czwartek, 13 sierpnia 2020

Rozdział Szesnasty

Cisza nocna już dawno zapadła, a Harry i Avada wybrali sobie właśnie ten moment, aby przedostać się ciemnym korytarzem do Hogsmead. Musieli się tam udać, ponieważ na Hogwart zostały rzucone silne zaklęcia uniemożliwiające teleportację na jego terenie, a to był najszybszy magiczny sposób, aby przenieść się na ulicę Pokątną. Wszystko szło zgodnie z planem; wydostali się z zamku, a gdy tylko znaleźli się poza nim, od razu przeteleportowali się pod drzwi Weasleyów.

Harry rozejrzał się dokładnie po ulicy, ale było pusto, a w żadnym ze sklepów nie paliły się światła, choć może nie było tego widać przez zasłonięte okna i zamknięte okiennice. Tak samo, jak u bliźniaków, a jednak Ślizgon zapukał. Drzwi szybko się otworzyły, więc uczniowie Hogwartu od razu weszli do środka i dopiero wtedy ściągnęli Pelerynę Niewidkę.
– Cześć Harry – powiedzieli równocześnie bliźniacy. – Nie mówiłeś, że przyprowadzisz dziewczynę – dodali, obrzucając Avadę zdumionym spojrzeniem.
– Jesteśmy tylko przyjaciółmi – sprostowała szybko Avada, patrząc z zaskoczeniem to na jednego, to na drugiego. Naprawdę starała się robić dobrą minę do złej gry, bo zdecydowanie gardziła takimi zdrajcami krwi, jak Weasleyowie i nie rozumiała jakim cudem Harry mógł się z nimi zadawać. Jednak teraz byli im potrzebni, więc siedziała cicho na ten temat. Nie miała oporu przed wykorzystywaniem ludzi do własnych celów. Zastanawiała się także, czy już została przez nich rozpoznana.
– Fred, George! Dobrze was widzieć – przywitał się Harry, chowając pelerynę pod bluzę. – Poznajcie Av – dorzucił, zerkając na przyjaciółkę.
Bliźniacy równocześnie wycelowali w nich różdżkami.
– Harry, ale czy możemy ci ufać? Chodzą dziwne i niepokojące plotki na twój temat.
– Podobno wyparłeś się Dumbledore’a – dodał Fred.
– I dołączyłeś do Voldemorta…
– I na dodatek przyjaźnisz się ze śmierciożercami.
– I jeszcze jesteś w Slytherinie.
– Gorzej się nie da upaść, Harry.
– Chyba powinniśmy oddać cię Dumbledore’owi – bliźniacy mówili jeden przez drugiego.
– Jeszcze jedno słowo, a was przeklnę – warknęła Avada, także celując różdżką w Weasleyów. – Znam parę paskudnych klątw – dorzuciła. – Przyjaciele, tak? – zapytała, zerkając na Harry’ego.
Fred i George parsknęli śmiechem i opuścili różdżki.
– Waleczna, ta Twoja dziewczyna, Harry. Dobra, a teraz opowiadaj nam, co się dzieje w Hogwarcie, bo Ron przekazuje nam same bzdury, które właśnie usłyszałeś.
– A ty możesz opuścić tę różdżkę – Avada wciąż w nich celowała, nie spuszczając wzroku z żadnego z nich. – Przypomnij, jak masz na imię?
– Avada – odparła. – A wasz brat to idiota – nie mogła się powstrzymać przed tym komentarzem.

– Ostro, rodzice chyba mieli niezłą fantazję. Fred i George, do usług miłej pani – po czym wykonali niezgrabny ukłon, a tym razem to Harry parsknął śmiechem. Uwielbiał towarzystwo bliźniaków. Zawsze odstawiali coś śmiesznego. W Hogwarcie do tej pory ludzie wspominali o ich ucieczce rok wcześniej i niesamowitych fajerwerkach, które zafundowali Umbridge na pożegnanie.
– Spokojnie, Av, mówiłem ci, że to żartownisie, jakich nie spotkasz nigdzie indziej – dodał Harry, a dopiero wtedy córka Voldemorta opuściła różdżkę, choć nadal zerkała na nich podejrzliwie. Nie miała do nich za grosz zaufania.
– To, co dzieje się w tym Hogwarcie? Z tego, co wiemy, to ty i Ginny jesteście największym złem.
– Ron ma trochę racji w tym, co mówi; to prawda, że jestem w Slytherinie, ale to decyzja Tiary Przydziału i w zasadzie wyszło to przypadkiem. Dumbledore’owi też się to nie podobało, ale nawet on nie mógł nic zrobić.
– Snape musi być przeszczęśliwy, jako twój opiekun. Nie może odbierać ci punktów, bo Slytherin by przegrał. Ale czad!
– Stosunki moje i Snape’a są o wiele lepsze, niż gdy byłem w Gryffindorze – przyznał Wybraniec. – Ale złożyło się na to sporo rzeczy – wzruszył tylko ramionami, nic więcej nie wyjaśniając. – Rzeczywiście mam też kilku nowych przyjaciół. Jednak Ron wielu rzeczy nie wie i koloryzuje i chyba nie może znieść tego wszystkiego.
– Nasza siostra też podobno wpadła w złe towarzystwo…
– Naprawdę nie musicie się o nią martwić.
– Ojciec się jej wyparł – powiedział Fred. – Ale to zawsze będzie nasza siostra, nawet gdyby dołączyła do Sam-Wiesz-Kogo.
– Nie dołączyła – zapewnił Harry. – Czy Ginny zachowywała się inaczej przez ostatni rok? Nie, a przecież już wtedy była z Nottem.
– George, myślisz, że dalej powinniśmy rozmawiać z tym śmierciożercą? – zapytał Fred niby poważnie, ale na jego wargach błąkał się uśmiech.
– Odwróciłem się od Dumbledore’a, ponieważ zataił przede mną i zapewne też i przed Zakonem mnóstwo rzeczy, ale nie działam przeciw niemu – stwierdził stanowczo Harry. – Dlatego muszę prosić was o pomoc.
– Zakładasz coś w rodzaju Gwardii, żeby walczyć z Sam-Wiesz-Kim na własną rękę? – zainteresował się Fred.
– Nie, ale próbujemy nie dać się zabić. Dumbledore urządza w szkole zawody między domowe i mamy podejrzenia, że będą one tylko po to, aby pozbyć się ze szkoły Ślizgonów, którzy mają powiązania ze śmierciożercami.
– Na przykład ciebie – zwrócili się do Avady. – Wiemy, kim jesteś.

