środa, 27 lutego 2019

Rozdział Jedenasty

W tym samym czasie gdy Potter i Avery urządzili sobie wielkie pogodzenie się wrogów i między domową integrację Ślizgońsko-Krukońską, Snape próbował zrobić wszystko, co tylko może, aby wyciągnąć z niewoli wyżej wspomnianą dwójkę. Mistrz Eliksirów był na tyle przebiegły, iż udało mu się przejąć różdżki młodych śmierciożerców pod pretekstem sprawdzenia, czy rzucali zaklęcia uśmiercające, a co więcej pozbył się towarzystwa natrętnej Andromedy, tłumacząc się wpływem czarnej magii. Severus miał już gotowy plan, więc stworzył szybko duplikaty obydwu różdżek, a prawdziwe ukrył w kieszeni czarnej szaty.
Młodzi śmierciożercy byli już prawie wolni.

***

Nagle w piwnicy rozległ się hałas, który od razu zwrócił uwagę więźniów, choć ten nie był znowu aż tak głośny. Oboje od razu spojrzeli się w stronę jego źródła. Choć było ciemno, dojrzeli, iż szyba w okienku rozsypała się w drobny mak. Ślizgon i Krukonka popatrzyli na siebie z nieukrywanym zdumieniem. Po chwili, ku ich jeszcze większemu zaskoczeniu, na parapecie okienka ktoś położył rulon pergaminu, a w środku były dwie różdżki. Podejrzewali, iż była to robota Snape’a, jednak ostrożności nigdy za wiele, dlatego Harry powoli i najciszej jak tylko mógł, podszedł bliżej.

– Uważaj na szkło – szepnęła nastolatka, gdy Ślizgon znalazł się bliżej. Sięgną po ów rzecz, a ze środka wyleciały dwa patyki, które spadły z głuchym łoskotem na kamienną posadzkę. Chłopak podniósł obydwa drewienka, podając dziewczynie różdżkę należącą do niej. Harry od razu rzucił najprostsze zaklęcie, jakie w ogóle istnieje, które sprawiło, iż koniec jego różdżki zajarzył się białym światłem, a potem zabrał się za odczytanie treści zawartej na pergaminie. Blondynka podeszła bliżej i zajrzawszy Potterowi przez ramię, również zaznajomiła się z wiadomością, którą przesłał im Mistrz Eliksirów.
Uciekajcie jak najszybciej, rano przybędzie Dumbledore. Za lasem jest mugolska wioska, świstoklik powinny zadziałać. SS.
– Jesteśmy prawie wolni – stwierdziła radośnie dziewczyna.
– Wynosimy się stąd, Ivy – rzekł stanowczo chłopak, po czym celową różdżką w jedną z szafek i bezszelestnie przeniósł ją pod okno. Migiem na nią wszedł, aby sprawdzić, czy teren na pewno jest bezpieczny. Jego oczom od razu ukazał się las, tak jak zapowiadał Snape. Chłopak zgasił różdżkę, aby światło przypadkiem nie przyciągnęło kogoś niepowołanego, a potem odwrócił się w stronę dziewczyny.
– Co widzisz? – zapytała, jednak niecierpliwiła się na tyle, że nim chłopak udzielił jej odpowiedzi, sama wdrapała się na mebel i stanęła obok Ślizgona.
– Las, tak jak mówił Snape – odparł chłopak i odsunął się nieco, aby Krukonka sama mogła wyjrzeć przez okno, choć z powodu ciemności nie wiele można było dostrzec. Harry natomiast ulokował swoje spojrzenie na blondynce. Jakimś dziwnym trafem nie potrafił oderwać od niej wzroku, znalazła się tak blisko niego. Nagle, ogarnęło go niespodziewane uczucie i zapragnął odwrócić twarz dziewczyny w swoją stronę i złożyć pocałunek na jej wargach. Jednak tego nie zrobił, ponieważ nie był tak szalony, choć już sam fakt, iż o tym pomyślał, dobitnie świadczył, że posiada w sobie nie tylko syndrom Wybrańca, ale chyba i samobójcy.
Gdy dziewczyna spojrzała w jego stronę, uświadomił sobie, w jakim kierunku podążają jego myśli i sam siebie za to beształ, jednak w tej chwili niczego bardziej nie pragnął. Znów pojawiła się w jego głowie ta niedorzeczna myśl, która definiowała dziewczynę jako ważną dla niego. Skąd to się nagle brało?! Miał tylko nadzieję, że Avery nie zauważyła w jego zachowaniu niczego niepokojącego, a potem niespodziewanie poczuł, jak jej ręka delikatnie dotyka jego twarzy, w miejscu, gdzie pozostawały jeszcze resztki opuchlizny będące skutkiem klątwy rzuconej przez Krukonkę.
– Zaklęcie prawie przestało działać – powiedziała cicho dziewczyna, nadal nie odrywając dłoni od jego twarzy. I choć muskała go zaledwie koniuszkami palców, Harry czuł, że przez jego ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Czy mu się tylko wydawało, czy Avery znalazła się nagle jeszcze bliżej niego? – uświadomił sobie nagle. Nie wiedział, jednak nie miał czasu na zastanawianie się nad tym teraz. Chwycił dłoń Krukonki i powoli ją od siebie odsunął, choć coś w nim krzyczało, aby tego nie czynił.
– Musimy uciekać, Ivy – powiedział tylko.
Nie widział smutku wypisanego na twarzy dziewczyny.

***
Ginnevra Weasley przesiadywała w swoim niewielkim pokoju i zajmowała się pisaniem wypracowań, które nauczyciele zadali uczniom, aby nie nudzili się podczas przerwy świątecznej. Nagle dziewczynie wydało się, że słyszy z dołu głos swej matki, który woła ją na dół. Zastanawiając się, o co chodzi, odłożyła pióro i zakręciła kałamarz, a potem opuściła swoje królestwo.
– Wołałaś mnie, mamo? – zapytała dla pewności, wchodząc do zagraconej, acz czystej kuchni. Zatrzymała się w drzwiach ze zdumienia, ponieważ przy stole siedzieli jej rodzice oraz o rok starszy brat – Ronald, co nie napawało jej zbytnim optymizmem i była pełna złych przeczuć, bowiem domyślała się już czego, a raczej kogo będzie dotyczyła ta rozmowa.
– Siadaj, Ginny – powiedział stanowczo ojciec dziewczyny. Wykonała polecenie bez wahania, zdecydowanie w głosie Arthura Weasleya niczego dobrego nie zwiastowało. Jej ojciec rzadko się tak zachowywał, a jeśli już był tak stanowczy, to sprawy dotyczyły wojny, Zakonu, bądź poleceń od Dumbledore’a, a dla Ginny w obecnej sytuacji była to zapowiedź kłopotów.
– Ron twierdzi, że spotykasz się z młodym Nottem – stwierdził pan Weasley. Nie musiał o nic pytać, bowiem Ronald już wcześniej zawiadomił rodziców o sytuacji.
– Nie będę zaprzeczać – potwierdziła Ginny, wiedziała, co za chwilę nastąpi. Miała świadomość tego, że jej rodzice dowiedzieli się o wszystkim, więc nie było sensu zaprzeczać.
– Ginny, kochanie – wtrąciła się pani Weasley na pozór łagodnie. – Zdajesz sobie sprawę, jakie to jest dla ciebie niebezpieczne? – zapytała z troską o córkę. – Tak nie może być, musisz o siebie zadbać.
– Musisz z nim natychmiast zerwać, Ginny – zakomenderował ojciec nastolatki, na co oczy Ginny zabłysły wściekłością, natomiast na twarzy Ronalda widoczne było zadowolenie.
– Nie mam zamiaru tego robić – odparła twardo dziewczyna, wpatrując się w ojca. Nie pozwoli, aby nią rozporządzano. Kochała Theodora i zrobi wszystko, aby z nim być, bowiem miłość była dla niej jedną z najważniejszych wartości. 
– Ginny, przecież chcemy dla ciebie jak najlepiej – powiedziała łagodnie Molly. Zadziwiające jest to, że czasami potrafili zamienić się rolami. To Arthur zazwyczaj był tym spokojnym rodzicem, a Molly tykającą bombą, a teraz było na odwrót. – Znajomość z synem śmierciożercy nie wyjdzie ci na dobre – dodała kobieta. – Ojciec ma całkowitą rację, musisz to zakończyć.
– Sama zadecyduję o tym, co będzie dla mnie najlepsze. Kocham Theodora i nie zerwę z nim – oznajmiła nastolatka.
– Zerwiesz z nim, Ginny – zarządził Arthur. – Bez dyskusji.
– Nie – odparła krótko nastolatka. Według niej ta rozmowa prowadziła do nikąd, dopóki jej rodzice będą się upierać przy tym absurdalnym poleceniu. 
– Zrobisz to Ginny, ponieważ poślubisz tego, kogo ci wskażemy. Wszystko jest już ustalone – zapowiedział niespodziewanie pan Weasley.
– Co? – wyrwało się Ronowi, najwyraźniej i on nie był tego świadomy.
– Jakim prawem?! – wykrzyknęła rudowłosa, zrywając się z zajmowanego miejsca. W głowie jej się nie mieściło to, co teraz usłyszała. – Teraz nagle wam się przypomniało, że jesteście czystej krwi i aranżujecie małżeństwa?! Co w was wstąpiło?! – wykrzyknęła zszokowana Ginny. Nastolatka była totalnie wściekła i zdumiona. Czegoś takiego by się nie spodziewała nawet w najgorszych snach.
– Siadaj na miejsce, Ginny. Będzie tak, jak postanowiliśmy – stwierdził dobitnie ojciec dziewczyny. – To nie podlega żadnej dyskusji.
– Kto jest moim wybrankiem, można wiedzieć? – zapytała wściekle.
– To jest niespodzianka – stwierdził Arthur. – Za kilka miesięcy skończy siedemnaście lat, wtedy też mieliście się oboje dowiedzieć. W wakacje odbędą się wasze zaręczyny – poinformował dziewczynę.
Ginny natomiast wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Dziewczyna nie była w ciemię bita i szybko połączyła ze sobą fakty, które składały się w spójną i logiczną całość.
– Oszaleliście – rzekła z niedowierzaniem, spoglądając to na matkę, to na ojca, brata natomiast całkowicie zignorowała. – Wy chyba nie chcecie ożenić mnie z Harrym?!
Państwo Weasley wymienili spojrzenia, a Ginny widząc to, nie potrzebowała już od nich potwierdzenia. Jej domysły były słuszne.
– Kompletnie zwariowaliście – powiedziała.
– Ginny, Harry to dobry, ułożony chłopak, będziecie razem szczęśliwi – próbowała złagodzić sytuację jej matka.

