czwartek, 13 sierpnia 2020

Rozdział Szesnasty

Cisza nocna już dawno zapadła, a Harry i Avada wybrali sobie właśnie ten moment, aby przedostać się ciemnym korytarzem do Hogsmead. Musieli się tam udać, ponieważ na Hogwart zostały rzucone silne zaklęcia uniemożliwiające teleportację na jego terenie, a to był najszybszy magiczny sposób, aby przenieść się na ulicę Pokątną. Wszystko szło zgodnie z planem; wydostali się z zamku, a gdy tylko znaleźli się poza nim, od razu przeteleportowali się pod drzwi Weasleyów.

Harry rozejrzał się dokładnie po ulicy, ale było pusto, a w żadnym ze sklepów nie paliły się światła, choć może nie było tego widać przez zasłonięte okna i zamknięte okiennice. Tak samo, jak u bliźniaków, a jednak Ślizgon zapukał. Drzwi szybko się otworzyły, więc uczniowie Hogwartu od razu weszli do środka i dopiero wtedy ściągnęli Pelerynę Niewidkę.
– Cześć Harry – powiedzieli równocześnie bliźniacy. – Nie mówiłeś, że przyprowadzisz dziewczynę – dodali, obrzucając Avadę zdumionym spojrzeniem.
– Jesteśmy tylko przyjaciółmi – sprostowała szybko Avada, patrząc z zaskoczeniem to na jednego, to na drugiego. Naprawdę starała się robić dobrą minę do złej gry, bo zdecydowanie gardziła takimi zdrajcami krwi, jak Weasleyowie i nie rozumiała jakim cudem Harry mógł się z nimi zadawać. Jednak teraz byli im potrzebni, więc siedziała cicho na ten temat. Nie miała oporu przed wykorzystywaniem ludzi do własnych celów. Zastanawiała się także, czy już została przez nich rozpoznana.
– Fred, George! Dobrze was widzieć – przywitał się Harry, chowając pelerynę pod bluzę. – Poznajcie Av – dorzucił, zerkając na przyjaciółkę.
Bliźniacy równocześnie wycelowali w nich różdżkami.
– Harry, ale czy możemy ci ufać? Chodzą dziwne i niepokojące plotki na twój temat.
– Podobno wyparłeś się Dumbledore’a – dodał Fred.
– I dołączyłeś do Voldemorta…
– I na dodatek przyjaźnisz się ze śmierciożercami.
– I jeszcze jesteś w Slytherinie.
– Gorzej się nie da upaść, Harry.
– Chyba powinniśmy oddać cię Dumbledore’owi – bliźniacy mówili jeden przez drugiego.
– Jeszcze jedno słowo, a was przeklnę – warknęła Avada, także celując różdżką w Weasleyów. – Znam parę paskudnych klątw – dorzuciła. – Przyjaciele, tak? – zapytała, zerkając na Harry’ego.
Fred i George parsknęli śmiechem i opuścili różdżki.
– Waleczna, ta Twoja dziewczyna, Harry. Dobra, a teraz opowiadaj nam, co się dzieje w Hogwarcie, bo Ron przekazuje nam same bzdury, które właśnie usłyszałeś.
– A ty możesz opuścić tę różdżkę – Avada wciąż w nich celowała, nie spuszczając wzroku z żadnego z nich. – Przypomnij, jak masz na imię?
– Avada – odparła. – A wasz brat to idiota – nie mogła się powstrzymać przed tym komentarzem.