Avada nie miała żadnych złudzeń co do tego, że zostanie rozpoznana. Odkąd Lord Voldemort się odrodził, znajdowała się na okładkach Proroka równie często, co Harry. Choć może przez poprzedni rok były o niej jedynie jakieś wzmianki, jednak odkąd zaczęła uczęszczać do Hogwartu, stała się częstym gościem na stronicach gazety. 

– Dumbledore nie wie wszystkiego i czasami wyciąga pochopne wnioski, a ja nie zamierzam pozwolić, aby ginęli niewinni ludzie – stwierdził Harry.
– I jaka w tym nasza rola? Mamy przeszkodzić w likwidowaniu śmierciożerców?
– Nie każdy powiązany z nimi musi nim być. Hermiona prawdopodobnie też jest na celowniku, tylko przez to, że jej rodzice to wariaci – wyjaśnił. – Przecież wiecie, jaka jest Hermiona. 
– Potrzebujemy od was kilka gadżetów – odezwała się Avada, która pozwalała do tej pory, aby to Harry wszystko wyjaśniał. Nie chciała niczego zepsuć swoim ewentualnym zachowaniem.
– Wszystko, co odbija zaklęcia, tarcze i jeszcze Bombonierki Lesera i inne takie.
– Inne gadżety przydatne w walce też chcecie? – bliźniacy poprowadzili ich na zaplecze sklepu. To właśnie tam znajdowały się prawdziwe skarby. 
– A co macie?
– Ostatnio pracujemy nad kulami dymnymi, które po rozbiciu zasłaniają obraz przeciwnikowi i trochę go zamroczą, bo w środku są opary z eliksiru słodkiego snu. Nikt od tego nie uśnie, ale liczą się każde sekundy.
– Jesteście genialni! – Harry naprawdę był pod wrażeniem ich pomysłowości. 
– Dumbledore też nam zlecił, abyśmy cichaczem przygotowali coś, co pomoże w walce – oznajmił Fred.
– Mamy kilka pomysłów, ale nie tak łatwo je wdrożyć w życie.
– Czy w ostatnim czasie Dumbledore chciał od was jakieś przedmioty? – zainteresowała się nagle Avada, rozglądając się z ciekawością po zapleczu. 
– Nie.
– Czyli tamci nie będą korzystać z waszych rzeczy, doskonale – stwierdziła dziewczyna.
– Dumbledore wspominał, że ma jakiś plan na pozbycie się dzieci śmierciożerców ze szkoły. Wspominał też o tobie Harry i o tym, że mają na ciebie zły wpływ – zaczął wyjaśniać jeden z braci.
– On ukrywał przede mną wiele rzeczy, a ja po prostu się o tym dowiedziałem. Dumbledore nie jest taki święty, a ja nie jestem głupi – odparował Potter.
– Źle się dzieje – westchnął George. – Wiemy, że miał jakiś pokręcony plan odnośnie Ginny. Ale my wiemy, że i bez niego i tak dasz popalić Sam-Wiesz-Komu, zwłaszcza że masz jego córkę po swojej stronie.
– Dlatego najpierw musimy mu przeszkodzić w jego okrutnym planie – stwierdziła Avada, nie wyprowadzając ich z błędu. – Macie coś jeszcze, co nam się przyda? – zmieniła błyskawicznie temat, a bliźniacy pokazywali im swoje kolejne wynalazki, które młodzież miała przemycić do Hogwartu.

***

Dni pędziły, jak oszalałe a młodzi śmierciożercy zawzięcie ćwiczyli i planowali przed międzydomowymi zawodami, aby przygotować się, jak najlepiej. Wiedzieli, że nie mogą dać się zabić, a przede wszystkim nie pozwolą, aby plan Dumbledore’a się ziścił. Musieli zrobić wszystko, aby pokrzyżować mu szyki i co najważniejsze; zachować swoje życie i zdrowie.