Ginny z wrażenia aż usiadła z powrotem na krześle, które wcześniej zajmowała. Jeszcze wiele lat temu ucieszyłaby się z takiej wiadomości, jednak czasy, gdy była zauroczona Chłopcem-Który-Przeżył, minęły bezpowrotnie. Gryfonka kochała Theodora Notta, a on kochał ją i zrobią wszystko, co konieczne, aby być razem.
– Harry się nigdy na to nie zgodzi, zresztą ja też nie! – próbowała jakoś ratować sytuację.
– Chyba zapomniałaś, że wystarczy zgoda opiekunów – przypomniał córce pan Weasley.
– Arthurze, wystarczy, Ginny sobie wszystko przemyśli i dojdzie do właściwych wniosków.
– Kto to właściwie wymyślił? Nie wierzę, że wy, albo… – Ginny zacięła się w połowie zadania, bowiem nagle przyszło zrozumienie. Odpowiedź była przecież oczywista. – To Dumbledore wam kazał – powiedziała. Nie rozumiała jedynie, w jakim celu miała ożenić się z Potterem. Może to jakaś próba odciągnięcia Harry’ego od Ślizgonów i młodych śmierciożerców?
– Uspokój się, Ginny – powiedział Arthur. – Albus wie, co robi.
– On miesza wam w głowach! Nie widzicie, że będzie próbował tak kontrolować Harry’ego?
– Ginny, co ty bredzisz? – zapytała matka nastolatki. – Poza tym, ta decyzja jest nieodwołalna
– Albo cofnięcie tą decyzję, albo… – ucięła na chwilę, nie będąc pewną, czy na pewno chcę to powiedzieć. Przymknęła na moment oczy i wzięła głęboki oddech. – Wyrzeknę się was. Nieodwracalnie – wyjaśniła, patrząc w ojcu prosto w oczy.
– Ginny, co ty mówisz! – wykrzyknęła Molly. Za nic na świecie nie chciała stracić swojej jedynej córki. 
– Nie zrobisz tego, a my nie zmienimy decyzji – stwierdził stanowczo pan Weasley.
– Ja, Ginevra Weasley…
– Ginny, nie rób tego! – powiedziała pani Weasley. W głowie nie mieściło jej się to, do czego chce posunąć się jej córka.
– … świadoma swego czynu i wynikających z niego konsekwencji, wyrzekam się swego rodu – zakończyła, nie zważając na łkającą matkę, choć serce jej się krajało, gdy widziała, że jej rodzicielka płacze przez nią. – Wasza kolej – dodała szybko, nim głos się jej załamał. Nie chciała tego robić, ale ojciec ją zmusił.
– To twoja decyzja, Ginny – powiedział Arthur, a na jego obliczu zagościło coś na kształt smutku. – Ja, Arthur Weasley…
– Nie możesz, Arthurze! – wykrzyknęła kobieta zszokowana czynem swej córki, oraz tym, co chce uczynić jej mąż. Jednak mężczyzna nie zważał na protesty Molly i wypowiedział formułkę do końca, podczas gdy jego najmłodszy syn wyprowadził płaczącą kobietę z pomieszczenia. Gdy to się stało, coś jakby zawirowało w powietrzu, a dla nich oboje był to już znak, że nie było odwrotu.
Po wszystkim Ginny opuściła kuchnię i szybko pognała do swego pokoju. Chwyciła plecak i zaczęła pakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Nagle ucieszyła się, iż jej szkolny został w Hogwarcie, a na święta zabrała niewielki bagaż z najbardziej niezbędnymi przedmiotami. Nie minęło wiele minut, a nastolatka była gotowa do odejścia. Ostatni raz rozejrzała się po swym niewielkim pokoju, sprawdzając, czy jeszcze coś powinna zabrać, a potem sięgnęła po jedną ze starych spinek przemieniła ja w świstoklik, który miał ją przenieść do Muszelki – był to dom, w którym pomieszkiwał jej starszy brat i zajmował się jego odnową, bowiem po ślubie z Fleur oboje mają w nim zamieszkać. Wiedziała, że Bill bez wahania ją przyjmie. Zawsze bronił ją przed rodzeństwem, zawsze był po jej stronie i o nią dbał. Dziewczyna żywiła nadzieję, że i teraz też tak będzie.

***

Harry jeszcze raz wyjrzał przez okno, aby upewnić się, że nikogo nie ma na zewnątrz. Co prawda nic nie przykuło ich uwagi, więc teraz także powinno być tak samo, jednakże nigdy nie zaszkodzi się upewnić, prawda? Prawdopodobnie była to ich jedyna szansa na ucieczkę. Jak na jego oko, bardzo dziwne było to, że do tej pory nikt nie zainteresował się stłuczoną szybą, a może nikt po prostu tego jeszcze nie dostrzegł? Miał nadzieję, że tak było, zapewne Snape należycie o to zadbał.
– Czysto – powiedział cicho czarnowłosy, do dziewczyny. – Wychodzę – poinformował ją, a potem wspiął się na niewielki parapet i wyszedł na zewnątrz. Nie zauważył wystającego kawałka szkła, więc niechcący się skaleczył, ale widząc, że to tylko lekkie draśnięcie więcej nie poświęcał temu uwagi. Już po chwili za nim próbowała wydostać się Krukonka. Harry miał tylko nadzieję, że hałas, który narobili, nie przyciągnie uwagi Andromedy, bądź kogoś innego.
– Uważaj na wystające szkło – ostrzegł Ślizgon dziewczynę, widząc, że chciała przytrzymać się w miejscu, gdzie on się skaleczył, podał więc jej rękę, aby mogła się go chwycić i łatwiej wydostać. Dziewczyna od razu bacznie zaczęła się rozglądać, próbując dostrzec coś w tych ciemnościach, co było dość trudne z powodu otulającego ich mroku. Przednimi jednak rozciągał się las, tak jak poinformował ich Mistrz Eliskirów.
– Idziemy – zakomenderowała Avery i w tym samym momencie usłyszeli hałas za sobą. Dźwięku skrzypiących drzwi nie dało się pomylić z żadnym innym.
– Otwierają drzwi! – powiedział zaskoczony Harry. – Ivy, biegiem! – powiedział szybko, czego dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Oboje puścili się pędem przed siebie, a już po chwili wpadli między drzewa. Las nie był jakoś specjalnie gęsty, jednak im bardziej się w niego zagłębiali, tym mnie stawali się widoczni, co działo na ich korzyść. Nastolatkowe biegli, nie oglądając się za siebie, musieli jak najszybciej oddalić się od tego domu.

