wtorek, 27 lutego 2018

Rozdział Siódmy

Za zbetowanie tym razem serdecznie dziękuję Weru.

Pierwszy tydzień szkoły minął tak szybko, jak się zaczął. Nawet na początku roku szkolnego nauczyciele nie oszczędzali uczniów, bez skrupułów zadając masę prac domowych. Młodzież przygotowywała się do owutemów i po prostu powinni się uczyć, aby je dobrze zdać. Szkoda tylko, że wszyscy profesorowie nagle zapomnieli, że szóstoklasistów czeka to dopiero za dwa lata. Zwłaszcza profesor McGonagall nie chciała odpuścić pewnej czwórce i co chwila przepytywała ich na swoich zajęciach, co miało być pewnym rodzajem kary za ten haniebny w jej mniemaniu występek.
Grupa Ślizgonów z szóstego roku, z jednym wyjątkiem, korzystali z pierwszego w tym roku szkolnym sobotniego, słonecznego, a co najważniejsze wolnego od zajęć popołudnia, oddając się błogiemu lenistwu na hogwarckich błoniach. Szkoła zaczęła się już na dobre i nie zanosiło się, że często będą mogli się obijać.
– Co myślicie o Slughornie i Flamelu? – zapytała nagle Hermiona, odrywając wzrok od książki, którą trzymała na kolanach.
Oczywiście panna Lestrange nie mogłaby się obyć bez jakiegokolwiek tomiszcza. Książki były dziewczynie potrzebne do życia niemal tak samo jak tlen. A może bardziej?
– Obaj to kretyni – skwitował krótko Matt, jednak widząc, że jego dziewczyna przewraca oczami na tak banalną odpowiedź, uzupełnił ją o kolejne zdania: – Slughorn to jakiś kompletny zgrywus – westchnął, dając do zrozumienia reszcie, za jak bardzo żenujące to uważa. – Płaszczy się tylko przed wpływowymi ludźmi. A jak się zachwyca Szatanem! Gdyby tylko mój ojciec to zobaczył. – Roześmiał się, a z nim wspomniany chłopak.
– Nie wątpię w to, że kiedyś mu się to uda – mruknął Harry, bez trudu wyobrażając sobie zniesmaczenie profesora Snape’a. Dawny nauczyciel eliksirów prędzej by młodego Pottera zabił, niż zachwycał się nad jego wątpliwym talentem do sporządzania magicznych naparów. – Eh... a szósta klasa miała być taka piękna, bez eliksirów. – Rozmarzył się. Musiał jednak przyznać Mattowi rację, mając w pamięci, jak wyglądały pierwsze zajęcia z nowym nauczycielem.
– Ja się zgadzam z Mattem – wtrąciła Avada całkiem poważnie. – A jak się musi do mnie odezwać, to mało na zawał nie zejdzie – zakpiła.
– Wiesz, nazwisko robi swoje – dodała Cathy. – Widocznie nasz profesorek znał prawdziwe nazwisko Czarnego Pana i teraz się boi. Ja bym jednak uważała na Flamela – rzuciła. – Hermiono, mówiłaś, że co on wynalazł? – zwróciła się do przyjaciółki. – Jakiś ten głaz filologiczny, tak?
– Kamień Filozoficzny – poprawiła ją z rozbawieniem Hermiona. Reszta także lekko się zaśmiała. – Ja też bym go nie lekceważyła, mam dziwne wrażenie, że on nie jest tu przypadkowo, a na pewno jest o wiele potężniejszy od Dumbledore’a – dodała, gdy jej przyjaciele się uspokoili.
– Nie wierzę w to, że on tu jest bez jakiegoś konkretnego powodu – zaczął swój wywód Theodor, który do tej pory był bezkonkurencyjnym mózgiem Slytherinu. Wyglądało na to, że będzie musiał podzielić się swoim stanowiskiem z Hermioną. – Stworzył ten kamień, nie? Przecież taki człowiek musi być geniuszem! Po co by uczył w szkole? Nauczycielem może być praktycznie każdy. Coś mi tu śmierdzi…
– Może Dumbledore chce go mieć blisko siebie? – zasugerował Matthew. – Wiecie, może chce go mieć na oku, w końcu, co taki czarownik będzie przejmował się wojną, skoro żyje już tyle lat.
– Tak może być – zgodził się Potter. – Lekcje z Flamelem nie są czymś nadzwyczajnym, choć bez wątpienia jest lepszym nauczycielem niż Binns, ale to niemożliwe, aby był to jedyny powód jego obecności tutaj – stwierdził. – Myślę, że Dumbledore knuje coś większego – zasugerował.
– Myślicie, że Dumbledore ma potężnego sojusznika we Flamelu? – zapytała Avada, poważniejąc. Zdawała sobie sprawę z tego, że ten może być zagrożeniem dla jej ojca.
– Myślę, że tak – zgodziła się Hermiona. – Dumbledore obawia się Czarnego Pana i chce, aby szkoła była strzeżona najbardziej, jak tylko się da.
– O Slughorna mój ojciec także się upominał, jednak żaden śmierciożerca nie potrafił go wytropić – oznajmiła Avada. – Nie zdziwię się, jeżeli któregoś dnia w szkole pojawią się aurorzy.
– Powinniśmy mieć oko na to wszystko – stwierdził spokojnie Matt, a pozostali się z nim zgodzili. 
Wszyscy byli zgodni co do tego, że coś się szykowało, nie potrafili jedynie powiedzieć, co to takiego mogło być.

***

W Hogwarcie jest wiele tajnych, ukrytych skrótów i przejść. Niektóre są znane uczniom, inne nie. Właśnie jednym z ukrytych korytarzy szedł ciemnowłosy Gryfon z szóstego roku, który podążał w stronę swojego Pokoju Wspólnego.
