Betowała: Teina
Harry tym razem nie miał chęci iść do Pokoju Wspólnego od razu po uczcie powitalnej, dlatego najpierw postanowił zrobić sobie spacer po zamku, w którym nie był przez tak wiele tygodni. Wędrował opustoszałymi korytarzami i pogrążył się w przeróżnych myślach. Jednak w końcu postanowił zakończyć swoją wędrówkę i skierować się do Pokoju Wspólnego. Gdy już się znalazł w dormitorium, w którym znajdowali się pozostali mieszkańcy, spotkała go niezbyt miła niespodzianka w postaci Ronalda Weasleya, który postanowił sobie, że będzie z niego drwił.
– No proszę, widzę, że przyjaciel śmierciożerców raczył się wreszcie pojawić wśród normalnych ludzi! – zakpił Ron, gdy tylko Potter przekroczył wejście do ich wspólnego dormitorium. Chłopak spojrzał z zaskoczeniem na byłego przyjaciela, ponieważ jeszcze kilka godzin temu zabiegał o jego przyjaźń, a teraz jawnie z niego szydził. Weasley myślał, że Harry puści to mimo uszu, lecz nie wiedział, jak bardzo się mylił. Potter obrzucił Gryfona uważnym spojrzeniem, a potem uśmiechnął się ironicznie; chyba udzieliło mu się zbyt długie towarzystwo Ślizgonów.
– Naprawdę, Weasley? A wiewiórki zaczęły już zbierać orzechy na zimę? – zapytał znudzony, obserwując, jak na twarzy dawnego przyjaciela pojawia się wściekłość. Nic sobie nie robiąc z obecności Weasleya, podszedł do swojego kufra. Jeżeli któryś z ich współlokatorów nadal miał wątpliwości co do rozpadu wielkiej przyjaźni, to teraz się ich pozbył.
– Neville, jak wakacje? – spytał Harry, odwracając się przez ramię i ignorując wściekłe spojrzenie rudzielca, który pewnie myślał nad jakąś ripostą. Młody Potter postanowił, że Rona będzie po prostu postponował; nie był jego jedynym przyjacielem w Gryffindorze.
– W porządku – odparł wesoło Longbottom. – A jak twoje, Harry? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
– Też w porządku – odparł Harry obojętnie, po czym zabrał się za rozpakowywanie rzeczy ze szkolnego kufra. Uśmiechnął się pod nosem; dobrze było tu wrócić, to Hogwart już od lat był jego domem.
– Widzę, że wakacje ze śmierciożercami uważasz już za normalne – wtrącił Ron, doprowadzając powoli Pottera do szewskiej pasji. On nigdy mu nie odpuści! Harry przerwał wykonywaną czynność i stanął prosto, odwracając się w kierunku byłego przyjaciela. Obrzucił rudowłosego zirytowanym spojrzeniem. Naprawdę miał dobre chęci, aby go zignorować, ale Ron wyjątkowo go denerwował.
– Weasley, tak z łaski swojej wyjaśnij mi, o co ci do jasnej cholery chodzi?! – warknął, mając już byłego przyjaciela powyżej uszu. – Kilka godzin wcześniej robiłeś wszystko, żeby odciągnąć mnie od Ślizgonów, a teraz chcesz mieć we mnie wroga? Mścisz się za to, że cię olałem dla nich? Zresztą zasłużenie, bo zniszczyłeś naszą przyjaźń przez to szpiegostwo dla Dumbledore’a – wygarnął mu nastolatek.
Rudzielec pokręcił głową z niesmakiem. Zupełnie jakby słowa Harry’ego były nieprawdą! On nie widział tego w ten sposób.
– To ty wszystko zniszczyłeś, Harry – stwierdził Weasley oskarżycielskim tonem. – Zacząłeś zadawać się z tymi niczego niewartymi śmierciożercami! A to niby, gdzie byłeś przez te całe wakacje, jak nie z nimi? U Malfoya? A może u tej całej Riddle, co? – dopytywał się Ron bez żadnych skrupułów. Potter zacisnął dłonie w pięści, po czym z całej siły woli powstrzymywał się, aby nie rzucić się na Weasleya. Obydwaj też przestali zwracać uwagę na przebywających w pomieszczeniu Neville’a, Deana i Seamusa, którzy z uwagą obserwowali tę niezwykłą wymianę zdań, nieprzywykli do tego, że ta dwójka się kłóci.
– Ron, czy ty rozum postradałeś? Chyba nie sugerujesz, że przyłączyłem się do Voldemorta? – zapytał chłopak. Irytacja nie opuszczała go nawet na moment. – Przyjaźnię się ze śmierciożercami, też coś! – warknął Harry. Nie mógł dać po sobie poznać, jak blisko prawdy jest Gryfon.
– Tak, a Avada Riddle nazywa się tak przez przypadek – wtrącił sarkastycznie rudowłosy. – I jeszcze Hermiona…
– Nic o niej nie wiesz, Weasley – zdenerwował się nastolatek. – Zostaw Avadę w spokoju. A Hermiona, ona… – urwał, nie chcąc mu nic na ten temat mówić. – Poza tym, to ty zniszczyłeś naszą przyjaźń, donosząc na mnie przez cały ostatni rok! Chyba o tym nie zapomniałeś, co? – przypomniał mu chłopak, na co twarz Weasleya przybrała barwę jego włosów. – Jesteś zwykłą, nic niewartą, kłamliwą szumowiną! – Po jego wypowiedzi zapanowała krótka cisza. Pozostali chłopcy obecni w pomieszczeniu spoglądali to na jednego, to na drugiego, nie wiedząc, czy mają jakoś zareagować na to, co się działo, czy nie. Potter już myślał, że wygrał z Ronem tę krótką wymianę zdań i odpuścił sobie, lecz po chwili w dormitorium ponownie rozbrzmiały kolejne obelgi z jego ust.
– Mów sobie, co chcesz, ale i tak ci nie wierzę, podły zdrajco! – Harry myślał, że nie wytrzyma. Zastanawiał się, czy do jego pustej mózgownicy kiedykolwiek coś dotrze.
– Oczywiście! Od razu pobiegłem do Voldemorta i pozwoliłem wytatuować sobie Mroczny Znak na ramieniu – stwierdził. – Wiesz, Hermiona i Avada pomogły mi dostać się na audiencję, bo Tom jest bardzo zajęty zabijaniem mugoli – kontynuował chłopak tym samym tonem. – Piękny znak, nieprawdaż? – zapytał Harry i odsłonił przed nim przedramię, na którym oczywiście niczego nie było.
– Możesz mówić sobie, co chcesz, Harry – stwierdził Weasley. – Pozostaniesz zdrajcą!
– Odezwał się! – Prychnął pogardliwie nastolatek. Nie miał zamiaru powtarzać mu, że zdradził, obaj o tym wiedzieli i nic nie sprawi, aby Potter wybaczył Weasleyowi ten haniebny czyn, nawet jeżeli tamten by tego pragnął.
– Po co więc zadajesz się z Malfoyem i córką Voldemorta? A Hermiona? Co się z nią stało. I jeszcze ta twoja siostra! Gdzie była przez tyle lat?!
– Zamilcz, Weasley! – powiedział głośno Harry, gdy dostrzegł, że tamten już otwierał usta, aby zadać kolejne pytania, bądź wypowiedzieć następne oskarżenia. – Nie zamierzam się już dzisiaj z tobą kłócić. Uważaj jedynie, żeby w nocy nie wymsknęła mi się przypadkiem jakaś Avada Kedavra w twoim kierunku – dodał z ironią, po czym po tych słowach wyszedł wściekły z dormitorium, głośno trzaskając drzwiami.
***
W tym samym czasie, wiele kilometrów od magicznej szkoły, odbywała się pewna, ważna rozmowa. Gdyby nie to, że Severus Snape, który od wielu lat był jego szpiegiem, przekazał ową wiadomość z Hogwartu, Lord Voldemort nie miałby możliwości, aby jego plan sprzed kilku lat zadziałał. Wystarczyła jedna rozmowa, aby to, co nie udało się kilka lat temu, mogło powieść się teraz…
Czarny Pan nadal przesiadywał w swoim gabinecie, w domu jednego ze swych wiernych śmierciożerców, nagle do pomieszczenia wkroczył Mistrz Eliksirów z ważnymi wiadomościami, których się nie spodziewał nawet w najśmielszych snach.
– Mój panie – rzekł nauczyciel eliksirów, kłaniając się nisko przed Lordem, który spoglądał na niego wyczekująco. – Przynoszę wieści, które powinny cię zainteresować – oznajmił Severus, wzbudzając ciekawość Voldemorta.