***

Drzwi prowadzące do piwnicy otworzyły się na oścież, a w nich najpierw pojawił się snop białego światła, który miał swe źródło u krańca różdżki kobiety, która dzierżyła w dłoni magiczny patyk. Andromeda zatrzymała się przy drzwiach i omiotła wzrokiem pomieszczenie, a uświadamiając sobie, iż więźniów nie ma w środku zamarła. Wtedy też ujrzała, że na posadzce leży rozbite szkło i automatycznie spojrzała w górę, na okno, nagle wszystko rozumiejąc. 
– Albusie! – zawołała kobieta, wracając na schody, po których zaczął schodzić siwobrody czarodziej. Dumbledore postanowił zaskoczyć młodych śmierciożerców i przybył w nocy, a nie za dnia, choć gdyby nie Severus, to i tak nie poznaliby tej informacji, jednak niestety znalazł się w domu Tonksów zbyt późno.
– Nie ma ich! – wykrzyknęła spanikowana. – Rozbili okno i uciekli!
–- Jak to możliwe?! – wrzasnął Dumbledore. – Andromedo, miałaś ich pilnować! – wykrzyknął wściekle dyrektor Hogwartu, a w jego oczach zabłysły ogniki wściekłości. Nienawidził, gdy coś przebiegało nie po jego myśli.
– Byłam tu z Severusem – tłumaczyła kobieta. – Przecież mam ich różdżki cały czas przy sobie.
Dumbledore wpadł w ogromną wściekłość, choć nie dał tego po sobie poznać. 
– Mieli ogromne szczęście – powiedział Dumbledore, opanowując nieco swe napięte do granic możliwości emocje. – Wyślę kogoś, być może kręcą się nadal po lesie, niech Ted obejdzie podwórko i wszystko sprawdzi – stwierdził dyrektor Hogwartu, po czym opuścił pomieszczenie. Natomiast Andromeda machnęła różdżką i naprawiła stłuczoną szybę, obserwując, jak drobinki szkła podrywają się do góry i znów tworzą jedną i spójną całość. Dopiero potem wróciła na górę, a piwnica znów została objęta nieprzenikalnym mrokiem.

***

Młodzi śmierciożercy przez jakiś czas biegli, aby jak najszybciej oddalić się od miejsca ich przetrzymywania, aż w końcu zwolnili tempo, bo żadne z nich nie miało już siły. Wciąż jednak każde z nich nerwowo oglądało się za siebie, aby sprawdzić, czy aby na pewno nikt nie czai się im za plecami.
– Myślisz, że nas szukają? – odezwała się nagle Avery. Do tej pory milczeli, aby nie marnować sił na bezsensowne rozmowy.
– To bardzo prawdopodobne – odparł Harry spokojnie. – Dumbledore się wścieknie, wiedząc, że złapano śmierciożerców i zdołali mu uciec. Jednak jedno jest pewne, wynosimy się stąd jak najszybciej.
– Sprawdzę, czy świstoklik działa – rzekła blondynka, a potem zaczęła przeszukiwać kieszenie szaty, ale nigdzie nie znalazła wspomnianego przedmiotu.
– Zgubiłam swój świstoklik – powiedziała, w jej głosie pobrzmiewała desperacja, a na twarzy zagościło zdenerwowanie.
– Trzymaj się mnie, sprawdzę, czy mój działa – polecił były Gryfon. Gdy tylko dziewczyna chwyciła go za ramię, dotknął świstokliku, jednak nic się nie wydarzyło, co oznaczało, iż w pobliżu domu państwa Tonksów rozciągała się bariera antydeportacyjna.
– Wynośmy się jak najszybciej z tego przeklętego lasu, zanim dopadną nas jakieś magiczne stworzenia – zakomenderowała Krukonka i od razu przyspieszyła tempo, natomiast Harry uczynił to samo. Musieli jakoś sobie poradzić.

***

Ginny stała przy oknie i opierając się rękami o parapet, wpatrywała się w rozgwieżdżony, acz ciemny firmament, pozbawiony blasku księżyca. Jej myśli gorączkowo krążyły wokół ostatnich wydarzeń, które były dla niej niezwykle bolesne. Stało się to, czego się obawiała. Przez Theodora musiała wyrzec się rodziny. Rana w jej sercu była ogromna i cały czas krwawiła, jednak wiedziała, że nie miała innego wyboru. W zasadzie nie sądziła, że posuną się do tego stopnia; sądziła, że jeżeli tylko powie o tym, że się wyrzeknie, ojciec ustąpi. Wiedziała, że na matkę ta sztuczka by zadziałała, jednak reakcji najstarszego członka rodziny, nie potrafiła trafnie przewidzieć, choć z pozoru wydaje się to proste. Rzadko bywały momenty, w których to Arthur Weasley nie podporządkowywał się żonie i twardo upierał przy swoim.
Natomiast jej starszy brat Bill, zachował się tak, jak podejrzewała nastolatka. Bez żadnego wahania przyjął ją do siebie i pozwolił, aby mu się wyżaliła i płakała przez resztę nocy. Nie oceniał jej po tym, co zrobiła, nie wymuszał na niej decyzji, tak jej rodzice. Po prostu ją przygarnął i zapewnił, że zawsze może na niego liczyć i, że co by się nie wydarzyło, jego młodsza siostra pozostanie do końca świata, a nawet dłużej, o ile byłoby to możliwe.
Jednak, gdyby jej ojciec ustąpił, wiedziała, że nie doszłoby do obecnej sytuacji. Sama nie miała pojęcia, co powinna o tym wszystkim myśleć. Jakim cudem jej ojciec i matka byli tak bardzo podporządkowani Dumbledore’owi? I właściwie jaki cel dyrektor Hogwartu ma w tym mariażu? Ginny podejrzewała, że w jakiś sposób będzie chciał przez nią kontrolować Harry’ego, przecież Weasleyowie od zawsze byli mu bardzo bliscy, pomimo ostatnich niesnasek między nim a Ronem, nic się nie zmieniło. Państwo Weasley nadal traktowali Wybrańca tak, jakby był jednym z ich synów. Jednak, gdy pomyślała, że Dumbledore chce w taki sposób ich wykorzystać, aż przeszły ją ciarki. Ginny wywodziła się z rodu czystej krwi, wiedziała o istnieniu przeróżnych zaklęć. Słyszała opowieści o rodzicach, którzy aranżowali swym dzieciom małżeństwa, a potem kontrolowali ich za pomocą magii. Nie sądziła jednak, że coś takiego mogłoby zdarzyć się w jej rodzinie.
Nagle do Ginny dotarło, że jest w ogromnym niebezpieczeństwie, bo Dumbledore nie podaruje jej tego, co uczyniła.

***

Avada Riddle wracała z kuchni i wędrowała w stronę swego pokoju. Jadła właśnie ostatni kawałek kanapki, którą przygotował dla niej jeden ze skrzatów domowych i omal się nie zachłysnęła, gdy usłyszała jakiś łoskot za drzwiami salonu, który właśnie mijała. Cały czas dziewczyna chodziła podenerwowana, odkąd okazało się, iż Harry nie wrócił z misji.

