sobota, 17 sierpnia 2019

Rozdział Trzynasty

Rozdział nie był betowany

Harry do końca dnia był trochę nieobecny. Avada zauważyła, że coś jest z nim nie tak, jednak wymigał się zmęczeniem i żadne z nich o nic już nie pytało, najwyraźniej niczego nie podejrzewając. Chłopak zastanawiał się, co mogło chodzić po głowie dawnemu przyjacielowi, skoro zdecydował się wyzwać go na pojedynek. A może to jakaś zasadzka? Przecież wiadomo było, że Harry jest najlepszy w pojedynkach, jeśli brać pod uwagę szóstoklasistów. Lekcje Obrony tylko to potwierdzały. Więc skąd ten pomysł u Weasleya? Coś tu nie grało. Chociaż z drugiej strony dobrze się stało, że Gryfon chce tego pojedynku. Jeśli Ron sądzi, że pokona Wybrańca, to się myli i to dość grubo. Natomiast dla Harry’ego będzie to świetna okazja, aby wreszcie zrobić z nim porządek. Przez chwilę w jego umyśle pojawiła się myśl, że znów mógłby użyć czarnej magii, jednak szybko ją odsunął, mając świadomość, iż to niebezpieczne, zwłaszcza w Hogwarcie pod czujnym okiem Dumbledore’a, z którym musiał się widywać co kilka tygodni. Choć pokusa była ogromna, zdrowy rozsądek zwyciężył, jednak czy tak będzie, gdy dojdzie do pojedynku?

***

Tego dnia znów Ivy było ciężko skupić się na nauce, dlatego mimo wszystko niezbyt długo siedziała w bibliotece. Napisała jedynie eseje, które były najbardziej pilne, a potem cała w skowronkach powróciła do swego Pokoju Wspólnego, który mieścił się w zachodniej wieży. Dość szybko rozwikłała zagadkę kołatki, a potem drzwi stanęły przed nią otworem. Gdy już znalazła się we wspomnianym miejscu, omiotła spojrzeniem swych szarych oczu okrągły pokój. Dominowały tu łagodne brązy i przyjemny dla oka błękit, czyli barwy, które symbolizowały Ravenclaw. Ivy spostrzegła, iż z jednego z łukowatych okien widać jak Słońce chyli się już ku zachodowi, co było istną ucztą dla jej oczu. Podeszła bliżej i wpatrywała się przez chwilę w to z pozoru zwykłe zjawisko. Panna Avery zdecydowanie nie była dzisiaj sobą i od kilku godzin bujała w obłokach. Ponownie rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, a na jej wargach zaigrał lekki uśmiech, widząc, iż jej ulubiony fotel przy kominku jest wolny. Dziewczyna od razu się na nim wygodnie usadowiła, kładąc torbę z książkami na podłodze obok niego. Wyjęła jedną z nich i położyła sobie na kolanach. Po chwili sięgnęła także po kartki i ołówki, które zawsze przy sobie nosiła. Dziewczyna już dawno spostrzegła, iż niektóre wynalazki mugoli są o wiele praktyczniejsze, wolała rysować ołówkiem, niż piórem i atramentem. Rozanielona nastolatka zabrała się za szkicowanie, co zwykle było jej ucieczką od ponurej rzeczywistości. Teraz i tak nie skupiłaby się na nauce, z czym nigdy nie miała problemów. Przymiotem Krukonów był fakt, że doskonale potrafili bez problemowo ze stanu nic nie robienia, przejść do uczenia się bez zbędnego podziwiania sufitu, picia herbaty, sprzątania całego dormitorium i innych tego typu zajmowaczy czasu. Zawsze śmieszyło ich to, iż jakiś Puchon, Gryfon, czy Ślizgon mówi, że musi się uczyć, a potem zamiast do biblioteki wybiera się na spacer po błoniach. Nie, Krukoni byli inni, oni byli ponad tym. Spokojni, ułożeni, rozsądni i dobrze się uczący – niesprawiający problemów.

– Ivy, nie uczysz się? Mamy jutro sprawdzian u Snape’a – rozległ się nagle zdumiony głos Patrica. – Co tam rysujesz? – zainteresował się szatyn, zerkając na krajobraz, który malowała blondynka. Jego przyjaciółka dość często dzierżyła w dłoni ołówek, czy mugolskie kredki. Pamiętał, że dawniej próbowała rysować atramentem, ale pewnego dnia, gdy oboje uciekli spod czujnych oczu rodziców, zawędrowali do mugolskiego sklepu, w którym Ivy dowiedziała się, że mugole mają świetne przybory do rysowania. Jak na ironię, nienawidziła niemagcznych, ale za tą jedną rzecz, była gotowa przymknąć oko na to, że to mugole.
– Nie jestem dzisiaj w stanie – odparła i uśmiechnęła się lekko. Była bardzo radosna. Słysząc drugie pytanie przyjaciela, uniosła na chwile kartkę, aby móc rzucić okiem na jej pracę, a potem wróciła do przerwanego zajęcia. Patric natomiast nieco się zamyślił. Oczywiście cieszył się, iż jego przyjaciółka jest w dobrym nastroju, jednak fakt, iż nie potrafiła się dzisiaj uczyć, był dość nietypowy.
– Potter wyznał ci swoje głęboko skrywane uczucia? Riddle zeszła z tego świata? – palnął nagle chłopak, zastanawiając się, co jest przyczyną tego dziwnego zachowania jego przyjaciółki.
– Nie, ale zaprosił mnie do Hogsmead – powiedziała, jeszcze bardziej się rozpromieniając, jeżeli to w ogóle było możliwe. – Mnie, nie Riddle – podkreśliła.
– Oh, to cudownie – powiedział Krukon z uśmiechem. – Oczywiście mogę iść z wami, prawda? – zapytał chłopak, szczerząc zęby, na co dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem, którego nie powstydziłby się nawet Bazyliszek. – Wiesz, potrzebujecie obrońcy, gdyby nagle śmierciożercy was zaatakowali, albo…
– Zaraz ty będziesz potrzebował obrońcy – powiedziała jadowicie dziewczyna, gromiąc przyjaciela wzrokiem, a ten na stwierdzenie przyjaciółki wybuchł głośnym śmiechem, za co zostali zgromieni wzrokiem przez uczących się Krukonów.

***

Grupka Ślizgonów z szóstego roku przesiadywała właśnie w Pokoju Wspólnym. Oczywiście, jak to mieli w zwyczaju, pozajmowali najwygodniejsze miejsca. Rozmawiali w najlepsze, a ogólna wesołość ich nie opuszczała.
– Ludzie, co robimy w sobotę? – zapytał Draco, a jego oczy zalśniły.
– Bystry! Ja znam tę twoją minę, co planujesz? – zapytała Hermiona podejrzliwie zwężając oczy. Cokolwiek wymyślił Malfoy, najprawdopodobniej nie będzie jej się to podobać.
– Jest wypad do Hogsmead. Może moglibyśmy załatwić jakąś Ognistą…
– … albo i dwie, trzy, ewentualnie siedem – wtrącił Matt z błyskiem oku, jednak od razu spoważniał, widząc karcące spojrzenie swojej dziewczyny.
– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – powiedziała Hermiona, która jak zwykle odnosiła się sceptycznie do takich pomysłów.
– Czemu nie – powiedziała entuzjastycznie Catherine. – Zaszyjemy się w dormitorium, pogramy w coś ciekawego, ale jest jeden problem...
– Pewnie dwie Ogniste ci nie wystarczą? – zaśmiała się Avada, a reszta jej zawtórowała.
– Mówiłem o siedmiu! – wtrącił ochoczo Matt, a potem skrzywił się odrobinę, ponieważ dostał kuksańca od swojej dziewczyny. – Hermionooo – powiedział, spoglądając na nią prosząco.
– Widzicie? To dobry pomysł! – stwierdził Draco z uśmiechem.
– Umówiłem się z Ginny... – mruknął Theodor.
– To przeszmuglujemy ją do nas – powiedziała Catherine, która bardzo polubiła dziewczynę Theodora.
– Dobra. Dziewczyny, wy załatwcie jakiś prowiant z kuchni, a ja, Szatan i Matt postaramy się o coś mocniejszego – ustalił Malfoy. – Pelerynka Harry’ego się przyda – dodał, zerkając na Pottera, aby się upewnić.
– Obawiam się, że nie mogę wam pomóc, ale pelerynę mogę wam pożyczyć – stwierdził chłopak. – No i Ginny może pod nią przemknąć – dodał chłopak.
– Nie mów, że znowu dostałeś jakiś szlaban przez tą Avery!– przeraził się Malfoy, na co Harry jedynie przewrócił oczami.
– Umówiłem się z kimś – stwierdził krótko, nie chcąc za wiele zdradzać.
– Czyżby Wybraniec wybierał się na randkę? – zażartował Snape, na co Harry wzruszył beztrosko ramionami.
– Ty też mógłbyś wyciągnąć nos z książek i zabrać gdzieś Hermionę – odgryzł się Harry, chcąc zmienić temat.
– Matt cały czas mnie gdzieś zabiera – próbowała bronić swojego chłopaka Hermiona. – Biblioteka to też jakieś miejsce – stwierdziła, rozbawiając towarzystwo, które zaniosło się głośnym śmiechem.
– No tak, przecież wy ciągle randkujecie z panią Pince – stwierdził Malfoy. – Szatan, mam nadzieję, że ty nie zabierzesz Avery do biblioteki – zaśmiał się blondyn
– Coś ty powiedział? – zapytał Harry, zaskoczony jakby go piorun raził.
– Dobra, nie zabijaj, żartowałem! – wykrzyknął szybko Malfoy błędnie odczytując reakcję Harry’ego, na co reszta ponownie się zaśmiała.
Avada nie spuszczała wzroku z Harry’ego, od momentu odkąd powiedział, że się z kimś umówił. Nie okazywała tego, ale była niesamowicie wściekła i zazdrosna jednocześnie. Córka Czarnego Pana była przekonana, że to właśnie o Avery jest mowa. Jednak Harry’emu nie tylko panna Riddle się przyglądała...
– Czemu odnoszę dziwne wrażenie, że Malfoy jednak trafił? – zapytał Theodor. Reszta przyjaciół także zaczęła wpatrywać się w byłego Gryfona z wyczekiwaniem. Widząc pytające spojrzenia przyjaciół, Harry w końcu odpowiedział zgodnie z prawdą.
– Tak, dobrze strzelacie, umówiłem się z Ivy – rzekł, specjalnie używając jej imienia. Wzruszył ramionami. W gruncie rzeczy nie miał nic do ukrycia, przecież i tak by się dowiedzieli.
– Okej, to było dość niespodziewane – powiedział Draco. – Ja tam tylko żartowałem – dodał z uśmiechem.
– Bystry, przecież widać jak za nią lata, czego ty nie wiedziałeś? – odezwała się Avada, trochę za ostro. Harry natomiast spojrzał ze zdumieniem na córkę Lorda Voldemorta. Nie rozumiał, co Avada miała na myśli, bowiem do niedawna nawet do niego samego nie docierało, iż Krukonka faktycznie go interesuje, a wcześniej jedynie obrzucali się obelgami. Coś mu tu nie pasowało.