– Czego się dowiedziałeś, Severusie? – zapytał chłodno Czarny Pan. Lustrował Snape’a wzrokiem, jakby chciał odczytać coś z jego mimiki, jednak oblicze Severusa jak zawsze było nieprzeniknione. Nauczyciel zaczął jednak szybko zdawać relację z pierwszego dnia w Hogwarcie.
– Dumbledore wcisnął nam kolejną bajeczkę, panie. Kamień Filozoficzny nie mógł zostać zniszczony, ponieważ Nicholas Flamel nadal żyje i z tego, co widziałem, ma się bardzo dobrze – wyjaśnił Mistrz Eliksirów bezbarwnym głosem. – Objął stanowisko nauczyciela historii magii. Po co Dumbledore go sprowadził do szkoły, nie mam pojęcia.
– Dlaczego dowiadujesz się o tym dopiero teraz? – zapytał chłodno Voldemort, przyswajając sobie informacje, które właśnie usłyszał. – Podobno Dumbledore ci ufa.
– Jestem pewien, że nadal cieszę się jego zaufaniem, panie – zapewnił gorliwie Snape. – Nie znam powodów Dumbledore’a, jednak podczas rozmowy z Minervą odniosłem wrażenie, że ona o wszystkim wiedziała, prawdopodobnie jako jedyna z grona pedagogicznego.
– Musisz jak najszybciej dowiedzieć się, po co Dumbledore’owi Flamel w Hogwarcie, to bardzo poważna sprawa – powiedział Czarny Pan, jakby się nad czymś zastanawiając. – Musi mieć jakiś powód – dodał, choć bardziej do siebie, niż do mężczyzny, z którym rozmawiał. – Jeżeli to wszystko, możesz odejść, Severusie – rzekł chłodno Lord. Śmierciożerca pokłonił się przed swym panem, po czym posłusznie opuścił pomieszczenie, powracając do Hogwartu.
Natomiast myśli Czarnego Pana pędziły jak oszalałe, a w jego biegłym umyśle krystalizował się plan, który dawniej miał posłużyć mu do osiągnięcia nieśmiertelności. Wiedział, że Flamel najprawdopodobniej nie mógł zniszczyć Kamienia Filozoficznego, i dostrzegł swoją kolejną szansę. Przeczuwał, że tym razem mu się powiedzie. Kto może mu teraz przeszkodzić? Harry Potter? Tego nie zrobi. W jego głowie tworzył się plan. Ten sam, który miał powieść się kilka lat temu, ale przez kolejne kłamstwa Dumbledore’a nie było nawet cienia szansy na jego realizację. Tym razem nic mu już nie przeszkodzi. Nic i nikt. Lord Voldemort wiedział o tym doskonale.
***
Jeszcze tego samego dnia nastał ciepły, niemal bezchmurny wieczór, a jasny księżyc wpadał do środka zamku przez okna, rozwiewając mroki nocy. Niebawem miała zapaść cisza nocna, dlatego hogwarckie korytarze były prawie całkowicie opustoszałe. Niemal wszyscy uczniowie przebywali już w swych Pokojach Wspólnych albo do nich zmierzali. Rzadko się zdarzało, aby ktoś wyściubiał nos ze swego dormitorium po zmroku, choć i takich także nie brakowało.
Na jednym z nich, który był najmniej uczęszczanym przez uczniów szkoły, o ścianę opierała się jedna z uczennic piątego roku. Nastolatka rozglądała się to w jedną stronę, to w drugą. Nerwowo wystukiwała palcami o ścianę jakąś nieznaną sobie melodię i zerkała na korytarz. Dobry obserwator spostrzegłby, że dziewczyna ewidentnie na kogoś czekała, bo tak w istocie było.
Nastolatka była średniego wzrostu i miała długie, proste, rude włosy, a także jasnoniebieskie, duże oczy okolone gęstymi rzęsami. Na jej twarzy znajdowało się mnóstwo piegów, które dodawały jej jeszcze większego uroku. Dzięki naszywce na szacie można było stwierdzić, że nastolatka była uczennicą domu Godryka Gryffindora.
Po kilku minutach oczekiwań, które dla dziewczyny wydawały się wiecznością, na korytarzu pojawiła się kolejna postać. Był nim wysoki chłopak, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, zauważając, że rudowłosa już na niego czekała. Dobry obserwator zapewne zauważyłby zielono-srebny krawat pod szyją, co oznaczało, iż chłopak należy do Slytherinu. Swoimi szarymi oczami przez chwilę spoglądał bacznie na Gryfonkę. W końcu podszedł do niej, dzięki czemu ona również go spostrzegła. Dziewczyna posłała mu promienny uśmiech, a chłopak automatycznie go odwzajemnił. Według niego tylko ona potrafiła uśmiechać się tak wyjątkowo. Ślizgon podszedł bliżej i porwał drobną nastolatkę w objęcia, odrywając od ziemi i okręcił się z nią wokół osi, na co dziewczyna roześmiała się perlistym śmiechem i przytuliła do ciemnowłosego.
– Tęskniłam za tobą – powiedziała na wstępie, a potem na jej wargach znów zaigrał lekki uśmiech. – Nie mogłam znaleźć cię w pociągu.
– Ja też, Rudzielcu – zapewnił radośnie nastolatek, napawając się obecnością swojej dziewczyny, a potem z powrotem postawił ją na ziemi. – Przez całe wakacje o tobie myślałem. – powiedział ucieszony, a potem nagle sprawił wrażenie bardziej poważnego.
– Coś się stało? – zapytała zatroskana Gryfonka dostrzegając zmianę w zachowaniu swojego ukochanego.
– Musimy poważnie porozmawiać – oznajmił bezbarwnym głosem. Dziewczyna nagle zbladła. Przez jej twarz przemknął cień strachu. Nastolatek trafnie odczytał reakcje swojej dziewczyny. Jego ukochana obawiała się najgorszego, jednak on tylko radośnie zaśmiał się z jej miny.
– Spokojnie, nie chcę z tobą zerwać – odparł szybko, przy czym dziewczyna odetchnęła z ulgą. – Lecz sprawa jest równie poważna.
Gryfonka pokiwała głową ze zrozumieniem, chyba się domyślała, o co może chodzić, jednakże nie miała całkowitej pewności.
– Powrót do tematu, który mieliśmy przemyśleć? – spytała spokojniejsza, uśmiechając się zachęcająco. Rozmawiali wtedy o ich poglądach co do wojny wśród czarodziejów. Szczerze mówiąc, dziewczyna zastanawiała się, kiedy jej chłopak znów powróci do tego tematu, albowiem miała już przygotowaną odpowiedź. Dziewczyna już podjęła decyzję.
– Usiądziemy? – zapytała, wskazując nieznacznie w głąb korytarza. Kilka metrów dalej znajdowały się okna, gdzie na niskich parapetach można było usiąść w miarę wygodnie. Chłopak skinął głową, a potem oboje, trzymając się za ręce, powędrowali do wybranego miejsca.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmił. – Mieliśmy oboje sobie to przemyśleć, wiem, że nasze rodziny są po przeciwnych stronach… Ginny… Ja nie miałem wyboru.
Dziewczyna spojrzała na niego z poważnym wyrazem twarzy. Wpatrywała się w swojego chłopaka zaskoczona, a na chwilę jej wzrok powędrował na jego lewe przedramię, choć niczego nie mogła dostrzec przez materiał. Zrozumiała od razu.
– Ojciec zapragnął, abym odwiedził z nim Malfoyów – kontynuował. – Na miejscu powiedział mi, że spotkał mnie zaszczyt, że powinienem być dumny, wiesz, że on mu służy. Nie miałem wyjścia, musiałem stanąć przed Czarnym Panem. Skłaniałem się ku jego stronie, ale nie chciałem jeszcze nosić znaku.
– Więc już jesteś śm…
– Tak – odpowiedział, nie dając jej dokończyć. – Każdy z szóstego i siódmego rocznika, kto ma rodziców śmierciożerców, jest w tej samej sytuacji – dodał, widząc, że jego dziewczyna odpięła guzik przy rękawie koszuli, a potem zaczęła podwijać go do góry. Widocznie musiała zobaczyć go na własne oczy, a Ślizgon nie sprzeciwiał się, przypatrując się jej poczynaniom. Po chwili ujrzała czarny tatuaż, widocznie odcinający się od bladej skóry. Dziewczyna dotknęła go opuszkami palców, jakby nie wierzyła w to, co widziała. – Nie chcę cię stracić, Ginny..