Nastolatka niewiele myśląc, a w zasadzie wcale, dopadła do drzwi i ostrożnie je otworzyła. Zajrzała do środka i aż zaniemówiła ze zdumienia, a całe jej ciało ogarnęła niesamowita ulga. Oto właśnie, z twardej posadzki salonu Malfoyów zbierała się dwójka młodych śmierciożerców.
– Ivy udało się nam! – Wykrzyknął radośnie czarnowłosy i niezgrabnie objął blondynkę, która w napadzie szczęścia się na nim uwiesiła. Byli przecież wolni, to był powód do radości.
– Eee... Nie przyzwyczajaj się zbytnio do tego, Potter – dodała, gdy tylko odsunęła się od niego. Chyba sama zaskoczona była swoją spontanicznością, jednak mimo to, na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
– Gdzieżbym śmiał – zaśmiał się Harry. – Avada! – Wykrzyknął, bo właśnie dojrzał stojącą przy drzwiach przyjaciółkę, która oglądała tę niecodzienną scenę z mieszanymi uczuciami, ponieważ nie wiedziała, o co tu chodzi.
– Tak się cieszę, że cię widzę – powiedziała, podchodząc do niego, a na jej wargach zaigrał delikatny uśmiech. – Nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłam – dodała córka Czarnego Pana. Wychodziła z siebie, a teraz miała ochotę skakać z radości. Nie okazała jednak w pełni tego, co czuła. Była przecież córką Lorda Voldemorta i musiała trzymać emocje na wodzy.
– Wróciłem, Av i nic mi nie jest. Nie musisz się martwić – powiedział, przytulając przyjaciółkę, aby nieco ją uspokoić. Żadne z nich nie zauważyło, że na twarzy blondynki pojawił się grymas wściekłości, widząc taką zażyłość między Potterem a panną Riddle.
– Wiesz, że nie łatwo mnie zabić, w końcu twojemu ojcu nie wychodziło to przez lata – dodał z rozbawieniem.
– Może skończycie się wreszcie do siebie kleić? – Zapytała zirytowana Krukonka. – I jeśli już mowa o Czarnym Panu, to nie powinniśmy go poinformować, że powróciliśmy? – zapytała spokojnie dziewczyna. – Może powinieneś powiedzieć o tym, że znasz jedną z kryjówek Zakonu?
– O jakiej kryjówce mówisz? – zainteresowała się Avada, a Harry poczuł się niezręcznie. Andromeda nic złego mu nie zrobiła i nie miał ochoty dzielić się żadnymi informacjami na jej temat.
– Zamknęli nas u siostry Bellatriks i Narcyzy – odparła natychmiast Avery. – Jak jej tam było na imię? Arameda?
– Andromeda – poprawił ją niechętnie Potter. – Ale nie wiem, czy jest tu co, do opowiadania. Byliśmy w piwnicy, wokół jest las i było ciemno. Niczego nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy – dorzucił, zerkając na Krukonkę, mając nadzieję, że nie będzie ciągnęła tematu.
– Powiem ojcu, że udało się wam wrócić – oznajmiła Avada. – Wracaj do domu, Avery – poleciła i pozostawiła Harry'ego i Ivy samych.
– Merlinie! Ona zawsze się tak do ciebie klei? – zdumiała się Krukonka, gdy tylko drzwi zamknęły się za nią. – Kręcisz z córką Czarnego Pana?
– Zazdrościsz? – Zapytał nastolatek, patrząc podejrzliwym wzrokiem na uczennicę domu Kruka. Ta myśl była totalnie niedorzeczna!
– Chyba w twoich snach – odparła natychmiast.
– Koszmarach, chciałaś powiedzieć – poprawił ją nastolatek z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
– Jak wolisz – stwierdziła dziewczyna, obojętnie wzruszając ramionami.
– Av jest tylko moją przyjaciółką – powiedział w końcu Harry, ponieważ nagle zapragnął, żeby Avery wiedziała, iż jego i Avadę nie łączy nic, o czym pomyślała blondynka. 
– Czy ta odpowiedź ci wystarczy? – zapytał z rozbawieniem.
– Jak najbardziej – odparła zadowolona.
– Twój pomysł jest niedorzeczny, lepiej rzeczywiście wracaj do domu – dorzucił.
Avery rzeczywiście chciała wrócić do domu, a Harry do swojego pokoju, jednak młodzi śmierciożercy zostali wezwani przez Lorda Voldemorta. Ślizgon i Krukonka zdali relację z tego, co działo się podczas ich przetrzymywania, choć za wiele informacji nie posiadali. Wszystko miało wrócić do normy. Jednak ani dla Ivy, ani dla Harry'ego nic już nie miało być takie same jak przed świętami, zbyt wiele się między nimi zmieniło.

***
Czarny Pan przesiadywał właśnie w pomieszczeniu, które służyło mu za coś w rodzaju gabinetu. Studiował pergamin, na którym widniała interpretacja zagadki, dostarczoną mu przez młodą pannę Lestrange, której to zlecił to niezwykle ważne zadanie. Natomiast na stole, przy którym Lord siedział, znajdowały się dwa kolejne – jeden z przekładem Severusa, drugi jego własnym. Teraz musiał jedynie porównać trzy interpretacje zagadki, aby ustalić recepturę eliksiru na scalenie duszy. Gdy tylko to mu się uda, siostry przekażą mu dar, jakim jest nieśmiertelność.
Po kilkunastu minutach ciężkiej pracy na czystym pergaminie została spisana poprawna receptura eliksiru, a przynajmniej taką miał nadzieję. Wbrew pozorom, nie było to trudne, każda z interpretacji była podobna, co Czarnemu Panu tylko ułatwiło pracę.
+ Fiolka armortencji
+ Krew potomków założycieli Hogwartu – 2 dawki – po dodaniu należ mieszać najpierw raz w prawo, potem w lewo, dopóki eliksir nie zmieni barwy na czerwoną,
+ nasionko tojadu,
+ Po fiolce eliksiru nieśmiertelności i wywaru żywej śmierci – czekać, aż eliksir zmieni barwę.
+ Sok z owoców Kwiatu Śmierci zmieszany z krwią dziewicy – 7 kropel – po 15 minutach zamieszać 3 razy w lewo, potem 7 w prawo. Kolor powinien się zmienić na biały.
+ wrzucić horkruksy na 7 minut

Siostry Mroku były bardzo jednak zmyślne, ponieważ pojawił się problem z pewnym składnikiem, bo Kwiat Śmierci prawdopodobnie rósł jedynie terytorium Nachtmagów, a dostanie się tam, nie było wcale najprostsze. Lord zastanawiał się, co powinien zrobić i jak go dostać, aż wreszcie rozwiązanie samo przyszło mu do głowy.

***

Kolejne dni mijały nadzwyczaj spokojnie, bez żadnych ekscesów, czy innych, niewyjaśnianych sytuacji. Ślizgoni, którzy przebywali we dworze Malfoyów, odpoczywali od nauki, leniuchując w najlepsze, jedynie Hermiona jak zwykle tonęła w książkach, jednak dla niej trzymanie się z daleka od nich było samą w sobie torturą. I ku zdziwieniu wszystkich; Harry. Chłopak bardzo często pojawiał się w bibliotece, aby zgłębiać tomiszcza o czarnej magii, do których nie miał dostępu w szkole.

Minął Sylwester, podczas którego został powitany kolejny rok, a potem już bardziej przybliżał się powrót do szkolnych obowiązków. Dzień przed wyjazdem, młodzież musiała zakończyć ten błogi stan nicnierobienia i zabrać się za stosy pracy domowych, które mieli zadane na ferie świąteczne. Jednakże mimo wszystko, każde z nich cieszyło się na powrót do Hogwartu, a najbardziej zależało na tym młodemu Potterowi. Nie mógł się doczekać, aż ponownie kogoś spotka, aczkolwiek nigdy w życiu by się do tego nie przyznał.

***

Ivy Avery siedziała na szerokim parapecie w swoim pokoju, a na kolanach trzymała książkę, z której miała zamiar przeczytać rozdział na transmutację. Avery jest w końcu Krukonką, zależało jej na dobrych ocenach, a poza tym lubiła po prostu dużo wiedzieć. No i trzeba pamiętać, że Ivy w tym roku zdawała również OWUTEMy, najważniejszy egzamin w jej życiu. Musiała się do niego przyłożyć, jeśli chciała coś osiągnąć w życiu, a bez dobrych wyników nigdzie jej nie przyjmą.

Dziewczyna oderwała wzrok od stronnic książki i spojrzała w okno. Obserwowała przez chwilę spadające płatki śniegu. Całą okolicę pokrywał biały, gruby puch. Sypało od samego rana. Z cichym westchnieniem, poprawiła przeszkadzający kosmyk włosów, który wydostał się z jej luźnego koka. Chciała wrócić do przerwanej lektury, ale nie potrafiła się skupić. Czytała kolejne słowa, a jednak nic nie zapamiętywała, nawet nie docierało do niej to, co właśnie czytała. Mimowolnie ciągle powracała do minionych dni. Cały czas cofała się w przeszłość, do momentu, gdy była uwięziona razem z Potterem. Nie żałowała tego, co się stało. Mimo wszystko cieszyła się, że to obrało taki obrót sprawy, że wszystko sobie wyjaśnili i że już nie musiała udawać, że sprawia jej przyjemność nękanie byłego Gryfona, tak jak to miało miejsce na samym początku. Uśmiechnęła się na myśl o tym, że Potter i ona zakopali topór wojenny. Przez ten krótki czas dostrzegła, że jest on zwykłym człowiekiem, tak jak wszyscy inni, a nie kimś, kogo trzeba nienawidzić. I wbrew jej woli podobała jej się znajomość z nim.