***

Czas leciał nieubłaganie, a cisza nocna trwała już jakiś czas. Było sporo po dwudziestej trzeciej. Jeszcze nie tak dawno Harry się wahał. Nie miał pojęcia czy zmierzyć się z Weasleyem, czy olać jego propozycję. Nie, Potter się nie bał. Zastanawiał się jedynie czy rudzielec czegoś nie kombinuje, bowiem po nim można spodziewać się wszystkiego.

W końcu po namyśle Harry cicho podniósł wieko kufra i wyciągnął z niego pelerynę-niewidkę. Nie robiąc zbędnego hałasu opuścił Ślizgońskie lochy i powędrował w stronę wieży Astronomicznej, dokładnie tam, gdzie miał się spotkać Weasleyem. Nadal nie mógł rozgryźć Gryfona, kompletnie nie pojmował jego toku rozumowania. Co mu da ten przegrany dla niego pojedynek? Jednak Harry nadal nie wykluczał, że to może być jakaś zasadzka, dlatego zachowywał wszelką ostrożność. Na szczęście zna sporo klątw, no i ma pelerynę-niewidkę, więc był spokojny. Na wszelki jednak wypadek zaczął przypominać sobie w myślach zaklęcia ataku i obrony, jakie tylko potrafił rzucić. Wśród niech znalazły się zwykłe rozbrajające, ale i groźniejsze, takie jak Sectumsempra i kilka innych równie przyjemnych.

Potter znalazł się już na miejscu. Starał się cicho stąpać, aby Weasley nie usłyszał go z daleka, Harry chciał się najpierw rozeznać w sytuacji. Stał właśnie przed ostatnimi drzwiami, które były lekko uchylone. Chłopak podszedł bliżej i otworzył drzwi na oścież, nie zauważając niczego podejrzanego. Wszedł do środka, bacznie się rozglądając. Ron go zauważył i od razu posłał w jego stronę klątwę, przed którą Harry ledwo zdążył się uchylić. Spojrzał w stronę, z której nadleciał promień, a dopiero wtedy dostrzegł, iż stał tam Weasley z głupkowatym uśmiechem na twarzy i był najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.

Expelliarmus! - wykrzyknął Harry, dłużej nie zwlekając. W końcu Weasley już zaczął atakować. Rudzielec całkiem sprawnie zdołał odparować zaklęcie i od razu posłał w jego stronę kolejne. Młody Potter mocniej zacisnął dłoń na różdżce i długo nie pozostał bezczynny. Odpłacił się Weasleyowi tym samym, jednak również i on zdołał uchylić się przed promieniem. Na tym nie poprzestali. Walka trwała nadal i była bardziej zażarta, niż Harry mógł się spodziewać.
– Atakujesz z zaskoczenia? – zapytał Harry, mając nadzieję, iż rozmowa trochę rozproszy przeciwnika. – Myślałem, że to miał być uczciwy pojedynek! – stwierdził chłopak, posyłając w stronę Weasleya kolejną klątwę.
– Któryś z nas musi okazać się sprytniejszy, prawda? – odparł Weasley, a chwilkę później w stronę Harry'ego poleciała kolejna klątwa. Tym razem było to zaklęcie tnące, co zaskoczyło Ślizgona, gdyż było to jedno z zaawansowanych zaklęć, a poza tym użyte w walce miało na celu poważnie zranić przeciwnika. Harry nie pozostał mu dłużny. Posłał w stronę Rona kolejną klątwę, lecz ten zdążył odskoczyć w ostatnim momencie
– Myślałem, że sprytem wyróżnia się Slytherin, nie Gryffindor – rzucił z przekąsem czarnowłosy.
W odpowiedzi Gryfon posłał Harry'emu kolejne tnące zaklęcie, które to musnęło czarnowłosego w lewe ramię, rozdzierając mu rękaw bluzki i odrobinę go w nie raniąc, całe szczęście, iż nie trafił w miejsce, gdzie wypalony miał Mroczny Znak, bo wtedy Ron mógłby go dostrzec, na szczęście tak się nie stało. Potter nie zwrócił na to uwagi i coraz zacieklej go atakował, używając jeszcze coraz to nowych, groźniejszych zaklęć. Zaczął się zastanawiać, czy Weasley, u diabła, zna tylko to jedno zaklęcie, bo używał go non-stop. Postanowił odpłacić mu się tym samym. Teraz to Weasley trochę krwawił, gdyż nie zdążył odsunąć ręki na czas. Jednak nie przejął się tym, tylko walczył dalej.

Po kilkunastominutowym, zaciętym pojedynku, Gryfon w końcu został trafiony klątwą oszałamiającą. Harry sam przed sobą musiał przyznać, że rudzielec walczył coraz lepiej, co było bardzo zastanawiające, jednak nie zaprzątał sobie tym teraz głowy. Zadowolony Harry podszedł do niego z fiolką, którą wyjął z kieszeni. Skierował różdżkę w stronę rozciętego miejsca na ręku Weasleya. Rana zdążyła się już odrobinę zasklepić, jednak gdy Harry machnął nad nią różdżką, krew znów zaczęła się z niej sączyć. Podstawił fiolkę do rozcięcia i napełnił ją, a potem wyciągnął kolejną i uczynił to samo. Mógł, co prawda poprosić Ginny, ale nie chciał zawracać głowy przyjaciółce, skoro okazja sama się nadarzyła.

Gdy skończył, miał już wychodzić, ale wtedy do głowy wpadł mu genialny pomysł, a na jego wargach zagościł iście diabelski uśmieszek. Z powrotem podszedł do nieprzytomnego chłopaka, a potem zaczął rzucać na niego przeróżne zaklęcia. Efekt był wyjątkowo komiczny. Ron Weasley nie miał już płomiennorudych włosów — teraz był posiadaczem tęczy na głowie, która doskonale gryzła się z masą piegów na jego twarzy. Jakby tego było mało, włosy zostały wydłużone, a także wyrosła mu broda, sięgająca do samej podłogi, kolorystycznie pasująca do fryzury.
– Gdy będzie chodził, na pewno się o nią potknie – powiedział Harry złośliwie – przynajmniej raz wywinie orła.
Ślizgon dorzucił jeszcze zaklęcie, które sprawi, że Gryfon nie zauważy swojego stanu dopóty, dopóki ktoś go nie wyśmieje. Harry był z siebie niezwykle dumny. Czuł, że musi jeszcze raz podziękować bliźniakom za podesłanie mu książki o dowcipach. Już nie mógł się doczekać, kiedy Weasley wejdzie do Wielkiej Sali pełnej uczniów. To będzie przedstawienie roku!