Gryfonka poprawiła jego rękaw, aby zakrywał Mroczny Znak, a potem spojrzała na swojego chłopaka.
– Nie stracisz mnie, Theo – odparła całkowicie poważnie.
– Tylko że... – Chłopak westchnął, chwilę się zastanawiając jak ująć w słowa to, co chce przekazać rudowłosej. – Zdajesz sobie sprawę.... Cholera, jak ci to wyjaśnić… Po prostu nie chciałbym, że gdy przejdzie do walki… Nie chcę, żebyśmy byli po przeciwnych frontach, rozumiesz, co mam na myśli? Nie chcę cię stracić, ale nie chcę cię też do niczego zmuszać… – tłumaczył nieco pokrętnie.
– Doskonale rozumiem, o co ci chodzi – przerwała mu dziewczyna, widząc, jak zamartwiał się o jej los. – Ja też dokładnie to sobie przemyślałam. Wierz mi, miałam na to mnóstwo czasu. Na razie chcę pozostać neutralna najdłużej, jak tylko się da – stwierdziła spokojnie. – Poza tym wiem, co wyprawia Zakon Feniksa, a niby tacy dobrzy – prychnęła. – Byłam w jego kwaterze prawie całe lato w zeszłym roku, a teraz często zebrania odbywały się u nas – wyjaśniała, gdy mimika chłopaka wyrażała niezrozumienie.– Fred i George mają świetne wynalazki, często podsłuchiwaliśmy ich zebrania tak jak rok wcześniej – rzekła z uśmiechem zadowolenia. – Chyba rozumiesz – dodała, na co chłopak skinął potwierdzająco głową, mówiła mu już kiedyś o tym. Natomiast dziewczyna zamilkła, jednakże znów odezwała się po chwili. – Może nie podzielam poglądów Voldemorta, ale jeśli będzie trzeba, przyłączę się do niego – odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Zawsze będę z tobą, bez względu na wszystko.
– Jesteś wspaniała – powiedział chłopak całkowicie szczerze. – Jednak… Nie chcę, abyś musiała stanąć przeciw swojej rodzinie i przyjaciołom. Nie chcę, abyś była do czegoś zmuszona.
– Nie martw się o to – rzekła dziewczyna. – Poradzę sobie – dodała, chociaż gdy pomyślała o bliskich, w jej głosie można było wyczuć smutek.
– Bałem się, że to może nas rozdzielić – wyznał chłopak. – Wiem, jaka czasem potrafisz być uparta i bałem się, że przez to możemy się pokłócić, że to, co jest między nami, się skończy.
– Nigdy bym cię nie zostawiła – zadeklarowała nastolatka. – I nic nas nie rozdzieli.
Między nimi zapadło milczenie. Nie było to jednak milczenie nieprzyjemne i przytłaczające, lecz był to rodzaj ciszy, gdzie dwoje ludzi rozumie się bez słów. Milczenie, w czasie którego obie strony mogą nie mówić godzinami i żadnej z nich nie będzie to przeszkadzać.
– Słuchaj – odezwała się nagle rudowłosa, przerywając ciszę między nimi. Podniosła wzrok i skierowała go w stronę szarych tęczówek swego ukochanego. – Nie uważasz, że najwyższy czas się ujawnić?
Chłopak spojrzał na nią ze zdumieniem. Nie spodziewał się tego pytania, nie teraz. Owszem, pragnął się bardziej afiszować tym, że u jego boku była najcudowniejsza dziewczyna pod słońcem, wreszcie przestać się ukrywać, jakby robił coś, o czym nie powinni wiedzieć inni. Marzył, aby móc otwarcie przywitać się ze swoją dziewczyną rano podczas śniadania, a nie gdzieś w jakimś pustym kącie, tak jak to do tej pory bywało. Ukrywali się przed światem, bo ona nie była na to gotowa. Jej brat wpadłby w furię, gdyby się o wszystkim dowiedział. Bała się reakcji swojej rodziny, dlatego nie naciskał na ujawnienie się. Najważniejsze jednak było to, że byli razem. Ślizgon kochał Gryfonkę i dla niej był gotów ukrywać swój związek tak długo, jak tylko by tego zapragnęła.
– A co na to twoja rodzina? Nie boisz się? – zapytał. Naprawdę nie chciał, aby jego ukochana miała jakieś kłopoty, choć pragnął, aby ich tajemnica nareszcie ujrzała światło dzienne. Mimo wszystko, wybranka jego serca była jednak najważniejsza.
Dziewczyna prychnęła cicho, kręcąc głową z dezaprobatą. Najwyraźniej także i ona miała dość tej sytuacji. Nastolatka rzadko kiedy się podporządkowywała i robiła wszystko po swojemu.
– Doszłam do wniosku, że jednak niewiele mnie to obchodzi – stwierdziła z uśmieszkiem na twarzy. – Niech sobie myślą, co chcą. Kocham cię i to jest dla mnie najważniejsze.
– Naprawdę? – Ucieszył się widocznie. Potwierdziła to z wielkim uśmiechem na twarzy. I choć oboje pochodzili z dwóch różnych światów, naiwnie wierzyli, że razem przetrwają wszystko.
– Pójdziemy jutro razem na śniadanie? – zapytała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
– Nie, na śniadanie planujemy coś z chłopakami i… właściwie to będę potrzebował twojej pomocy – rzekł Ślizgon i zaczął objaśniać dziewczynie szczegóły planu.
***
Pół godziny przed śniadaniem brunetka i szatynka z szóstego roku wyszły przed większością uczniów z Pokoju Wspólnego i skierowały się w stronę gabinetu Albusa Dumbledore’a z nadzieją, iż dyrektor Hogwartu już nie śpi, albowiem dziewczęta musiały z nim pilnie porozmawiać.
– Czekoladowa Żaba – powiedziała jedna z nich do gargulca strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora. Na piersi dziewczyny błyszczała odznaka Prefekta Slytherinu, dlatego też ta znała hasło. Nastolatka miała dzierżyć to stanowisko w swoim dawnym domu, jednakże pomimo jego zmiany, profesor Snape poinformował ją, iż nie zostanie ono jej odebrane.
Brunetka natomiast parsknęła śmiechem, słysząc tak absurdalne hasło, co utwierdziło ją jeszcze bardziej o idiotyzmie Dumbledore’a.
– Czekoladowa Żaba, doprawdy? – zakpiła Ślizgonka, patrząc pytająco na idącą obok dziewczynę, jednak nim tamta zdążyła coś powiedzieć, gargulec odsłonił przejście.
– Podobno zawsze miał specyficzne hasła – wyjaśniła jej towarzyszka, gdy obie zaczęły wspinać się po schodkach. Dziewczyna zapukała, a słysząc pozwolenie na wejście, nacisnęła klamkę i obie weszły do kolistego gabinetu dyrektora.
– Dzień dobry, panie profesorze – rzekła Prefekt. – Mam nadzieję, że panu nie przeszkadzamy? – upewniła się Ślizgonka.
– Panna Granger i panna Riddle, witajcie – powiedział, obrzucając tą drugą uważnemu spojrzeniem, jednak Avada była wyjątkowo spokojna.
– Niestety już Lestrange, panie profesorze – poprawiła go Hermiona, markotniejąc, na co Dumbledore pokiwał głową.
– Usiądźcie – rzekł z dobrotliwym uśmiechem na twarzy, wskazując im krzesła, co też nastolatki bezzwłocznie uczyniły. – Co was do mnie sprowadza?
– Panie profesorze, zna mnie pan bardzo dobrze – zaczęła szatynka, spoglądając na niego. – Wie pan, że razem z Harrym chcę walczyć przeciwko Voldemortowi. Sytuacja, w której się znalazłam, być może temu przeczy, ale chcę zapewnić, że nigdy nie stanę po stronie Bellatrix, mimo że jest moją matką i sługą Voldemorta.
– Rozumiem – odparł Dumbledore, uważnie przypatrując się Ślizgonce, jakby szukał fałszu na jej twarzy, jednak nie potrafił go dostrzec. – Jednak coś sprawiło, że Tiara umieściła cię w Slytherinie.
– Cofnięcie zaklęcia zmieniającego charakter – wyjaśniła z cichym westchnieniem. – Jednak nie sprawiło ono, że zmieniły się moje poglądy. Zamierzam nadal wspierać Harry’ego.