Nadeszła pierwsza sobota kwietnia, a to oznaczało, że rozpoczyna się szkolny turniej. Wylosowani uczniowie czekali przed Wielką Salą, bo tam właśnie miało odbyć się pierwsze zadanie, które na szczęście nie było niebezpieczne. Okazało się, że pierwsza konkurencja, to nic innego, jak test wiedzowy, a im więcej punktów się zdobędzie, tym wyżej można znaleźć się w rankingu.

Obok tablicy z punktami dotyczącej Pucharu Domów, pojawił się także ranking z punktacją z zawodów. Na razie przy wszystkich nazwiskach błyszczała liczba zero, ale to miało się zmienić po pierwszej konkurencji.

Młodzi śmierciożercy już na samym początku rywalizacji postanowili zaatakować przeciwników i tym sposobem większość z nich nagle dostała gorączki, wymiotów, nieopanowanego kichania i innych tego typu przyjemności.

Fred i George byli genialni i nawet stare wynalazki wciąż ulepszali, a ich słodycze poprawili do tego stopnia, że działały po określonym czasie, bądź reakcje zostały wywołane zaklęciem w dowolnym momencie, z czego skorzystali.

Podczas śniadania młodzi śmierciożercy ukradkiem podrzucali magiczne cukierki bliźniaków do jedzenia, a Harry pojawił się w pobliżu Wielkiej Sali podczas testu i w odpowiednim czasie aktywował zaklęcie. Skryty pod peleryną niewidką, obserwował, jak kolejni uczniowie opuszczają test.

Plan się powiódł.

***

– Niektóre pytania były tak banalne – powiedziała Hermiona, gdy po skończonym teście ona i reszta jej znajomych siedzieli na błoniach, korzystając ze świetnej pogody. – Przecież każdy wie, co robią niuchacze, albo…
– Ale były też koszmarne – zauważył Nott. – Te o wojny goblińskie z 1724 roku mnie rozłożyło, przecież Bins o tym prawie wcale nie mówił!
– No rzeczywiście te było trochę problematyczne, ale czytałam o tym wcześniej i myślę, że zaliczyłam to pytanie.
– Albo skład Veritaserum – dodał Matt. – Tego nie przerabialiśmy.
– Receptura na Veritaserum jest w Najsilniejszych Eliksirach z Działu Ksiąg Zakazanych – stwierdziła Hermiona, która jak zawsze miała na wszystko gotową odpowiedź. – To nie jest trudny eliksir, ale ma wielka moc, więc…
– Skąd wiesz, gdzie jest ta receptura? – zdziwił się Draco. – Nie przypominam sobie, aby Snape nam o tym mówił – stwierdził blondyn, natomiast Harry od razu przypomniał sobie drugą klasę i że to właśnie w tej książce był też przepis na Eliksir Wieloskokowy i mimowolnie parsknął. – A tobie, co? – zainteresował się Malfoy, patrząc to na jedno to na drugie.
– Nic, widziałeś kiedyś książkę, której Hermiona nie miała w rękach? – a reszta roześmiała się, choć Draco nadal rzucał im podejrzliwe spojrzenia.
– Wracamy do zamku? – zagaiła Catherine, a pozostali się z nią zgodzili, jedynie Avada stwierdziła, że jeszcze trochę posiedzi w samotności, więc pozostali wrócili do szkoły.

***

Avada siedziała już tak na błoniach od kilkudziesięciu minut i co i raz zerkała stronę Zakazanego Lasu, który był niedaleko. Nie przesiadywała na jego skraju, ale była wystarczająco blisko, aby mieć go w zasięgu wzroku. Nagle dostrzegła, że od strony zamku wędruje samotny uczeń. Wydawał się dość beztroski, szedł dziarsko z rękami w kieszeniach i wydawało się, jakby coś sobie podśpiewywał pod nosem.
– Avada! – pomachał do niej i od razu skierował się w jej stronę. – Jednak nabrałaś ochoty na przebywanie na świeżym powietrzu? – zapytał i obdarzył dziewczynę czarującym uśmiechem. 
– Właśnie wracam do zamku – odparła i szybko stanęła na równe nogi. Leyliss już dzisiaj próbował wyciągnąć ją na spacer tylko we dwoje, ale musiał się rozczarować, ponieważ Avada nie była zainteresowana. Nie miała ochoty spoufalać się z jakimś podrzędnym śmierciożercą.
– Odprowadzę Cię, niedługo się ściemni – stwierdził.
– Poradzę sobie sama
– Nalegam – rzucił. – I tak idziemy w tą samą stronę – dodał.
– Niech ci będzie – odparła zrezygnowana i przewróciła oczami. 
– Jak ci poszedł test? 
– Nienajgorzej. Myślę, że dostanę dość dużo punktów – odparła. – Chociaż nie dorównam pewnie Hermionie. 

Avada i Daniel rozmawiali praktycznie całą drogę do zamku, a dziewczyna była zaskoczona, że się przy nim nie nudzi. Do tej pory postrzegała Leylissa jako mało ciekawego chłopaka i traktowała raczej jako podwładnego, niźli kolegę.

Młodzież znalazła się już praktycznie przed samym zamkiem, kiedy drzwi wejściowe nagle huknęły, a przez nie wyleciał srebrny jastrząb i zaczął kołować nad ich głowami.
– To patronus! Ale czyj?
– Nie wiem – odparła Avada i wyciągnęła różdżkę, a potem skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Daniel zrobił to samo. 