Właśnie trwała cisza nocna i nie miał ochoty natknąć się na jakiegoś nauczyciela patrolującego korytarze, toteż wykorzystywał znane sobie tajne przejścia najczęściej, jak tylko mógł. Chłopak doszedł do jego końca i już miał stuknąć różdżką w ścianę, by otworzyć przejście, ale wtedy w owej ścianie ukazały się drzwi, które tak szybko się otworzyły, że uderzyły zaskoczonego Harry'ego Pottera, sprawiając, że ten omal się nie przewrócił. Odzyskał równowagę w ostatniej chwili.
Za drzwiami stała dziewczyna nieco niższa od niego, o długich kręconych blond włosach, a na szacie miała herb Ravenclawu. Harry uznał, że musi być z siódmego roku, ponieważ nie kojarzył jej z zajęć, a nie wydawało mu się, aby była młodsza od niego. Odznaka Prefekta Naczelnego widniejąca na jej piersi tylko potwierdziła jego domysły. Nie znał dziewczyny, ale miał wrażenie, że gdzieś już ją wcześniej spotkał.
– Mogłabyś trochę uważać – zauważył Harry, siląc się na milszy ton. Dziewczyna jednak od razu zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
– Nie mam zamiaru, Potter – powiedziała wyniośle. – Im bardziej jesteś uszkodzony, tym lepiej dla mnie – rzekła mściwie, posyłając mu pogardliwe spojrzenie. Chciała pokazać mu jak bardzo go nienawidzi. Pytanie tylko dlaczego? Harry nie rozumiał, o co jej chodziło.
Nie czekając na jego odpowiedź, wyminęła go i podążyła ukrytym korytarzem. Harry był niesamowicie zdziwiony jej zachowaniem.
– Coś ci złego zrobiłem? – zapytał chłopak, zerkając za odchodzącą Krukonką. Dlaczego ta dziewczyna była do niego tak wrogo nastawiona? Przecież nic jej nie zrobił, przynajmniej miał taką nadzieję. Czegoś takiego do tej pory mógł się spodziewać po Ślizgonach, po śmierciożercach, ale nie po przypadkowo spotkanych Krukonkach, których nawet nie znał.
Po chwili chłopak skierował się do Pokoju Wspólnego Gryfonów i szybko wyrzucił nastolatkę z głowy. Nie było sensu przejmować się jakąś głupią dziewczyną, zwłaszcza, że nie wiedział, o co mogło jej chodzić.

***

Było to miejsce owiane tajemnicą, niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. I choć wydawało się zwyczajne, bo była to niewielka przestrzeń pod gołym niebem, gdzieś w górach, z każdej strony otoczona twardymi, niemal nieprzeniknionymi skałami, to jednak krążyła tam magia, jaką niewielu było w stanie posiąść. Choć noc zapadła już dawno, a jasno świecący księżyc rozpraszał jej mroki, dzięki czemu wydawała się o wiele mniej straszna. 
Dokładnie na środku tej skalnej polany, na kamiennym podwyższeniu, spoczywała sporych rozmiarów kamienna misa. Wewnątrz niej wirowała biało-błękitna substancja, która emitowała niesamowite światło. Przypominało to odrobinę myślodsiewnię, w której przechowuje się wspomnienia, ale to było coś zupełnie innego, jakby bardziej magicznego...
Wokół tajemniczego naczynia stały trzy kobiety o urodzie zapierającej dech w piersiach. Każda z nich była ubrana w białą suknię, a ich włosy także świeciły, zupełnie jak substancja w zaczarowanym naczyniu. Ich oczy miały barwę mocnego fioletu i były niesamowicie do siebie podobne. Nie wyglądały jak normalni ludzie, bowiem nawet nimi nie były. Nie, te trzy piękne niewiasty były kimś znacznie więcej.
Jedna z nich machnęła ręką nad misą, jakby od niechcenia. Wtedy także substancja zabulgotała, a na jej powierzchni pojawił się obraz. Wszystkie trzy zaczęły się wpatrywać w naczynie. Na nieskazitelnej tafli ujrzały czarownika, który pragnął nieśmiertelności: Lorda Voldemorta. Mężczyzna nerwowo chodził wzdłuż pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka widać było, że intensywnie się nad czymś zastanawiał. Cóż mogło tak bardzo zaprzątać jego głowę? Może obmyślał kolejną strategię na wybicie mugolaków?
– Wiedziałam, że coś jest nie tak – mruknęła jedna z nich. – On już wie, że Flamel żyje, w końcu ktoś już musiał donieść, skoro Dumbledore okazał się taki nieroztropny – powiedziała to bez cienia emocji. Trudno było określić, czy z tego powodu była zła, czy może wręcz przeciwnie.
– Przyjdzie do ciebie, Esther – rzekła druga, zwracając się do trzeciej siostry, a na jej nieskazitelnym obliczu pojawił się grymas niezadowolenia. – To jest pewne. Pytanie tylko, co my wtedy zrobimy? Doskonale wiesz, co o tym sądzę – dodała. 
– W to nie wątpię.– Rozległ się głos niewiasty nazwanej imieniem. – Przybędzie bezzwłocznie, gdy ujrzy szansę, którą stracił wiele lat. I dostanie, czego chce – zakomenderowała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Widać było, iż to ona ma tutaj najwięcej do powiedzenia.
– Esther! Jak możesz?! – wykrzyknęła druga. – Jak śmiesz sama o tym decydować?! Zwróciłyśmy się przeciw wszystkim, sprzeciwiłyśmy się rodzinie, starszyźnie! Poświęciłyśmy tak wiele, aby tego dokonać! Tyle lat nad tym wszystkim pracowałyśmy, a ty…
– Slivers! – przerwała wywód siostry. – Marvolo dostanie recepturę, ale nie za darmo –na jej wargach zaigrał tajemniczy uśmieszek. – Po za tym, damy mu jedynie sposób na nieśmiertelność i scalenie tej jego bezwartościowej duszy, nic więcej.