– Ostro, rodzice chyba mieli niezłą fantazję. Fred i George, do usług miłej pani – po czym wykonali niezgrabny ukłon, a tym razem to Harry parsknął śmiechem. Uwielbiał towarzystwo bliźniaków. Zawsze odstawiali coś śmiesznego. W Hogwarcie do tej pory ludzie wspominali o ich ucieczce rok wcześniej i niesamowitych fajerwerkach, które zafundowali Umbridge na pożegnanie.
– Spokojnie, Av, mówiłem ci, że to żartownisie, jakich nie spotkasz nigdzie indziej – dodał Harry, a dopiero wtedy córka Voldemorta opuściła różdżkę, choć nadal zerkała na nich podejrzliwie. Nie miała do nich za grosz zaufania.
– To, co dzieje się w tym Hogwarcie? Z tego, co wiemy, to ty i Ginny jesteście największym złem.
– Ron ma trochę racji w tym, co mówi; to prawda, że jestem w Slytherinie, ale to decyzja Tiary Przydziału i w zasadzie wyszło to przypadkiem. Dumbledore’owi też się to nie podobało, ale nawet on nie mógł nic zrobić.
– Snape musi być przeszczęśliwy, jako twój opiekun. Nie może odbierać ci punktów, bo Slytherin by przegrał. Ale czad!
– Stosunki moje i Snape’a są o wiele lepsze, niż gdy byłem w Gryffindorze – przyznał Wybraniec. – Ale złożyło się na to sporo rzeczy – wzruszył tylko ramionami, nic więcej nie wyjaśniając. – Rzeczywiście mam też kilku nowych przyjaciół. Jednak Ron wielu rzeczy nie wie i koloryzuje i chyba nie może znieść tego wszystkiego.
– Nasza siostra też podobno wpadła w złe towarzystwo…
– Naprawdę nie musicie się o nią martwić.
– Ojciec się jej wyparł – powiedział Fred. – Ale to zawsze będzie nasza siostra, nawet gdyby dołączyła do Sam-Wiesz-Kogo.
– Nie dołączyła – zapewnił Harry. – Czy Ginny zachowywała się inaczej przez ostatni rok? Nie, a przecież już wtedy była z Nottem.
– George, myślisz, że dalej powinniśmy rozmawiać z tym śmierciożercą? – zapytał Fred niby poważnie, ale na jego wargach błąkał się uśmiech.
– Odwróciłem się od Dumbledore’a, ponieważ zataił przede mną i zapewne też i przed Zakonem mnóstwo rzeczy, ale nie działam przeciw niemu – stwierdził stanowczo Harry. – Dlatego muszę prosić was o pomoc.
– Zakładasz coś w rodzaju Gwardii, żeby walczyć z Sam-Wiesz-Kim na własną rękę? – zainteresował się Fred.
– Nie, ale próbujemy nie dać się zabić. Dumbledore urządza w szkole zawody między domowe i mamy podejrzenia, że będą one tylko po to, aby pozbyć się ze szkoły Ślizgonów, którzy mają powiązania ze śmierciożercami.
– Na przykład ciebie – zwrócili się do Avady. – Wiemy, kim jesteś.

Avada nie miała żadnych złudzeń co do tego, że zostanie rozpoznana. Odkąd Lord Voldemort się odrodził, znajdowała się na okładkach Proroka równie często, co Harry. Choć może przez poprzedni rok były o niej jedynie jakieś wzmianki, jednak odkąd zaczęła uczęszczać do Hogwartu, stała się częstym gościem na stronicach gazety. 