W holu jednak nikogo nie było. Daniel rzucił zaklęcie ujawniające czyjąś obecność, ale było bezskutecznie. Ktokolwiek wyczarował Patronusa, musiał być w innej części zamku, bądź już zdążył odejść.
Jastrząb nagle wleciał z powrotem do sali i zakręcił kółko nad ich głowami, a potem znów wyleciał na zewnątrz.
– Albo mi się wydaje, albo on chce, żebyśmy za nim poszli – stwierdziła córka Czarnego Pana.
– Idziemy – Ślizgoni wyszli na zewnątrz, a tam rzeczywiście zwierze na nich czekało i znów ruszyło do lotu, gdy tylko wychylili się zza drzwi. Jastrząb prowadził ich przez błonia, minęli jezioro i chatkę Hagrida.
– On chyba nie chce, żebyśmy poszli do Zakazanego Lasu?
– Chyba właśnie tam nas prowadzi – stwierdziła Avad, gdy nie zatrzymał się na jego skraju.

W ogóle jej się to nie podobało. Była sama z Leylissem w Zakazanym Lesie, do tego zaraz się całkowicie ściemni. Nie, żeby się bała, ale to była dość dziwna sytuacja.

***

Tymczasem na Wieży Astronomicznej siedziały Ginny i Catherine i w najlepsze rozmawiały, co chwila, wybuchając głośnym śmiechem. Catherine nagle zmarszczyła brwi i poderwała się do góry, bowiem wydawało jej się, że zauważyła coś dziwnego. Wychyliła się za barierkę i wpatrywała się przez chwilę.

– Ginny, nie podoba mi się to – stwierdziła całkiem poważnie. – To jest Avada i idzie z jakimś chłopakiem do Zakazanego Lasu i oni idą za czymś.
– To wygląda, jak patronus – stwierdziła. – Z kim ona idzie, z Mattem?
– To nie Matt, ani też Harry, ani Theo – rozwiała wątpliwości Cathy.
– Idziemy tam? Nie, nie zdążymy – sama odpowiedziała sobie na pytanie Gryfonka.
– Mam pomysł! – Ślizgonka wyciągnęła różdżkę – Accio Błyskawica! – Była pewna, że Harry się nie obrazi, jeśli ją pożyczy na chwilę. – Rzucimy na siebie Kameleona i polecimy za nimi.
– Jesteś genialna! – przytaknęła Ginny i także przywołała swoją miotłę. Po chwili już obie szybowały za dwójką Ślizgonów, a gdy znalazły się bliżej, Cathy od razu rozpoznała Leylissa. Avada i Daniel jednak szybko zniknęli za grubymi pniami drzew, a chwile później również i rudowłose dziewczyny wylądowały na skraju, a potem weszły w puszczę, która wydawała się jeszcze bardziej przerażająca.
– Cathy, oni chyba nie postanowili sobie urządzić schadzki w Zakazanym Lesie, nie są tak głupi nie?
– To jest podejrzane – odparła Ślizgonka. – I ten Patronus…
– Mam wrażenie, że gdzieś już go widziałam – stwierdziła Ginny.

***

Avada i Leyliss wędrowali dalej za jastrzębiem, nieświadomi tego, że na ogonie siedzą im Cathy i Ginny. Obojgu cała ta sytuacja się nie podobała i wydawała się wyjątkowo niepokojąca. Młodzież coraz bardziej zagłębiała się w las, a im dalej, tym ciemniej, zresztą powoli zapadał już zmrok. Gdyby któryś nauczyciel ich teraz zobaczył, dostaliby porządny szlaban i stracili masę punktów.

Nagle jastrząb zawirował nad ich głowami, a potem odleciał gdzieś wysoko, a przed uczniami coś rozbłysło, a potem Ślizgoni szybko uchylili się od świetlistych promieni, które leciały w ich stronę. Od razu dostrzegli, że wokół roi się od ludzi. Ilu ich mogło być, z dziesięciu? Avada szybko ich liczyła i rzucała zaklęciami. Nie umknęło uwadze Ślizgonów, że tamci mieli na twarzach maski imitujące zwierzęcy pyski; lwy, borsuki i kruki. Przeciwnicy zawzięcie atakowali, ale Daniel i Avada świetnie się ze sobą zgrywali i skutecznie odpychali ich ataki, jednak nie dawali rady się jednocześnie bronić i atakować, choć oboje byli całkiem nieźli w pojedynkach.
– Musimy wycofać się z lasu, nie pokonamy ich – powiedziała Avada do Leylisa i wtedy oboje zaczęli się cofać ku wyjściu z lasu. Avada pomyślała, że jeśli cofną się na błonia, to może ktoś ich zobaczy i im pomoże, choć marne na to szanse, bo prawdopodobnie wszyscy o tej porze byli w zamku.

Nagle, gdzieś zza pleców Ślizgonów poszybowały zaklęcia w stronę napastników. Daniel zerknął w tamtą stronę, ale za nim były tylko drzewa. Faktem było to, że celne zaklęcia powaliły dwie osoby. 
– Nikogo tam nie ma! 
– Może… Harry ma niewidkę, może to on – to było pierwsze, co przyszło jej do głowy. Oboje z Danielem nabrali jeszcze więcej motywacji, bo kolejna osoba, to zwiększone szanse na zwycięstwo. – Spróbujmy też ich atakować – zarządziła Avada, odbijając zaklęcie, lecące w Daniela i sama posłała klątwę tnącą w najbliższą osobę, która ugodziła przeciwnika w ramię. Krzyk, wydobywający się z gardła zranionego chłopaka był niczym muzyką dla jej uszu. 