– Wtedy ci się nie udało, chyba nie sądzisz, że teraz ci się powiedzie, Esther – syknęła Slivers niezrażona słowami siostry.
– Przesadzasz – odparła Esther na insynuację siostry.
– Co masz na myśli, Esther? – zapytała ta pierwsza, marszcząc brwi. Całkowicie zignorowała Slivers, bowiem mina jej siostry zwiastowała jakiś plan.
– Mam pewien pomysł...
Tej nocy trzy tajemnicze kobiety długo jeszcze dyskutowały na ten temat, aby wszystko powiodło się według planu Esther. Zdania były podzielone, jednak w efekcie końcowym udało im się dojść do porozumienia i zadecydowały o tym, co zrobią, gdy Lord Voldemort przybędzie po to, czego kiedyś nie udało mu się dostać.

***

Następnego dnia podczas śniadania, za namową Cathy, Harry usiadł razem ze Ślizgonami. Uczniowie, którzy jeszcze nie zdążyli przyzwyczaić się do tego, iż pogodził się z Malfoyem, a także nauczyciele, byli zszokowani, że jakikolwiek uczeń zmienił stół, a co dopiero było, gdy zrobił to Harry Potter! Do tej pory chłopak siedział przy swoim stole, najczęściej w towarzystwie Ginny albo z chłopakami z dormitorium, oczywiście nie wliczając w to Rona. Jednakże tego dnia jego siostra przyszła do stołu Gryffindoru i oznajmiła mu, że Harry ma iść z nią do Ślizgonów. Groziła mu nawet, że zawoła Bystrego i Matta, aby jej pomogli, go do nich zaciągnąć. Nie mając dużego wyboru, Gryfon dał się namówić siostrze i z nią poszedł, choć cały czas towarzyszyły mu obawy.
Wcześniej nikt nawet nie śmiał pomyśleć o tym, aby jakikolwiek Gryfon pogodził się ze Ślizgonem, a co dopiero siedzieć razem z nimi przy posiłku. Co prawda Harry miał trochę oporów, w końcu był pogodzony jedynie z kilkoma uczniami domu Węża, pozostała większość nadal darzyła go nienawiścią. Jednak zbytnio się tym nie przejął i już po chwili siedział między Malfoyem a Cathy, z którymi wdał się w rozmowę. Nie obyło się bez zagniewanych spojrzeń Ślizgonów, jednakże nikt nie ośmielił się wypędzić Gryfona z tego miejsca.
Podczas posiłku Harry opowiedział przyjaciołom o dziwnym zachowaniu dziewczyny, którą spotkał w nocy.
– Avery coś takiego powiedziała? – zdumiała się Hermiona, spoglądając z niedowierzaniem na przyjaciela. Wyraźnie nie spodziewała się takiego zachowania po Krukonce.
– Znasz ją? – zapytał Harry.
– Znam wszystkich prefektów – odparła dziewczyna. – Ivy Avery zawsze wydawała mi się taka beztroska i wesoła. Z tego, co wiem, to nie należy do śmierciożerców – rzekła, ściszając głos.
– Jednak jest raczej po naszej stronie – wtrąciła Avada. – I jej ojciec służy mojemu.
– To wcale nie tłumaczy jej słów – odparł Harry. – Zastanawiam się… – Chłopak nagle urwał w połowie zdania. Miał zamiar coś jeszcze dodać na temat dziewczyny, kiedy wysłuchał rewelacji od przyjaciół, lecz wtedy jego wzrok przykuły dwie osoby, które pojawiły się przy drzwiach, prowadzących do Wielkiej Sali: niezbyt wysoka rudowłosa dziewczyna i znacznie od niej wyższy czarnowłosy chłopak. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nastolatek był Ślizgonem, a dziewczyna Gryfonką i trzymali się za ręce. Wszystkie oczy skierowały się w ich stronę, a wszelkie rozmowy ucichły. Czarnowłosy najzwyczajniej w świecie odprowadził swoją dziewczynę do stołu Lwów, a sam skierował się do Węży, zupełnie tak, jakby robił to co dnia. Oboje, nie zwracając na nikogo uwagi najzwyczajniej świecie, zaczęli konsumować swój posiłek. Po chwili, gdy pierwszy szok minął, znów rozległ się gwar, taki jak każdego dnia, a nowa para w szkole stała się największym tematem plotek i spekulacji.
– Nie wierzę w to, co właśnie zobaczyłem – powiedział Malfoy, zwracając się do przyjaciela, gdy ten usiadł przy swoim stole.
– Z ust mi to wyjąłeś, Bystry – dodał Harry nie mniej zszokowany, zapominając nagle o Krukonce. Żaden z nich nie mógł uwierzyć, że zobaczył tę dwójkę razem.
– Ooo… Szatan – odezwał się Nott, który dopiero teraz go zauważył. – Nie pomyliłeś przypadkiem stołów, Gryfiaku? – zapytał, szczerząc zęby, a potem zajął wolne miejsce wśród przyjaciół.
– Wiesz, to samo mógłbym powiedzieć o tobie, Theodorze. Nie powinieneś siedzieć ze swoją dziewczyną? – odgryzł się Potter.
– Fajnie, że się zeszliście – stwierdziła Hermiona, przerywając wymianę zdań chłopaków. – Długo? – zainteresowała się. Wiedziała, że Ginny z kimś się spotykała, jednak tożsamość jej ukochanego pozostawała tajemnicą.
– Już jakiś czas – odparł Nott – Ukrywaliśmy się, bo Ginny trochę bała się reakcji rudego i reszty rodziny.
– Nie dziwię się – mruknął Harry z przekonaniem. – Dziwne, że jeszcze nie fika – rzekł, spoglądając na stół Gryfonów. Spostrzegł, że dziwnie było zerkać na swoje miejsce, podczas gdy siedziało się zupełnie gdzie indziej.