– Dumbledore nie wie wszystkiego i czasami wyciąga pochopne wnioski, a ja nie zamierzam pozwolić, aby ginęli niewinni ludzie – stwierdził Harry.
– I jaka w tym nasza rola? Mamy przeszkodzić w likwidowaniu śmierciożerców?
– Nie każdy powiązany z nimi musi nim być. Hermiona prawdopodobnie też jest na celowniku, tylko przez to, że jej rodzice to wariaci – wyjaśnił. – Przecież wiecie, jaka jest Hermiona. 
– Potrzebujemy od was kilka gadżetów – odezwała się Avada, która pozwalała do tej pory, aby to Harry wszystko wyjaśniał. Nie chciała niczego zepsuć swoim ewentualnym zachowaniem.
– Wszystko, co odbija zaklęcia, tarcze i jeszcze Bombonierki Lesera i inne takie.
– Inne gadżety przydatne w walce też chcecie? – bliźniacy poprowadzili ich na zaplecze sklepu. To właśnie tam znajdowały się prawdziwe skarby. 
– A co macie?
– Ostatnio pracujemy nad kulami dymnymi, które po rozbiciu zasłaniają obraz przeciwnikowi i trochę go zamroczą, bo w środku są opary z eliksiru słodkiego snu. Nikt od tego nie uśnie, ale liczą się każde sekundy.
– Jesteście genialni! – Harry naprawdę był pod wrażeniem ich pomysłowości. 
– Dumbledore też nam zlecił, abyśmy cichaczem przygotowali coś, co pomoże w walce – oznajmił Fred.
– Mamy kilka pomysłów, ale nie tak łatwo je wdrożyć w życie.
– Czy w ostatnim czasie Dumbledore chciał od was jakieś przedmioty? – zainteresowała się nagle Avada, rozglądając się z ciekawością po zapleczu. 
– Nie.
– Czyli tamci nie będą korzystać z waszych rzeczy, doskonale – stwierdziła dziewczyna.
– Dumbledore wspominał, że ma jakiś plan na pozbycie się dzieci śmierciożerców ze szkoły. Wspominał też o tobie Harry i o tym, że mają na ciebie zły wpływ – zaczął wyjaśniać jeden z braci.
– On ukrywał przede mną wiele rzeczy, a ja po prostu się o tym dowiedziałem. Dumbledore nie jest taki święty, a ja nie jestem głupi – odparował Potter.
– Źle się dzieje – westchnął George. – Wiemy, że miał jakiś pokręcony plan odnośnie Ginny. Ale my wiemy, że i bez niego i tak dasz popalić Sam-Wiesz-Komu, zwłaszcza że masz jego córkę po swojej stronie.
– Dlatego najpierw musimy mu przeszkodzić w jego okrutnym planie – stwierdziła Avada, nie wyprowadzając ich z błędu. – Macie coś jeszcze, co nam się przyda? – zmieniła błyskawicznie temat, a bliźniacy pokazywali im swoje kolejne wynalazki, które młodzież miała przemycić do Hogwartu.

***

Dni pędziły, jak oszalałe a młodzi śmierciożercy zawzięcie ćwiczyli i planowali przed międzydomowymi zawodami, aby przygotować się, jak najlepiej. Wiedzieli, że nie mogą dać się zabić, a przede wszystkim nie pozwolą, aby plan Dumbledore’a się ziścił. Musieli zrobić wszystko, aby pokrzyżować mu szyki i co najważniejsze; zachować swoje życie i zdrowie.

Nadeszła pierwsza sobota kwietnia, a to oznaczało, że rozpoczyna się szkolny turniej. Wylosowani uczniowie czekali przed Wielką Salą, bo tam właśnie miało odbyć się pierwsze zadanie, które na szczęście nie było niebezpieczne. Okazało się, że pierwsza konkurencja, to nic innego, jak test wiedzowy, a im więcej punktów się zdobędzie, tym wyżej można znaleźć się w rankingu.

Obok tablicy z punktami dotyczącej Pucharu Domów, pojawił się także ranking z punktacją z zawodów. Na razie przy wszystkich nazwiskach błyszczała liczba zero, ale to miało się zmienić po pierwszej konkurencji.

Młodzi śmierciożercy już na samym początku rywalizacji postanowili zaatakować przeciwników i tym sposobem większość z nich nagle dostała gorączki, wymiotów, nieopanowanego kichania i innych tego typu przyjemności.

Fred i George byli genialni i nawet stare wynalazki wciąż ulepszali, a ich słodycze poprawili do tego stopnia, że działały po określonym czasie, bądź reakcje zostały wywołane zaklęciem w dowolnym momencie, z czego skorzystali.

Podczas śniadania młodzi śmierciożercy ukradkiem podrzucali magiczne cukierki bliźniaków do jedzenia, a Harry pojawił się w pobliżu Wielkiej Sali podczas testu i w odpowiednim czasie aktywował zaklęcie. Skryty pod peleryną niewidką, obserwował, jak kolejni uczniowie opuszczają test.