– Twoja obecność tutaj zapewne też jest nieprzypadkowa, panno Riddle – stwierdził dyrektor, przenosząc wzrok na brunetkę. Hermiona natychmiast zastanawiała się, co miał na myśli: czy odniósł się do tej konkretnej sytuacji, czy może do faktu, iż Avada uczęszcza teraz do Hogwartu.
– Ja również nie popieram swojego ojca, panie profesorze – powiedziała Avada, patrząc prosto na Dumbledore’a. – Dlatego przekonałam go, abym mogła przenieść się do Hogwartu. Tutaj jest pan i Harry Potter, mam nadzieję, że wreszcie uda mi się od niego uwolnić – dodała tonem, który zwiastował jedynie nienawiść do Voldemorta. Zastanawiała się, czy to przekona odpowiednio mężczyznę.
– Więc nie zgadzasz się z poglądami swego ojca? – zapytał starzec, patrząc na nią jeszcze bardziej przenikliwie, niż na Hermionę.
– W żadnym wypadku – odparła Avada. – On jest… szalony i niepoczytalny. Nie chcę, by do końca życia mną sterował. Dopóki się nie odrodził byłam u Malfoyów, wie pan, że są moimi prawnymi opiekunami i wszystko było dobrze. Miałam normalne życie jak każda dziewczyna. Później, zmieniło się ono w piekło – wyjaśniała Avada, starając się być jak najbardziej przekonującą. – Zmusił mnie do przyjęcia jego znaku, torturuje za nieposłuszeństwo. Nie chcę tak żyć – dodała, spoglądając na niego z załzawionymi oczami. – Hermiona też przeżyła piekło, odkąd ją porwali.
– Avada… – powiedziała cicho Hermiona.
– Przecież to prawda! Bellatrix i mój ojciec zniszczyli ci życie – powiedziała córka Czarnego Pana.
Zapadła cisza, podczas której dyrektor obserwował obie dziewczyny, jakby miały się zdradzić z czymś, co świadczyłoby o ich kłamstwie. Nic takiego jednak nie dostrzegł.
– Dobrze, że mi o tym powiedziałyście – stwierdził Dumbledore po chwili, obserwując uczennice. – Będę o tym pamiętał, czy to wszystko?
– Tak, panie profesorze – potwierdziły nastolatki.
– Możecie odejść – odparł, pogrążając się w myślach. Bardzo nie podobała mu się obecność córki Lorda Voldemorta w Hogwarcie, jednak co chciała osiągnąć poprzez te kłamstwa? Bo czy to możliwe, żeby jego córka była przeciw niemu?
Dziewczyny szybko opuściły gabinet dyrektora, jednak nie odzywały się do siebie przez jakiś czas z obawy, iż mogłyby być podsłuchane w jakiś tajemniczy sposób. Dopiero gdy znalazły się dwa piętra niżej, Avada przerwała milczenie.
– Myślisz, że nam uwierzył? – zapytała.
– Myślę, że w moje słowa być może – powiedziała. – Nigdy nie miał podejrzeń przeciwko mnie, no i w czerwcu walczyłam ze śmierciożercami. Ty też byłaś bardzo przekonująca. Może uśpi to jego czujność wobec nas, choć nie mam pewności. Na pewno będzie nas obserwował.
***
Krukonka o blond włosach przechadzała się po korytarzu na górnym piętrze, dość blisko wejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Czekała; miała plan, który musiała wykonać i to w trybie natychmiastowym, póki jej zaklęcie nie straci mocy. Nagle zza zakrętu wyłonił się jeden z pierwszoroczniaków, albowiem szedł bardzo niepewnie, jakby zastanawiał się, w którą stronę powinien się udać. Dziewczyna wiedziała, że nie może zmarnować takiej okazji. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i wcelowała w chłopaka.
– Imperio – szepnęła, uprzednio rozglądając się, czy nikt jej nie obserwuje. Wybrała także taki korytarz, na którym nie wisiał żaden obraz, więc nikt nie mógł jej dostrzec i donieść o jej czynie komukolwiek. Promień z różdżki trafił do celu, a dziewczyna podeszła do jedenastolatka.
– Weź to – rzekła i podała mu małą fiolkę, którą ten od razu przyjął. – Podasz to Weasleyowi, ale nikt nie może cię zobaczyć. Zrozumiałeś?
– Tak – odparł pokornie chłopiec.
– Idź już.
Dziewczyna weszła do Wielkiej Sali zaraz za owym jedenastolatkiem i skierowała do swego stołu. Uśmiechnęła się z widoczną satysfakcją, gdy dzieciak wypełnił swe zadanie.
***
Jeszcze przed pierwszymi zajęciami Potter zauważył, że w kierunku stołu Gryffindoru zmierza rudowłosa dziewczyna, którą powitał szerokim uśmiechem na twarzy. Całkowicie zapomniał, że poprzedniego wieczoru był wściekły, a widok jego siostry sprawił, że chłopak całkowicie się rozpromienił. Nawet perspektywa zbliżającej się transmutacji nie mogła zepsuć mu dnia.
– O! Cześć, Cathy – przywitał się radośnie, gdy rudowłosa przystanęła obok niego. Kilka osób z Gryffindoru przyglądało im się dziwacznym wzrokiem. Niektórzy, tak jak Ron, nawet wpatrywali się w Ślizgonkę z widoczną nienawiścią, wcale tego nie kryjąc, natomiast inni z ciekawością. Nie zbyt często można było zobaczyć Gryfona i Ślizgonkę pokojowo do siebie nastawionych; nie każdemu też się to podobało. Sam fakt, że ten słynny Harry Potter miał siostrę bliźniaczkę, był niezwykle intrygujący i wzbudzający plotki. Rodzeństwo jednak postanowiło to zignorować.
– Hej, Harry. Mamy taki pomysł – zaczęła niepewnie, oczekując na reakcję brata, który wydawał się zainteresowany jej propozycją.
– No to słucham – rzekł zaciekawiony. Przysunął się bliżej Neville’a, który siedział obok, aby Catherine mogła przynajmniej na chwilę usiąść obok niego. Nie umknęło mu, że nieopodal na twarzy Rona pojawiały się dość wymowne grymasy jasno świadczące, co myśli o takim zachowaniu. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie na gest Harry’ego i wcisnęła się na miejsce wśród Gryfonów. Była o wiele radośniejsza, odkąd nareszcie poznała swego brata.
– Słuchaj, chcesz zaskoczyć wszystkich? Przy okazji wnerwić trochę Weasleya i dobrze się bawić? – Zalała go falą pytań, a w jej oczach pojawiły się radosne iskierki.
– Co masz na myśli, Cathy? – zapytał czarnowłosy wyraźnie zainteresowany. Każda okazja do wkurzenia Rona była dobra. Coraz bardziej podobał mu się tok rozumowania jego siostry.
– W sumie Draco to wymyślił – powiedziała ściszonym głosem, aby reszta Gryfonów nie słyszała, o czym rozmawiają. – Nie sądzisz, że wypadałoby w końcu oznajmić reszcie szkoły, że jesteście pogodzeni, prawda? Nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą.
Chłopak pokiwał głową twierdząco. Prędzej czy później każdy zorientuje się w obecnej sytuacji; Harry nie mógł przejść niezauważony, a co dopiero tak drastycznie zmienić ludzi, którymi się otaczał. Wielu może się to nie spodobać, choćby niektórym nauczycielom czy pozostałym Ślizgonom.
– Patrz za chwilę – rzekła tajemniczo, widząc, że Gryfon nie zaprzecza, dziewczyna uśmiechnęła się tylko. – Chłopaki są genialni.
– O czym ty mówisz, Catherine? – zdumiał się Harry.
– Poczekaj – zakomenderowała i spojrzała na drzwi, jakby na coś oczekiwała. Chłopak podążył za jej spojrzeniem, jednak nic tam się nie działo. Nie rozumiał, co miała na myśli jego siostra. O co chodziło i czemu tak uporczywie spoglądała w kierunku wejścia do Wielkiej Sali? Harry nie wiedział, jednak czekał.
Po chwili oczekiwań rozległ się dźwięk setek skrzydeł sów, które przyleciały z poranną pocztą. Harry uśmiechnął się, słysząc znajomy hałas. Nagle błoga chwila została przerwana wrzaskiem. Potter zmarszczył brwi, nie wiedząc, cóż to za hałas, jednak spojrzał w jego kierunku. Oczywiście ów odgłos przykuł nie tylko jego uwagę; niemal wszystkie głowy osób znajdujących się w pomieszczaniu odwróciły się w stronę dźwięku.