Spojrzała ponownie na książkę, chcąc zająć myśli czymś innym. Po raz kolejny krążyły w nieodpowiednim kierunku. Zirytowała się tym, iż nie może się skupić, co zwykle jej się nie zdarzało, jednak w końcu zrezygnowana zamknęła książkę, wiedząc, że i tak niczego się teraz nie nauczy. Wtedy też w jej pokoju z charakterystycznym trzaskiem pojawił się jeden ze skrzatów domowych, który od razu się ukłonił, zahaczając nosem o dywan. Gdy tylko się wyprostował, odrobinę poprawił kawałek materiału, który służył mu za ubranie.
– Tak? – Zapytała dziewczyna, zastanawiając się, po cóż ich skrzat domowy zjawił się w jej pokoju.
– Panienko Ivy, pan Rins czeka w salonie, czy przyprowadzić gościa? – zapytał skrzat służalczym tonem, nawet nie mając śmiałości podnieść wzroku na dziewczynę.
– Powiedz mu, że jestem w swoim pokoju – odparła spokojnie nastolatka i uśmiechnęła się sama do siebie. Przynajmniej będzie mogła porozmawiać z kimś zaufanym.
– Jak panienka każe – powiedział, nisko się kłaniając, oczywiście zahaczając nosem o dywan, a potem zniknął z pokoju z nieodłącznym, charakterystycznym dla skrzatów domowych trzaskiem. Po chwili Ivy zeskoczyła z parapetu i odniosła książkę do kufra, który stał przy końcu jej łóżka. Akurat, gdy zatrzaskiwała wieko, rozległo się pukanie do drzwi.
– Wejdź – powiedziała blondynka i uśmiechnęła się na widok przyjaciela
– Cześć Ivy – przywitał się chłopak, gdy zamknął za sobą drzwi.
– Cześć, Patric.
Patric Rins był wysokim, ciemnym blondynem o ciemnoniebieskich oczach. Już od wielu lat znał się z Krukonką, ponieważ oboje znajdowali się w tym samym domu, a poza tym dwór Rinsów mieścił się w tej samej okolicy, co domostwo Ivy. Nic, więc dziwnego, że ci dwoje byli przyjaciółmi już w dzieciństwie, jeszcze przed Hogwartem. Chłopak usiadł na parapecie obok przyjaciółki, która ponownie zajęła to miejsce. Często tam właśnie siadali.
– Przeszkodziłem ci w czymś? – Zapytał, uważnie przyglądając się nastolatce. Zauważył, że jego przyjaciółka jest dzisiaj jakaś milcząca, zupełnie inna niż zwykle.
– Nie, próbowałam się uczyć, ale nie potrafię zebrać myśli – powiedziała zgodnie z prawdą.
– Ivy, co jest nie tak? – Zapytał wprost, gdyż martwił się o przyjaciółkę. – Widzę, że coś jest nie w porządku. Wiem, że powinienem był przyjść, gdy tylko się dowiedziałem, że wróciłaś, ale nie mogłem się wyrwać z domu.
– Nic nie szkodzi – odparła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. – Naprawdę nic się nie stało – dodała.
– Zrobili ci coś?– Zapytał.
Dziewczyna popatrzyła się na niego, a potem zaczęła po prostu mówić. Opowiadała wszystko od momentu, odkąd zaczęli uciekać przez las. Powiedziała Patricowi o tym, jak Potter jej pomógł, a przecież tyle razy chciała go upokorzyć i go nienawidziła. Opowiadała o także, że siedzieli zamknięci w piwnicy, o ich rozmowach, o zakopaniu toporu wojennego. Potem wspomniała o pomocy Snape'a i o tym, jak udało im się uciec.
– Więc wszystko jest w porządku? – upewnił się chłopak, przetrawiając rewelacje, które zaserwowała mu Krukonka.
– Właśnie nie do końca – stwierdziła po chwili. – Zakochałam się – odparła spokojnie.
– No wreszcie! Kim jest ten szczęściarz? – Zapytał radośnie, bo wierzył, że jego przyjaciółka w końcu będzie szczęśliwa.
– No wiesz... W... Cholera to jest takie niedorzeczne, że nie chce mi to przejść przez gardło – zirytowała się blondynka a Patric wtedy zrozumiał, kogo dziewczyna ma na myśli.
– W nim?! – wykrzyknął zdziwiony.
– Tak. Błagam Cię, Patric! Strzel we mnie Avadą Kedavrą – jęknęła z rozpaczą.