Plan się powiódł.

***

– Niektóre pytania były tak banalne – powiedziała Hermiona, gdy po skończonym teście ona i reszta jej znajomych siedzieli na błoniach, korzystając ze świetnej pogody. – Przecież każdy wie, co robią niuchacze, albo…
– Ale były też koszmarne – zauważył Nott. – Te o wojny goblińskie z 1724 roku mnie rozłożyło, przecież Bins o tym prawie wcale nie mówił!
– No rzeczywiście te było trochę problematyczne, ale czytałam o tym wcześniej i myślę, że zaliczyłam to pytanie.
– Albo skład Veritaserum – dodał Matt. – Tego nie przerabialiśmy.
– Receptura na Veritaserum jest w Najsilniejszych Eliksirach z Działu Ksiąg Zakazanych – stwierdziła Hermiona, która jak zawsze miała na wszystko gotową odpowiedź. – To nie jest trudny eliksir, ale ma wielka moc, więc…
– Skąd wiesz, gdzie jest ta receptura? – zdziwił się Draco. – Nie przypominam sobie, aby Snape nam o tym mówił – stwierdził blondyn, natomiast Harry od razu przypomniał sobie drugą klasę i że to właśnie w tej książce był też przepis na Eliksir Wieloskokowy i mimowolnie parsknął. – A tobie, co? – zainteresował się Malfoy, patrząc to na jedno to na drugie.
– Nic, widziałeś kiedyś książkę, której Hermiona nie miała w rękach? – a reszta roześmiała się, choć Draco nadal rzucał im podejrzliwe spojrzenia.
– Wracamy do zamku? – zagaiła Catherine, a pozostali się z nią zgodzili, jedynie Avada stwierdziła, że jeszcze trochę posiedzi w samotności, więc pozostali wrócili do szkoły.

***

Avada siedziała już tak na błoniach od kilkudziesięciu minut i co i raz zerkała stronę Zakazanego Lasu, który był niedaleko. Nie przesiadywała na jego skraju, ale była wystarczająco blisko, aby mieć go w zasięgu wzroku. Nagle dostrzegła, że od strony zamku wędruje samotny uczeń. Wydawał się dość beztroski, szedł dziarsko z rękami w kieszeniach i wydawało się, jakby coś sobie podśpiewywał pod nosem.
– Avada! – pomachał do niej i od razu skierował się w jej stronę. – Jednak nabrałaś ochoty na przebywanie na świeżym powietrzu? – zapytał i obdarzył dziewczynę czarującym uśmiechem. 
– Właśnie wracam do zamku – odparła i szybko stanęła na równe nogi. Leyliss już dzisiaj próbował wyciągnąć ją na spacer tylko we dwoje, ale musiał się rozczarować, ponieważ Avada nie była zainteresowana. Nie miała ochoty spoufalać się z jakimś podrzędnym śmierciożercą.
– Odprowadzę Cię, niedługo się ściemni – stwierdził.
– Poradzę sobie sama
– Nalegam – rzucił. – I tak idziemy w tą samą stronę – dodał.
– Niech ci będzie – odparła zrezygnowana i przewróciła oczami. 
– Jak ci poszedł test? 
– Nienajgorzej. Myślę, że dostanę dość dużo punktów – odparła. – Chociaż nie dorównam pewnie Hermionie. 

Avada i Daniel rozmawiali praktycznie całą drogę do zamku, a dziewczyna była zaskoczona, że się przy nim nie nudzi. Do tej pory postrzegała Leylissa jako mało ciekawego chłopaka i traktowała raczej jako podwładnego, niźli kolegę.

Młodzież znalazła się już praktycznie przed samym zamkiem, kiedy drzwi wejściowe nagle huknęły, a przez nie wyleciał srebrny jastrząb i zaczął kołować nad ich głowami.
– To patronus! Ale czyj?
– Nie wiem – odparła Avada i wyciągnęła różdżkę, a potem skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Daniel zrobił to samo. 

