Dziś dwudziesty czwarty grudnia, Wigilia Bożego Narodzenia, jedyny taki dzień w roku, gdzie niemal wszyscy się radują. Nawet sam Czarny Pan bardzo lubił te święta, choć mugolskie. Przywłaszczył sobie także stanowisko Świętego Mikołaja i obdarowywał wszystkich wspaniałymi prezentami, o których wszyscy marzyli. Jak Lord Voldemort mógłby się powstrzymać od rozdawania paczek świątecznych?! Czerwone oczy już posiadał, a szkarłat to przecież kolor Świętego Mikołaja! Jego różdżka niczym wór z prezentami, dla każdego miała jakiś podarek. Tu świąteczny Cruciatus, tam świąteczna Avada Kedavra, gdzieś indziej świąteczna Sectumsempra! Czy ktokolwiek inny byłby tak wspaniałomyślny i obdarowywałby wszystkich nie oczekując niczego w zamian? Taaak... Lord Voldemort uwielbiał święta Bożego Narodzenia...
***
W Wigilijny poranek Harry Potter przebywał razem ze swą siostrą w pokoju i oboje rozmawiali i śmiali się w najlepsze, korzystając z tego iż nadszedł czas beztroski, a nad nimi nie wisi Dumbledore czekający, aż któreś coś zdradzi. Nagle Catherine spojrzała na okno, za którym było biało, bowiem wszystko pokrywał chłodny w dotyku biały puch.
– Pada coraz gęściejszy śnieg – zauważyła nastolatka, a na jej wargach zaigrał uśmiech, natomiast w oczach pojawiły się radosne iskierki. Właśnie wyobraziła sobie. że ten cały śnieg spada na blond czuprynę Dracona Malfoy'a.
Właśnie wtedy drzwi się otworzyły na oścież, a do pokoju wpadł młody chłopak z blond czupryną, zupełnie jak na zawołanie!
– PADA ŚNIEG! PADA ŚNIEG! – Zaczął śpiewać, niesamowicie się przy tym ciesząc.
– Zamknij się Malfoy! – Ryknęło zgodnie rodzeństwo, chcąc, aby Draco się wreszcie uciszył, bowiem, jego wrzaski nie były niczym przyjemnym dla ucha.
– DZWONIĄ DZWONKI SAŃ! – Darł się dalej blondyn, nawet nie zwracając uwagi na to, że nie jest tu mile widziany.
W końcu Cathy podniosła się z fotela, na którym do tej pory siedziała, wyciągnęła różdżkę z kieszeni, a potem wcelowała nią w Malfoya i miotnęła zaklęciem, czym spowodowała, że blondyn znalazł się na korytarzu, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Potem dziewczyna jak gdyby nigdy nic, powróciła na swoje miejsce. Od razu rodzeństwo zaniosło się głośnym śmiechem. Jednakże nie minęła nawet minuta, a drzwi po raz kolejny się otworzyły, a z za nich wychylił się Draco.
– Jak śmiałaś, Catherine! Za karę powiem Ci coś strasznego! – zagroził konspiracyjnie chłopak.
– Ach tak? Co takiego? – Zapytała młoda śmierciożerczyni. Co ją mogło przerazić? Niewiele rzeczy...
– Nie dostaniesz prezentu! Mikołaj nie istnieje! –Wykrzyknął i natychmiast ulotnił się z miejsca zdarzenia, nim którekolwiek zdążyło potraktować go kolejna klątwą.
– Coo? Jak to nie istnieje?! – Wykrzyknęła nastolatka zrozpaczonym tonem. – Harry, powiedz, że to nie prawda.
– Spokojnie, Cathy, Malfoy to zwykła kłamliwa fretka – zapewniał Harry, starając się uspokoić siostrę. – Mikołaj istnieje i na pewno coś ci przyniesie. A może chcesz świątecznego Cruciatusa, od Czarnego Pana?
– Tak! – Wykrzyknęła uradowana dziewczyna, natychmiast zapominając o tym, co dopiero powiedział jej Malfoy.
***
Także i Hermiona Lestrange tego dnia przebywała swym pokoju. W tymże momencie ubierała choinkę. Zawiesiła już pięknie świecące światełka, a teraz wieszała ładną bombkę w kształcie książki, radośnie przy tym pogwizdując. Wtedy też drzwi do jej małego królestwa zostały z rozmachem otwarte, a do środka wpadł blondwłosy nastolatek.
– Pada śnieg, pada śnieg – zaczął Śpiewać blondyn.