***

Ron wreszcie się ocknął, jednak spostrzegł, iż coś jest nie tak. Od razu zauważył, że na dworze jest już jasno. Która mogła być godzina? Nie zastanawiał się nad tym długo, bo od razu zalała go fala wściekłości. Potter kolejny raz okazał się lepszy od niego. Przecież Gryfon tyle ćwiczył, tyle trenował... a mimo to nadal nie potrafi pokonać swojego byłego, najlepszego przyjaciela. To nie był jego najszczęśliwszy dzień, zdecydowanie.

Niedaleko leżała jego drewniana różdżka, chciał po nią sięgnąć, jednak poczuł lekki ból. Przypomniał sobie o zaklęciu, które go trafiło. Wypowiedział kilka inkantacji, a zaschnięta krew zniknęła. Nie znał jednak magii leczniczej na tyle, aby zupełnie pozbyć się rany. Na szczęścia ta była już zasklepiona, a nie wydawała się poważna, więc nie powinna mu zbytnio przeszkadzać. Przynajmniej taką miał nadzieję. Nie minęło wiele czasu i opuścił wieżę Astronomiczną w parszywym nastroju.

***

Harry najzwyczajniej w świecie jadł śniadanie razem z przyjaciółmi ze swojego domu, tak jak to miał w zwyczaju każdego poranka. Od samego rana był w wyśmienitym nastroju, co nie umknęło uwadze jego siostry, która co chwila rzucała mu podejrzliwe spojrzenia.
– Coś ty taki wesoły? – zapytała. –Mam wrażenie, że coś knujesz – stwierdziła w pewnym momencie Catherine, uważnie przypatrując się bratu.
– Avery jeszcze randki nie odwołała, to się cieszy – wyszczerzył się Malfoy, na co Harry posłał mu spojrzenie, które miało zwiastować bolesną śmierć, ale ten stan szybko mu przeszedł.
– Być może niedługo zobaczymy przedstawienie – stwierdził beztrosko, a na jego twarzy gościł złośliwy uśmiech, gdy po raz kolejny zerknął w stronę wejścia do Wielkiej Sali.
– Coś ty znowu zmalował? – wtrąciła się Hermiona, z wyczuwalną nutką nagany w glosie. Od początku przysłuchiwała się rozmowie. Jak zwykle nic nie mogło umknąć jej uwadze...
– Ja? Nic takiego. – odparł spokojnie Harry, jednak radosny nastrój go nie opuszczał. I wtedy nastała cisza jak makiem zasiał. Wszyscy uczniowie, jak i nauczyciele spojrzeli w stronę drzwi prowadzących do Wielkiej Sali. Harry od samego początku czekał na ten moment.

***

Gdy Ron przechodził obok Wielkiej Sali, usłyszał hałasy. Wtedy zrozumiał, że jest pora śniadania, a akurat w tym momencie zaburczało mu w brzuchu. Był piekielnie głodny, zresztą jak zawsze. Nie myśląc za wiele, wszedł do Wielkiej Sali pełnej uczniów z zamiarem skierowania się do stołu, przy którym już siedziało większość jego współdomowników. Zdążył zrobić jedynie kilka kroków, aż nagle gwar ucichł, a wszyscy byli wpatrzeni w niego. Po kilku sekundach rozległy się pierwsze śmiechy, a potem wszyscy już otwarcie go wyśmiewali. Ron Weasley nie rozumiał, o co im wszystkim chodzi, więc szedł dalej, aż nagle potknął się i upadł prosto na twardą posadzkę, co wywołało jeszcze większe salwy śmiechu, a nawet nauczyciele ledwo się powstrzymywali. Weasley dopiero wtedy zauważył swój wygląd, jak się okazało, zaklęcie Harry’ego zadziałało poprawnie. Wściekły jak najszybciej opuścił Wielką Salę, obiecując sobie, że Potter pożałuje tego, co mu zrobił.

***

Przy stole Slytherinu zapanowało wyjątkowe poruszenie i wesołość, zwłaszcza że główny sprawca tego czynu znajdował się właśnie tam.
– Nie mów, że to twoja sprawka! - powiedziała radośnie Cathy, spoglądając na śmiejącego się brata. -– Jak udało ci się to zrobić? I kiedy? – dopytywała dziewczyna.
– Nic się przed wami nie ukryje... – westchnął. – Wszystko od razu chcielibyście wiedzieć – powiedział i szybko opowiedział im o pojedynku z Gryfonem.
– Żartujesz? - zapytał z niedowierzaniem Snape, który podobnie jak reszta nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Oczywiście Hermiona nie odpuściła mu wykładu na temat, jak nie odpowiedzialnie postąpił, nikomu nic nie mówiąc o pojedynku z Ronem, jednak i ona była rozbawiona całą sytuacją, dlatego jej dzisiejszy wykład był dość krótki.

***

Po skończonym śniadaniu Ślizgońscy szóstoklasiści zmierzali właśnie na swoją pierwszą lekcję — transmutację. Byli już na trzecim piętrze, gdy Avada przypomniała sobie, że nie wzięła wypracowania, które zadała im profesorka, dlatego też chciała szybko wrócić do Lochów. Na pierwszym piętrze, na schodach zauważyła dziewczynę z burzą blond loków. Poczuła złość na jej widok, jednak po chwili w jej głowie zrodził się plan – w jej mniemaniu genialny.
– Hej, Avery! – zawołała donośnie, przyspieszając kroku, aby zrównać się z dziewczyną. Krukonka zatrzymała się i odwróciła zaskoczona widokiem Avady. Wcale nie była zadowolona, że spotkała córkę Czarnego Pana, za którą – mówiąc szczerze – zbytnio nie przepadała, a ponadto obawiała się jej.
– Avada – odparła uprzejmie Ivy. – Stało się coś? – zapytała. Była zaskoczona, że panna Riddle z nią rozmawia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej nie lubi, z wzajemnością zresztą; czego więc mogła od niej chcieć? Nie podobało się jej także to, iż na korytarzu były same, bowiem lekcja zaczęła się już kilka minut temu.
– Widzisz, Avery – zaczęła dziewczyna, posyłając Krukonce wrogie spojrzenie. – Ty się stałaś. Trzymaj się od niego z daleka – poleciła Avada.
– Nie mam pojęcia, o kim mówisz. Od kogo niby mam się trzymać z daleka? – Krukonka udała zdziwienie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, o kim mowa i bardzo jej się to nie podobało.
– Och, nie zgrywaj idiotki, chyba tak durni ludzie nie trafiają do Ravenclawu – zirytowała się Ślizgonka – Potter nie jest dla ciebie, pogódź się z tym jak najprędzej – stwierdziła.
– Harry jest tylko moim przyjacielem – powiedziała Avery na tyle obojętnie, na ile zdołała.
– I to dlatego idziesz z nim na randkę do Hogsmead? – zapytała Avada, zaciskając pięści. Jej spojrzenie mogłoby rzucać mordercze zaklęcia, gdyby tylko potrafiło.
– Jesteś zazdrosna? – zapytała spokojnie Krukonka, choć miała ochotę jej wykrzyczeć, że Harry jest tylko jej i tak naprawdę cieszy się z tego faktu. – Mówiłam ci już, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Chyba wolno nam wyjść gdzieś razem, nieprawdaż? Poza tym nie będę ci się tłumaczyć – stwierdziła. Słysząc to Avada Riddle zdenerwowała się jak mało kto. Co ta bezczelna dziewucha sobie wyobraża?! Jak śmie jej się przeciwstawić?!
– Nie zapominaj, z kim rozmawiasz, Avery – wysyczała dziewczyna i przystawiła jej różdżkę do gardła.
– Oh, jakżebym śmiała – odparła Krukonka.
– Jestem córką Lorda Voldemorta, a ty tylko jedną z nic nieznaczących śmierciożerców – mówiła twardo dziewczyna, wpatrując się w blondynkę, a jej różdżka cały czas boleśnie wbijała się w szyję dziewczyny. – Znaj swoje miejsce Avery – warknęła Avada, odsuwając się nieco od dziewczyny. – Nie chcę cię przy nim widzieć – dodała jeszcze z zamiarem odejścia.

– Dlaczego więc sama się z nim nie umówisz? – zapytała Ivy. – A może Harry po prostu cię nie chce? – zapytała złośliwie Krukonka. – Może nie możesz znieść tego, że… – Ivy wiedziała, że przesadziła w momencie, gdy spostrzegła, że ręka, w której czarnowłosa dzierżyła różdżkę, drgnęła niebezpiecznie, a potem w błyskawicznym tempie Ślizgonka się odwróciła, natomiast blondynka ledwo zdążyła uskoczyć przed fioletowym promieniem. Widząc, iż w jej kierunku leci kolejny łamacz kości, szybko wyciągnęła różdżkę i rzuciła tarczę.
– Avery! – wysyczała Avada i posłała w jej stronę kolejne zaklęcie tnące. Już na początku roku szkolnego Severus kilkakrotnie przypominał jej, iż Hogwarcie była nałożona bariera przeciw klątwom czarno magicznym, które chroniły przed rzucaniem ich, a jeżeli ktoś by się o to pokusił, to zostałby natychmiast wykryty. Córka Czarnego Pana nie mogła tyle ryzykować, dlatego ograniczała się do tych z zakresu białej magii mogące w jakiś sposób przeciwnika uszkodzić, oraz do oszałamiaczy. Z tego powodu była wściekła jeszcze bardziej, bowiem nie mogła pokazać tej bezczelnej dziewczynie, gdzie jest jej miejsce.