W holu jednak nikogo nie było. Daniel rzucił zaklęcie ujawniające czyjąś obecność, ale było bezskutecznie. Ktokolwiek wyczarował Patronusa, musiał być w innej części zamku, bądź już zdążył odejść.
Jastrząb nagle wleciał z powrotem do sali i zakręcił kółko nad ich głowami, a potem znów wyleciał na zewnątrz.
– Albo mi się wydaje, albo on chce, żebyśmy za nim poszli – stwierdziła córka Czarnego Pana.
– Idziemy – Ślizgoni wyszli na zewnątrz, a tam rzeczywiście zwierze na nich czekało i znów ruszyło do lotu, gdy tylko wychylili się zza drzwi. Jastrząb prowadził ich przez błonia, minęli jezioro i chatkę Hagrida.
– On chyba nie chce, żebyśmy poszli do Zakazanego Lasu?
– Chyba właśnie tam nas prowadzi – stwierdziła Avad, gdy nie zatrzymał się na jego skraju.

W ogóle jej się to nie podobało. Była sama z Leylissem w Zakazanym Lesie, do tego zaraz się całkowicie ściemni. Nie, żeby się bała, ale to była dość dziwna sytuacja.

***

Tymczasem na Wieży Astronomicznej siedziały Ginny i Catherine i w najlepsze rozmawiały, co chwila, wybuchając głośnym śmiechem. Catherine nagle zmarszczyła brwi i poderwała się do góry, bowiem wydawało jej się, że zauważyła coś dziwnego. Wychyliła się za barierkę i wpatrywała się przez chwilę.

– Ginny, nie podoba mi się to – stwierdziła całkiem poważnie. – To jest Avada i idzie z jakimś chłopakiem do Zakazanego Lasu i oni idą za czymś.
– To wygląda, jak patronus – stwierdziła. – Z kim ona idzie, z Mattem?
– To nie Matt, ani też Harry, ani Theo – rozwiała wątpliwości Cathy.
– Idziemy tam? Nie, nie zdążymy – sama odpowiedziała sobie na pytanie Gryfonka.
– Mam pomysł! – Ślizgonka wyciągnęła różdżkę – Accio Błyskawica! – Była pewna, że Harry się nie obrazi, jeśli ją pożyczy na chwilę. – Rzucimy na siebie Kameleona i polecimy za nimi.
– Jesteś genialna! – przytaknęła Ginny i także przywołała swoją miotłę. Po chwili już obie szybowały za dwójką Ślizgonów, a gdy znalazły się bliżej, Cathy od razu rozpoznała Leylissa. Avada i Daniel jednak szybko zniknęli za grubymi pniami drzew, a chwile później również i rudowłose dziewczyny wylądowały na skraju, a potem weszły w puszczę, która wydawała się jeszcze bardziej przerażająca.
– Cathy, oni chyba nie postanowili sobie urządzić schadzki w Zakazanym Lesie, nie są tak głupi nie?
– To jest podejrzane – odparła Ślizgonka. – I ten Patronus…
– Mam wrażenie, że gdzieś już go widziałam – stwierdziła Ginny.

***

Avada i Leyliss wędrowali dalej za jastrzębiem, nieświadomi tego, że na ogonie siedzą im Cathy i Ginny. Obojgu cała ta sytuacja się nie podobała i wydawała się wyjątkowo niepokojąca. Młodzież coraz bardziej zagłębiała się w las, a im dalej, tym ciemniej, zresztą powoli zapadał już zmrok. Gdyby któryś nauczyciel ich teraz zobaczył, dostaliby porządny szlaban i stracili masę punktów.

