca go zawsze do nauki przyjaciółka.
– Harry, mogę? – powiedziała, wchodząc do pokoju. – Avada powiedziała, że tu jesteś – dodała dziewczyna.
– Hermiona, wejdź – odparł.
– Pomyślałam, że może potrzebujesz towarzystwa – stwierdziła dziewczyna. – Co robisz? – zapytała zauważając, że w ręku trzyma różdżkę. – Avada już ci powiedziała, że tutaj możesz używać czarów?
– Nic takiego, chciałem odczarować kufer – wyjaśnił Harry.
Dziewczyna spojrzała zaskoczona na przyjaciela.
– Kto ci go zaczarował? Przecież nie wolno nam używać magii! Mówiłeś, że na Privet Drive nie ma czarodziejów, ministerstwo oskarży ciebie – powiedziała zmartwiona.
– Nie powiedziałem ci, że pozwolili mi używać magii? – zapytał, na co dziewczyna pokręciła głową. – Pozwolili mi na początku wakacji – dodał.
– Skoro tak mówisz, Harry – powiedziała Hermiona odrobinę uspokojona wyjaśnieniami przyjaciela. – Wszystko w porządku? – zapytała. – Wiem, że rozm…
– Nie musisz się martwić, Hermiono – powiedział Harry. – Oberwałem cruciatusem, ale oprócz tego, wszystko poszło po mojej myśli – wyjaśnił Harry. – Voldemort nie będzie próbował mnie zabić, a ja nadal pozostaję bez Mrocznego Znaku – dodał, zadowolony z siebie. – Uniknąłem zabijania, Avada powiedziała mi, że musiałbym… Wszystko w porządku, Hermiono? – zapytał nagle, widząc, że jego przyjaciółka nagle jakby posmutniała. 
– Tak, Harry – powiedziała. – Dobrze, że mogłeś tego uniknąć – dodała, a Harry wtedy zrozumiał. Avada powiedziała mu, że będzie musiał zabić, przyjmując Mroczny Znak, a Hermiona stała się śmierciożerczynią.
– Hermiono… – powiedział, ale dziewczyna mu przerwała. 
– Ja też nie chcę zabijać, Harry – powiedziała. – Musiałam to zrobić – wyszeptała, nie patrząc na niego. – Bellatrix… ona, zagroziła, że zaatakują Weasleyów, że zabije ich wszystkich, jeśli nie będę robiła tego, co ona każe – powiedziała, a z jej oczu płynęły łzy.
– Hermiono… – powiedział Harry, nie wiedząc, co mógłby dodać. Jego przyjaciółka wcześniej o tym nie mówiła. 
– Nie chciałam cię martwić, ale ja już nie mogę tego w sobie dusić – załkała dziewczyna, mówiąc dalej poprzez łzy. – Nie mogłam wam niczego powiedzieć po porwaniu, bo zagroziła mi śmiercią Weasleyów. Nie znałam oklumencji, wszystko wyczytała z mojego umysłu – mówiła dalej. – Wściekła się jeszcze bardziej po walce w ministerstwie. Nie mogła pozwolić na to, aby jej córka walczyła przeciw Voldemortowi. Muszę robić, co mi każe – powiedziała. – Tylko wy mi pozostaliście – powiedziała. – Moich rodziców zabili, po tym jak walczyliśmy przeciw im, to miała być dla mnie kara – dodała. 
– Cii, Hermiono, wszystko się ułoży – powiedział chłopak i przytulił zrozpaczoną przyjaciółkę, która od razu do niego przylgneła. – Wymyślimy coś, żeby powstrzymać Bellatrix, do niczego więcej cię nie zmusi – powiedział Harry, próbując ją uspokoić.
– Przepraszam, Harry – powiedziała. – Nie chcę cię tym obarczać, ale nie mogłam tego powiedzieć Draconowi, Cathy i Avadzie, a Matta nie ma – powiedziała, zapominając, że Harry nawet nie wiedział kim jest wspomniany Matt. Hermiona odsunęła się od Pottera, ocierając zabłąkaną łzę.
– Przecież wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść z każdym problemem, Hermiono – zapewnił, na co dziewczyna próbowała się uśmiechnąć. – Poznałaś moją siostrę? – zapytał chłopak zanim zdążył się powstrzymać, na co dziewczyna jedynie pokiwała głową. 
– Dziękuję, Harry – powiedziała cicho. – Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. Nie wiem, czy oni wiedzą o tym, co zrobiła Bellatrix, nie mówiłam im.