– Teraz – szepnęła podekscytowana Catherine. Harry dostrzegł, że na jej twarzy gości szeroki uśmiech. – Wyjdź z tej ławki – dodała. Harry nie rozumiał polecenia siostry, ale bez słowa usiadł tak, że w każdej chwili bez problemu mógł wyjść.
Wtem do Wielkiej Sali wleciał ktoś na miotle. Harry z daleka dostrzegł blond czuprynę, więc nie miał wątpliwości co do tożsamości ów chłopaka. Zaraz za nim wleciała jeszcze jedna osoba, tym razem był to syn profesora Snape’a. Harry mógł sobie tylko wyobrazić, jak bardzo Mistrz Eliksirów się wścieknie na Matta za takie przedstawienie.
– Potter, łachudro! – zawołał Malfoy i leciał prosto w kierunku stołu Gryfonów. – Wskakuj – wrzasnął do czarnowłosego i wyciągnął rękę, aby mu pomóc wsiąść na swoją miotłę. Harry roześmiał się, ale bez wahania chwycił za dłoń Ślizgona i już po chwili siedział za nim. Malfoy poleciał jeszcze wyżej, w stronę Matta, który latał nad stołami. Najwyraźniej na nich czekał.
– Jesteście niemożliwi – stwierdził Harry, ale radość go nie opuszczała.
– To jeszcze nie koniec niespodzianek – rzekł Malfoy i wcisnął w ręce Harry’emu niewielkie pudełko, które dopiero wyciągnął z kieszeni. Harry zerknął na zawartość, widział już to w sklepie Weasleyów. – To proszek natychmiastowej ciemności. Zaraz przyleci Theo z twoją miotłą, wtedy rozsypiesz to, a resztę my załatwimy.
– Co chcecie zrobić? – zapytał Harry, spoglądając na rozradowanych uczniów. Ślizgoni zrobili niezłe widowisko i cokolwiek zamierzali, on miał w tym najwyraźniej uczestniczyć.
Draco nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ wtedy nadleciał Nott z jego Błyskawicą. Gdy był dostatecznie blisko, rzucił miotłę w stronę Harry’ego, którą ten szybko złapał, a potem opuścił Dracona. Nott ku uciesze tłumu przeleciał nisko nad stołem Ślizgonów, gdy tylko pozbył się własności Harry’ego.
– Potter, syp – wrzasnął Matt. Chłopak zrobił, co mu kazano, a już po kilku sekundach, gdy proszek opadł na ziemię w Wielkiej Sali, zapadła ciemność. Potem rozległy się ogłuszające huki, a pomieszczenie zostało rozświetlone fajerwerkami, które układały się w różne napisy, które pojawiły się nad stołami, a przy każdym wyświetliły się cechy danego domu. Tylko niektórzy dostrzegli, że nad głową jednego z Gryfonów również pojawiły się napisy, tym razem obraźliwe.
„Weasley szpieguje, bo nic nie umie”
Mały, głupi i obleśny.
Z intelektem raczej przaśnym.
Kto taki? Ron Weasley!*
I wiele podobnych, które pojawiały się, gdy znikały poprzednie. Harry, tak jak i pozostali uczniowie, zaniósł się śmiechem, a ten, kto dostrzegł złośliwość wymierzoną w Gryfona, zaśmiewał się jeszcze bardziej. Młodzież była rozradowana jeszcze długo po tym, jak proszek przestał działać, a fajerwerki się skończyły. Sprawcy tego widowiska przybili sobie piątki, widząc, że Weasley zrobił się cały czerwony ze złości i wstydu, gdyż niewątpliwe było to, iż właśnie te emocje go właśnie opanowały. Kolor jego twarzy był niemal taki sam jak włosy. Ślizgoni i Gryfon jeden za drugim wylecieli z Wielkiej Sali, nie szczędząc przy tym popisów, a rozentuzjazmowany tłum wybiegł za nimi na dziedziniec. Gdy sprawcy całego wydarzenia zaczęli się znów popisywać, tłum zawył jeszcze bardziej z uciechy. Któryś z nich odnalazł jeszcze zaginiony fajerwerk, a na niebie pojawiły się kolorowe błyski, układające się w napis; Hogwart. Na Ziemię sprowadził ich dopiero rozeźlony głos profesor McGonagall – i to w sensie dosłownym. Grupka uczniów wylądowała nieopodal niej i nadal szczerząc zęby w uśmiechu, wykonali teatralne ukłony. Niestety nauczycielki transmutacji wcale to nie rozbawiło tak jak uczniów, a co gorsza, na jej obliczu gościła dość nietęga mina.
– Potter, Malfoy, Snape i Nott – wykrzyknęła oburzona. – Wasze zachowanie jest skandaliczne! Odejmuję dwadzieścia punktów za każdego z was – powiedziała stanowczo nauczycielka, znacząco spoglądając na swojego podopiecznego. Nie podobało jej się, że uczeń z jej domu, który nie był żadnym z bliźniaków Weasley mógł zrobić coś takiego. Harry nawet się nie przejął, czym było dwadzieścia straconych punktów wobec takiej frajdy? – Za pięć minut macie transmutację – powiedziała groźnie kobieta, mierząc każdego z nich ostrym spojrzeniem. Dopiero teraz chłopakom nieco zrzedły miny. Pierwsza lekcja zapowiadała się ciężko.
– Profesor McGonagall – rozległ się jedwabisty głos opiekuna Slytherinu. – Myślę, że byłaś dla nich zbyt surowa.
– Ależ Severusie! Jak oni mogli… – oburzyła się, jednak nauczyciel szybko jej przerwał.
– Oczywiście ich czyn nie może ujść płazem, takie skandaliczne zachowanie jest niedopuszczalne, jednak musisz przyznać, że wszyscy czterej wykazali się wyjątkową pomysłowością, dlatego każdemu przyznaje po dziesięć punktów dla ich domów – postanowił opiekun Slytherinu, chcąc zwiększyć ilość punktów dla swojego domu. Przecież nie mógł pozwolić na to, aby jego uczniowie jeszcze przed zajęciami stracili aż sześćdziesiąt punktów. Harry natomiast wybałuszył oczy, gdy nauczyciel przyznał dodatnie punkty także i jemu, co się do tej pory nie zdarzyło chyba nigdy. Właściwie, czy kiedykolwiek w historii Hogwartu Severus Snape przyznał jakiekolwiek punkty Gryffindorowi?
– Może odrobinę – przyznała nauczycielka po krótkiej chwili. – To nie zmienia jednak faktu, że takie zachowanie jest niedopuszczalne! Żeby tylko Ślizgoni – powiedział i spojrzała z dezaprobatą na Harry’ego, po którym czegoś takiego się nie spodziewała. – Wszyscy się rozejść na zajęcia – wykrzyknęła nauczycielka, a tłum powoli zaczął się rozchodzić.
– Bystry! Jesteście genialni – pochwalił Harry przyjaciół. – Ale, jakim cudem dostaliście się do mojej miotły? – zapytał nagle. Błyskawica leżała przecież w dormitorium Gryfonów.
– Ma się wtyki w Gryffindorze – odrzekł tajemniczo Theodor ku zaskoczeniu przyjaciół. Każdy z nich obrzucił chłopaka zaintrygowanym spojrzeniem, jednak ten nic więcej nie powiedział. – Chodźmy na transmutację – dodał beztrosko, aby zmienić temat, co też bezzwłocznie uczynili. Harry już wiedział, że to jest najlepszy początek roku szkolnego, jaki dane było mu przeżyć.
* to sparafrazowana rymowanka znaleziona kiedyś w internecie.
Więc oto i kolejny rozdział, a przed chwilą zmieniłam szablon. Jak zawsze komentarze nalezą do Was :). Pozdrawiam cieplutko, Niedoskonała.
Why do you speak in English?
OdpowiedzUsuńSmażę komcia już od kilku dni, w tym tygodniu miałam niezbyt dużo czasu na Internety.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny ten nowy szablon, znacznie bardziej przejrzysty, no i nagłówek jest znacznie bardziej w temacie opowiadania.
„Gdy już się znalazł w dormitorium, w którym znajdowali się pozostali mieszkańcy” — znalazł, znajdował się. Powtórzenie.
Mam takie pytanie. Harry jest wściekły na Rona za zdradę przyjaźni, ale co z resztą Weasleyów? Co z Ginny? I przede wszystkim z Molly? Harry wrzucił ich do jednego wora i dlatego to drwienie z „wiewiórek”? A co z Neville’em? Harry kumpluje się z oprawcami jego rodziców, a w szkole tak radośnie go zaczepia i chce się przyjaźnić?