Natomiast Ron siedział kilka miejsc dalej niż jego siostra i na pierwszy rzut oka wyglądał na wściekłego. Co jakiś czas rzucał wrogie spojrzenia w ich stronę.
– Już zrobił awanturę, zanim tu weszliśmy – wyjaśnił Theodor. – Ginny zagroziła mu upiorogackiem.
– To dlatego jest taki cichy – zaśmiał się Harry. – Nie chce oberwać po raz kolejny.
– Nie dziwię mu się – odparł Nott z ironicznym uśmieszkiem. O tak… Theodor także doskonale wiedział, co potrafi zdziałać upiorogacek jego dziewczyny. Widocznie musiała kryć się za tym jakaś ciekawa historia, jednak nic już na ten temat nie wspomniał.

***

– Czy ty jesteś jakaś popaprana?! Czego ty ode mnie chcesz?! – warknął wściekły Harry w stronę Krukonki, która ponownie go zaczepiła.
Ledwo wyszedł z Wielkiej Sali, w celu udania się do swojego dormitorium po książki, których potrzebował na zajęcia, aż nagle wpadła na niego Prefekt Naczelna i, jakby tego było mało, próbowała mu wmówić, że to jego wina. Odkąd spotkał ją przypadkiem w tajemnym przejściu, takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Zupełnie jakby dziewczyna się na niego uwzięła! Harry nie miał pojęcia o co jej chodzi, a ona nie odpowiadała na żadne jego pytania.
– Popapraną mogłeś sobie odpuścić – odparowała nastolatka ze skrzywioną miną, jakby była zdumiona, iż Potter się jej odgryzł. – To ty nie umiesz chodzić! – wykrzyknęła wojowniczo. 
– Potter! Avery! – Rozległ się donośny głos oburzonej nauczycielki transmutacji, która zjawiła się przy kłócącej się dwójce nie wiadomo skąd. – Macie mi natychmiast wyjaśnić, co tu się wyprawia! – wykrzyknęła kobieta, zaciskając usta w wąską linię.
– Nic się nie dzieje, pani profesor – rzekła spokojnie dziewczyna, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech, jakby liczyła na to, że tym gestem udobrucha niewzruszoną nauczycielkę. – Po prostu Potter… 
– Mną się nie zasłaniaj – warknął Harry. – Ty zaczęłaś, kre… – urwał, gdy uświadomił sobie, że obok stoi opiekunka Gryffindoru.
– Potter! – zagrzmiała kobieta, mierząc groźnym spojrzeniem swojego wychowanka. Czasami zaczynała tracić do chłopaka cierpliwość, a odkąd zaczął spędzać czas w towarzystwie Ślizgonów miała wrażenie, że stał się jeszcze gorszy. Harry wiedział, że nieco przesadził i szybko przybrał skruszoną minę.
– Chodzi o to, pani profesor, że ten… znaczy Potter – zaczęła dziewczyna, zanim ugryzła się w język.
– Avery! Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę – rzekła McGonagall, domyślając się, co dziewczyna chciała powiedzieć.
– To pani ją w ogóle ma? – Wyrwało się blondynce zanim ta zdążyła się powstrzymać. – Przepraszam, pani profesor – dodała szybko, udając skruszenie. W końcu była Prefektem Naczelnym i takie zachowanie wobec nauczyciela było niedopuszczalne z jej strony.
– Widzi pani, pani profesor? – odparł Harry, posyłając pogardliwe spojrzenie Krukonce. – To ona wszystko zaczęła, a nawet do pani nie ma szacunku – odgryzł się chłopak, posyłając jej wrednie spojrzenie. Skoro rozpoczęła wojnę, to będzie ją miała! Chociaż, jakby się zastanowić, szkoda mu było wojować z taką ładną dziewczyną.
– Potter – syknęła Krukonka. Była zła na czarnowłosego oraz na to, iż profesor McGonagall została świadkiem ich kłótni. 
– Dość tego! Potter! Avery! – wykrzyknęła oburzona opiekunka Gryffindoru. – Minus dwadzieścia punktów dla waszych domów i szlaban jutro o dziewiętnastej. Rozejść się – zagrzmiała nauczycielka, spoglądając na uczniów, którzy oglądali tę scenę. – Powinna się pani wstydzić, panno Avery. To jest niedopuszczalne, aby którykolwiek z prefektów zarobił szlaban, a co dopiero Prefekt Naczelny – zbeształa Krukonkę. Harry w tym momencie posłał jej pogardliwe spojrzenie. – A ty, Potter takim postępowaniem przynosisz hańbę domowi Godryka Gryffindora – dodała, widząc jego zadowoloną minę.
– Przepraszam, pani profesor – wymamrotał chłopak.
Avery rzuciła jeszcze Potterowi wrogie spojrzenie i skierowała się w stronę wieży Krukonów. Tłum gapiów, który się w międzyczasie zebrał, zaczął powoli się rozchodzić zawiedziony tym, że widowisko trwało tak krótko. Wtedy do Harry’ego podszedł Malfoy, który również znalazł się wśród obserwujących uczniów.
– Szatan, czego Avery od ciebie chce? – zainteresował się, bowiem zachowanie Krukonki wydawało mu się niecodzienne.
– Żebym to ja jeszcze wiedział. Idę sobie normalnie do Pokoju Wspólnego, a tu taka zaczyna wyzywać, a potem jeszcze bezczelnie zapiera się, że to nie ona zaczęła – stwierdził rozeźlony. – I jeszcze ten durny szlaban!
Cała ta sytuacja zdecydowanie zepsuła mu humor. Zastanawiało go jednak zachowanie dziewczyny. Dlaczego zaczynała się z nim kłócić, gdy tylko się spotykali? To nie było normalne.
– Jak sam powiedziałeś, popaprana dziewczyna – stwierdził ze śmiechem Draco. – Może na ciebie leci? – zażartował.
– Merlinie, zlituj się nade mną – stwierdził Harry i wywrócił oczami, słysząc tę uwagę.