Ślizgoni byli już na skraju lasu, a napastnicy wraz z nimi, jednak nie mogli zobaczyć dziewcząt, które skrywały się pod zaklęciem, przez co zamaskowani nie mogli ich powalić. 

Ginny i Cathy skryte pod klątwą niewidzialności zacięcie słały kolejne uroki w przeciwników, Co prawda Ślizgonka trochę gorzej radziła sobie w pojedynkach, ale nie była najgorsza i razem z Ginny dość szybko powalały zamaskowanych. 

Catherine nagle wpadła na genialny pomysł. Zbliżyła się do Avady, wypowiedziała zaklęcie i stuknęła różdżką w głowę przyjaciółki, a po chwili córka Czarnego Pana zaczęła znikać.
– Avada, co się dzieje! – wydyszał Daniel, nieco zmęczony już pojedynkiem. Czuł ją obok i widział, jak znikała na jego oczach, a potem dostrzegł, że również i on staje się niewidzialny. Nie zastanawiał się nad tym, kto im pomaga, ale wymacał rękę Ślizgonki i pociągnął ją w stronę wyjścia z lasu, co i raz rzucając klątwy na napastników, którzy teraz jedyne, co mogli, to rzucać zaklęcia na ślepo.
– Promienie się oddalają! Uciekają nam! – krzyknął któryś z nich i pognali w stronę błoni. 

Cała czwórka miała teraz ułatwione zadanie i w kilka chwil powalili przeciwników. Nieprzytomni leżeli na skraju lasu, a cała czwórka rozgląda się czujnie, czy jeszcze ktoś nie nadchodzi. 
– Kim jesteś? Pokaż się! – zażądał Leyliss i zdjął z siebie Kameleona, ale nie tylko on to uczynił, bowiem pozostałe dziewczyny także to zrobiły. Jakie było zdziwienie Ślizgonów, gdy zobaczyli przed sobą Cathy i Ginny, dzierżące w rekach miotły. 
– Pokonaliśmy ich!


Rozdział miałam chyba już od jakiś dwóch miesięcy, ale tak jakoś wyszło, że dopiero teraz. Tekst nie jest betowany.

środa, 19 lutego 2020

Rozdział Piętnasty

 Rozdział zbetowany przez Carrie ♥
Severus Snape odesłał już Ślizgonów, a drzwi dopiero co zdążyły się zamknąć za jego synem. Choć nauczyciel nie dawał niczego po sobie poznać, martwił się bardzo o nich wszystkich, zwłaszcza o Matta. Plany Dumbledore’a były wyjątkowo niebezpieczne. Miał także świadomość, że nie czas był teraz na zamartwianie się i rozmyślanie nad szalonymi ambicjami tego przeklętego głupca. Musiał coś wymyślić, aby zapewnić bezpieczeństwo wychowankom, ale najpierw powinien zdać relację Czarnemu Panu. Severus podszedł do kominka i wziął z gzymsu pudełeczko z proszkiem Fiuu. Mężczyzna wsypał garść do płomieni, które po chwili zabarwiły się na zielono, a potem wyszedł z kominka w salonie Malfoyów. Jako jeden z nielicznych miał bezpośrednie połączenie swojego paleniska z ich domem, choć rzecz jasna Dumbledore o tym nie wiedział, a i on sam zabezpieczył je odpowiednimi zaklęciami.