Zachowanie Harry’ego znów jest (delikatnie mówiąc) idiotyczne. Po co on się kłóci z Ronem przy Neville’u? Wyzywanie się od śmierciożerców w takim czasie jest w pewnym sensie jak wyzywanie się od Żydów przy Niemcach za czasów II wojny. No pewnie, jeszcze do kompletu podsłuchuje nie tylko Neville, ale i Dean i Seamus.
No, Ron jedyny mądry, użył tych dwóch szarych komórek i połączył nazwisko Avady z nazwiskiem Toma.
„Uważaj jedynie, żeby w nocy nie wymsknęła mi się przypadkiem jakaś Avada Kedavra w twoim kierunku” — nawet dodanie, że Harry powiedział to „z ironią”, nie sprawiło, że w tej wypowiedzi zabrzmiał chociaż 1% kanonu. To za ciężkie nawet jak na tego twojego złego Harry’ego, mam wrażenie, że te twoje postacie są albo czarne, albo białe. Albo lubią, albo nienawidzą. Harry nie ma w sobie nawet maleńkiej cząsteczki, która tęskni za przyjaźnią z Ronem?
Skoro Dumbledore kłamał o kamieniu i jest to tajemnica, dlatego Flamel uczy w Hogwarcie pod prawdziwym nazwiskiem? Jest utalentowanym czarodziejem i alchemikiem, z pomocą dyrektora mógłby spokojnie uczyć w szkole jako jakiś random. Chłopakowi po trzydziestce udało się wykiwać cały Hogwart z Dumbledore’em na czele, udając Moody’ego, to ponad sześćsetletni czarodziej nie da rady? Tak sobie teraz myślę, że skoro wprowadziłaś do opowiadania Flamela, byłoby to całkiem fajne zagranie, ujawnić jego tożsamość dopiero za jakiś czas, żeby czytelnik mógł się trochę pozastanawiać.
Ciekawa jestem, co to za plan pojawił się w głowie Voldemorta. No nie wiem, moja pierwsza myśl to zajumanie kamienia Flamelowi, dzięki któremu osiągnie dwie rzeczy: jednego potężnego wroga mniej i nieśmiertelni śmierciożercy ściśle kontrolowani przez Czarnego Pana jako nowego właściciela kamienia. O ile wiem, takie spożywanie eliksiru nie chroni przed Avadą ani rakiem płuc, ale przedłuża życie, więc Voldemort mógłby sobie zapewnić tych samych oddanych śmierciożerców na wiele, wiele lat, wydzielając im eliksir. Ot, taka teoria na szybko. No bo dla niego samego kamień jest bezużyteczny, Voldzio już jest nieśmiertelny. To znaczy… bardziej dzięki kamieniowi już nie będzie, zresztą to i tak by się nie sprawdziło, Voldemort nienawidził być zależny od innych.
„Nerwowo wystukiwała palcami o ścianę jakąś nieznaną sobie melodię i zerkała na korytarz” — skoro wystukiwała melodię, jak mogła jej nie znać? Nie miałaś na myśli przypadkiem wystukiwania melodii nieznanej z tytułu piosenki? Hehe, i nie, nie trzeba być dobrym obserwatorem, żeby się zorientować, że dziewczyna stojąca w ciemnym, nieuczęszczanym korytarzu po ciszy nocnej na kogoś czekała. Taki kiepski obserwator-amator pomyślałby sobie, że tak tu sobie stoi i czeka, aż otworzy się jej przejście do innego wymiaru? XD
Ech. W tym rozdziale masz wyjątkowo dużo tych kompletnie niepotrzebnych wstawek. To zrobi dobrze długości tekstu, ale czytelnikowi i samemu tekstowi zdecydowanie nie. My naprawdę jesteśmy się w stanie domyślić, że dziewczyna na kogoś czekała. Podobnie jak z prologiem Sevmione — mam wrażenie, że ten rozdział pisałaś na szybko, byle tylko osiągnąć jakiś limit słów, który tam sobie narzuciłaś. Ale gwarantuję ci, że wstawki typu „Dobry obserwator spostrzegłby, że dziewczyna ewidentnie na kogoś czekała, bo tak w istocie było”, „On nigdy mu nie odpuści!” to nie jest dobre rozwiązanie.
Jeśli chcesz sobie nabić słów, postaw raczej na jakiś dokładniejszy opis czyjegoś wyglądu albo wnętrza (może nie na poziomie liczenia piegów albo zielonych czy niebieskich spojrzeń), a najlepiej dodaj opisy uczuć, bo jak na poziom zmian (nie tylko dla czytelników przyzwyczajonych do kanonu, ale i dla samych postaci, którym wywracasz świat do góry nogami) jest ich tu naprawdę niewiele. Coś wspomnisz, że Harry powiedział coś z ironią. Ron wykrzyknął w gniewie. Okej, to ładne, ale za mało. Fajne byłyby przemyślenia. Coś a la Voldemort na samym końcu sceny Snape-Voldzio, ale możesz dodać więcej emocji. Co Czarny Pan czuje w związku z dziwną decyzją Dumbledore’a, a co w związku z planem, który tym razem uda się zrealizować? Czy mimo wszystko dopuszcza do siebie, że znów może wyjść klapa? A co odczuwał Snape, kiedy klęczał przed swoim panem i wiedział, że za niekompletne informacje może mu grozić Cruciatus? Nie musisz pisać tylko tego, co jest teraz. Możesz wspomnieć o tym, co działo się wcześniej, porównywać uczucia Snape’a — schody ciągnęły mu się w nieskończoność, kiedy szedł na audiencję u swojego pana, już prawie czuł na skórze siłę jego Cruciatusa, bo wiedział, że Voldemort się wścieknie, kiedy usłyszy takie wieści, z jakimi Snape wracał z Hogwartu. Jest mi to doskonale znane, dokładnie z takimi samymi obawami szłam w zeszłym tygodniu na spotkanie z promotorem. Aż tu nagle okazuje się, że jednak nie było tak źle, Voldemort zniósł to całkiem nieźle! A co z dziewczyną czekającą na Rona? Nie boi się, że zaraz ktoś ją złapie? Po zdarzeniu w Departamencie Tajemnic i ujawnieniu się Voldemorta Hogwart dostał aurorów, którzy patrolowali teren szkoły. Wzmocniono kontrolę, żeby nikomu nic się nie stało, a jakaś nastolatka postanowiła jakby nigdy nic wybrać się na przechadzkę po szkole. Wszystko poszło jej jak po maśle? Ona nie ma peleryny-niewidki, możliwe, że natrafiła na Prawie Bezgłowego Nicka i musiała uciekać, żeby jej nie dostrzegł? Warto o takich rzeczach wspominać, bohaterowie robią się wtedy wielowymiarowi, a nie służą tylko i wyłącznie jako papierowe lalki, które narrator (w niektórych miejscach ku uciesze imperatywu) z bananem na gębie przestawia to do dormitorium chłopców, to do najmniej uczęszczanego korytarza w Hogwarcie, żeby odbębniły swoją kwestię i tyle.
UsuńI co ty masz z tym dobrym obserwatorem? „Dobry obserwator zapewne zauważyłby zielono-srebny krawat pod szyją” — po prostu: chłopak miał pod szyją zielono-srebrny krawat. Pomijając fakt potworności brzmienia tego zdania — półtora krótkiego akapitu wcześniej już tego użyłaś, bez sensu powtarzać. Nie chcę już się czepiać, dlaczego beta tego nie wyłapała i kategorycznie nie kazała ci tego wywalić, ale zapytam: dlaczego tego nie zauważyła? To raczej nie jest jakiś typowy zabieg, którego nagminnie używa się w narracji trzecioosobowej, więc łatwo można przeoczyć (jak te wszystkie „być” i „mnie/mi/mój”). Zanim oddasz rozdział do bety, zrób sobie krótką przerwę po jego napisaniu. Chociaż kilka godzin, żeby umysł odpoczął, odzwyczaił się od tego, co dopiero wytworzył. A potem przeczytaj to na głos, wtedy wyłapiesz, czy jakieś sformułowania nie występują za często. I przede wszystkim usłyszysz, czy zdanie nie brzmi nienaturalnie. Czytając na głos, można najłatwiej pozbyć się „mistrza Yody”, czyli złego szyku w zdaniu. O ile w narracji pierwszoosobowej JAKO TAKO i CZASAMI to ujdzie, bo ludzie mówią różnie, tak w trzeciej to od razu rzuca się w oczy.