Odbijając kolejne klątwy tnące, a potem i łamacze kości Krukonka wiedziała, iż przesadziła. Co ją podkusiło, aby aż tak przeciwstawiać się córce Czarnego Pana? Ona i jej niewyparzony język! Dziewczyna była niesamowicie zirytowana, zwłaszczazwłaszcza że doszło do wymiany zaklęć. Jak okazało się, że Avada była niesamowicie szybka i Ivy musiała się niemal cały czas się bronić, prawie nie mając okazji do ataku, dlatego ucieszyła się, gdy zaklęcie tnące, musnęło dziewczynę w prawię ramię, rozcinając szatę, a syk, który wydobył się z jej ust jasno powiedział Krukonce, iż musiało ją zaboleć. Jednak to wcale nie sprawiło, iż Ślizgonka była słabsza. Pomimo bólu, ciągle atakowała, choć odrobinę z mniejszą intensywnością. To jednak wcale nie przeszkodziło w tym, aby Riddle trafiła kolejną klątwą tnącą w lewa nogę Krukonki, na co dziewczyna syknęła z bólu. Avada dobrze wcelował, jednak nie zamierzała na tym poprzestać, więc pomimo bólu, Krukonka musiała cały czas rzucać tarczę i blokować jej zaklęcia. Wiedziała, że ze zranionej nogi wypływa jej krew, ponieważ rana była spora, ale dziewczyna nic nie mogła poradzić, na ten fakt, natomiast córka Czarnego Pana błyskawicznie to wykorzystała. Zaczarowała kawałek podłogi, aby zmienił się w lód, a Krukonka się poślizgnęła, gdy tylko postawiła stopę i poleciała do tyłu… ze schodów. Na twarzy Ślizgonki pojawił się uśmiech satysfakcji. Ivy nawet nie zauważyła, że poprzez cofanie się, które była zmuszona, aby uskakiwać przed zaklęciami, znalazła się przy samych schodach. Dziewczyna ostrożnie podeszła do nich i upewniając się, że nie ma tam nikogo, kto mógłby ją zobaczyć, ujrzała leżącą Avery, która była nieprzytomna. Panna Riddle była z siebie wyjątkowo zadowolona, a w jej jasnych tęczówkach zabłysły złowrogie iskierki. Jak najszybciej odeszła z tego miejsca, doprowadzając swoją szatę i draśnięte ramię do porządku, aby nikt niczego nie podejrzewał.

***

Tego samego dnia podczas obiadu uczniowie Hogwartu dostali wiadomość, która wywołała niemałe poruszenie. Dyrektor ogłosił, że już jutro odbędzie się losowanie uczestników Międzydomowych Zawodów. Niemal każdy był podekscytowany tym wydarzeniem i zastanawiał się, kto będzie reprezentował jego dom. To wydarzenie było odskocznią od codziennych obowiązków i wielu uczniów nie mogło się go doczekać. Jedynie młodsze roczniki były odrobinę zawiedzione, jednak nie mniej podekscytowane.

Jednak nie wszyscy byli tak bardzo zainteresowani nadchodzącymi zawodami. Patric Rins, Krukon z siódmego roku miał w tej chwili o wiele większe zmartwienie niż jakieś zawody, w których i tak nie miał zamiaru brać udziału. Jego najbliższa przyjaciółka Ivy gdzieś przepadła. Nie pojawiła się na żadnej dzisiejszej lekcji. W Pokoju Wspólnym Krukonów, także jej nie było, tak samo, jak i w bibliotece, czy na obiedzie – zupełnie jakby zapadłą się pod ziemię. A może wezwał ją Lord Voldemort? Byłoby to dziwne, w środku dnia i to w tygodniu, zważając na fakt, iż dziewczyna była w Hogwarcie, dlatego Patric niepokoił się o nią jeszcze bardziej niż normalnie. Nigdy wcześniej tak nie znikała.
– Widziałeś może Ivy? - zapytał po raz któryś znajomego siedzącego obok. Jednak ten zaprzeczył. Żaden Krukon nie widział dzisiaj jego przyjaciółki.
– Ivy Avery? – rozległ się nagle głos, więc Patric skierował swój wzrok w tamtą stronę. Pytanie zadała Luna Lovegood, dziewczyna, która miała opinię zdrowo stukniętej, jednak w jakiś dziwny sposób między nią, a Avery nawiązała się jakaś nić sympatii i porozumienia. Jednak w tej chwili nie było to dla niego istotne.
– Widziałaś ją? – zapytał zdenerwowany Patric, mając nadzieję, iż wreszcie się czegoś dowie.
– Rano zanosili ją do Skrzydła Szpitalnego. Znalazłam ją nieprzytomną przy schodach, prowadzących na pierwsze piętro – wyjaśniła z lekkim smutkiem. – Wokół niej czułam mnóstwo Chochlików Mącigłowych – dodała szybko. – Na pewno przez nie…
– Dzięki Po... Luna – przerwał szybko chłopak, nie chcąc słuchać dalszych wyimaginowanych opowieści i poderwał się ze swego miejsca i nawet nie dokańczając posiłku, ruszył w stronę Skrzydła Szpitalnego. Przerwa obiadowa była dość długa, więc jeszcze zdążył odwiedzić przyjaciółkę. Na miejscu był w zaledwie kilka minut. Zadziwiające, że nawet nie pomyślał wcześniej o tym miejscu. Gdzie się podział jego Krukoński rozsądek?
– Patric – ucieszyła się Krukonka na widok przyjaciela. Chłopak podszedł bliżej i usiadł obok niej na skraju łóżka.
– Nie masz pojęcia, jak się martwiłem, gdy usłyszałam, że nikt cię od śniadania nie widział. Podobno Pomyluna znalazła cię nieprzytomną przy schodach, co się stało? Spadłaś? – Chłopak mówił jak najęty.
– Spadłam – prychnęła Ivy. Jej przyjaciel zrobił pytającą minę, widząc, iż cos jest nie tak. – Szłam na eliksiry i zaczepiła mnie Riddle – zaczęła wyjaśniać. – Chciała, abym odczepiła się od Pottera... jest o niego cholernie zazdrosna. Zaczęłyśmy się kłócić, przyznaję, mogłam powstrzymać swój język, ale tak mnie zirytowała, że nie zważałam na to, kogo jest córką. Potem latały zaklęcia, a później nawet nie wiem, kiedy znalazłam się przy schodach i poczułam, że spadam. Suka zraniła mnie w nogę i chyba zaczarowała podłogę, bo straciłam całkowicie równowagę – syknęła Ivy, zaciskając dłonie w pięści, tak boleśnie, że paznokcie ją trochę poraniły. Dziewczyna była wściekła ze swojej bezsilności. – Obudziłam się tutaj cała poobijana i ze złamaną nogą – zakończyła opowieść.
– Zrobisz coś z tym? – zapytał Patric, spoglądając na przyjaciółkę.
– A co ja mogę? Przecież to córka samego Czarnego Pana – stwierdziła gorzko Krukonka. – Może trafimy razem na jakąś misję i całkiem przypadkiem wymsknie mi się jakaś Avada Kedavra w jej kierunku? – stwierdziła niewinnie.
– Ivy, proszę cię, zerwij z nim kontakt – poradził Patric, bowiem według niego to było najrozsądniejsze wyjście.
– Nawet tak nie mów – powiedziała stanowczo, spoglądając ze zdumieniem na przyjaciela.
– Ivy, chcę, tylko żebyś była bezpieczna. Musisz dobrze żyć z córką Czarnego Pana, a w tej sytuacji jest to nie możliwe – powiedział chłopak, a ona w głębi duszy przyznała mu rację. Nie powinna prowadzić wojny z Riddle, rozsądne wiec będzie dostosowanie się do jej polecenia. Jednak… Ivy gdzieś zgubiła swój Krukoński rozum, a pozostało jej się jedynie serce, które nie miało nic wspólnego z rozsądkiem, który cechował wychowanków Roweny.
– Nie, Patric. Nie zmienię zdania, a z Riddle jakoś sobie poradzę. – stwierdziła dziewczyna. – Jakoś dam sobie radę – dodała, zastanawiając się jak wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.
– Martwię się o ciebie, Ivy. Wiem, że Potter jest naprawdę w porządku, ale...
– Nie — zaprotestowała. – Nie przekonasz mnie, Patric. Poza tym przerwa obiadowa się kończy – dodała. – Nie powinieneś iść na popołudniowe zajęcia?
– Masz rację. Przyjdę wieczorem – stwierdził, podnosząc się ze swego miejsca. Musiał koniecznie coś wymyślić, aby uchronić swoją przyjaciółkę przed Riddle. Tylko co on mógł zrobić?
– Patric, weź moje wypracowania z torby i pooddawaj nauczycielom, okej? – poprosiła Krukonka.
– Jasne — potwierdził i sięgnął po pergaminy, znajdujące się w jej torbie. – Do zobaczenia później.
Patric wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, jednak wiedział, że jeszcze ma chwilę czasu przed kolejnymi zajęciami. Postanowił sobie, że nie pozwoli, aby jego przyjaciółce coś się stało. Krukon od razu skierował się w stronę Wielkiej Sali z nadzieją, że spotka tam konkretnego Ślizgona. Miał szczęście, bo ten akurat razem z przyjaciółmi wychodził z pomieszczenia
– Potter, możemy porozmawiać? – zapytał, przy okazji zauważając, że Avada Riddle uważnie lustrowała go wzrokiem, w odwecie chłopak posłał jej nienawistne spojrzenie. Patric nie był śmierciożercą, dlatego był w lepszej sytuacji niż Ivy.
– Jasne, o co chodzi? – zapytał Harry.
– Na osobności, jeśli łaska – wtedy Ślizgon zauważył, że coś jest nie tak. Czyżby coś się stało Avery?
– Spotkamy się na zaklęciach – rzekł do przyjaciół i oddalił się z Patricem, aby znaleźć spokojniejsze miejsce do rozmowy. – Co się stało? Coś z Ivy? – zapytał, gdy zostali całkiem sami.
– Tak, chodzi o Ivy. Twoja przyjaciółka zepchnęła ją ze schodów, zaraz po tym, jak stoczyła z nią pojedynek. – oznajmił krótko, nie owijając w bawełnę.
– Jak to? Co ty mówisz? – Ślizgon nie mógł w to uwierzyć. Jakim cudem, którakolwiek z dziewczyn mogła zrobić coś Ivy? I dlaczego?
– Rano przed lekcjami – wyjaśnił Krukon. – Riddle to zrobiła – dodał, wymawiając nazwisko dziewczyny z odpowiednią dawką jadu.
– Co jej strzeliło do głowy? – zapytał zaskoczony Harry. Nie miał pojęcia, jaki powód mogła mieć Avada, aby to zrobić. Kompletnie tego nie rozumiał. – Jesteś pewien?
– Chyba nie sądzisz, że Ivy kłamie? – odparł pytaniem na pytanie, uważnie przyglądając się byłemu Gryfonowi.
– Nie, no, coś ty... Tylko nie mogę w to uwierzyć. – próbował wyjaśnić Harry.
– Nie możesz w to uwierzyć? – zaśmiał się Rins – Do cholery, ona jest córką Voldemorta, wszystkiego można się po niej spodziewać – powiedział dobitnie.
– Co z Ivy? – zmienił temat Harry.
– Trochę się poobijała, jest w Skrzydle Szpitalnym. Podejrzewam, że nie będzie chciała ci tego powiedzieć, ale ja nie chcę by coś się stało z Ivy. Będzie lepiej, jeśli zrobisz coś ze swoją przyjaciółką, zanim ja coś zrobię – stwierdził krótko. – Ivy już ma ten wasz znak, dlatego nie może przeciwstawiać się jego córce… – Harry słuchał tego ze zdumieniem. Nie podobało mu się ostatnie zdanie Patrica. – Krukon zauważył zdumienie Harry’ego i przerwał na chwilę. – Skoro was razem złapano w święta, to wniosek jest jeden – wyjaśnił kąśliwie. – Zachowam to dla siebie, nie martw się, Potter. O czym to ja mówiłem? – zapytał, bo Harry zbił go z pantałyku. – A, już wiem. Ivy nie zbyt może się jej sprzeciwić, wiadomo dlaczego. Jednak to twoja przyjaciółka, więc może ty jakoś ją utemperujesz – stwierdził chłopak.
– Jasne, porozmawiam z nią – powiedział Harry. – Ivy… – zamyślił się okularnik. – Ivy jest wyjątkowa i nie pozwolę, aby ktokolwiek…
– Wiem – przerwał Patric. – Naprawdę, do ciebie nic nie mam, ale jeśli twoi znajomi będą zagrażać Ivy, to nawet od ciebie ją odizoluje. Ewentualnie raz na zawsze rozprawię się z Riddle, ja nie mam nad sobą Voldemorta – stwierdził nastolatek.
– Nie zrobisz tego! – powiedział Harry. – Zadbam o nią.
– Wolałbym nie. Wydaje się ciebie lubić – rzekł Patric ze znaczącym uśmiechem.
– Jest w Skrzydle Szpitalnym, tak? – zapytał, jednak ucieszył się, słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez Patricka, ale w żaden sposób nie dał po sobie tego poznać. I tak miał wystarczający mętlik w głowie.
– Tak, ale raczej nie zdążysz już jej odwiedzić.
– Pewnie nie. Lecę na lekcję, wpadnę do niej później. I porozmawiam z Avadą, jeszcze dzisiaj – zapewnił Potter.
– Mam nadzieję – odparł tylko Patric, a potem każdy z nich podążył w swoim kierunku.
Harry’emu po głowie krążyło mnóstwo myśli. Nie mógł zrozumieć tego, jak Avada mogła uczynić coś takiego. Co prawda zauważył wcześniej, że nie darzyły się z Ivy sympatią, ale kompletnie nie pojmował jej motywów. O co w tym wszystkim chodziło? Jego rozmyślania przerwał dzwonek na lekcje, więc przyśpieszył kroku, aby zdążyć przed przyjściem nauczyciela.