Nagle jastrząb zawirował nad ich głowami, a potem odleciał gdzieś wysoko, a przed uczniami coś rozbłysło, a potem Ślizgoni szybko uchylili się od świetlistych promieni, które leciały w ich stronę. Od razu dostrzegli, że wokół roi się od ludzi. Ilu ich mogło być, z dziesięciu? Avada szybko ich liczyła i rzucała zaklęciami. Nie umknęło uwadze Ślizgonów, że tamci mieli na twarzach maski imitujące zwierzęcy pyski; lwy, borsuki i kruki. Przeciwnicy zawzięcie atakowali, ale Daniel i Avada świetnie się ze sobą zgrywali i skutecznie odpychali ich ataki, jednak nie dawali rady się jednocześnie bronić i atakować, choć oboje byli całkiem nieźli w pojedynkach.
– Musimy wycofać się z lasu, nie pokonamy ich – powiedziała Avada do Leylisa i wtedy oboje zaczęli się cofać ku wyjściu z lasu. Avada pomyślała, że jeśli cofną się na błonia, to może ktoś ich zobaczy i im pomoże, choć marne na to szanse, bo prawdopodobnie wszyscy o tej porze byli w zamku.

Nagle, gdzieś zza pleców Ślizgonów poszybowały zaklęcia w stronę napastników. Daniel zerknął w tamtą stronę, ale za nim były tylko drzewa. Faktem było to, że celne zaklęcia powaliły dwie osoby. 
– Nikogo tam nie ma! 
– Może… Harry ma niewidkę, może to on – to było pierwsze, co przyszło jej do głowy. Oboje z Danielem nabrali jeszcze więcej motywacji, bo kolejna osoba, to zwiększone szanse na zwycięstwo. – Spróbujmy też ich atakować – zarządziła Avada, odbijając zaklęcie, lecące w Daniela i sama posłała klątwę tnącą w najbliższą osobę, która ugodziła przeciwnika w ramię. Krzyk, wydobywający się z gardła zranionego chłopaka był niczym muzyką dla jej uszu. 

Ślizgoni byli już na skraju lasu, a napastnicy wraz z nimi, jednak nie mogli zobaczyć dziewcząt, które skrywały się pod zaklęciem, przez co zamaskowani nie mogli ich powalić. 

Ginny i Cathy skryte pod klątwą niewidzialności zacięcie słały kolejne uroki w przeciwników, Co prawda Ślizgonka trochę gorzej radziła sobie w pojedynkach, ale nie była najgorsza i razem z Ginny dość szybko powalały zamaskowanych. 

Catherine nagle wpadła na genialny pomysł. Zbliżyła się do Avady, wypowiedziała zaklęcie i stuknęła różdżką w głowę przyjaciółki, a po chwili córka Czarnego Pana zaczęła znikać.
– Avada, co się dzieje! – wydyszał Daniel, nieco zmęczony już pojedynkiem. Czuł ją obok i widział, jak znikała na jego oczach, a potem dostrzegł, że również i on staje się niewidzialny. Nie zastanawiał się nad tym, kto im pomaga, ale wymacał rękę Ślizgonki i pociągnął ją w stronę wyjścia z lasu, co i raz rzucając klątwy na napastników, którzy teraz jedyne, co mogli, to rzucać zaklęcia na ślepo.
– Promienie się oddalają! Uciekają nam! – krzyknął któryś z nich i pognali w stronę błoni. 

Cała czwórka miała teraz ułatwione zadanie i w kilka chwil powalili przeciwników. Nieprzytomni leżeli na skraju lasu, a cała czwórka rozgląda się czujnie, czy jeszcze ktoś nie nadchodzi. 
– Kim jesteś? Pokaż się! – zażądał Leyliss i zdjął z siebie Kameleona, ale nie tylko on to uczynił, bowiem pozostałe dziewczyny także to zrobiły. Jakie było zdziwienie Ślizgonów, gdy zobaczyli przed sobą Cathy i Ginny, dzierżące w rekach miotły. 
– Pokonaliśmy ich!


Rozdział miałam chyba już od jakiś dwóch miesięcy, ale tak jakoś wyszło, że dopiero teraz. Tekst nie jest betowany.