W tym akapicie (nadal jestem przy spotkaniu dwójki zakochanych) nadużywasz kolorów włosów i słowa „nastolatek”. Niżej padły imiona, więc i na początku sceny możesz zastąpić kilka „nastolatków” i „Gryfonów” imionami albo nazwiskami.
Oho, widzę, że i Ginny dostała nagłej amnezji. XD Co się stało z jej uczuciem do Harry’ego? Nie mówię, że musi być mu wierna, z kanonu wiemy, że nie była, Harry i tak nie zwracał na nią uwagi, ale wiemy z jej wypowiedzi po pogrzebie Dumbledore’a, że spotykała się z innymi, ale po to, żeby zapomnieć, może z nadzieją, że uda się jej mocno zakochać w kimś innym… Ale niewiele to dało. Aż tak zadurzyła się w Teodorze, że byłaby w stanie olać swoją rodzinę i przyłączyć się do Voldemorta? Zmiana poglądów ma w tym wypadku naprawdę niewielkie znaczenie. Nie każdy SS-man ślepo wierzył w Rzeszę i Hitlera, ale liczył się fakt, że ciągnął za spust za każdym razem, kiedy trzeba było zlikwidować Polaka albo Żyda. A co z Syriuszem? Ginny go lubiła. Bella dopiero co go wykończyła, gdyby było jakieś ciało do pochowania, jeszcze nie zdążyłoby wystygnąć, a Ginny już zbratałaby się z jego oprawcą? W sumie… dlaczego to Teodor nie przyłączy się do Zakonu? Dumbledore proponował to Draconowi na szczycie wieży, mógł go ukryć jak Potterów albo Syriusza i Teodor mógłby sobie tam żyć do śmierci, a Voldemort guzik by mu zrobił. I tak, najpierw Teodor i Ginny rozmawiają, jaki to problem, jakie niebezpieczeństwo, że się spotykają… A potem (jak gdyby nigdy nic) jednogłośnie stwierdzają, że chuj kurwa ujawnimy się. XD Mamy niezłe kombo kilku rodzajów amnezji.
UsuńKolejny akapit i z marszu narrator strzela mnie w pysk brunetką i szatynką. Po co, boru, po co. Jeśli naprawdę lubisz tego typu określenia, spoko, stosuj, ale jako synonimy w sytuacjach, kiedy już było i imię, i nazwisko, i dziewczyna, i Gryfonka, a nie od razu w pierwszym zdaniu. Wystarczy pomyśleć: co jest ważniejsze? Kolor włosów bohatera czy jego imię?
„Na piersi dziewczyny błyszczała odznaka Prefekta Slytherinu, dlatego też ta znała hasło” — ta? Znaczy odznaka? XD
Czyli dziewczyny postanowiły przekonać Dumbledore’a, że mimo wszystko są po stronie Zakonu. Wszystko spoko, ale co z oklumencją? I z Mrocznymi Znakami na ich przedramionach? Aaaa, no i jestem bardzo ciekawa, co z misją Dracona! W końcu to ten moment, kiedy Malfoy dostał ważną misję. Ale cieszę się, że chociaż niektórzy bohaterowie używają mózgu, bo Harry nadal ma się za jedynego myślącego i chodzi obrażony na cały świat, mając gdzieś podejrzenia dotyczące jego ucieczki.
„Dopóki się nie odrodził(,) byłam u Malfoyów, wie pan” — beta pominęła.
„Później, zmieniło się ono w piekło” — bez przecinka. *Skroluje, żeby zobaczyć, kto betował”. Betowała ta sama dziewczyna, która wcześniej (o ile dobrze pamiętam) dobrze się sprawdziła, więc skąd te błędy?
I znów to samo, co w prologu Sevmione. Dziewczyny wchodzą, mówią dwa słowa, Avada gra roztrzęsioną, wyznała, jakie katusze znosiła, kiedy była zmuszana przez ojca do przyjęcia Mrocznego Znaku, nawet uroniła kilka łez… A Dumbledore tak po prostu „aha, ok, nara”. Dlaczego nie postanowił z nimi porozmawiać? Piszesz w trzeciej osobie, nie musisz zamieszczać tu wszystkiego, co dzieje się na scenie. Dumbledore mógł poprosić dziewczyny, żeby zostały i opowiedziały mu tyle, ile mogą, mógł zapytać, czy potrzebują pomocy, nie musiałaś tego wszystkiego opisywać. Scena wyglądałaby tak samo, ale wyglądałaby znacznie bardziej naturalnie i podsyciłaby w czytelniku ciekawość.
Kolejna scena i kolejna „-włosa”. Uczennica rzucająca Imperiusa na pierwszoroczniaka? Oby to nie wyszło, a jeśli tak, mam nadzieję, że otrzyma odpowiednią nagrodę za użycie Zaklęcia Niewybaczalnego — dożywocie w Azkabanie. Widzę, że każdy tu coś knuje. To Harry przeciwko Dumbledore’owi, to Ron przeciwko Harry’emu, to znowu Giny i Teodor… Podobają mi się te różne intrygi, to nareszcie coś innego niż kolejny romans na pierwszym planie, ale mogłaś się jednak postarać o troszkę dłuższe sceny. Jak ta scena Hermiona/Avada/Dumbledore jeszcze jako tako, tak scena z anonimową Krukonką? Świstek z pralni, mogłaś to troszkę rozwinąć, uraczyć nas jakimiś przemyśleniami dziewczyny.
I kolejna scena, i kolejna „-włosa”. Jeszcze trochę i zacznę oczekiwać tego w każdym akapicie. XD Ale to naprawdę nie brzmi profesjonalnie, zalatuje nieporadnością i amatorszczyzną, a jest przecież tyle różnych słów, którymi możesz określić Cathy. Czy beta zwraca ci uwagę na takie rzeczy? To ważne, dużo ważniejsze niż przecinek w niewłaściwym miejscu czy „słońce” napisane wielką literą.
UsuńCo Cathy ma na myśli, mówiąc „oznajmić reszcie szkoły, że [Draco i Harry] są pogodzeni”? W Hogwarcie konflikty między Gryfonami i Ślizgonami należały do codzienności, Harry i Draco nie byli ani pionierami, ani ich wzajemna niechęć nie należała do jakichś bardzo spektakularnych. Ot, rzucili czasami do siebie jakąś obelgą, Moody raz przetransformował Malfoya w gryzonia, ale to tyle. Hogwart to naprawdę DUŻA szkoła.
Powiem tak: upokorzenie Rona wybitnie kanoniczne. I mówię serio, na coś takiego mógł wpaść tylko Malfoy. Natychmiast stanęła mi przed oczami scena z „Więźnia Azkabanu” — Draco siedzący na plecach bodajże Crabbe’a, obaj w wielkiej pelerynie, udający dementora. A zaraz potem hymn Króla Wieprzleja z „Zakonu Feniksa”. Najwyraźniej Malfoy wciąż doskonale się bawi, licząc, że łaska Czarnego Pana jest dana raz na zawsze. XD I wcale nie dziwię się McGonagall, że dostała szału, Wielka Sala nie służy do tego, żeby po niej latać, dwadzieścia punktów na głowę to zdecydowanie za mało, powinno siąść przynajmniej pięćdziesiąt, nasza kochana Minerwa wyraźnie się starzeje. Ale chyba nie aż tak, jak zestarzał się „Czarnowłosy Nietoperz Sev”. Choćby Harry był oczkiem w głowie Voldzia, Snape nie przepuściłby okazji, żeby temu oczku dopiec, a latanie na miotle podczas śniadania w Wielkiej Sali? Doskonała okazja do obdarowania Pottera miesięcznym szlabanem. A, właśnie, tak mi się przypomniało — czy Harry jest kapitanem drużyny Gryfonów, jak był w kanonie?