– Ja im nie powiem – zapewnił Harry.
– Nie żałuję, że jestem po tej stronie, żadna nie jest dobra. Żałuję tylko, że musiałam zabić. Próbowałam być silna, ale nie potrafię. Jeszcze te zaklęcia…
– Jakie zaklęcia? – zainteresował się chłopak.
– Nie znam szczegółów, nie chcieli mi powiedzieć, bo wszystko bym znalazła. To coś z zaklęć adopcyjnych, a ich jest kilka – tłumaczyła dziewczyna. – Mogą zmieniać wygląd, albo charakter, czy modyfikować nawyki, gdy ktoś je cofnie – wyjaśniła. – Nienawidzę czegoś nie wiedzieć – mruknęła lekko zirytowana.
Harry milczał, próbując przetrawić sobie te informacje. Co one znaczyły? Czy Hermiona stanie się taka, jak Bellatrix? Czy też będzie zła do szpiku kości i bezwzględna, choć teraz rozpaczała, że musiała odebrać komuś życie? Potter nie wierzył, że jego przyjaciółka mogłaby się zmienić, aż tak bardzo, nawet jeżeli w to zamieszane są jakieś zaklęcia.
– Te zaklęcia, one nadal na tobie są?
– Bellatrix była wściekła po ministerstwie i zapowiedziała, że nie pozwoli, aby jej córka tak się zachowywała. Zdjęli je na początku wakacji – wyjaśniła. – Niczego nie zauważyłam, ale Draco mówi, że minie trochę czasu, zanim cokolwiek się stanie. Prześledziłam też bibliotekę, ale niewiele znalazłam.
– To jakieś brednie, Hermiono. Nie możliwe, abyś zaczęła zachowywać się jak Bellatrix, albo Malfoy – stwierdził Harry. –Ty i Malfoy… jak on się wobec ciebie odnosi? – zapytał. Martwił się o przyjaciółkę. 
– Nie musisz się o to martwić – uspokoiła go. – Naprawdę, Harry – dodała, widząc iż jej przyjaciel nie wygląda na przekonanego.
– W jaki sposób uniknąłeś Mrocznego Znaku? – powróciła do tematu.
– Przekonałem Riddle’a, że tak będzie bezpieczniej – powiedział Harry. – Zapewniłem, że nie będę działał przeciw niemu, o ile on nie będzie próbował mnie kontrolować tak, jak Dumbledore – dodał. – Nie chcę zabijać, sam do końca nie wiem, która strona jest lepsza, jednak układ, który zawarłem z Voldemortem sprawia, że jestem bezpieczniejszy – wyjaśnił chłopak.
– Dobrze to sobie przemyślałeś – powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się lekko. 
– Mam taką nadzieję – odparł, kończąc ten temat.

Na wygodnym łóżku, leżał pogrążony we śnie Harry Potter i wcale nie miał zamiaru jeszcze wracać z krainy Morfeusza, aby zmierzyć się z nową rzeczywistością, w której trwał już kilka dni. W pomieszczeniu jednak znalazły się dwie dziewczyny z szatańskimi uśmieszkami na twarzach. 
– HARRY WSTAWAJ! – usłyszał nagle nastolatek głos Hermiony, który natychmiast wyrwał go ze snu . Chłopak niemrawo otworzył oczy. Spostrzegł, że, do pokoju weszły jego dwie przyjaciółki. Obie miały świetny humor, co było widać na pierwszy rzut oka. W przeciwieństwie do Harry’ego.
– Co jest? – Zapytał niemrawo, podpierając się na łokciach. A potem mimowolnie ziewnął.
– Robimy tak – wyjaśniała Avada radosnym głosem. – My wychodzimy, a ty się ogarniasz i za pięć minut widzimy się za drzwiami – nie czekając na odpowiedź czarnowłosego, obie opuściły pomieszczenie.
– Merlinie, zmiłuj się – jęknął Harry, gdy dziewczyny zostawiły go samego. – One są niemożliwe – mruknął Harry z powrotem opadając na poduszki. Po krótkiej chwili jednak wstał i zaczął się ubierać. Gdy był już gotów, wyszedł z pokoju, gdzie czekały na niego dziewczyny. Pięć minut całkowicie mu wystarczyło, był przyzwyczajony do szybkiego wstawania, aby wykonywać durne polecenia swoich krewnych.