– Wiesz, może zorientowała się, po której stronie naprawdę stoisz i uznała cię za kogoś jej godnego – żartował dalej Malfoy, ku niezadowoleniu Harry’ego. – Wiesz, a potem zgarnie zaszczyty, że to ona przeciągnęła Harry’ego Pottera na złą stronę mocy – dodał konspiracyjnym szeptem, a potem się roześmiał.
– Bystry, ty lepiej zejdź do tych swoich lochów i z nich nie wychodź, dopóki nie zmądrzejesz – stwierdził chłopak, choć lekki uśmiech zaigrał także i na jego wargach.

***

Tego samego dnia, późnym wieczorem, Harry przebywał w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Chłopak rozsiadł się na wygodnej kanapie i pisał esej na transmutację. Miał dzisiaj parszywy dzień: kłótnia z Avery i durne zaczepki Rona, a więc także nie bardzo miał ochotę siedzieć nad tym przedmiotem. Jednak nie miał innego wyjścia, bowiem opiekunka jego domu była bardzo surowa i nie przyjmowała żadnych usprawiedliwień na brak pracy domowej, a Harry miał już dość szlabanów. Wystarczyło, że zarobił kolejny przez to, że Avery coś sobie ubzdurała.
W pewnym momencie koło stolika, przy którym siedział, zjawiła się rudowłosa piątoklasistka, którą Harry znał i bardzo lubił.
– Cześć, Harry, mogę się przysiąść? – zapytała dźwięcznym głosem. Chłopak podniósł wzrok na dziewczynę, a na jej widok uśmiechnął się.
– Hej, Ginny. Jasne, siadaj. – Zabrał torbę na książki i położył na podłodze, robiąc miejsce obok siebie. – Jakbyś kiedykolwiek musiała pytać – dodał wesoło. Harry bardzo lubił Ginny, była zupełnie inna niż jej nieznośny brat.
– Co tam piszesz ciekawego? – Zajrzała w pergamin.
– Taa… ciekawego – mruknął Harry z przekąsem. – Esej na transmutację, nudne jak flaki z olejem. McGonagall cały czas trąbi nam o owutemach, jakby nie wiedziała, że to dopiero za ponad rok! Zadała nam dwie rolki pergaminu na temat transmutacji ludzkiej. Dwie rolki! Jakby jedna to było mało – dodał sarkastycznie. – Nie chcę kolejnego szlabanu.
– Kolejnego? – pochwyciła Ginny.
– Już jeden zarobiłem przez jakąś durną Krukonkę – wyjaśnił. – Ale ten esej… przeklęta transmutacja.
Ginny zaśmiała się, a jej dźwięczny śmiech rozniósł się po Pokoju Wspólnym. Doskonale rozumiała frustracje Harry’ego. Profesor McGonagall zawsze zadawała dużo pracy domowej.
– Wiesz, na moim roczniku jest to samo – oznajmiła z cichym westchnieniem. – W końcu sumy. I tak mam dwa zaległe eseje, a jeszcze nam dowalają. Jutro zaczynam je pisać, czeka mnie wieczór z eliksirami i historią magii. Beznadziejne wojny goblinów… – westchnęła. – Choć muszę przyznać, że Flamel opowiada o wiele ciekawiej niż Binns – dodała dziewczyna z trochę raźniejszą miną.
– Żyć nie dają – mruknął. – A Hermiona jest nie lepsza. Cały czas goni nas do książek! Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale współczuję Ślizgonom. Tu przynajmniej mnie nie dopadnie.
– Pod tym względem się nie zmieniła? – zainteresowała się nagle Ginny.
– Coś ty! Jej się praktycznie nie daje od nich odciągnąć. Nic dziwnego, że zainteresowała się Mattem, oboje przesiadują w bibliotece i coś czytają – zaśmiał się Harry.
– Wiem, pamiętam jak zaganiała do nauki mnie, ciebie, Rona, a nawet Freda i George’a – powiedziała. – Słuchaj, Harry – rzekła już poważniejszym tonem. – Czy ona bardzo się przez te wakacje zmieniła? – zapytała. Harry nie wiedział, że dziewczyna przysiadła się do niego, ponieważ chciała porozmawiać o swej dawnej przyjaciółce.
Zamyślił się przez chwilę, zanim odpowiedział.
– Nie wydaje mi się, aby Hermiona zmieniła się przez wakacje – rzekł spokojnie. – Ona wtedy zaczęła ukazywać, jaka była już od dawna. Przez ponad pół roku ukrywała prawdziwą siebie pod skorupą spokojnej kujonicy, którą była wcześniej. W sumie to nadal jest kujonicą – dodał wesoło. – Wcześniej była pod jakimś zaklęciem, które maskowało cechy jej prawdziwych rodziców i dopiero po jego zdjęciu jej charakter uległ zmianie, chociaż nie są one zbyt duże. Na szczęście – dodał chłopak z ulgą. Widząc jednak zaciekawione spojrzenie swojej przyjaciółki, nastolatek kontynuował swą wypowiedź. – Hermiona stała się trochę bardziej… hmm… – urwał, szukając odpowiedniego słowa – wojownicza i bardziej pewna siebie. Spadek po Bellatriks, zapewne – rzekł, krzywiąc się, powiedziawszy imię matki przyjaciółki, a zarazem swojej domniemanej matki chrzestnej. – Nie mówiła ci o tym?
– Ani razu nie rozmawiałyśmy – powiedziała ze smutkiem Ginny. – Cały czas jest z tą całą Riddle i twoją siostrą.
– Ej! – Obruszył się chłopak, słysząc jak dziewczyna wyraziła się o jego przyjaciółce. – Avada jest naprawdę w porządku.
Ginny spojrzała na czarnowłosego z błyskiem w oku. Uśmiechnęła się lekko.