– Dzwonią dzwonki sań - śpiewała dalej, melodyjnie brązowowłosa. Wtedy Malfoy nagle ucichł.
– Stało się coś, Draco? – Zapytała radośnie dziewczyna.
– Rozumiesz mnie! – Wykrzyknął radośnie blondyn. – Nikt mnie dzisiaj nie rozumie, prócz CIEBIE. Nikt nie chciał ze mną śpiewać.... A przecież świąteczne piosenki są takie piękne!
-– One są wspaniałe! – Wykrzyknęła radośnie dziewczyna. -– Święta są wspaniałe. Tyle dobrego jedzenia, prezenty... – Rozmarzyła się nastolatka.
- A ja dostałem już prezent! - Pochwalił się Draco. – Czarny Pan podarował mi świątecznego Cruciatusa!
– Draco, to wspaniale!
- Ale świąteczna avada kedavra mnie nie trafiła, to chyba przez ten likier, którym poczęstowała go matka – dodał po chwili. – Nie mógł dobrze wycelować.
***
Do rozpoczęcia kolacji Wigilijnej brakowało jedynie kilku minut. W salonie dworu Malfoy'ów zebrali już się wszyscy domownicy, a także zaproszeni goście. W jednym z kątów rozległego pomieszczenia przebywali dwaj Snape'owie. Młodszy z mężczyzn, ewidentnie próbował przekonać do czegoś swego ojca.
– Ale tatooo! – Zawołał Matt. –Są święta! – powiedział, jakby to był najsilniejszy argument.
– Nie założę tej idiotycznej czapki – warknął Snape. – Chcesz żebym jak wyglądał jak jeden z tych kretynów, których uczę?!
– Ale zobacz, nawet Czarny Pan taką ma – powiedział Matt, a potem wskazał na Lorda Voldemorta, u którego na głowie znajdowała się czerwona czapka, taka sama jaką nosi Święty Mikołaj.
– MATHEWIE SEVERUSIE SNAPE! – Ryknął nagle Severus.
– Severusie, co tu się dzieje? – Zapytał spokojnie Czarny Pan, który nagle się przy nich znalazł nie wiadomo skąd.
– Nic takiego, mój panie – odparł szybko Snape. – Muszę tylko porozmawiać z synem – dodał.
– Są święta, nie krzycz na syna. Cieszmy się wszyscy! – Zawołał Czarny Pan, a potem zabrał Mattowi świąteczną czapkę, którą trzymał w dłoniach, a następnie wcisnął ją na głowę Severusa. Natomiast Mistrz Eliksirów już sięgał ręką, aby pozbyć się niechcianego przedmiotu na głowie, ale...
– Ani mi się waż – syknął Czarny Pan, a potem oddalił się, wcześniej obdarowując ich uprzejmym uśmiechem. Natomiast Severus Snape założył ręce na piersi i przybrał naburmuszoną minę.
***
Wszyscy zasiedli już do stołu. Kolacja Wigilijna trwała w najlepsze. Wszędzie było słychać rozmowy i pobrzękiwanie sztućców. Panowała luźna atmosfera...
– Spróbujcie wyśmienitego likieru Narcyzy – zawołał Czarny Pan; który najwidoczniej już z nim przesadził. – Jest wyborny!
– Severusie, może udko nietoperza w sosie własnym? – Zaproponowała Bellatrix, wskazując na talerz z potrawą.
– - Wybacz, Bello – odmówił uprzejmie Snape. – Nie jestem kanibalem, wbrew temu, co mówią o mnie pierwszoroczniacy.
– Jak uważasz – odparła urażona śmierciożerczyni.
– Tatusiu! – Rozległ się radosny pisk Avady. – Co mikołaj przyniesie mi pod choinkę?
– A co byś chciała, Avadko? – Zapytał Czarny Pan spoglądając na swą córkę.
– Hmm... –Zamyśliła się dziewczyna – tuzin mugoli do torturowania, nie dwa tuziny! I nowe narzędzia tortur! Stare już mi się znudziły.
– Jak Mikołaj dostanie świątecznym Cruciatiusem, to na pewno dostaniesz, co tylko zechcesz – zapewnił Lord Voldemort.
***
Nagle Severus obudził się z głębokiego snu. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że wszyscy zgromadzeni także pogrążeni są we śnie. Jego wzrok spoczął na kilku pustych butelkach po likierze Narcyzy, który tak bardzo zachwalał Czarny Pan. Severus roześmiał się cicho i powiedział do siebie:
– Muszę wyciągnąć od Narcyzy recepturę na ten likier.