***

Dumbledore siedział na swym wygodnym krześle i mierzył wzrokiem obecnych w jego gabinecie uczniów. Wezwał kilkoro z tych, którym ufał i pokładał w nich wielkie nadzieje, iż pomogą mu walczyć z młodocianymi śmierciożercami.
– Jutro rozpoczyna się losowanie – mówił spokojnie -– Wasze zadanie jest oczywiste...
– Wyeliminujemy tylu śmierciożerców, ile tylko zdołamy – wtrącił Weasley, a jego oczy płonęły ogniem zemsty. Bardzo chciał pozbyć się tylu Ślizgonów, ile tylko się dało, a zawody, które nadchodziły, dawały mu takową szansę. Nie bez powodu doskonalił się w pojedynkach.
–Tak, panie Weasley, to jest priorytetem – potwierdził dyrektor. – Pamiętajcie jednak o ostrożności, to ma wyglądać jak wypadek. W pierwszych czterech zadaniach niech będą poturbowani najbardziej, jak się da, dopiero w ostatnim zabijajcie.
– Wiemy o wszystkim, panie profesorze – wtrącił ktoś inny.
– Najważniejsza jest Riddle – instruował ich dalej dyrektor. – Pamiętajcie o tym.
Albus Dumbledore nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał dobrotliwego staruszka z uśmiechem na twarzy. Dyrektor Hogwartu, na co dzień z maską wciągniętą na swe oblicze, teraz siedział i z kamienną twarzą zlecał morderstwo, a raczej kilka ich, uczniom Hogwartu. Niewielu było świadomym faktu, iż ten czarodziej zrobi wszystko, aby wygrać tę wojnę.

***

Gdy tylko wszystkie lekcje tego dnia miały swój kres, Harry Potter szybko zostawił książki w dormitorium, a potem nie marnując ani chwili, udał się do Skrzydła Szpitalnego, aby odwiedzić Ivy, która tam wylądowała. Kiedy przyszedł na miejsce, dziewczyna siedziała oparta o poduszki, była całkiem sama. Czytała jakąś książkę, jednak natychmiast ją odłożyła na bok, gdy tylko zobaczyła przybyłego Ślizgona. Bardzo ucieszyła się na jego widok, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
– Jak się czujesz? – zapytał spokojnie Harry, przysiadając na brzegu łóżka, na którym leżała Krukonka. Chłopak naprawdę się o nią martwił. Było mu przykro, że między Ivy, a Avadą zaszło do tak nieprzyjemnego incydentu. Zastanawiał się też, jak jego przyjaciółka mogła dopuścić się do tak perfidnego czynu, jednak o tym dopiero z nią porozmawia.
– Żyję – powiedziała spokojnie, z cichym westchnieniem. – Złamałam nogę i trochę się poobijałam, ale nie jest źle. Pani Pomfery szybko to zaleczy – wyjaśniła beztroskim tonem. Nie chciała, aby chłopak zaczął cokolwiek podejrzewać.
– Słyszałem, że spadłaś ze schodów – stwierdził, spoglądając z zainteresowaniem na dziewczynę, zastanawiając się, co mu odpowie.
– Tak – potwierdziła Avery. – Potknęłam się i spadłam – dodała, nie wiedząc, że Harry już zna prawdę. Ivy była zdania, że nie powinna mu tego mówić, w końcu córka Lorda Voldemorta jest przyjaciółką Harry’ego. – Jestem straszną niezdarą – dodała z lekkim rozbawieniem, aby być bardziej wiarygodną.
– Ivy – powiedział Harry ze zrezygnowaniem słyszalnym w głosie. – Dlaczego nie mówisz mi prawdy? – zapytał, spoglądając w jej niebieskie tęczówki, natomiast dziewczyna trochę się zmieszała i spuściła na chwilę wzrok.
– Harry, ja... – nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć.
– Dobrze wiem, że to przez Avadę – oznajmił jej krótko. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Patric – westchnęła, wszystko nagle rozumiejąc. – Riddle to twoja przyjaciółka, nie chciałam cię martwić – zaczęła spokojnie wyjaśniać, ponownie spoglądając w jego zielone tęczówki. – Przecież nic poważnego mi się nie stało – dodała. Nie chciała na ten temat rozmawiać. – Naprawdę, nie musisz się martwić, Potter – rzekła.
– Ivy – powiedział cicho i zamilkł, jakby się nad czymś zastawiał, a potem z lekkim wahaniem ujął jej dłonie w swoje i spojrzał w jasne tęczówki dziewczyny, a jej serce szybciej zabiło, choć Potter wcale nie był tego świadomy. – Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu – powiedział stanowczo, nadal na nią patrząc. I ona także się w niego wpatrywała, żadne nie potrafiło przerwać tego spojrzenia.
– Wystarczająco już ci narobiłam kłopotów – wymamrotała dziewczyna.
– Pleciesz, Avery – stwierdził z lekkim uśmiechem chłopak.