W pomieszczeniu nikogo nie było, dlatego też śmierciożerca od razu skierował się w stronę pokoi, które zwykle zajmował Lord Voldemort. Mężczyznę ze szkarłatnymi oczami zastał w jego gabinecie.
– Severus, miałem zamiar cię dzisiaj wezwać – powiedział Czarny Pan jak zwykle chłodnym tonem, który sprawiał, że człowieka przechodziły ciarki i strach przenikał do szpiku kości, choć na hogwardzkim nauczycielu nie robiło to już wrażenia. – Jakie wieści mi przynosisz? – zapytał z zainteresowaniem, wpatrując się w jednego ze swych najwierniejszych popleczników.
– Dumbledore rozpoczął polowanie na młodych śmierciożerców – poinformował spokojnie Severus.
– Co ten starzec wymyślił? – zapytał Lord, mierząc wzrokiem swego szpiega. Niebezpiecznie zmrużył oczy, co nie spodobało się jego rozmówcy, gdyż ten widział, iż ten gest nie oznacza niczego dobrego.
– Dumbledore postanowił zorganizować w Hogwarcie zawody międzydomowe dla uczniów z szóstego i siódmego roku – zaczął od razu wyjaśniać Snape. – Flamel zasugerował, że to większy plan na pozbycie się dzieci śmierciożerców, jednak nie wierzyłem w to, zwłaszcza że o niczym nie miałem pojęcia. Losowanie zawodników prawdopodobnie zostało ustawione, wybrano śmierciożerców i tych, którzy otwarcie z tobą walczyli, panie – wyjaśniał Snape.
– Kto z naszych jest wybrany? – zapytał Lord.
– Malfoy, Lestrange, Avery, Leyliss, Parkinson, Evans, Nott, mój syn i twoja córka, panie – odparł natychmiast Severus, wymieniając nazwiska młodocianych śmierciożerców. – Udało mi się dowiedzieć, że przeszkody mogą doprowadzić do śmierci, tak jak w przypadku Turnieju Trójmagicznego – dodał Snape.
– Wyjaśnij mi Severusie, dlaczego o planach Dumbledore’a dowiadujesz się jako jeden z ostatnich, skoro tak ci ufa?
– Nie wiem, mój panie – powiedział Mistrz Eliksirów. – Być może obawiał się, że będę chciał chronić uczniów – wyjaśnił Snape. – Wszystko odbywało się w ścisłej tajemnicy.
– Czyżby przestał ci ufać, Snape – syknął Czarny Pan złowieszczo. – Crucio! – kolejny syk opuścił usta Lorda Voldemorta, a z różdżki, którą dzierżył w dłoni, wydobył się czerwony promień, który natychmiast uderzył w mężczyznę będącego przed obliczem Lorda. Na twarzy Mistrza Eliksirów pojawił się grymas bólu, potem ten upadł na chłodną posadzkę, wijąc się w agonii. W końcu Czarny Pan łaskawie przerwał zaklęcie.
– Masz szczęście, że jesteś mi potrzebny nie tylko do szpiegowania Dumbledore’a, bo ostatnio mnie zawodzisz – syknął Lord, gdy mężczyzna usiłował wstać, co w końcu mu się udało. – Jak najszybciej zaczniesz warzyć eliksir, wszystkie składniki są we dworze – polecił Lord.
– Jak sobie życzysz, panie – odparł uniżenie Severus, widząc, iż jego pan jest dziś w parszywym nastroju, a raczej bardziej parszywym niż zazwyczaj.
– Możesz odejść, jeśli to wszystko, co masz mi do powiedzenia, Severusie – odprawił go Lord, nie zawracając sobie nim więcej głowy.

***

Harry i Avada w o wiele lepszych nastrojach powędrowali razem do Pokoju Wspólnego Slytherinu, co wywołało falę zdumienia wśród ich przyjaciół, którzy wiedzieli, że ta dwójka przestała ze sobą rozmawiać, a teraz ich wzajemne zachowanie i spokój na ich twarzach zwiastowało jakby jakaś zmianę.
– Wszystko w porządku między wami? – dało się słyszeć podekscytowany głos Catherine, która się nagle poderwała, na czym ucierpiała broda Malfoya, w którego dopiero co wtulała się dziewczyna. Malfoy cicho syknął, ale jego dziewczyna natychmiast posłała mu przepraszające spojrzenie i od razu skierowała swój wzrok na brata i przyjaciółkę.
– Nie musisz się martwić, Cathy – powiedział spokojnie Harry, a potem oboje z Avadą wymienili delikatny uśmiech.
– Może skoro jesteśmy już w komplecie, zaszyjemy się w jednym z dormitoriów i obmyślimy jak mamy poradzić sobie z resztą szkoły podczas tych zawodów? – zasugerował nagle Matt.
– Co masz na myśli? – zapytała Hermiona, spoglądając na swojego chłopaka z zainteresowaniem. Doskonale znała ten jego wyraz twarzy, oznaczało to, iż ma jakiś genialny plan i nie może doczekać się, aż przedstawi go światu.
– Przecież te Gryfiaki Dumbledore’a i cała reszta nie mogą mieć nad nami przewagi – stwierdził.
– Matt ma rację – dodał Harry. – Trzeba coś z tym zrobić.
Nott popatrzył to na Hermionę, to na Matta, a potem także i on się odezwał.
– Jak widzę te wasze uśmiechy, to wiem, że któreś z was ma jakiś iście genialny plan – stwierdził wpatrując się w parę, która zazwyczaj pełniła rolę ich mózgów.
– On coś wymyślił – rzuciła Hermiona. – I nie może doczekać się aż wam powie – dodała, choć i ona sama była ciekawa. – Idziemy do dormitorium? Nigdy nie wiadomo, czy ktoś stąd mu nie doniesie – dawna Gryfonka rozejrzała się po osobach, które siedziały najbliżej ich paczki.

Przyjaciele podnieśli się ze swoich miejsc i skierowali się w stronę dormitorium chłopaków, bowiem mogli tam w spokoju porozmawiać. Avada natomiast zatrzymała się i omiotła pokój spojrzeniem, dostrzegając poszukiwaną osobę, mruknęła przyjaciołom, że zaraz do nich dołączy, a potem podeszła do grupki uczniów z siódmego roku, którzy przebywali w kącie pokoju. Od razu ucichli widząc, że córka Lorda Voldemorta do nich podeszła. Tak naprawdę dziewczyna wzbudzała strach samym swoim istnieniem już wtedy, gdy była spokojna, a co dopiero w momencie, gdy targały nią silne emocje. Tym razem żaden z nich jednak nie miał powodów do obaw.
– Leyliss – powiedziała dziewczyna. – Musimy porozmawiać – dodała stanowczo.