– Czyżby ktoś tu poczuł miętę? – zapytała nagle, a na jej ustach zaigrał chytry uśmieszek. Tak naprawdę to ciekawiło ją, co sprawiło iż Harry tak ciepło odnosił się do córki Voldemorta.
Chłopak spojrzał na nią z miną, jakby zobaczył Snape’a tańczącego kankana w różowych szatach w serduszka. Nigdy nie myślał w ten sposób o córce Voldemorta. Avada od samego początku była jego przyjaciółką, odkąd tylko dostał pierwszy list od niej. Harry’emu w życiu nie przyszłoby do głowy, by myśleć o niej w inny sposób, a już zwłaszcza nie w ten.
Jednak nie zastanawiał się nad tym dłużej. Chłopak popukał się w czoło, dając Ginny do zrozumienia, co o tym sądzi.
– Tu się trzaśnij, kochana – stwierdził. – Avada jest moją przyjaciółką, tak jak i ty. I nic tego nie zmieni – wyjaśnił, całkowicie pewny swojego zdania.
– Jasne – zaśmiała się, jakby nie do końca mu dowierzała. Harry, widząc to, przybrał cwany uśmieszek na swoją twarz i powiedział:
– Wiesz co, Ginny? Mam dla ciebie pewną radę – w jego tęczówkach tańczyły radosne iskierki. – Weź tą swoją miętę i idź skieruj ją do pewnego Ślizgona… zaraz jak mu tam było? – zapytał z udawanym zastanowieniem. – Aaa… już wiem! Theodor Nott!
Na twarzy Ginny pojawiły się delikatne rumieńce. Przecież to dzisiaj prawda o ich skrywanym związku wyszła na jaw.
– Skurczybyk! Tyle czasu się słowem nie odezwał, że z kimś jest. Nawet Bystry i Matt nie wiedzieli, a przecież się przyjaźnią od lat. A tak na marginesie, długo już jesteście razem? – zainteresował się Potter.
– Prawie pół roku – mruknęła, ciągle lekko zarumieniona.
Harry gwizdnął z podziwem. Nie spodziewał się, że to trwało aż tyle.
– Długo się ukrywaliście. Nikt by nawet o was nie pomyślał – stwierdził z uznaniem. – Czemu tak długo to ukrywaliście? Rodzina? – zapytał Harry.
Domyślał się, że państwu Weasley może nie odpowiadać wybranek ich córki, wszak pochodził z rodziny śmierciożerców, ponadto sam był jednym z nich, choć tego ostatniego raczej nie wiedzieli. O Ronie nawet nie chciał wspominać, był pewien, że jeszcze nie raz zrobi siostrze awanturę o jej chłopaka.
– Tak, ale doszłam do wniosku, że niewiele obchodzi mnie, co o tym pomyślą – stwierdziła. 
– Najpierw Hermiona i Matt, teraz wy – rzekł Harry. – Ciekawe kto będzie następny? – zażartował. – A rodzina Theo nie ma nic przeciwko? 
– Nie wiem, czy oni są tego świadomi, Harry – odparła dziewczyna. – Jednak, jakby nie było, jestem czystej krwi – dodała. Chłopak chciał zadać kolejne pytanie, ale dziewczyna go ubiegła. – Dobra, skończ ten temat – ucięła, widząc, że Harry chciał jeszcze powiedzieć coś o Theodorze. Nie miała ochoty o nim rozmawiać. – Rozmawialiśmy o czymś innym przecież – przypomniała.
Chłopak skinął głową.
– Wracając do Hermiony... – Ponownie podjęła temat. – Jakoś nie zauważyłam, żeby była taka wojownicza.
– Poczekaj, aż rozpęta się jakaś kłótnia z Ronem – mruknął. – Żałuj, że nie widziałaś, jaka była w wakacje wściekła na Bystrego, gdy zabrał jej odznakę Prefekta. Było ją słychać w całym budynku, a Malfoy dostał butem w te swoje tlenione kłaki.
Ginny bez trudu wyobraziła sobie tę scenę, a w głowie Harry’ego pojawiło się wspomnienie tego momentu. Oboje jak na komendę się zaśmiali.
– To było takie piękne – westchnął Harry niby rozmarzonym głosem. – Wtedy sam omal nie oberwałem – burknął na końcu.
– A szkoda! Może byś zmądrzał! – zażartowała Ginny z błyskiem w oku.
– Czy ty mi coś sugerujesz? – zapytał chłopak z rozbawieniem.
– Ja? – Udała zdziwienie. – Gdzież bym śmiała!
– Powiedzmy, że ci wierzę – odpowiedział, szczerząc zęby. Nastolatka odwzajemniła gest.
– Tak właściwie, to przyszłam, bo chciałam ci powiedzieć coś o Ronie.
Potter skrzywił się znacznie na te słowa. Rudzielec irytował go równie mocno, co jedna z Krukonek.
– Jeśli ty też będziesz próbowała przekonać mnie, abym mu wybaczył, to możesz sobie spokojnie darować. Nawet nie próbuj mnie nawracać, bo nic nie osiągniesz – zaznaczył na wstępie Harry, mając w pamięci jak Seamus i Dean próbowali pogodzić skłóconych współlokatorów.
Nastolatka jednak kolejny raz tego wieczora roześmiała się.
– Coś ty, Harry! Do głowy, by mi to nie przyszło. Wiem, że to on zniszczył waszą przyjaźń, bo donosił na ciebie Dumbledore’owi, tak? – zapytała, jakby dla pewności, choć ze wszystkiego doskonale zdawała sobie sprawę. 
– Owszem – potwierdził.
– Całkiem sporo osób słyszało waszą kłótnię w pociągu, a ja akurat przechodziłam obok waszego przedziału – poinformowała. – Kurde, znowu nie na temat gadam – zganiła się nastolatka. – Chciałam cię ostrzec, Harry. Słyszałam, jak mój ukochany braciszek próbował namówić Deana i Seamusa, aby pomogli mu wywinąć tobie jakiś numer, więc lepiej uważaj, nigdy nie wiadomo, co mu strzeli do głowy.