Nagle oboje usłyszeli, że drzwi do Skrzydła Szpitalnego się niespodziewanie otwierają i to ten dźwięk poniekąd przywrócił ich do rzeczywistości. Do środka wszedł jeden z Krukonów z siódmego roku. Był nim Patric, przyjaciel blondynki. Harry odsunął się trochę od Ivy, natychmiast puszczając jej dłonie.
– Przeszkadzam? – Zapytał, widząc, że chyba przyszedł nie w porę. Dostrzegł jak Ślizgon odsunął się od jego przyjaciółki. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Od dawna już wiedział, że ta dwójka ma się ku sobie, nawet jeżeli Ivy wcześniej zapierała się twardo, że nie.
– Nie – powiedział szybko Harry. – Ja już i tak miałem wychodzić – wyjaśnił podnosząc się. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę.
– Do zobaczenia, jutro – powiedział i opuścił królestwo pani Pomfery. Musiał natychmiast odnaleźć Avadę Riddlę, dlatego też od razu skierował się do salonu Slytherinu rozmyślając nad daną sytuacją. Czuł się źle, że to przez niego Krukonka wylądowała w Skrzydle, bo chyba tak było? Póki się jedynie kłócili, nic się nie działo. Jednak jaki w tym wszystkim cel miała córka Czarnego Pana? O tym nie wiedział. A może Avery w jakiś inny sposób zaszła jej za skórę? Harry Potter pochłonięty myślami, nawet nie zauważył, iż znajdował się już przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu, spostrzegł to dopiero po kilku chwilach, gdy zorientował się, że stoi i wpatruje się w ścianę. Chłopak wypowiedział hasło, a ta rozsunęła się i ukazała przejście, a nastolatek natychmiast wszedł do salonu Węży. Swoich przyjaciół zauważył od razu. Rozsiedli się na najwygodniejszych kanapach przed kominkiem. Tak jak zwykle mieli to w zwyczaju, więc Harry podszedł do nich, jednak od razu zauważył, że brakuje Hermiony i Avady.
– Gdzie byłeś? – zainteresowała się jego siostra. – Nigdzie cię nie widzieliśmy – dodała zaciekawiona.
– Byłem w Skrzydle Szpitalnym, Ivy spadła ze schodów – wyjaśnił krótko chłopak. – Gdzie Avada? – zapytał chcąc zejść z tematu Krukonki, widząc, iż jego przyjaciele wymienili między sobą spojrzenia.
– Poszła z Hermioną do dormitorium – wyjaśnił spokojnie Draco. – Twoja mina nie zwiastuje niczego dobrego – stwierdził poważnie blond włosy, uważnie przyglądając się Potterowi.
– Muszę z nią tylko o czymś pogadać – wyjaśnił najspokojniej, jak się dało, a przyjaciele wymienili zaskoczone spojrzenia. Natomiast Harry udał się do dormitorium dziewcząt, nic sobie z tego nie robiąc. Chłopak mógł bez problemu się do niego dostać, nie tak jak było to w Gryffindorze, gdzie panowie nie mogli przekroczyć progu do żeńskiego dormitorium. Podobno kilka lat temu jacyś Ślizgoni z ostatniego roku odkryli przeciwzaklęcie i je po prostu zdjęli. Tak jest do dziś, nikt tego nie naprawiał. Harry nie zastanawiał się nad tym dłużej, tylko odnalazł właściwe drzwi, zapukał i wszedł do środka, gdy usłyszał pozwolenie.
– Hej – przywitał się z przyjaciółkami. – Av, możemy pogadać? - zapytał nim jego przyjaciółka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. – Sami – podkreślił, patrząc przepraszającym wzrokiem na Hermionę. Dziewczyny spojrzały zaskoczone na Pottera nic nie mówiąc, a Lestrange od razu podniosła się z miejsca i powiedziała.
– Zostawię was samych – sięgnęła tylko książkę z kufra i wyszła do Pokoju Wspólnego. Chłopak nie spuszczał z niej wzroku, dopóki nie zniknęła za drzwiami. Harry i Avada zostali sami w dormitorium. Ślizgon usiadł na brzegu łóżka naprzeciw Ślizgonki znajdującej się na swoim.
– Stało się coś? – zapytała dziewczyna beztroskim tonem, wpatrując się w czarnowłosego. Udała zdziwienie, ale domyślała się jaką sprawę miał do niej Harry. Ta przeklęta dziewucha musiała mu wszystko powiedzieć. Avada powinna się tego spodziewać prędzej, czy później. Oh, już ona jej pokaże, co to znaczy zadzierać  z córką Czarnego Pana!
– Myślałem, że to ty mi to powiesz, Avado – stwierdził chłopak cały czas się wpatrując w przyjaciółkę. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej nieciekawej sytuacji. Ile mu powiedziała ta przeklęta Krukonka?
– Harry, o co ci chodzi? – zapytała nadal udając głupią.
– Podobno walczyłaś z Ivy i spadła przez ciebie ze schodów – powiedział wprost, uważnie przypatrując się pannie Riddle.

– Tak ci powiedziała? – zaśmiała się córka Córka Czarnego Pana. – Potknęła się i spadła – wyjaśniła na pozór spokojnie Ślizgonka. – Teraz próbuje nas skłócić – dodała beztrosko,, zakładając na twarz maskę obojętności. – Nie widzisz, że to jest jej kolejna gra? Najpierw próbowała cię poniżyć, a teraz odciąć od przyjaciół – improwizowała Ślizgonka.

Harry westchnął ze zrezygnowaniem. Dlaczego jego przyjaciółka nie chce powiedzie mu prawdy?
– Jaki miałaby w tym cel? – zapytał spokojnie, wpatrując się w przyjaciółkę. Ufał Avadzie bezgranicznie, jednak teraz…
– Nie wiem – odparła, wzruszając ramionami. – Jednak cię atakowała od września, zapomniałeś o tym? – zapytała córka Czarnego Pana.
– Dlaczego mnie okłamujesz, Av? – Zapytał Harry wprost. Nie miał ochoty ciągnąć gry przyjaciółki i słuchać jej miernych tłumaczeń, podczas, gdy znał prawdę.
– Skąd wiesz, że to nie ona kłamie? – odbiła Avada.
– Bo nawet mi tego nie chciała powiedzieć? – odparł pytaniem na pytanie rozeźlony i gwałtownie poderwał się z miejsca. Harry się wściekł na przyjaciółkę. – Próbowała to przede mną ukryć – dodał zirytowanym tonem.
-– Więc skąd wiesz, że ja... Że spadła? – zapytała zaskoczona dziewczyna, omal się nie zdradzając.
– Skąd? Nie ważne, po prostu wiem. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego to zrobiłaś, Avado? – zapytał Ślizgon.
– Więc wierzysz jej, tak? – oburzyła się córka Czarnego Pana, stając na równe nogi. – Wierzysz tej... – przerwała, gdy Harry także wstał. – Nie widzisz, że ona próbuje zniszczyć to, co jest między nami? – próbowała się jakoś ratować z tej sytuacji.
– Av, czy ty słyszysz, co mówisz? – zapytał młody Potter zaskoczony. Argumenty jego przyjaciółki były niedorzeczne. – Poza tym sądzisz, że ktokolwiek byłby w stanie zniszczyć naszą przyjaźń? – zapytał Ślizgon, starając się zachować spokój. Ivy nie wchodziła między niego, a jego przyjaciół, więc o co chodzi Avadzie? Harry kompletnie nie rozumiał zachowania przyjaciółki, ale kto potrafi zrozumieć dziewczyny?
– Harry, ty naprawdę nic nie rozumiesz? – zapytała cicho Ślizgonka, podchodząc bliżej przyjaciela. Harry od razu stwierdził, że była zdecydowanie za blisko. – Nie widzisz tego, że dla mnie nie jesteś jedynie przyjacielem? – zapytała, nie panując już nad tym, co robi, co mówi. Potem, nim Harry zdążył zaprotestować, złapała lekko za jego krawat i przyciągnęła do siebie, aby móc musnąć jego wargi swoimi. Zawsze opanowana dziewczyna totalnie straciła nad sobą kontrolę i zadziałała pod wpływem impulsu. Harry natychmiast ją odsunął, a dziewczyna wydawała się być przerażona swoim czynem.
– Co Ty wyprawiasz? – Nie uzyskał odpowiedzi, ponieważ odwróciła się i wyszła, zostawiając czarnowłosego samego z tysiącem myśli w głowie.
– Avada! – wykrzyknął za nią Harry, zaskoczony takim obrotem sprawy. Jednak dziewczyna już zniknęła za drzwiami, nawet na niego nie patrząc. Nie widział, że z jej oczu leciały łzy – pierwszy raz, od bardzo dawna. Chłopak usiadł. Był zdumiony. Zszokowany. Zdezorientowany. Avada… Naprawdę? – niedowierzał w to, co teraz się wydarzyło. Spodziewał się kłótni, był gotowy na to, że córka Lorda Voldemorta się na niego obrazi, ale nie tego. Nadal czuł na swych wargach jej dotyk. Czy on naprawdę był, aż taki ślepy, że tego nie zauważył? Co miał teraz zrobić? Nie chciał jej ranić, ale nie mógł ofiarować jej nic więcej niż swoją przyjaźń.