http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/
Ja natomiast od kilku dni zabieram się za odpowiadanie na komentarze, ale z wolnymi jedynie wieczorami, to idzie ciężko xD Harry wcale nie jest wrogo nastawiony do Weasleyów, po prostu Ron to debil, idiota i wszystko, co złe – przynajmniej tutaj – i dlatego drwienie z wiewiórek, bo jest wściekły na Rona. Choć zachowanie Rona poniekąd będzie też ugruntowane czymś innym, nie tylko wściekłością i totalnym debilizmem. Ginny, także ma swoje miejsce w tej historii, natomiast reszta Weasleyów jest mało istotna i momentami może być najwyżej wspomniane o nich, przynajmniej na najbliższe kilka rozdziałów. Kłócenie się przy innych, to wynik wkurwa na Rona, który zaczął, po prostu. Powołując się na kanon, w pierwszym tomie było wspomniane, że kamień został zniszczony i tyle. Harry w to wierzył i nie zaprzątał sobie tym więcej głowy. Flamel też się nie wychylał i żył po cichu, więc Harry był zaskoczony, że nie stało się tak, jak miało być. Nie była to jakaś wielka tajemnica, po prostu nikt nie zwracał na to uwagi; choć przyznam, bo teraz jak o tym pomyślę to mam lukę, bo przecież Hermiona mogłaby wszystko wyszukać i wgl. Voldemort miał pewien plan, do którego trzeba wykorzystać eliksir życia od kamienia właśnie i tutaj też wkroczą do akcji pewne… istoty wymyślone przeze mnie, z którymi Voldek bd miał pewne konszachty. Hmm, nie wiem skąd mi się to bierze, po prostu tak piszę, nie mam ustalonego jakiegoś limitu słów i wgl. Teinka zwraca mi uwagę na wszelkie „włose”, po prostu czasem jest tego więcej xD Nikt też nie powiedział, że Dumbledore im od razu uwierzył, też musi swoje przemyśleć i postanowić co z tym wszystkim zrobić, choć zdaje sobie sprawę z tego, że w szkole są młodzi śmierciożercy i cóż, ma wobec nich pewne plany. Krukonka tez będzie miała swoją rolę w opowiadaniu, dopiero wkracza do akcji. Sev się nie starzeje, po za tym tak do końca nie nienawidzi Harry’ego, ale te punkty były bardziej jako obrona Ślizgnów, żeby nie stracili, w końcu tamtych było 3, a Gryfon jeden. Harry jest kapitanem Gryfonów, przynajmniej przez jakiś czas. Jak zawsze za wszelkie rady dziękuję, a błędy poprawię, jak dopadnę do kompa wieczorem, już takim późniejszym i poodpowiadam na komcie przy sevmionie : )
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńOd czego by tu zacząć? Może od kłótni Harry'ego z Ronem... Nie chcę się wypowiadać na temat tego, że ich przyjaźń się rozpada (albo już się rozpadła), bo w zasadzie zrobiłem coś podobnego w swoim opowiadaniu i obawiam się, że mógłbym wypowiedzieć przez pryzmat tego, co ja sam wymyśliłem. Odniosę się jednak do tego, że Harry faktycznie miał powód, by wściekać się na Rona. Bez względu na to, jakie rudzielec miał intencje, nie zachował się w porządku i chyba każdy z nas by się wkurzył, gdyby przydarzyło mu się coś podobnego.
Co więcej? „Ron, czy ty rozum postradałeś? Chyba nie sugerujesz, że przyłączyłem się do Voldemorta? ” Nie podobają mi się te słowa Harry'ego. Mówiąc coś takiego, w zasadzie wyszedł na głupka. Serio. Harry zniknął gdzieś w wakacje, a teraz dogaduje się ze Ślizgonami i spędza czas z Avadą Riddle. Każdy myślący człowiek doskonale wie, kim jest Avada, więc Harry mógł zawczasu zastanowić się, jak reagować w takich sytuacjach, bo do przewidzenia był fakt, że ludzie będą zadawać mu trudne i nieprzyjemne pytania. Ron może jest idiotą, ale na pewno nie aż takim.
Cały czas zastanawiam się, po co wprowadziłaś do opowiadania N. Flamela. Z niecierpliwością czekam, aż trochę bardziej skupisz się na tym wątku. xd
Powiem tak, Dumbledore jest inteligentnym czarodziejem i niezależnie od tego, jak kreujesz go w swoim opowiadaniu, nie sądzę, żeby uwierzył Avadzie. A przynajmniej nie powinien. Ja na jego miejscu bym nie uwierzył. Zgadzam się jednak, że w kwestii Hermiony mógłby popełnić błąd i niesłusznie uznać ją za nadal oddaną zwolenniczkę „jasnej” strony. :)
Incydent, który miał miejsce podczas śniadania, był fajny, podobał mi się, ale trochę za bardzo przypomina mi fragment z piątego tomu, tzn. to, jak bliźniacy Weasley rzucili Hogwart. Oni też wylecieli z zamku na miotłach i też użyli sztucznych ogni. Poza tym nie jestem pewny, czy za trójką Ślizgonów (no i za Harrym) rozentuzjazmowany tłum wybiegłby na dziedziniec. Nie wiem, czy trochę nie przesadziłaś. xd
O związku Ginny i Teodora na razie nie chcę się wypowiadać. Na pewno cieszę się, że Weasley nie podkochuje się w Harrym. xd Teo lubię, ale czy pasuje do Ginny? Zobaczymy.
Pozdrawiam i życzę weny!
PS Zapraszam do mnie na rozdział. :)
Aaaa, no i zapomniałem napisać, że bardzo podoba mi się nowy szablon. :)
Usuń
UsuńHej!
Hmm, ja to widzę z innej strony, bo przecież nikt chyba nie spodziewałby się tego, że Voldemort nagle przestanie chcieć zabić Harry’ego, więc niedorzeczne jest podejrzenie, ze mógłby do niego dołączyć, nawet jeśli z jakiegoś powodu kumpluje się ze Ślizgonami – przynajmniej ja tak to widzę : ).
Cóż Flamel będzie miał swoją rolę, odrobinę większą niż bycie nauczycielem.
Przyznam się, że odrobinę wzorowałam się na akcji bliźniaków i Ślizgoni z nich po prostu odrobinę zgapili.
Do Ciebie też musze wpaść i zacząć czytać jeszcze raz xD Bo pamiętam piąte przez dziesiąte, oraz to, że mi się podobało, więc musze nadrobić, któregoś wieczora.
Dziękuję za opinię i również pozdrawiam, a wena wiadomo – im więcej, tym lepiej : ).
Witam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko przybywam z takim zapytaniem, czy będziesz kontynuować... jeszcze mam kilka rozdziałów do przeczytania, ale chciałabym właśnie to wiedzieć, bo już od tak dawna się nie odezwałaś...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wiem, ze się znowu czwpiam ale dużo tu niespójności. Ba, niedorzecznych sytuacji, które nijak pasują do historii jakiejkolwiek. Są po prostu naciągane. O ile Malfoy i reszta zrobiliby wybryk w Wielkiej Sali o tyle nie wyibrazam sobie tam Pottera. Jednak nawet jeśli to zrobił, cala sytuacja wyszła dennie i uważam, ze grono pedagogiczne szybciej by zareagowalo na cale zajście. Severus twierdzący, ze fajna robota? No nie wierze, a Minevra potakująca? No way.
OdpowiedzUsuńSama wizyta i rozmowa Śmierciożerczyń jest grubo naciągana, Dumbledore musiał być nieprzytomny by nie ciągnąć dziewczyn za języki. Mówisz zaklęcie zmieniające charakter u Granger. Ciekawe. Z charakterem takim jak Bellatrix się nie rodzisz tylko go wypracowujesz.
Znowu masa zbędnych powtórzeń w opowieści. Lepiej poopisuj myśli i otoczenie by zyskać nieco zdań. Klepanie tego samego co kilka wierszy jest nużące, bez względu na to czy ubierzesz je w inny szyk.
Na koniec, ten obserwator rozłożył mnie na łopaty
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, tak Ron teraz to pokazał swoją prawdziwą twarz, a ten pomysł z przedstawieniem świetny, no i Severus i gryfindorowi przyznał punkty ;) no pięknie Ginny i Theo to już wiadomo kim jest wtyka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No proszę, robi się coraz ciekawiej! :) Ginny i Teo? Hm... nie spotkałam się jak do tej pory z tą parą, ale w sumie, czemu nie Xd Mam nadzieję, że okaże się być mądrzejsza od swojego brata.
OdpowiedzUsuńHarry zaczyna zachowywać się zdeczko idiotycznie. Okej w jego życiu zaszło sporo zmian, ale czy musi się zmieniać w jakiegoś dupka? Zastanawia mnie o ile rzeczach kłamał Dumbledore. No bo skoro Flamel żyje. Ciekawe jaki plan ma Tom? Zaskoczyłaś mnie tą Ginny i Teodorem. Przecież była tak zakochana w Harrym, tak nagle jej się odwidziało?
OdpowiedzUsuńSpokojnie, Harry nie zmieni się w dupka :) Nigdzie też nie było u mnie powiedziane, że Ginny jest zakochana w Harry'm, znacznie odchodzę od kanonu w moich opowiadaniach :)
Usuń