– To aż tak mnie znienawidził – mruknął. – A jeszcze tydzień temu chciał ratować naszą przyjaźń – stwierdził, a w jego głosie pobrzmiewał smutek. Oczywiście, że był wściekły na Rona za te donosicielstwo, ale fakt iż tak szybko przekreślił ich przyjaźń nieco go zabolał.
– Nie potrafię zrozumieć zachowania Rona – wyznała szczerze. – Głupio mi, bo to mój brat i nie sądziłam, że dopuściłby się czegoś takiego względem ciebie, ale może naprawdę sądził, że przez to będzie mógł chronić ciebie? – zastanowiła się dziewczyna.
– Ginny, błagam cię – powiedział chłopak. – I dlatego po tygodniu obrzuca mnie wyzwiskami przy każdej nadarzającej się okazji? Jakby nie wystarczyło mi kłótni z tą przeklętą Avery.
– Może i masz rację – skapitulowała dziewczyna. – Avery? To ta Krukonka, o której wcześniej wspominałeś? – zapytała i nagle ożywiła się. – Słyszałam coś o waszych kłótniach. Czego ona od ciebie chce?
– Żebym tylko wiedział, co chodzi po głowie tej durnej dziewczynie – stwierdził Harry, zirytowany na samą myśl o Krukonce. – Kiedyś natknąłem się na nią w tajemnym przejściu i od tego się zaczęło. Prowokuje kłótnie pod byle pretekstem – wyjaśnił. – Ewidentnie mnie nienawidzi, ale nie mam pojęcia dlaczego.
– Może to jej sposób na poderwanie ciebie? – zapytała Ginny z szatańskim uśmieszkiem na twarzy. Harry natomiast czuł się, jakby trafił w niego piorun. Rzucił Ginny spojrzenie, które sugerowało, iż ta zginie w największych męczarniach.
– Czy wy wszyscy powariowaliście? – zapytał ze zdumieniem. – Dlaczego od razu coś takiego przychodzi wam do głowy. – Harry pokręcił głową z dezaprobatą i wyraźnym niesmakiem.
– Kto to ci to sugerował? – zapytała Ginny z błyskiem w oku.
– Malfoy – odparł krótko Harry. – Kazałem mu, aby zaszył się w lochach i nie wychodził dopóki nie zmądrzeje – ostrzegł od razu, zanim dziewczyna zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej na ten temat.
– Może napada na ciebie, bo jesteś Wybrańcem i wrogiem Voldemorta – zasugerowała przyjaciółka. – Wiesz, jej nazwisko jest znane, wiadomo z jakiej rodziny pochodzi – dodała ciszej, aby mieć pewność, że nikt niepowołany nie usłyszy jej słów.
– Też o tym pomyślałem – stwierdził Harry. – I to jest jedyny sensowny powód, który przychodzi mi do głowy – przyznał.
– Nie wiem, o co innego może jej chodzić – westchnęła nastolatka. – Ron przynajmniej ma jakiś powód, a ona?
– Właśnie, Ginny, dzięki za ostrzeżenie – powiedział, obdarzając przyjaciółkę uśmiechem.
– To drobiazg – odparła wesoło. – Dobra, więc ci nie przeszkadzam. Pisz ten esej, kujonie – odparła, podnosząc się z kanapy.
– Ej! – wykrzyknął z udawanym oburzeniem. – Ginevro Molly Weasley! Czy ja ci w jakimś stopniu, choćby najmniejszym, przypominam Hermionę albo któregokolwiek z Krukonów? – zapytał, a po chwili się roześmiał. 
– OWUTEMy nadchooooodząąąą! – powiedziała, przeciągając litery niby przerażającym głosem. – Uuuucz sięęę, boooo inaaaaczeeej utoooopisz się w kooocioooołkuuu pooodczaaas eeegzaaaamiiinuuuu – zawyła.
Harry wybuchł śmiechem natomiast jego przyjaciółka była tak radosna, aż jej łzy leciały z oczu.
– Wariatka – stwierdził z rozbawieniem. – Przepowiadasz katastrofy! Nie brałaś pod uwagę jakiegoś powiązana z naszą ukochaną Trelawney? Może powinnaś ją zastąpić? – zasugerował.
– Głupek – podsumowała ze śmiechem. – Dobra, teraz naprawdę idę. Cześć, Harry.
– Na razie, Ginny – pożegnał się z przyjaciółką
– Ginny? – odezwał się jeszcze, a Gryfonka odwróciła się w jego stronę, a potem posłała pytające spojrzenie. – Porozmawiam z Hermioną.
– Dzięki, Harry – odparła z wdzięcznością. Widocznie bardzo jej na tym zależało. Dziewczyna odwróciła się i odeszła, a na jej twarzy gościł uśmiech. 
Chłopak, tym razem w doskonałym humorze, ponownie pochylił się nad pergaminem. Natomiast panna Weasley szła pewnym krokiem przez Pokój Wspólny i ocierała łzy z twarzy, nadal nie przestając się uśmiechać. Była już kilka metrów od schodów prowadzących do dormitoriów dziewcząt, gdy drogę zastąpił jej Ron. Od razu chwycił ją za ramię, lekko szarpiąc, zmuszając dziewczynę do zatrzymania się.
– Zostaw mnie, Ronaldzie – syknęła wściekle, akcentując jego pełne imię dla lepszego efektu. Jej znakomity nastrój w jednej chwili prysł niczym bańka mydlana.
– Co ty wyprawiasz, Ginny?! Najpierw ten ślizgoński śmierciożerca, a teraz ten parszywy zdrajca?!
Harry podniósł głowę, słysząc wściekły głos Weasleya. Domyślił się, że ma pretensje do Ginny. Zmrużył gniewnie oczy, widząc, że ten szarpie ją za rękę.