Po chwili drzwi do dormitorium ponownie się otworzyły, a do środka weszła rudowłosa dziewczyna. To była siostra bliźniaczka Ślizgona. Podeszła bliżej i usiadła obok niego. Wiedziała, że coś się stało, bowiem dawno nie widziała swojej przyjaciółki w takim stanie i natychmiast domyśliła się wszystkiego, gdy Hermiona powiedziała jej, że zostawiła ich samych.
– Avada wybiegła ze schodów, miała łzy w oczach – powiedziała spokojnie Catherine. – Co się stało? – zapytała, chcąc się upewnić. – Hermiona jest przy niej – dodała, zanim zdążył jej powiedzieć, że lepiej, aby ona poszła do niej, przeczuwając, że jej brat tak by właśnie uczynił.

Chłopak cicho westchnął ze zrezygnowaniem i zaczął szybko opowiadać siostrze to, co się przed chwilą wydarzyło. Dziewczyna ze spokojem wysłuchała wszystkiego, a potem odpowiedziała.
– Wiedziałam, że ona w końcu nie wytrzyma – mruknęła Cathy, ale jednak w jej głosie był wyczuwalny smutek. Było jej bardzo żal przyjaciółki.
– Wiedziałaś o tym? – zapytał zaskoczony Harry, spoglądając na swą siostrę.
– Pamiętasz? Kiedyś ci mówiłam, żebyś uważał, abyś kogoś przez przypadek nie zranić – przypomniała bratu rudowłosa. Harry pamiętał. Nie wiedział wtedy, co jego siostra ma na myśli, jednak dopiero teraz wszystko stało się jasne. Zrozumiał także motywy Avady, ona była po prostu zazdrosna.
– Nie chcę jej ranić – zaprotestował chłopak. – Avada jest dla mnie bardzo ważna, naprawdę, ale jest moją przyjaciółką. Nie, Av jest jak siostra – poprawił się. – Jak siostra, nikt więcej – wyjaśnił chłopak strapionym tonem.
– Otrząśnie się i będzie jak dawniej, zobaczysz – powiedziała Catherine, która dobrze znała córkę Lorda.
– Jak mogłem tego nie zauważyć? Czy ja naprawdę jestem takim kiepskim przyjacielem? – zapytał Harry ze zrezygnowaniem.
– Wiesz, Avada też nie jest zbyt wylewna, a kiedyś była jeszcze bardziej zamknięta w sobie – zaczęła swą opowieść Cathy. – Chcesz posłuchać jaka była w Dumstrangu? – zapytała dziewczyna, spoglądając na brata.
Chłopak pokiwał głową, bowiem Avada i Cathy rzadko mówiły o ich dawnej szkole. Catherine westchnęła cicho i kontynuowała swoją opowieść.
– Av, jest córką Czarnego Pana, dlatego zawsze zgrywała twardą. Od dziecka była tego uczona. Avada zawsze starała się być niedostępną, bezuczuciową. Zbudowała wokół siebie mur, którego nigdy nie pozwalała nikomu przebić. Zresztą, tak nas wychowali Malfoy'owie ją, mnie i Dracona. Wiesz, jaki potrafił być czasami Bystry – dodała, a Harry pokiwał głową na znak zrozumienia. Malfoy potrafił być arystokratycznym dupkiem. – Gdy jeszcze chodziłyśmy do Durmstrangu tak właśnie było – mówiła dalej rudowłosa. – Avada zawsze była silna, twarda, nie dawała nikomu sobą pomiatać. Chciała być taka jak jej ojciec, zawsze pragnęła, aby był z niej dumny, gdy już powróci, w co zawsze wierzyła. Chciała wzbudzać strach tak jak on. I wiesz, taka właśnie była – rzekła z lekkim uśmiechem, jakby właśnie coś sobie przypomniała. – W Durmstrangu wielu się przed nią lękało. Zawsze też dostała, to czego chciała. Jak ktoś jej wpadł w oko, zawsze go miała, każdy jej ulegał, bez wyjątku. Była w kilku związkach, jednak nikogo wcześniej nie kochała. Nikogo nie dopuszczała do siebie tak blisko – mówiła dalej rudowłosa. – Jedynie mnie i Dracona, wiesz, że razem się wychowaliśmy. Nikt tego nie wie, ale Avada jest strasznie wrażliwa – wyznała Cathy, chyba tylko ona zdawała sobie z tego sprawę. – Siedzi to głęboko w niej, mimomimo że tego nie okazuje – wyjaśnia dziewczyna, z cichym westchnieniem. – Znała oczywiście część Ślizgonów, ale byli dla niej nikim. Nie liczyli się, śmierciożercy to jedynie jej poddani i tak ich traktuje. A potem… Później poznałyśmy Hermionę, jeszcze zanim się przeniosłyśmy do Hogwartu. To właśnie dzięki niej ten mur zaczął się kruszyć. Hermiona pokazała jej, że otworzenie się na ludzi nie jest złe. Nie musi przed nimi tak bardzo uciekać. A później… Później pojawiłeś się ty i Avada zaczęła wariować, bo cię pokochała. Wiesz, najpierw musiała udawać miłą, przyjazną, miała sprawić, abyś jej zaufał, żebyśmy mogli pokazać ci prawdę. Nie masz pojęcia jak sceptycznie była do tego nastawiona, zanim cię poznała, była wściekła na Czarnego Pana za to zadanie, ale musiała je wykonać, choć cię nienawidziła, przecież przez ciebie jej ojciec zaginął, jednak… Nie poszło po jej myśli. Wreszcie ktoś stał się dla niej ważniejszy niż ona sama. Nigdy nie zaznała tego uczucia z tego, co się orientuje. Przeniosłyśmy się do Hogwartu, a jej cały mur się powoli kruszy. Nadal jest twarda, ale teraz wyszła z niej ta zwariowana strona. Zawsze była szalona, jednak nigdy tego tak nie okazywała. Czasami naprawdę jej nie poznaję. Jednak wiem, że jak się uspokoi, będzie tak jak dawniej. Zrozumie, że może być przy tobie jedynie jako przyjaciółka – zakończyła spokojnie Cathy, swoją chaotyczną opowieść. – Tylko nie powtarzaj jej tego, bo się wścieknie – dodała dziewczyna.

Harry słuchał z uwagą słów siostry. Nigdy żadna z dziewczyn nie mówiła tyle o ich życiu w Durmstrangu, jedynie jakieś pojedyncze, nic nieznaczące wzmianki. Nie miał pojęcia o tym wszystkim, co działo się wcześniej, czy jaka była córka Voldemorta.
– Naprawdę nie chcę jej ranić – stwierdził Harry. – Ale...
– Wiem Harry — stwierdziła dziewczyna. – Av sobie poradzi, jest twarda. Zobaczysz. Szybko się ogarnie – powiedziała z lekkim uśmiechem panna Porter.
– Obyś miała rację – powiedział Harry zatroskanym głosem.
– Choć swoją drogą, fajną bylibyście parą – dorzuciła siostra Wybrańca.
– Cathy, przestań – mruknął chłopak. – Idę do siebie – stwierdził nastolatek, podnosząc się ze swego miejsca. Jego siostra natomiast obserwowała go, dopóki nie zniknął jej za drzwiami. Martwiła się zarówno o niego, jak i o swoją przyjaciółkę. Żałowała, że to wszystko tak się potoczyło.