Blondyn spojrzał zaskoczony na dziewczynę, ale bez słowa wstał i podszedł bliżej młodszej Ślizgonki nie okazując niepokoju.
– O co chodzi? – zapytał chłopak, wpatrując się w dziewczynę.
– Wylosowano cię, a my nie zamierzamy odpuścić tej bandzie Dumbledore’a, więc jeżeli chcesz działać z nami, to chodź. Powinniśmy obgadać, jak nie dać się zabić – wyjaśniła.
– Planujecie coś? – zainteresował się.
– Matt ma jakiś pomysł, a jak znam jego to na pewno pokrzyżuje plany tych miłośników szlam – odparła dziewczyna. – Idziesz?
– Zdecydowanie nie zamierzam dać się zabić – stwierdził jedynie i podążył za dziewczyną do dormitorium szóstorocznych pod odprowadzony podejrzliwymi spojrzeniami jego kolegów.

Gdy Avada z Leylissem weszli do pomieszczenia, okazało się, że Hermiona sprowadziła także i Pansy, która również została wylosowana i właśnie została wciśnięta pomiędzy Harry’ego, a Theodora. Panna Riddle z Danielem od razu usiedli na łóżku Dracona, gdzie zrobiono im miejsce.
– Skoro jesteśmy już wszyscy – zaczął Matt, ale jedna z sżóstorocznych Ślizgonek postanowiła mu przerwać.
– Potterowie nie byli wylosowani – stwierdziła Pansy, wpatrując się ze wściekłością w Catherine, która siedziała obok Dracona.
– Doprawdy, Pansy? – zakpił Harry. – Chcesz mnie i moją siostrę, która przyszła odwiedzić brata, wyrzucić z dormitorium, w którym mieszkam? – na twarzach pozostałych pojawiło się rozbawienie na głupotę Ślizgonki. – Życzę powodzenia – dorzucił Harry, obserwując, jak dziewczyna czerwienieje ze złości. Gdyby wzrok mógłby zabijać tudzież Parkinson spokrewniona była z Bazyliszkiem, rodzeństwo Potterów bez wątpienia padłoby trupem.
– Skoro wszystko już sobie wyjaśniliście, może przejdźmy do tematu tego spotkania – zasugerował Leyliss, spoglądając na młodszych Ślizgonów z lekkim politowaniem. Choć niezbyt dobrze znał ową grupę, nie pokazywał po sobie, że w jakikolwiek sposób jest speszony towarzystwem obcych ludzi.
– Zakładając, że te zawody są faktycznie po to, aby nas zabić, do czego raczej już wątpliwości nie mam – rozpoczął Matt – sugeruję, że powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce i pokrzyżować plany reszcie – oznajmił. – Przede wszystkim, powinniśmy działać razem. Nie zdziwiłbym się, jeżeli oni też tak zrobią, tak samo, jak to, że prawdopodobnie będą znali zadania.
– To jest możliwe – wtrąciła Hermiona. – Nie będą grali czysto.
– Myślę, że każde z nas powinno mieć świstoklik – powiedział Matt. – W razie konieczności przeniósłby nas w bezpieczniejsze miejsce.
– Umiesz zrobić świstoklik? – zapytała podejrzliwie Pansy.
– Nie, ale…
– Świstoklik to nie problem – przerwała Avada. – Poproszę Severusa – wyjaśniła, aby uciąć niepotrzebną dyskusję. Musieli coś wymyślić, jeśli chcą wyjść cało z tego bagna, w którym się znaleźli.
– To nie przejdzie – powiedziała nagle Hermiona.
– Dlaczego? – zapytał Matt, marszcząc brwi w zastanowieniu. Wyraz twarzy jego dziewczyny zwiastował, iż coś przeoczył.
– Czytałeś kiedykolwiek Historię Hogwartu, Matt? – zapytała Hermiona, choć dobrze wiedziała, że miał za sobą tę książkę. – Bariery antydeportacyjne obejmują także i świstokliki – wyjaśniła dziewczyna.
– Podczas Turnieju Trójmagicznego puchar był świstoklikiem – wtrącił Harry.
– Ale w Historii Hogwartu wyraźnie jest… – zaczęła Hermiona, ale Matt szybko jej przerwał.
– Przedyskutuję to z moim ojcem – postanowił. – Na pewno pomoże nam to rozwiązać. Myślę też, że powinniśmy się w jakiś sposób komunikować – dodał.
– Patronus? – zasugerował Leyliss.
– Nie każdy umie go wyczarować i są czasochłonne – wtrąciła Pansy.
– Może galeony z wiadomością? – zasugerował Harry.
– Co masz na myśli? – zapytała Avada i z zamyśleniem spojrzała na Pottera.
– W zeszłym roku posługiwaliśmy się nimi, aby przekazywać wiadomości członkom Gwardii Dumbledore’a – wyjaśniła Hermiona. – To zwykłe galeony z zaklęciem Ptolemusza – dodała. – Ale tylko krótkie wiadomości się na nich mieszczą – dodała dziewczyna.
– Czy Weasleyowie nie sprzedawali w swoim sklepie lusterek dwukierunkowych? – zapytał nagle Draco.
– Zapytam Ginny – powiedziała Cathy, która z rudowłosą nawiązała nić porozumienia.
– Wymyślili różne gadżety z zaklęciem tarczy – podsunął nagle Harry, który przypomniał sobie, gdy bliźniacy mu to pokazywali.