– Theodor jest moim chłopakiem, a Harry przyjacielem – warknęła rudowłosa dziewczyna, wyszarpując się z uścisku brata. – I żaden z nich nie jest ani śmierciożercą, ani zdrajcą. Ty jesteś zdrajcą, Ronaldzie! – syknęła gniewnie.
Harry odłożył pióro i wstał, kierując w stronę kłócących się Gryfonów. Nie podobało mu się, że Ron traktuje tak jego przyjaciółkę.
– Jakiś problem, Weasley? – wtrącił się Potter.
– Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, podły zdrajco! – warknął.
– Odezwał się! – prychnął Harry. – Masz ją zostawić w spokoju – syknął groźnie. – Natychmiast.
– Mówiłem ci, żebyś się nie…
– A ja mówiłem, że masz ją zostawić – warknął nastolatek. – Idź stąd lepiej, póki nad sobą panuję.
– Bo co?! – zaperzył się rudowłosy.
– Bo spotka cię coś o wiele gorszego niż upiorogacek twojej siostry – syknął.
– A co mi możesz zrobić, co? Rzucisz na mnie Cruciatusa? – zakpił. – A może…
– Chcesz się przekonać? – zapytał wrogo Harry.
– ZAMKNIJCIE SIĘ NATYCHMIAST! – ryknęła na nich Ginny, tym samym zwracając na nich uwagę osób obecnych w Pokoju Wspólnym, w którym nagle zrobiło się zupełnie cicho.
Obaj szóstoklasiści natychmiast umilkli, spoglądając na nią. Dziewczyna była niesamowicie wściekła. Takiej Ginewry Weasley Harry jeszcze nie widział i biada temu, kto napatoczy się pod jej różdżkę.
– Harry, dzięki, że chcesz pomóc, ale załatwię to sama – rzekła do niego z półuśmiechem na twarzy. – A ty – syknęła, celując różdżką w swojego brata. – Słuchaj uważnie, bo więcej ci tego nie powtórzę, tylko od razu przejdę do rękoczynów. Nie przerywaj mi! – warknęła, gdy ten już otworzył usta, by coś powiedzieć. – Bo upiorogacek będzie najłagodniejszym z uroków, jakim cię potraktuję. Nigdy więcej nie mów mi, co mam robić ani z kim się przyjaźnić. Nie masz do tego żadnego prawa. To jest moje życie! Czy ci się to podoba czy nie nadal będę z Theo, a Harry pozostanie moim przyjacielem. A teraz zejdź mi lepiej z drogi – wycedziła na koniec, nie opuszczając różdżki nawet o cal.
Chłopak bez słowa przepuścił siostrę, tylko że był jeszcze bardziej wściekły z powodu odniesionej porażki. Natomiast Harry uśmiechnął się tryumfalnie, dumny z przyjaciółki.
– Dobranoc, Harry – pożegnała się, wchodząc na schody, a na swego brata nawet nie spojrzała. I zniknęła za drzwiami.
– Pożałujesz tego, śmierciożerco! – syknął.
– A ty dalej swoje – westchnął Harry z lekkim rozbawieniem; ta sytuacja zaczęła go po prostu śmieszyć. – Wiesz co, Weasley? Zmądrzej, tak po prostu.
Po tych słowach Harry odwrócił się i chciał zwyczajnie odejść. Zdążył przejść dwa kroki, gdy…
– Harry, uważaj! – Rozległ się donośny głos któregoś z Gryfonów, prawdopodobnie Neville’a, jednak chłopak się nad tym nie zastanawiał.
Młody Potter błyskawicznie się odwrócił w stronę Rona, wyciągając różdżkę. Dostrzegł lecący w jego stronę promień zaklęcia i nawet się nie namyślając, co robi instynktownie rzucił zaklęcie tarczy. Gdyby nie jego refleks szukającego, zapewne leżałby trafiony jakąś klątwą. Szybkim krokiem podszedł do Weasleya. Złapał go za kołnierz koszuli, przyparł do ściany i pociągnął lekko w górę, przystawiając mu różdżkę do gardła. Był niesamowicie wściekły, widać to było już na pierwszy rzut oka. Ostatnio jedynie Bellatriks doprowadziła go do tego stanu, że niemal stracił panowanie nad sobą. Nawet w pociągu Weasley nie zirytował go tak jak teraz.
– Jeszcze raz, Weasley – wysyczał. – Jeszcze raz, a pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś.
Harry puścił chłopaka. Weasley także był jeszcze bardziej zły niż wcześniej. Zamachnął się i próbował uderzyć Harry’ego z pięści. Na szczęście Potter w ostatniej chwili zdążył złapać go za nadgarstek i powstrzymał, choć nie bez trudu.
– Nic do ciebie nie dociera, Weasley? – zapytał Harry, a Weasleyowi udało się wyszarpać z uścisku Pottera. – Odwal się ode mnie, do cholery jasnej – warknął. Cierpliwość Wybrańca naprawdę była już na granicy wytrzymałości. Harry minął byłego przyjaciela i chciał iść do dormitorium, jednak gdy tylko to zrobił, usłyszał, głos Weasleya.
– Drętwota! – Harry błyskawicznie odwrócił się i miotnął w Rona zaklęciem w odpowiedzi na jego kolejny atak.
Weasley miał pecha, bowiem upadł na stolik, przez co mocno się uderzył w głowę, na której niebawem pojawiła się krew. Harry’ego jednak nie obchodziło, co się z nim teraz stanie. Głośno klnąc, udał się do dormitorium, po czym z całej siły trzasnął drzwiami, co usłyszał cały Pokój Wspólny. Natomiast Weasleya zaniesiono do Skrzydła Szpitalnego.


Na koniec powiem jedynie, że mam nadzieję, iż na kolejny rozdział będziecie czekać krócej :). Nie chcę jednak nic mówić, ani obiecywać, bo ja chcę jedno, a wychodzi drugie.