***

Hermiona Lestrange pomimo zmiany nazwiska i domu wciąż była tą samą, dawną Hermioną, która goniła wszystkich do książek oraz pomagała innym uczniom w lekcjach. Tego nic i nikt nie było i nie będzie w stanie w niej zmienić, choć niektórzy patrzyli na nią z nieufnością, oceniając dziewczynę po nazwisku i naszywce na szacie. Zbliżała się już cisza nocna, jednak ona nadal siedziała w bibliotece razem z jednym z pierwszorocznych Krukonów i pomagała mu odrabiać jego lekcje, tłumacząc tematy, których nie rozumiał. Lubiła takie wieczory, ona poprzez to powtarzała sobie zagadnienia z poprzednich lat, a innym niosła pomoc. Tym razem z nią przesiadywał Mark White z Ravenclawu.
– Hermiono, już cisza nocna – zauważył nagle jedenastolatek, spoglądając na zegarek, który miał umiejscowiony na ręku. Chłopiec popatrzył na Hermionę, która nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w litery na pergaminie, które co dopiero Krukon napisał.
– Co? – zapytała zaskoczona, a potem spojrzała na zegarek, który miała na nadgarstku. – Rzeczywiście, zasiedzieliśmy się trochę. To zbieraj książki i zmykaj spać – powiedziała z uśmiechem dziewczyna, jednocześnie zbierając swoje rzeczy. Dla niej pojęcie czasu w bibliotece nie istniało. Młoda panna Lestrange mogłaby godzinami przesiadywać w tym magicznym, pełnym ksiąg miejscu. Po chwili oboje opuścili książkowe królestwo pani Pince, rozchodząc się do swoich Pokoi Wspólnych. Dziewczyna dzisiaj jednak nie bez powodu przetrzymała małego Marka w bibliotece. Zdawała sobie sprawę, iż dotarcie na Wieżę Krukonów zajmie mu odpowiednią ilość czasu, w której korytarze zdążą opustoszeć.

Gdy Mark opuścił wreszcie królestwo pani Pince, Harry Potter już siedział na pustym korytarzu. Był ukryty pod peleryną niewidką i czekał w samotności. Korytarz, na którym się znajdował, prowadził do Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Jego obecność w tym konkretnym miejscu nie była przypadkowa, tak samo, jak to, że akurat tego wieczoru Hermiona pomagała w lekcjach małemu Krukonowi. Młody Potter wciąż nie wykonał swojego zadania od Czarnego Pana i teraz zamierzał to uczynić.

Chłopak nagle usłyszał kroki. Wyjął różdżkę i podniósł się z ławki, na której siedział, bowiem na to właśnie czekał. Siedział w ukryciu do momentu, aż chłopiec go minie, a potem rzucił na niego drętwotę, aby oszołomić pierwszoroczniaka. Otworzył drzwi do pustej klasy, która znajdowała się obok i przeniósł go tam za pomocą czaru lewitującego. Nie widział go nikt. Harry zamknął drzwi jednym zaklęciem, aby nikt nie mógł dostać się do środka, a potem ściągnął z siebie pelerynę niewidkę. Podszedł bliżej Krukona i nie patyczkując się, rozciął mu rękę, a gdy tylko zaczęła się sączyć krew, przystawił fiolkę do zranionego miejsca. Gdy zebrał tyle ile potrzeba, rzucił na ranę proste zaklęcie leczące, którego się nauczył, a potem odszedł. Nim zamknął drzwi, wystawił za nie rękę z różdżką i ocucił chłopczyka. Na pewno się zdziwi, ale nie powinien zauważyć niczego dziwnego. Harry wykonał swoje zadanie, wystarczyło tylko przekazać krew Czarnemu Panu i zadanie wykonane.

***

Dni mijały jeden za drugim. Czas pędził, nie zatrzymując się nawet na moment. Nim zdążyło się obejrzeć, już nastał pierwszy kwietnia. Wielu uczniów z ogromną niecierpliwością wyczekiwało tego dnia. Niemal każdego intrygowały zawody międzydomowe. Każdy zastanawiał się, co przygotowali im nauczyciele. Musieli wytrzymać jedynie do kolacji, wieczorem powinni dowiedzieć się o wszystkim…
– Weasley od jakiegoś czasu siedzi cicho, a dzisiaj puszy się niczym paw – zauważył nagle Draco, spokojnie wpatrując się w rudzielca.
– Chyba nie myśli, że go wybiorą? – zaśmiała się Cathy. – Czyżby Gryffindor nie miał lepszych reprezentantów? – dodała kpiąco, spoglądając jednocześnie na stół wrogiego domu.

Harry zaczął uważnie przyglądać się Weasleyowi. Faktycznie, był w niesamowicie dobrym nastroju, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Harry przypomniał sobie o tym, jak rudzielec poprawił swoje umiejętności w pojedynkowaniu się. Czarnowłosy przeniósł wzrok na Dumbledore'a. Dyrektor także wyglądał na bardzo z czegoś zadowolonego, choć nie cieszył się tak otwarcie, jak Gryfon. Harry był pewien, że coś jest na rzeczy. Tylko co się za tym wszystkim kryło? Podejrzewał jedno – nic dobrego.
– To nie jest przypadek – podzielił się Harry swymi spostrzeżeniami. - Oni coś planują, Dumbledore coś kombinuje, są za radośni.
– Co masz na myśli, Harry? – zapytała Hermiona marszcząc lekko brwi, jak to miała w zwyczaju, gdy nad czymś się zastanawiała.
– To nie będzie nic dobrego, przynajmniej nie dla nas – Ślizgonów – stwierdził Harry, bowiem co do tego wątpliwości nie miał. Chłopak był pewien, że coś się będzie działo, nie wiedział tylko co, jednak akurat to miało wyjaśnić się już niebawem.

***

Poranne zajęcia trwały w najlepsze, tocząc się swym normalnym trybem. Wielu uczniów nie mogło na nich wysiedzieć, wyczekując końca dnia. Niemal wszyscy byli podekscytowani zbliżającymi się zawodami. Szóstoroczni Ślizgoni i Gryfoni przebywali właśnie na historii magii z profesorem Flamelem. Zajęcia z nim były o wiele ciekawsze niż z profesorem Binnsem, który wcześniej zajmował to stanowisko, jednak wielu uczniów z upragnieniem czekało tego dnia na dzwonek zwiastujący przerwę.
– Koniec zajęć – obwieścił spokojnie nauczyciel, zamykając książkę z cichym trzaskiem. – Gryfoni możecie już opuścić salę, Ślizgonów proszę jeszcze o pozostanie przez krótką chwilę – dodał, co uczniowie przyjęli z cichym jękiem, natomiast Gryfoni jeszcze bardziej się rozpromienili.
– Posłuchajcie mnie uważnie – powiedział nauczyciel, gdy drzwi klasy zamknęły się za ostatnim Gryfonem. Nauczyciel rzucił jeszcze zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu – Wiem, że wielu z was pochodzi z rodzin śmierciożerców – oznajmił wprost. – Proszę mi nie przerywać, panno Parkinson – wtrącił, widząc, że dziewczyna zrobiła oburzoną minę i miała zamiar się odezwać. – Będę mówił wprost – oznajmił mężczyzna. – Nie potępiam was za to, być może ktoś z was także ma na ramieniu wiadomy znak. A może żadne z was jeszcze go nie posiada. To nie ważne, ja was nie oceniam przez pryzmat tego, po której stronie stoicie – zaczął wyjaśniać spokojnie stary nauczyciel. Jednak Albus Dumbledore uważa was za wystarczające zagrożenie.
– Co pan ma na myśli? – Zapytała jak zwykle ciekawska Hermiona. – Sugeruje pan, że dyrektor coś planuje, aby się nas pozbyć?
– A jak pani myśli, panno Lestrange? – zapytał spokojnie, spoglądając na brązowowłosą. – Ma w Hogwarcie dzieci śmierciożerców, a nawet córkę samego Voldemorta – oznajmił Flamel, spoglądając przez chwilę na Avadę.
– Te zawody to nie przypadek – wtrącił Harry. – Od początku wydały się podejrzane.
– Więc Dumbledore myśli, że się nas pozbędzie – podsumowała Pansy Parkinnson.
– Tak, panno Parkinson. Wiem, że uczniowie innych domów mają się sprzymierzyć przeciw wam. Wiem też, że losowanie będzie ustawione...
– Czemu nam pan pomaga? – zapytał podejrzliwie Draco.
– Jako nauczyciel mam obowiązek was chronić przed niebezpieczeństwem. Wracajcie już na lekcje – dodał. – Nikt nie może wiedzieć, że was ostrzegłem, rozumiecie? – zapytał, a uczniowie zapewnili, że będą milczeć na ten temat. Ślizgoni jeszcze przez chwilę na niego popatrzyli, jednak zaraz opuścili klasę do obrony przed czarną magią z milionami myśli w głowie. Co też może planować dyrektor Hogwartu? Wszystkiego mieli dowiedzieć się wieczorem, podczas pierwszej, kwietniowej kolacji.

Nie wiem czemu, ale nie weszły mi akapity...