– Widziałam je – potwierdziła Hermiona. – Mogą być przydatne, na zwykłe uroki – dopowiedziała dziewczyna. – Tylko że… większość ich produktów jest w szkole zabroniona, jeśli sowy są sprawdzane, to nie uda nam się ich dostać – stwierdziła rzeczowo dziewczyna.
– Klątwa umie się teleportować – zauważył Draco.
– Ale w Hogw…
– Nie można się teleportować, wiemy – przerwał jej Matt z lekkim uśmiechem. – Jednak w Hogsmead już tak – dopowiedział.
– Szatan ma niewidkę – stwierdził Draco – i zna jakieś tajne wyjścia z Hogwartu – dodał.
– Co, jeśli ich złapią? – zaoponowała Hermiona, która jak zawsze przesadnie dbała o regulamin. – To niebezpieczne i ryzykowne.
– Niebezpieczne i ryzykowne będzie, jeśli nie zrobimy niczego, Lestrange – powiedział nagle Leyliss, obserwując wymianę zdań między przyjaciółmi. – Jeśli Potterowie chcą nam pomóc, to nie powinnaś się sprzeciwiać i powinniśmy korzystać z tego, czego możemy – dodał pewnie. Hermiona spojrzała na niego z widocznym oburzeniem, a jej usta zacisnęły się wąską linię.
– Więc może ty zaryzykujesz złapanie i złamanie mnóstwa punktów regulaminu, za które bez żadnych tłumaczeń mogą nas wyrzucić? – zapytała buntowniczo.
– Proszę bardzo – odparł. – Niech Potter wyjaśni, gdzie zna tajne przejście i pożyczy niewidkę, resztę załatwimy z Avadą – dodał.
– Nie – odparł Harry. – Ja pójdę z Avadą – dodał. – Hermiono, nie patrz tak na mnie, wiem, że się martwisz, ale chyba zapomniałaś, ile reguł już łamaliśmy przez te wszystkie lata – dodał.
– To nie to samo, Harry – powiedziała dziewczyna.
– Ej, ale kłócąc się, nic nie zrobimy – wtrącił Matt. – Avada i Harry załatwią wszystko, co możemy potrzebować od Weasleyów, powinniśmy zrobić listę, co może nam się przydać. Ja porozmawiam z ojcem na temat świstokilików, Hermiona ty zajmij się tymi monetami z wiadomościami…
– Może nauczymy się nowych zaklęć? Nie załatwimy wszystkiego avadą kedavrą – podsunęła Pansy.
– To nie jest zły pomysł – dodał Theodor, zerkając podejrzliwie na koleżankę, bo akurat po niej nie spodziewał się żadnych oznak myslenia. – Jest mnóstwo zaklęć atakujących, które mocno pokiereszują przeciwnika – stwierdził.
– Ja też kilka z nich umiem, mogę pomóc – dodał Daniel.
– Przejrzę kilka książek i postaram się wybrać coś nadprogramowego – oznajmiła od razu Hermiona, która powoli zaczynała wkręcać się w swój żywioł.
– Musimy gdzieś trenować – zauważył Leyliss.
– Pokój Życzeń – odparli jednocześnie Harry i Draco.
– Powinniśmy też włączyć w to Avery i Evans – zasugerowała Catherine. – Są jednymi z nas.
– To krukoni, co jak nie będą chcieli współpracować? – oburzyła się Pansy. – Jeszcze poznają naszą taktykę i zwrócą się przeciwko nam.
– Krukoni nie są głupi – mruknął Harry. – Powiedziałem Ivy o tym, co przekazał nam Flamel – dodał. – Wściekła się na Dumbledore’a i podejrzewam, że się przyłączy. Co do tego, jak mu tam? Evans? Trzeba się rozejrzeć w sytuacji, jednak sądzę, że wypadałoby zaproponować wspólne działanie, żeby nagle nie zaczął was atakować. Sam zginie szybko, a tamci będą mieli przewagę.
– Dość dobrze go kojarzę, bo mamy razem kilka zajęć, spróbuję z nim porozmawiać – zaoferował Leyliss. – Skoro Avery jest z nami, to w razie co pomoże mi go przekonać – stwierdził.
– A może wykorzystać produkty Weasleyów nie tylko do obrony? – zasugerował Draco. – Możemy podać te wymiotujące cukierki i co tam jeszcze stworzyli tamtym, przed zadaniami.
– To nie będzie najłatwiejsze, ale możemy spróbować – Matt przyznał rację.
– A gdyby tak Weasley przypadkowo przed zadaniem spadł ze schodów i trafił do Skrzydła Szpitalnego? Albo…
– Theo! – Hermiona się oburzyła.
– Nie chcę go zabić, tylko trochę potłuc! – wyjaśnił natychmiast pod jej groźnym spojrzeniem.
– Jeśli my zaczniemy ich wcześniej eliminować, to i oni mogą próbować robić to samo – zauważyła słusznie Pansy.
– Jeśli dojdzie do walk, Hermiona ma przewagę nad ludźmi z dawnej Gwardii – zauważył Harry. – Uczyliśmy ich, wiesz, jak walczą, możesz przewidywać ich ruchy.
– To prawda – przyznała rację.
Młodzi śmierciożercy siedzieli w swoim towarzystwie jeszcze przez kilkadziesiąt minut, wpadając na kolejne pomysły i odkrywając słabości przeciwników, o których sobie przypominali. Ich los zapowiadał się coraz lepiej.
 
________________
Poszło! Jak oceniacie? :)