***

Hermiona Lestrange siedziała przy stole w gabinecie Lorda, a naprzeciw niej znajdował się wspomniany mężczyzna. Trzymał w dłoni jakieś pergaminy, a w jednym Hermiona rozpoznała ten, który sama mu dostarczyła z interpretacją dziwnego wierszyka. Nie miała pojęcia, dlaczego Czarny Pan znów ją wezwał, najwyraźniej w tej samej sprawie, jednak teraz czekali jeszcze na Severusa Snape’a, który przybył dość szybko. Od razu zajął wskazane mu miejsce.
– Mam już ostateczną recepturę eliksiru – powiedział Czarny Pan. – Większość się pokrywała z moją wersją, więc to prawdopodobnie jest prawdziwa. Musicie zdobyć pewien składnik – powiedział Lord Voldemort.
Severus uważnie przyjrzał się Hermionie z niemym podziwem w oczach. Od zawsze podziwiał jej inteligencję, nigdy nie zapomniał, że dziewczyna, mając zaledwie jedenaście lat, rozszyfrowała jego zagadkę, z która nawet Dumbledore miał problemy, a jednak zdziwiło go nieco, iż jej przekład zagadki, pokrywał się z jego własnym i tym Czarnego Pana, a do najłatwiejszych nie należała.
– Kwiat Śmierci – powiedział od razu Snape, który jednocześnie słuchał słów Czarnego Pana. Mężczyzna wiedział, że to właśnie z nim będzie największy problem, ponieważ niemal cały świat cierpiał na deficyt tego konkretnego gatunku roślinności.
– Masz rację, Severusie – odparł Czarny Pan. – Macie jeszcze przerwę świąteczną, więc Dumbledore nie będzie niczego podejrzewać, ponieważ to wy nadajecie się do tego doskonale. Nie mogę wysłać na tereny nachtmagów jakichś półgłówków.
– Tereny nachtmagów? – zapytała zaskoczona panna Lestrange. To właśnie z tej rasy wywodziły się Siostry Mroku, a Hermiona niewiele wiedziała na ten temat.
– Później ci wytłumaczę, Lestrange – powiedział spokojnie Snape, który odnosił się do niej o wiele lepiej, odkąd tylko dowiedział się, że jest jego przyszłą synową.
– Udacie się tam i spróbujecie znaleźć ten kwiat – kontynuował Lord, nie komentując wymiany zdań jego popleczników. – Dumbledore nie może o niczym wiedzieć, dlatego nawet mu nie wspomnisz, że gdziekolwiek cię wysyłałem Lestrange. Severusie, ty mu powiesz, że poszukiwałeś starożytnego Alchemika, jednak poszlaki były fałszywe.
– Tak, panie – powiedział natychmiast Snape, a Lestrange pokiwała głową. – Nie mam pojęcia, jak Siostry zareagują, na fakt, że wejdziecie na ich teren, jednak zapewne będą się tego spodziewać, dlatego macie być ostrożni, wyruszacie najszybciej, jak to tylko możliwe. Świstoklik przeniesie was góry, w pobliże wejścia do ich podziemi – rzekł, podając Snape’owi stare pióro. – Możecie odejść – powiedział mężczyzna, a oni od razu wykonali polecenie.
– Bądź pod bramą za godzinę, Hermiono – powiedział spokojnie Snape.
– Co…
– Odpowiem na twoje pytania później, teraz nie mamy czasu – rzekł, a dziewczyna szybko się zamknęła. Uśmiechnęła się lekko, lubiła takiego Snape’a, który czasem bywał dla niej milszy niż dla reszty świata, choć na co dzień pluł jadem jak mało kto.
– Będę za godzinę – powiedziała tylko, a potem każde z nich rozeszło się w swoją stronę.
Hermiona spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torebki, na którą rzucone zostało zaklęcie zwiększające pojemność, szybko pożegnała się z przyjaciółmi, a potem podążyła w stronę bramy, gdzie czekał już na nią Mistrz Eliksirów.
– Gotowa? – zapytał Snape, widząc, iż dziewczyna znalazła się już w umówionym miejscu.
– Tak, panie profesorze – odparła machinalnie, na co Snape przewrócił oczami.
– Mówiłem ci coś przecież, nie musisz ciągle profesorować, skoro masz zamiar zostać moją synową – mruknął Snape.
– Zapomniałam – odparła beztrosko dziewczyna. Snape już dawno powiedział jej, że poza szkołą może zwracać się do niego po imieniu, ale Ślizgonka często o tym zapominała – Co z tym świstoklikiem? – zapytała. – Przenosimy się?
– Trzymaj się mnie, Lestrange, uaktualniam go – powiedział Snape, a potem wyciągnął pióro, które dostał od Czarnego Pana i rzucił jakieś zaklęcie. Hermiona zdążyła złapać Severusa za ramię, a potem poczuła szarpnięcie, by po kilku sekundach wylądować wśród siwych skał. Dziewczyna odsunęła się od Mistrza Eliksirów, a potem rozejrzała dokładnie. Dookoła nich znajdowały się potężne, monumentalne skały o burym ubarwieniu.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytała Hermiona, zastanawiając się nad tym. I dokładnie rozglądając się.
– Prawdopodobnie gdzieś tutaj jest wejście do świata Nachtmagów – odparł Severus równie rozglądając się dokładnie.
Dissendium – powiedziała Hermiona, jednak nic się nie wydarzyło. Severus wpatrywał się natomiast w jeden punkt, a potem podszedł bliżej miejsca, któremu się przyglądał. Była tam szczelina, przepoławiająca skałę.
Dissendium Maxima – powiedział Mistrz Eliksirów, celując w to samo miejsce różdżką, a potem coś zaczęło się dziać. Nagle jakby zrobiło się ciemniej, a na środku szczeliny coś zamigotało, coś o barwie fioletu. Dopiero po chwili Hermiona uświadomiła sobie, że narysowany jest tam malutki półksiężyc przepołowiony przez szczelinę. Jednak potem i ona zaczęła się coraz bardziej rozszerzać, ukazując wejście do wnętrza skał, ku zdumieniu brązowowłosej. Dziewczyna już chciała zapytać się, skąd nauczyciel to wiedział, jednak wtedy, w szczelinie pojawił się duch wyglądający jak młoda, piękna kobieta. Postać skierowała swoje dłonie w ich stronę, a potem otoczyły ich wiązki światła, które po chwili zniknęły, tak samo, jak ich twórca, a z przejścia ziała jedynie ciemność.
– Czy… Czy to było zaklęcie sprawdzające intencje? – zapytała zszokowana dziewczyna. Czytała o nim, ale podobno było tak trudne i kapryśne do rzucenia, oraz mógł zrobić to jedynie potężny czarodziej, że spotkanie go graniczyło z cudem.
– Tak – potwierdził Snape, zadowolony, że nie musi jej tego tłumaczyć. Mężczyzna z uwagą wpatrywał się w wejście, które było przed nimi. – Siostry Mroku są bardzo potężne, nic więc dziwnego, że już na samym początku nie bawią się w proste zaklęcia. Chodźmy, tylko uważaj na wszystko – wyjaśnił Snape, a potem oboje ostrożni weszli do środka. Gdy tylko to uczynili, przejście za nimi się zamknęło, a oni zostali owinięcie mrokiem.
Lumos bullet* – powiedział Snape, nim dziewczyna zdążyła rzucić zaklęcie, a z jego różdżki wystrzeliła kula światła zamiast strumienia, jak to jest przy zwykłym lumos. Następnie Snape, musiał użyć jakiegoś zaklęcia niewerbalnego, ponieważ nad ich głowami i oświetliło cały korytarz, którym musieli podążyć.
– Kim tak naprawdę są nachtmagowie? – zapytała dziewczyna. – Nie wiele udało mi się za wiele o nich znaleźć – dodała zrezygnowana, a przecież Hermiona Lestrange nienawidziła czegoś nie wiedzieć.
– Nachtmagowie to rasa bardzo podobna do ludzi, choć pomimo iż wyglądają jak my, to wcale nami nie są. Prawdopodobnie powstali wraz ze stworzeniem świata tak jak czarodzieje, wampiry, wilkołaki i inne stworzenia. To bardzo potężne istoty, posługują się magią bezróżdźkową i mają ogromne skłonności do czarnej magii – tłumaczył. – Są długowieczne, legendy mówią, że nieśmiertelne, jednak można je zabić, ale tylko silną magią. – Wiesz, kim są Siostry Mroku? – zapytał nauczyciel.
– Esther, Slivers i Calisja – powiedziała dziewczyna, przypominając sobie postacie z Legendy o Siostrach Mroku. – Trzy siostry, które posługują się mocą o wiele potężniejszą niż pozostali Nachtmagowie. Nie wiadomo kiedy powstały, ale wiekiem przewyższają nawet Merlina – powiedziała Hermiona. – Podobno to one odkryły, jak uzyskać nieśmiertelność.
– Tak – potwierdził Snape. – Podobno Merlin i Założyciele Hogwartu byli tak potężni, iż podejrzewano, że w ich drzewach genealogicznych byli jacyś nachtmagowie.
– Jestem skłonna uwierzyć, że Slytherin był całkowicie nachtmagiem, skoro mają czarną magię we krwi – parsknęła dziewczyna, a na twarzy Severusa także pojawił się grymas, który miał być uśmiechem.
– Nie należy ich lekceważyć, Hermiono – stwierdził Snape.
– A ten Kwiat Śmierci? – zapytała dziewczyna? – Jak wygląda? Jakie ma właściwości? Jak go znajdziemy? – Hermiona zaczęła zasypywać go gradem pytań, na co mężczyzna tylko uśmiechnął się złośliwie.
– Wróciła Etatowa-Wiem-To-Wszystko-Lestrange – podsumował Snape. – Na dodatek czegoś nie wie – dodał złośliwie.
– Jesteś okropny – mruknęła. – Ja...
Nagle dziewczyna stanęła jak wryta, gdyż do jej uszu dotarł jakiś dźwięk, coś jak… trzepot skrzydeł?
– To tylko nietoperze, durna dziewucho – mruknął Snape, jednak sam także się zaniepokoił niespodziewanym dźwiękiem. Do tej pory, droga przebiegała im nadzwyczaj spokojnie. – Kwiat Śmierci zabija. Jest silną trucizną w każdej postaci, napar, sproszkowany, czy w jakiejkolwiek innej formie doprowadza do śmierci. Już sam jego zapach powoduje zawroty głowy. Ma duże płatki koloru czarnego, może mieć jaśniejsze plamki bliżej środka i rozłożyste ciemnozielone liście – wyjaśnił Snape. – Na pewno go rozpoznasz – dodał.
Hermiona nie pytała więcej. W ciszy wędrowali krętym korytarzem. Dziewczyna ciekawa była jak długo, już idą. W pewnym momencie doszli do rozwidlenia, a przed nimi znajdowały się trzy korytarze.
– Którędy powinniśmy iść? – zastanowiła się Hermiona. – Wskaż mi – powiedziała, a wtedy różdżka wskazała lewy korytarz.
– To nic nie da – powiedział Snape. – Rzucono tu zaklęcia zwodzące – dodał Snape, który zdążył się tu wcześniej rozejrzeć. – Aczkolwiek, wiemy już, że ten korytarz nas nie doprowadzi do celu – dodał. Środkowy? – zasugerował Snape, a dziewczyna przystała na to. Nie wiedziała, który korytarz był prawidłowy, więc nie było sensu się wykłócać. Jeżeli środkowy okaże się błędny, to nie będzie to całkowicie jej winą. Ruszyli w omówioną stronę, a kula światła nad ich głowami podążyła przed nimi, rozpraszając mrok. Severusowi i Hermionie nie dane jednak było wędrować spokojnie, ponieważ tuż za kolejnym zakrętem spotkała ich niemiła niespodzianka. Tunel zrobił się nazbyt szeroki, a pod samą ścianą znajdowały się trzy ogromne akromantule. Dziewczyna aż pisnęła z przerażenia na ich widok, co było wielkim błędem, gdyż dopiero wtedy bestie dostrzegły potencjalne ofiary. Jedna z nich od razu ich zaatakowała, jednak Snape był szybszy i nie bawiąc się w oszałamiacze, rzucił avadę, a zwierze zwaliło się z łoskotem na kamienne podłoże. Dopiero wtedy Hermiona się opanowała i unicestwiła kolejną bestię, a potem pozbyli się i trzeciej.
– Panuj nad sobą, Lestrange – powiedział Snape. – Nie wiadomo, co tu spotkamy – dodał i ruszyli dalej, tym razem bardziej uważając.
Korytarz wydawał się nie mieć końca i często zakręcał. Miejscami był tak wąski, że ledwo się przeciskali, a innym razem szeroki, tak, jak w przy akromantulach, a czasami znajdowali się też pod gołym niebem, choć skalne ściany były wysokie, a jedyna droga, to dalsze zagłębienie się w tunel. Gdy znów znaleźli się w takim właśnie miejscu, oboje spostrzegli, iż zapadła noc, a firmament nad nimi upstrzony był miliardami gwiazd. Podczas wędrówki przez ciemne korytarze Severus i Hermiona stracili poczucie czasu.
– Zatrzymamy się tutaj – zakomenderował Snape. – Musimy odpocząć. 
Mężczyzna podszedł do dalszej części tunelu, aby sprawdzić, czy nie czyha tam na nich jakieś niebezpieczeństwo, na szczęście w tej chwili nic im nie groziło. Natomiast Hermiona wyciągnęła z kieszeni pomniejszona torebkę i przywróciła jej normalny rozmiar.
– Myślisz, że rozpalenie ogniska i rzucenie zaklęcia rozpraszającego to dobry pomysł? – zapytała dziewczyna.
– Nie powinniśmy być zauważeni – powiedział Snape. – Rzucę zaklęcia ochronne – powiedział mężczyzna i zabrał się do pracy. Tymczasem Hermiona zabrała się za rozpalanie ogniska i przygotowanie czegoś do jedzenia.
– A jeśli to nie jest właściwy korytarz? – zapytała nagle dziewczyna kilkanaście minut później, gdy siedzieli przy wygasającym ognisku.
– Wtedy wrócimy do początku i wybierzemy inny – odparł spokojnie Snape, bolejąc nad bezsensownymi pytaniami Ślizgonki. Gdzie się podziała encyklopedia, którą zazwyczaj była?
– Oh, to było pytanie retoryczne – zirytowała się dziewczyna. – Wolałabym jednak nie – dodała całkiem poważnie.
– Zobaczymy jutro – powiedział Mistrz Eliksirów. – Proponuję iść spać, Hermiono – powiedział Snape. Panna Lestrange nie protestowała. Zajrzała do swojej torebki w poszukiwaniu koców, zabrała dwa; jeden, aby móc położyć go na ziemi, a drugi po to, aby się nim okryć. Przewidziała ewentualność, że będą spać w dziwnych warunkach. Dziewczyna ciekawa była, kiedy znajdą ten kwiat. Kątem oka dziewczyna zauważyła, iż mężczyzna uczynił to samo.
– Dobranoc – powiedziała dziewczyna, gdy oboje już leżeli pod kocami, Hermiona z jednej stron ogniska, Severus z drugiej.
– Dobranoc – odpowiedział.