– Co jest? – Zapytał ponownie czarnowłosy, posyłając obu dziewczynom lekki uśmiech. Nastolatki spojrzały się na siebie, a na ich twarzach pojawił się iście szatański uśmieszek. To nie wróżyło niczego dobrego, przynajmniej Harry odniósł takie wrażenie.
– Idziesz z nami, Harry – zakomenderowała Avada.
– Dokąd? – zapytał zdumiony.
– Zobaczysz – odparła Hermiona. Po chwili dziewczyny zaczęły iść korytarzem natomiast Harry zrezygnowany ruszył za przyjaciółkami, bo co innego mu pozostało zrobić?
Wędrówka nie była zbyt długa, a gdy dobiegła końca, zatrzymali się przed jakimiś drzwiami. Harry od razu spostrzegł, że w tej części domu jeszcze nie był. Rezydencja Malfoyów była ogromna, a on sam nie zapuszczał się zbyt daleko, mając świadomość, że przebywa tu także Bellatrix Lestrange, czy inni śmierciożercy, którzy tu czasem się zjawiali. Na samą myśl o tej kobiecie wzbierała w chłopaku złość, dlatego Harry wlepił wzrok w swoje przyjaciółki, które były wyjątkowo rozradowane. Avada, celowo zapominając o pukaniu, co było jej nawykiem otworzyła drzwi, przed którymi się znaleźli, a ona i Hermiona weszły do środka. Nim Harry przekroczył próg za nimi, usłyszał znajomy głos. Głos, którego mimo wszystko raczej wolał nie usłyszeć, jednak za późno było, aby się wycofać, bowiem został zauważony.
– Cześć dziewczyny… Potter?! – wykrzyknął nastolatek, gdy ujrzał Gryfona. Pojawienie się czarnowłosego widocznie wywołało w nim poirytowanie, czemu Harry wcale się nie dziwił. Potter rozejrzał się dookoła, aby zlokalizować źródło głosu. Na prawo od drzwi znajdowało się ogromne łóżko, na którym wygodnie siedział Ślizgon z książką w ręku, która po chwili została zamknięta z trzaskiem.
– Malfoy – przywitał się krótko, Harry. Nie podobało mu się, że jego przyjaciółki przywlekły go do tego arystokratycznego dupka. Nienawidzili się od pierwszej klasy. Oczywiście Harry miał świadomość, ż prędzej czy później na pewno dojdzie do konfrontacji pomiędzy nimi, jednak wolałby, aby nastało to później.
– Co ty… – zaczął chłopak, jednak nie było dane mu skończyć. Malfoy oczywiście wiedział, że Potter przebywa w jego domu, jednak obydwaj starali się nie wchodzić sobie w drogę.
– Ich zapytaj – przerwał Ślizgonowi, wskazując głową na przyjaciółki. – Przywlekły mnie tu, nie pytając o zdanie i nie mówiąc nic na temat tego gdzie idziemy. A o przerwaniu mego snu nie wspomnę! – stwierdził, zakładając ręce na piersi i udając naburmuszonego, co tylko bardziej rozbawiło Hermione i Avadę.
Blondyn zaśmiał się, odrzucając na bok trzymaną w ręku książkę.
– To w ich stylu – odparł z lekkim rozbawieniem Malfoy, mierząc wzrokiem obie dziewczyny. Czyżby chłopak miał tak dobry humor?
– Hermiona, którą znam, nie ucieka się do dziwnych zagrywek – rzucił Harry, jednak w jego tonie nie było ani grama złości. Jedynie spojrzał wymownie na dziewczynę, która przewróciła oczami, natomiast Avada zachichotała.
– Chyba kilka rzeczy się w niej zmieniło – stwierdził Draco, spoglądając na Harry’ego. Żaden z nich nie zauważył, że dziewczyny wymieniły miedzy sobą znaczące spojrzenia. Ani Harry, jak i Draco nie wiedzieli, że wszystko idzie zgodnie z planem dziewcząt.
Harry natomiast bardzo się zdziwił zachowaniem Dracona. Do tej pory zawsze się wyzywali i kpili z siebie nawzajem. A teraz Malfoy nie odnosił się do niego tak wrogo jak to zwykle czynił, a nawet rozmawiał całkiem normalnie. Przynajmniej do tej pory, przez tę krótką chwilę
– No czekamy na wyjaśnienia, dziewczęta – ponaglił Malfoy spoglądając to na jedną, to na drugą. Nie podobały mu się ich dziwne uśmieszki i zbyt zadowolone miny. Nie był głupcem, dostrzegł, że coś się świeciło.
– Oj Bystry, nie gorączkuj się tak – odparła wesoło Avada posyłając przyjacielowi promienny uśmiech. – Na wszystko przyjdzie czas.
– Bystry? – Zapytał Harry z rozbawieniem, słysząc to jak jego przyjaciółka nazwała Ślizgona. Chłopak z trudem opanował śmiech słysząc, jak Avada się do niego zwróciła.
– Potter, nawet nie pytaj – odparł Draco ze spokojem, jednak nie był zły. – To nie twój interes – dodał.
– Dobra, Avado, Hermiono, po co mnie tu, do niego ściągnęłyście? – zapytał w końcu Harry.
– No chłopaki, czy to nie jest oczywiste? – żachnęła się Hermiona, sugestywnie przewracając oczami. Dziewczyna odrzuciła swe bujne loki za ramiona i obrzuciła swych przyjaciół politowanym spojrzeniem.
– Nie – odparli obydwaj nad wyraz zgodnie, a potem spojrzeli na siebie zdumieni.
– Więc już wyjaśniamy – rzekła szybko Avada, widząc tę sytuację i wykorzystując fakt, że Gryfon i Ślizgon jeszcze nie skoczyli sobie do gardeł, co według panny Lestrange miało się stać, gdy tylko siebie ujrzą. – Wpadłyśmy z Hermioną na pomysł tak genialny, że aż brak nam słów! – Zaczęła podniosłym tonem.
– Skromnością nie grzeszycie – stwierdził ironicznie Harry.
– To samo pomyślałem – mruknął Malfoy pod nosem, jednak na tyle głośno, iż reszta go usłyszała.
– Cóż doszłyśmy do wniosku, że musicie się pogodzić – oznajmiła prosto z mostu Hermiona, kończąc gierki słowne.
– CO!? – wykrzyknęli obaj, natomiast dziewczyny znów się zaśmiały, widząc iż Ślizgon i Gryfon zareagowali dokładnie tak samo.
– Oszalałyście chyba!
– Dobra, Draco, nie zaczynaj – powiedziała Avada. – Weźcie się ogarnijcie i zachowujcie się jak dorośli. Obaj. Po tej samej stronie jesteście w końcu, no nie? Poza tym nie macie wyjścia – dodała. – Uczę go oklumencji i musisz mi pomóc. Dobrze wiesz, że jesteś w tym lepszy niż ja – dodała, zwracając się do Malfoya.
– Żartujesz? – zapytał Harry. – Malfoy ma mi wchodzić do głowy?
– Snape nie może się tym zająć? – zapytał Malfoy, ignorując wypowiedź Harry’ego i jego wyraźne niezadowolenie.
– Nie może – odparła Avada stanowczo. 
Żaden z nich nic na to nie odpowiedział, ale przynajmniej obaj ucichli. Przez kolejne kilkanaście sekund trwała całkowita cisza.
– O co wy się właściwie kłóciliście? – zapytała z ciekawości panna Riddle.
Chłopcy spojrzeli się na siebie nie wiedząc, co odpowiedzieć, więc cisza trwała jeszcze przez kolejną chwilę. Została przerwana dopiero wybuchem śmiechu ze strony dziewczyn.
– Głupio się przyznać, czy nie pamiętacie?
Harry i Draco wymienili spojrzenia.
– To przypadkiem nie chodziło o to, że odrzuciłem twoją przyjaźń i wybrałem Weasleya? – Zapytał Harry, nagle sobie przypominając zdarzenie z pociągu, gdy po raz pierwszy wybierał się do Hogwartu kilka lat temu. Malfoy zmierzył Pottera wzrokiem, jakby się zastanawiał nad jego słowami. 
– Rzeczywiście – potwierdził spokojnie Malfoy. – Przypomniałem sobie. Wolałeś tego zdrajcę krwi Weasleya, a ja nie mogłem się z tym pogodzić – rzekł arystokrata, przyznając rację czarnowłosemu. – Nikt nie odmawia Malfoyom! – dodał z oburzeniem. – I wyśmiewaliście się z mojego imienia. 
– To Ron się z ciebie wyśmiewał. – sprostował Potter. – Byłem głupi, że wybrałem Weasleya – stwierdził Harry, czym zaskoczył Dracona. Widocznie Hermiona nie powiedziała Malfoyowi o zdradzie Rona.
– Nie wierzę, że to usłyszałem – stwierdził Malfoy, spoglądając na Pottera z szokowanym wyrazem twarzy.
– Może kiedyś się dowiesz czemu – rzucił beztrosko Potter, spodziewając się, że prędzej, czy później na pewno Malfoy pozna ten fakt.
– Może warto to naprawić – rzekł Ślizgon. Po chwili wstał i podszedł do Harry’ego wyciągając swoją rękę w jego stronę na zgodę. – Zgoda, Potter?
Harry spojrzał się na blondyna z niedowierzaniem, ale uścisnął jego dłoń.
– Zgoda, Malfoy – potwierdził Harry. Draco skrzywił się nieco.
– Daruj sobie tego Malfoya, Potter – odparł. – Normalni ludzie mówią na mnie; Draco.
– Chciałeś powiedzieć „Bystry” – stwierdziła Avada.
– Mówiłem o normalnych ludziach, Av – odparł, posyłając jej rozbawione spojrzenie. 
– Ty też sobie daruj te nazwisko, za często je słyszę – stwierdził Harry, zwracając się do Malfoya.
– Ty, to jesteś takim cichym Szatanem, Harry – rzekła Avada i cicho zachichotała.
– Wolę nie wiedzieć, skąd ci się to uroiło – odparł Harry.
– Nie ważne – mruknęła córka Czarnego Pana. Po chwili Hermiona i Avada uśmiechnęły się do siebie i przybiły sobie piątkę
– Misja wykonana – rzekła uradowana Avada, bowiem udało dokonać się im rzeczy niemożliwej; pogodzić ze sobą Harry’ego Pottera i Dracona Malfoya. 

***

Kolejne dni wakacji przeminęły tak szybko jak i poprzednie. Młodzież, która przebywała w dworze Malfoyów praktycznie cały czas obijała się, gdyż nie mieli nic specjalnego do roboty. Byli młodzi, więc rzadko powierzano im jakieś konkretne misje. Chyba, że w Hogwarcie lub tak jak w przypadku Avady w Durmstrangu, gdzie uczęszczała do tej pory.

Harry na polecenie Czarnego Pana, zaczął porządnie przykładać się do nauki nad oklumencją, która powoli stawała się całkiem prosta do opanowania, dzięki Avadzie i Draconowi, którzy byli jego nauczycielami, choć nadal sprawiała mu trudności. Musiał to opanować, by nikt nie wdarł się do jego umysłu i nie dowiedział się, po której stronie Harry Potter tak naprawdę się opowiedział, a przecież Dumbledore był zdolny do wszystkiego. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.

Między Harry’m Potterem, a córką Voldemorta pojawiła się duża zażyłość, przez co w krótkim czasie stali się sobie jeszcze bliżsi niż przedtem. Wydawałoby się jakby znali się już od wielu lat, a nie zaledwie kilka tygodni. Harry wierzył, iż uda mu się utrzymać przyjaźń z Avadą. Natomiast Malfoy i Potter z całego serca starali się nie sprzeczać o głupoty, ale obrażali się dosyć często w formie docinków, lecz na tym zazwyczaj się kończyło. Obaj starali się poprawić swoje dotychczasowe relacje. Szło im z różnym skutkiem, jednak jak na razie udawało im się dogadać. Godzinami potrafili rozmawiać o quidditchu, a także bardzo często wygłupiali się razem z dziewczynami, choć i drobne sprzeczki między nimi wciąż się zdarzały. Czasem dołączał do nich także jeden z kumpli Bystrego, a mianowicie Teodor Nott, który dość często tu wpadał. Z nim także Harry zdołał się trochę zakolegować. W końcu, akurat z tym chłopakiem, mimo że należał do domu Węża nigdy się nie kłócił. Młody Potter musiał przyznać się przed samym sobą, że wcale nie było tutaj tak źle, a przynajmniej nie miał, na co narzekać. Czuł się tutaj dużo lepiej niż u Dursley’ów, natomiast Voldemorta więcej nie spotkał, choć niepokoiła go ta cisza z jego strony. Wiedział też, że Dumbledore na pewno zachodzi w głowę, gdzie Harry się podział, jednak ten się tym nie przejmował. Chłopak był bardzo ciekawy reakcji dyrektora, po tym jak nie pojawił się na Privet Drive. Na tę myśl czarnowłosy poczuł ogromną satysfakcję. W końcu udało mu się wyłamać spod mocy tego zakłamanego starca.

Harry, Hermiona, Draco i Avada leżeli wygodnie na trawie pod wysokimi świerkami w ogrodzie Malfoyów, które rzucały ogromny cień, ofiarowując im tak bardzo upragniony chłód. Pogoda była przednia, a młodzież wykorzystywała ten fakt i rozkoszowali się nią, przebywając na dworze.

Panna Lestrange, jak to zwykle miała w poczynaniu, wzięła się za jakieś grube tomisko i zawzięcie czytała nie zwracając na nic i na nikogo uwagi, co było dla niej typowe. Hermiona kochała książki i wszystkich goniła ciągle do nauki, jakby nauczyciele tego nie robili przez cały czas. Natomiast Avada z nudów lewitowała mrówki, obijając nimi często o pień drzewa, co było dość okrutnym zachowaniem, wobec owych zwierząt, jednak nastolatka była śmierciożerczynią i córką Voldemorta, zadawanie krzywdy innym było dla niej czymś normalnym. Draco ze znudzeniem przyglądał się temu, co robi jego czarnowłosa przyjaciółka, natomiast Harry po prostu wpatrywał się w niebo, obserwując niewielkie, białe chmury, które co jakiś czas pojawiały się na tle błękitu.
– Wie ktoś, kiedy wróci Cathy i Matt? – Zapytał ze znudzeniem Draco, kierując swe słowa do przyjaciółek. Na jego pytanie zareagowała jedynie czarnowłosa dziewczyna, która jednak nie zaprzestawała wykonywania swej czynności. Nie zauważył, że Harry ożywił się, słysząc imię swej siostry.
– Ojciec dał im tydzień, ale coś musiało ich zatrzymać – odpowiedziała Avada, zerkając na przyjaciela.
– Chyba nic im się nie stało? – zapytał Draco.
– Draco, czyś ty oszalał? – zapytała Hermiona, odrywając wzrok od lektury. Nikt nigdy nie wiedział jak dziewczyna to robiła. Siedziała po uszy w świecie książki, a jednocześnie miała świadomość, co wokół niej się dzieje. – Poradzą sobie – dodała, ale w jej głosie także pobrzmiewała lekka nuta zmartwienia.
– Nudno bez nich – mruknął Malfoy z niezadowoleniem. Chłopak tęsknił za przyjacielem oraz siostrą Harry’ego, z którą się wychowywał od dzieciństwa. 
Czarnowłosy posłał Ślizgonowi pytające spojrzenie. Wiedział, że Cathy to jego siostra, jednak nie znał wspomnianego chłopaka.
– Kim jest Matt? – zapytał więc czarnowłosy, jednak nie od Malfoy’a uzyskał odpowiedź, której oczekiwał.
– Może niech Hermiona ci powie – rzucił jedynie blondyn, posyłając znaczące spojrzenie kuzynce. Harry popatrzył się najpierw na jedno, potem, na drugie, niczego nie rozumiejąc, a do jego uszu dobiegł chichot Avady. Hermiona westchnęła przeciągle, odgarniając z twarzy niesforne loki i obrzuciła blondyna spojrzeniem.
– Jesteś okropny, wiesz Draco? – rzekła z lekkim oburzeniem dziewczyna. 
– Wiem, Hermiono. I jestem z tego dumny – odparł z satysfakcją Malfoy, szczerząc do niej zęby. Harry natomiast nie wiele rozumiał z tej dziwnej wymiany zdań.
– Matt Snape to syn profesora, Harry – odpowiedziała brązowowłosa na pytanie zadane wcześniej przez czarnowłosego. – Czasami wpada do Malfoya – dodała, na co Draco i Avada popatrzyli znacząco na Hermionę.
– Matt Snape? To ten z naszego roku? – Spytał, Harry, gdy skojarzył chłopaka. W życiu nie podejrzewałby, że jest on synem ich nauczyciela. Oczywiście wiedział, jakie nazwisko nosił nastolatek, ale nie zwrócił wcześniej na to większej uwagi. Sądził, że to tylko zwykła zbieżność nazwisk, ot czysty przypadek. 
– Tak właściwie, to jak to się stało, że Cathy jest u was? – Zapytał okularnik, zmieniając nagle temat. Bardzo ciekawiła go ta kwestia, jednak nikt nigdy o tym nie wspominał. Już sama wiadomość o tym, że Harry miał siostrę wzbudziła w nim wielką radość, jednakże dowiedział się od Syriusza, że dziewczyna przepadła. Na początku było mu ciężko, ale z bólem serca pogodził się z tym, lecz kiedy przyjaciele potwierdzili jego domysły, zakiełkowała w nim nowa nadzieja, że jednak nie jest na tym świecie sam. Od tamtego czasu nadaremno próbował poruszyć temat Catherine, lecz nie dowiedział się zbyt wiele. Jedynie Avada uchyliła mu nieco rąbka tajemnicy i wyjawiła, że wygląda jak młodsza kopia Lily Evans, ale to wciąż było mało! Jednak Harry pocieszał się myślą, że niedługo będzie mógł ją zobaczyć na własne oczy. Będzie znał swoją siostrę naprawdę, a nie z historii i błahych wzmianek reszty. Wydawało mu się to dość dziwaczne, bowiem nigdy nie miał rodzeństwa, czy tak bliskiej rodziny, a jednak Harry nie mógł doczekać się, aż ją wreszcie spotka.
– Najlepiej niech Cathy sama ci opowie, Potter. Twoja siostra wróci niebawem – powiedział jasnowłosy tajemniczo, jak gdyby robił mu jakąś łaskę. Choć Harry i Draco byli pogodzeni, nadal nie zawsze odnosili się do siebie całkowicie poprawnie. Ponadto Draconowi bardzo schlebiał fakt, że doskonale znał Catherine, w przeciwieństwie do jego brata, o co czasami droczył się z Harry’m, w formach żartu.
– Od was to można się czegoś dowiedzieć – zironizował Harry, przewracając oczami. Przyjaciele wybuchnęli gromkim śmiechem, ale tylko bliznowaty pozostawał niewzruszony. – Zwłaszcza od ciebie, Bystry – mruknął Harry.
Żadne z nich nie zwróciło uwagi, jak w ich stronę sprężystym krokiem kieruje się nowy przybysz. Był to dość wysoki jak na swój wiek, czarnowłosy chłopak o ciemnych jak węgiel oczach, w których tańczyły wesołe iskierki.
– No witam wszystkich! – zawołał entuzjastycznie nastolatek, na widok swoich przyjaciół, których nie widział już od kilku dni, lecz wydawałoby się, że minęło mnóstwo czasu. – Co tu tak wesoło? Beze mnie? – Dodał niby obrażonym tonem.
Jako jedyna, Hermiona zamarła w bezruchu, zaczynając uważne oględziny chłopaka. Wytrzeszczyła oczy, w których pojawiły się radosne iskierki, co trafnie dostrzegła reszta grupy. Odrzucając książkę na bok zerwała się na równe nogi, po czym podbiegła do czarnowłosego.
– Matt! – krzyknęła radośnie Hermiona i rzuciła się chłopakowi na szyję, który mimowolnie objął ją w talii i głośno się zaśmiał na poczynania szatynki.
– Ona rzuciła książką! – powiedział Harry, nie mogąc pojąć tego czynu. Przecież to Hermiona! To było do niej wyjątkowo niepodobne. Hermiona, którą znał Harry, nigdy nie rzucała książkami.
W tym czasie, gdy Harry przebywał w szoku, Malfoy posłał Avadzie wymowne spojrzenie.
– Jaka radość – mruknął Draco do dziewczyny. Avada uśmiechnęła się na widok Hermiony, która zawzięcie opowiadała coś chłopakowi, który z radosnym uśmiechem na twarzy próbował dokładnie wsłuchać się w jej paplaninę.
– Kilka dni się nie widzieli, a witają się, jakby minęły całe wieki – odparła czarnowłosa, kręcąc głową z dezaprobatą, lecz z jej twarzy nie schodził uśmiech. Tak naprawdę cieszyła się ze szczęścia swych przyjaciół.
– Mam dziwne wrażenie, że o czymś nie wiem – zauważył Harry poskramiając chwilowy szok, gdy dotarł do niego sens słów owej wymiany zdań córki Voldemorta i jasnowłosego chłopaka.
– Są parą – poinformował Bystry i wszystko nagle stało się jasne. – Hermiona chyba zapomniała ci o tym powiedzieć.
Kiedy Matt i Hermiona oderwali się od siebie, Snape przywitał się z pozostałymi, zatrzymując dłużej wzrok na Harry'm.
– Widzę, że wreszcie przejrzałeś na oczy, Potter – powiedział, zbliżając się do bliskiego przyjaciela swojej dziewczyny. Potem oboje z Hermioną usiedli przy nich.
– Skoro tak uważasz – odparł Harry.
Po tej krótkiej wymianie zdań, Matt zaczął z przekonaniem opowiadać, o niektórych fragmentach z misji. Harry zauważył, że Hermiona wstrzymywała oddech, kiedy Snape wspomniał o dużych pająkach. Chłopak dostrzegł także, że dziewczyna nie odstępowała Matta ani na krok. Harry bardzo się cieszył, że jego przyjaciółka wreszcie sobie kogoś znalazła i jest szczęśliwa. Choć było mu odrobinę przykro, iż o niczym mu nie powiedziała.
– A gdzie jest Cathy? - spytał nagle Malfoy, przerywając opowieść przyjaciela. Harry’ego też bardzo ciekawiła ta kwestia, jednak nie pytał. Matthew umilkł, po czym na jego twarzy wkradł się ironiczny uśmieszek ku zdezorientowaniu reszty towarzystwa.
– A co stęskniłeś się, Bystry? – usłyszeli nagle rozbawiony, dziewczęcy głos.
Harry gwałtownie poderwał głowę, poszukując źródła tego dźwięku. Niedaleko nich, za Malfoy’em stała piękna, rudowłosa dziewczyna z cwanym uśmieszkiem na twarzy. Zielone oczy z rozbawieniem wpatrywały się w zdezorientowanego jasnowłosego chłopaka. Jego siostra tu jest! Czy to aby na pewno nie jest jakiś sen, czy inna, dziwna imaginacja?
Dziewczyna spojrzała po wszystkich po kolei, zatrzymując swój wzrok dłużej na swoim bracie, którego wreszcie dane jej było spotkać. Na jej twarzy wykwitł uśmiech jeszcze radośniejszy niż wcześniej.
– Harry – powiedziała cicho nastolatka, ciesząc się, że wreszcie ma go tutaj, przy sobie. Catherine do tej pory widywała brata jedynie w gazetach o raz słuchała opowieści Hermiony i Dracona, chcąc dowiedzieć się jaki jest. Widziała go jedynie raz, z daleka podczas walki w Ministerstwie, jednak wtedy nie mogła mu się ujawnić, choć tak bardzo chciała.
Harry wstał, w skupieniu obserwując siostrę. Była młodszą kopią jego... ich rodzicielki, która widział we wspomnieniu. Posiadała kasztanowe włosy i zielone oczy, które były takie same, jak u Harry'ego, choć może błyszczały nieco bardziej niż u Lily z retrospekcji. Była pół głowy niższa od niego. Avada nie okłamywała go, mówiąc mu o jej wyglądzie. Dziewczyna również wpatrywała się w Harry'ego. Tak długo czekała na chwilę, w której wreszcie będzie mogła poznać swego bliźniaka.
Harry, nie ociągając się podszedł do siostry, mierząc się uważnymi spojrzeniami jeszcze przez kilka sekund. Catherine ku zaskoczeniu chłopaka, tak po prostu wtuliła się w niego. Potter nie spodziewał się takiej otwartości z jej strony, więc niezgrabnie objął rudowłosą. I na jego twarzy szybko zagościł uśmiech. Przecież Harry tak bardzo pragnął poznać swoją siostrę.
– Tęskniłam za tobą, Harry – zaśmiała się ze swojej inteligentnej wypowiedzi.
– Ja za tobą też, Catherine – powiedział chłopak szczerze. Przecież pragnął zobaczyć siostrę, odkąd tylko dowiedział się o niej od Syriusza, kilkanaście miesięcy temu. 
Reszta poszła w ślad za Potterem i całe towarzystwo również podniosło się ze swych miejsc.
– Chodźcie – mruknęła Avada, otrzepując się z trawy. – Niech pogadają ze sobą.

Na jej znak wszyscy się ulotnili, pozostawiając rodzeństwo samym sobie, aby mogli spokojnie porozmawiać. Mieli przecież tyle lat do nadrobienia. Natomiast Harry i Catherine rozsiedli się na trawie i z ogromnym zapałem zaczęli rozmawiać, nawet nie spostrzegając, jak szybko mijał im czas, podczas którego mogli cieszyć się swoim towarzystwem.

Publikacja rozdziału trochę mi się przedłużyła, a nawet bardziej niż trochę. Nie wiem kiedy będzie następny, bo pracuję i mam niewiele wolnego czasu, ale gwarantuję, że pojawi się szybciej, niż ten :) A co sądzicie o tym?