Zapadła cisza, podczas której każde oddał się swoim rozmyślaniom, czekając, aż sen raczy do nich nadejść. Było ciemno, a ledwo żarzące się ognisko nie dawało zbyt wiele ciepła, dlatego też w pewnym momencie Hermiona zaczęła drżeć z zimna.
– Lestrange, tak z łaski swojej nie szczękaj tymi zębami – dobiegł ją nagle głos Mistrza Eliksirów.
– Przepraszam – wymamrotała. – Jest mi zimno – mruknęła przepraszająco i jeszcze szczelniej opatuliła się kocem, jeżeli w ogóle było to możliwe. Jednak nic to nie dało.
– Chodź tu, Lestrange – usłyszała dziewczyna po chwili ciszy.
– Co? – wydukała zaskoczona dziewczyna.
– Połóż się przy mnie, będzie nam cieplej – powiedział Snape. – O ile się nie boisz – dodał złośliwie, tym samym wystawiając na próbę resztki jej odwagi gryfońskości, które tkwiły w dziewczynie. Severus za nic na świecie nie przyznałby się, że i jemu także dokucza chłód, pomimo faktu, iż był przyzwyczajony do niskich temperatur, skoro przez tyle lat mieszkał w lochach. 
– Nie widzę powodów do strachu – stwierdziła nastolatka i podniosła się ze swego miejsca i przysunęła swój koc bliżej mężczyzny, aby móc się przy nim położyć, co też zaraz uczyniła. Przylgnęła plecami do Severusa, a ten lekko położył jej dłoń na talii, przyciągając bliżej siebie, a dziewczyna próbowała jeszcze mocniej opatulić się kocem. Hermiona czuła się dziwnie, leżąc tak wtulona w ojca jej chłopaka, acz nie przerażało jej to, czy odrzucało w żaden inny sposób. Przede wszystkim dzięki bliskości Mistrza Eliksirów zrobiło jej się nareszcie ciepło, a potem zmorzył ją sen.
Severus Snape nie przemyślał tego czynu, działał machinalnie. W jego głowie wirowało mnóstwo myśli, aż w końcu zasnął otulony zapachem dziewczyny.

***

Ginny nie mogła doczekać się, aż w końcu powróci w szkolne mury, poza tym nie chciała także sprawiać kłopotów Billowi. Czas spędzony u jej najstarszego brata oczywiście był wspaniały, ale chciała także spotkać przyjaciół i chłopaka. Pochłonie ją szkolna codzienność i będzie łatwiej jej z żyć po ostatnich wydarzeniach. Miała nadzieję, że dzięki temu łatwiej zapomni o tym, co się stało między nią, a jej rodzicami. Tak naprawdę bolało ją to, że tak po prostu wyrzekła się rodziny. Ale co miała zrobić? Nie miała wyjścia. I tak miała wyjątkowe szczęście, że część jej rodzeństwa nie podzielała zdania ojca. Miała szczęście, że jej brat ją przyjął. Nie potrafiła inaczej go nazywać, choć na skutek jej decyzji i jego się wyrzekła. Co prawda Bill cały czas jej powtarzał, że bez względu na wszystko pozostanie jego małą siostrzyczką. Może, dlatego czuła, że więź między nimi nadal istnieje, silniejsza niż u pozostałych, mimo że ona wyrzekła się całej rodziny. Nie rozumiała tego dokładnie, ale kiedyś czytała o magicznych więzach, które istnieją pomiędzy rodziną, dlatego też wiedziała, że jej słowa sprawią, iż utraci je bezpowrotnie. Między nią a ojcem nie było kompletnie nic, nie czuła niczego. Tak samo z było z Ronem i Percym, domyślała się, że oni także wyrzekli się jej. Jeśli chodziło o jej matkę, Charliego i bliźniaków, ta więź nadal była, choć słabsza, oni widocznie nadal uważali ją za członka rodziny. Nie rozumiała tego do końca, ale czuła, że więź jest słabsza, bądź nie ma jej wcale. Nadal nosiła nazwisko Weasley, ale Ginny już do nich nie należała. W końcu to ona pierwsza od nich odeszła.

***

Kolejny dzień nie wiele różnił się od poprzedniego, a Hermiona i Severus dalej błądzili w ciemnym tunelu, unikając kolejnych niespodzianek. Między nimi panowała cisza, a każde z nich bacznie się rozglądało, aby znów nie natrafić na jakieś niebezpieczeństwo. Nagle, zupełnie niespodziewanie stracili grunt pod nogami, a potem spadli na coś miękkiego i oślizgłego.
– Diabelskie Sidła – pisnęła Hermiona. 
– Musisz…
– … się rozluźnić i zachować spokój, wiem – weszła mu w słowo dziewczyna, biorąc głęboki oddech i przymknęła oczy. Szybko usłyszała cichy łoskot, co zwiastowało, iż Snape’owi udało się już wyswobodzić z sideł zdradzieckiej rośliny. Dziewczyna pomyślała o czekającym na nią Matthewe, co wywołało w niej uśmiech na obliczu i całkowite odprężenie. Zupełnie jakby zapomniała gdzie jest, a potem poczuła, iż pętające ją rośliny puszczają, a ona spada, aby móc wylądować na kamiennej podłodze. Szybko się podniosła i machinalnie otrzepała z kurzu.
– Udało się – powiedział Snape.
– Tak, chodźmy dalej… AAA! – wrzasnęła nagle nastolatka, wypuszczając różdżkę z ręki. – Co się dzieje? – zapytała przerażona, bo jedna z macek Diabelskich Sideł powędrowała w jej stronę i chwyciła ją w talii, po czym uniosła do góry. Dziewczyna machinalnie chwyciła Severusa za ramię, a mężczyzna próbował ją ściągnąć z powrotem na ziemię. Żadne z nich nie przewidziało takiej reakcji tej przeklętej rośliny.
– Trzymam cię, Lestrange – powiedział Snape, usiłując ją wyswobodzić, jednak utrudniała to kolejna macka, która próbowała wciągnąć także i jego.
– Ogień – powiedziała nagle dziewczyna, a mężczyzna od razu zrozumiał, co miała na myśli. Diabelskie Sidła uwielbiały zimno i wilgoć, więc ciepło i światło powinno pomóc im zwalczyć przeszkodę.
Incendio – powiedział Mistrz Eliksirów, celując w roślinę. Udało mu się wyswobodzić dziewczynę, a potem próbował zrobić porządek z macką, która atakowała jego, natomiast Hermionie udało się znaleźć swoją różdżkę. Nie minęło wiele czasu, a dzięki ogniowi udało im się zniszczyć tę przeklętą roślinę.
– Nie wiedziałam, że Diabelskie Sidła mogą zrobić coś takiego – powiedziała Hermiona, spoglądając w miejsce, w którym dopiero rosła owa roślina.
– Bo nie mogą, to nie były zwykłe Diabelskie Sidła – powiedział Severus.
– Więc…
– O cokolwiek zapytasz, nie mam pojęcia, dlaczego takie były. Podejrzewam jedynie, że to sztuczka nachtmagów – uciął mężczyzna potok pytań, który bezwątpienia nastąpiłby chwilę wcześniej. W końcu wciąż miał do czynienia z wszystkowiedzącą Granger, pomimo faktu, iż posiadała teraz inne nazwisko. – Chodźmy dalej – zakomenderował nauczyciel.

Podążali dalej, a między nimi znów panowało milczenie, choć nie było ono wcale przytłaczające. W końcu, ku ich zdziwieniu ujrzeli koniec tunelu. Severus i Hermiona znaleźli się w ogromnej grocie wypełnionej mnóstwem innych ludzi. Była bardzo jasna, a wysoko niemal pod samym sufitem unosiły się świetliste kule, które niesamowicie się iskrzyły. Hermiona przeniosła swój wzrok na tętniącą życiem jaskinię. Gdzieś nieopodal biegały dzieci, śmiejąc się radośnie, dalej przechadzała się jakąś para, w innym miejscu stały różne stragany, a wśród nich kolejne postacie. Gdy Hermiona bardziej wpatrzyła w to, co rozciągało się przed nią, dostrzegała coraz więcej ludzi, uliczki, dalej również i niewielkie domy.
– Kim jesteście? – usłyszeli nagle głos, a coraz więcej nachtmagów zaczęło się gromadzić wokół nich.
– Coście za jedni? Co tu robicie? – rozlegały się głosy.

Nim Hermiona bądź Severus zdążyli w jakikolwiek sposób zareagować, dało się słyszeć kolejne podniesione głosy. 
– Zróbcie przejście dla Marcusa i Aliye! – Nie wiadomo z jakiego powodu, ludzie rozstępowali się, robiąc przejście dla dwójki przybyszów. Po chwili przed Hermioną i Severusem stanęła para blondwłosych nachtmagów, a Hermiona ze zdumieniem zauważyła, iż oboje mają oczy barwy jasnofioletowej. Najwyraźniej musieli być kimś ważnym, skoro pozostali wpatrywali się w nich, nie śmiejąc się nawet odezwać, choć chwilę wcześniej wykrzykiwali swoje pytania.
– Kim jesteście? – zapytał mężczyzna ostrym tonem. Wyglądał najwyżej na dwadzieścia parę lat, ale zarówno Hermiona, jak i Severus wiedzieli, że ich wygład nijak ma się do tego, gdyż nachtmagowie są długowieczni. – Odpowiadajcie! – zażądał chłopak.
– Jestem Aliye, a to Marcus, syn Pani Slivers – odezwała się spokojnie towarzysząca mu dziewczyna. – Wybaczcie, jednak nie często miewamy tu obcych.
– Jestem Severus Snape, a to Hermiona Lestrange – odezwał się Mistrz Eliksirów. – Przybywamy na rozkaz Lorda Voldemorta – wyjaśnił.
– Czarodzieje – skrzywił się z widoczną odrazą Marcus, za co Aliye zgromiła go wzrokiem.
– Nasz pan jest w przyjaznych stosunkach z waszymi paniami – kontynuował Snape. – My także nie mamy złych zamiarów – wyjaśnił.
– Gdyby było inaczej, strażnik by was nie wpuścił – powiedziała Aliye spokojnym tonem. Przynajmniej ona nie wyglądała, jakby miała coś przeciw czarodziejom, a z jej oczu dobrze patrzyło.
– Aliye, nie zamierzam z nimi dłużej rozmawiać niż to konieczne, zaprowadź ich do swojej matki – polecił. – Moja będzie szczęśliwsza, jeżeli oni pozostaną z daleka. Niech Esther z nimi rozmawia – powiedział mężczyzna, a potem odszedł w swoją stronę.
– Nie zwracajcie uwagi na Marcusa – powiedział dziewczyna, gdy zniknął w tłumie. – Zaprowadzę was do Pani Esther – rzekła kobieta. – Chodźcie ze mną.
Severus i Hermiona wymienili spojrzenia, a potem ruszyli za Aliye, gdyż nie mieli pojęcia co zrobić. Kobieta prowadziła ich uliczkami, które rzuciły się wcześniej oczy pannie Lestrange, a potem znów znaleźli się w tunelu, tym razem dobrze oświetlonym i znacznie wyższym niż te prowadzące do tego miejsca.
– Dlaczego przybyliście aż tutaj? – zainteresowała się nagle Aliye, spoglądając z zaciekawieniem na dwójkę czarodziejów.
– Tylko tutaj możemy zdobyć Kwiat Śmierci – powiedziała Hermiona, odzywając się tutaj po raz pierwszy.
– Kwiat Śmierci? To czarnomagiczna roślina i…
– … silna trucizna – zakończył Severus. – Wiemy, jak działa, jednak jest potrzebny naszemu Panu do receptur, którą uzyskał od Sióstr Mroku – dodał Mistrz Eliksirów.
Blondynka się nagle zatrzymała, a na jej obliczu pojawił się wyraz zastanowienia. Pamiętała wydarzenia sprzed tych kilkudziesięciu lat, miała świadomość, jaką rolę odegrał Voldemort zarówno dla ich rasy, jak i jej matki. Skoro Esther przekazała mu tajemną recepturę, wiedziała, że ktoś tu wróci po Kwiat. Czy utrudniałaby mu zdobycie go? Aliye coś mówiło, iż nie.
– Więc przybyliście tu jedynie po Kwiat Mroku? Nie macie żadnych wieści dla Pani Esther? – zapytała ostrożnie kobieta.
– Nie, interesuje nas jedynie Kwiat – wyjaśniła Hermiona. – Naturalnie, możesz jej przekazać pozdrowienia od Czarnego Pana – dodała.
– Gdybyście wybrali prawy korytarz, nie musielibyście się tutaj kręcić – mruknęła. – Chodźcie, skoro tak nie będziemy niepokoić mojej matki – postanowiła Aliye, a oni poszli za nią.
Blondynka zaprowadziła przybyszów z Hogwartu do miejsca, gdzie zaczynał się kolejny tunel.
– Idźcie tędy, wyjdziecie prawym tunelem – poleciła kobieta. – W połowie drogi natkniecie się na Kwiaty Śmierci. Gdyby ktokolwiek was niepokoił, powołajcie się na Aliye. Córkę Pani Esther – wyjaśniła.
– Jesteśmy ci wdzięczni, Aliye – powiedziała Hermiona z lekkim uśmiechem.
Nie minęło wiele czasu, a Hermiona i Severus znów przemierzali ciemny tunel. Choć jeszcze o tym nie wiedzieli, ten na szczęście był krótszy i pozbawiony większości niespodzianek takich jak te, na które natknęli się wcześniej. Fakt, iż zbliżają się do siedliska Kwiatu Śmierci, dotarł do nich, już z daleka, ponieważ ta roślina wydzielała z siebie niesamowity odór rozkładającego się ciała.
– Mówiłem, że wyczujesz go z daleka – powiedział złośliwie Snape, rzucając na siebie zaklęcie bąblogłowy, gdyż woń Kwiatu Śmierci była odurzająca. Dziewczyna uczyniła to samo. Dość szybko udał im się dotrzeć do poszukiwanego miejsca i zerwać kilka kwiatów. Hermiona od razu zauważyła, że jego wygląd dokładnie pokrywał się ze wcześniejszym opisem Severusa.
Po wykonaniu zadania, Snape i panna Lestrange jak najszybciej opuścili terytorium nachtmagów.

*bullet – łac. Kula.

Jak obiecałam rozdział miał być w lutym, więc i jest! Koniecznie mi powiedzcie, jak Wam się podobał i o ewentualnych błędach, gdyż nie był betowany. I o samej akcji, ponieważ zastanawiam się, czy relacja Harry x Ivy nie biegnie za szybko. Mam kilka pomysłów na nich, w gratisie z Avadą i najchętniej wszystko zawarłabym w kilku zdaniach, aby wreszcie to napisać :). Zmieniłam szablon, mam nadzieję, że już i na telefonie widać okej ( u mnie widać), jednak jeśli coś nie tak, to mówicie. Komentarze są Wasze :)
//Do napisania!
Niedoskonała.







5 komentarzy:

  1. Rozdział jak najbardziej ciekawy :) Bardzo zainteresował mnie ten wątek z Nachtmagami i ta misja od Toma.
    A co do relacji Avery z Harry'm, to mam nadzieję, że łatwo przyjdzie, łatwo pójdzie. Niezbyt za nią przepadam i na dodatek shippuje Harry'ego z Avadą :D
    Szablon świetny i na telefonie działa już bez zarzutów.
    Czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, bo Nachtmagowie jeszcze się pojawią i raczej nie dadzą tak szybko o sobie zapomnieć :)
      Dziękuję bardzo za opinię :)

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że będzie więcej rozdziałów z Nightmagami :) Bo jak narazie to mój ulubiony rozdział! Coś ten Harry nie może się zdecydować. Nadal ma nadzieję, że wybierzę Avadę. Nie lubię Ivy i jej nie ufam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nachtmagowie odegrają tu jeszcze swoją rolę i pojawi się więcej postaci :)

      Usuń
  3. Hejka, hwjka,
    wspaniale, bardzo mnie zaciekawił wątek z Nachtmagami, miło widzieć takiego miłego Severusa... no to w zasadzie, już wiemy co wielki Albus Dumbledore planuje... chciał aby Harry ożenił się z Ginny i w taki sposób by ich kontrolowal...  och, och Ginny cóż wykonała ogromny krok... wyrzekł się swojej rodziny... jestem ciekawa relacji harrego i Ivy w Hogwarcie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń